• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[07.09.1972] Pogrzebani żywcem | Scarlett&Theo

[07.09.1972] Pogrzebani żywcem | Scarlett&Theo
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#1
25.11.2024, 23:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.11.2024, 23:29 przez Scarlett Mulciber.)  
Tego dnia humor jej zdecydowanie dopisywał i nawet wątpliwej jakości warunki pogodowe nie były w stanie tego zmienić.
Czy to za sprawą podróży, czy może tego, że Malfoy nie zwrócił podarku, który ta zrobiła.
Wiedziała, że był zajęty, że się śpieszył pisząc, to było widać. A jednak odpisał. Mógł zrobić to później, czy dnia następnego.
Lubiła to uczucie. Tego, że nigdy jej nie zignorował. Zdawałoby się to nic wielkiego, a jednak nie bez powodu w jego mieszkaniu leży powiększająca się sterta listów.
Pochłonięta myślami, kroczyła przez dworzec, wprost do budynku. Gdy minęła drzwi frontowe z myśli wyrwał ją stukot jej własnych obcasów.
Cóż za cudowna akustyka - przemknęło jej przez myśl, zatrzymując się. Rozejrzała się po sklepieniu.
Miała jeszcze trochę czasu, a grzechem byłoby nie skorzystać z warunków jakimi uraczył ją budynek.
Zsunęła z ramienia futerał, odkładając go na ziemię. Usłyszała przyjemny brzdęk metalowych zatrzasków, gdy te ustąpiły pod jej palcami.
Delikatnie wydobyła instrument z futerału, sięgając po smyczek. Rozejrzała się dookoła, na moment zawieszając wzrok na przechodniach. Każdy się gdzieś śpieszył. Pędził w innym kierunku. Nie dając pewno sobie nawet chwili zastanowienia nad tym czy warto.
Ułożyła wygodnie instrument, a smyczek delikatnie przesunął po strunach. Rozległ się jednostajny dźwięk.
Zaobserwowała pierwsze krótkie spojrzenia, poszczególne zerknięcia spowodowane nieoczekiwanym hałasem.
Przymknęła ślepia, sunąc smyczkiem po strunach. Krótko, długo, wolno, szybko - a instrument zaczął wygrywać Carol of the Bells. Dźwięk odbijał się od ścian, niosąc korytarzami, muskając brudne okiennice, wychylając zza drzwi. Otulał przechodniów, skłaniając ich do zwolnienia.
W pewnym momencie oderwała smyczek od strun, a muzyka gwałtownie ucichła. Opuściła dłoń, dając się ponieść chwilowej zadumie. Mogłaby tak stać i grać, a jednak tak jak i każdy w tym miejscu, ona również musiała pędzić. W końcu miała spotkać się jeszcze z rodziną. Trochę żałowała. Wątpiła aby wróciła jeszcze do tego miejsca, w końcu nie miała powodu, był to jedynie punkt na mapie. Była pewna, że to tylko chwilowe zauroczenie i równie piękne brzmienie kryje wiele miejsc w samym Londynie. Wystarczyło się tylko dobrze rozejrzeć
Evil Prince
The devil doesn't bargain, he'll only do you harm again
Średniego wzrostu (metr siedemdziesiąt osiem) chłopak o ciemnych włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięty, choć pod uśmiechem skrywa swoje prawdziwe intencje, które nie są tak miłe.

Theo Kelly
#2
30.11.2024, 03:59  ✶  
Theo ziewnął przeciągle, czasami naprawdę staż w Wizengamotcie był niezwykle upierdliwy, szczególnie jeśli musiał podróżować, aby zebrać niezbędne podpisy pod protokołem. Gdyby tak te stare pryki nie mogły poczekać i podpisywać się po posiedzeniach tej instytucji. Ale nie narzekał, nie gardził solidną pracą, wiedział tylko, że mógł w zupełnie inny sposób spożytkować ten czas. Chociażby pisząc dalej swój artykuł na temat wpływu emocji jednostki na działania tłumów. Dlatego też postanowił na środek transportu dzisiaj obrać pociąg. Zdecydowanie było to dobrym wyborem.
Na szczęście nie narzucali mu zasad ubioru, dlatego mógł ubrać się wygodnie i nie wyglądać jak świr na mogolskiej stacji. Podróżowanie mogolskimi środkami transportu dawało te przewagę, że trwało to znacznie dłużej niż teleportacja czy podróż za pomocą proszka fiu, więc będzie miał czas, aby trochę popisać.
Rozpiął czarną, skórzaną kurtkę, bo jednak było dość ciepło dzisiaj, a spod niej wystawała fioletowa koszulka z jednorożcem na tle tęczy i smaku do złudzenia przypominającego Hogwart. Ubiór ten zdradzał zamiłowanie Theo do koszulek z takimi właśnie "niepoważnymi" wzorami - jak by to określiło wielu czarodziejów. Na szczęście dla niego liczyło się jedynie opinia matki, no i wujków też.

Zapewne przemknąłby przez budynek dworca nie zwracaj uwagi na nic, gdyby w pewnym momencie do jego uszu nie dobiegł dźwięk skrzypiec. Znał te melodię, oh jak dobrze on ją znał - ciężko by było, aby nie znał tej świątecznej kolędy. Ile razy to ją słyszał, chyba co roku podczas świat, odkąd tylko pamięcią sięgał. Dźwięk ten wrył mu się bardzo dobrze w mózg.
Zatrzymał się dlatego i skierował się krokami w stronę, skąd dobiegały dźwięki.
Z zainteresowaniem przyglądał się tej drobnej blondynce, która sprawiała, że na dworcu było jakoś inaczej, tak jakoś bardziej magicznie. Jedni by stwierdzili, że to tylko muzyka, niedopasowana do okresu, bo przecież był dopiero początek września. Jednak dla Theo liczyło się piękno płynące z każdą nutą.
Zaklaskał krótko, kiedy nagle urwała granie, z żalem stwierdzając, że posłuchałby jeszcze dłużej tego jak gra, choć sam nie miał żadnego talentu do grania na instrumentach to jednak uwielbiał słuchać muzyki.
- Nie dokończyłaś tej piosenki - odezwał się z uśmiechem. Nie musiał nawet krzyczeć, bo stanął dość blisko aby móc lepiej podziwiać jak grała. Może namówi ją na zagranie czegoś jeszcze? Wyglądała bardzo ciekawie, a dźwięki jakie roznosiły się z jej skrzypiec można by powiedzieć, że urzekały, bo jednak trochę ludzi się wokół niej zebrało. Dodatkowo był całkowicie przekonany, że nigdy więcej nie usłyszy jej muzyki, jaka bowiem była szansa, że to dziewczę było czarodziejem? Tutaj na mogolskim dworcu miałby spotkać kogoś czarodziejkę dającą koncert dla mugoli? Nikłe szanse.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#3
01.12.2024, 11:08  ✶  
Zawieszona w myślach zupełnie nie spostrzegła chłopaka, który zjawił się na wyciągnięcie ręki. Jak gdyby wyłonił się z nicości, materializując tuż przed nią. Dopiero jego głos sprowadził ją na ziemię.
Jasne tęczówki wyłapały jego wzrok, a jednak ta długą chwilę milczała, lustrując go spojrzeniem.
-Mugol - jej usta wykrzywiły się w niejakim obrzydzeniu, gdy wyszeptała ów słowo. Zupełnie przypadkiem te wypadło z jej ust, a ona się wzdrygnęła. Ah cóż za szkoda, że te szkaradne istoty potrafią przybierać tak urokliwie twarze.
Zlustrowała go spojrzeniem jakoby go oceniała. Jej ślepia zatrzymały się na jego koszulce, jakże przejaskrawionej i oderwanej od rzeczywistości. Mugol? - powtórzyły już mniej pewnie myśli.
Pochwyciła jego spojrzenie, intensywnie wpatrując się w jego oczy. Scarlett nigdy nie uciekała od kontaktu wzrokowego, tego wręcz szukała. Jakby od tego zaczynała się walka o dominację, ciche badanie jak silny charakter towarzyszył jej rozmówcy.
-Zostawiłam zakończenie otwarte, aby każdy mógł dopisać resztę historii - rzuciła. Ona znała jej zakończenie. On również. A jednak gdyby tak zapomnieć o tym można by stworzyć zupełnie nowe. Inne.
-Ładna koszulka, zabrałeś siostrze? - na jej usta wkradł się szelmowski uśmiech, gdy sama zahaczyła palcem o materiał jego ubrania - żartuje... - dodała z wolna - Lubię niebanalny gust... - podjęła niemal to szeptem, puszczając skrawek jego koszulki.
Pochyliła się, aby skrzypce mogły wrócić do futerału, który zamknęła, racząc się trzaskiem klamr.
-Oprócz bycia uroczym masz jeszcze jakieś funkcje, słodziaku? - zagaiła, aby zaraz na niego zerknąć -Grasz na czymś? a może malujesz?
Evil Prince
The devil doesn't bargain, he'll only do you harm again
Średniego wzrostu (metr siedemdziesiąt osiem) chłopak o ciemnych włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięty, choć pod uśmiechem skrywa swoje prawdziwe intencje, które nie są tak miłe.

Theo Kelly
#4
02.12.2024, 16:02  ✶  

Gdyby tylko usłyszał to co powiedziała, to prychnąłby, a może nawet wybuchnął na głos śmiechem. Jakie były szanse, ze na mogolskim dworcu kolejowym spotka się przypadkiem dwóch czarodziejów i każde będzie o drugim myślało, że jest mugolem? Strasznie niewielkie, a jednak tak się właśnie zdarzyło w ich przypadku. Choć Theo wcale nie ukrywał tego, ze nie darzył niemagicznej części społeczeństwa pogardą, wręcz przeciwnie - tylko za radą matki nie obnosił się z tym.
- Kuszące, choć czasami lepiej pozostawić historię zamkniętą, aby nikt nie zepsuł jej piękna - odpowiedział nie odrywając swojego wzroku, nigdy nie uciekał przed potyczkami, które go dopadały, nawet tak trywialnymi jak ta na spojrzenia - zresztą tak przecież łatwo było odróżnić czy ktoś miał słabego ducha czy nie. Niknąc w jej lodowym błękicie zupełnie jak nieostrożny statek wpływający na arktyczne wody - ale nie odwracał wzroku, zresztą czemu miałby, dziewczyna z którą mierzył się spojrzeniami była dość urodziwa. Aż kusiło ją zaprosić na kawę, tak przecież robili mugole - Ministerstwo mogło poczekać.
- Moja siostra nie założyła by czegoś tak dystyngowanego - prychnął dobrze znając Ritę, on sam uwielbiał takie właśnie ubrania, czasami ubierając je ironicznie na jakieś ważne wydarzenia. No chyba, że szedł gdzieś z matką, wtedy nie chciał zawieść jej oczekiwań i jako przykładne dziecko ubierał się już normalnie. Zerknął na nią uważnie, przekrzywiając nieco głowę w bok, kiedy go dotknęła, a bardziej jego koszulkę, była dość bezpośrednia. Podskórnie czuł że ich drogi zaraz się rozejdą i będą dla siebie niczym lot motyla w letni dzień, przyjemnym wspomnieniem ulotnej i krótkiej chwili.
Zawahał się, bo przecież jej nie powie, że całkiem nieźle macha kawałkiem patyka, nie mógł się zdradzić z byciem czarodziejem.
- Nie, niestety natura poskąpiła mi takich talentów - odpowiedział kiwając głową na boki, co prawda zdarzało mu się bazgrać po kartkach ołówkami, jednak daleko temu było do czegoś czym można by się chwalić. Zazwyczaj były to jakieś nic nieznaczące bazgroły, a nawet jak starał się coś uchwycić to wychodziło jak dziecięca karykatura. Jedyny moment kiedy patrzył na nią z góry był, kiedy chowała skrzypce do futerału, ale byli dość podobnego wzrostu. - Moja styczność ze sztuką to docenianie jej uroku - odpowiedział nim z szerokim uśmiechem jeszcze dodał. - Jak i podziwianie piękna artystek

Na stację wjechał właśnie pociąg, z którego wysypali się podróżni zmierzający w stronę dworca. Budynek niedługo miał się zatłoczyć, choć nie byłą to imponująca liczba osób, ledwie trzydziestu kilku mugoli przekraczała powoli próg budynku, aby potem wylać się na ulice miasteczka.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#5
02.12.2024, 20:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.12.2024, 20:21 przez Scarlett Mulciber.)  
Piękno. Tak kruche. Tak proste do zepsucia. Miał rację, ale nigdy tego nie przyzna.
-Czasem szkaradztwo obrodzi w piękno, niczym nieodłączna para... Gdy w akompaniamencie rozkładających ciał. Gnijących pod korzeniami gruszy, widzisz że ta obrodziła jak nigdy... Jej owoce soczyste i wielkie... - urwała, wyrwana z myśli. Z wizji gdzie to śmierć i życie łączą się tworząc piękny, a jednocześnie makabryczny obraz.
Spojrzała na niego sprawdzając ukradkiem czy już się wystraszył, lub też wziął ją za szaleńca, a może jeszcze odważnie stoi. Stał odważnie. Dziwny mugol.

-Cóż, najwidoczniej siostra powinna pobierać lekcje - mruknęła z przekąsem apropo stylu. Cóż, koszulka była zabawna, oderwana ale i rozkoszna. I on wyglądał w niej rozkosznie, chociaż była skłonna wydrapać sobie oczy za tą myśl. Zresztą, nie musiałaby, wystarczyłoby aby jej ojciec to usłyszał, wtedy mogłaby jedynie pomodlić się ostatni raz. Na jej usta wpłynął głupi uśmiech, którego uraczyła samą siebie. Niee, nie byłoby tak.
  Nie był artystą, więc kim? Może był po prostu z dobrego domu i roztrwaniał pieniądze rodziców na podróże.
Komplement wywołał uśmiech na jej twarzy, a ona zaczęła wyzywać go w myślach od najgorszych za swoją chwilę słabości.
-A wiesz... - mruknęła, zarzucając futerał na ramię. Jej tęczówki na powrót wyłapały kontakt wzrokowy, nie zdążyła jednak dodać nic więcej. Pierwsza eksplozja rozniosła się echem po korytarzach, ziemia okrutnie zadrżała, a jasnowłosa niespodziewanie tracąc równowagę wpadła na bruneta. Ze starego sufitu osypał się tynk.
-Co do kurwy... - zdążyła jedynie rzucić, ściskając mocniej futerał, gdy nastał kolejny wybuch. Znacznie bliżej. Nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy sufit nad nimi się zarwał, a ściany runęły. Nastała ciemność.
Nie była w stanie stwierdzić czy była to kwestia sekund, minut czy wieczności, nim ponownie otworzyła oczy. 
Czy ja umarłam? Czy tak wygląda piekło do którego z pewnością trafię? - przemknęło jej przez myśl. Ostry, tępy ból głowy szybko wyprowadził ją z błędu. Próbowała się zorientować co się wydarzyło. Ostatnie co pamiętała to kasztanowe ślepia chłopaka i huk.
Jej ślepia zaczęły przyzwyczajać się do ciemności, a jednak w uszach wciąż przeraźliwie piszczało. Obraz zdawał się rozmywać, tracąc na ostrości. Czy ja... płaczę? - mruknęła, czując jak coś mokrego spływa jej po policzku. Nie.
Przejechała dłonią po twarzy, a z jej ust wyrwało się ciche syknięcie, gdy dotknęła rozciętego łuku brwiowego.
-Helvete - zaklęła po norwesku, gdyż ten był jej znacznie bliższy. Kręciło jej się w głowie.
-Ej, słodziaku... żyjesz? - wymruczała, próbując nie dławić się kurzem, który wciąż nie miał zamiaru opaść. Uniosła wzrok na tyle na ile mogła. Odruchowo chciała dobyć różki, aby rozświetlić ów miejsce - w ostatniej chwili powstrzymała ją świadomość. Jesteś zasypana razem z mugolem, jak mu to wyjaśnisz?
Sięgnęła więc po zapalniczkę, którą odpaliła. Spojrzała na chłopaka, który... nie był przysypany, a to już jakiś plus, prawda?
Uniosła zapalniczkę, rozglądając się. Szybko znalazła powód dlaczego żyją - gdy strop nam nimi się załamał, jedna z belek zadziałała niczym tarcza, więc teraz tkwili w małym betonowym tipi. To porównanie nawet uznałaby za zabawne, gdyby nie to, że zaraz się poduszą. A może skądś tlen dochodził? Jeśli nie to ile mieli czasu nim go zabraknie?
Na kolanach przesunęła się do jednej ze ściany, chcąc sprawdzić jak gruba warstwa może ich dzielić od wyjścia. Podczas tego manewru płomień oparzył jej palec, a ona odruchowo puściła przedmiot.
-Kurwa... no nie - sapnęła, przesuwając dłońmi po podłożu, coraz to bliżej ściany. W pewnym momencie poczuła pod palcami cos mokrego i ciepłego, niczym kisiel z kawałkami owoców. Zmarszczyła brwi. Przesunęła drugą dłonią po podłodze, którą pochwyciła znajmy przedmiot , szybko na powrót odpalając zapalniczkę. Wtedy zdała sobie sprawę, że brodzi dłonią w zmiażdżonej, ludzkiej głowie, która teraz przypominała bardziej papkę, aniżeli część ciała człowieka.
Przez moment zrobiło jej się niedobrze widząc ten makabryczny obraz. Biedak nie miał szczęścia, albo biedaczka, reszty ciała nie było, a po tym co widziała ciężko było ustalić płeć.
-um... - odsunęła się gwałtownie do tyłu, czując jak po plecach przebiega jej zimny dreszcz.
Evil Prince
The devil doesn't bargain, he'll only do you harm again
Średniego wzrostu (metr siedemdziesiąt osiem) chłopak o ciemnych włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięty, choć pod uśmiechem skrywa swoje prawdziwe intencje, które nie są tak miłe.

Theo Kelly
#6
05.12.2024, 04:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.12.2024, 05:02 przez Theo Kelly.)  
Przekrzywił głowę wysłuchują jej krótkiego przemówienia, roztaczania makabrycznej, ale też i pięknej wizji. Dobrze zdawał sobie sprawę, że wszystko miało swoje miejsce w świecie i czemuś służy. Jednak to co roztoczyła przed nim było dość niecodzienne.

Zaśmiał się, krótko ale serdecznie na jej słowa o siostrze. Dobrze wiedział, że Rita nie zgodziłaby się z tym stwierdzeniem i choćby sugestia, że mogłaby się stylu ubioru uczyć od młodszego brata mogła zakończyć się niezbyt dobrze dla młodszego z Kellych.
Przypatrywał się jej z zawadiackim uśmiechem przyklejonym do ust, z zadowoleniem obserwując jak ona sama również się uśmiecha. Co on tutaj robił to było dobre pytanie. Wyglądał na kogoś kto jeszcze chodzi do szkoły, a tak naprawdę był niejako w pracy. Przeczuwał, że ich konwersacja zmierzać będzie teraz do końca, ona wymyśli jakąś wymówkę, albo będzie się spieszyć, pożegnają się i nigdy nie zobaczą.
- Co do - powtórzył za nią, kiedy Słychać było pierwszą eksplozję. Odruchowo złapał ją za ramię, aby nie upadła, skoro już się do niego przykleiła. Nie wiedział jednak, że zaraz wstrząśnie nimi efekt eksplozji chcąc pogrzebać ich żywcem.
Leżał czując tępy ból w plecach i głowie, miał wrażenie jakby coś przejechało mu po twarzy, a może został stratowany przez hipogryfa? Chociaż co robiłby hipogryf na mogolskim dworcu. Nie zamierzał się jeszcze podnosić i leżąc na ziemi pomacał się po twarzy, miał na niej coś lepkiego, czuł dziwne otarcia na policzku i coś spływało mu ze skroni, która pulsowała tępo. Stęknął przeciągle i wtedy usłyszał głos blondynki.
- Chyba tak, bo jak to są zaświaty to strasznie ssą - powiedział dźwigając się do siadu i próbując cokolwiek dojrzeć w panującym mroku. Niemal machinalnie wyczarował kulę światła na dłoni, już nawet ją unosił ale powstrzymał się, nie był sam. Czując metaliczny posmak w ustach rozejrzał się.
- Jesteś cała? - co za głupie pytanie, oczywiście, byli cudem żywi, a nie rozgnieceni przez beton, a on zadaje tak trywialne pytanie.
- O kurwa- poczuł jak zawartość żołądka zrobiła mu fikołka na widok jaki ukazał mu się, gdy dziewczyna ponownie odpaliła zapalniczkę. Lepiej by było, żeby tego nie zrobiła. Czy mieli jakieś szanse wygrzebać się stąd bez magii? Czujnie rozglądał się, ale wyglądało na to, że gruzowisko zasypało ich doszczętnie. Belka, która uratowała im życie nie wyglądał na niezniszczalną, a do ich uszu dobiegały odgłosy jej trzeszczenia, nie mieli wiele czasu.

- Pytałaś jakie mam talenty. Teraz się dowiesz, choć szkoda, że ich nie zapamiętasz. Łap futerał i podaj mi dłoń - mruknął faktycznie z nutą żalu w głosie, będzie musiał powiadomić ministerstwo, aby przesłali amnezjatorów, którzy wymażą jej wspomnienia tego wydarzenia, a raczej tego co zaraz zrobi. Wyciągnął ku niej rękę i, gdy tylko pochwyciła ją, skupił się na pobliskim ślepym zaułku, w którym poza śmietnikami i bezpańskimi kotami nie znajdowało się nic, teraz szczególnie nie powinno tam być nikogo.
- Tylko nie panikuj, proszę - dodał jeszcze.

Teleportacja łączona do pobliskiego zaułka
Rzut O 1d100 - 10
Akcja nieudana

Rzut O 1d100 - 98
Sukces!


Już po chwili z cichym pyknięciem zniknęli spod gruzowiska, które dosłownie kilka sekund później osunęło się, niszcząc ich kryjówkę. Zmaterializowali się w zaułku z cichym pyknięciem, strasząc kilak kotków, które przewróciły jeden ze śmietników. Słychać było krzyki dochodzące z dworca, a raczej jego zgliszczy, ale oni byli bezpieczni.
- Pamiętaj, nie panikuj i oddychaj głęboko - powiedział mając nadzieję, że nie wpadnie ona w panikę po teleportacji, choć domyślał się, że towarzyszące jej odczucia będą okropne dla mugolki.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#7
07.12.2024, 12:12  ✶  
Wielokrotnie w swoim życiu widywała krew, dużo krwi. Cóż, mogłaby stwierdzić, że jej życie było ciut patologiczne, a ona sama miała niepoprawne zapędy do przemocy. A jednak roztrzaskany łeb był czymś nowym, czymś co wydawało się obrzydliwe, ale i w jakiś sposób fascynujące. Ot chwila aby cos co miało swoją tożsamość stało się jedynie mamałygą. Czerwoną plamą, którą będą ścierać mopem z popękanej posadzki. Jakoby nie był człowiekiem pełnym godności, a zawadzającym śmieciem.
Spojrzała na niego, gdy się odezwał, a jej ślepia wypełniło zdumienie.
-Czy ciebie popierdoliło? - prychnęła w niedowierzaniu - zaraz kurwa zginiemy, a ty chcesz mi z ręki powróżyć?
A przecież nie wyglądał jak syn pieprzonej cyganki. Zresztą znalazł sobie cudowny moment na pokazywanie talentów.
-Znam swoją linię życia i twoją, zaraz nam się spierdoli na łeb - burknęła i chłopak nie mógł jej się zdziwić. Byli zamknięci pod toną betonu, a ten się odpalił z "chodź pokaże ci moje talenty" - ten mugol był jakiś popierdolony.
A jednak co jej pozostało w tej beznadziejnej sytuacji? Zaśmiać się szyderczo nad swoim losem. Dotknąć mugola, na samą myśl przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. A jednak chwyciła mocniej futerał, łapiąc go za rękę.
Nie panikuj
-Co? - rzuciła jedynie, gdy... znaleźli się poza betonowym tipi. On nas... teleportował?
Jej zagubione spojrzenie odnalazło na powrót jego sylwetkę, nie było to trudne, był dalej blisko, siląc się na uspakajanie.
-Ty dupku - fuknęła, szturchając go - Jakbym wiedziała, że nie jesteś pieprzonym mugolem to już dawno bym nas stąd zabrała - rozłożyła ręce w akcie oburzenia. Oczywiście, że to była jego wina. Kogoś być musiała, a on był pod ręką.
Scarlett poczuła ścisk w brzuchu, zamykając się i blednąc niejako, gdy dotarł do niej pewien fakt. Zabrał ich stamtąd w ostatniej chwili.
Gdyby rzeczywiście był mugolem, a ona zwlekałaby chwilę dłużej, już by ich nie było.
-Uratowałeś nas - szepnęła. Spojrzała na niego, a jednak złość zdawała się gdzieś ulecieć - dobrze było zostawić zakończenie otwarte - dodała ciszej, nawiązując do ich wymiany zdań sprzed tragedii - napisałeś ładne zakończenie... - rozejrzała się. A mogłaby przysiąc, że byli sami. Że nie było prócz nich nikogo. A jednak słyszała. Krzyki, płacz, nawoływanie. Rozpaczliwa melodia śmierci.
Obraz rozpaczy i beznadziei, nieco szyderczy. Ci ludzie znów się śpieszą, tak jak poprzednio, gdy stała w centrum dworca, a jednak teraz ich pośpiech motywowany był czymś zupełnie innym.
-Co teraz? - sapnęła, opierając się plecami o jedną ze ścian. Czuła, że adrenalina uchodzi, a wraz z nią powróciły irytujące zawroty głowy. Krew, która spływając po jej twarzy, zaburzała widzenie, a jej szkarłat kontrastował z jasnymi tęczówkami, podbijając ich lodowy odcień - Pewnie wyglądam okropnie - mruknęła, przymykając ślepia - ale pociesza mnie, że ty wcale nie wyglądasz lepiej - prychnęła nieco rozbawiona.
-Chcesz.... tam wrócić, czy ... się wymknąć? - złożyła tą decyzję w jego dłoniach. Nie chciała jej podejmować. Za dużo sprzeczności wywoływała każda z opcji.
Evil Prince
The devil doesn't bargain, he'll only do you harm again
Średniego wzrostu (metr siedemdziesiąt osiem) chłopak o ciemnych włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięty, choć pod uśmiechem skrywa swoje prawdziwe intencje, które nie są tak miłe.

Theo Kelly
#8
07.12.2024, 20:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.12.2024, 12:39 przez Theo Kelly.)  
Zmarszczył brwi, bo praktycznie jej tutaj nie widział, ciężko było rozmawiać w taki sposób, prychnął tylko pod nosem.
- Gdybym wierzył w to, że zaraz umrzemy to nie wróżyłbym ci z ręki, a pytał czy nie chcesz się całować - odpowiedział natychmiast, gdy wypaliła o tym wróżeniu z ręki. No dobra, może i miał jakiś dar jasnowidzenia, ale w przeciwieństwie do swojego Chrzestnego nie dbał aż tak o rozwijanie umiejętności dotyczących przepowiadania przyszłości wróżenia innym, skupiał się raczej na naturalnych zdolnościach do czytywania tego co w ludziach siedziało niż grzebaniu w przyszłości.
- Wampir w zoo - odpowiedział nie mogą się powstrzymać, ze swoim rodzeństwem wiecznie się przekomarzał a w sytuacji zagrożenia życia jednak nie panował nad odruchami. A siedzenie w chybotliwym, betonowym tipi, nie było dla niego czymś ani codziennym, ani tym bardziej normalnym.
Cóż zdawał sobie sprawę, że zdradzając się z tym, ze jest czarodziejem, przekreślał jakiekolwiek opcje na ponowne spotkanie z tą mugolką, ale lepiej tak niż skończyć rozgniecionym niczym maliny na dżem. Dlatego też po teleportacji starał się ją uspokoić, jeszcze by zaczęła się drzeć i rzucać oskarżeniami w szoku.
Zamrugał zdziwiony kiedy zamiast krzyków i paniki spotkał się z irytacją? Co do... On dupkiem, bo ją uratował? I wtedy powiedziała te cztery słowa, które sprawiły, że na jego twarzy odmalował się szok: nie jesteś pieprzonym mugolem. CZYLI TO TAK.
- Czyli ty też jesteś? - zapytał i zaśmiał się odchylając głowę do tyłu. A więc oboje myślało, że drugie jest mugolem, gdy tak naprawdę byli jak dwa płatki śniegu w środku lata - dwoje czarodziejów na mogolskiej stacji kolejowej. Kto by się spodziewał tego? Na pewno nie Theo.
- Do usług - powiedział z szerokim uśmiechem. - Możesz to wziąć jako podziękowanie za tamten koncert - stwierdził i zamyślił się nad jej słowami. Czy jakby zagrała do końca to się by to nie wydarzyło? Głupota, nie mógł tak myśleć, gdyby grała do końca zapewne ta katastrofa wydarzyłaby się podczas ostatnich nut.
Teraz, kiedy byli już bezpieczni i w lepszym świetle, więc mogli przyjrzeć się samym sobie i nawzajem. Cóż, zdecydowanie nie wyglądali dobrze, pokryci krwią, kurzem, gruzem i kto wie czym jeszcze - jak on teraz doczyści te koszulkę?! Jedna z jego ulubionych, to się nazywały prawdziwe dramaty, nie to, ze ktoś tam cierpiał rozgnieciony od pasa w dół czy dziecko płaczące nad przysypanym ciałem matki. Theo obchodziło to jak on doczyści koszulkę, ale na szczęście magia radziła sobie nie z takimi problemami.
- Coś ty, wyglądasz oszałamiająco jak wcześniej- powiedział chichocząc, bo czuł, że sam skończy z obitą twarzą, chyba nawet czuł otarcia na policzku po którym spływała mu krew, pewnie zranił go ten sam kawałek gruzu co przeciął mu skórę. - Jakbyś wracała z uczestnictwa w Miss Rzeźni '72 - dodał jeszcze i sięgnął do kieszeni po chusteczkę.
- Masz, przetrzyj sobie chociaż twarz - dodał podając jej turkusowy kawałek materiału, kropla w morzu potrzeb, bo teraz to im obojgu przydałaby się długa i porządna kąpiel, a nie ocieranie twarzy materiałem. No ale nie można mieć wszystkiego.
- Raczej nic tam po nas - powiedział wierzchem dłoni ścierają krew ze skroni, z jednej strony nie bardzo mieli tam co szukać. Uratowali się, pomagać mugolom za wiele nie pomogą. Jedno było jednak pewne, chciał nieco więcej dowiedzieć się o tym, kto to był? IRA? Śmierciożercy? Naśladowcy? Dużej ilości grup mogło zależeć na tym, aby zasiać panikę wśród ludności. - Wracać nie mamy po co, nie pomożemy im - odpowiedział wahając się trochę co zrobić i oceniając stan w jaki znajdowała się blondynka z świeżymi czerwonymi pasemkami zdobiącymi jej włosy. Sam pewnie wyglądał nie lepiej. Jeżeli to byli śmierciożercy czy naśladowcy to nie byli bezpieczni tutaj.
- Zerknijmy co tam się dzieje i potem spadajmy - dodał patrząc jeszcze na nią uważnie nim ruszyli w stronę zawalonego dworca. Nie znał jej, wiedział że nie może bezgranicznie ufać wszystkim nowopoznanym, ale gdyby Miałą złe intencje to przecież tam pośród gruzów miała idealny do tego moment, nie zdążyłby nawet zareagować na rzucone zaklęcie.
- Tylko się nie oddalaj, lepiej się nie zgubić - powiedział dając wyjść na wierzch swojej opiekuńczej stronie - byli oboje czarodziejami, dlatego powinni się trzymać się razem, tak to dlatego tak uważał, nie dlatego, że urzekła go swoją muzyką.

Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#9
10.12.2024, 05:34  ✶  
-Ja mugolką? zaraz zwymiotuje. Oczywiście, że nie jestem - prychnęła, krzywiąc się, jakoby właśnie obraził ją okrutnie i poniekąd tak było. Chociaż logicznym było zakładać, że w tak małej mugolskiej wsi łatwiej było sądzić, że każdy spotkany jest jednak mugolem. W końcu sama myślała, że i on czarodziejem nie jest. Chociaż czuła, że normalny też być nie może. Wystarczyło spojrzeć na jego koszulkę.
-Podziękowanie za koncert, powiadasz - zerknęła odruchowo na futerał, który prócz kurzu, jaki zdążył się na nim osadzić, wyglądał dobrze. W zasadzie wyglądał o wiele lepiej niż oni.
Odłożyła futerał, aby śpiesznie go otworzyć, skrzypce były całe i zdrowe, co wywołało widoczną ulgę na jej twarzy.
Dzięki bogom. Zamknęła futerał, przerzucając go przez ramie, aby ten, trzymany na skórzanych pasach, niczym plecak ułożył się na jej plecach.
-Dzięki ci Pani, jakby były zniszczone mogłabym iść się wieszać - mruknęła do siebie, na powrót wstając.
Spojrzała na niego, a na jej ustach pojawił się uśmiech.
-Najwidoczniej wracam i to w obecności samego Mistera rzezi 72, który postanowił zaszczycić mnie swoim towarzystwem - stwierdziła rozbawiona, biorąc chusteczkę, którą przyłożyła do twarzy.
Nic tu po nas - Zgadzała się z tym stwierdzeniem.
Skinęła głową, ruszając powoli jego śladem.
-Czyli korci cię wrócić do naszego tipi? - prychnęła rozbawiona, gdy postanowili wrócić na zawalony dworzec.
Uniosła brew na jego ostatnie słowa.
-Uważaj, bo jeszcze przypadkiem pomyślę, że się martwisz - mruknęła z szelmowskim uśmiechem, zerkając na niego. Spojrzała na chusteczkę, którą dalej trzymała w dłoniach. Był troskliwy, w taki dziwny, subtelny sposób. Nie narzucał się, a jednak jeśli ktoś uważnie patrzył to potrafił to odczuć.
Powrócili na dworzec, a raczej na jego ruinę. Część budynku była zawalona, a oni weszli w centrum zamieszania. Zrobiła krok w jego kierunku, w końcu mówił, aby się nie oddalać, a ona jak nigdy postanowiła pokornie usłuchać, by tłok jaki panował dookoła, ich nie rozdzielił. Ludzie przepychali się między nimi, biegnąć zarówno w stronę peronu, co i dworca. Panował chaos, opatulony krzykami, nawoływaniami i płaczem. Kilku mężczyzn próbowało wydobyć z gruzów przygniecionych ludzi, którzy wciąż dawali znak życia. Jak wielu takich było?
Po ziemi porozkładani byli ludzie i z początku ciężko było stwierdzić czy żyją, czy jeszcze żyją -ale zaraz umrą, czy może już są jedynie wspomnieniem.
-I widzisz? Jak na ironię, znowu zatracają się pośpiechu- rzuciła luźno, mijając chłopaka, aby ruszyć w kierunku gruzów- a jednak tym razem z innego powodu
Wtem pod nogi Theo wbiegł dzieciak, na oko miała może z pięć wiosen. Mugolskie dziecię zaniosło się płaczem, ściskając chłopaka za nogi.
Scarlett przystanęła, obracając się w ich kierunku
-Twoja dziewczyna? - rzuciła, nie mogąc powstrzymać złośliwego uśmiechu.
-Chcę do mamyyy - zaskamlało dziecię, a blondynka westchnęła, oglądając się za budynek. No to zwalił im się problem na łeb, a ona nie czuła się najlepiej.
-No już, purchlaku... nie płacz... - ukucnęła obok nich - zaraz znajdziemy twoją mamę - o ile ta jeszcze żyje, a jednak tego jeszcze nie powiedziała. Cóż, jeśli nie całą to może chociaż jej jakąś część. Trzeba było jakoś się pozbyć dzieciora, przecież jej nie zaadoptują.
-Jak się nazywa twoja mama?
-W-Wanda - zachlipiała.
-No co ty... - mruknęła tonem przesiąkniętym ironią, krzywiąc się. Wanda, ta, no oczywiście. Teraz już wszystko stało się zupełnie jasne. Przecież tylko jedna Wanda była na tym świecie i każdy ją znał.
-Nazwisko, dziecino, nazwisko... - podjęła, siląc się na łagodny ton - Jak wyglądała?
-N-nie pamiętaaaaam! - i się rozwyła, wciskając się jeszcze mocniej w chłopaka.
Scarlett wstała, spojrzała na Theo jakoby to wszystko było jego winą, bo przecież to do niego dzieciak podbiegł.
-Musisz roztaczać taką aurę? - mruknęła, a zaraz się rozejrzała. Przecież nie będą szukać jej matki pod gruzami, o ile byla pod gruzami, o ile żyła - Trzeba chyba zaczekać na przyjazd milicji... - dodała zaraz. W końcu będę mogli oddać im dzieciora. Oni znajdą jej matkę, lub jej truchło, a na pewno jakąś rodzinę dzieciaka.
Evil Prince
The devil doesn't bargain, he'll only do you harm again
Średniego wzrostu (metr siedemdziesiąt osiem) chłopak o ciemnych włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięty, choć pod uśmiechem skrywa swoje prawdziwe intencje, które nie są tak miłe.

Theo Kelly
#10
13.12.2024, 14:55  ✶  
- No wiesz, kwiatów nie miałem, a okazja żeby zapraszać na kawę też nie była zbyt idealna wtedy - cóż, może gdyby to ich tipi było bardziej stabilne by nie próbował ich uratować od razu, tylko poprzekomarzał się z nią i obiecał ich uratować dopiero jak się zgodzi z nim pójść, na kawę, herbatę, piwo czy co tam lubiła - ot wspólne wyjście. Ale cóż, sytuacja była niezwykle nagląca. - Teraz w sumie też nie jest patrząc jak wyglądamy - dodał już bardziej do siebie, ale mogła go usłyszeć. Gdyby weszli tak pokryci kurzem i krwią do jakiegoś pubu czy kawiarni to zapewne zaraz by ich wyrzucili, aby nie gorszyć innych klientów.
Przekrzywił głowę, gdyby tak sprawdzała swój instrument i wyraziła zadowolenie z jego stanu.
- Przecież można wybyło je naprawić, albo mogłabyś kupić nowe - odezwał się ostrożnie, może to były jakieś wyjątkowo cenne skrzypce, albo takich już nie dostanie? A może po prostu dostała je od kogoś bliskiego? Nie miał pojęcia, ale przecież nie mogły to być jedyne skrzypce na ziemi - nie był muzykiem więc nie rozumiał przywiązania do własnego instrumentu.
- Czy ty pytasz mnie, czy nie chciałbym spędzić z tobą więcej czasu sam na sam? - odpowiedział z zawadiackim uśmiechem, co wyglądało nieco makabrycznie patrząc na ubrudzoną krwią twarz. - Bardzo chętnie, ale wiesz, wybierzmy jakieś bardziej stabilne miejsce, które nie uderzy nam w głowy po kilku sekundach - zażartował kiedy szli w stronę dworca, nie byli daleko. - No i gdzie będzie nieco więcej światła niż wątły płomień zapalniczki. W mroku ciężko podziwiać piękno - dodał jeszcze bez chwili zająknięcia się czy zawahania.
- A niby dlaczego miałbym uważać? - zapytał z niewinnym uśmiechem zdobiącym mu usta. Wbrew temu co się wydarzyło, tej tragedii na dworcu, miał podejrzanie dobry humor - zapewne dlatego, ze udało im się wyjść z tego bez większego szwanku oraz dlatego, że blondynka nie okazała się mugolaczką. To dawało mu nadzieję, że jeszcze bę∂zie miał nie jedną okazję usłyszeć jej grę.

-Myślę, że w tym przypadku pośpiech jest wskazany, aby dotrzeć do rannych pod gru... - nie dokończył bo poczuł jak ktoś na niego wpadł i przyczepił mu się do nogi. Stęknął zdziwiony i zerknął w dół. Nie spodziewał się tego, nie radził sobie jakoś super specjalnie z dziećmi. Owszem w Hogwarcie miał styczność z młodszymi uczniami, jednak tamci wydawał Isię dwa razy starsi od dziewczynki, która się do niego przyczepiła.
- Tak, jedno z piątki moich dzieci, wiesz? Pewnie pozostała czwórka gdzieś tu biega po gruzowisku i się bawi w berka - sarknął, bo zdecydowanie nie w głowie mu było zajmowanie się małym dzieckiem. Chciał tylko upewnić się, że to nie robota jakichś czarnoksiężników i nie musi pilnie powiadamiać Ministerstwa. A tu taki klops!
W kakofonii krzyków, przewalanego gruzu i syren nadjeżdżających służb ratowniczych trudno było znaleźć kogokolwiek, kto mógłby im pomóc. Wszyscy raczej skupiali się na pomocy rannym i próbie wydobycia tych, którzy nadal znajdowali się pod gruzami. Jego rozpaczliwa próba wyłowienia kogokolwiek spełzła na niczym. Westchnął, cóż, trzeba będzie coś zrobić samemu, zanim ktoś będzie mógł ją od nich zabrać.
- No już, już. Spróbuj się uspokoić, znajdziemy twoją mamę - próbował ją pocieszy delikatnie głaszcząc po głowie małe dziecko. Na psy to zawsze działało, to może i dzieci mają podobny sposób obsługi? Skąd miał wiedzieć, był za młody aby znać się na dzieciach! Podzielał więc irytację Scarlett co do tego, że ze wszystkich w okolicy młoda wybrała sobie akurat jego.
- Jaką znowu aurę?! Ja nic nie zrobiłem - to była prawda, przecież on tylko stał, a może gdyby się poruszał to dziecko by wpadło na kogoś innego? Gdybania nie pomogą im rozwiązać teraz tego problemu. Rozglądał się, ale przecież nie znajdzie żadnej Wandy, nikt tu nie nosił plakietek z imionami i nazwiskami. Nagle doznał przebłysku geniuszu jak mogliby szybko wyłowić z tłumu matkę bachora.
- A jak wyglądała twoja mama? W co była ubrana, pamiętasz? - zapytał mając nadzieję, że to akurat zapamiętała, bo jak nie to chyba ją weźmie na ręce i odniesie do punktu, gdzie jak widział gromadzą rannych i udzielają prowizorycznej pomocy zanim nie nadjadą karetki.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Scarlett Mulciber (2954), Theo Kelly (3475)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa