• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[07.09.1972] Pogrzebani żywcem | Scarlett&Theo

[07.09.1972] Pogrzebani żywcem | Scarlett&Theo
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#11
15.12.2024, 18:27  ✶  
Słuchała jego żartów na temat wspólnej kawy. Cóż... rzeczywiście poznali się w dość krytycznych warunkach, w dodatku pewnie odrzuciłaby zaproszenie, sądząc że był mugolem. A spotkanie z takowym była poniżej jej godności. Także może i lepiej, że z jego ust nie wypadły te słowa, nim prawda ujrzała światło dzienne.
Pochwyciła jego spojrzenie, gdy kolejny raz się odezwał, już znacznie ciszej. To nie był żart.
-Czekanie na odpowiednią okazje jest jak stanie nad umarłym, czekając aż ten się wybudzi, Słodziaku. Taka może nigdy nie nastąpić - posłała mu zadziorny uśmiech, racząc się widokiem jego twarzy i ewentualnej reakcji na to, że dokładnie słyszała każde jego słowo.
Słysząc komentarz na temat skrzypiec, spojrzała na niego jakoby postradał zmysły. Czy on wiedział ile warte był ten instrument? To nie były jakieś tam skrzypce! To był mistrzowski sprzęt lutniczy, który sprezentował jej wuj Anthony. Instrument tak drogi, że musiałaby zaprzedać na tą chwilę duszę diabłu, a jednak i wtedy by jej zabrakło. Dusze grzeszników raczej nie były w cenie.

Prychnęła rozbawionym śmiechem, gdy kolejny raz sugerował spotkanie, a jednak tym razem odwracając kota ogonem. Ta, z pewnością ta urokliwa istota przed nią próbowała znaleźć tę swoją idealną okazję i mimo, iż ta taką nie była, nie w jego oczach, to poprzystawał na niewinnych zaczepkach. Czy pożałowałby jakby za kilka chwil się rozstali, każdy poszedł w swoją stronę, a on nie miałby już szansy na swoją odpowiednią okazję. Zawadiacki i uroczy. A jednak delikatnie haczenie o ten temat grał na jej niecierpliwej z natury duszy.
Tego było zdecydowanie za dużo.
Zastąpiła mu drogę, zatrzymując się gwałtownie tuż przed nim
-Zgadzam się - oświadczyła, wbijając w niego błękitne spojrzenie, przechyliła delikatnie głowę w bok, szelmowski uśmiech na nowo rozświetlił jej lica, gdy majaczył o wątłym świetle zapalniczki - Bo widzisz słodziaku... - podjęła mrukliwym szeptem, pokonując dzielący ich już i tak niewielki dystans - urok mroku leży w tym, że aby dostrzec piękno, musisz się niebezpiecznie zbliżyć - szepnęła, zbliżając twarz do jego twarzy, jakoby chciała dobyć jego warg, a jednak zatrzymała się w chwili w której jedynie milimetry dzieliły ich od pocałunku. Dobyła jego spojrzenie, wpatrując się w niego wzrokiem pełnym dzikiej satysfakcji, jakoby coś wygrała. Uśmiech na jej ustach się poszerzył, a ona sama się odsunęła, ruszając dalej jakby nigdy nic. Chcąc najwyraźniej tylko się podroczyć. W nieodpowiednim momencie, przy niewłaściwej okazji.

A jednak nic co piękne nie mogło trwać wiecznie, prawda? Przewróciła oczyma, wzdychając w duszy. Dlaczego?
Zdecydowanie wolała bardziej poznęcać się nad ciemnowłosym, aniżeli uspokajać spuszczone ze smyczy dziecko, które teraz zalewało się łzami.
-A widzisz żeby to do mnie podbiegła? - mruknęła.
-W ubraniaaaa - dziecko się rozdarło, zanosząc płaczem, na co Mulciber prychnęła pogardliwie. No ta, w ubrania.
Rozejrzała się dookoła, nie było co się łudzić na odnalezienie jej matki.
-Oddajmy ją milicji,co? - szepnęła, podchodząc do Theo, skinęła tym samym na mężczyzn w mundurach, było ich dwóch więc prawdopodobnie wsparcie jeszcze nie nadjechało, a jednak jacyś już byli. - To ich problem, nie nasz - dodała, zerkając raz po raz jak ta coraz mocniej się w niego wkleja. No, jakby miała więcej siły w tych swoich chucherkowatych rączkach to pewnie by zmiażdżyła mu nogi.
-Możemy iść do mojego wuja, ogarniemy się tam, co myślisz? - rzuciła luźno. Wuj nigdy nie odmówiłby jej pomocy, obawiała się jedynie, że widok jej w takim stanie może być nieco szokujący. A jednak wolałaby ojcu się teraz nie pokazywać, a przyprowadzenie Theo do domu Baldwina też nie wchodziło w grę, w końcu mimo wszystko to nie było jej mieszkanie. Wuj był aktualnie najbardziej osiągalnym i rozsądnym pomysłem.
Evil Prince
The devil doesn't bargain, he'll only do you harm again
Średniego wzrostu (metr siedemdziesiąt osiem) chłopak o ciemnych włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięty, choć pod uśmiechem skrywa swoje prawdziwe intencje, które nie są tak miłe.

Theo Kelly
#12
24.12.2024, 05:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.12.2024, 11:58 przez Theo Kelly.)  
Popatrzył na nią uważnie, w milczeniu, jakby nad czymś się zastanawiając, zanim otworzył usta, aby się wreszcie odezwać w odpowiedzi.
- Jak masz odpowiednią wiedzę to i trup wstanie - rzekł z bezczelnym uśmiechem zdobiącym mu twarz. A i żyjąc w błogiej nieświadomości na temat tego ile kosztują instrumenty muzyczne, nie musiał się przejmować ich uszkodzenim, dla niego wystarczyło przecież pójść do sklepu muzycznego i kupić nowy instrument. Nie miał aż takiej wiedzy na ten temat, aby wiedzieć, że niektóre są cenniejsze od innych - dlatego też jego myśli skupiły się na czymś innym. Tak jak i ich wcześniejszy grobowiec, nie czekał nie wiadomo ile, by powiedzieć to o czym myślał. A raczej chciał, ale przerwała mu zagradzając drogę.
Gdyby w tej chwili się rozeszli zapewne by żałował, ale zdawał sobie też sprawę, że magiczna społeczność nie była aż tak duża i mając za wujka takie osoby jak Anthony i Jonathan nie było trudno kogoś "wyśledzić" i dowiedzieć się kim jest.  Czasami wykazywał wręcz piekielną cierpliwość, niczym samotny wilk polujący na zwierzynę i czając się w mroku na dogodny moment, aby zaatakować. Nie zakładał bowiem, że jest przyjezdną z innego kraju, nie sprawiała takiego wrażenia - nie mógł też również wiedzieć, że łączyła ich osoba Shafiqa, bowiem dla obojga z nich był wujkiem.

Wpatrywał się nią intensywnie, z lekko rozchylonymi ustami, kiedy tak zbliżyła się tak blisko do niego. Takiego obrotu sprawy się nie tylko nie spodziewał, ale całkowicie go zaskoczyła. Poczuł jak serce zabiło mu szybciej, jakby już było gotowe na to co nastąpi za chwilę. - Piękno, które wymaga ryzyka - mruknął mając nadzieję, że zamknie mu usta, bo czuł, że zacznie zaraz bełkotać niebezpiecznie. Ale nie zamierzał się oddalać, grał w jej grę, sam ją w końcu zaczął swoimi zaczepkami. -  Cóż, chyba nadszedł czas, żebym sprawdził, ile to ryzyko jest warte, nie sądzisz? - odpowiedział nie mogąc ukryć zawodu, że się odsunęła. Ah, dał się podejść - ograła go w jego własnej grze, a przecież wydawało mu się, że ma wszystko pod kontrolą.
- Tylko mi teraz nie mów, że nie dasz się zaprosić na kawę... Sonatino - rzucił ruszając za nią.

On zdecydowanie nie był materiałem na niańkę, dlaczego zatem to młode dziecko musiało że wszystkich tu obecnych podbiec do niego. Teraz nie mógł już od tak pójść obok i zignorować jej istnienie - wcale nie dlatego, że czepiała się jego nogi jak małą koala drzewa podczas snu.
Orzechowe spojrzenie utkwiło się w obliczu blondynki, już jej prawie odparował, że to widać jego magnetyzm sprawia, że kobiety do niego lgną, jednak na szczęście powstrzymał się w tej chwili przed tym komentarzem, niefortunnie by to brzmiało w fakcie, że to było dziecko.
- Na pewno? A nie była ubrana w worek jutowy? - mruknął bardziej do siebie, ale Scarlet nie miałaby problemu go usłyszeć, nie to co wyjące niczym syrena alarmowa dziewczynka.
Zerknął w stronę, którą wskazała mu skinieniem i pokiwał intensywnie głową.
- Tak, oni znajdą ją szybciej i lepiej się zaopiekują młodą niż my - zgodził i zwrócił się jeszcze do mogolskiego dziecka. - Chodź, tam są panowie policjanci, oni pomogą ci znaleźć mamę - złapał dzieci poza rękę i zaprowadził do wspomnianej dwójki, którą oddał w ich ręce przekazując o niej tyle co sam zdołał się dowiedzieć, czyli tyle co nic. Obowiązek przerzucony na innych i od razu jakoś tak człowiekowi lżej i lepiej.
- To nie taki zły pomysł, ogarnięcie się to całkiem dobry pomysł - zgodził się wiedząc, że w sumie mógłby wrócić prosto do domu, ale gdyby trafił na matkę to jeszcze niepotrzebnie by się mogła zmartwić, a nie miał pojęcia kiedy kończy dziś pracę. Dlatego doprowadzenie się do porządku przed powrotem brzmiało jak plan idealny. Co prawda sam zapewne ruszyłby do swojego chrzestnego, ale jak mógłby odmówić towarzyszenia damie!.
- A gdzie ten wuj mieszka? - zapytał bo przecież musieli się jakoś tam dostać. Mieszkał w tej miejscowości? Raczej w to wątpił, raczej będą musieli się teleportować.

Choć osobno przybyli na wspomniany dworzec, to jednak po wszystkich wydarzeniach tego dnia, które miały tutaj miejsce i sprawiły, że dworzec zaczął tętnić życiem (i śmierdzieć śmiercią) przyczyniło się do tego, że Scarlett i Theo opuścili to miejsce razem. Udali się do wujka kobiety, nie wiedząc, że to jest ich wspólnym. Zresztą dla tej dwójki zdawać by się mogło, że imiona są jakimś obcym tworem, który zupełnie nie jest potrzebny do funkcjonowania bowiem nadal się sobie nawzajem nie przedstawili.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Scarlett Mulciber (2954), Theo Kelly (3475)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa