• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[ranek, 29/07/72] Jak stracić portmonetkę... | Jessie & Menodora

[ranek, 29/07/72] Jak stracić portmonetkę... | Jessie & Menodora
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#1
15.08.2024, 08:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.11.2024, 17:23 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - osiągnięcie Piszę więc jestem - Jessie Kelly

Jak wiele zabawek mógł zniszczyć niewielki pies w ciągu zaledwie miesiąca? Odpowiedź brzmi - dużo.

To był właśnie powód, dla którego Jessie wybrał się do sklepu zoologicznego na ulicy Pokątnej z samego rana. Ostatnio coraz więcej zabawek Benjiego, które jeszcze w czerwcu zakupili z Jonathanem, zostało połamanych, rozszarpanych i roztrzaskanych przez psie kły i łapki. Ponieważ jego legowisko nadal znajdowało się w pokoju Jessiego, chłopakowi udawało się ukryć "dowody zbrodni" przed matką, która pewnie jeszcze bardziej zaczęłaby się martwić o swój zestaw mebli.

Zakupił kilka pluszaków, jakieś gryzaki i kółka zabawek na psią inteligencję i wziął jeszcze kilka przysmaków, mających wspomóc czyszczenie kiełków, ale również odświeżać jego oddech, bo przecież nikt nie lubił, kiedy było się budzonym psik oddechem, zwłaszcza gdy ów pies bardzo lubił lizać właścicieli po twarzy. W każdej innej sytuacji, oczywiście, psi oddech, o którego poprawę nikt nie dbał, był równie nieprzyjemny.

Zamienił również kilka słów z pracownikiem sklepu, bo może był w stanie podpowiedzieć mu, co mógł zrobić, by Benji tak szybko nie psuł swoich zabawek. Mężczyzna zaśmiał się serdecznie i pokręciła głową. "Za dużo energii", powiedział. Benji wciąż był młodym psem, jego organizm działał prawidłowo i tworzył więcej energii, niż powinno mieścić się w jego wcale nie takim dużym ciałku. Remedium - długie spacery, połączone z dużą aktywnością ruchową. Benji musiał się po prostu wyszaleć, wykorzystać całą zgromadzoną energię. Wtedy nie będzie miał sił na niszczenie zabawek.

W sumie było to logiczne i Jessie zastanawiał się, dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej. Podziękował serdeczne mu sprzedawcy i wyszedł ze sklepu, kierując się w dół uliczki, szukając piekarni, którą ostatnim razem przegapił. Skoro już tu był, mógł przecież kupić jakieś bułki dla mamy i rodzeństwa. A jeśli okażą się smaczne, może wysłać je również wujom?

Plan był prosty - a takie najłatwiej było zepsuć. Rankiem niewielu było czarodziei, którzy przechadzali się po Pokątnej i odwiedzali każdy sklep po kolei, przez co wszelkie zamieszania łatwiej zwracały na siebie uwagę.

I właśnie jedno zwróciło uwagę Jessiego. Ktoś się szarpał.

-Hej! - zawołał, zbliżając się do niewielkiego zgromadzenia. -Co tam się dzieje?

Kiedyś mu się za to porządnie oberwie, ale przynajmniej nikt nie będzie miał do niego pretensji, że nic nie zrobił.

Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#2
28.08.2024, 14:52  ✶  
To miał być przyjemny dzień. Miała wejść do antykwariatu cioci Tessy, obejrzeć odłożone dla niej książki, zabrać te które się jej podobały, a potem wrócić do domu. Może dlatego zaniedbała znowu kwestię swojego wyglądu, nie udając się do Brenny po nową tożsamość na jeden dzień, no bo przecież szła tylko do Quintessy. Do rodziny, z którą była jak najbardziej bezpieczna. Zasiedziała się trochę, ale to akurat nie był problem, bo spędzanie czasu nad książkami i rozmowie to były jedne z jej ulubionych sposobów. Kiedy opuściła antykwariat, ruszyła po stronie Pokątnej, chcąc jeszcze pooglądać witryny w drodze do najbliższego punktu teleportacyjnego. A duże ulice miały to do siebie, że panował na nich tłum, było głośno, ludzie się przepychali i w tym wszystkim łatwo było się nieco zagubić.

Sięgnęła po portmonetkę chyba odruchowo, kiedy ktoś otarł się o nią nieco za mocno, ale jej dłonie natrafiły na pustkę. Dziewczyna rozejrzała się nerwowo, wyłapując spojrzeniem ciemną sylwetkę, która zgrabnie prześlizgiwała się pomiędzy czarodziejami.
- Moja... - wyciągnęła w jego kierunku rękę. - Moja portmonetka! - rzuciła głośno, rozpaczliwie wręcz, a złodziej jak na komendę wyrwał się do przodu. A Dora za nim. Ktoś w jakimś odruchu bohaterstwa złapał go za ramię, ale ten wyrwał się pośpiesznie, wpadając przy okazji na Jaspera, który akurat znalazł się w pobliżu. Zaraz też o niego obiła się Crawley.
- Jasper - spojrzała na niego z żałosna miną. - Okradli mnie. Ukradł mi portmonetkę! - wyrzuciła z siebie słowa pośpiesznie i z pewną nadzieją, chociaż kiedy znowu przesunęła spojrzenie na plecy gnającego przez Pokątną złodzieja, zdała sobie sprawę że ten obrał chyba kierunek Nokturn i trochę pobladła. Brenna ją prześwięci, jak się dowie.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#3
28.08.2024, 19:02  ✶  

Ludzi przybyło jakby w ułamku sekundy i ulica zapełniła się przechodniami, ocierającymi się o siebie i niezwracającymi uwagi na siebie nawzajem, dopóki na czymś ubraniu nie wylądował atrament, wylany przez przypadek z niedokładnie zakręconego kałamarza, który wypadło komuś z rąk, gdy potknął się o własne sznurówki. W ulicznym tłumie łatwo było o siniaka albo utratę portfela, czego niefortunnie doświadczyła właśnie Menodora. Większość ludzie nauczyła się, by w tłumie trzymać ważne przedmioty jak najbliżej siebie, możliwe jak najbardziej osłonięte przed obcymi dłońmi. Dora miała to szczęście, że jej ręka sama z siebie powędrowała do miejsca, w którym miała nadal znajdować się jej portmonetka, bo gdyby wróciła teraz do domu, mogłaby się jeszcze bardziej zdziwić, zacząć bardziej panikować i z pewnością straciłaby dzień, by odwiedzać ponownie miejsca, w których mogła tę portmonetkę zostawić, dopiero później zdając sobie sprawę, że mogła paść ofiarą kieszonkowca. A wtedy nie miałaby szans na odzyskanie swojej własności.

Teraz, wśród przechodniów, gdy Dora podniosła głos, istniała szansa, że ktoś w tłumie zareaguje, może wszyscy, i może uda się schwytać złodziejaszka i oddać własność właścicielowi, a nicponia sprawiedliwości. Ale mógł też nie zareagować nikt- takie ryzyko istniało zawsze. Znalazł się jednak w tłumie ktoś, kto nie był obojętny na czyjąś stratę i spróbował powstrzymać złodzieja. Kieszonkowiec jednak zdołał się mu wyrwać. Wtedy pojawił się Jessie. Zderzenie nie było może bolesne, nie powaliło go na ziemię, a i jego portfel wciąż tkwił bezpiecznie w wewnętrznej kieszonce jego lekkiej kurtki, ale jego dłoń otworzyła się, przez co torba spadła na ziemię i wszystkie zabawki rozsypały się pod ich nogami. Jasper zaklął, ale nie zdążył nic powiedzieć nicponiowi, który pognał już dalej.

-Dora? - zmarszczył brwi, zaskoczony. -Co ty tu... - kolejne słowa dziewczyny uciszyły go.

Odwrócił się. Kieszonkowiec przepychał się między przechodniami, popychając się jeden na drugiego, by utorować sobie drogę ucieczki. Niektórzy wciąż próbowali go zatrzymać, ale złodziejaszek umykał ich rękom.

-Zostań tu - rzucił jeszcze szybko do Dory, zanim pognał za złodziejaszkiem.

Jeśli będzie dostatecznie szybko, może zdoła go złapać, zanim złodziej przekroczy Nokturn.

Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#4
28.08.2024, 22:06  ✶  
Co ona tu robiła, to było bardzo, ale to bardzo dobre pytanie. Takie, które z pewnością zadałaby jej Brenna i wtedy Menodora poczułaby się bardzo winna, ale kiedy połowicznie padło z ust Kelly'ego, dziewczyna tylko uśmiechnęła się odrobinę nerwowo, przestępując z nogi na nogę. Ona w sumie też zadawała sobie to pytanie, bo gdyby od razu poszła do domu, zamiast oglądać ładne rzeczy przez sklepowe witryny, to tego całego problemu by nie było. I jak ona potem się niby z tego wytłumaczy, jeśli nie uda się jej odzyskać portmonetki?

Crawley pochyliła się niemal odruchowo, bo jej pieniądze mogły właśnie uciekać, ale koledze się wszystko przez złodzieja posypało i teraz dookoła nich leżały gryzaki, szmaciaki i inne piłeczki. Ktoś jedną z nich kopnął i ta poturlała się wesoło po kostce brukowej. Dziewczyna wepchnęła gryzak do swojej własnej torby, szerokim ruchem zgarnęła resztę bambetli, a potem sięgnęła do piłeczki, przywołując ją do dłoni zaklęciem. Robiła to wszystko bardzo, bardzo szybko, bo nawet jeśli okropnie nie chciała, żeby Jessie sam biegł za tym złodziejem, to nie mogła przecież pozwolić żeby jego rzeczy zostały na chodniku i żeby ktoś je sobie przywłaszczył.

Jakaś jej część, ta bardzo malutka i bardzo cicha, buntowała się też przed faktem, że przyjaciel kazał jej tutaj zostać. To była jej zguba, ale też kiedy ktoś zwracał się do niej w ten sposób, czuła się trochę jakby ją lekceważył, a przecież nie była aż tak bezradna. Tylko troszkę nieuważna.

Złodziej biegł przez Pokątną, chociaż było to chyba trochę naciągane stwierdzenie. Próbował biec. Chyba trafili na jakieś godziny szczytu; sprzyjające pozbawieniu sakiewki, ale też utrudniające sprawne poruszanie się, gdyby ktoś go zauważył. Dlatego też przepychał się przez ludzi z pewnym trudem. Podobnie słabo szło Jessiemu, ale trzymał dobre tempo - wystarczające by nie tracić z oczu sylwetki rzezimieszka, ale niewystarczające by znacząco zmniejszyć dystans i faceta zatrzymać. Ich dwoje torowało jakoś drogę, jakby po ich przejściu tłum zorientował się, że coś było na rzeczy i w ślad za nimi biegła Dora, z nieco większą łatwością przemykając obok przechodniów, trzymając swoją torbę przed sobą i oczywiście drąc się na całe gardło.
- Złodziej, złodziej. Ukradł mi portmonetkę!


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#5
29.08.2024, 16:59  ✶  

I z całą pewnością było to pytanie, które Brenna zadałaby Menodorze zupełnie innym tonem, niż zrobił to Jessie. A i z ust Jessiego zapewne wybrzmiałoby inaczej, gdyby zostało dokończone, a po nim padły kolejne słowa i zdania, wymieniane z Dorą. Odpowiedź jednak musiała poczekać, ponieważ w tym akurat momencie ważniejsze było złapanie złodzieja, odzyskanie portmonetki z zawartością i oddanie złodzieja odpowiednim służbom.

Czy złodziej był tak szybki, czy to przez otaczających ich ludzi, ciężko było to stwierdzić i Jasper czuł narastającą frustrację, że nie mógł tego gnojka dogonić. Zabawki dla Benjiego, porozrzucane na bruku, odeszły w tymczasową niepamięć i w sumie mogłyby sobie tak leżeć na tym bruku, dopóki pościg nie dobiegłby końca. Potem Jasper mógł je zebrać.

Rozpaczliwe krzyki Dory trafiły wreszcie do odpowiednich uszu, bo gdzieś dalej ktoś w tłumie zaczął krzyczeć, podniosły się kolejne głosy i jakby z cienia powyskakiwali wielcy faceci (jeden z nich chyba był piekarzem, bo z groźną miną i okrzykami wojennymi wymachiwał wałkiem do ciasta), zaraz rzucając się w stronę złodzieja.

I to chyba był moment, w którym ten złodziej zrozumiał, że całkowicie wszystko spieprzył. Jessie niemal czuł, jak jego policzki stawały się coraz bardziej blade, oczy otwierają się szerzej ze strachu, a pod ubraniem coraz więcej kropel zimnego potu zaczęły spływać po jego plecach, łaskocząc nieprzyjemnie skórę.

Coraz więcej osób torowało mu drogę, coraz trudniej było mu uciekać, chociaż wciąż był w stanie prześlizgnąć się obok wielkich ciał, pod umięśnionymi ramionami albo prześlizgnąć się między nogami. Wszyscy próbowali go zatrzymać, a gdy im się nie udawało, próbowali następni, a ci, których moment bohaterstwa miał dopiero nadejść, blokowali mu wszystkie drogi ucieczki, które mu zostawały.

Jessie odrobinę zwolnił, widząc, że złodziej chyba zmienił zamiar. Obrócił się, ścisnął palcami portmonetkę, cofnął ramię.

Uznał, że nie było warto? Czyżby miał zamiar wyrzucić portmonetkę?

Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#6
28.09.2024, 07:10  ✶  
Po prawdzie to trochę nie liczyła na zbyt wiele, krzycząc o tej portmonetce i złodzieju. Ludzie mieli to do siebie, że niekoniecznie chcieli brać na siebie pewne rodzaje odpowiedzialności, a słowa kierowane ogólnie do tłumy często nikły w nim, odbijając się bez echa. Tak to już było na tym świecie i Crawley spodziewała się, że o ile nie był gdzieś tutaj jakiś brygadzista, albo inny auror, to przebiegną sobie całą trójką przez całą Pokątną na sam Nokturn, a tam już nie chciała - i nie mogła - się zapuścić. Ale całe szczęście okazało się, że nie powinna tracić wiary w ludzi i ich dobre serca, bo ktoś zamachnął się wreszcie wałkiem, szarżując na kryminalistę.

Kolejni ludzie torowali drogę uciekinierowi, utrudniając mu dalszy bieg, a wreszcie doprowadzając do tego, że zdecydował się coś zawalczyć twarzą w twarz. Odwrócił się z zaciętą, ale też wyraźnie zmęczoną miną, obrzucając Jessiego spojrzeniem od stóp do głów, zanim zamachnął się i po chwili zawahania rzucił portmonetkę. Ciężko było stwierdzić gdzie celował, ale wylądowała gdzieś pomiędzy nimi, na bruku, aż prosząc się o to żeby wreszcie do niej podbiec i złapać w ręce, żeby tylko mężczyzna się nie rozmyślił. Ale nawet jeśli ciężko było mu się rozstać z nie tak dawno skradzionym skarbem, to wreszcie zrobił krok w tył, wślizgując się pomiędzy ludzi.

Kelly mógł usłyszeć wyraźniejszy stukot obcasów, kiedy jego koleżanka wreszcie doczłapała się do miejsca porzucenia jej zguby. Dora była trochę poczerwieniała na twarzy, bo nigdy nie miała aspiracji zostać biegaczką, a jej kariera sportowa została spacyfikowana na pierwszym roku, gdy ktoś wjechał w jej miotłę na lekcji latania. Od tamtego czasu trzymała się ziemi i raczej przemierzała ją spokojnym krokiem, albo na klęczkach kiedy grzebała między grządkami.

Kaszlnęła, zaraz po tym jak wciągnęła w płuca powietrze, kiedy zatrzymała się obok Kelly'ego. Wzrok zaraz odnalazł portmonetkę i w sumie chłopak miał teraz okazję uświadomić sobie, że to nie była ani zwykła sakiewka, ani normalna portmonetka na drobniaki, które nosili mugole. Znaczy, jej funkcja ograniczała się raczej do tego drugiego, ale przede wszystkim miała ona kształt żabki. Buzia otwierała się, pokazując czerwone wnętrze i połykając monety w brzuszku, a do tego doszyte miała łapki, nie wspominając już o tym, że była całkiem ładnie haftowana. I kiedy Dora złapała ja w ręce, wyglądało jakby odzyskała właśnie największy skarb.
- Jessie, nic ci nie jest? - zapytała z troską, z właściwą dla siebie manierą najpierw troszcząc się o to, czy w całej tej pogoni faktycznie nic się nikomu nie stało. - Ohh, nie wierzę jakie ja miałam szczęście, że na ciebie wpadłam. Dziękuję, dziękuję! - zaszczebiotała, przyciskając portmonetkę do piersi. - Gdyby nie ty, to on by już dawno uciekł i zniknął i zabrał i nigdy bym jej nie odzyskała pewnie - pewnie, bo gdyby ta portmonetka faktycznie przepadła to poprosiłaby odpowiednie osoby o pomoc, ale zwykle wolała tego nie robić.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#7
01.10.2024, 21:08  ✶  

Ludzie na tym świecie byli... różni. Nie tyle dziwni, co po prostu różni. Wychowując się w społeczeństwie, gdzie pewne odchyły kierowały w twoją stronę nieprzychylne spojrzenia, uczyłeś się, by niczego od ludzi nie oczekiwać. By nie spodziewać się, że ktokolwiek wyciągnie pomocną dłoń, gdy życie kopnie w tyłek. By nie oczekiwać, że ktokolwiek zareaguje, gdy dzieje się krzywda.

Jessie nie mógł powiedzieć, że jego dotychczasowe życie było pasmem nieszczęść i kłód pod nogami. Jego krew była "brudna", ale nie miał powodów do narzekania, ponieważ wśród nich żyli ci, którzy mieli od niego o wiele gorzej.

Dlatego miłym zaskoczeniem było dla niego, gdy przechodnie, między którymi biegł wzdłuż ulicy Pokątnej, próbując dogonić złodzieja, starali się w jakikolwiek sposób im pomóc. Ich pomoc przyniosła upragniony rezultat, ponieważ złodziej zrezygnował ze swojej "zdobyczy" i cisnął żabcią w powietrze, słusznie stawiając samego siebie ponad pieniądze. Niestety, udało mu się uciec, chociaż czyjeś ręce próbowały go zatrzymać.

-I ŻEBYM CIĘ TU WIĘCEJ NIE WIDZIAŁ! - zawołał dziadek z zakręconym wąsem, który nie uczestniczył w pościgu, wymachując swoją laską.

Piekarz, wciąż trzymając wałek w dłoni, zatrzymał Jaspera, który chciał pobiec za złodziejem. Portmonetka wkrótce miała znaleźć się w rękach właścicielki - dalszy pościg mógłby wpakować ich w kłopoty, ponieważ złodziejaszek przekroczył już granicę Nokturnu. Nikt nie chciał się tam zapuszczać ani pozwolić, by zapuszczały się tam dzieciaki.

Żabka była doprawdy urocza i Jessie może nawet by się nią trochę zachwycił, gdyby nieprzyjemne myśli nie uderzyły do jego głowy.

Co Dora tu robiła? Oczywiście, nie mógł jej zabronić wyjścia na zakupy - nie był jej niańką ani matką, żeby go słuchała - ALE...

Czy Brenna wiedziała, że Dora tu jest? Pozwoliła jej wyjść tak samej?

Czy ten złodziejaszek wybrał ją sobie na swoją ofiarę przez zwykły przypadek? A może było to zaplanowane i gdyby dziewczyna pobiegła za nim i przekroczyła granicę Nokturnu, ci, którzy ją ścigali, czekaliby już na nią?

I z pewnością zalałby ją pytaniami, które mogłyby zwrócić w ich stronę trochę za dużo par oczu, ale po głębokim wdechu i jeszcze głębszym wydechu powiedział

-To chyba moja kwestia - tylko tyle, że się nabiegał. Dora sporo ryzykowała.

Ktoś tam jeszcze pomachał gniewnie pięścią w stronę Nokturnu i towarzystwo zaczęło się powoli rozchodzić, by wrócić do swoich sprawunków, skoro nikt już nie musiał ratować Damy w Opałach.

-Co ty tu robisz sama? - Jessie zwrócił się do Dory, mówiąc ciszej, niż brzmiała normalna rozmowa. -Brenna wie, że tu jesteś? Nikt za tobą nie chodził? Jesteś pewna, że nikt cię nie śledził?

Nie strofował jej. Po prostu się martwił.

Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#8
23.10.2024, 23:26  ✶  
- Niee, bo to ty pobiegłeś za tym złodziejem pierwszy i mogło ci się coś stać - wyjaśniła mu cierpliwie, wciąż przyciskając do siebie żabkę i uśmiechając się przy tym delikatnie. W jej głowie ten scenariusz mógł wyglądać inaczej; nie widziała w tym zdarzeniu takiej pułapki jakiej dopatrywał się Jessie. Nie widziała na końcu tej drogi spisku uknutego przez Borginów, żeby wreszcie dopaść ją i wyjaśnić dobitnie dlaczego jej istnienie było błędem. Dla niej był to tylko i wyłącznie czysty przypadek, a ona mimo wszystko nie była aż tak nierozsądna żeby wkroczyć na Nokturn. Bo nawet jeśli wiedziała gdzie Rejwach mieści się na mapie, to nie mogła aż tak ryzykować szukania pomocy u Woody'ego.

A potem zmarkotniała nieco, słysząc jak Kelly wzywa imię Longbottom. Palce zacisnęły się na portmonetce, bo przyjaciel wywołał temat który jej ciążył i wiecznie martwił. Co powie Brenna? Nic nie powie, bo nie musiała o tym wiedzieć.
- Ja... - zawahała się, chowając portmonetkę do torebki. - Byłam u cioci w antykwariacie po książki, które dla mnie odłożyła. - i torba faktycznie wydawała się kanciasta, wypchana grubymi tomiszczami. - Zaczęłam się uczyć paru rzeczy i ich potrzebowałam. Nic mi nie jest. Nikt za mną nie chodził. Nikt mnie nie śledził, obiecuję - powiedziała podnosząc na niego trochę nieśmiałe spojrzenie, bo nawet jeśli mówiła najprawdziwszą prawdę (chyba) to czuła się jakby właśnie spowiadała nie przed Kellym, a przed Longbottom. I to nie tak, ze Brenny się bała, ale nie chciała jej nigdy nadmiernie martwić. A teraz musiała też uważać na to, żeby nie martwić Jaspera. - Ale proszę, nie mów jej. Będzie zła, a nie ma za co. Chciałam tylko popatrzeć na witryny, czy może by mi się coś nie przydało i zaraz wracać, a właśnie... - westchnęła, łapiąc myśl i sięgając po zabawki, które wcześniej opuścił. - Pozbierałam je. Mam nadzieję, że są wszystkie, bo się śpieszyłam.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#9
25.10.2024, 21:26  ✶  

Normalnie pewnie kontynuowałby słowną “przepychankę” z Dorą o tym, które z nich powinno bardziej się martwić o drugie, bo on pobiegł za złodziejem i mogło mu się coś stać, ale to na nią obecnie polowali Śmierciożercy. I pewnie mówiłby to wszystko, co chciałby jej w takim przypadku powiedzieć, z bardzo poważną postawą i jeszcze poważniejszą miną, ale nie był w stanie się nie uśmiechnąć, kiedy jego wzrok zjechał z twarzy Dory na jej portmonetkę, którą udało im się odzyskać.

Ta żabka była zbyt urocza.

-Biorąc pod uwagę, ile osób tutaj próbowało nam pomóc, chyba mogę stwierdzić, że nie stałoby mi się absolutnie nic -, szczególnie gdy jednym z tych “bohaterów” był dziadziuś, poruszający się z trudem o lasce.

Możliwe, że trochę przesadzał ze swoim zamartwianiem się, bo w końcu, fakt, nic się nie stało - jedynie co, to Dora mogła się trochę przestraszyć, że mogłaby stracić nie tylko pieniądze, ale również swoją żabkę. Nikt o zdrowych zmysłach raczej nie odważyłby się na atak w tak zaludnionym miejscu, jakim była Ulica Pokątna, bo przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto rzuci się na pomoc i zawsze będzie ktoś, kto wezwie odpowiednie służby. Dora musiałaby przejść na Nokturn, a tego raczej by nie zrobiła, prawda?

Ale czy można było mu się dziwić? Podczas ich wcześniejszego spotkania natknęli się na wampira, co już było stresującą sytuacją. Potem Jasper dowiedział się, kto ściga jego przyjaciółkę. W pewien sposób wystawił ją wtedy na niebezpieczeństwo, bo gdyby mieli mniej szczęścia, jakiś Śmierciożerca mógł czaić się wtedy w okolicy i widząc Dorę w towarzystwie jednej jedynie osoby, która nie była nawet aurorem, mógł wykorzystać okazję. Według Jaspera mieli wtedy ogromne szczęście, że skończyło się jedynie na ugryzieniu.

Wampir, na szczęście, został schwytany, więc przynajmniej jego ewentualnym powrotem i zemstą Jessie nie musiał się martwić. Westchnął cicho, a jego dłoń znalazła swoje miejsce na jego karku.

-Tak, uhm… Przepraszam - tylko za to, że zabrzmiał jak Brenna. -Cieszę się, że to był zwykły kieszonkowiec, a nie ktoś groźniejszy.

No cóż, nie miał zamiaru donosić Brennie o tym, że spotkał Dorę na Pokątnej, wśród tylu czarodziei. No i odwiedzała ciotkę, a ciotka przecież nie pozwoliłaby, żeby coś jej się stało.

-Ouch… Uhm… Nie musiałaś. Dziękuję - powiedział, zabierając od niej zabawki. -Benji ostatnio sporo ich psuje. Pochwalisz się, co tam ciekawego czytujesz? - spytał, patrząc na wypchaną torbę.

Bezpieczny temat dla rozluźnienia atmosfery.

Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#10
27.10.2024, 04:06  ✶  
Zerknęła na niego czujnie, ale nic nie powiedziała. Bo coś tutaj zachodziły jakieś podwójne standardy. Skoro uważał że jemu nic by się nie stało, biorąc pod uwagę ile osób próbowało im pomóc, to równie dobrze gdyby nie znalazł się w pobliżu i sama musiała tego złodziejaszka gonić, to można było uznać że sprawy miałyby się podobnie. Ktoś może wyciągnąłby pomocną dłoń, nawet jeśli znalazłaby się w gorszych tarapatach niż kradzież najsłodszej portmonetki pod słońcem.

A Dora... Dora była trochę zmęczona. Wiele osób pewnie powiedziałoby, ze tego po niej nie widać, bo zawsze była uśmiechnięta i radosna, a nawet jeśli się martwiła to z jakąś taką dziecięcą niewinnością i prostotą, która sprawiała że niektórzy postrzegali ją jako istotę dość infantylną czy absolutnie niezdającą sobie w pełni sprawy z ciążącego nad nią niebezpieczeństwa. Ale była go świadoma aż za dobrze; delikatne napięcie towarzyszyło jej zawsze i wisiało gdzieś nad głową, nie dając o sobie zapomniec. Spotkanie Stanleya Borgina na szpitalnym korytarzu rok temu skutecznie przypomniało jej o tym w jakim świecie i realiach żyła. To bolało, bodło w umysł niczym drzazga która wbiła się za mocno i nie dało się jej wydłubać igłą bez rozgrzebania całego palca. Mieli z tym wampirem szczęście, ale Crawley nie mogła wiecznie siedzieć w Warowni lub Dolinie. Kochała to miejsce, ale z drugiej strony to ją trochę zabijało. Ta bezsilność i nieustające wyczekiwanie.

- Oczywiście, że musiałam. To przecież nic takiego - błysnęła zębami w uśmiechu. - Ależ oczywiście! Patrz! - otworzyła szerzej torbę, żeby łatwiej było z niej wysunąć poszczególne książki. - Ostatnio siedzę więcej nad runami i astronomią. Poprosiłam, oprócz cioci, wujka żeby mi pomógł i ćwiczę pisząc z nimi zaszyfrowane notki i listy. Całkiem ciekawe zajęcie - zaszczebiotała, nagle o wiele żywsza i jakby z miejsca zapominając o poprzednich smutkach. - Cykl księżyca niby jest mi dobrze znany, no bo warzenie eliksirów i oddziaływanie na niektóre rośliny, ale chciałam to trochę bardziej zgłębić. Gwiazdy są takie ładne... znaczy no nie tylko przecież, ale to że mrugają do nas też jest ważne - mówiła, wysuwając poszczególne tomy żeby mu pokazać, a jeśli chciał to i żeby mógł je przejrzeć. - No i zaczęłam sobie przerabiać też historie magicznych miejsc kultu w Anglii. Wiesz, po Beltane i Lithcie to sobie pomyślałam że to może być całkiem ciekawy temat. Wiesz, że wszystkie znajdują się na znaczących miejscach energii magicznej przepływającej przez ziemię? Fascynujące.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Dora Crawford (2034), Jessie Kelly (2041)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa