• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[30.08] Każdy kij ma dwa końce

[30.08] Każdy kij ma dwa końce
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#1
20.11.2024, 13:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 15:23 przez Samuel McGonagall.)  
30.08

Klubokawiarnia Nora Nory

To było w sumie najlepsze miejsce w Londynie do organizowania jakichkolwiek spotkań. Oczywiście, mógł też powiedzieć Neilowi, że ma przyjść do sklepu Ollivandera, ale całkiem prawdopodobne, że pólfrancuz nie byłby zainteresowany w ogóle tą opcją. Z jakiś powodów nie chciał kupić różdżek od jego mistrza. Z jakiś powodów zdecydował się zaryzykować różdżką nowicjusza. Sam czuł coś dziwnego w sercu. Niepokój, ale też pewien rodzaj dumy. Nie lubił jak rzeczy były marnowane, a miał takie poczucie, że te pierwsze różdżki pójdą jednak na stracenie. Tymczasem miał okazję pokazać... koledze?... co też wychodzi spod jego rąk.

Zajął miejsce najciemniejszym kącie, choć klubokawiarnia Nory była jasna i przytulna. Więc może zajął miejsce w najprzytulniejszym kącie i czekał na Neila, któremu wcześniej podesłał list z datą i godziną.

Mam towar

napisał, to było takie zabawne, jakby robił coś nielegalnego, a przecież była to taka sama umowa jak na meble. Czy rzeczywiście?

– Cześć! – pokiwał mu, gdy zobaczył znajomą, szczupła sylwetkę. Przed nim leżało na blacie skórzane zawiniątko. – Mam trzy, które najbardziej mi się kojarzyły z Tobą. Mam nadzieję, że z którąś z nich...no wiesz... poczujesz więź, czy coś? – Nie był pewien jak to działa. On trafił za pierwszym razem, pan Garrick spojrzał na niego i wiedział. Niedźwiadek, tak cały czas nazywa jego różdżkę. To było takie miłe, że była to różdżka z historią. Sam lubił sobie w myślach przypominać słowa w których opowiadał mu o Niedźwiadku. Kasztan z włosem testrala. Praktyczne ciało, smutna dusza.

– Gotowy? – zapytał sięgając do podłużnego zawiniątka w którym najpewniej schowane były jego pierwsze różdżki. Żadnej propozycji picia czy jedzenia. Samuel był konkretnym człowiekiem, pod tym względem nic się nie zmieniło.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#2
20.11.2024, 15:36  ✶  
Cenił sobie rodzinę i przyjaciół dużo bardziej niż zaufane marki czy sklepy. Z resztą był też ciekaw co się stanie, jak to wyjdzie, co to będzie. Samuelowi ufał, ale wiedział, że początki bywają trudne, więc jeśli różdżka nie wyjdzie idealne, to nie byłby ani trochę zły. Praktyka czyni mistrzem, a skoro może być obiektem testowania różdżek, to czemu nie. Było to na swój sposób ekscytujące, nie to co kiedyś. Kiedyś kupienie różdżki było obowiązkiem, którego nie rozumiał, w końcu to tylko patyk, co w nim specjalnego? Ale teraz zauważał jak bardzo ten patyk się przydaje w codziennym życiu.
Notka od Samuela była co najmniej podejrzana i widząc ją aż z uśmiechem westchnął w duchu. Zaraz jak nic naleci go masa magicznych psów i w dziesięciu typa skują go i wrzucą do aresztu bez pytania co to właściwie za towar.
No, ale jak zamówienie było gotowe, to nie było co zwlekać. Zarzucił lekki płaszcz bo lato się kończyło i niektóre dni były mniej przyjemne niż inne i poszedł do kawiarni. Od wejścia rozejrzał się dookoła, szukając spojrzeniem znajomej twarzy, aż w końcu go znalazł, w najbardziej zabitym dechami kącie kawiarni. Niby Sam wyszedł do ludzi, ale jednak nie co końca, co? I dobrze, ktoś musi zajmować siedzenia z tyłu inaczej pod samą sceną byłby zbyt duży tłum.
- Cześć. - odpowiedział z uśmiechem, dobrze było go widzieć, chociaż w sumie nie widzieli się aż tak dawno. Samuel od razu przeszedł do konkretów. - Takk, tak to chyba powinno działać. - zamruczał niepewny co to będzie i czy któraś się z nim zwiąże, no i co z jego starą różdżką, czy się obrazi? Miał nadzieję, że nie, bo już z nią trochę kontaktu nie miał i nie było szans na odnalezienie jej, o ile nie została zniszczona.
- Tak. - kiwnął głową na pytanie o gotowość, ale jeszcze jedna rzecz w sumie została. - A i to dla ciebie. - dopowiedział, siadając przy stole i stawiając na nim papierową torebkę, w której były zioła na dobry sen, miodowa świeca oraz nalewka z borówki. - W ramach podziękowań za różdżkę. - co prawda nie sprawdził czy którakolwiek będzie się z nim zwiąże, ale za same starania mu się należało. - A no i oczywiście ci zapłacę też. - zaśmiał się, bo nalewka nalewką, ale nie samymi ziołami człowiek żyje, pieniądze są potrzebne i małe biznesy trzeba wspierać.
No, dał prezent, usiadł i mógł w końcu zapoznać się z ofertą. Zawiniątko zostało odwinięte i Neil aż westchnął, bo wszystkie różdżki wyglądały pięknie, uroku dodawała im świadomość tego kto je zrobił. Właśnie o tym mówił. Jedzenie w restauracji smakowało dobrze, ale jedzenie zrobione przez przyjaciela było sto razy lepsze.
Wziął pierwszą różdżkę w dłoń, dobrze mu leżała w ręce, miała przyzwoity kształt i ciężar. Pogładził ją opuszką, obrócił w palcach i odłożył na miejsce. Nie było żadnego tornada, żadnego wiatru, żadnego uczucia zachwytu czy błogości, jedynie lekkie poczucie, że różdżka zerka nieśmiało na niego, czego przy następnej różdżce nie było. Docenił jej wygląd, ale nie czuł pod żebrami tego subtelnego napięcia.
- Wiesz, co? Wybranie różdżki nie jest łatwe, jak się nie ma talentu do magii. - zaśmiał się pod nosem. Nie był zły, po prostu zawsze liczył na efekt łał, na iskrzącą reakcję, ale wszystko było dużo bardziej subtelne. Trzecia różdżka również go zachwyciła, była dobrze wyważona, miała bardzo gładkie drewno i zamiast nieśmiało zerkać, to patrzyła mu prosto w oczy. Zaintrygowało go to, ale coś z tyłu głowy mówiło mi, że to nie tak powinno być. Patrzysz komuś w ślepia jak chcesz się z tym kimś bić, a nie współpracować. Odłożył trzecią na skórkę.
- Druga na pewno nie jest moja, a trzecia... - zmrużył oczy i spojrzał na drewno. - Jest dobra, ale czuję, że niespecjalnie za mną przepada. - ktoś mógłby powiedzieć, że to kwestia dotarcia się charakterów, ale ile razy próbował się z kimś docierać tylko po to żeby koniec końców skończyć na kompromisie, z którego nikt nie jest zadowolony.
Znów złapał w dłoń pierwszą różdżkę od razu czując przyjemne ciepło w palcach.
- Z czego jest ta zrobiona? - nie to, że oceniał ją po jej składzie, po prostu był ciekaw dlaczego do niej go najbardziej ciągnęło, a znając życie ma to więcej sensu niż mniej.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#3
23.11.2024, 00:55  ✶  
– Ale wspaniałości, dziękuję Ci bardzo. Lubię takie nalewki, zwłaszcza teraz na jesieni, przyda się na nadchodzące chłody. – dobra przyniesione przez Neila były wspaniałe i w sumie Samuel nawet nie usłyszał, że ten wspominał również o jakiejś dodatkowej zapłacie. Przecież to była zapłata - produkt za produkt.

Później jednak skupił się na swoim Pierwszym Kliencie. Samuel obserwował Neila z ciekawością, czując coś dziwnego w swojej głowie i po dłuższej chwili uznał, że te nerwy to pewnie trema. Był stremowany. W końcu jego młodszy towarzysz oglądał pierwsze zrobione przez niego różdżki. I ta pierwsza... pierwsza przypadła mu najbardziej do gustu.

– To dobrze, że trzecia Cię nie lubi. To cis z wibrysem kuguhara. Bardzo... kapryśna różdżka, mmm... trudna. Zrobiłem ją głównie przez wzgląd na ciekawość pracy z cisem, ale połączenie dało osobowość z którą sam mam problem. Ale mój mistrz mówi, że klienci są różni i że są i tacy, którzy kochają wyzwania i taka różdżka będzie dla nich idealna, bo to poczuje. A ta tu... – zabrał pozostałe dwie panny, skoro właściwie Neil zdecydował, czy też różdżka zdecydowała za niego. – Dziesięć cali, twarda, dająca poczucie bezpieczeństwa i dobrze reagująca na magię przy florze i faunie... Angielski dąb, najszlachetniejsze z drew. To moja pierwsza różdżka. – Dodał ciszej, rumieniąc się obficie. – Ona jest bardzo... bardzo miła i łagodna. Bardzo chce pomóc. W środku jest włos jednorożca, ja... miałem ich kilka jeszcze w domu, w leśniczówce. Nie sądziłem, że kiedyś trafią do czyjejś różdżki – przyznał nieco zmieszany, odkrywając, że ta różdżka jest dla niego ważniejsza niż przypuszczał. Czy tak właśnie czuł się jego mistrz, kiedy przed laty wręczał mu kasztanowego niedźwiadka?

– Jednorożec jest bardzo spokojny, ale nie zniesie bólu nekromantycznych zaklęć. Ja... nie wiem czy je rzucasz, ale no, uprzedzam. Jego moc z czasem się wytraca, ale jeśli poczujesz że magia słabnie to po prostu przyjdziesz do mnie i Ci to wymienię.– Odetchnął głęboko, poklepując go po ramieniu. – Nie ma co się zastanawiać bardziej. Jeśli czujesz się z nią dobrze, to niech Ci służy. Czasem mnogość wyborów czyni człowieka tylko bardziej nieszczęśliwym – podzielił się mądrością, która wynikała z tego, że powoli zaczął ogarniać jak działa świat i nie do końca mu się to podobało. – Jak z tymi ciastkami. Lubię pączki. Po co mam próbować czegoś innego? Znaczy Nora czasem mi daje, ale w sumie jestem wierny pierwszej słodkości, którą wcisnęła mi w usta. – Zwierzył się, po czym pokraśniał mocno, bo w sumie nie dotyczyło to tylko słodyczy.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#4
23.11.2024, 02:33  ✶  
Zaśmiał się pod nosem. No takiego komentarza to się nie spodziewał, ale dobrze było wiedzieć, że Samuel choć trochę go zna, albo właśnie nie zna wcale skoro zaprezentował tak wymagającą różdżkę. Albo wierzył, że Neil sobie z nią poradzi, bo w życiu trzeba spróbować wszystkiego.
Uniósł lekko brew na wzmiankę o mistrzu. No właśnie, kto go uczył? Z resztą nieważne.
- Każda potwora znajdzie swojego amatora. - skwitował, nie do końca pewny czy w dobrym kontekście tego powiedzenia używa. Tak czy inaczej chodziło mu o to, że czarodziejów na tym świecie jest cała masa i po to jest tyle rdzeni, drewien i innych takich, żeby każdy mógł sobie znaleźć idealne dla siebie połączenie.
Słuchał o swojej różdżce. !0 cali, co? Hmm do tego twarda? Czyli jednak trochę się zmienił. Nie był pewien czy to dobrze czy nie. Stał się mniej elastyczny, ale to znaczy że zdziadział czy zdrowo ustabilizował?
Uniósł na niego wzrok dosłownie na sekundę chciał to zrobić, ale czerwone poliki Sama go zauroczyły i wywołały jeszcze szerszy uśmiech na jego twarzy.
- W takim razie jestem zaszczycony. - jego pierwsza różdżka! Jeśli ktoś mu ją teraz ukradnie, to wytropi, dopadnie i rozszarpie na kawałki, a co jak co pazury do tego ma. - Cudownie, nawet cieszę się, że przypadł mi jednorożec. W poprzedniej miałem pióro pegaza, a bycie animagiem konia jednak do czegoś zobowiązuje, prawda? - zażartował luźno. Jak to się stało, że jeszcze się nie zgadali na wspólne bieganie po lesie? Miał tyle na głowie, że czasu mu brakowało. Życie jednak powoli zaczynało się układać, więc może znajdą okazję na spędzenie kilku chwil razem, taką miał nadzieję.
Pokręcił żywo głową na słowa o nekromancji, rozważał ją przez chwilę, ale z czasem pogodził się z myślą utraty ważnych osób, nie chciał ryzykować grania ze śmiercią, bo z jego talentem do magii nie wyszłoby z tego nic dobrego.
- Przyjdę. - ciemna czupryna się zabujała kiedy kiwał łebkiem. Na pewno do niego przyjdzie, bo przecież właśnie sam się w swoich myślach określił już jako stały klient Samuela.
Gadanie o słodkościach sprawił, że trochę ślinka mu się w ustach zebrała, ale nie, nie będzie nic kupować i jeść, ma w domu.
- Tu się muszę zgodzić, ale nie martw się, na pewno się z nią dobrze dogadam i z czasem będzie mi dobrze służyć. Z resztą może faktycznie dobrze, że moją starą mi ukradli, może to jakiś znak od losu. - utrata różdżki, utrata wielu znajomości, cała masa zmian. Jedne drzwi się zamykają, drugie otwierają. Spojrzał jeszcze raz na różdżkę i objął ją dłońmi.- Od razu jak wrócę do domu, to spróbuję zmienić cukierki w motyle. - zarządził bojowo czując, że trochę zdziecinniał z tej ekscytacji.
- Swoją drogą jak ma się sytuacja w Dolinie z lasami? Pochodziłbym po nich, było tam kilka cudownych miejsc na szukanie ziół. Słyszałem, że coś mają z tym robić, ale wiesz jak to z plotkami bywa. - w końcu Sam tam mieszkał, co jak co był praktycznie w centrum zdarzeń.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#5
28.11.2024, 00:49  ✶  
– Musiałeś bardzo tęsknić za przemianami. Ja nie wyobrażam sobie dwóch dni bez mojej niedźwiedziej formy. Tu w Londynie jest to wyjątkowo utrudnione, na szczęście kominkiem szybko mogę uciec... w lepsze miejsce. – Jego wzrok na moment uciekł do witryny cukierni i skrzywił się. Sam był jak otwarta księga i widać było, że choć zaproponował to miejsce i w nim czuł się jeszcze jako tako, to zdecydowanie nie był fanem miasta.

– Wspaniale! Dostałem od pana Garricka notes, mówił mi że to ważne aby pamiętać różdżki i ich klientów jakby byli to przyjaciele, którzy weszli w związek. Czasem się robią takie różdżkowe rodziny, gdy dwie osoby mają to samo drzewo i wkład z tego samego zwierzęcia. Choć użytkownicy nie mogą się nimi wymienić, to zawsze jest to dziwne. Ma coś wspólnego z duszą, ale tego dalej nie zrozumiałem już. Szczerze, to nie wiem jak dusze mogą... no nie wiem... być traktowane jak drzewo? I wtedy robisz sadzonki, kłącza, albo szczepienia? Jak to działa? Nie znam się za dobrze – westchnął skubiąc swoją odrastającą brodę.

I już miał się rozpogodzić, gdy padło pytanie o Knieję.

Błękit nieba jego oczu zaszedł na moment mgłą, a oddech spłycił się w nerwowym wspomnieniu.

– Byłem w lesie. Byłem tak... i widziałem straszną bestię, która pożera dusze z drzew. Las krzyczy, a my nie możemy nic zrobić. – Nawet nie zauważył, że zaczął dygotać, jego głos był zaciśnięty bólem, który spędził tamtej upiornej nocy mu sen z powiek. Nagle odwrócił się w kierunku Neila i wyciągnął dłoń by położyć mu na ramieniu. – Obiecaj... że nie będziesz tam chodził? Prosze? – nerwowo przygryzł dolną wargę, ale oczyma świdrował twarz chłopaka. – Tam mieszka teraz zło.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#6
28.11.2024, 01:09  ✶  
Uśmiechnął się na jego słowa o niedźwiedziu i rozumiał jego słowa o słabych możliwościach biegania w takiej formie po Londynie.
- Trochę, było to bardziej upierdliwe, bo pod koniec lata była masa roboty w polu i nie za bardzo miałem jak pomóc. - zamruczał nie pocieszony swoją bezużytecznością. Na szczęście nie miał różdżki nie aż tak długo jakby mógł jej nie mieć. W skrócie, mogło być gorzej.
Uniósł brwi na słowa o przyjaciołach i związkach. No, związek to było ostatnie o czym teraz marzył. Z resztą to dziwnie brzmi, związek z różdżką, niezdrowo, ale no nic nie powiedział, niech ubiera swoje myśli w takie słowa jakie lubi. Wspomnienie o rodzinach było jednak ciekawe, czy chciałby do jakiejś należeć? Nieee, jeszcze ktoś wymagałby spotkań na herbatę, a to by było zbyt wiele.
- Kiedyś się będziesz znać, dopiero zaczynasz. Może sam jakieś teorie wymyślisz, napiszesz książkę i będziesz wykładać a szkole magii. - kto wie gdzie go życie poniesie, prawda taka, że mało kto pracuje w zawodzie, biorą pracę taką gdzie ich potrzebują, później widzą, że stabilność jest dobra i siedzą tak do śmierci i dłubią w tym samym.
Liczył, że Knieja jest już dostępna dla każdego bezpiecznie, ale nie, jednak nie, a szkoda. Jego przydomowe lasy również miały masę ziół, ale jeszcze nie poznał ich wszystkich miejsc.
Opis bestii nie zrobił na nim takiego wrażenia jakie powinien. Może dlatego, że jak na oczy czegoś nie widział to nie potrafił zrozumieć jak straszne to jest, a może przez to, że ostatnie wydarzenia wyciągnęły z niego nieco większą obojętność na wszystko.
Spojrzał zaskoczony na dłoń, przeniósł spojrzenie na Sama i uśmiechnął się.
- Sam, ja nie mam po co tam chodzić. Mieli tam dobre miejsca z ziołami, ale je mam przy domu, ciebie mogę spotkać tutaj. Dolina jest mi kompletnie nie po drodze. - chciał strzepnąć jego dłoń z ramienia, bo jednak Sam miał kogoś, a spoufalanie się również przestało mu smakować.
- A tak poza tym? Coś nowego? Tak wiesz u ciebie i twojej Panny? - czy powinien ją tak nazywać? Eh tam, to rozmowa dwóch znajomych, luźne nie koniecznie pasujące słowa są na miejscu.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#7
06.12.2024, 22:23  ✶  
Na moment nie wiedział o co chodzi z tym całym pomaganiem. Zamrugał kilkukrotnie zdziwiony, a potem nagle pod tą jasną czupryną odbiły się od siebie komóreczki i przypomniał sobie, jak czasem szybował nad polami i widział konie pracujące w roli. Kiedyś nawet wydawało mu sie to takie piękne, że ludzie i zwierzęta potrafia współpracowac w ten sposób, do czasu aż matka nie wytłumaczyła mu, że to wyzysk, ze gospodarze często znęcają się nad zwierzętami, zamiast magią i siłą własnych rąk ogarnąć to co miało im nawet przynieść nie tylko jedzenie ale profit. Pieniądze były czymś wtedy brudnym, niezbędnym do opłacenia kilku niezbędnych rzeczy, ale traktowane jako zło konieczne. Teraz? Zbyt wiele tych całych "pieniędzy" pochłaniała budowa warsztatu. To wszystko było.. trudne. Nie tylko w kwestiach materialnych, ale też wywrotek jakie jego umysł musiał robić, by walczyć z przekonaniami zasianymi mu przed laty przez matkę.

Dopiero wzmianka o książce i szkole magii wytrąciła go z tego dziwnego stuporu, wspomnienia szczupłej postaci o haczykowatych palcach, która nosiła w sobie zwierzęcego demona.
– Och... och to na pewno, na pewno nie. Chociaż mój dziadek był badaczem i się okazało że w ogóle jego siostra uczy w tym słynnym Hogwarcie, to dla mnie nie będzie tam miejsca, bo nigdy nie chodziłem do tej szkoły. Nie mam tych no... egzaminów? – stwierdzał, ale tak na prawdę pytał, sam do końca tego nie rozumiejąc. – Teraz tylko pomagam w jednych badaniach nad roślinami co się buntują. Wysyłam próbki do mojej przyjaciółki, do Róży, a tak to... – wzruszył ramionami – Nie żeby mi to przeszkadzało. Jestem na terminie u pana Garricka, robię warsztat. To wszystko co kiedyś wiedziałem... To wszystko wydaje się teraz takie mało istotne, poza tym, że umiem bez trudu rozpoznać kiedy drewno jest zdrowe, a kiedy przeżarła je jakaś choroba. I wiem jak podchodzić do zwierząt. To się przydaje. Na surowce, wiesz. –
Dotknął palcami zawiniątka w którym miał pozostałe dwie różdżki, te, których Neil nie wybrał. Dobrze było się orientować w surowcach. Samuel wierzył, że przed nim jeszcze Bardzo Długa Droga.

Swojego gestu nie odebrał jako spoufalanie się. Z resztą sam koncept "spoufalania" się był dla niego obcy, co miał okazję już pokazać Neilowi kilkukrotnie. Dotyk był dotykiem. Kiedy dopuszczałeś kogoś do grona swoich znajomych, do kogoś z kim lubisz po prostu usiąść i rozmawiać, to dotyk był oczywistym przedłużeniem tej rozmowy. Jak u zwierząt - przez tarcia, przez kontakt, przez zapach - w ten sposób nawiązywało się więź, okazywało zaufanie.

Zapewnienia chłopaka uspokoiły początkującego różdżkarza. Skinął głową zdecydowanie, z bardzo pewną miną.
– I dobrze i tak trzymaj. Niech nie będzie Ci po drodze, widzieć przecież możemy się tutaj – rozejrzał się po pomieszczeniu, niespecjalnie przekonany. Kochał osobę, która kochała to miejsce, ale czy to wystarczyło. Czuł wszędzie jej myśl, jej rękę, jej pomysł i decyzje, a jednak... wciąż czuł się tu gościem. Może już zawsze będzie się tak czuł? Ostatecznie... nie był to las w którym spędził ponad dwadzieścia lat.

– Dobrze – odpowiedział Neilowi lekko rozkojarzony. – Mamy dziecko, jesienią chcemy się pobrać, żeby wszystko było... eee... no... legalne? Oczywiste dla ludzi? Wkoło? Ale udało mi się odłożyć trochę grosza i kupiłem Norze najpiękniejszy pierścionek jaki udało mi się wymyślić. Z bursztynem i magicznymi rubinami, co udają że są zielone. Pani Zemfir mówiła mi że to bardzo romantyczny pierścionek, więc polegam na jej zdaniu w tym względzie.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#8
06.12.2024, 23:47  ✶  
Miło było dzielić się informacjami i przy okazji zgarniać dla siebie wiele ciekawostek. No tak, bez egzaminów w szkole magii raczej nie może tam wykładać, z drugiej strony kto wie, może zrobią wyjątek, magia i czarodzieje są dziwni i nie do końca umie jeszcze zrozumieć jakimi ścieżkami podążają.
Zastanowił się przez kilka sekund, ale żadna Róża nie przychodziła mu do głowy, no cóż, ciężko kojarzyć jego znajomych kiedy mieszkają w różnych miejscach, pracują w innych działach i bywają w zupełnie odmiennych od siebie otoczeniach, a ich spotkania to albo kompletne przypadki albo zaplanowane rozmowy.
- Rozumiem, sam z roślin korzystam, chociaż chyba też zacznę patrzeć inaczej na zwierzęta, z ich piór, kości i wnętrzności można zrobić całkiem skuteczne w leczeniu chorób maści i eliksiry. - napar z płuc wróbla i móżdżku węża nie brzmi na smaczny, ale za to jakie ma działanie!
Dla niego dotyk nie był tylko dotykiem. Zwierzęta w naturze robią to gdy albo siebie nie lubią, albo wręcz przeciwnie. Tutaj nie pasowała żadna opcja. Z resztą chodziło też o niego samego. Znał siebie i wolał reagować szybciej, niż później pluć sobie w brodę, bo lubi dopisywać teorie.
- Możemy. - będzie mu teraz trochę nie po drodze, ale nic się na to nie poradzi. Z resztą mogło byś gorzej, dużo gorzej, bo jednym z pomysłów była przeprowadzka do niemagicznego Londynu i pracowanie tam. Nadal trochę siedzi mu to w głowie i kusi, ale nie czuł się jeszcze gotowy, nadal przez pewnego urzędnika miał wątpliwości czy powinien się poddawać.
Uniósł brew na wieść o dziecku. No tak... Jakoś mu to umykało. Za to ślub go zaskoczył, choć nie powinien, może po prostu nie pasowało mu połączenie Samuel oraz ślub. On zaobrączkowany... No nie leży mu to dobrze, będzie się musiał przyzwyczaić.
Padło kolejne nazwisko tym razem to które kojarzył.
- Tak, ona zna się na biżuterii. Była na llamas jeśli dobrze pamiętam. Oh, kiedy to było... Jak się wtedy z pyszne jedzenie obkupiłem. Było pyszne, musiałem ze sobą walczyć, żeby go nie zjeść przed zawiezieniem do domu. - rozmarzył się z lekka na wspomnienie słodkości. Jedzenie było jego rubinami, jedyne czego w życiu powinien pragnąć i od dzisiaj będzie mocny w tym pragnieniu.
- Nawiasem mówiąc... - urwał i zastanowił się chwilę. Czy to miało sens? Nie, nie miało, w końcu Samuel nigdy nie był w jego domu. - Nieważne. - machnął więc ręką i zaraz wsparł się na stole łokciami i oparł głowę na dłoniach. - Jakie macie plany na ślub? Tutaj czy w Dolinie? Nora ma trochę znajomych, to zakładam, że niemały tłum będzie. - spojrzał na niego żywiej. Śluby to nietypowe imprezy. Wszyscy zaczynają elegancko, a później wujek z ciocią w podartych od tańca pończochach całują się na pokaz, nic nie pamiętając na kolejny dzień.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#9
09.12.2024, 10:27  ✶  
Pokiwał głową, bo choć nie znał się na tym, to jednak jego matka ogarniała wszystko w mig, co do czego się przydaje i jakie leki moga powstać z rzeczy, które otaczały ich każdego dnia. Szkoda tylko, że nie była w stanie znaleźć lekarstwa na chorobę jego ojca... Biedny Samuel wciąż nie wiedział cóż to była za choroba, z jakiś powodów przez całe życie obecność taty w leśniczówce była objęta tajemnicą, więc nie można było go zabrać do szpitala. Być może tam ktoś powiedziałby Altairowi, że jest otruwany. Być może sam fakt bycia w znacznej odległości od jego ukochanej zapewniłby mu dłuższe życie. Ostatecznie jednak mężczyzna zgasł pewnej grudniowej nocy, a wraz z jego życiem odeszła i Beatrice McGonagall obłożona zgoła inną klątwą. A Samuel choć wiedział już, że matka okamywała go w kontekście jego przypadłości, nie miał jeszcze podstaw by sądzić, że to samo robiła z drugim mężczyzną mieszkającym w ich małym, ślicznym domku.

- Ha! Pewnie mnie też czeka jakiś sabat, chociaż nie bedę ukrywał, że cały czas nie widzę za bardzo powodów by wychodzić z... z kawiarni albo z zakładu pana Ollivandera. Londyn jest taki... głośny. - skrzywił się znów, rzucając niepewne spojrzenie w kierunku wielkiej przeszklonej witryny. A zaraz potem Neil zaczął pytać o ślub i na wzmiankę o dużej ilości znajomych Sam pobladł w bardzo widoczny sposób. - Tak... tak myślisz? - wykrztusił. - Ja... sądziłem, że na ceremonii będziemy no my i Mabel i... i już? A potem jak będzie przyjęcie to nie wiem, zamienię się w niedźwiedzia i będę spał pod drzewem czy coś. To normalne, że na ślubach jest dużo ludzi? Na prawdę wolałbym nie. - stęknął, odruchowo drapiąc się po głowie dla odrobiny komfortu i rozpaczliwej próby wyobrażenia sobie, że jednak ten ślub jest normalny, taki jak jego rodziców, a nie jakiś... rozbuchny. Z drugiej strony czy sam nie chciałby zaprosić kilku osób? Może jego mcgonagalska rodzina będzie chciała przyjechać? Longbottomowie, choć oni to pewnie od strony Nory, Greengrassowie, jako reprezentacja drzew z Kniei. Sapnął niepewnie. Nora miała racje - to dużo, dużo planowania przed nimi, a on w ferworze całego tego poznawania prawdy słuchał w sumie tylko jednym uchem cóż też miało się wydarzyć. Dla niego cały ten ślub w sumie miał być tylko potwierdzeniem, że są rodziną. Pierścionek już był, dziecko w sumie też... Dam budował, drzewo posadził. Czy nie tak jest wśród ludzi?
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#10
10.12.2024, 15:11  ✶  
Aj, nie wspomniał o tłuszczu i krwi! A to też bardzo ważne składniki. No i szpik! No patrzcie nie uczył się tak długo, ale już mu coś w pamięć zapadło, jak miło. Nie mógł się doczekać aż dowie się więcej i kto wie, może zacznie zajmować się hodowlą tych zwierząt. Znał ludzi co się na tym znali, może będzie mógł się coś podpytać, choć na pewno hipogryfy na początek to idealnie zły wybór. Coś łatwiejszego powinien i do tego albo coś co się łatwo mnoży, albo coś z czego może korzystać bez szkody na zdrowiu, ewentualnie na wyglądzie, bo przycinanie ciągłe futra na pewno nie sprawi, że zwierzak będzie wyglądać stylowo. Zawsze będzie mógł innym wmawiać, że to nowa moda mugolska i tyle.
- Ta jest, dlatego lubiłem tu pracować bo nieraz kończyłem późno albo zaczynałem wcześnie, wtedy jest względnie cicho. - zastanowił się na głos. - Z drugiej strony przynajmniej nigdy nie jest nudno, zawsze można popatrzyć na to co ktoś inny robi. - z okna widział masę rzeczy. Miał nadzieję, że w nowym miejscu też będzie mieć takie widoki. Nie do końca to sprawdzał, bo wyprowadzał się na szybkiego, byle uciec tu i teraz. Londyn jest jednak mały, a jego dane i tak są wszędzie w ministerstwie, do tego będzie musiał znów tam lecieć z papierami, żeby wszystko zaktualizować. U-pier-dli-we. Biurokracja byłą tym czego nie lubił, szczególnie po tym jak odmówili mu i Enzo ambitnych planów. Będzie mieć im to za złe i to bardzo, bardzo mocno. Ewidentnie mają coś za uszami, gdyby nie mieli to byliby transparentni. No, ale nie można myśleć teraz o tych rzeczach, bo ma przed sobą Samuela, z którym przecież prowadzi rozmowę i to dość ważną, bo dotyczącą jego przyszłości. Kolejny dobry mężczyzna stracony na rzeczy zaobrączkowania! Jeśli jednak mu się to podoba i to lubi, a chyba się tym ekscytuje, to raczej tak jest, to niech ma jak lubi.
- Wiesz, ślub jest zazwyczaj okazją do pokazania całemu światu ,,Patrzcie na nas i naszą miłość i ilość pieniędzy jaką włożyliśmy w imprezę i ubrania". Dla wielu jest tu więcej puszenia się i zadzierania nosa przed byłymi koleżankami z klasy niż z faktycznego świętowania. Już nie mówię o tym, że na koniec i tak wszyscy kończą pijani jak małpy. - wzruszył ramionami. - Ale to jest przecież wasz ślub. Jak nie chcesz dużego, to powinieneś z nią porozmawiać. Dziewczyny lubią duże zabawy planować... - zupełnie jakby wiedział cokolwiek o dziewczynach. - ...powinieneś ją uprzedzić o swoich oczekiwaniach i zamiarach, bo z ferworze emocji może jej to umknąć. - Oparł się o oparcie krzesła. - Koniec końców to wy macie się dobrze bawić i czuć w ten dzień, bo to wasz dzień. Jeśli dobrze pójdzie, to będzie to wasz jedyny ślub w życiu. Miło by było wspominać go z uśmiechem. - uhh, trochę tyradę zrobił, mały monolog, ale chciał wepchnąć mu do głowy pewne podejście, o którym niektórzy zapominali. Ślub nie jest imprezą czy zabawą na pokaz, ślub jest obietnicą, że nieważne co będę przy tobie, w teorii.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Neil Enfer (2521), Samuel McGonagall (2140)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa