• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[ranek 18.08.1972] Zakładka Pani Bulstrode | Laurent & Florence

[ranek 18.08.1972] Zakładka Pani Bulstrode | Laurent & Florence
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#11
27.11.2024, 20:56  ✶  

Jego poziom emocjonalny utrzymywał się na szokująco dobrym pułapie - jak na to, że kolejny raz spotkał się z okrucieństwami tego świata, których doznawać nie chciał. Chcę, nie chcę - ten świat niekoniecznie miał na to baczenie. Dawał nam rzeczy, których nie potrzebowaliśmy, dbał o to, żebyśmy doświadczali całej gamy emocji, nawet jeśli ich nie chcieliśmy. Bardzo pomocny był w tym mężczyzna, który aktualnie bardzo smacznie spał - a Laurent nie chciał go budzić. I jego temat był znów kolejną z rzeczy, która zaliczała się do tych rozmów, które warto przeprowadzić, a do których trzeba dojrzeć. Ponieważ Laurent miał nadzieję, że tym razem będzie o czym (o kim) rozmawiać i wszystko nie skończy się dokładnie tak, jak zawsze. To też była mdła i mętna nadzieja. Prewett po prostu przestawał wierzyć w ludzi.

Rozchylił usta, chcąc zaprzeczyć, ale właściwie... było czemu? Zamknął je powoli. Chyba nie. Chciał widzieć te dobre cechy, bo często miał wrażenie, że ludzie sami ich w sobie nie dostrzegali. Atreus miał z tym definitywne problemy. Edward natomiast widział troszkę za mało własnych wad - o ile w ogóle jakiekolwiek widział, bo potrafił powiedzieć, że jego wady to tak naprawdę zalety, a broń Merlinowi ciągnąć to w inną stronę niż ten żartobliwy ton...

- Byłem w towarzystwie aurowidza. Mówił, że oplatały nas aury... wszystkich oplatały fioletowe, ale mnie oplatała czarna. - Dlaczego tak się działo i od czego to zależało - tego nie wiedzieli. - Spokojnie... jeszcze w Windermere to minęło. - Wybrał pomoc, chociaż nie uważał, żeby jego osoba wniosła tam cokolwiek. Może poza tym, że chyba łączył przez chwilę zbieraninę przeróżnych charakterów. To też niby jakaś rola. Był w stanie zrozumieć Cirila - selkie, która mieszkała w tym jeziorze, ale nie powiedziałby, że to czyniło z niego niezbędnik. - Poznałem tam selkie. Pierwszą selkie. - Odrobinkę się ożywił, bo to było dla niego ważne. BARDZO ważne. - Był jednak ranny, więc nie miałem okazji z nim porozmawiać, a teraz już... nie wiem za bardzo, gdzie jest. Zniknął. - Może wrócił do swoich, a może zaszył się między... nie, to ostatnie na pewno nie. nie ufał ludziom i nie lubił ludzi. Miał rację. Ludzie potrafili być okrutni i samolubni. Czy selkie też takie były? Czy mieszkanie między morskimi falami zmieniało je, skoro nie żyły w miejskim tłoku ludzi?

- Och, Florence... - Uśmiechnął się ciepło. Już pachniało w salonie śniadaniem, które robił Migotek - jajecznicą i świeżym szczypiorkiem. Pierwszy zapach kawy doleciał do ich nozdrzy, kiedy Laurent zrobił kobiecie miejsce, żeby mógł sprawdzić działanie mechanizmu. - Tak bardzo mi pochlebiasz... - Czy naprawdę był taki dobry? Miał wrażenie, że robił się coraz gorszy. Z drugiej strony wiedział, jak bardzo potrafił siebie samego za wszystko winić. Próbował z tym walczyć - z tym i wieloma innymi przywarami, które bardzo mu zatruwały życie. Przeszkadzały wręcz żyć. Teraz jego serce aż pocieplało od słodyczy, którą oferowała mu Florence.

Gdyby nie to, że widział to zabezpieczeni w akcji w domu samych Bulstrode to właśnie zachodziłby w głowę, co to jest i jak to ma działać. Za krótkim instruktażem kobiety jak obsługiwać te runy załapał jednak bardzo szybko. Działało bez żadnych zarzutów. Poczuł ulgę spływającą po żołądku. Chociaż jeden kilogram mniej... a miał tyć. Zdecydowanie musiał przytyć - już mu za dużo kostek wystawało.

- Dziękuję ci. Odwdzięczę się śniadaniem. - Powiedział to trochę pytająco, zapraszając ją na taras, gdzie zresztą Migotek właśnie wystawiał ostatnie dodatki na stolik tarasowy. - Odwiedziłem ostatnio Vakela Dolohova. - Zasiadł na swoim miejscu i sięgnął po dzbanek z kawą, spoglądając pytająco na kobietę - czy też sobie życzy filiżankę? - Wygrana akcji charytatywnej. Nie czułem potrzeby, by iść do niego samoistnie. - A skoro już i tak było to nagrodą i miał zaproszenie - to dlaczego nie?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#12
02.12.2024, 16:13  ✶  
Florence była istotą pragmatyczną, stanowczą, odrobinę ironiczną. I charakter, i wychowanie, sprawiły, że miała w sobie odrobinę poczucia wyższości (przytłumionej na szczęście przez maniery i to, że było w Bulstrode i trochę empatii) a w dodatku bardzo rzadko patrzyła na innych przez różowe okulary – przymykała oczy na pewne sprawy głównie w przypadku swoich najbliższych. Sama miała wrażenie, że wielu ludzi nie umiała dostrzec raczej swoich wad, a chociaż byli i tacy, którzy nie dostrzegali własnych zalet, to nie było ich zbyt wielu.
Może dobrze, że rozmowa o Edgu czy jego poznanie nie spadło na nią teraz, przy innych rewelacjach. Próbowałaby na pewno zareagować tak, by nie zranić Laurenta, ale pewnie nie byłoby to dla niej łatwe – rozumiała, że świat się zmieniał, pewne granice się zacierały i coraz bardziej liczyło się to, czego ludzie pragną, a mniej to, czego się od nich oczekuje, ale nadążenie za tymi postępami dla nieskorej do biegania Florence bywało procesem trudnym, do którego musiała podchodzić etapowo. Chyba nawet w najśmielszych snach jasnowidza nie spodziewałaby się pewnego dnia zobaczyć któregoś krewnego u boku mugolaka, cyrkowca i drobnego przestępcy.
Rzuciła Laurentowi uważne spojrzenie, ledwo wspomniał o tej czarni, jakby mogła zobaczyć otaczającą go aurę, choć jej Trzecie Oko kierowało się ku przyszłości, nie teraźniejszości.
– Ktoś jeszcze to sprawdzał… na wszelki wypadek? – Brzmiało to jak klątwa, przynajmniej w uszach klątwołamaczki, a klątwy bywały podstępne i przyćmione mogły przebudzić się znowu po pewnym czasie.
Nie mogła nie wyłapać pewnego ożywienia, gdy Laurent wspomniał o selkie. Nie myślała zwykle wiele o jego matce: nigdy jej nie poznała, a sama była zaledwie nastolatką, gdy ta zmarła. Kobieta była w głowie Florence kimś, za kim tęsknił kuzyn, kimś, kto odchodząc zostawił w jego życiu wyrwę, wymagającą zapełnienia i kimś, kogo zranił Edward Prewett. Jej dziedzictwo przetrwało w oczach jasnowłosego chłopca, w jego nieziemskim glosie – i czasem zastanawiała się, czy Laurentowi nie jest trudno odnaleźć się tu, na lądzie, bo był częściowo dzieckiem morza. Ale nie poznawszy jego matki, nie wiedząc o niej niczego więcej niż że była selkie, Florence nie mogła patrzeć na nią jak w pełni osobę z krwi i kości – i skoro Laurent należał do ich rodziny, nie zastanawiała się dotąd nigdy za wiele nad tym, czy powinien poznać społeczność selkie.
Teraz pod wpływem tego ożywienia, pomyślała bodaj pierwszy – czy było to coś, co mogło mu pomóc, czy może coś, co mogłoby pociągnąć go w stronę morza?
– Chciałbyś spotkać inne selkie? – spytała, ruszając razem z nim w stronę kuchennej części domu. – Być może Shackleboltowie mogliby z tym pomóc.
Żyli na pograniczu morza i ziemi, i tak często zdarzało się im pokochać morskie panny, że mogli nawet oddychać pod wodą.
– Naprawdę widziałeś, żebym kiedykolwiek komuś pochlebiała? – spytała łagodnie, zajmując miejsce. We własnej opinii przynajmniej: mówiła szczerą prawdę. – Powiedział ci coś interesującego?
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#13
07.12.2024, 11:11  ✶  

Ta pragmatyczna osobowość była głosem rozsądku wielu Prewettów. Jej podchodzenie do Edwarda było niekwestionowalne - wynosiła spotkania z nim na zupełnie inny poziom. Było trochę osób, na które autorytet głowy rodu działał różnie, ale prezencja Edwarda, tak jak Florence, były sobie równe. Różnica polegała na tym, że Florence na co dzień nie prostowała się tak, by niewidzialny diadem trzymał się jej skroni. Nie musiała tego robić. Było jej tak naturalnie z wysoko uniesionym podbródkiem, że nawet nie musiała go unosić. Królewska purpura otulała jej ramiona jak ciężki płaszcz Królowej Anny, który teraz być może był jakimś skarbem narodowym. Skarbem ich rodziny była Florence.

- Och... nie, w sumie nie... Nie pomyślałem o tym... - A powinien był. Tak bardzo wątpił wtedy w Perseusa, tak mocno był sceptycznie nastawiony i podejrzliwy, ale jakoś nie pomyślał o tym, że warto to sprawdzić, albo że mężczyzna mógłby kłamać, żeby... żeby co? Coś osiągnąć, coś zyskać? Prawdopodobnie. Nie myślał o tym, bo stała się rzecz bardzo oczywista - te negatywne uczucia przeminęły jak za dotykiem magicznej różdżki, kiedy tylko klątwa tamtego miejsca została przełamana. - Uznałem, że to tak jak u wszystkich - klątwa tamtego miejsca. - A ponieważ miał nadzwyczajnego pecha ostatnimi czasy to jak mogłoby być inaczej, gdyby czerń nie osiadła tylko na nim? - Poproszę Atreusa. - Wpadnie do niego może przelotem do biura, albo spróbuje go złapać w posiadłości... A może Atreus w końcu dałby się zaprosić na konie? Co prawda Laurent nie pozwalał się zmarnować jego abraksanowi, ale niedługo ten koń zapomni, że ma właściciela innego niż Laurent.

- Tak! Bardzo. - Czasem wymyślał sobie te scenariusze, w których spotkałby je przypadkiem pływając w morzu, ale jeszcze nigdy nie dane mu było zachwycić się takim wydarzeniem. Nawet kiedy z nadzieją śpiewał na brzegu morza, jakby to mogło zaprowadzić go do drugiej rodziny, albo chociaż pozwoliło jednej z tych istot wyłonić się z głębin. Płonne nadzieje. Tymczasem spotkał młodego chłopaka właśnie w Windermere. - Shackleboltowie? Nie pomyślałem o tym wcześniej...
- Rzeczywiście, przecież to powinno być takie naturalne, proste! Nie pamiętał za to, czy w ogóle znał jakiegoś Shacklebolta. - Zastanawiam się... jak naprawdę żyją, czy gdzieś tam jest jakaś część mojej rodziny... Oczywiście studiowałem na ten temat księgi, ale niewiele jest o nich samych... o ich życiu w rodzinie. - Przyłapał się, że miał jakąś małą trudność z prawidłowym wysłowieniem się, ale zrzucił to na karby ekscytacji mieszającej się z nadal trzymającym go zmęczeniem.

- Powiedział całkiem sporo ciekawych rzeczy... - Laurent trochę się zarumienił nad tym śniadaniem. - Że urodziłem się innego dnia, mam inny znak zodiaku, że moje imię nadane przez Edwarda jest jak maska. Kiedy to tłumaczył to miał rację - to do mnie nie pasuje. Za to pasuje do ideału, jakim chciałbym być. Chciałem być? Dla ojca i... Aydayi. - To wynikało i wpływało na mnóstwo ciekawych rzeczy, które zajmowały wtedy głowę Laurenta. - Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wielkie znaczenie ma numerologia i świecące nad nami gwiazdy.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#14
09.12.2024, 11:29  ✶  
Florence może nie wietrzyła od razu podstępu, ale Trzecie Oko bywało kapryśne, a w Windermere działy się rzeczy przedziwne i trudne do zrozumienia. Aurowidz mógł coś przegapić, mógł sam ulec magii tamtej okolicy, albo wydawało się, że wszystko jest w porządku, gdy w istocie jakieś strzępki czerni przylgnęły, by pojawić się później. Skinęła więc głową, usatysfakcjonowana, gdy powiedział, że poprosi o sprawdzenie Atreusa.
– Może warto więc odwiedzić ich oceanarium – powiedziała, obserwując go uważnie. Więcej uwagi poświęcała teraz zdecydowanie Laurentowi niż śniadaniu: sama już niepewna, który temat powinna w tej chwili uznać za najistotniejszy, i czując ukłucie wyrzutów sumienia, że chyba nie poświęcała młodemu Prewettowi ostatnio tyle uwagi, ile powinna. Zwłaszcza że jego słowa i ożywienie budziły ślad obawy: że natura selkie nie była jedynie czymś, co umożliwiło mu przedziwny śpiew, że tkwiła cały czas, tuż pod skórą, czekając na przebudzenie.
Czy Laurent mógł mieć jeszcze jakąś rodzinę poza Prewettami? Ciotki? Kuzynki? Babkę? W jaki sposób powitałyby chłopca, w którego żyłach płynęła krew czarodziejów?
– Pamiętaj, proszę, że jeżeli nawet ma rację, patrzył na to z perspektywy selkie. To tylko część perspektywy. Może za bardzo patrzyliśmy na to z punktu widzenia czarodziejów, ale nie powinieneś o tym punkcie zapominać – stwierdziła w końcu, starannie dobierając słowa. – Nie chodzi mi oczywiście o to, że powinieneś starać się dla Edwarda i Adayi. Po prostu bycie jednym z nas też jest częścią ciebie – dodała, bo naprawdę nie chciała, aby odczytał to jako próby nacisków na utrzymywanie tego idealnego wizerunku syna Prewettów czy odrzucenie marzeń o napotkaniu selkie. To było dla niego ważne i choć na pewno nie umiała w pełni tego zrozumieć – ona w końcu nie stała na pograniczu dwóch światów, wewnętrznie rozdarta – do mogła się zacząć przynajmniej domyślać.
Być może dowiedzenie się więcej o tej stronie swojej natury miało pomóc Laurentowi pogodzić się samemu ze sobą.
– Przykro mi, że poruszę teraz jeszcze jeden, nieprzyjemny temat, ale… kupiłeś eliksiry przeciwogniowe? – spytała. – Okazuje się, że w Lammas nie tylko ja doznałam dość mrocznej wizji. Jestem już właściwie pewna, że czekają nas kolejne ataki. Powiadomiłam o tym Departament Tajemnic, ale nie wydaje się, aby byli w stanie ustalić cokolwiek konkretnego. Nic poza tym, że jest to jakoś związane z ogniem i śmierciożercami.
Frustrowało ją to i martwiło. Co przyniesie jesień, i po co te wizje, skoro nie można było zrobić z nich żadnego użytku? Czemu ten głos w ogóle zawracał jej głowę? Florence nie była pewna, kiedy się coś stanie – jej własna wizja sugerowała jedynie noc, ta Morpheusa jesień, spodziewałaby się więc przełomu września i października, nieświadoma, że to zaledwie metafora – wiedziała tylko, że na pewno się stanie.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#15
12.12.2024, 22:19  ✶  

Ożywił się momentalnie i to bardzo - Shackelbottowie stali się nagle nie ewentualnością, opcją, a koniecznością. Planem do realizacji - oni i ich oceanarium. Powinien ją poprosić o pójście tam? Florence nie była mu potrzebna w rozumieniu niezbędności, że bez niej sobie nie poradzi, ale może to będzie miły sposób na spędzenie razem czasu? Ale może powinien pójść tam sam, żeby intymność tego doznania pozostała jego i tylko jego? Wydawało się to tak mocno osobiste, że rozchodziło się pod skórą oczekiwaniem tego wydarzenia - mrowieniem, które czekało, by zachwycić.

- To jest wspaniały pomysł! Och, Florence... ostatnio czuję, że nawet moim własnym umysłem niewiele mogę zdziałać i zawalczyć, czuję się... za głupi. - Czuł się tak, a nie mógł być głupi. Nie było go przecież na to stać, już i tak wystarczyło, że kości można było na nim policzyć. Musisz jeść. Przy tym napływie energii i jedzenie stawało się prostsze. - Hmm? Tak, tak, oczywiście. Będę uważał, przecież zawsze uważam... - To był dokładnie ten moment, w którym kto jak to, ale Florence dobrze wiedziała, że Laurent niby słuchał, ale teraz plótłby cokolwiek i potwierdził pewnie wiele dziwnych rzeczy, pochłonięty światem swoich myśli. Ten zaś potrafił być szalenie bogaty. - Czemu miałbym się starać dla nich, są tutaj tak nieistotni - Nawet lekko ruszył ręką, jakby się odganiał od tych dwóch osobistości, w które był zapatrzony większą część swojego życia. Nadal był. Dlatego te słowa, wypowiedziane niemalże zirytowanym tonem, były jak krzywe zwierciadło jego codzienności. A wypowiedział je teraz tak, jakby rzeczywiście tak myślał. Myślał. W tej drobniutkiej chwili, w której pochłonęła go ekscytacja unosząca na skrzydłach, pozwalająca zapomnieć o tragedii statku, Windermere i wszystkich innych dobijających wydarzeniach. To był tylko dowód tego, jak na tę chwilę daleko odpłynął myślami. Nie zdawał sobie przy tym najmniejszej sprawy z tego, co o tym myślała Florence i że w tej chwili była całkiem zmartwiona. Dopiero jej następne pytanie ściągnęło go
obłoków. Albo... z morskich fal.

- Eliksiry przeciwogniowe? - Zapytał z rozkojarzeniem, nie łapiąc od razu tego, że to dokładnie ten moment, w którym powinna minąć radość i ścisnąć go stres. Jeszcze nie. To przyszło wraz z wytłumaczeniem. Napiął się, niespokojnie poprawił na krześle i w jednym ze swoich tików zaczął obkręcać pierścionek na palcu. - Znowu? Zaatakują znowu? - To nie powinno dziwić, ale... wydawało się to tak szybko. I Laurent poczuł się wobec tego całkowicie bezbronny. - Znowu w następne święto..? - Zapytał ostrożnie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#16
16.12.2024, 17:00  ✶  
– Za głupi, czy może raczej przytłoczony? – spytała, bo w obliczu tego wszystkiego, co działo się w kraju i w jego własnym życiu, ciężko było mu nadążyć.
Mogła mieć tylko nadzieję, że zasugerowanie wizyty w oceanarium nie wyjdzie na złe. Że nie stanie się tak, że jednak nie znajdzie tam żadnych potomków selkie i poczuje się rozczarowany – ani że nie pójdzie ścieżką wręcz przeciwną. Odnajdzie ich i zdecyduje się porzucić czarodziejów.
Tym razem Florence nie miała odwagi próbować zajrzeć w jego przyszłość.
– Jestem właściwie pewna, że tak – powiedziała łagodnie, gdy spytał o atak, chociaż żaden ton nie mógł sprawić, że łatwiej będzie przyswoić tę informację. Czy chciała psuć jego spokój? Nie. Ale nie chciała też potem wyrzucać sobie, że o niczym nie wspomniała. – Nie wiem, mój drogi. Słyszałam głos, który wspominał o Samhain i Beltane, ale raczej… w negacji ich znaczenia. Nie mam pojęcia, czy to była wskazówka. Nie widziałam niczego, co sugerowałoby konkretną porę roku. Raczej dnia: panowały już ciemności – stwierdziła. Bardzo spokojnie, chociaż ani gdy doświadczyła tej wizji, ani tuż potem, spokojna nie była. Teraz jednak odzyskała opanowanie na tyle, by mówić o wszystkim podobnie, jak mówiłaby o jakiejś klątwie, odpowiadając na pytania studentów. – Ktoś inny wspomniał, że widział coś, co jego zdaniem sugeruje jesień, ale równie dobrze może to być jej początek, jak i środek. Przykro mi, że nie potrafię powiedzieć nic więcej.
Mylili się zresztą oboje, i ona i Morpheus, wierząc liściom z wizji, bo ogień miał przyjść, zanim te zaczną spadać na dobre z drzew, ale Florence o tym nie wiedziała, a każda data wydawała się jej teraz możliwa.
– Jeśli cię to pocieszy, nie sądzę, by New Forest było w niebezpieczeństwie – westchnęła w końcu. Upiła łyk napoju, podsuniętego jej przez skrzata, a potem zerknęła jeszcze na talerz Laurenta. – Będę powoli się zbierać, niedługo zaczynam dyżur. Zjedz coś jeszcze, proszę.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#17
22.12.2024, 00:03  ✶  
Przechylił lekko głowę z delikatnym uśmiechem, myśląc o tym, że Florence by się jej zgodziła, że jest głupi. Stąd to zaprzeczenie - całkiem zgrabne, całkiem ładne. Chciał się z nim zgodzić, bo przecież - czy naprawdę był głupi? Łatwo odpowiedzieć na pytanie oczywiste - głupców siali jak żyto na polu. Machnięciem ręki powstawały setki. Laurent nie był geniuszem, ale to nie czyniło go głupcem. Głupcem czyniła go mieszanka zaniżonej samooceny z narcyzmem i to, jak łatwo było mu uwierzyć we własne porażki nawet tam, gdzie wina leżała wyłącznie w rękach Losu. Nie wszystko mogliśmy kontrolować. Nie wszystko będziemy mogli kontrolować. W tym płynnym biegu myśli odpowiedź nie padła. Za to spoglądał na nią z wdzięcznością, bo odpowiadał sobie w myślach.
- Pewnie to wyznacznik wspkmnaknego przytłoczenia - nawet pokusił się na ten niewinny żart w tej sprawie, to nawiązanie do poprzedniej wymiany zdań - ale próbowałaś już zagłębiać się w te wizje? Widziałaś naszą rodzinę w tym? Albo próbowałaś dojrzeć? - Temat wróżenia był dla niego ciekaw, a jasnowidzenie było niesamowite. Tylko jak wyjaśnić ślepcowi, jak wyglądają kolory? Laurent miał bardzo bogatą wyobraźnię i otwarty umysł, ale tak jak Florence nigdy do końca nie zrozumie zewu morza, tak on nigdy do końca nie zrozumie wizji, które ją nękały, albo tych, po które sama sięgała. Zacisnął palce mocniej na sztućcach, na chwilę przestał jeść. - Myślałaś o tym, żeby napisać do Vakela Dolohova? - Sławny celebryta pewnie gotów to wykorzystać na swoją korzyść, ALE z drugiej strony... - Skoro wiemy to, dlaczego nie spróbować tego ujawnić? Zastraszyć ich? - Zaszczuta bestia potrafi się zachowywać o wiele bardziej nieprzewidywalnie, ale czy to sprawia, że trzeba jej ulegać? Nie. Trzeba niektóre stworzenia złamać, żeby widziało, kto jest tutaj panem.
- Będzie mi teraz pewnie trudno. - Uśmiechnął się nieco krzywo, odkładając sztućce. - Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś... Mam prośbę. - Malutką. Chociaż może wielką zważywszy na fakt, że wizję już miała dotyczącą przyszłości. - Czy możesz spojrzeć w przyszłość przede mną? - Nigdy jej o to dotąd nie prosił. Teraz tego potrzebował. - Czy możesz spojrzeć... Co zrobi teraz Dante? - Nie chciał jej w to mieszać bardziej niż już była zaangażowana. Spoglądał na nią bardzo uważnie. - I czy rzeczywiście New Forest będzie bezpieczne..?


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#18
23.12.2024, 22:55  ✶  
Florence miewała skłonności do surowych osądów wobec większości świata i nieco zbyt łagodnych wobec własnych krewnych i najbliższych przyjaciół. Wielu ludzi postrzegała znacznie gorzej niż powinna: na rodzinę patrzyła za to z pewnym przymrużeniem oka. Nigdy nie oświadczyłaby więc Laurentowi, że jest głupi, ale prawdą też było, że przymrużenie oka nie oznaczało ślepoty – a w nim takiej cechy nigdy nie dostrzegła. Jedynie rozpaczliwe pragnienie zadowolenia wszystkich wokół, znalezienia własnego miejsca, a przy tym sporą dozę zagubienia i skłonności do widzenia w ludziach tego, co dobre, co w połączeniu czasem zwodziło go na manowce.
– Przed Ostarą sama nie dowierzałam, że moja wizja jest ważna. Uprzedziłam Atreusa, Oriona i parę znajomych osób – powiedziała Florence w pewnym zamyśleniu. – Okazało się, że jednego z nich ostrzegała też Szeptucha, która podczas Ostary podeszła również do mnie… i przekazała niepokojące słowa. Prawdopodobnie nie byłam jedyna, więc niektórzy spodziewali się problemów, ale chyba nikt nie sądził, że będzie tak źle. Nie było niczego, w co mogłoby uwierzyć Ministerstwo. Poszłam wtedy też do Vakela.
Nie mogła powiedzieć, że nic jej to nie dało: w pewnym sensie poczuła się po tej rozmowie lepiej. Ale na pewno nie wskazała ona żadnego konkretnego kierunku, a teraz…
…teraz w wizji Florence byli śmierciożercy. Nie chciała iść do Vakela, bo nie była pewna, gdzie leży jego lojalność.
– Przekazałam opis mojej wizji Departamentowi Tajemnic. Poprosiłam, aby jej autor został zachowany w tajemnicy – podjęła, bardzo spokojnie, sięgając jeszcze po napój, by dopić jego resztę. – Widziałam ogień, dziwne rzeczy, ale też śmierciożercę. Jak sądzisz, Laurencie, co zrobiliby śmierciożercy gdyby usłyszeli, że ktoś im przeciwny, miewa wizje na ich temat?
Florence nie miała większych wątpliwości: mogłaby stać się ich celem. Być może nie zabiliby jej, ze względu na czystą krew płynącą w żyłach i fakt, że nie walczyła przeciwko nim w pierwszym szeregu, ale mogliby próbować ją zastraszyć, zmusić do współpracy albo nawet porwać. I chociaż nigdy nie uważała się za tchórza, ba, była gotowa współpracować z ludźmi Stewarda, co już samo w sobie ją narażało, zawsze chciała minimalizować ryzyko.
– Obawiam się, że ogłoszenie, że wiemy, że coś planują, nijak ich nie zastraszy. Kto nie spodziewa się powtórki po Beltane? Chyba tylko naiwni. A te wizje nie dają nam wiele więcej niż świadomość, że coś nadciąga wraz z jesienią i że będzie z tym związany ogień. Gdybym znała datę albo miejsce… Ale nie znam, może dlatego, że jeśli tę bym ujawniła, oni by ją zmienili? Wątpię, by Ministerstwo chciało wzniecać panikę. Jeśli chcesz kogoś uprzedzić, masz moją pełną zgodę, choć wolałabym, aby nie padało moje imię. Ja przekazałam tę informację ludziom, o których wiem, że nie są… Voldemortowi przychylni.
Uśmiechnęła się, blado, trochę smutno, gdy spytał, czy próbowała sięgnąć w przyszłość swoich krewnych w związku z tym, co się tam stało.
Spróbowała. I przed Atreusem widziała tylko ogień.
– Starałam się. Ale wróżby to tylko cień przyszłości. Nie zobaczyłam niczego, co mogłoby nam naprawdę pomóc – westchnęła. A potem utkwiła spojrzenie jasnych oczu w Laurencie: nie tyleż dlatego, że jego prośba jej doskwierała. Raczej dlatego, że przypominała, jak wiele niebezpieczeństw czyhało teraz na młodego Prewetta.
Nie prosiłby przecież, gdyby naprawdę się nie martwił.
– Spróbuję, mój drogi, ale aby to było naprawdę skuteczne… musiałabym spotkać Dante lub jego ludzi. Pytałam o niego, oczywiście nie wspominając o tobie, i on chyba rzadko opuszcza Nokturn.
A z kolei bardzo ciężko było sobie wyobrazić Florence Bulstrode udającą się na Nokturn.
Obiecała jednak spróbować: i dlatego odstawiła filiżankę, patrząc i na kuzyna, i usiłując spojrzeć na coś więcej: na cień jego przyszłości.


Percepcja, jasnowidzenie, szukanie w przyszłości Laurenta najpierw czegoś związanego z Dante, potem zagrożenia
Rzut PO 1d100 - 67
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 74
Sukces!
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#19
30.12.2024, 10:46  ✶  

Nigdy nie przepadał za świętami. Miały różne oblicza, ale jedno je łączyło - należało je, w dużej części, spędzić z rodziną. Chciał ten czas spędzać z nimi, ale jednocześnie żadne odwiedziny w Keswick nie były spokojne. U Bulstrodów też wiele było potrzeba do ideału, ale tam te problemy wynikające przy stole wynikały z czegoś innego. Miały inną naturę. Odwiedziny na tych wszystkich stoiskach - na kiermaszach - było, według Edwarda, poniżej wartości jego rodziny. A przynajmniej tej bezpośredniej. Z drugiej strony ten człowiek potrafił czerpać "z zabawy dla plebsu" wszystko, co najlepsze, tylko wynosił to na jakiś dziwny poziom "dystyngowania". Pewnie nie byłby zły, że Laurent wybrał się na kiermasz..? Cicho odetchnął, kiedy te myśli przesuwały się przez jego umysł z głównym tematem dyndającym jak szafot - tragedii ognia, który nie miał ogrzewać. Miał niszczyć. Każdy z żywiołów miał do tego predyspozycję, ale w tym wypadku to od decyzji człowieka wynikało jego wykorzystanie. To człowiek człowiekowi szykował ten los.

Puścił te sztućce, które zadzwoniły o talerz i pochylił głowę. Platyna włosów odbijała światło dnia jak płynny metal - to w te kosmyki wsunęły się palce, kiedy podtrzymał swoją głowę. Co by zrobili Śmierciożercy..? Ryzykowanie własnego życia wydawało mu się jeszcze na miejscu. Myślał, jakże egocentrycznie, że to coś zmieni, że jeśli jemu się coś stanie, to chociaż kawałek świata się poruszy. Cena, którą mógł zapłacić, sięgała właśnie tak daleko - do jego własnego stanu zdrowia. Nie był gotów ryzykować zdrowiem i bezpieczeństwem bliskich, chociaż nie był na tyle naiwny. Zdawał sobie sprawę z tego, że wszyscy mogli być zagrożeni. Nie odpowiadał słownie, bo ciężar tych słów nie wymagał dopowiedzenia. Rozumiał. W swoim pośpiechu i pragnieniu działania chlapnął coś bez zastanowienia - na szczęście była ona. Wieczny głos rozsądku w tym wszystkim.

- Nie mógłbym cię narażać, Florence. - W końcu, po tej dłuższej ciszy, uniósł głowę i zmęczone spojrzenie. Koło przemocy nie zamierzało się zatrzymywać. Ono miało brnąć dalej. Głębiej. Bezruch nie był rozwiązaniem. Z drugiej strony Ministerstwo zostało ostrzeżone - co dalej? Co mogli zrobić? Prócz zawiadamiania dalej w nadziei, że ktoś im uwierzy, albo na poważnie weźmie to, że skoro rzecz stała się na Beltane, to ma pełne predyspozycje do tego, by stać się i tutaj. - Ach... rozumiem... - Jak działało Trzecie Oko? Pozwalało dojrzeć więcej. Głębiej. Dawało moc, żeby coś zmienić i realnie komuś pomóc. Żałował w tej chwili, że sam nie posiadał takiej mocy. Piękny głos i tworzenie iluzji wydawało się przy tym śmieszne, z drugiej strony byli ludzie, którzy naprawdę tego potrzebowali. Zobaczyć coś pięknego - coś, czego nie mogliby dojrzeć i doświadczyć.


Spokój. Tkwił spokój w tym dniu i w zbliżających się godzinach. Tendencja do oddania się pracy i wypełnienia nią codzienności, jakby pracoholizm miał szansę odratować od upadku. Był też dom. Nie ten, na terenie którego przebywali - nowy. Ten, o którym Laurent mówił, że zamierza go wnieść. Rzecz w końcu zaczęła się dziać. Ruszyła nieco do przodu. I w tym wszystkim był mężczyzna - o włosach czarnych jak noc, o ciemnych oczach wpatrzonych w niego jak szczenię merdające ogonem. To był dobry dzień. Cienie nie rozciągały się i nie sięgały czernią po Prewetta - tego dnia otulało go światło...


Laurent wpatrywał się z nią bez wielkiej nadziei, ale jednak z małym błyskiem w oku. To, co usłyszał, przyniosło mu ulgę. Pomogło. Nawet jeśli to miał być tylko dzisiejszy dzień to napełniło go spokojem przekonania, że chociaż dzisiaj można odpocząć.

- Proszę, powiedz mi, gdybyś coś zobaczyła... coś związanego z jesienią. - Nie da mu to spokoju. Zapewne nikomu, kto wiedział, nie da.


Koniec sesji


○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Florence Bulstrode (4205), Laurent Prewett (5275)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa