• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
[29.08.72, po zmierzchu] One breath away from falling apart

[29.08.72, po zmierzchu] One breath away from falling apart
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
23.10.2024, 21:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.01.2025, 23:51 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Powinna iść do niemagicznego Londynu.
Inaczej: powinna zostać w Księżycowym Stawie i sprawdzić, czy z Dorą wszystko w porządku, ale jeżeli już koniecznie chciała gdzieś się wynieść i dać sobie ochłonąć, to powinna wybrać niemagiczny Londyn. Nie Pokątną czy Horyzontalną, gdzie za łatwo wpaść na znajomych – nawet jeżeli trochę zmieniła twarz – i na pewno nie Nokturn, gdzie łatwo z kolei o guza. Zazwyczaj pojawiała się tutaj służbowo, bardzo pilnując, by nie zapuszczać się samotnie w te najpaskudniejsze rejony, ewentualnie teleportowała się wprost pod mieszkanie Woody’ego.
Być może nie pomyślała, co nie było u niej takie zaskakujące, gdy chodziło tylko o jej bezpieczeństwo, nie cudze, a być może celowo kusiła dzisiaj trochę los. Może w ogóle nie chciała być odpowiedzialna tego wieczora, bo dla niej posypało się znacznie więcej niż tylko jedno, głupie zebranie, i kwestionowała w tej chwili wszystko, co dotąd było dla niej niekwestionowalne.
Na Nokturnie – bo tak, wybrała Rejwach, i tak, tylko dlatego, że Woody’ego póki go tutaj nie było – przynajmniej nie musiała o tym myśleć, bo tu to trzeba było skupić się na tym, aby nie dać się komuś napaść i okraść. Bo chociaż w krajobraz Nokturny w poplamionych farbą spodniach i znoszonej koszuli wpasowywała się całkiem nieźle, i szła doskonale znaną sobie trasą, ponieważ była to ścieżka patrolowa, nie należała tutaj naprawdę. I ten brak przynależności mógł łatwo ściągnąć kłopoty.
Zwłaszcza, biorąc pod uwagę, że zamierzała się napić. Po raz pierwszy od wielu lat - bo od dawna co najwyżej upiła łyk szampana czy wina w toaście, którego nie wypadało nie spełnić na czyjąś cześć, na przyjęciach i zabawach uparcie wybierając sok jabłkowy albo kremowe i nad te najdroższe wina, i nad piwa albo paskudne nalewki. Chyba tylko jakieś resztki zdrowego rozsądku powstrzymały ją od wejścia do Białego Wiwerna, z którego wyjście w jednym kawałku mogłoby być trudne.
Zamiast tego rozsiadła się w kącie Rejwachu, z drugą już szklanką z paskudnym drinkiem, bo na Nokturnie to innych niż paskudne chyba nie serwowano. Oglądała naczynie pod światło, z pewnym zamyśleniem. Może tego wieczora wyglądała jak ktoś, kto w sumie to szukał kłopotów i... właśnie dlatego zostawiono ją w spokoju, przynajmniej póki co. Bo jakoś po drodze tutaj jej nie znalazły, a że było już ciemno i późno - to przecież powinny.
Prawie tego żałowała.
Nie mogła sama szukać guza, ale przecież gdyby ten znalazł ją, to nikt nie mógłby jej winić za wdanie się w małą bójkę, prawda?

!nokturn



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
23.10.2024, 21:33  ✶  

To twój szczęśliwy dzień – nic się nie dzieje.

hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#3
24.10.2024, 20:58  ✶  
Teoretycznie to był bardzo spokojny dzień spędzony na Nokturnie. No, teoretycznie, bo tylko raz go ktoś zaczepił i czy ma jakiś problem, ale ta kwestia została bardzo szybko rozwiązana szybką akcją w zaułku. Trochę mu to poturbowało ubranie, ale wizyty na tej ulicy miało to do siebie, że im gorzej się wyglądało, tym lepiej. Łatwiej było wtopić się w tłum, gdzie połowa ludzi wyglądała jakby ktoś nimi przed chwilą za mocno potrząsnął albo wyciągnął ze ścieku. No dobrze, może nie aż tak źle, bo trochę lepiej jak stali bywalcy Podziemnych, ale zasada była podobna.

W Rejwachu znalazł się, bo szukał informacji. Słyszał, że często pojawiało się tutaj parę typów, którzy dzisiejszego dnia go interesowało, a którzy nosili na sobie kurtki Synów Harpii, lokalnego gangu miotlarskiego, którego członków ostatnio zaczęto wiązać z nowym, wątpliwej jakości narkotykiem. Substancją, która z każdą kolejną wzmianką wydawała się czymś o wiele bardziej podłym w działaniu i będącą dziełem jakiegoś czarnoksiężnika.

Jak to bywało w przypadku odwiedzin Nokturnu, Atreus założył przebranie. Chociaż może było to zbyt rozdmuchane słowo, biorąc pod uwagę że ubrał się w jakieś mało przyciągające spojrzenie ubranie, dokleił sobie wąsa, miał nawet lekki zarost do tego no i kapelusz. Tym razem jednak darował sobie przyciemnianie zarostu i włosów, bo po ostatnim jego starciu na Podziemnych ktoś wziął sobie za punkt honoru wymalowanie jego twarzy w złośliwym akcie zemsty (Maeve, niech ja cię tylko dorwę).

Bulstrode podniósł się od stolika informatora, który dzielący się z nim rewelacjami mężczyzna opuścił parę chwil temu, a następnie udał się w kierunku baru. Zamówił sobie kufel piwa, a kiedy barmanka mu go podała, odwrócił się chcąc wrócić na swoje miejsce i jeszcze chwilę posiedzieć, bo a nuż dzisiejszy dzień okaże się strzałem w dziesiątkę i pokaże się odpowiednia osoba. Ale kiedy się rozejrzał, zastygł na moment, kiedy jego spojrzenie trafiło na dziwnie znajomą twarz.

Serio? A może mu się tylko przewidziało?

Ale czerwona barwa jaśniała znajomo i nawet jeśli teoretycznie nie był to żaden wyznacznik, bo nie działały one jak odciski palców, to była zbyt duża zbieżność. Ruszył więc, krok za krokiem, przez moment jeszcze rozglądając się po wnętrzu lokalu, aż wreszcie postawił swój kufel na stoliku Brenny. Oparł się jedną dłonią o blat, a drugą o oparcie jej krzesła.
- Mówił ci ktoś kiedyś, ze pasujesz na Nokturn jak pięść do nosa? - powiedział typ ze sztucznym wąsem i w kapeluszu. - To się pije, a nie podziwia widoki, bo ja za bardzo będziesz analizować skład, to jeszcze się zorientujesz że to lura jakich mało, a to szkodzi alkoholizmowi.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
24.10.2024, 21:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.10.2024, 22:28 przez Brenna Longbottom.)  
Najpierw mignął jej kapelusz, a potem w półmroku widziała głównie wąs, i trochę spanikowała w pierwszej chwili, absolutnie pewna, że oto wujek jednak bardzo szybko wrócił do baru, i poznał ją od razu, mimo drobnego kamuflażu. Mrugnęła, opuściła szklankę i z pewną ulgą zorientowała się, że to był jednak Atreus.
Nie miała pojęcia, co tu robi, i czy powinna się martwić, że na niego wpadła, ale miał tę ogromną zaletę, że nie był jej wujkiem (nie chciała z nim teraz rozmawiać), ani nikim innym z rodziny (z nimi też nie chciała teraz rozmawiać), ani żadnym z przyjaciół (bardzo by nie chciała, żeby ją tutaj zobaczyli).
Nie była pewna, czy chce rozmawiać z nim, ale tak po zastanowieniu, to był tutaj chyba lepszym towarzystwem w tej chwili niż ktokolwiek inny, kogo znała. On się przynajmniej nie przejmie widząc, że Brenna pije.
– Merlinie, myślałam, że jesteś moim wujkiem – wyrwało się jej, co mogło brzmieć bardzo absurdalnie, kiedy się nie wiedziało, że bar naprawdę należał do jej wujka, a podejrzewała, że Woody niekoniecznie się swoim prawdziwym nazwiskiem akurat Atreusowi chwalił. W ciemnościach, widząc głównie kapelusz, a kto normalny nosił kapelusze na Nokturnie, już była pewna, że ten ją dopadł, zacznie robić wyrzuty albo zagrozi, że o wszystkim napisze ciotce. – Do niektórych nosów pięści pasują d o s k o n a l e. Zaprzeczysz? – spytała, prawie wyzywająco. Głos jeszcze nie był bełkotliwy: owszem, wypiła jednego drinka, i owszem, nie była już trzeźwa, a w sumie była w najbardziej nietrzeźwym stanie od jakichś pięciu lat, przez co język rozwiązywał się jej jeszcze bardziej niż zwykle, ale nie była też jeszcze pijana.
– Zastanawiałam się, czy Tramp rzuca na te szklanki chłoszczyć częściej niż raz w tygodniu – przyznała zaraz uczciwie. Trochę stereotypowym wizerunkiem barmana było stanie i wycieranie tych kufli, i Woody na pewno to robił, ale Brenna miała wrażenie, że mógł wycierać ten sam kufel raz za razem. Uniosła jednak naczynie do ust i wypiła prawie połowę, a potem skrzywiła się lekko, bo Atreus miał rację: to była lura. Tyle że gdyby szukała czegoś, co nie smakuje paskudnie, nie przyszłaby tutaj, a ukradła coś z piwnicy dziadka. – To tego wąsa nie wolno obrażać? – zapytała, unosząc wzrok na Atreusa i jego wąsa. Przez moment miała ochotę spytać, co tutaj właściwie robił, ale… czy to miało znaczenie? Może przyszedł się uchlać na Nokturnie, jak ponoć często zdarzało się glinom, a może prowadził akcję pod przykrywką. Pytanie o wąs było istotniejsze.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#5
25.10.2024, 12:55  ✶  
Atreus nachmurzył się wyraźnie, kiedy wspomniała o swoim wujku. Nie, nie wiedział że właściciela tego lokalu wiązało z nią jakiekolwiek podobieństwo i pierwsze co mu przyszło do głowy to Morpheus, ale to absolutnie niczego nie zmieniało. Bo właśnie został porównany do czyjegoś WUJKA. To było prawie tak samo okropne jak wymawianie mu tej Flosie i tego jaka była prawdopodobnie stara. Westchnął więc, bardzo, ale to bardzo ciężko, ale mimo wszystko wsunął się na krzesło na przeciwko niej.

- Nie. Ale o to chodziło w tym żarcie - rzucił, przyglądając się jej przez moment uważnie. - A twoja pięść do czyjej twarzy pasowałaby dzisiejszego dnia najlepiej? Bo wydajesz się w takim... hm... może nie bojowym nastroju, ale takim przy którym dopasowanie pięści do czyjejś twarzy rozwiązałoby wiele problemów? - uśmiechnął się krótko, zawadiacko, a potem upił parę łyków swojego piwa i skrzywił się okrutnie. Nie wiedział co w nim dokładnie było, ale zyskało miano piwa chyba tylko dlatego, ze trochę zbyt długo stało obok pustej butelki po nim.

- Raz w tygodniu to i tak dość hojne określenie z twojej strony. Ja bym powiedział, że z raz w miesiącu i to niechcący, bo akurat kichał - prychnął, nie chcąc nawet próbować sprawdzać czystości swojej własnej szklanki. Chociaż pewnie Woody nawet na te szklanki nie patrzył, kiedy miał za ladą pracownicę, która w większości sama pilnowała poziomu czystości w lokalu. Z różnym skutkiem, niestety.

- Wąsa? - ah no tak, wąsa. Atreus tak się dobrze czuł z tym wąsem, że czasem zapominał ze miał go przyklejonego do twarzy. Z pewnym zastanowieniem wyciągnął dłoń i pogładził zarost, ni to się zastanawiając, ni to z przerysowanym zadowoleniem gładząc znaczący element jego dzisiejszego wystroju. - Dokładnie tak. Nie wolno. - przytaknął, darując sobie głupkowate 'a co, nie podoba ci się?' bo nie po to go zakładał żeby zgarniać innych opinię na ten temat. Znaczy no, jak mu ktoś powiedział że miał super wąsa to zawsze mu to polepszało dzień bo jasne, że tak, ale nie zmieniało to faktu że absolutnie nie chciał słyszeć żadnych ale na jego temat bo się już zdążył tego w życiu nasłuchać.


!nokturn
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#6
25.10.2024, 12:55  ✶  

To twój szczęśliwy dzień – nic się nie dzieje.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
25.10.2024, 13:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2024, 13:31 przez Brenna Longbottom.)  
Uważała, że absolutnie nie miał prawa winić ją za tę pomyłkę, w końcu był w barze jej wujka, w kapeluszu, całkiem podobnym do jednego z tych Woodyego, nakleił sobie wąsy i jeszcze stanął tak, że zasłaniał światło. Dobrze, że nie wiedziała, że jego zdaniem pomyliła go z Morpheusem, jeszcze by wyjaśniła, że no absolutnie nie, nigdy by ich nie pomyliła, bo zarost Morpheusa lepiej wyglądał i nie nosił takich beznadziejnych kapeluszy – i w końcu pobiliby się tutaj we dwoje. Nie potrzebowaliby nawet męt z Nokturna.
Spojrzała na niego znad tej od miesiąca nie czyszczonej szklanki, niby świadoma, że jego słowa to żart, zwykła zaczepka, ale nie mogąc nie potraktować ich przynajmniej po części poważnie. Nie pomyśleć nad tym, na czym myśleć nie chciała, gdy tu wchodziła. Czy to by cokolwiek załatwiło? Nie. Nie chciała przecież pobić nikogo z Zakonu, nie mogła walnąć w nos sama siebie, a bijatyka na Nokturnie, chociaż zdawała się w tej chwili całkiem kusząca, niczego by nie załatwiła. Problemy by nie znikły. A ona wcale nie poczułaby się lepiej na dłuższą metę.
– Chyba nie – powiedziała więc w końcu, odchylając głowę w tył i spoglądając na belki pod sufitem Rejwachu, tonące w półmroku. Portret na ścianie w pobliżu rzucił kilka przekleństw, a Brenna mimowolnie pomyślała, że Woody gdy się tu zapowiadała, rzucał na nie zaklęcia zamrażające – i że być może powinna to ocenić. – Nie żebym narzekała, gdyby się trafiło, ale chyba by nie rozwiązało żadnych problemów. Jestem…
Zawahała się, bo właściwie co? Nie była wściekła, nie była nawet na dnie rozpaczy: rozpaczanie chyba w ogóle nie leżało w naturze Brenny. Raczej bardzo nie wiedziała, co robić. I wiedziała za to, czego robić nie mogła. Nie mogła prowadzić zebrań, z których ludzie wychodzą, nie mogła dawać im informacji, jeśli na krótki fakt „pracuje dla śmierciożerców, a to będzie jego żona”, rzucony choćby po to, by nagle narzeczony tejże nie został niechcący zaproszony jako osoba towarzysząca na urodziny Dory, dostawała odpowiedzieć brzmiącą w jej uszach jak „ale czemu to w ogóle mówisz, to o niczym nie świadczy” i nie mogła być lojalna bez reszty wobec organizacji, składającej się z ufających sobie ludzi gotowych walczyć i zginąć dla idei, jeżeli mieli do niej dołączać ludzie, którym trudno zaufać i zdecydowanie nie wydawali się oddani konkretnej stronie. Być może mieli rację, że należało po prostu werbować każdego, kto był skłonny pomóc, ale to wymuszało na niej gwałtowną zmianę podejścia. Przewartościowania i zmiany wszystkiego, w co wierzyła. Nie było łatwo zrobić to na pstryknięcie palców.
– Zmęczona – dokończyła w końcu, bo zdało się jej, że to najlepsze słowo. Nie chodziło o zmęczenie fizyczne, raczej psychiczne. I nie tylko tym wieczorem, bo stanowił finał trudnego dla wszystkich lata, które nastąpiło po równie trudnej wiośnie. Sam w sobie nie wystarczyłby, ale wszystko razem, tysiąc jeden spraw, Beltane, duch w lesie, Derwin, Voldemort, Perła Morza, pobyt Millie w Lecznicy, Thomas i czarna magia, wampirzyca Dolores, przygnębienie Victorii, i wiele innych rzeczy... To wreszcie się skumulowało. – Po prostu zmęczona. A ty wpadłeś tu znaleźć jakieś kłopoty? Albo rozwiązać problemy dając komuś w nos? – spytała w końcu, nie patrząc na Atreusa. – Jasne. Wąs jest święty, odnotowano.
Mogłaby wspomnieć, że wygląda zupełnie jak ten, który wyhodował sobie clemensowy, ale podarowała sobie znęcanie.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#8
26.10.2024, 00:41  ✶  
Przekrzywił lekko głowę, przyglądając się jej w panującym w Rejwachu półmroku, odrobinę tak jakby widział ją w jakimś nowym wydaniu. Każdy miał przecież prawo być zmęczony i kulturalnie zajść do lokalu na Nokturnie, żeby utopić swoje smutki w pi... w czymś co przypominało alkohol, ale z jakiegoś powodu Atreus nie wyobrażał sobie Brenny jako częstej bywalczyni tego miejsca w akurat tym konkretnym celu.
- No to skoro nie rozwiązywanie problemów to przynajmniej odrobina ulgi by była - wzruszył ramionami, opierając ręce o blat stolika przy którym siedzieli. Atreus miał swoje teorie co do tego jak bardzo człowiek mógł być wszystkim zmęczony. Jeśli był styrany w ten konkretny sposób gdzie ledwo trzymał się na nogach to zamawiał najczęściej coś mocnego, żeby jak najszybciej odciąć się od zmęczenia i problemów aktualnego dnia. Było jeszcze takie inne zmęczenie. To okropnie podłe i nie do przeżycia, które topiło się właśnie w tym najgorszym rodzaju alkoholu jakby z potrzeby dodatkowego upodlenia się i zwyczajnego ukarania za wszystko co doprowadziło do sięgnięcia po szklankę. On na przykład, najczęściej był zmęczony w ten pierwszy sposób. Uważał że życie wystarczająco go karało i nie było go stać na najtańsze szczyny w podrzędnym barze (wybacz Woody). Robił sobie z procentów zjeżdżalnię; szybką i prowadzącą na dół w jak najefektowniejszy sposób.

- Nie zazdroszczę, bo musisz być chyba zmęczona w najpodlejszy ze wszystkich sposobów, skoro zdecydowałaś się pić... to - wskazał z powątpiewaniem na jej szklankę, jakoś wybitnie oceniająco, nawet jeśli sam miał przed sobą swoją własną porcję nieszczęścia. Ta jednak była bardziej dla zachowania pozorów, nie wspominając już o tym że jego alkoholizm skutecznie uodparniał na działanie tego rozcieńczonego ścieku. Miał tylko nadzieję, że była w tym woda, a nie coś jeszcze. - Ale chwila moment - uśmiechnął się zaczepnie. - Czy to ten moment gdy przyznajesz się faktycznie do zmęczenia? Czy wreszcie 168 godzin bez snu w ostatnim tygodniu cię wreszcie dopadło? Boisz się że wpadniesz w drzemkę czy może Bones się zlitował i kazał iść do domu, a ty nie wiesz co zrobić z tym wolnym czasem? - uniósł lekko brwi w jakiejś formie teatralnego politowania. Bo przecież widział że nie chodziło tylko o takie zmęczenie.

- Nie. Ja dzisiaj jestem grzeczny i nie rozwalam nikomu nosów. Znaczy gdyby się napatoczył to bym nie narzekał, ale liczyłem na znalezienie tutaj miotlarzy, podobno czasem tu zaglądają, a są mi potrzebni. Noszą takie badziewne płaszczyki z naszytą harpią którą im chyba ślepy rysował i napisanym Synowie Harpii, co z kolei napisał antymistrz kaligrafii. Widziałaś może?

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
26.10.2024, 19:31  ✶  
– Sądzisz, że na jak długo by pomogło? – spytała, a potem uniosła tę szklankę w geście niemego toastu, zanim wypiła resztę jej zawartości. To nie był słaby alkohol, chociaż nie był też tym najmocniejszym: trochę sama nie była pewna, jak na nią zadziała, bo nigdy k i e d y ś głowę miała mocną, ogólnie zresztą jedzenie i eliksiry słabo na nią działały, ale nie piła od lat. Atreus miał rację, nie pasowało to do niej. Za mocno zakodowała sobie, że pewnych rzeczy robić jej po prostu nie wolno. Zwłaszcza w ostatnich latach. Nie mogła być pijana, bo mogła być komuś potrzebna. Nie mogła iść się upić na poprawę nastroju, bo musiałaby przyznać, że cokolwiek jest nie tak. Nawet tym razem uciekła z Księżycowego Stawu, nie wróciła do Warowni, nie wybrała najbezpieczniejszego Dziurawego Kotła, bo nie chciała pokazać nikomu tej słabości.
– Jest paskudne – przyznała. Paliło w usta, w gardło, w żołądek. I dobrze, bo w tej chwili chciała, żeby ten ogień wypalił to poczucie odpowiedzialności, własnej beznadziejności i że cholera, wszystko się sypie, w tym ona. – Ale na Nokturnie chyba nie podają czegoś, co nie jest paskudne? Twoje wcale nie wygląda lepiej – oświadczyła krytycznie, zerkając na jego kufel. Nie była nawet pewna, czy to co mu zaserwowano to faktycznie piwo. – Wybrałam je, bo tak mi przyszło w ostatniej chwili do głowy, że mocniejsze to durny pomysł, jak się po nim stąd wywlekę sama jedna. Kto tam wie, czy się gdzieś tu nie włóczy twój kumpel, Borgin? Pewno byłby bardzo szczęśliwy, jakby na mnie wpadł, strasznie się chyba za mną stęsknił.
Sam w końcu wysyłał jej liściki, wyrażające ogrom tej tęsknoty, które zbierała pieczołowicie, coraz bardziej zdziwiona, zastanawiając się, czy nie grała tak dobrze, jak sądziła: czy pokazywała, jak bardzo go nienawidzi, skoro tak mocno zapisała się mu w pamięci. Nie przypominała sobie, aby zrobiła cokolwiek konkretnego, czym mogłaby podpaść Stanleyowi. Może by o nim nie wspomniała, gdyby alkohol nie zaczął już szumieć w głowie – gdyby nie zaczęło jej być tak bardzo wszystko jedno.
Odpowiedziała uśmiechem na uśmiech, chociaż nie była ani trochę wesoła. Miał rację. To był najpaskudniejszy rodzaj zmęczenia i bardzo chciałaby, aby przeszedł. I wiedziała, że nie przejdzie.
– Spałam. – Cztery godziny, ale szczęśliwi czasu nie liczą. - Przedwczoraj też spałam i to na twojej kanapie – przypomniała, obracając w dłoniach pustą szklankę. – A wiesz, że widziałam? Wpadłam na takich dwóch, wychodzili stąd, jak wchodziłam, spytali, czy mam jakiś problem, ale jak powiedziałam, że tak, to sobie poszli. Nie chcieli chyba słuchać, dranie.
Może to był jej szczęśliwy dzień (ha ha ha) i ich skonsternowała, więc sobie z tego skonsternowania poszli, przypomnieli sobie, że jak zdemolują bar Woody’emu, to im napluje następnym razem do kufla, a może doszli do wniosku, że jest w tej jej odpowiedzi jakaś pułapka i doszli do wniosku, że lepiej jednak poszukać łatwiejszej ofiary do pobicia i okradzenia.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#10
26.10.2024, 22:19  ✶  
- Ciężkie pytanie, bo to mocno zależy za co bijesz i kogo - niby się uśmiechnął, ale był to wyraz trochę niemrawy. Bo Atreus bił często i gęsto, szczególnie podczas lata, dając tym samym upust wszystkiemu co go dręczyło. Ale ulga zawsze była krótka i ulotna i to chyba właśnie było w tym wszystkim najgorsze. Że zaciśnięte pięści puszczone w ruch miały te same wady co wszystkie inne używki. Z resztą, Bulstrode nie tyle bił po to by sprawić ból co żeby samemu go poczuć, ale tego nie zamierzał doradzać Brennie. Nawet jeśli fizyczny ból był o wiele bardziej znośny od tego który siedział w głowie, głównie dlatego ze miał wyraźne źródło.

- Czy ja wiem, jak dorzucisz galeona w Białym Wiwernie to ci tam nie naplują a sięgną po butelkę z pod lady, nierozcieńczoną i z większymi procentami - a jak się zapłaciło odpowiednio dużo, to mogli to nawet podać z pocałowaniem dłoni, ale ogólnie miała rację. Na Nokturnie i Podziemnych Ścieżkach ciężko było znaleźć porządne lokale.  Wszystkie z reguły wyglądały mocno średnio o ile nie gorzej, a wysoka jakość obsługi i produktów polegała na znajomościach i grubości sakiewki. - A tu nie ma przypadkiem jakichś pokoi na górze? Mam wrażenie że jakby się odpowiednio ładnie uśmiechnąć do barmanki albo pana właściciela to by ci pozwolili się przespać i nawet nie obudziłabyś się z pustymi kieszeniami - prychnął jeszcze, ni to rozbawiony ni to trochę ironizując, ale to nie trwało długo, bo uśmiech mu nieco skwaśniał na wzmiankę o Borginie.

Ktoś pewnie mógłby pomyśleć, że minęło już na tyle czasu by temat Stanleya nie dotykał go aż tak mocno, ale prawda była chyba taka że Atreus miał już zawsze podchodzić do tego z pewną dozą goryczy i żalu. Czuł się zdradzony; to czego dopuścił się Borgin było dla niego niewyobrażalne i zawsze gdzieś w tle plątały się myśli że to tylko jedna wielka pomyłka. Ale fakty jednoznacznie świadczyły przeciwko przyjacielowi i Bulstrode zwyczajnie miał złamane serce. Znali się od Hogwartu i trzymali razem, tak samo jak z innymi chłopakami z Bandy Borgina, a teraz ta nowa rzeczywistość wydawała się okropnie nieprzyjazna, obca i... zbyt realistyczna. Ocierająca się niebezpiecznie o chłodne, brutalne realia wojny, która trwała gdzieś w ukryciu, ale metodycznie połykając kolejne ofiary.

- Stęsknił? A skąd wiesz, wysłał ci liścik miłosny? - prychnął, gotowy zbyć ten temat i absolutnie nieświadomy tego, że w sumie to uderzał w punkt. Wiedział przecież, że Borgin nigdy za Brenną nie przepadał, ale nie spodziewał się z zacięciem wysyłałby jej kolejne liściki. Ale nie spodziewał się też, ze pojawiłby się na widowisku randkowym.

- No dobrze, spałaś. A wyspałaś się chociaż? Nie licząc oczywiście mojej kanapy. Ja na przykład nie bo okrutnie chrapałaś - zakrył złośliwy uśmiech, upijając parę łyków cienkiego piwa. - No to w takim razie, jeśli ci tak z tego powodu źle, to się nigdzie nie wybieram. Spróbuj teraz - odchrząknął. - Masz jakiś problem? - zmarszczył nawet brwi w niezadowolonym wyrazie, jak pierwszy lepszy patus z pod monopolowego.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4324), Atreus Bulstrode (3450), Pan Losu (18)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa