15.12.2024, 18:27 ✶
Słuchała jego żartów na temat wspólnej kawy. Cóż... rzeczywiście poznali się w dość krytycznych warunkach, w dodatku pewnie odrzuciłaby zaproszenie, sądząc że był mugolem. A spotkanie z takowym była poniżej jej godności. Także może i lepiej, że z jego ust nie wypadły te słowa, nim prawda ujrzała światło dzienne.
Pochwyciła jego spojrzenie, gdy kolejny raz się odezwał, już znacznie ciszej. To nie był żart.
-Czekanie na odpowiednią okazje jest jak stanie nad umarłym, czekając aż ten się wybudzi, Słodziaku. Taka może nigdy nie nastąpić - posłała mu zadziorny uśmiech, racząc się widokiem jego twarzy i ewentualnej reakcji na to, że dokładnie słyszała każde jego słowo.
Słysząc komentarz na temat skrzypiec, spojrzała na niego jakoby postradał zmysły. Czy on wiedział ile warte był ten instrument? To nie były jakieś tam skrzypce! To był mistrzowski sprzęt lutniczy, który sprezentował jej wuj Anthony. Instrument tak drogi, że musiałaby zaprzedać na tą chwilę duszę diabłu, a jednak i wtedy by jej zabrakło. Dusze grzeszników raczej nie były w cenie.
Prychnęła rozbawionym śmiechem, gdy kolejny raz sugerował spotkanie, a jednak tym razem odwracając kota ogonem. Ta, z pewnością ta urokliwa istota przed nią próbowała znaleźć tę swoją idealną okazję i mimo, iż ta taką nie była, nie w jego oczach, to poprzystawał na niewinnych zaczepkach. Czy pożałowałby jakby za kilka chwil się rozstali, każdy poszedł w swoją stronę, a on nie miałby już szansy na swoją odpowiednią okazję. Zawadiacki i uroczy. A jednak delikatnie haczenie o ten temat grał na jej niecierpliwej z natury duszy.
Tego było zdecydowanie za dużo.
Zastąpiła mu drogę, zatrzymując się gwałtownie tuż przed nim
-Zgadzam się - oświadczyła, wbijając w niego błękitne spojrzenie, przechyliła delikatnie głowę w bok, szelmowski uśmiech na nowo rozświetlił jej lica, gdy majaczył o wątłym świetle zapalniczki - Bo widzisz słodziaku... - podjęła mrukliwym szeptem, pokonując dzielący ich już i tak niewielki dystans - urok mroku leży w tym, że aby dostrzec piękno, musisz się niebezpiecznie zbliżyć - szepnęła, zbliżając twarz do jego twarzy, jakoby chciała dobyć jego warg, a jednak zatrzymała się w chwili w której jedynie milimetry dzieliły ich od pocałunku. Dobyła jego spojrzenie, wpatrując się w niego wzrokiem pełnym dzikiej satysfakcji, jakoby coś wygrała. Uśmiech na jej ustach się poszerzył, a ona sama się odsunęła, ruszając dalej jakby nigdy nic. Chcąc najwyraźniej tylko się podroczyć. W nieodpowiednim momencie, przy niewłaściwej okazji.
A jednak nic co piękne nie mogło trwać wiecznie, prawda? Przewróciła oczyma, wzdychając w duszy. Dlaczego?
Zdecydowanie wolała bardziej poznęcać się nad ciemnowłosym, aniżeli uspokajać spuszczone ze smyczy dziecko, które teraz zalewało się łzami.
-A widzisz żeby to do mnie podbiegła? - mruknęła.
-W ubraniaaaa - dziecko się rozdarło, zanosząc płaczem, na co Mulciber prychnęła pogardliwie. No ta, w ubrania.
Rozejrzała się dookoła, nie było co się łudzić na odnalezienie jej matki.
-Oddajmy ją milicji,co? - szepnęła, podchodząc do Theo, skinęła tym samym na mężczyzn w mundurach, było ich dwóch więc prawdopodobnie wsparcie jeszcze nie nadjechało, a jednak jacyś już byli. - To ich problem, nie nasz - dodała, zerkając raz po raz jak ta coraz mocniej się w niego wkleja. No, jakby miała więcej siły w tych swoich chucherkowatych rączkach to pewnie by zmiażdżyła mu nogi.
-Możemy iść do mojego wuja, ogarniemy się tam, co myślisz? - rzuciła luźno. Wuj nigdy nie odmówiłby jej pomocy, obawiała się jedynie, że widok jej w takim stanie może być nieco szokujący. A jednak wolałaby ojcu się teraz nie pokazywać, a przyprowadzenie Theo do domu Baldwina też nie wchodziło w grę, w końcu mimo wszystko to nie było jej mieszkanie. Wuj był aktualnie najbardziej osiągalnym i rozsądnym pomysłem.
Pochwyciła jego spojrzenie, gdy kolejny raz się odezwał, już znacznie ciszej. To nie był żart.
-Czekanie na odpowiednią okazje jest jak stanie nad umarłym, czekając aż ten się wybudzi, Słodziaku. Taka może nigdy nie nastąpić - posłała mu zadziorny uśmiech, racząc się widokiem jego twarzy i ewentualnej reakcji na to, że dokładnie słyszała każde jego słowo.
Słysząc komentarz na temat skrzypiec, spojrzała na niego jakoby postradał zmysły. Czy on wiedział ile warte był ten instrument? To nie były jakieś tam skrzypce! To był mistrzowski sprzęt lutniczy, który sprezentował jej wuj Anthony. Instrument tak drogi, że musiałaby zaprzedać na tą chwilę duszę diabłu, a jednak i wtedy by jej zabrakło. Dusze grzeszników raczej nie były w cenie.
Prychnęła rozbawionym śmiechem, gdy kolejny raz sugerował spotkanie, a jednak tym razem odwracając kota ogonem. Ta, z pewnością ta urokliwa istota przed nią próbowała znaleźć tę swoją idealną okazję i mimo, iż ta taką nie była, nie w jego oczach, to poprzystawał na niewinnych zaczepkach. Czy pożałowałby jakby za kilka chwil się rozstali, każdy poszedł w swoją stronę, a on nie miałby już szansy na swoją odpowiednią okazję. Zawadiacki i uroczy. A jednak delikatnie haczenie o ten temat grał na jej niecierpliwej z natury duszy.
Tego było zdecydowanie za dużo.
Zastąpiła mu drogę, zatrzymując się gwałtownie tuż przed nim
-Zgadzam się - oświadczyła, wbijając w niego błękitne spojrzenie, przechyliła delikatnie głowę w bok, szelmowski uśmiech na nowo rozświetlił jej lica, gdy majaczył o wątłym świetle zapalniczki - Bo widzisz słodziaku... - podjęła mrukliwym szeptem, pokonując dzielący ich już i tak niewielki dystans - urok mroku leży w tym, że aby dostrzec piękno, musisz się niebezpiecznie zbliżyć - szepnęła, zbliżając twarz do jego twarzy, jakoby chciała dobyć jego warg, a jednak zatrzymała się w chwili w której jedynie milimetry dzieliły ich od pocałunku. Dobyła jego spojrzenie, wpatrując się w niego wzrokiem pełnym dzikiej satysfakcji, jakoby coś wygrała. Uśmiech na jej ustach się poszerzył, a ona sama się odsunęła, ruszając dalej jakby nigdy nic. Chcąc najwyraźniej tylko się podroczyć. W nieodpowiednim momencie, przy niewłaściwej okazji.
A jednak nic co piękne nie mogło trwać wiecznie, prawda? Przewróciła oczyma, wzdychając w duszy. Dlaczego?
Zdecydowanie wolała bardziej poznęcać się nad ciemnowłosym, aniżeli uspokajać spuszczone ze smyczy dziecko, które teraz zalewało się łzami.
-A widzisz żeby to do mnie podbiegła? - mruknęła.
-W ubraniaaaa - dziecko się rozdarło, zanosząc płaczem, na co Mulciber prychnęła pogardliwie. No ta, w ubrania.
Rozejrzała się dookoła, nie było co się łudzić na odnalezienie jej matki.
-Oddajmy ją milicji,co? - szepnęła, podchodząc do Theo, skinęła tym samym na mężczyzn w mundurach, było ich dwóch więc prawdopodobnie wsparcie jeszcze nie nadjechało, a jednak jacyś już byli. - To ich problem, nie nasz - dodała, zerkając raz po raz jak ta coraz mocniej się w niego wkleja. No, jakby miała więcej siły w tych swoich chucherkowatych rączkach to pewnie by zmiażdżyła mu nogi.
-Możemy iść do mojego wuja, ogarniemy się tam, co myślisz? - rzuciła luźno. Wuj nigdy nie odmówiłby jej pomocy, obawiała się jedynie, że widok jej w takim stanie może być nieco szokujący. A jednak wolałaby ojcu się teraz nie pokazywać, a przyprowadzenie Theo do domu Baldwina też nie wchodziło w grę, w końcu mimo wszystko to nie było jej mieszkanie. Wuj był aktualnie najbardziej osiągalnym i rozsądnym pomysłem.