Mabel skrzywiła się i chwyciła jaskrawo-żółtą kredkę, aby narysować na kartce, nad która właśnie się pochylała, uśmiechnięte słońce. Siedziała właśnie na różowym dywanie w swoim pokoju w skupieniu ozdabiając kartkę papieru. Wszędzie wokół niej walały się kredki, papier, szczelnie zamknięte, a przynajmniej taką miała nadzieję, tubki z brokatem i jeszcze kilka innych upiększaczy papieru.
– Nie prawda. Gdyby dorośli naprawdę nie lubili rodzinnych obiadów, to by ich tak często nie organizowali – odpowiedział w końcu, prostując się na chwilę po to, aby wziąć jedną z przyniesionych przez Karla w papierowej torbe, sajgonek. Kot jedynie pokręcił łbem.
– Mabel już chyba rozmawialiśmy o tym wcześniej. W twoje rozumowanie wkrada się podstawowy błąd, zakładający, że dorośli przedstawiciele twojego gatunku, podejmują decyzje bazując na logice i racjonalności, a tego naprawdę nie możesz od nich oczekiwać, jeśli chcesz lepiej zrozumieć ten świat.
Mabel szybko przegryzła swoją sajgonkę, tylko po to aby westchnął ciężko. To byl naprawde dziwny obiad i chyba nie do końca dalej rozumiała co się takiego na nim tak właściwie wydarzyło. Mama naprawde kogos porwała? I wujek? Czy będą mieli przez to jakies klopoty? Będą musieli wydostać ich z więzienia? Co jeśli ktoś zobaczy kogoś z jej rodziny, kto się napił alkoholu i uzna, że trzeba i ja porwać? Bo dobrze, Karl uspokoił ją już, że tak nie będzie i że jest różnica pomiędzy piciem, a piciem, ale dalej czuła niepokój, No i jeszcze martwiła się o pana Sama, który chyba chciał jej coś powiedzieć, ale nagle wyszedł zmartwiony, Będzie musiała zapytać go jak się czuł, ale musiała na razie skończyć jedną, ważną rzecz.
– Chyba nie wyszło źle, nie? - spytała przyjaciela, a kot zeskoczył z jej łóżka, aby przyjrzeć się jej pracy i skinąć łbem w geście aprobaty.
– Nie nazwałbym tego szczytem dyplomacji, ale czasem lepiej jest tak niż nadużywać swoich słów.
Mabel uśmiechnęła się słabo i sama przyjrzała się temu nad czym właśnie pracowała. Kiedy już uspokoiła się po tym, co usłyszała podczas obiadu, postanowił zrobić to do czego zawsze zachęcał ją Karl, to znaczy wziąć sprawy w swoje ręce. W tym wypadku było to napisanie listu do tego porwanego chłopca, aby przypadkiem się nie gniewał i nie próbował uciekać od jej prababci, u której podobno teraz był. Staranne napisana, zbyt mocno przyciskany do kartki olowkiem, wiadomość głosiła: Przepraszam, że moja mama i wujek cię porwali, Nic ci nie grozi. Prosze na razie nie uciekaj. To dla twojego dobra. I jedz ciastka.
Aby ocieplić list narysowała na nim wiele kolorowych rysunków, a do koperty, którą gdzieś znalazła wrzuciła kilka kocich naklejek. Może to jakoś pomoże. Złożyła list na cztery części i ostrożnie włożyła go do koperty, a potem zerknęła w stronę drzwi. W sumie to chyba powinna sprawdzić co tam u dorosłych, skoro juz skończyła pracować nad listem. Szybko wstała i otworzyła drzwi.
– Mamo? Wujku? Panie Samie? Żyjecie? – zawołała, wyglądając na korytarz.