01.01.2025, 01:19 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.01.2025, 01:22 przez Brenna Longbottom.)
Druga linia czasu
*
Nocą dwudziestego dziewiątego sierpnia Brenna nie zbliżyłaby się do Księżycowego Stawu i Warowni. I nie zrobiła tego: najpierw piła na Nokturnie, a potem włóczyła się długo po niemagicznym Londynie, by nad ranem znaleźć się w Dziurawym Kotle.
Mimo to po zmierzchu dwudziestego dziewiątego – gdy była już pewna, że nie zobaczy jej nikt, kto zobaczyć nie powinien – Brenna wślizgnęła się do Księżycowego Stawu.
Po prostu to była i nie była jednocześnie ta sama Brenna.
Gdzieś tam ta pierwsza Brenna była w Nokturnie. Tutaj pojawiła się ta druga, w której rękach zmieniacz czasu rozpadł się, zostawiając po sobie resztki szkła i piasku, starsza o parę dni, już na tyle pogodzona z pewnymi sprawami, żeby mogła porozmawiać z Dorą, bez martwienia się, że powie coś, czego nie powinna – że tylko popsuje uszkodzony mechanizm jeszcze bardziej. Wiedziała, że musi uważać i zminimalizować kontakt z osobami, które znała, by przypadkiem nie naruszyć czasoprzestrzeni: ale wcześniej nie była w Stawie ani tego dnia, ani kolejnego, a dręczyły ją wyrzuty sumienia, że nie poszła od razu do Crawleyówny. I że w ogóle doprowadziła tę do łez.
Dora nie była już dzieckiem. Ale wyzbycie się pewnych odruchów nie było łatwe, kiedy oglądałeś jak ktoś dorasta, sam będąc już dorosłym. Nie było to też łatwe w przypadku kogoś takiego, jak Dora – Brenna chciała widzieć w ludziach to, co dobre, ale nie znała wielu, którzy byli tak pełni dobra i pozytywnych emocji wobec świata jak Menodora. I to mimo tego, jak wiele złego ją spotkało, z jak wielu rzeczy musiała zrezygnować.
Wiele osób to by złamało lub przynajmniej napełniło poczuciem niesprawiedliwości. A Dora dalej była pełna światła i ciepła, chociaż żyli w ciemnych i chłodnych czasach: i Brennę tym bardziej z jednej strony dręczyła myśl, że takie światło należałoby ochraniać, a z drugiej świadomość, że przecież nie może niczego jej zabraniać.
Przemknęła pod pokój, w którym chwilowo nocowała Dora, jako wilk, cicho na zwierzęcych łapach. Nie chciała wpaść na Millie nie tyleż dlatego, że wolała jeszcze z nią nie rozmawiać, ile że spotkanie z nią w tych dziwnych, podwójnych dniach, mogłoby wywołać jakąś kolizję czasu i przestrzeni – Moody kontaktowała się z większą ilością ludzi niż Crawleyówna.
Przemieniła się z powrotem i uderzyła lekko w drzwi, odruchowo zniżając głos, choć na korytarzu mógłby usłyszeć ją co najwyżej duch, krążący wciąż po korytarzach Księżycowego Stawu, ilekroć na niebie pojawiał się księżyc.
– Dora? – spytała, przesuwając palcami po drzwiach. Mimowolnie pomyślała, że są trochę porysowane: i zastanowiła się, czy ich wymiany nie należało dorzucić na listę rzeczy do zrobienia. – Chcesz porozmawiać, czy wolałabyś dzisiaj zostać sama?
*
Nocą dwudziestego dziewiątego sierpnia Brenna nie zbliżyłaby się do Księżycowego Stawu i Warowni. I nie zrobiła tego: najpierw piła na Nokturnie, a potem włóczyła się długo po niemagicznym Londynie, by nad ranem znaleźć się w Dziurawym Kotle.
Mimo to po zmierzchu dwudziestego dziewiątego – gdy była już pewna, że nie zobaczy jej nikt, kto zobaczyć nie powinien – Brenna wślizgnęła się do Księżycowego Stawu.
Po prostu to była i nie była jednocześnie ta sama Brenna.
Gdzieś tam ta pierwsza Brenna była w Nokturnie. Tutaj pojawiła się ta druga, w której rękach zmieniacz czasu rozpadł się, zostawiając po sobie resztki szkła i piasku, starsza o parę dni, już na tyle pogodzona z pewnymi sprawami, żeby mogła porozmawiać z Dorą, bez martwienia się, że powie coś, czego nie powinna – że tylko popsuje uszkodzony mechanizm jeszcze bardziej. Wiedziała, że musi uważać i zminimalizować kontakt z osobami, które znała, by przypadkiem nie naruszyć czasoprzestrzeni: ale wcześniej nie była w Stawie ani tego dnia, ani kolejnego, a dręczyły ją wyrzuty sumienia, że nie poszła od razu do Crawleyówny. I że w ogóle doprowadziła tę do łez.
Dora nie była już dzieckiem. Ale wyzbycie się pewnych odruchów nie było łatwe, kiedy oglądałeś jak ktoś dorasta, sam będąc już dorosłym. Nie było to też łatwe w przypadku kogoś takiego, jak Dora – Brenna chciała widzieć w ludziach to, co dobre, ale nie znała wielu, którzy byli tak pełni dobra i pozytywnych emocji wobec świata jak Menodora. I to mimo tego, jak wiele złego ją spotkało, z jak wielu rzeczy musiała zrezygnować.
Wiele osób to by złamało lub przynajmniej napełniło poczuciem niesprawiedliwości. A Dora dalej była pełna światła i ciepła, chociaż żyli w ciemnych i chłodnych czasach: i Brennę tym bardziej z jednej strony dręczyła myśl, że takie światło należałoby ochraniać, a z drugiej świadomość, że przecież nie może niczego jej zabraniać.
Przemknęła pod pokój, w którym chwilowo nocowała Dora, jako wilk, cicho na zwierzęcych łapach. Nie chciała wpaść na Millie nie tyleż dlatego, że wolała jeszcze z nią nie rozmawiać, ile że spotkanie z nią w tych dziwnych, podwójnych dniach, mogłoby wywołać jakąś kolizję czasu i przestrzeni – Moody kontaktowała się z większą ilością ludzi niż Crawleyówna.
Przemieniła się z powrotem i uderzyła lekko w drzwi, odruchowo zniżając głos, choć na korytarzu mógłby usłyszeć ją co najwyżej duch, krążący wciąż po korytarzach Księżycowego Stawu, ilekroć na niebie pojawiał się księżyc.
– Dora? – spytała, przesuwając palcami po drzwiach. Mimowolnie pomyślała, że są trochę porysowane: i zastanowiła się, czy ich wymiany nie należało dorzucić na listę rzeczy do zrobienia. – Chcesz porozmawiać, czy wolałabyś dzisiaj zostać sama?
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.