• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[01.09.1972 (świt)] Nie potrafię dłużej udawać

[01.09.1972 (świt)] Nie potrafię dłużej udawać
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#1
22.11.2024, 18:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 12:13 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Kiedy tylko znaleźli się poza zasięgiem ochrony antyteleportacyjnej zniknął bez słowa z cichym pyknięciem, aby pojawić się w zupełni innym miejscu w Anglii. Stanął przed podniszczoną posiadłością, był tu ledwie niespełna dwa dni temu, a po dzisiejszych wydarzeniach zdawało mu się jakby minął przynajmniej miesiąc od kiedy ostatni raz postawił tu stopę. Czy wtedy zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego co teraz? Ani trochę, teraz był już nieco mądrzejszy, ale jednocześnie głupszy, bo nic nie było w stanie go zatrzymać.
Nie obchodziło go w tym momencie jak wygląda, nagi od pasa w górę, brudny od ziemi i krwi, dodatkowo z krwistą runą wciąż zdobiącą mu czoło. Pchnął drzwi wchodząc do środka. Nic nie miało teraz znaczenia, mógł za sobą ciagnąć i krwawy ślad, ale nie dałby się nigdzie zaciągnąć do magomedyków, nie dopóki nie upewni się na własne oczy, że z Millie jest wszystko w porządku, nie zazna spokoju dopóki nie upewni się, że jego ziemska perła jest cała i bezpieczna.
- Millie?! - krzyknął wchodząc do środka, zupełnie nie przejmując się, że może pobudzić wszystkich, którzy postanowili spać w Księżycowym Stawie tej nocy. Kaszel, który nim targnął zaraz po przekroczeniu progu, sprawił, że nieomal wypluł płuca i już na pewno wszystkich pobudził. Ani trochę nie otrząsnął się jeszcze z tego co widział w tunelach, gdzie poszukiwali doppelgangera -  oglądanie jej na skraju śmierci i to, że nie mógł jej pomóc - to już nie było rozdzieranie serca na kawałki, czuł się jakby ktoś sprawił, że pojawiła się tam dziura, nieprzemierzona pustka, jakby wszystko wyparowało, nie pozostało już nic, a on był jedynie skorupą z ziejącą dziurą zamiast serca. Wszystko to wracało do niego falami, obraz trzymanej w ramionach jej drobnego ciała, czując jak uchodzi z niej życie i ostatnia deska ratunku po którą sięgał, która zakończyła się nieudanie (co nawet lepiej się dla niego skończyło), ale wtedy o tym nawet nie wiedział i tylko potęgowało jego cierpienie. Nawet nie wiedział jak bardzo poczucie straty potrafi otworzyć oczy, jak wiele zrozumiał podczas jednej tylko nocy. Nie mógł dłużej udawać, wiedział o tym jak życie jest ulotne, jak w obecnie wszystko może obrócić się w proch. Ale jednocześnie tam pod ziemią zdał sobie sprawę, że teraz miał powód żeby żyć, że CHCIAŁ żyć. I wcale nie chodziło o to, że umieranie zostało mu zabronione przez Kwiat Ziemi.
Zauważył ruch u sklepienia i uniósł głowę, była tam. BYŁA! Cała i zdrowa. Poczuł jak uchodzi z niego całe powietrze, jakby ktoś upuścił z niego powietrze, jak adrenalina krążąca mu w żyłach wreszcie odpuszcza.
- Millie, Millie... - wyszeptał patrząc na nią i wybuchnął śmiechem wyginając się nieco do tyłu i zasłaniając dłońmi twarz. Śmiech nie był radosny, był histeryczny i nie trwał długo, ugrzązł mu w gardle przechodząc w szybko urwany dźwięk, który równie dobrze mógł być szlochem, ramiona zatrzęsły mu się jeszcze kilkukrotnie nim opuścił dłonie.
Wpatrując się w nią kiedy opadała na dół, jego twarz była istnym kalejdoskopem uczuć, nie codzienny widok, szczególnie, że nadal gdzieś tam tliła się wściekłość na demona - jednak dojmujący był ból, strach i to z czego w końcu zdał sobie sprawę i potrafił nazwać: zakochał się.

Moment kiedy zeszła z miotły, był tym samym momentem kiedy otoczyły ją ramiona Thomasa, w silnym uścisku, zupełnie jakby bał się, że kiedy ją wypuści z objęć to zniknie. Łapczywie chłonął jej obecność, wciągając w nozdrza jej zapach. Ledwo ją dotknął i w tym momencie już wiedział - przepadł, nie jest w stanie ukrywać tego co czuje, nie potrafi udawać, wiedział że musi jej powiedzieć tu i teraz. Życie było zbyt kruche, zbyt ulotne, aby mógł sobie pozwolić sobie zwlekać i potem żałować, że nie powiedział tego, gdy miał okazję. Już miał otworzyć usta, powiedzieć coś, ale wtedy, w tym właśnie momencie zrobił coś co później zaszokowało również i jego
Pierwszy dotyk ust był drżący, niemal nieśmiały... Ale naładowany emocjami, jakby w ten sposób chciał jej powiedzieć o wszystkim: o swojej szaleńczej mieszaninie lęku i oddania - zmieniając pocałunek w niemy krzyk duszy w którym przelewał swoje uczucie i niemalże świętą nadzieję na przyszłość.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#2
28.11.2024, 12:39  ✶  
Mogłaby zwalić na bezsenność, ale tak na prawdę chciała dokończyć robotę. To było hipnotyzujące - nakładanie kolejnych warstw nieboskłonu, który miał strzec mieszkańców i gości Księżycowego Stawu. Dawać im nadzieję. Dawać inspirację. A jej wiarę w to, że jest w stanie zrobić coś od początku do końca.

Obiecała sobie, że absolutnie nic tej nocy nie odciągnie jej od pracy, zaopatrzona w ciepłą kawę i norowe ciastka, z zaskakująca precyzją nanosiła gwiazdę za gwiazdą na tym nocnym niebie. Obiecała sobie, ale wtedy ktoś postanowił się wydrzeć, wbijając do środka z impetem i jej imieniem na ustach.

Przejęła się, bo Thomas zdawał się być przerażony. Nie - nie zdawał się, on był przerażony, i jeszcze ten śmiech, te przechodzące przez półnagie ciało dreszcze... Znowu coś ćpał?

Szybki ogląd na jego stan sugerował, że tym razem to jego zeżarła ziemia, ciekawe, czy tak właśnie wyglądała tuż przed teleportacją z Windermere. Nie przeszkadzał jej syf za bardzo, zdarzały jej się takie dni, że w alkoholowym ciągu nie zdejmowała z siebie ubrań przez całe bite dwa tygodnie urlopu, ale smród który wżarł się w jego cichy był dziwnie gryzący i mdlący.

Szarpał nią jak szmacianą lalką, porywając w ramiona, wykorzystując, że jest skołowana i, no też trzeba było to przyznać, zmartwiona tym co się z nim działo. A potem nagle zagarnął ją do siebie samolubnym gestem, zerwał jak brzoskwinie z gałęzi i zamiast się wgryźć szukając słodkiego soku, był roztrzęsioną galaretą przykładającą wargi do ciepłej skórki skrywającej lepki miąższ.

Kiedy wytrzeźwieje będzie tego żałować. Oboje będziemy.

– Ja pierdole ale jebie od Ciebie siarką, – odchyliła głowę nim zdążył pogłębić pocałunek i podjęła próbę wyswobodzenia się z uścisku. Może gdyby zrobił to przed Beltane, może gdyby spotkali się na jednej z dyskotek, gdy nie mogła znieść myśli o głowie Alastora między jasnymi udami swojej przyjaciółki. Może już dawno by się przespali ze sobą, zdążyli pokłócić, zerwać i teraz udawać, że nic się nie stało. – i kto Ci ukradł koszulę? – parsknęła nerwowym śmiechem, ciało do ciała, mogłaby dać się porwać w tango, dać się zerżnąć tu, pod niedokończoną nocną mapą nieba, byle tylko poczuć, że ktokolwiek chce te kości obciągnięte bladą skórą. – Wyglądasz, jakbyś wyszedł prosto z piekła. Przyznaj się co brałeś i z kim, a potem dostań ode mnie zakaz spotykania się z tymi ludźmi znowu. – To byłoby takie miłe, na moment poczuć się chcianą i kochaną, na moment zapomnieć o tym, że nikt nie jest w stanie wytrzymać z nią na dłuższą metę. Że ona nie jest z nikim w stanie wytrzymać. Sapnęła sfrustrowana, na własne myśli i fantazje, które dalece odbiegały od jakiejkolwiek romantycznej myśli.

– Idź się ogarnij, zaparzę Ci jakąś herbatę czy coś – mruknęła pod nosem, odwracając się z zamiarem taktycznego odwrotu do kuchni.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#3
28.11.2024, 15:17  ✶  
Absolutnie nie wiedział, jak wygląda z boku, ale nawet gdyby wiedział, strach pchał go tutaj bardziej niż gdziekolwiek indziej, widząc ją całą i zdrową poczuł ulgę, ale to nie minęło, niczym przerażony królik w pętli myśliwego czuł jak serce bije mu oszalałe. Potrzeba czucia jej blisko siebie była potężniejsza nić cokolwiek innego.
I choć obecność Millie działała na niego kojąco, niczym delikatna bryza, jak soczysty owoc niosący ukojenie w ciepły dzień. To nie potrafił uspokoić się od razu. Jeszcze nigdy nie bał się tak bardzo, że mógł kogoś stracić
Zastygł w bezruchu, zdając sobie wreszcie sprawę z tego co zrobił, dając się ponieść chwili, ale był tak szczęśliwy, że nic jej nie jest. Nie miała problemu wyswobodzić się z jego uścisku, jak bardzo nie chciał jej trzymać w swoim uścisku nie był w tym zaborczy, a może powinien? Może wtedy by mógł jej przekazać jak bardzo mu na niej zależy.

Z piekła do piekła, co. Umiesz wszystko zniszczyć, nie potrafiłeś poczekać, nie?

Zignorował głos w swojej głowie i zamarł nie wiedząc jak powiedzieć to co chciał jej przekazać. Bo jak miał ubrać w słowa to uczucie, wszystkie słowa świata nie wydawały mu się odpowiednio dobre, aby to wyrazić - czy wystarczy powiedzieć te dwa słowa. Czy był gotów aż tak zaryzykować to co mieli? Nie może trzymać języka za zębami? Jak miał jej powiedzieć, że jest to coś więcej niż czuł kiedykolwiek wcześniej, że jest wszystkim czego pragnął, ale nigdy nie sądził, że znajdzie, a wszystkie wydarzenia były warte czekania. Przez te wszystkie lata, żyjąc z pustym sercem, teraz wreszcie znalazł tą jedyną. Czy był gotów to wszystko zaryzykować? Podjąć jedną szaleńczą próbę, biec po grani nad przepaścią, bez wahania otworzyć się przed nią. Wtedy to "uratowała" go odzywając się. Nie był karmiony miłością ze srebrnej łyżki, więc nauczył się ją zlizywać z ostrza noża.

Czy faktycznie jebał siarką? Możliwe, sam tego nie czuł, cały czas wpatrywał się w nią z mięknącym wzrokiem, gdzie ból i strach zastępowany był przez wyraz uwielbienia. Zerknął w dół teraz zdając sobie sprawę, że faktycznie tam w jaskini poświęcił koszulę, żeby odzyskać różdżkę i nie dbał o to żeby się ubrać, nawet jeśli by miał w co. Stał przed nią nagi od pasa w górę, brudny, unoszący wokół siebie swąd siarki, jakby faktycznie wyszedł z piekielnych czeluści. Poniekąd tak się czuł. Mogła dostrzec, że nie wyglądał imponująco, chudy, bez zarysowanych mięśni, wyglądał dość pospolicie, oprócz wielkiej blizny na lewym boku i ciemnej plamy na lewym nadgarstku, tatuażu przedstawiającego czarnego kota.
- Demon. Byłem w leżu demona. Gdzieś tam zgubiłem koszule - wyrzucił z siebie i zaniósł się krótkim kaszlem. - To prawie jak w piekle - drgnął na wspomnienie tego co się tam wydarzyło, obraz umierającej Millie stanął mu znowu przed oczami, że poczuł jak serce szarpie go za krtań.
- Nic nie brałem, chociaż wdychanie oparów z palonego ciała demona można wziąć za ćpanie... Kretyni z nich - ostatnie słowa dodał już pod nosem. Nie wiedział już sam, martwiła się o niego? Chciała dbać zabraniając spotykać się z ludźmi przez których tak skończył? Nie mógł odczytać z niej tego, nigdy nie był dobry w odczytywaniu intencji ludzi. Ale tego chciał, kochać i być kochanym, zapomnieć o tym jak bardzo jest w rozsypce, bo przy niej czuł się mniej rozsypany, jakby wszystko znajdowało swoje miejsce.
Chociaż przyszedł tu z misja upewnienia się, że nic jej nie jest i otworzenia przed nią swojego serca. To nagle zabrakło mu odwagi, chyba już prostsze byłoby walczenie samodzielnie z doppelgangerem. Nie chciał żeby odchodziła, żeby udała się do kuchni, zostawiając go samego.

No nie lękaj się, przecież znasz smak cierpienia, ale odrzucenie miłości to coś nowego. Dalej tragiczny chłopcze!

Zagryzł wargi wiedząc, że może to wszystko byłoby prostsze gdyby nie to, że był tak popieprzony, gdyby ta fasada wesołka, który nie przejmuje się niczym i tylko dba o dobry powód do śmiechu była prawdziwa. Wiedział, że mogła być dla niego kwiatem,  ale też i ulewą, pięknem dnia, ale też i nocą pełną bólu. Wszystkie słowa, jakie mu teraz przychodziły do głowy wydawały się zbyt trywialne i nie mogące unieść wagi tego co czuje. Jak zwykle uciekając do ciszy jako swojej wybawicielki, tylko tym razem chciał powiedzieć o uczuciach.

- Nie - powiedział natychmiast, gdy zasugerowała, aby się rozdzielili. - Nigdzie nie idź... Zostań przy mnie - powiedział błagalnie spuszczając wzrok. Chciał z nią spędzać czas, nie tylko teraz - i jak zwykle tego pragnął, tak w tej chwil tego potrzebował. W panicznym geście próbując pochwycić ją za rękę, aby faktycznie została.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#4
01.12.2024, 00:57  ✶  
Thomas ze swoją słodką mordką zdawał się być zagubionym kociakiem, a ona na prawdę powinna być ostatnią osobą, której dano by pod opiekę jakiekolwiek zwierzątko, roślinę, czy w ogóle żyjąca istotę. Troska była dla niej abstrakcyjnym pojęciem, bo zakładała, że ktoś jest słaby, a słabe zawsze oznaczało gorsze.

To znaczy, kilka dni temu na klifach otoczyła kościstymi ramionami Basiliusa i przyjęła jego strach, ale umówmy się - sama była w stanie psychicznego rozkładu (aż dziw, że nie jebało od niej zgnilizną), więc on się bał, ona cierpiała, power duo.

Ale Basilius był jej - być może, nie wiadomo, sam zadawał sobie pytania w tej materii - przyjacielem gejem, a nie cwaniakiem, który drze się, potem histerycznie śmieje tylko po to, by wziąć i przekraczać granicę, którą powiedziała mu przecież, że ma nie przekraczać.

Trochę była wkurwiona na niego, licząc, że jednak może żartował.

Trochę też przerażona.

– Pierdolisz – powiedziała automatycznie, no bo jakie demony, przecież nie było demonów, ewentualnie istoty takie jak dementorzy, które mogły być z powodzeniem wzięte za te okultystyczne pierdy z otchłani. Ale Thomas nie wyglądał na kogoś kto ją właśnie wkręcał. Nie był tak dobrym aktorem, nawet jeśli wcześniej nie byli wcale aż tak blisko, to raczej nie kpiłby z niej tak, nie kpiłby z takich tematów. Nie wkręcał jej w ten sposób, żeby tylko rozłożyła przed nim nogi. Nagle jej twarz spoważniała, a złociste oczy rozwarły się szeroko w rosnącym niedowierzaniu ale też strachu. – Na. Chuj. Tam. Polazłeś?! – wyrwała rękę z jego uścisku, ale nie poszła dalej o nie. Miał jej uwagę, choć jeszcze nie rozumiała o co w ogóle chodziło.. Była w takim stanie na zebraniu kilka dni temu, że już nie pamiętała tego, co mówił papcio o jakiś pieczęciach czy runach, czy bogowie wiedzą co. Ale teraz, kiedy Thomas stał przed nią jebiąc siarką na kilometr... Mimowolnie z każdym uderzeniem serca w wątłej piersi rósł w niej gniew. Bardzo nie lubiła się bać. Strach był słabością. Gniew siłą z którą trzeba było się liczyć.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#5
01.12.2024, 03:19  ✶  
Zdawał sobie sprawę, jak bardzo depcze wszystko to co przy poprzednim spotkaniu wypracowali. A teraz wrzucał kolejne kościotrupy na dno stawu, chciał zmącić wodą tak bardzo, że zaleje nie tylko brzeg ale i dalsze połacie Ziemi.

Musisz bardzo tęsknić za dnem, skoro chcesz na nie wrócić załamany

Zakpił z niego głos, a może ostrzegał? I sam już nie wiedział czy powinien jej mówić. Ale co jeżeli coś się naprawdę stanie i nie będzie już miał na to okazji? Życie nie było usłane różami, może w innych, bardziej spokojnych czasach nie spieszyłby się. Przez całe swoje życie nie czuł czegoś takiego, jednocześnie czuł przedziwne, niezrozumiałe szczęście z samej obecności Millie, ale z drugiej czuł się niezwykle przerażony tym jak szybko od pojawienia się uczucia chciał przejść do powiedzenia o nim - a przecież zawsze wszystkie w sobie tłamsił.
Teraz, tu przy niej był niczym faktycznie zagubiony kociak, który nie ma pojęcia co zrobić. Powiedzieć jej i bezpowrotnie zburzyć to co mieli między sobą...

Za późno, pocałunkiem to zniszczyłeś

To prawda. A przecież nie przyszedł tutaj bo liczył, że po tych wszystkich wydarzeniach pozwoli mu zrzucić stres i da się wyruchać, nie taki był jego cel. Przyszedł bo tam w jaskini doznał olśnienia - od zawsze miłość widział jedynie u innych, sam nigdy jej nie oświadczał, mógł jedynie zazdrośnie patrzeć jak rośnie w innych. I gdy pogodził się z faktem, że jest zbyt zepsuty, aby kogokolwiek pokochać i ktokolwiek pokochał jego... Pojawiła się ona.
Może powinien jednak milczeć? Powoli budować to co mieli między sobą, a nie rzucać się z klifu z "jakoś to będzie", bo nie miał dziewięciu żyć jak koty. Ale czy będzie w stanie to ukryć? Choć na usta cisnęły mu się te słowa które paliły go od środka, chciał jej wykrzyczeć co czuje, jak bardzo się bał że ona faktycznie jest tam w tych tunelach. Jak bardzo był przerażony, że nie zdoła jej powiedzieć o tym, że się w niej zakochał.
Niestety nie dane mu było podjąć decyzji, nim cokolwiek zdążył postanowić usłyszał jej głos.

Było kłamać... Ćpuński rajd teraz brzmi o wiele lepiej, nie?

Stał cały czas w tym samym miejscu, nieco w szoku
Nie wyglądał na kogoś kto stroi sobie z niej żarty, zdecydowanie jeśli chodziło o takie rzeczy nie wkręcał nikogo. Choć nie zdawała sobie z tego sprawy, to była jedną z niewielu osób, które były w stanie wyciągnąć z niego prawdę bez zbędnego drążenia tematu.
Uniósł głowę patrząc uważnie na oblicze córki traw, która teraz bardziej przypominała gniew ziemi, a cedzone słowa przywodziły na myśl wielkie głazy spadające w dół zbocza. Nie był pewien czy dobrze odczytywał emocje z jej twarzy, nie był w tym dobry, gniew był wyraźny, przerażanie mógł już przeoczyć.
- Czy to nie jasne? Żeby się go pozbyć - odpowiedział spokojnie, nie miał pojęcia jak ją uspokoić. - Nie mogłem przejść obojętnie obok tego, że jakiś skurwysyn z piekła rodem terroryzuje ludzi - oczywiście zbawco świata, ale może zanim zaczniesz go uzdrawiać zajmij się tym co dla ciebie istotne. Thomas i jego cholerny kompleks bohatera, którego prawdziwy motyw ukrywał nawet przed samym sobą. - Trzeba się go było pozbyć, ale nie wiem czy na dobre to zrobiliśmy - dodał mając dziwne przeczucie, że to jeszcze nie był koniec historii Thorana, ale to kłopot na inny dzień, teraz istotna była Millie.
Nie rozumiał jej gniewu, dlaczego się wściekała o to, że wybrał się do leża doppelganger aby się z nim rozprawić? Pójście mierzyć się z demonem było dla niego czymś normalnym, dość łatwo odrzucał swoje życie nie dbając o konsekwencje. Jeszcze kilka godzin temu wyprawa na doppelgangera wydawała się mu całkowicie naturalna, przecież to taka super okazja jeśli nie dbasz o własne życie. Teraz? Teraz by się poważnie zastanowił, zdając sobie sprawę, że ten pierwszy raz w życiu czuł się że ma coś dla czego chce żyć.

Kłamca, obłudnik, zwodziciel

Nagle go uderzyło, jakby ktoś zakradł się od tyłu i dzielił go w ten pusty czerep patelnią (co czasami by mu się przydało, żeby zaczął myśleć). ONA ZABRONIŁA MU UMIERAĆ, a on? Jak gdyby nigdy nic pohasał sobie do leża demona dwa dni później... Fala wyrzutów sumienia uderzyła go z taką siłą, aż odbiła się na jego obliczu w formie poczucia winy.
- Przepraszam, to było coś co musiałem zrobić - nie kłamał, choć tak naprawdę mógł odmówić, powiedzieć, że to nie jest dla niego, ale czuł potrzebę być jednym z tych, którzy pozbędą się Thorana.
Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#6
02.12.2024, 22:02  ✶  
Odkąd opuściłeś leże Doppelgangera, coś było inaczej. Nieznajome uczucie, które pojawiło się gdzieś w środku i nie chciało zniknąć. Ale mimo tego jasno ustaliłeś swoje priorytety, by nie przejmując się niczym pojawić w Księżycowym Stawie i na własne oczy przekonać się, czy Millie była cała i zdrowa.
Czułeś pod opuszkami palców jej ciepło, ale pod ustami miękkość warg, zanim cofnęła się by zadać kolejne pytania. Dlaczego tak trudno było jej zrozumieć to, czym mogłeś się kierować? Czy nie dostrzegała, jak szlachetna i ofiarna była twoja postawa? Że ktoś musiał coś zrobić i ukrócić działania istnego demona, który terroryzował niewinnych ludzi?
Jej emocje były dla ciebie przerysowane, jakby w twoich oczach wyostrzały się te potępiające cię aspekty. Wciąż byłeś niespokojny i pobudzony ostatnimi wydarzeniami. Wciąż też czułeś to dziwne uczucie, niesprecyzowany ból, szarpiący gdzieś głęboko w środku, jakby twoja dusza powoli pękała.

Ciekawe, czy to widziała. Podobno oczy były zwierciadłem duszy, więc czy kiedy w nie patrzyła, widziała jak pojawiają się kolejne linie, jakby świadectwo tej dziwacznej satysfakcji którą czułeś torturując tych, którzy według ciebie zasługiwali na taką karę?

Ale to, co wyniosłeś ze sobą z leża doppelgangera to nie były tylko pęknięcia, powoli rozpadająca się dusza, czy otumaniająca pustka. Była też siarka, tobie przytykająca nieco nos, ale dla Millie wyraźnie wyczuwalna i niezdolna przykryć coś innego, o wiele bardziej charakterystycznego, to co znała przez pracę w Brygadzie Uderzeniowej. Nie musiała być aurorem, by nauczyć się na pamięć tego, jak pachniała czarna magia. Popielny zapach wżerał się w ubrania, włosy i skórę. Związywał w brudzie, pocie i krwi, potęgowany przez osadzoną na tobie wilgoć jaskini, którą zgłębialiście.

Czułeś, że twoja dusza popękała na kawałki.

MG nie będzie kontynuował rozgrywki.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#7
02.12.2024, 23:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.12.2024, 23:16 przez Millie Moody.)  
– O... o wow... oh, no kurwa wszystko jasne – na pewno nie mówiła tego spokojnie, choć nie był to jeszcze wrzask płoszący koty. Ale głos niósł się po wysokim holu, lizał sufit, dotykał poręczy. – Bo ja kurwa zapomniałam, jak mówiłeś no tak... przecież jesteś wyjekurwabistym łowcą demonów! Cały czas chodzisz obwieszony świętymi symbolami, ze swoją bajerancką napakowaną srebrnymi bełtami kuszą i wyrywasz jednym pociągnięciem im te demoniczne serduszka jeszcze przed kolacją! No jak mogłam kurwa zapomnieć, że hej, jak w Twoim domu jest D E M O N to szybko sowa po Thomasa – miotła trzymana w drugim ręku zawirowała przez moment, by zatrzymać się drzewcem w kierunku mężczyzny. Millie bezlitośnie zaczęła go dźgać w nagą pierś. Raz za razem, raz za razem. Oskarżycielsko. Bezmyślnie – On wie jak go wyruchać tak, że będzie błagał o bilet powrotny do pierdolonego piekła, och nie! och błagam! przestań! błagam! zrobię wszystko! – łkała karykaturalnie w szyderstwie nie znajdując wciąż ukojenia, ale nie było już możliwości by zawróciła. Raz za razem. Brzuch, łopatki, pierś, żebra... Napierała dla niego, przepychała go jak śmiecia w odpływie zlewu. Mniejsza, ale zjadliwsza, domagająca się... bogowie wiedzieli czego. Bo przecież nie przeprosin. Okłamał ją, ale żeby był pierwszym złamasem, który to zrobił?

– Millie! Moja najwspanialsza ziemio – przedrzeźniała go, czując jak ból rozrywa jej serce, gdzie nie chciała mu przecież uwierzyć, a jednak na ten krótki moment, na złote światło poranka wpadające przez żółte płatki stojących przy łóżku kwiatów...– Dlaczego mnie to dziwi? Dlaczego mnie to dziwi, skoro moje pojebane życie tak wygląda OD ZAWSZE. OBOWIĄZEK jest pierdolonym kurwa BOGIEM. I JEST ZAWSZE NADE MNĄ, CHYBA ŻE LEŻĘ JAK KŁODA W PIERDOLONEJ LECZNICY WYRUCHANYCH DUSZ. I kurwa tak mi już nie pierdol więcej, że mnie potrzebujesz, że nigdy nie będę samotna tak, skoro pan OBOWIĄZEK wzywa! Skoro ludzikom w wiosce działo się kuku och, nie wezwę aurorów, nie pójdę po egzorcystów tylko pójdę sam, zwale sobie konia na demoniczny ryj, z pewnością zadziała, bo przecież nie ma lepszej receptury na prze... – nagle urwała, w szale, we wściekłości, w goryczy przelewającej się przez nią piorunem jej istoty. Nagle urwała, gdy do niej w końcu dotarło, że to nie tylko siarka drażni jej nos. Nie tylko siarka...

– Coś Ty tam zrobił Thomas... – wysmyknął się z niej nieoczekiwany szept, wraz z uciekającym w panice powietrzem przerażonej łani. Jej oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu i przerażeniu. Nagle cała wściekłość zgasła, nagle to jej warga zadrżała. Nagle umilkła, a miotła z łoskotem upadła na ziemię, gdy ręką dotknęła własnych ust i zrobiła krok w tył. Mildred widziała w życiu zbyt wiele koszmarów, własnych i cudzych, by jej wyobraźnia nie pogalopowała odpowiedziami na to pytanie.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#8
05.12.2024, 02:24  ✶  
Drgnął kiedy kolejne słowa opuściły jej usta, teraz dopiero dowiedział się co to był gniew, kilka dni temu nie był skierowany do niego. Tym razem to on był obiektem wkurwienia drobnej kobiety, ale w tym wszystkim czuł nie tylko poczucie winy, czuł jak z każdym słowem wzbiera w nim coraz mocniejsza irytacja. Mimo to nie unikał, nie powstrzymywał jej przed dźganiem go trzonkiem miotły, bez słowa poddawał się temu i niczym szmaciana lalka cofał się pod jej naporem - przesuwała go niczym natrętnego śmiecia, którego nie możesz pozbyć się z pokoju mimo usilnych prób. Czemu nie mogła zrozumieć, że nie szedł tam dla chwały, nie szedł bo miał się za takiego zajebistego łowce demonów, kurwa do wczoraj uważał, że to nadal wyolbrzymienie.
Spojrzał na nią uważnie, niby nic się nie zmieniło, a jednak czy nie wydawały się inne - kasztanowe spojrzenie przeszyte czarnymi nićmi, czy to tylko gra świateł. Nie miał pojęcia skąd się brał ten ból, który go przeszywał i nie chciał odpuścić - czy to promieniowało z płuc, a może to jej reakcja na niego tak wpływała?
- Nie szedłem tam, żeby napierdalać demona, do chuja ja nie wiedziałem do końca na co idziemy. Miałem im pomóc z klątwami i pułapkami, zapieczętować to gówno, a nie toczyć z nim zapasy. Co miałem zrobić? Jebać te wioskę, jebać jej mieszkańców, ale miałem zostawić tam Geraldine i resztę, by wleźli tam samotnie? Już dawno obiecałem pomóc rozprawić się z popierdolonym bliźniakiem Ger. Nie byłem tam ratować jakiejś zapyziałej wioski i jej mieszkańców, nie jestem zbawcą świata - warknął nie mogą już dłużej tłumić w sobie irytacji, tak trudno było zrozumieć? Zapytać, Thomas nie chciał naprawiać świata, ale nie mógł się odwrócić od znajomych proszących o pomoc, zwłaszcza w czymś na czym się znał. Jego szlachetne pobudki zakończenia terroru demona nad Yaxleyówną i tym samym częścią magicznej Anglii były jak widać godne pożałowania.
Chciał kontynuować, wyrzucić z siebie wszystko co nagromadziło się w trakcie tej nocy, może wspólne darcie na siebie ryja coś da.

Zamarł jednak kiedy nastawienie Millie stało się tak zupełnie inne, a w nim wciąż jątrzyła się frustracja - stali tak niczym przerażona łania i dyszący ze wściekłości wilk. Dlaczego nie potrafiła zrozumieć jego i jego motywów, dlaczego tak mylnie oceniała dlaczego tam się znalazł. Nie miał pojęcia co się dzieje, że to nieznajome uczucie towarzyszące mu od jaskini tylko się pogłębiało, jakby coś od środka miarowo rozrywało go na strzępy.

Ona wie, ona wie! Z dala cię zdradza i skaza, i czarnej magii smród. We krwi masz zło i gniew... A może od początku wcieleniem byłeś zła? Oj Thomas, Thomas

Ekscytował się głos w jego głowie, szczęśliwy jak nigdy, ani na wieży Hogwartu ani w Neapolu nie był tak radosny.
Stojąc przed nią ze zbolałą duszą wpatrywał się w nią z mieszaniną irytacji i bólu. Dlaczego to musiało tak boleć? Co robił nie tak. Potrząsnął głową na boki chcąc pozbyć się tych myśli.

- Przeszedłem przez piekło - odpowiedział beznamiętnym głosem, inaczej nie mógł tego nazwać. Z początku nie chciał mówić dalej, ale usta zupełnie jakby z własną wolą otworzyły się wypluwając kolejne słowa. Było już za późno, tama trzymająca go w ryzach pękła i zaczął z siebie wyrzucać wydarzenia minionej nocy. - Kiedy w jednej chwili coś jakby wyrywa ci serce prosto z piersi i zostawia z pustką. Mącił i zwodził, widziałem tam ciebie, tak prawdziwą jak teraz, mogłem cię dotknąć, usłyszeć... Kurwa widziałem jak tam umierasz, ty wiesz co ja wtedy czułem? Jak z każdą sekundą widziałem uciekające z ciebie życie, a jedyne co mogłem zrobić zawodziło i mogłem jedynie czekać na pomoc, która nie nadchodziła - złapał się za włosy, a twarz wygięła mu się w bolesnym grymasie, samo wspominanie sobie tamtej sytuacji. To było tak realne i choć teraz stała przed nim to nie mógł się pozbyć tamtych wydarzeń z głowy. - To było tak realne, strach przed utratą ciebie, to że nigdy nie powiem ci o moich uczuciach, to rozerwało mi serce na milion kawałków...  Wraz z każdym coraz płytszym oddechem czułem paraliżujący strach i bezsilność, jedyne co chciałem to cię ocalić, nie ważne jakim kosztem - a potem okazało się, że mnie zwodził, że to była tylko sztuczka. Ale to był tak realne że przez cały czas nie mogłem przestać myśleć, o tobie, że muszę upewnić się, że wszystko z tobą w porządku - zakończył, a ból przeszedł w wściekłość, kiedy nawiedziło go wspomnienie gniewu jaki wtedy czuł. Może nie powinien był mówić dalej, może powinien przemilczeć te kwestia, ale nie mógł, działała na niego jak veritaserum. - Nienawidziłem go wtedy, chciałem widzieć w nim ten sam strach, który był we mnie, żeby czuł ten sam ból, który czułem ja jeszcze przed chwilą. Więc mu go zadałem - zakończył bez wdawania się już w szczegóły.
- I nie pieprz, że tak naprawdę cię nie potrzebuje, bo przyleciałem tu tak szybko jak tylko wylazłem z tamtych jaskiń. Pierdole, jeszcze w jaskiniach chciałem uciekać i wracać tutaj, do ciebie, więc nie mów mi, że wiesz lepiej co czuje - bo gdyby tak było to zamiast stać tutaj ćpałbym z Edgem byleby tylko zapomnieć o tym co widziałem - ostatnie zdania wypowiadał już bez takiej jak wcześniejsze, frustracja się wypalała, zgarbił się, ramiona mu opadły. Przypominał teraz bezdomnego, sponiewieranego kocura. Ból wydarzeń wrócił do niego falami rozjaśniając mu wszystko - czuł się zbrukany, nieczysty, a do tego niepełny - jakby w nic coś pękło na dobre, tylko nie miał pojęcia co.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#9
05.12.2024, 09:47  ✶  
Z pozytywnych rzeczy - przynajmniej stała w milczeniu i słuchała. Być może była zbyt przerażona by uciec, jak łania na drodze w którą pędzi gigantyczny metalowy potwór mugolskiej ciężaróki. Być może chciała wiedzieć, a ciekawość nie raz zabiła kota. Być może...

Stała i patrzyła na niego lekko zeszklonymi, złotymi oczyma, czasami tylko powtarzając za nim, niemo pytając:

– Geraldine? – nie tego imienia się spodziewała, czy nie widziały się ledwie chwilę temu? Czemu jej przyjaciółka nie powiedziała o swoim zmartwieniu? – Jaki brat....? Przecież ona nie ma brata... – Co tu się odkurwiało to Millie nie miała pojęcia, a każda następna informacja była gorsza od kolejnej. Oczywiście dalej miała żal do Thomasa, bo mimo wszystko widzieli się chwile temu i mógł jej kurwa powiedzieć, zanim poszli do jaskinii. Mogła tam pójść razem z nim, albo cokolwiek, dać znać Longbottomom, że Figgowi odjebało i trzeba ogarnąć kogoś z Ministerstwa, żeby się tym zajął. Czemu Stonks tego nie zrobiła? Moody nie miała jak się zastanawiać nad tym, kolejne informacje torpedowały ją jedna po drugiej. Z resztą zawsze łatwo było być mądrym już po fakcie, cisnąć komuś że powinien być mądrzejszy. Gdyby ona była mądrzejsza, być może dawno temu już rzuciłaby pracę w policji. Łatwo było być mądrym po szkodzie, a straty były już nie do odrobienia. Ona straciła 10 lat, a on...

– Jebie od Ciebie czarną magią, a mówisz, że tam były jakieś... sztuczki. Że myślałeś, że ja tam jestem, a byłam cały czas tutaj – tłumaczyła mu bardzo, bardzo, bardzo powoli, zupełnie jakby bała się, że jeśli powie cokolwiek głośniej, cokolwiek bardziej to on ucieknie. Albo ona ucieknie. Albo mu jebnie. Albo on jej... – Jesteś pewien, że to demonowi zrobiłeś krzywdę? – to pytanie musiało paść. Matowe. Drżące. Wypchnięte przez zaschnięte wargi. Głupie. Niepotrzebne. Prosto ze struchlałego serca.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#10
05.12.2024, 15:16  ✶  
- Tak. Jej bliźniak, Thoran? - zapytał tak jakby to było oczywiste, ale w sumie nie zastanawiał się nigdy czy wszyscy mieli z nim styczność. On miał akurat bezpośrednią kiedy ten zamawiał pączki na te nieszczęsną imprezę dla dzieci. Nie mógł odmówić Geraldine, skoro obiecał jej wcześniej pomóc i miał u niej dług za rozwiązywanie kwestii Matek Brytyjek. Czy mógł napisać do niej list? Powiedzieć gdzie idzie? Mógł, ale raz, że nie pomyślał o tym, w swej naiwności nie przewidywał, że będą walczyć tam o życie. A dwa, że był strasznym hipokrytą i nie chciał, aby ważne dla niego osoby narażały, co nie przeszkadzało mu samemu pchać się w niebezpieczeństwa.

Zerknął na nią z przerażeniem. Jebało od niego czarną magią? Zupełnie tego nie czuł, ale wszystko to co tam robił. Co teraz? Powiadomi Ministerstwo, pośle o brata? Spędzi kolejne godziny w Ministerstwie składając obszerne tłumaczenia, sprawdzą jego różdżkę? Dobrze wiedział co wówczas mogą odkryć... Dlaczego czuł ten nieznośny ból, jakby był wewnętrznie rozdarty i nie było sposobu na odwrócenie tego. Ale krzyki ustały, wściekłość przeistoczyła się w dojmujący ból.
- Może gdybym nie był takim kretynem i powiedział ci gdzie idę to wiedziałbym, że jesteś tutaj a nie tam... - ale czy to coś by zmieniło, to było realne tak jak ich rozmowa teraz, to co działo się tam pod ziemią.
- Nie wiem co to było, ale widziałem ciebie, tak jak stoisz teraz, ale umierającą. Więc chciałem cię ratować, nawet jeśli musiałem sięgać po zakazaną sztukę, wlać w ciebie życie, bylebyś mogła dotrwać pomocy - może nie powinien jej mówić, ale przecież śmierdziało od niego czarną magią, więc czemu miałby jej nie mówić.

Gdyby nie to, że stał przy ścianie, o którą teraz oparł się całym ciężarem to pewnie by upadł. Uderzył go ciężar jej pytania, coś co podskórnie męczyło go od tamtego czasu - wydali osąd tak szybko, tak łatwo zdecydowali, że przecież to demon, a nie opętana przez niego niewinna dziewczyna. - Nie, to był on... To musiał być on - powiedział łapiąc się tej myśli, przecież nikt inny nie mógłby zmienić swojego wyglądu.

Wielosokowy, metamorfomagia. Co ty, urodziłeś się wczoraj?

Cała złość wyparowała z niego, czy mógł z pewnością powiedzieć, że krzywdził wtedy demona? Tak myślał, ale czy był pewien, czy nie wydał osądu pośpiesznie? Może się mylili. Ten głos, który słyszeli po spaleniu ciała... Czuł się rozdarty i to nie w przenośni - nie chciał wierzyć, że wyrządzili tam krzywdę niewinnej osobie, ofiarę demona, a nie jemu samemu. Nie miał w sobie już tej ikry, przypomina teraz kota wyrzuconego z pędzącego auta na deszcz.
- To był demon - powtórzył tym razem już drżącym głosem, gapiąc się pusto w podłogę pomiędzy nimi. Przekonywał ją, a może samego siebie? Czuł się jakby członki miał z ołowiu i nie był w stanie ich unieść, choć serce biło jak oszalałe, jakby chciało do niego krzyczeć "uciekaj". Ból jaki czuł był dojmujący, tak niepodobny do niczego co wcześniej kiedykolwiek czuł, czy to dlatego słyszał ten złowieszczy chichot głosu w swojej głowie?
Rozejrzał się przerażony, chcąc uchwycić jej spojrzenie, wyczytać z niego cokolwiek - niepewność go zabijała.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Baba Jaga (279), Thomas Figg (7129), Millie Moody (3571)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa