• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[01.09.1972 (świt)] Nie potrafię dłużej udawać

[01.09.1972 (świt)] Nie potrafię dłużej udawać
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#11
07.12.2024, 22:27  ✶  
Los bywał kurewsko złośliwy.

Mildred nie zdawała sobie sprawy z własnej hipokryzji. Absolutnie nie. Ledwie dwa tygodnie temu zeżarła ją ziemia, błakała się po podziemiach i wyszła stamtąd z połamaną duszą osoby, która tylko szukała odrobiny spokoju w jebanym, mugolskim ośrodku. Jej anioł o czarnych lokach otaczających smutną twarz rozwinął wtedy swoje czarne skrzydła i zabrał ją w bezpieczne miejsce, oblał jej zbolałe ciało wodą. A potem, gdy błagała go we łzach o odrobinę uczucia - odrzucił ją w sposób według jej pojmowania najbardziej bezlitosny i okrutny. Mówiąc o miłości, ale nie takiej na jaką liczyła druga strona.

Peregrinus był jej kuzynem, był bratnią duszą, był złotym chłopcem, który przez lata korzystał z łaskawości Koła Fortuny, a teraz szarzał i gasł w cieniu jej dawnego idola. Było jednak w tej woskowej twarzy, w podkrążonych oczach, we wspólnym języku, który tak łatwo potrafili znaleźć mimo jej wulgarności i jego snobistycznych gestów...

Nie widziała tej dziwacznej paraleli niż w jednej absurdalnej myśli o tym, że trzeba Thomasa jak najszybciej umyć, nim ktokolwiek inny poczuje, nim przyjdzie im się przekonać czy członkostwo w Zakonie Feniksa rzeczywiście jest dożywotnie.

Stała wpatrzona w niego z szeroko rozwartymi oczami i widziała jego zagubienie, cały tragizm, który spływał nań wraz ze zrozumieniem, że to wcale nie musiał być demon, a on sięgnął po magię by skrzywdzić drugą osobę. I cieszył się z tego. Była znacząca różnica między nekromancją a czarną magią, ale zawsze ta pierwsza stanowiła pokusę, dobre otwarcie do tego, by przekraczać granice więcej i więcej. Milles uwielbiała tańczyć na krawędzi, ale do tej nie zbliżała się nigdy, zbyt głodna miłości brata by jakkolwiek odważając się wyczarować cokolwiek więcej nad patronusa. Nie była pewna, nie mogła być też, w końcu nie było jej tam. Ale bardzo chciała wierzyć, że Thomas został oszukany. Że to nie jest jego wina.

Może była naiwna.

Gdy podniósł na nią głowę, chwilę później wyciągnęła do niego rękę.

– Musimy Cię wykąpać. Choć. Na tyłach jest balia z wodą. Mam jakieś olejki pomagające na sen, wykurwie je wszystkie do środka, gdzieś powinny być jeszcze kadzidła z Lammas... – mówiła przed siebie, mamrotała pod nosem zastanawiając się i ciągnąc go na tył Księżycowego Stawu, ona wiedźma tego miejsca, duch opiekun jeszcze za życia. Księżycowy Staw miał ich chronić. ONA mogła go ochronić. W końcu przydać się na coś więcej niż ćpuński rajd w mule.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#12
08.12.2024, 14:01  ✶  
Był kompletnie zagubiony, ziarno niepewności, które zasiała Mildred wyrosło w ciągu sekundy na olbrzymie drzewo, które rzucało mocny cień na jego spokój. Spokój, który i tak był rozchybotany jak kiepska łódka pośród sztormu. Nadal nie potrafił zrozumieć tego nowego bólu, który w tak dojmujący sposób przejmował nad nim kontrolę. Był jednak na tyle silny, że nawet głos w jego głowie umilkł, ukontentowany cierpieniem swojego nosiciela. Nie potrafił zebrać się w sobie i przybrać zwyczajowej maski śmieszka poza kontrolą - tkwiąc w popierdolonych myślach, z umysłem nawiedzanym przez pieprzony głos. Od zawsze wiedział, ze w obronie bliskich nie cofnie się przed niczym, ale wtedy w jaskini to była czysta zemsta, nikogo nie bronił. Chciał zadawać ból i się nim cieszył, czyżby faktycznie pochłaniał go mrok?

Ale wtedy znów pojawił się ona, złapał jej spojrzenie, kojące spojrzenie miodowych oczy, które przywodziły na myśl słońce przebijające się zza chmur, dające jakąś jeszcze nadzieję. Ale czy potrafił ja przyjąć? Jak nigdy łaknął w tej chwili akceptacji, poczucia, że jest ktoś kto go nie odrzuca - pomimo tego, że widać jak wiele ran skrywa jego dusza i jak bardzo jest rozbita.

Chwycił jej dłoń, gdy tylko poczuł na swojej ciepło jej skóry, czepiał się szukając tej odrobiny miłości i akceptacji jaką tylko był w stanie znaleźć. Gdy ich dłonie się spotkały poczuł przemożna chęć powiedzenia jej o swoim uczuciu, wyrzucić to z siebie, ale poczuł jakby coś łapało go za gardło i nie potrafił wydusić nawet słowa. Zresztą czy mógł je kto teraz powiedzieć? Śmierdział siarką i czarną magią, wyglądał jak siedem nieszczęść, brudny, pokrwawiony, do tego tak żałosny. Czy w ogóle miał prawo, aby komukolwiek mówić o miłości, że kocha?

- Nie chce spać, boję się snu... - powiedział cicho idąc za nią bez cienia sprzeciwu, jednak wspomnienie o olejkach na sen sprawiły, że nie mógł milczeć. W normalnej sytuacji nie powiedziałby o tym ani słowa, ale teraz nie ukrywał swych obaw, jak diabli bał się tego co może mu przynieść sen. W tej chwili było dobrze, gdy prowadziła go na tyły stawu, była jak światełko w tunelu, jak jasny punkt, kiedy on brodził przez bagno zatopiony po pas. I choć głos w jego głowie podpowiadał mu, że wcale nie musi mu pomóc się wydostać, a wprowadzi jeszcze głębiej, to go nie słuchał, nie wierzył w to, nie chciał wierzyć. Oddawał się w jej ręce bez cienia wątpliwości czy wahania. Wiedźma barw, w której złotych oczach zdawał się tańczyć blask zapomnianych gwiazd oferujących ukojenie.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#13
09.12.2024, 18:10  ✶  
- Nie dla spania debilu, tylko żebyś jebał czymś innym niż... niż tym! - prychnęła w wesołości, której teraz mu brakło. Sprawa była poważna i to nie było tak, że Midred ostentacyjnie ją ignorowała. No dobrze. Było w tym sporo ostentacyjności i dwa razy tyle ignorowania, ale to nie oznaczało, że zapominała, że wlecze za sobą jak na ścięcie pokiereszowanego na ciele i duszy faceta, który niemalże jej się oświadczył dwa dni temu (trzy?).

Szczęśliwie przechodzili przez kuchnię i dziewczyna przypomniała sobie, że trochę ziół i dwa olejki ma tutaj. Usadowiła go na krześle i dała szklankę wody, "szuszając" za każdym razem jak próbowałby coś powiedzieć, a w miseczce robiąc szacher macher z ziołami, olejem i solą. Bezsenność męczyła ją od śmierci matki i przejebała się przez prawie wszystkie techniki, ale to co zapamiętała to to że po "kojącej dla zmysłów kąpieli" nie sposób było zmyć zapachu tego co miało koić i odprężać. Tak dziwnego, tak innego jak smród papierosów i trawionego alkoholu.

W końcu pociągnęła go do obdrapanego pokoju gospodarczego, gdzie czekała duża balia z wodą. Wyciągnęła różdżkę i nim wdupiła do środka całe swoje mazidło, to podgrzała zawartość przerośniętej misy. Dopiero wtedy dała trochę... nie trochę. Całą miskę wrzuciła od niechcenia do środka i translokacją zamieszała zawartość.

A potem odwróciła się i zdziwiła na widok swojej ofiary.

- Ej sory, na co czekasz? Rozbieraj się! Chyba nie będziesz w spodniach właził do środka! - w pomieszczeniu było ciemno, okna zasłonięte ot dwie świece palące się chybotliwie gdzieś na stoliku zasyfionym ścierami i zakurzonymi fiolkami. - Nie mamu całej nocy. Dzisiaj muszę skończyć lwa. - tralalala, nic się nie działo wszystko było super, wcale Thomas nie dał się omamić demonowi. Jej głowę wypełniała pustka i kotwiczenie się w tak prostym zadaniu jak wymycie tego przeciuranego przez los chłopaka. Jej to pomogło jak Windermere ją wysrało. Potem dostała kosza i ryczała przez kolejny tydzień, ale to już nie było tak istotne i wcale nie brzmiało jak na reverse uno w tym konkretnym przypadku.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#14
10.12.2024, 06:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.12.2024, 06:16 przez Thomas Figg.)  
- Oh... OH - zareagował jedynie i pod nosem burknął - Weź jeszcze nóż, bo ta kredka nie jest jak widać najostrzejsza - nie miał pojęcia czy go usłyszała, w tonie brakowało żartobliwych nutek - był nijaki, zupełnie bez wyrazu, tak samo jak czuł się on. Chociaż nie, Thomas nie czuł się nijaki, czuł się inny, czuł się brudny. A im bardziej zdawał sobie sprawę, że cieszyło go cierpienie demona (tak, definitywnie to był demon, niech nikt kurwa nie twierdzi inaczej) - czuł się przez to jeszcze bardziej zbrukany.

Nie stawiał się idąc za nią jak posłuszny baran na rzeź. Równie dobrze mogła go zaprowadzić na staw i rzucić w głębiny wraz z innymi kościotrupami, czy by się stawiał? Nie. Na to przecież zasługiwali czarnoksiężnicy przecież, na porzucenie i zapomnienie, aby wszelka pamięć o nich zaginęła. Robiąc staw jego mogiłą, mulaste dno czyniąc obiciem trumny, a gęsta ciemna woda niczym nagrodę, bezimienny, zapomniany.

Ufne, zagubione kocie upatrujące w niej ratunku, opieki i nie rozumiał dlaczego się przed tym nie broni. Czy na tym polegała miłość? Że nie boisz pokazywać się swoich słabości, że szukasz pomocy? Nie udajesz, że wszystko w porządku, nakładając maskę kiedy tak naprawdę chcesz płakać i wrzeszczeć z bólu, który tobą targa od środka. Ale on przecież nigdy nie chciał być ciężarem, dlatego gdy tylko ktoś pytał czy wszystko w porządku to odpowiedź zawsze była twierdząca. Chyba, że przyłapano go, gdy leżał na dnie. Bo przecież skoro nie widzą bez pytania, to znaczy, że jego problemy nic nie znaczyły. A ona wzięła, go podniosła, dając mu nadzieję, że jeszcze nie stracił wszystkiego.

Kiedy ona mieszała te wszystkie kadzidła, olejki, zioła i inne pierdoły, których nazw pewnie nawet nie potrafiłby wymienić. Stał jak ta sierota, jakby kto strach na wróble do domu wprowadził, jedyne co go odróżniało od tego polnej imitacji człowieka, to fakt, że oddychał i jeszcze miał duszę. Przyglądał się jej czując jak myśli w głowie pędzą mu niczym szalone, a on nie był w stanie nad nimi zapanować - może nie powinien wcale wychodzić z tych jaskini, tylko zostać tam pogrzebany, nie byłby ciężarem dla innych. Ale przecież chciał żyć, pchała go wtedy chęć przeżycia, nie dla obowiązku. Nie dlatego, że miał jeszcze tyle do zrobienia: tylu śmieciożerców do powstrzymania, tylu przyjaciół do ocalenia, niezliczone zabezpieczenia do założenia. Tym razem chciał żyć, bo miał własny powód, a nie obowiązek.

Ale czy mógł ją obarczać swoim uczuciem? Był roztrzaskany przez życie; przez innych; przez własne spierdolone zachowanie; przez dręczące go demony i decyzje z przeszłości. Czy miał prawo jej choćby wspomnieć o tym co czuje? Przez ten moment stał wpatrując się w nią z rozpaczą, próbując nie dać się przytłoczyć bólowi i panice, że mimo zrozumienia swoich uczuć nigdy ich nie będzie mógł powiedzieć.

Ona cię nigdy nie pokocha, nikt nie kocha mroku...

Przygarbiony, skurczył się w sobie zdając sobie sprawę, że słowa głosu były prorocze. Ale chciał się okłamywać, jeszcze jakoś wierzyć, ze jest dla niego szansa. Przecież nie wyrzuciła go za drzwi "radź sobie sam". Tylko czy to dlatego, że była dla niego nadzieja czy z poczucia obowiązku?

Pokiwał głową bez słowa, może normalnie by zaczerwienił się, poprosił ją o odwrócenie się, ale przed chwilą obnażał przed nią swoja duszę. Wstyd? Pruderia? Zostały może gdzieś tam, w podziemiach pod Yr Yagwrn, a na pewno przed progiem Księżycowego Stawu. Zrzucił z siebie buty, a spodnie opadły na ziemię zaraz po nich. Nie zasłaniał się, ale też nie zamierzał prezentować się jej niczym ogier na wybiegu. Po prostu wlazł do balii zanurzając obolałe ciało w ciepłej wodzie. Jak uwielbiał zapachy, bo widząc świat w szarych barwach to w nich odnajdywał jeszcze piękno świata, tak teraz nie potrafił ich docenić, mieszały mu się nie wywołując na nim żadnego efektu.
Chciał jej powiedzieć, ze nie musi tu być, ze sobie poradzi, że jest okej, a ona może wracać do tego co robiła. Ale nie potrafił, nie chciał być sam, pragnął tego, aby obok była ona, jego nieuchwytna nimfa. Potrzeba akceptacji, poczucia bycia akceptowanym i kochanym była zbyt wiele większa niż instynkty, które sprawiały, że nigdy nie chciał być ciężarem dla innych.
Połknęły go tamte jaskinie, sponiewierały jak tanią dziwkę z nokturnu i wypluły pokiereszowanego na duszy. Ale teraz siedział w ciepłej kąpieli, która miały obmyć jego ciało, ukoić nerwy. Tylko wspomnienia nie odpuszczały, wciąż go dręczyły. Tak samo jak fakt, ze nie był z nią w pełni szczery, nadal ukrywał te jedną rzecz, z którą tu przyszedł. Wpatrywał się w uspokajająca się taflę wody w balii, którą zmącił swoim wejściem. Jak miał to powiedzieć? Jak ubrać w słowa, kiedy cały czas czuł ten dojmujący ból rozerwanej duszy.

- Chciał tylko być Twoim stawem. Pozwolić odżyć twemu ciału. Chciałem móc użyźnić twoją glebę, sprawić, że żonkile będą rosnąć aż po horyzont... - mówił w stronę wody, nie będąc pewnym czy jego cichy głos dociera do niej. - Chciałem sprawiać, że mrok nie będzie straszny... Pokazać że w tym pełnym bólu świecie jest miejsce na dobre rzeczy, że miłość nie jest jedynie bajką... - urwał nagle, jakby zdał sobie sprawę, że monolog, który prowadzi nie był wewnątrz jego głowy.

Znowu mieszał... Ze złością zaczął przemywać swoją twarz. Jakby chciał pozbyć się nie tylko brudu, ale utopić w kolejnych kroplach wody - ukryć swój strach, swoje cierpienie i nie być kamieniem na jej ścieżce. Z twarzą ociekającą wodą poszukał jej wzrokiem. Co on chciał? Już kurwa sam nie był pewien, wiedział tylko, że chciał złapać spojrzenie Millie - móc patrzeć w jej oczy i studiować ich odcień.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#15
12.12.2024, 01:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.12.2024, 01:34 przez Millie Moody.)  
Thomas pewnie nie wiedział, że w lipcu Millie przeorała sobie dłoń odpowiednio naostrzonym ołówkiem, no bo skąd. Zmlęła jednak jego komentarz, zmleła pizdowatość z jaką stał w kuchni. Z pewną ulgą przyjmowała fakt, że się nie odzywał, ale hej, nic nie może przecież wiecznie trwać...

Balia miała stanowczo zbyt ciepłą wodę. Para unosząca się w powietrzu pachniała intensywnie mieszanką olejków eterycznych: głównie wyciszającą lawendą, ale też wpływającą na układ nerwowy szałwią, lekko cytrusowe na przełamanie geranium różane i krople przywodzącej na myśl kociej zabawki waleriany.

– Oh... oh wow... – jej głos znad męskiej głowy zdawał się być wręcz znudzony. A potem nagle poczuł na swoim karku placek igieł wbijających się boleśnie w skórę. Niemal cios, który przerodził się w szorowanie. – Rozumiem że nasiona tych żonkili są dostępne tylko w demonicznych jaskiniach ostrego wpierdolu? Jestem ciekawa jakbyś to niby chciał mnie użyźniać martwy? W sensie, trzeba byłoby Cię wtedy wrzucić na kompostownik, żeby to miało sens, a nie jestem pewna czy Dora nie wyjebałaby mnie za takie rzeczy z domu. Nawet jeśli teraz to ja jestem wiedźmą z Księżycowego Stawu. – sarknęła, orając skórę jego pleców ryżową szczotką do czyszczenia podług. No innej niestety nie znalazła, a trzeba było pozbyć się tego popiołu pierdolonego, tego swądu czarnej magii, zanim ktokolwiek się zorientuje.

W głowie już sobie to tłumaczyła, że albo Thomas jak debil dał się wrobić w jakieś gówno, albo to demon sprawił, że tak cuchnął. Tak... na pewno cuchnął demonem. Przecież wiadomo że demony nie mają duszy. DEMONY?! Jeszcze do przed chwilą nie wiedziała, że istnieją. Może gdyby słuchała zakonnego zebrania uważniej, zamiast dostawać padaczki, że Alastor nie przyszedł, może wtedy by wiedziała szybciej co się święci.

– Tak Thomas świetnie Ci wychodzi, najlepszą rzeczą jaka może mnie spotkać to mój przyjaciel wyruchany przez demona. To jest kurwa spełnienie moich snów. – A może rzeczywiście Mills mówiła głosem jego wnętrza? Czyścidło bezlitośnie czerwieniło skórę barków, ramion, przedramion, nie ważne na ile wrażliwe to były miejsca. Moody, która nie potrafiła swojego pokoju uprzątnąć LATAMI była zaskakująco metodyczna w doprowadzaniu go do porządku. – Ja wiem, że Ci powiedziałam, że mam zasadę, że nie sypiam z ludźmi z Zakonu, ale serio jeśli chcesz mnie zaciągnąć do łóżka to przestań pierdolić takie farmazony, szczególnie po tym jak prawie Cię zajebało jakieś gówno z piekła, okej? – Po pierwszym szoku ewidentnie wrócił gniew. Teraz szczuplutka czarownica stała z boku i okazało się, że szczota nie ominie również thomasowego dekoltu. Ruchy były zamaszyste i bardzo, kurewsko dokładne. Kobieta nie patrzyła na niego. Jej złociste oczy śledziły ruch dłonią, przypominała kota śledzącego mysz na moment przed dokonaniem mordu.

– Miłość, jest przereklamowana. Przynosi tylko ból i rozczarowanie – myśl uciekała jej do Alastora. Do Eden. Do Peregrinusa. Do matki, która ją porzuciła. Do ojca, który nigdy jej nie kochał, bo jeśli kochał to kurwa mać, miłość była w takim razie jakimś popierdolonym kłamstwem.

– Ale hej – zatrzymała się nagle i drzewcem od swojego domowego narzędzia tortur uniosła podbródek Thomasa, by mimo wszystko spojrzeć nań nieco milej, nieco łagodniej. – Cieszę się, że wyszedłeś z tego cało. Ogarniemy co się odjebało. Papcio Morfina będzie wiedział co z tym fantem zrobić, żeby Ci się nie pogorszyło, ok? Jest plan i będziemy się go trzymać. – Czemu to ona musiała być rozsądna? Coś w tym domu dawało jej odpowiedzialność, której nie czuła wcześniej. Było to nowe uczucie. I bardzo dziwne.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#16
12.12.2024, 05:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.12.2024, 05:54 przez Thomas Figg.)  
Palące ciepło wody pomagało mu skupić się na czymś innym niż ból, jaki cały czas roztaczał się po jego wnętrzu. Zupełnie jakby tkwiła w nim jakąś klątwa, jakby ktoś zranił go ostrzem, którego część odłamała się i jątrzyła go od wewnątrz.

Syknął kiedy pierwszy raz szczotka spotkała się z jego skórą. To bolało, oh jak nieprzyjemne było to uczucie - jakby wbiła mu milion małych igieł w kark. Aż spróbował uniknąć drugiego "ciosu" - choć z drugiej strony jak zbawienne. Nagły ostry ból fizyczny odwracał całkowicie uwagę, pozwalał przestać myśleć o bólu płynącym z wnętrza.
- Nie wiem, nie zakładałem że to wszystko się tak potoczy - odpowiadał jej cicho - Mam ci przysięgać na moją różdżkę, albo jaja że nie szedłem się tam zabić? Jak raz nie chciałem umierać, chciałem żyć bo mam dl... po co. - wyrzucił z siebie jeszcze. - Gdybym chciał się zajebać to bym to zrobił. Po prostu wyjechał na drugi koniec globu i udał nieszczęśliwy wypadek przy łamaniu paskudnej klątwy - coś w jego głosie dawało jasno do zrozumienia, że to wcale nie był niemożliwy scenariusz, jakby miał to dokładnie przemyślane. Starał się nie syczeć, kiedy tak pieczołowicie pracowała nad wyszorowaniem go, zupełnie jakby pokrywała go gruba warstwa zaschniętego błota, którego nic nie zdoła skruszyć poza mocnym tarciem.

- Tej nocy jeszcze mnie nikt nie wyruchał. Także wybacz, musisz poczekać z odhaczaniem tego snu jako spełnionego -  silił się na sarkazm, na bycie zabawnym, ale słowa były puste, nie niosły za sobą żadnej mocy jakby do dzbanka ktoś zapomniał wrzucić herbaciany susz i rozlewał wrzątek. - Tak mówisz, a jednak ostatnio ze mną spałaś - po raz pierwszy okazał inne emocje nie ból i gniew - zdecydowanie pobrzmiewała z niego radość, kiedy przypomniał o tym jak zasnęli na jej łóżku po spotkaniu zakonu - i nie robili nic innego tylko właśnie spali. Ale byłby okropnym kłamcą, gdyby zaprzeczył, że jego myśli o Millie nie zbaczały również na ten wspomniany przez nią kurs. - Czyli bycie w Zakonie jednak mnie całkowicie nie skreśla? - brakowało tu tego żartobliwego tonu przy przekomarzaniu się, bardziej pobrzmiewała tu niedziela jeśli się uważnie wsłuchać. Skoro go całkowicie nie skreślała to była dla niego nadzieja prawda, gdzieś tam na miłość?
- Gdybym chciał Ci się dobrać do majtek to postarał bym się bardziej niż biorąc na litość "prawie umarłem, dasz mi dupy?" - przestawał być rozmemłany, wymiana zmian z Millie sprawiała, że znów nabierał kolorów.
Zasyczał kiedy zaczęła mu szorować tors i jak na początku powiedział sobie, że nie będzie narzekał, tak gdy wyrwała mu kilka włosów na raz nie mógł się powstrzymać. - Chcesz mi dać nauczkę czy sprawić, że po tej kąpieli utracę wszelkie inne wspomnienia dzisiejszej nocy? - zapytał czując, że plecy ma całe czerwone i poznaczone szramami od szczotki, a zaraz tak samo skończy jego tors.

Ale nagle miał wrażenie, jakby wnętrzności poskręcały mu się niczym węże. Przereklamowana, przynosi ból i rozczarowanie - te słowa odbijały mu się echem w głowie. Czy taka była miłość? Jasne to nie było pole usłane kwiatami, gdzie nic złego się nie dzieje. Pomyślał o Norze, Mabel, Brennie - ale to wszystko było inne, nie byłą dla niego jak członek rodziny. O tym uczuciu nie miał pojęcia niej nic a nic - ale kłamałby gdyby powiedział, że nie chce zbadać tego uczucia i dać mu się rozwinąć.
- Czy każda bez wyjątku taka jest? A może tylko jeśli szukasz jej w niewłaściwych miejscach. - wyszeptał, jakby bał się, że odrzuca ona całkowicie uczucie miłości.

Czasami jedynie wybory jakie miał to te złe, ale nadal musisz jakiś podjąć - zdawał sobie z tego sprawę.

A ty umiesz podejmować zawsz te najgorsze...

Chciał ją powstrzymać, powiedzieć, że nie, że poradzi sobie z tym samym, nie nawidził się być ciężarem, a oprócz dzisiaj miał być dalej ciężarem dla niej i jeszcze dla Morpheusa? Czy udawanie silnego nie było tym co powinien zrobić? Tego od niego oczekiwano, czyż nie? Że będzie odpowiedzialny, wytrzyma to co nim targa i będzie opoką dla innych - nie ważne jak bardzo jest zniszczony wewnątrz. Wieczne piętno człowieka, który własną wartość mierzył tym jak bardzo przydatny jest dla innych. To co mówiła, o ogarnianiu go, o tym, że będą się trzymać planu. Nie mówiła, że on sam będzie musiał, nie odrzucała go.

Z drewnem szczotki pod brodą pokiwał jedynie twierdząco głową. Będąc zatopionym w delikatnym spojrzeniu Millie, podziwiał słodycz tego złotego oczu, która rozgrzewała go od środka, jakby spoglądał z bardzo bliska na słońce. Działała kojąco na jego rany, choć nie była w stanie ich zaleczyć, to nie takie proste z popękaną duszą, ale jakoś łatwiej to znosił.
- Koc... - głos uwiązł mu w gardle. Zdawał sobie sprawę, że czas zapierdala jak szalony, szybciej nawet niż sowy z pilny wydaniem Proroka Codziennego, a kolejna okazja może nie nadarzyć się szybko i ile w ogóle. Ale nie mógł przecież obarczyć ją tym. Co miał jej powiedzieć, "kocham cię, pozwól mi cię kochać i pokochaj mnie"? Oh jak cudownie to brzmi... Nie mógł jej obarczyć tym, zrzucać na jej barku kamień za kamieniem - nie mógł jej tego zrobić, ale tak bardzo chciał dać upust swojemu uczuciu. Musiał zmienić temat, szybko, choć nie trzeba było Sherlocka, aby domyślić się co chciał powiedzieć.
- Mogę zostać dzisiaj z tobą? - wydusił z siebie coś co nie było wyznaniem. Wiedział, że musi się dźwignąć, nabrać sił aby znowu stawić czoła światu. Ale dzisiaj nie potrafił, jeszcze nie teraz - w tej chwili potrzebował akceptacji i jej bliskości, nawet jeśli miała tylko być po drugiej stronie pokoju. Odgłos jej oddechu, poczucie obecności było wystarczające.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#17
13.12.2024, 15:35  ✶  
Może nie powinna go tak dręczyć? A jednak świetnie jej szło komunikowanie emocji w ten najprostszy z możliwych sposobów, który mówił: choć pokaże Ci jak się czuję - sprawie, że poczujesz się tak samo.

A Mildred była roztrzęsiona, co można było czuć w absolutnym braku delikatności podczas szorowania.

– Ja Cię zaraz wyrucham tą szczotką i będzie odhaczone. – warknęła na niego, szorując teraz nogi. Skóra na torsie Thomasa była czerwona i piekła od wody i olejków. Wszystko wkoło pachniało teraz intensywnie lawendą i szałwią oraz... niestety... charakterystycznym popiołem... ale Mills nie zamierzała przestać.

– Skąd pewność, że jakieś nosze? - prychnęła na wspomnieniu o jej bieliźnie, ale trzeba było przyznać, że Thomas rzeczywiście zachowywał się dziwnie. Dziewczyna cały czas była przekonana, że to kwestia grzybów, chociaż coraz mniej rzeczy na to wskazywało. I niedobrze. Jakby się ze sobą przespali, tak na prawdę przespali, to może napięcie by z niego zeszło i dał jej spokój? – Prawie chciałabym to zobaczyć jakbyś się do tego zabrał. Założyłbyś kocie uszka, podpiął ogonek i przyniósł dwadzieścia pączków wkupnego? Czy raczej zaczął nosić się w czarnej skórze i stroić na bad boia palącego sobie przed budynkiem skręty? – to były kretyńskie rozomowy. Był fragment jej, który krzyczał, że Thomas właśnie zakatował jakiegoś człowieka, albo demon rozjebał mu duszę, albo oba. To było szalone. To było surrealistyczne. To było dziwaczne i na prawdę nie miała pojęcia jak to dźwignąć. Ale zapach lawendy i szczotka w dłoni oraz wizja Thomasa, który próbuje ją wyrwać na najbardziej karykaturalne teksty w historii pomagała o tym nie myśleć, albo chociaż myśleć troszeczkę mniej.

– It is what it is. Lekcja wyciągnięta z domu. – Ucięła temat dotyczący miłości, bo nie chciała tego drążyć. Wolała głupotki o ruchaniu Thomasa szczotką niż vivisekcje z której wynikałoby, że mamusia i tatuś jednak jej nie kochali.

Na ostatnie pytanie czy może zostać tej nocy z nią parsknęła tylko, niezmiennie szydząc, chowając się za swoją maską Mildred Ogarnę Wszystko, żeby Thomas mógł przesypywać się jej przez palce rozbity.
– A co? Znowu chcesz się ze mnąprzespać? Niech Ci tylko w nawyk nie wejdzie, bo każe Ci robić za siebie pranie.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#18
18.12.2024, 21:13  ✶  
Maltretowanie Thomasa widać wychodziło mu na dobre, odzyskiwał chłop kolory, co prawda nie były to dokończ zdrowe kolory, bo krwistoczerwone od szczotki. Ale zdecydowanie mu to pomagało, odwrócić uwagę od tego bólu, który roznosił się po jego wnętrzu wciąż falami, jakby jakiś mały goblin siedział tam i kłuł go tępym sztyletem. Gdyby to było jednak takie proste dowiedzieć się z jakiego powodu cały czas czuje niepokój i ból - a jednak dawał radę to nieco przytłumić to co działo się w jego wnętrzu za pomocą Millie i jej jakże delikatnego obchodzenia się z jego ciałem.

- Kusząca propozycja, ale takiej formie chyba jednak będę zmuszony podziękować - odpowiedział obserwując nieco z zaniepokojeniem, jak teraz maltretuje jego nogi. Bo co jak to nie była pusta groźba rzucona w eter, aby się zamknął? Cóż pewnie by coś jeszcze dodał, ale zaniósł się kaszlem, jakby płuca chciały mu nagle wyskoczyć z piersi i zacząć żyć własnym życiem.

Ledwo się uspokoił, a już znów go przyprawiła o kaszel, tym razem nieco krótszy po wyobrażeniu sobie, że Moody śmiga na komandosa, potrząsnął głową. Na szczęście nie musiał martwić się, ze krew mu spłynie nie tam gdzie trzeba, bo dość dobitnie dbała o to, żeby ta spływała do kolejnych podrażnionych szczotką miejsc. - Padłem ofiarą generalizowania, że wszyscy noszą - odpowiedział zgodnie z prawdą, a gdyby nie fakt że obecnie znajdował się w takiej a nie innej sytuacji i właśnie "groziła" mu, że drucianą szczotką do wyrucha to jeszcze by wydobył z siebie swojego wewnętrznego mistrza dowcipu i komedii i zapytał czy nie nosi bo dzięki temu lepiej się trzyma na miotle. Ale na szczęście dla Mildred Thomas nie był dzisiaj w formie na żarty, a może i na szczęście dla niego.
- Obie te rzeczy brzmią strasznie drętwo i pozersko. Ja bym... - urwał patrząc prze zmrużony oczy na kobietę. Już nie syczał, choć szczotka cały czas go raniła to po prostu akceptował taki stan rzeczy. - Pfff, nie zdradzę ci takich sekretów teraz, odebrałbym ci przyjemność w przyszłości - powiedział z delikatnym uśmiechem, który zbladł, bo przed oczami mignęła mu sytuacji z jaskini wywołany charakterystycznym zapachem popiołu, którzy przebił się ponad lawendę i szałwię. Naprawdę ma czas? Czy nie powinien korzystać z każdej możliwej okazji, a nie odkładać na później tych ważnych spraw. Jedno jednak było na pewno pewne, to że Thomas posługiwałby się wtedy naprawdę najbardziej karykaturalnymi tekstami w historii - jej trzecie oko jej w tym aspekcie nie zawodziło.

It is what it is - widzisz możesz się poddać bez próbowania

Zignorował głos w swojej głowie, który nagle się przebudził z letargu. Nie zamierzał teraz już poruszać tego tematu, czczym gadaniem nie przekona jej do niczego, choćby był najlepszy krasomówca w całym świcie, a Thomas nim nie był dlatego wiedział, że nie ma szans.
Zerknął na nią tym samym zagubionym wzrokiem co wcześniej nadal krążącą między poczuciem winy każącym mu się utopić w tej balii z wodą, a przekonaniem, że faktycznie zrobił słusznie i skrzywdził demona, a nie żyjącą istotę. Pozbieranie się zajmowało mu wyjątkowo długo i sam już nie wiedział czemu, czuł irytację na to jak długo dochodził do siebie po tych wydarzeniach. Jeszcze nie zdając sobie sprawy, że nie jest świadom największych ran jakich doznał tam pod ziemią, że wypluto go o wiele bardziej pokiereszowanego niż wyglądał po pucowaniu przez Millie.
- Tak, chcę - powiedział bez cienia zawstydzenia czy zahamowania, przecież chodziło mu tylko o spanie, czucie czyjeś bliskości, nic więcej, a raczej aż tyle. Zdawał sobie sprawę, że wbrew pozorom prosi o wiele i wcale nie dziwiłby się, gdyby kazała mu się wycierać i spierdalać w podskokach. - Skoro i tak nie nosisz majtek to czemu miałoby mnie to przerazić, myślisz, że kto robi moje pranie? - dodał jeszcze, bo ciepła kąpiel i szorowanie go jak zakrwawionego parkietu wydobyło z niego coś więcej niż tylko zasmęconego czarodzieja i pozwoliło mu wrócić do bycia nieco bardziej pyskatym.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#19
20.12.2024, 16:05  ✶  
– Nie wiem, siostra? – prychnęła, wciskając mu szczotkę w dłonie. – Dupsko sam sobie szoruj, idę po ręcznik. – zakomenderowała, chociaż ręczniki tak na prawdę leżały tuż za nim, ale no... potrzebowała też chwili dla siebie, żeby to wszystko przemyśleć, poukładać sobie w głowie.

Powinna dać znać bratu. Dokonano przestępstwa. Thomas dokonał przestępstwa i tego za bardzo nie ogarniał.

Znaczy no jebać prawo, martwiła się o niego w chuj, nawet jeśli swąd czarnej magii schodził z jego skóry ustępując lawendzie i szałwii, to wciąż jego dusza mogła pojebać się srogo. Czy była w stanie mu pomóc, czy to że sama była połamana nie pociągnie go na samo dno?

Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że milczy patrząc się tępo w podłogę. Pociągnęła głośno nosem, otarła rękawem twarz.

– Dobra. Plan jest taki. Zamykasz jadaczkę, ok? Nie chce nic na razie wiedzieć, zutylizujemy teraz wodę i pójdziemy spać, bo zaraz i tak pewnie będzie światać. A jutro zastanowimy się, co dalej, ok? Może nie jest tak źle, może jeśli nie będziesz robił tego więcej, może da się to zatrzymać – mówiła coraz szybciej zapominając, że miała mu dać cokolwiek do tego, żeby się wytarł. Nakręcała się. Niepotrzebnie zupełnie. Na szczęście złapała się na tym i odgarnęła włosy przylepione do twarzy, jak myśli przylepione do... no... móżgu.

– Dobra, ja też zamykam jadaczke i idziemy spać. Jebiesz moimi kadzidłami na sen, więc może nie będzie o takie trudne. Już, idziemy, ruchy. – Pogoniła go, odwracając wzrok, by niedługo potem włócząc nogami ruszyć na piętro do swojego pokoju.

Powinna o tym powiedzieć Alastorowi, ale były w niej dwa wilki. Jeden z nich wierzył bardzo, że brat w ciągu kwadransa zjawiłby się w Księżycowym Stawie i zaprowadził należyty porządek. Jeden bardzo cieszył się na myśl o spotkaniu, nawet w takich okolicznościach. Jeden z nich... a drugi, ten czarny, ten wściekły, ten poraniony... drugi wiedział, że nie byłoby czego zbierać, gdyby tak się właśnie stało, gdyby to PRACA była powodem pojawienia się tu, w jej nowym domu, a nie ona sama.

Przełknęła ślinę w nieprzyjmnej goryczy tęsknoty za którą się nienawidziła i obejrzała się na Thomasa.

– Każdy sen kiedyś się kończy. Dobrze, że Cię tam nie zajebało, bo poszłabym do Limbo zajebać Cię po raz drugi chuju – mruknęła pokrzepiająco, wykrzywiając twarz w niezbyt przekonującym uśmiechu.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#20
31.12.2024, 07:02  ✶  
- No dobra, czasami się zdarza - cóż, miała w tym rację, ale takie uroki wspólnego mieszkania, prawda? To nic takiego, nie był nieporadny życiowo, tak jakoś wychodziło. - Taaa, to chyba dobry pomysł - mruknął w odpowiedzi i popatrzył na szczotkę, jeszcze tego by brakowało, żeby swoje wcześniejsze "groźby" wdrożyła w życie, jakoś jednak wolał pominąć ten etap. Dlatego też z pewną dozą ulgi zabrał się za szorowanie dupska, co i też nie zajęło zbyt długo, bo nie miał go jakoś wielkiego.

W tym czasie pochłonęły go myśli, jak bardzo przewrotny bywał los. Przyszedł tu by upewnić się, że Mildred jest cała i zdrowa, a potem powiedzieć jej o tym co czuje. A jak to się skończyło? Okazało się, że musiała go zbierać niczym rozbity dzban, bo nie wykazał się dość głupimi czynami tej nocy i w sumie nie tylko dzisiaj. Nie miał do końca jeszcze pojęcia jak skończył się dla niego wizyta w jaskini, fakt czuł się inaczej - czuł dziwny ból, którego nie był w stanie sklasyfikować. Wszystko było takie dziwne, inne, ale z drugiej strony. Może musi się z tym wszystkim przespać i jutro będzie miał już spokojniejszy umysł i rozgryzie to jakoś? Zdecydowanie.

Wyszedł z balii nie cuchnąć już czarną magią tylko unosząc wokół siebie zapach lawendy i szałwii. Odetchnął pozwalając myślą krążyć swobodnie kiedy wycierał się z wody. Z rozmyślania nad tym dlaczego czuje się rozbity i krążeniu wokół wydarzeń z jaskini wyrwało go pociągnięcie nosem. Zerknął na nią z uwagą.
- Wiem, jak nie będę trzymał gęby na kłódkę to mnie wywalisz za okno - spróbował rzucić żartem stojąc tak z tym ręcznikiem jak ta sierota, ale napotkał pewien problem. Nie mógł ubrać się w to co wcześniej, bo to powinno skończyć w kominku, spalone. Ale w co w takim razie miał się ubrać? Nie trzymał tu w Stawie zapasowych ubrań, bo przecież zawsze mógł teleportować się stąd do domu... A jak się okazuje nie zawsze mógł. - Tak, jak to zatrzymać i naprawić to kłopot dla Thomasa z jutra - zgodził się z nią, że teraz nie był oto płakać nad rozlaną whiskey. Ale czy mógł obiecać, że nigdy więcej nie będzie robił czegoś takiego? Ale czego? Że na pewno nie będzie się rzucał na polowania na demony to raczej pewne. Że nie będzie nikogo krzywdził? Tu sprawa była już trudniejsza, bo gdyby miał do wyboru skrzywdzić jakiegoś czarnoksiężnika, lub choćby zostawić cień szansy, ze ten skrzywdzi mu kogoś bliskiego? Nie wahałby się ani chwili.

Przewiązał się ręcznikiem w pasie z braku lepszego odzienia, mając nadzieję, że nie urazi jej tym. Ale co miał zrobić. Niby mógł transmutować ręcznik w jakieś ubranie, ale wolał nie dotykać teraz różdżki, tak dla pewności. Pokiwał głową i ruszył za nią do góry. Mogła nie ruszać tak przed nim do przodu, musiał przez to patrzeć pod nogi jak jakieś dziecko, żeby nie było że gapi się jej na tyłek, no może zerknął trochę.

- A nie mieliśmy się już całkowicie zamknąć? - rzucił wyginając usta w delikatnym uśmiechu, kiedy w dość osobliwy sposób przekazała, że się o niego martwi. - Może to i lepiej, nie można żyć we śnie - dodał jeszcze nim pogrążyły go myśli o tym co powiedział. Czy naprawdę ruszyłaby dla niego w Limbo? Nawet jeśli tylko przekazać mu swoją złość dlatego, że dał się zabić, czegoś takiego nie robisz dla byle kogo, prawda? Nie miał już pojęcia co robić i co się dzieje. Widział, a może chciał widzieć, tak wiele przesłanek ku temu, gdy już sam przekonywał się, ze to nie ma sensu, kolejne iskierki nadziei rozpalały się w mroku. Zupełnie jakby chmara świetlików postanowiła rozświetlić Ziemię w ostatnią letnią noc.

Zdawać by się mogło, że chce jeszcze coś dodać, jakby coś nie dawało mu ciagle spokoju i musiał to z siebie wyrzucić teraz, ale nic takiego nie nastąpiło. Zgodnie z obietnicą nie odezwał się już ani słowem. W całkowitym milczeniu znaleźli się w pokoju Millie i tak samo wylądowali w jej łóżku. Pachnący olejkami na dobrych kilkanaście metrów Thomas poszukiwał bliskości drugiej osoby, aby wolny od wszelkich myśli móc w spokoju zasnąć. Nie miał być to sen całkowicie spokojny jak u dziecka, jednak dzięki wcześniejszym zabiegom Millie jak i jej samej obecności, łatwiej mu było udać się do krainy snów, pozwalając sobie rozpłynąć się w zmęczeniu. Czas na zamartwianie się przyjdzie jutro, a teraz mógł zaznać nieco ukojenia i odpoczynku będąc splecionym z nią w uścisku. Czy to za sprawą olejków nasennych, czy też też za sprawą zmęczenia - nie trwało zbyt długo nim oboje zasnęli.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Baba Jaga (279), Thomas Figg (7129), Millie Moody (3571)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa