• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
[29.08.72, po zmierzchu] One breath away from falling apart

[29.08.72, po zmierzchu] One breath away from falling apart
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#11
26.10.2024, 22:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.10.2024, 23:17 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna nie wyładowywała się tak chętnie jak Atreus, ale też parę razy w życiu ją poniosło. I czasem to nawet pomagało się wyładować, tyle że potem zwykle przychodziły wyrzuty sumienia, a na to, co teraz ją dręczyło, nie pomogłoby ani rozkwaszenie czyjegoś nosa, ani oberwanie samemu.
– Nie byłam za częstym gościem w Białym Wiwernie – przyznała oporu, a potem spojrzała na niego z autentyczną zgrozą. Zostać tutaj na noc? Żeby Woody ją tu zobaczył i napisał do Tessy? Gdy to wszystko sobie wyobraziła, nagle przyjście tutaj wydało się jej bardzo idiotyczne. Odruchowo skierowała się tutaj, a powinna do Białego Wiwerna. Ręka, wyciągnięta już, żeby zwrócić na siebie uwagę kelnerki i poprosić o przelewitowanie jej tutaj więcej alkoholu, aż zamarła jej w pół ruchu. – Wolałabym iść spać w najbliższym zaułku – odparła całkiem szczerze. Wszystko lepsze od tego, by ktokolwiek z rodziny się dowiedział. Przesadzała w tym, była w końcu dorosła, i tak by powtarzała, gdyby próbowano ją wziąć na spytki, ale wręcz rozpaczliwie nie chciała się do tej wyprawy przyznawać.
Przypatrywała się mu przez moment, z jakimś zacięciem, które zastąpiło przerażenie, gdy zadał pytanie. Bo faktycznie trafił w sedno. Nie wspominała o tym – trochę bo nie było okazji, trochę bo po prostu nie chciała, czując, że byłoby to jak biegnięcie na skargę, i komplikowało i tak cholernie skomplikowaną sytuację. Nie wiedziała nawet, co dokładnie Atreus wiedział o tej całej sprawie.
A jednak teraz powiedziała prawdę. Może była zbyt zmęczona na swoje zwykłe wykręty i zabawę słowami, może chodziło o procenty, a może nie chciała kłamać.
A może o to, że wciąż zastanawiała się, jak dużo byłby w stanie przyjacielowi wybaczyć. Czy chodzenie i mordowanie niewinnych ludzi było już tą granicą, czy jeszcze nie?
– Do tej pory sześć – stwierdziła, przechylając się z krzesła, by faktycznie poprosić jednak o tę dolewkę, czując, że bardzo jej potrzebuje. – Najwyraźniej poza, jeśli wierzyć pewnym plotkom, podrzucania koleżankom z pracy obciętych głów, lubi też podrzucać liściki miłosne – parsknęła, chociaż jej spojrzenie zogniskowało się na moment znów na Atreusie, nie przelewitowanej ku niej szklance, jakby była ciekawa, co on na te rewelacje. A skąd ona wiedziała? Cóż, zamierzała trzymać się wersji: usłyszała przypadkiem w Departamencie. – Ani trochę, kanapa była cholernie niewygodna – oświadczyła, nie do końca zgodnie z prawdą, ale skoro on marudził, to ona też musiała, tak dla zasady. – Powiedzmy że… w gronie bliskich mi osób jest konflikt, którego nie mogę rozwiązać – mruknęła po chwili zawahania. – Nie będę cię zanudzać szczegółami.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#12
27.10.2024, 00:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.10.2024, 00:26 przez Atreus Bulstrode.)  
- Powinnaś spróbować. To przygoda sama w sobie - uśmiechnął się cwaniacko. Ale prawda była taka, że sam przecież też tam zbyt często nie bywał. To był zaledwie przelotny przystanek, bo tak jak niektórzy świadomie wybierali lokale na Nokturnie by utopić swoje smutki, on o wiele bardziej wolał migotliwe światełka kasyn i stukot przekładanych żetonów na stolikach do gry. Nawet jako auror niespecjalnie miał po drodze na Nokturn, bo zwykle dostawał informacje do ręki, musząc zajmować się bardziej wykonaniem niż żmudnym węszeniem po brudnych zakamarkach tej magicznej dzielnicy Londynu. - Nie polecam. Nie wiesz co robią z młodymi, ładnymi czarownicami w tych zaułkach? Kradną im nerki.

Robili im też o wiele gorsze i mniej przyjemne rzeczy, ale to nie o to chodziło. Bo naprawdę było w tym interesujące to to jak szybko i zdecydowanie odpowiedziała na tę sugestię. Nawet jeśli wyglądała na kogoś kto łapał każdą okazję i spał gdzie mógł, to już nie na kogoś kto spał gdziekolwiek i z kimkolwiek. Co właściwie łączyło ją z Rejwachem czy właścicielem tej knajpy nie miał pojęcia, ale też nie zamierzał zbytnio o to w tym momencie dopytywać.

- Co? - kaszlnął, zmuszając się by połknąć właśnie upijane piwo, a nie splunąć nim do kufla. Nie brał tego na poważnie i absolutnie nie spodziewał się jakiegokolwiek potwierdzenia dla swoich głupich, mimowolnych odpowiedzi. - Czekaj, mówisz poważnie? - spojrzał na nią podejrzliwie, ale im dłużej na nią patrzył tym bardziej było w jego oczach widać jakąś rezygnację i zawód.

Nie trzeba było go dobrze znać, żeby oczekiwać od niego w tym momencie przypływu złości. Jeśli nie w postaci chociażby grymasu to chociaż jakiegoś niebezpiecznego błysku w oku, ale tym razem nie pojawiło się nic takiego. Wycofywał się mimowolnie, sam nie wiedzieć jak powinien do tego podejść. Złość byłaby lepsza. Łatwiejsza i o wiele bardziej znajoma. Gdyby ją czuł przynajmniej wiedziałby co powinien zrobić, żeby chociaż odrobinę sobie w tej sytuacji ulżyć, ale zamiast tego był niepewny. I zwyczajnie zagubiony. Nie chciał, żeby to widziała, ale już wolał ją niż kogoś z rodziny.

- I co, napisał w nich coś ciekawego? - zapytał mimo wszystko, niby to kontynuując zaczęty wątek. Ale nie patrzył na nią, zamiast tego koncentrując się na obracanej w dłoni szklance i wilgotnych plamach które zostawiała na stoliku. Uśmiechnął się lekko na wzmiankę o kanapie, z przekorą spoglądając w jej stronę, ale było to przelotne i zaraz ustąpiło pewnej łagodności. - A musisz go rozwiązać? Nie może rozwiązać się sam, albo nie mogą poradzić sobie bez ciebie? Nie krępuj się, ja mam czas szczególnie że moja randka chyba nie dojdzie dzisiaj do skutku.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#13
27.10.2024, 10:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.10.2024, 10:21 przez Brenna Longbottom.)  
– Może skorzystam z rady?
Czy była już na tyle nietrzeźwa, by faktycznie uznać to za dobry pomysł? Rejwach był barem nokturnowym, ale jeszcze takim, w którym nie tolerowało się mordowania za progiem, podtruwania gości i tym podobnych rzeczy. Barem, do którego ci pechowcy, którzy byli po prostu przeciętnymi mieszkańcami Nokturna, nie zabijakami, mogli przyjść się uchlać albo załatwić drobne interesy. Do Białego Wiwerna to iść by chyba musiała mając faktycznie życzenie śmierci…
– Uważaj, bo pomyślę, że się martwisz – ostrzegła, biorąc kolejny łyk. Mogła w sumie rzucić coś gorszego, na przykład powiedzieć, że jak młoda, to się przecież nie musi przejmować, ale jeszcze z braku jeziora rozbiłby jej kufel na głowie. Poza tym nastrój nie do końca sprzyjał żartom, zwłaszcza w obliczu jego reakcji na słowa o Stanleyu.
Nie była pewna, co dokładnie to było – czy rozczarowanie, czy rezygnacja, ale na pewno tkwiła tam złość. Tej Atreus zawsze poddawał się chętnie, zdążyła to już zauważyć. Może dlatego, że złość była łatwiejsza, przynajmniej pozornie. I być może powinna poczuć jakąś ulgę albo nawet satysfakcję, bo ta myśl, jak blisko Borgina pozostał, krążyła jej po głowie od dawna, a poza tym – naprawdę Stanleya i jego rodziny szczerze nienawidziła. Nie umiała życzyć im dobrze, gdy ilekroć na któregoś z nich patrzyła, czuła zapach kwiatów, zanoszonych przez siebie na grób Susanne Crawley. Nie cieszyła się jednak, bo nie życzyła z kolei Atreusowi tej złości. I miała dziwne przeczucie, że właśnie trochę zderzał się ze ścianą, odkrywając, jak trudno w Anglii po Beltane pozostać osobą neutralną.
To było możliwe, gdy pracowałeś w jakimś sklepie, gdy twoja rodzina prowadziła gospodarstwo, gdy twoi przyjaciele byli drobniejszymi urzędnikami. Kiedy nikt nie był ani „szlamą”, pierwszą na celowniku, ani konserwatywnym, wysoko postawionym czystokrwistym. Kiedy wygrana Voldemorta utrudniłaby ci życie, ale mogłeś tkwić z boku i liczyć, że zajmie się tym ktoś inny. Problem zaczynał się jednak, kiedy stałeś pomiędzy. Kiedy więzi zadzierzgnięte lata temu, nagle ciągnęły cię w różne strony. Nie myślała nawet o sobie – była elementem nowym, który zasiał może trochę chaosu, ale nie sądziła przecież, by wrosła w jego życie. Ale był Stanley, był Anthony, byli inni Ślizgońscy chłopcy, pośród których pewnie przynajmniej niektórzy sprzyjali Voldemortowi mniej lub bardziej aktywnie. Była kariera aurora, wymagająca poszukiwania właśnie tych aktywnych zwolenników. Były własne interesy i to, jak bardzo zdawał się lubić dbać o swoje rozrywki oraz pozycję w czystokrwistym światku. I była wreszcie rodzina. Starszy brat, który przyjaźnił się z mugolakami i włamywał się z nią do mieszkań, bo podejrzewał, że komuś na rękę było zamknięcie pewnego śledztwa, kuzyn, udzielający wywiadów przeciwko śmierciożercom, kuzynka, przychodząca do Brenny z prośbą o nauki, bo chce skuteczniej bronić się przed śmierciożercami. Wuj, który postanowił aktywnie z nimi walczyć i siostra, która zaoferowała Stewardowi pełne wsparcie.
To nie tak, że nie rozumiała samego uczucia. Unikała raczej bliskich związków z rodzinami o konserwatywnych poglądów, ale były relacje zrodzone dawno temu, pełne emocji i zbyt ważne, aby dało się je zignorować ot tak. Nigdy nie umiała znienawidzić Anthony’ego Borgina. Nie potrafiła położyć krzyżyka na Victorii, chociaż poglądy jej rodziny nie były sekretem. Ciążyło jej milczenie, zapadające czasem pomiędzy nią a Cynthią i wszystko, co się w tym milczeniu kryło.
– Wspomniał dosłownie, że tęskni. Najwyraźniej zapadłam mu w pamięć bardziej niż się spodziewałam, wiedziałam, że mnie nie lubi, ale już nie sądziłam, że tak zostanę mu w myślach – skwitowała więc w końcu, zamiast podsycić tę złość, co pewnie mogłaby zrobić krótkim wspomnieniem, że pisał też o nim. – Chyba nie wierzę, że problemy rozwiązują się same, a ja w sumie jestem jego częścią. Musiałabym chyba zapaść się pod ziemię, żeby to zostawić – mruknęła, wzruszając lekko ramionami. Nie mogła przed tym uciec. Nie na dłużej niż na jeden wieczór. A jednocześnie wiedziała, że w pewnych sprawach nigdy nie zmieni zdania. – Pomyślę o tym jutro – powiedziała, unosząc znowu szklankę. – Randka cię wystawiła? Słynnego aurora? Jak się to rozejdzie, jeszcze stracisz reputację – rzuciła, unosząc lekko brwi, chociaż ledwo co wspominał o tych Synach Harpii. – Mój zysk. – Posłała mu uśmiech znad szklanki.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#14
12.12.2024, 11:12  ✶  
- Powinnaś, bo moje rady są z reguły najlepsze - to że akurat jednocześnie bywały nietrafione, to była już zupełnie inna para kaloszy. Atreus jednak żył w błogim przeświadczeniu, ze przez większość czasu miewał rację, nawet jeśli nie miał jej wcale. Uśmiechnął się też, lekko i jakby bez konkretniejszej myśli w głowie, nie chcąc i nie mogąc przyznać się do tego, czy rzeczywiście się w tym momencie o nią martwił, nawet jeśli była o tym mowa zaledwie w żartach. Może i regularnie nie przejmował się samym sobą, ale stan jego najbliższych leżał mu o wiele bardziej na sercu. Nawet jeśli ci najbliżsi wydawali się jeszcze trochę nieznajomi.

Zabawne to było, albo raczej cholernie przewrotne, że teraz siedząc z nią twarzą w twarz, czuł się jej bardziej pewny niż tego co łączyło go ze Stanleyem. Sprawa przyjaciela wykręcała go od środka, a gromadzące się wewnątrz pytania, niezdolne znaleźć odpowiedzi, doprowadzały go do szału. Złości, ale pełnej zrezygnowania i zmęczenia. Gdyby ktoś przed Beltane zapytał go, jak skończy się to święto, z właściwym dla siebie lekceważącym uśmiechem i prychnięciem powiedziałby, że jedyne na co sabat miał wpływ to kto przed kim rozkładał nogi. W końcu było to święto miłości, podczas którego jego uczestnicy chętnie niknęli w Kniei. Ale zamiast doprowadzać do miłych przygód, obchody stały się punktem zapalnym całej lawiny niefortunnych rzeczy. A dla niego, nawet jeśli bycie zimnym tak go dotknęło, wciąż najgorsze zdawało się być to co zrobił Borgin.

W pewien sposób uznawał się za mistrza kompromisów i neutralności - wszystko by zachować dotychczasowe życie w niezmiennym stanie, odwracając wzrok od czego co najbardziej istotne i od czego nie można było przejść obojętnie. Bo przecież czego oczy nie widziały, to tego sercu nie było żal, a czego nie słyszał, tym nie musiał zawracać sobie głowy. Dlatego nie zadawał ciężkich pytań, nawet jeśli gdzieś podskórnie czuł, po której strony barykady mogli opowiadać się jego najbliżsi przyjaciele. Wiedział gdzie stał Louvain, Stanley, Sauriel czy nawet Anthony. Ich lojalność była silnie zakorzeniona w przekonaniach ich rodzin. Tych starych rodów, które czerpały siłę ze swoich tradycji.

Chyba nigdy nie chciał wybierać. W idealnym świecie pozostałby neutralny, zachowując pracę, przyjaciół i dziewczynę. I chyba to go najbardziej w tym wszystkim drażniło, że sam siebie przyłapał i musiał rozliczyć z tego, co działo się dookoła.

- Gdyby nie te urocze krajobrazy i cienkie piwo sprzyjające zwierzeniom, to powiedziałbym że robisz mnie w konia - oh, jakże on pragnął, żeby to był nieśmieszny żart. Ale Brenna była poważna i widział to jak na dłoni, zezując na rozbłyskające dookoła niej kolory, co z kolei doprowadzało do zwijania się żołądka w supełek. - Broni ci ktoś? Nie byłabyś pierwsza, która zrobiła sobie od czegoś nagle wakacje - wzruszył ramionami, a potem uśmiechnął się do niej lekko. - Też nie wiem, jak mogło do tego dojść. Wszyscy zwykle biją się o moją uwagę... Ale skoro przynajmniej jedno z nas na tym zyskuje, to chyba nie jest to aż tak kiepski obrót spraw. Tym lepiej nawet, że jest nas dwoje, hmm? To, jakie plany na resztę tego pięknego dnia?

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#15
12.12.2024, 22:02  ✶  
– Tak z czystej ciekawości. Jak często z ich powodu ktoś kończył z rozbitą głową, rozbitym nosem, złamanym sercem albo jako publiczne pośmiewisko? – spytała, całkiem szczerze zaintrygowana, bo w sumie to wycieczka do Białego Wiwerna pewnie skończyłaby się tym pierwszym. To mogłaby być jej głowa albo kogoś, komu rozbiłaby tę ona: wszystko pozostawało opcją otwartą. Czy wątpiła, że Atreus uważał swoje rady za świetne? Pewnie nie, ale już była święcie przekonana, że przynajmniej parę razy dał takie, które mogły wywołać jak najwięcej chaosu.
Nie że mogła to oceniać. Wprawdzie nigdy nie dawała celowo rad mających potencjał do zniszczenia, ale miewała już pomysły w rodzaju „chodźmy na spacer do Zakazanego Lasu obok legowiska wielkich pająków, co złego może się stać?”
– Pewnie z jego strony to był żart – odparła, zbywając to lekkim wzruszeniem ramion, chociaż po prawdzie niezbyt w to wierzyła. Brenna nie umiała już w Stanleyu Borginie widzieć człowieka: niechętna tej rodzinie od lat, z chwilą, w której dowiedziała się o głowie, a potem o jego zniknięciu, skłonna była przypisywać mu same negatywne cechy, a że nigdy nie poznała go naprawdę dobrze, nie znała specyfiki jego poczucia humoru. Dla niej to były dość niedorzecznie wyrażone groźby. – Zazdrosny, że woli pisać do mnie niż do ciebie? – zażartowała, odstawiając pustą już szklankę. Nie wypiła może dość, aby iść wymiotować w jakimś kącie czy czołgać się do domu, ale zdecydowanie więcej niż było to rozsądne na Nokturnie: nawet jeśli w Rejwachu czuła się bezpiecznie, choć pewnie było to trochę głupie.
Uśmiechnęła się lekko, trochę na jego uśmiech, a trochę na myśl o tym zapadnięciu się pod ziemię i wakacjach. Brenny tak naprawdę nigdy nie kusiła ucieczka: a przynajmniej nie dłuższa niż parę godzin w ruinach, w Kniei albo Forest of the Dean. Teraz, przez ułamek sekundy pomyślała, że może to faktycznie byłoby miłe.
I odrzuciła tę ideę równie szybko, jak ta się pojawiła.
Derwin, Cain, Jason, nie żyli. Mavelle, Lucy, Danielle, Charlie przepadli. Nie było już Patricka. Nie mogła ot tak sobie zniknąć i nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś się stało, a ona nie próbowała czegoś z tym zrobić – nie żeby wierzyła, że może zrobić jakąś wielką różnicę, ale nie robienie niczego nie miało dać rezultatów na pewno.
Być może jednak najlepszym, co mogła zrobić, było wycofanie się i nie wtrącanie, póki ktoś nie uzna, że jest potrzebna. W końcu wykonywanie rozkazów zawsze wychodziło jej najlepiej.
Możliwe, że w pewien sposób ta rzucona rada faktycznie jej pomogła.
– Mój brat ma dopiero trzydzieści lat, nie jestem pewna, czy mogę go zostawić bez opieki na dłużej – stwierdziła więc z powagą. – Hm… – Plany? Chyba nie zastanawiała się, co dalej, gdy tu przyszła. Gdyby w ogóle chciała myśleć, to wpadłaby na to, że pojawienie się na Nokturnie wieczorem i w dodatku jeszcze picie nie jest dobrym pomysłem. I może musiałaby przyznać sama przed sobą, że trochę szukała guza, za co niewątpliwie ochrzaniłaby każdego z przyjaciół. Na pewno jednak nie powinna przesiadywać w Rejwachu dłużej, bo nie chciała, by znalazł ją tutaj wujek. – Załatwienie świstoklika na wakacje o tej porze byłoby trudne, więc może po prostu poszukam jakiegoś lepszego alkoholu?



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#16
15.12.2024, 07:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.12.2024, 07:39 przez Atreus Bulstrode.)  
- A nie wiem, nie liczyłem - uśmiechnął się przy tym nieco głupio, wzruszając ramionami. Dokładnych notatek na ten temat nigdy nie prowadził, chociaż tego typu pytanie prosiło się o rzucenie jakiejś dwuznacznej liczby, co pewnie zrobiłby w innym towarzystwie. Nie miał jednak wątpliwości, że jego rady były najlepsze - szczególnie dla jego samego i własnej rozrywki, a wylistowane przez nią przykłady zdarzały się w tym całym rozliczeniu często i gęsto, bo w przeciwieństwie do niej nie miał wielu skrupułów co do podpuszczania ludzi do robienia rzeczy głupich, a przez to ryzykownych.

- O moich drogich przyjaciół i ich uwagę? Zawsze - rzucił z przekąsem, wyglądając trochę jakby połknął coś kwaśnego albo zwyczajnie obrzydliwego. W jego głowie Borgin wciąż miał ten status, bo zwyczajnie nie był w stanie ostatecznie zerwać z niego tej łatki, ale powiedzenie tego jednego słowa w tym momencie na głos i tak w pewien sposób bolało i było wyzwaniem.

Ale tak, wolałby żeby do niego wysyłał te listy. Wolał w jakiś sposób rozliczyć się ze Stanleyem, nawet jeśli nie był pewien w jaki sposób mógłby to zrobić tak, żeby nie poświęcać wszystkiego co z kolegą było związane.

- Hmm, brzmi to nad wyraz znajomo. Chyba w tej jednej kwestii byś się dogadała z moją siostrą, bo ona chyba też ma tego typu dylematy w przypadku Oriona. Ja jestem wciąż zamałoletni i się nie łapię - prychnął, kręcąc od niechcenia swoją szklanką, w której kołysała się resztka piwa. - Jak dla kogo - uśmiechnął się przemądrzale, bo akurat w dziale świastoklików to miał dojścia i dla niego taka sprawa wcale nie była ciężka. Czy obca. - Wymówki, wymówki. Niech nie będzie dzisiaj, ale małe wakacje by ci się przydały. Mamy wtorek, więc idealnie zaraz weekend. To co, trzy dni? Dwa? No chociaż jeden, akurat żeby dobrze wejść w nowy miesiąc. Jak się zgodzisz to ci powiem co ostatnio fajnego widziałem w tej waszej Kniei - uśmiechnął się szelmowsko, próbując ją albo sprowokować, albo podpuścić, chociaż w sumie to wychodziło na jedno.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#17
16.12.2024, 12:29  ✶  
W pewnym sensie mu trochę współczuła – hogwarckie przyjaźnie stały się w ostatnich latach bardzo skomplikowane, zwłaszcza jeśli należałeś do Slytherinu, pracowałeś jako auror, a twoja rodzina w przeważającej mierze były osoby nastawione raczej na wsparcie Ministerstwu.
A z drugiej strony chyba trochę jej ulżyło, że przynajmniej nie wydawał się tak całkiem nastawiony na to, że druhom wybacza się masowe morderstwa, bo co tam ciała poniewierające się na prawo i lewo po lesie, i ideologia wymordowania sporej części ich populacji, liczy się lojalność.
I dlatego ostatecznie nie pociągnęła już dalej tematu, ani w żartach, ani na poważnie.
– Oriona? Mam wrażenie, że on naprawdę świetnie sobie sam radzi bez pilnowania przez siostrę. W sumie to lepiej dla zdrowia ich obojga, żeby go nie pilnowała… – powiedziała, i w ostatniej chwili ugryzła się w język, zanim dodała coś w rodzaju, że ma nadzieję, że jej brat jednak nie wyprawia za jej plecami takich rzeczy, jak Orion, i że poprosiłby o pomoc. Alkohol może troszkę rozwiązywał język, ale szła o zakład, że starszy Bulstrode nie byłby szczęśliwy, gdyby przyznała jego bratu, że Orion włamywał się do cudzych mieszkań i to w dodatku trzy razy. A nie chciałaby zdradzić zaufania aurora. – Na pewno chodzi o to, że jesteś zbyt małoletni? Czy że gdyby w ogóle próbowała, już byłaby siwa i po dwóch załamaniach nerwowych? – spytała.
Derwin lubił powtarzać, że przyprawiła go o połowę siwych włosów (co wiele mówiło, bo cała druga połowa miała zostać przyprawiona mu wspólnie przez dwie córki oraz resztę rodziny), a miała coś wrażenie, że Atreus potrafił miał znacznie większą siłę rażenia niż ona.
– Jeśli mój biedny brat uschnie w tym czasie z braku troski, to będzie twoja wina – oświadczyła, chociaż tak naprawdę to już postanowiła, że parę dni nie wróci do Warowni: chciała zająć się rzeczami w Londynie, i przemyśleć, jak załatwić kilka spraw. A to było trudne w domu pełnym ludzi, zwłaszcza gdy niektórzy dysponowali różnymi specjalnymi umiejętnościami, i większość pracowała w siłach policyjnych. Erik z kolei całkiem za niedługo miał wyjeżdżać do jakiejś Kambodży, chociaż Brenna była obecnie pełna obaw, bo słyszała też coś o Egipcie, i zaczynała się zastanawiać, czy jej brat nie wyląduje nie tylko w złym kraju, ale też na złym kontynencie i zaginie bez wieści.
– Bezczelny szantaż, ale zgoda. To teraz mów, co widziałeś w tej Kniei. Chyba że lepiej na zewnątrz? – spytała, niestety nie trzeźwiejąc momentalnie, ale robiąc się trochę czujniejsza i odruchowo rozglądając się, bo jednak towarzystwo w pobliżu było… nieciekawe. Inna sprawa, że pewnie i tak by się zgodziła, chociaż gdyby nie była podpita, prawdopodobnie zastanawiałaby się dłużej.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#18
16.12.2024, 12:54  ✶  
- Hmm... mam wrażenie, że możesz nie znać go na tyle dobrze, żeby zauważać te pewne niedociągnięcia. Ale hej, równie dobrze ja mógłbym powiedzieć, że Erik świetnie sobie radzi bez pilnowania, więc to chyba przypadłość rodzinna. W sensie takie niepilnowanie potencjału krewnych - chociaż no Erik... Atreus czasem odnosił wrażenie, że był jakimś specjalnym przypadkiem, zbyt drogocennym na ten świat. Jak on się w nim uchował, to z kolei było niezwykłą zagadką. Orion natomiast stał gdzieś po drugiej stronie tego spektrum, bo według Atreusa jego nieradzenie sobie w życiu wynikało z tego, że był okropnie nudny i nie przeżył wystarczająco wiele. I jego włamywanie się gdziekolwiek z Brenną by tego nie zmieniło, nawet gdyby o tym wiedział.

- Ja sobie czasem myślę, że jej nic nie może złamać. Z resztą, ma to swoje trzecie oko i nic nim nie robi tylko patrzy i niestety, ale sobie tak czasem myślę że jednak jest to jakaś przewaga, móc zerkać w przyszłość, bo aż za często była tam gdzie nie powinna bo psuła dobrą zabawę. No i jeszcze nie osiwiała, więc pewnie przy intensywniejszych doznaniach też by się niewiele zmieniło - bo jeśli do tej pory on nie był wystarczająco wymagający, to wszystko pewnie nadrabiały dyżury w szpitalu. To mogło być tylko leczenie rannych i pokrzywdzonych, ale czasem trafiały tam tak specjalne przypadki, ze ciężko to było wszystko objąć rozumem, a Florence w tym wszystkim zdawała się odnajdywać aż za dobrze. Znaczy z tym swoim pedantycznym zacięciem, zawsze ułożona, poważna, na miejscu.

- Dobra, dobra. Biorę to na siebie jeśli tak się trafi. Znajdziemy ci wtedy nowego - parsknął, przeczesując palcami włosy, by zaraz na nowo nasadzić sobie kapelusz na głowę i poprawić rondo. - Wszystko jedno gdzie - ale mimo wszystko, pochylił się nieco w jej stronę. - No więc, moja droga, mamy nowe widma. Przyglądałem się jednemu typowi i zaprowadził mnie do Kniei, gdzie wyskoczyło takie pokraczne gówno. Miało powyginane kończyny i ten facet zachowywał się, jakby w ogóle na niego nie reagował. Powiedział nawet, że przyprowadził mu dzisiejszego kota. Rozumiesz? Karmił pewnie tymi sierściuchami to straszydło przez dłuższy czas. To wyglądało, jakby w jakiś sposób nowe widmo było w stanie go kontrolować, bo pierwsze co się pojawiło kiedy się je zobaczyło to to przerażenie, a on nic. Niestety nad ranem został znaleziony martwy - wzruszył ramionami, ale zaraz zaczął grzebać po kieszeniach. - Innym razem, parę dni później. Wczoraj znaczy, znowu byłem na Wiśniowej. Było cholernie zimno, nagle spadła temperatura, znalazłem piwnicę, która zdawała się źródłem. Wyskoczyło z niej coś podobnego, też miało łapska, ale wyglądało nieco inaczej niż to sprzed paru dni. Mam zdjęcie - rzucił je na stolik przed nią. I cienki plik złożonych wycinków z gazet. - Spojrzysz na to? Kojarzysz coś?

/co do wycinków, które ukradliśmy od Wkurwionego

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#19
16.12.2024, 14:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.12.2024, 14:21 przez Brenna Longbottom.)  
Percepcja, pod edycję
Rzut Z 1d100 - 50
Sukces!


Jeśli szło o nią, nigdy nie uważała Oriona za nudnego – a za uporządkowanego raczej. W oczach Atreusa mogła to być niewybaczalna wada, Brenna jednak między innymi za to lubiła jego brata.
– A może on nie wszystko pokazuje młodszemu bratu? – spytała jednak tylko, trochę przekornie. – Gdzie szuka się nowych braci?
Wszelkie rozbawienie, jakie mogła przez chwilę odczuwać, rozpłynęło się, gdy wspomniał o widmach – co gorsza o kimś, kto karmił jedno z nich kotami, i o kimś, kto trzymał najwyraźniej kolejne w piwnicy. Spojrzała na niego przez moment nie do końca pewna, czy Atreus przypadkiem nie robi sobie jakichś żartów, bo… to brzmiało nieprawdopodobnie i jakim cudem nikt nic nie zauważył?
– Kurwa – podsumowała, sięgając po podsunięte przez niego dokumenty. Omal nie złapała znowu za szklankę, ale ta stety albo niestety była już pusta, Brenna nie mogła więc spłukać tych rewelacji paskudnym alkoholem. – Moim zdaniem te dranie jakoś ewoluują, a przynajmniej się zmieniają – dodała, bo na to zdawało się jej wskazywać to, co ona i Patrick zobaczyli, gdy byli w domu Mildred Found. Karmiły się i… były różne. Niektóre z nich dla Stewarda widoczne w aurach, inne nie, a w jej przypadku widmowidzenie też działało jakoś dziwnie… I zdawały się raczej niematerialne, a Atreus opowiadał teraz o czymś, co brzmiało trochę inaczej do tego, co Brenna zapamiętała.
Przeglądała przez moment papiery, przerzucając kolejne wycinki, a potem odsunęła je z powrotem w jego stronę.
– Rozumiem, że Biuro Aurorów prowadzi jego sprawę? – spytała, stukając palcem w jeden z papierów. – Widmo wybrało sobie wichrzyciela. Mieliśmy trochę anonimowych donosów i różnych problemów, które brały się w Dolinie nie wiadomo skąd. Tak na to patrząc, ten gość celowo robił na złość sąsiadom.
Ale bycie złośliwą szują pozostawało krok niżej od rzucania na pożarcie kotów istotom, które wysyłały z ludzi życie i opanowały Knieję. Dlatego Brenna nagle zrewidowała swoje plany odnośnie tego, by zupełnie trzymać się chwilowo z dala od Doliny Godryka.
Potwory mieszkały nie tylko w lesie.
– Będę się zbierać. Zostajesz czekać na swoją randkę z synami Harpii, czy też spadasz?


Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (4324), Atreus Bulstrode (3450), Pan Losu (18)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa