• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
lato, 24 sierpnia 1972 // projekt hobbitonu

lato, 24 sierpnia 1972 // projekt hobbitonu
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#1
02.01.2025, 00:02  ✶  
Flynn odstawił szklankę z alkoholem na stół. Nie był w stanie znieść na trzeźwo tego, że Laurent miał zaraz przeglądać to, nad czym pracował przez ostatnie dni.

Mężczyzna nie był mistrzem sztuk wizualnych, ani kimś wyszkolonym w kaligrafii. Potrafił rysować technicznie, miał też dużo pomysłów i uważnie obserwował otoczenie, wszystkie te rzeczy wybrzmiewały w przekazanych Laurentowi szkicach, ale były one zdecydowanie wybrakowane o talent artystyczny i umiejętność przekazywania na (jak to ujmował w swojej głowie) „płaskim papierze” czegoś, co widział w głowie w przestrzeni. Może gdyby był wykształconym architektem, a nie idiotą samoukiem, wyszłoby mu to lepiej, ale i tak był z siebie zajebiście dumny i to dlatego słowa krytyki (zapewne słusznej) cholernie by go zabolały. Narysował rzuty, bał się jednak, że te będą niezrozumiałe - stworzył więc makietę ze śmieci i przypadkowo znalezionych w cyrku przedmiotów. Maleńka diorama modelarska nie posiadała zdefiniowanych kolorów dla docelowego domku - prezentowała jedynie bryłę i uniesienie terenu w górę. Laurentowi przekazane zostały więc: makieta, plansza z inspiracjami i pomysłami, a także rysunki techniczne całości. Dla wybranego przez Laurenta architekta liczyły się emocje, bezpieczeństwo i wygoda.

Na zewnątrz (przedstawione za pomocą makiety): Do domu miała być pociągnięta leśna ścieżka prowadząca do pierwszego z dwóch wejść. Dom nie miał być ogrodzony, ale Flynn wymyślił osadzenie obok niego wielkiego drzewa (wybrał już zdjęcie - to była wierzba biała, ale nie podpisał jej, zapewne nie wiedząc, jak się nazywa), osłaniającego nieco balkon i budynek. Od boku miała zostać dobudowana szklana niby-weranda (bo tego też za cholerę nazwać nie potrafił - dałby sobie rękę, uciąć, że szklane pomieszczenie było jakąś jego pijacką inwencją) - tak, aby widzieć z niej zarówno stronę, po której znajdował się las, jak i stronę morską. Drugie wejście prowadziło przez to szklane pomieszczenie na ogród właśnie, tam natomiast miała znajdować się również nieopisana nigdzie, miniaturowa szopka ze śmiesznym daszkiem przypominającym muszelkę.
Najważniejsze było jednak to, że kształt ziemi był inny. Niemalże płaski teren był wzniesiony do góry i nachodził na budynek od jednej strony, częściowo (ale nie kompletnie) wkopując dom w ziemię. Z tego też powodu wejście od strony ścieżki, to obok którego ulokował wiatę z rowerami, prowadziło po schodkach na pierwsze piętro domu, a nie jak to przewidywała logika - na parter. Z innych stron teren był wygładzony w sposób delikatny, niemalże naturalny, ale przy samym domu, aby przydomowy ogród i droga nad morze pozostały płaskie, teren zapadał się „nagle”, ale urwanie się terenu nie budowało wrażenia skarpy - bo z jednej strony dom osłonięty był wierzbą, a z drugiej Flynn wykonał kamienne schody. Strome i patrząc na kamyczki śliskie - zapewne wcale nie chciał, aby chodził po nich Laurent - a gdyby chciał przebiec się tam ktoś naiwny, to by sobie w deszczowy dzień głupi ryj rozwalił. Reszta zerwanego terenu była ozdobiona jak murek i najwyraźniej miała też pełnić taką funkcję. Jeżeli został o to zapytany, to z fascynacją opowiadał, że chciał to umocnić jakimiś tam kamieniami, że to będzie taka osłona przed wiatrem i coś tam o podłożu, żeby mógł stać tam stolik. Tylko mówił to tak niewyraźnie i chaotycznie, że ciężko go było zrozumieć.

Plansza z inspiracjami: Prezentowała głównie to, że Flynn nie zignorował tego, kim Laurent był. Musiał spędzić kilka ostatnich dni w jakiejś bibliotece, kopiując tamtejsze rozwiązania i odkrywając o istnieniu czegoś takiego jak art nouveau, chociaż próbował je nieco „ostudzić”, żeby nikt go nie wziął za kompletnego idiotę i pedała, a w połowie planszy przypomniał sobie, że oboje byli zarówno kompletnymi idiotami i pedałami, więc co za różnica na tym etapie.

Pomieszczenia: Nie rozplanował w nich konkretnego ułożenia mebli, ale opisał to i znajdowało się w tym dużo sugestii. Na środku każdego piętra znajdował się korytarz ze schodami, a także łazienka. Największa z nich znajdowała się na parterze.

Piętro I: Główne wejście prowadziło na pierwsze piętro, które Flynn uczynił piętrem pracy i odwiedzin ludzi nielubianych lub po prostu takich, których nie chciałeś wpuszczać do bardziej prywatnej przestrzeni piętro niżej. To piętro posiadało ładny balkon z widokiem na wszystko wokół, a także: biuro (ulokowane od razu po lewej stronie od wejścia), jeden z dwóch salonów (taki bardziej reprezentatywny - bez bardzo personalnych rzeczy, przygotowany do przyjmowania gości na kawę, do rozmów z osobami, których nie mógł przyjąć w poprzednim lokum, albo gdyby chciał tutaj odpocząć jego skrzat - Flynn przewidywał, że większość czasu Laurent będzie spędzał na dole), pierwsze piętro biblioteki (posiadała ona swoje własne, kręcone schodki prowadzące na górę, do kolejnego piętra - i tutaj Flynn opisał, że to również dobre miejsce do przechowywania pamiątek), a także ulokowaną najbliżej schodów, dużą garderobę (głównie dlatego, że mimo szczerych chęci, Flynnowi nie udało się zmieścić jej piętro niżej bez poczucia, że dom jest za duży). Zaproponował również, aby w tym właśnie salonie znajdował się kominek sieci fiuu.

Piętro II: To piętro posiadało wyraźnie i równiutko podpisany pokój skrzata domowego Migotka, drugie piętro biblioteki, klapę na strych (strychu Flynn nie zagospodarował na nic, za to zasugerował trzymanie tam konia albo BMW) oraz dwa pokoje gościnne.

Parter: Był nazwany przez Flynna piętrem życia. Posiadał sypialnię (przestronną, z zaznaczeniem, że łóżko miało być ulokowane w pewnej linii od okna, ale nie wyjaśnił nigdzie dlaczego), tę wcześniej wspomnianą, szklanką dobudówkę (z podejrzanie wyraźnie wyrysowanymi donicami na kwiaty), kuchnio-salon (z jakiegoś powodu musiał uznać, że Laurent preferuje mieć te pomieszczenia razem i tym razem faktycznie opisał jak można to zmienić - dodając ścianki w konkretnych miejscach, ale generalnie uczynił to miejsce najlepiej oświetlonym, z dobrym widokiem na ogród i przestronnym), a także ukryte przejście i ziemiankę. Ziemianka miała być oczywiście miejscem przechowywania żywności. Ukryte przejście było ukryte bardzo dziecinnie - miał tam znajdować się mechanizm, który po przejechaniu palcami po konkretnej części ściany, będzie odkrywał przejście do ciemnego, pomieszczenia będącego przedsionkiem tunelu do miejsca, które Flynn odkrył, biegając po okolicy. Był to jedyny pokój, jaki rozrysował osobno i tak szczegółowo. Posiadał wentylację i konkretny kształt przypominający jaskinię, tak aby móc ulokować na jego suficie sztuczne niebo. Ściany miały być ozdobione miniaturowymi szkiełkami odbijającymi światło. Ciasne, wentylowane, ukryte, miało wprawiać we wrażenie znajdowania się pod wodą, a jeżeli pozwoliłaby mu na to magia (to jest, znalazłby odpowiedniego specjalistę), mógłby umieścić tam miniaturowy wodospad, uznając dźwięk wody za kojący dla kogoś, kto tyle o niej mówił.

Nie zapomniał też o detalach - o kominku i kominie, o wyspie kuchennej, o łazience bliżej sypialni... Rozłożył to też tak, aby zmniejszyć to miejsce samym przewidzeniem pokoi, w których Laurent będzie przebywał najwięcej. Dom był „za duży na jego potrzeby” - ale przecież nie będzie musiał nigdy wspinać się na drugie piętro, poza biblioteką. Przy rysunkach znajdowało się wiele dopisków, nierzadko zakończonymi znakami zapytania. Czy to ci w ogóle jest potrzebne (przy pokoju gościnnym numer dwa)? Albo: a gdybyś miał prywatne molo (na dole ostatniej kartki)?

Kiedy Prewett się odwrócił, szklanka Flynna była pusta. Miał głowę odwróconą w bok, zasłaniał się ręką, ale i tak było widać, że ma czerwone uszy.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#2
04.01.2025, 16:05  ✶  

Grube pieniądze przetoczyły się przez ręce Laurenta w ciągu tych kilku dni. A każdy z tych galeonów miał swój własny cel - opłata za fachowców, za materiały, za weterynarzy, za dodatkowe ręce do pracy. Trzeba dać w łapę temu dziennikarzowi, żeby przedstawił sprawę tak, jak chcesz, a nie tak, jak chciałyby to media. A to wcale nie było proste, kiedy musiałeś jeszcze odpowiednio przekonać własnych pracowników (a jak zrobić to lepiej, niż pieniądzem?), żeby nie mówili: nie mam pojęcia, co się stało! No nikt nie pilnuje stadniny! Trzeba było ugłaskać właściciela abraksana, a to też łatwiej zrobić płacąc ludziom rekompensatę. Oto była siła złota, które lśniło w jego palcach - a nawet go bezpośrednio nie dotykał. No, przynajmniej w części nie dotykał bezpośrednio. Nie łudził się, że każdy w tym rezerwacie gotów był tak jak Alexander, Vincent czy Jackie powiedzieć wszystko, co sobie zażyczy, bo byli tymi osobami, które pewnie skoczyłyby za nim w ogień, byle tylko go ratować. Teraz patrzył na nich nie potrzebując ich ratunku, a posłuchu. I nie było z tym najmniejszego problemu. Tylko Alexander wodził za nim ciągle zmartwionym okiem.


Musiał naprawić wszystko, co zostało zepsute, ale musiał też zrobić więcej. Wiele więcej. To nie były nadmiernie miłe dni - były nieco nerwowe, zapracowane i wymęczone do granic. Przetaczało się naprawdę wiele ludzi przez New Forest, nawet przez ten dom - zaczynając od kobiety, której zaproponował rekompensatę i wylewał wobec niej całe wiadra empatii i przekonania, że kolejny abraksan zaleczy rany jej serca, poprzez jego księgową z galeonami pobranymi z Gringotta, dziennikarze, aż do jego znajomych czy rodziny. Laurent przechodził to tu, to tam, do musiał iść do Londynu na spotkanie, to do samego Gringtta, to trzeba było iść odszukać abraksany, czego nawet nie był w stanie sam zrobić - poprosił o pomoc. Osobę, której być może o tę pomoc nie powinien prosić, ale w tym wypadku zrobił wyjątek. Powrót do domu więc był przysypianiem w wannie i nieprzytomnym wędrowaniem do łóżka, żeby od rana zacząć ten sam dzień. I bardzo mocno podkreślił swoją wdzięczność wobec Flynna, że w tym czasie o niego dbał. Nawet jeśli się obraził, że nie poinformował go o tamtym jednym spotkaniu.

Alexander, którego Flynn miał okazję poznać, był bardzo prostym chłopem. Miał dużą wiedzę o funkcjonowaniu stajni i wiele chęci, ale nie grzeszył inteligencją. Za to grzeszył dobrym sercem - i pełną świadomością tego, jakie życie prowadził Laurent i w ogóle mu to nie przeszkadzało. Vincent nadawał już na nieco innych falach - brat Edwarda Prewetta, wuj Laurenta, nie miał kija od szczoty w tyłku, ale pokazywał sobą dwie rzeczy: sarkazm i tu-mi-wisizm. To drugie niby pokazywał, a w rzeczywistości od linijki robił, co do niego należało. Chyba ciężko było, żeby się w tym momencie z Flynnem polubili. Zaraz po Laurencie - to on był tutaj osobą decyzyjną.

Pocieszenie mogło być takie, że Laurent nie płakał, nie załamywał się. Z drugiej strony - nie mówił o tym. Nie bardzo się uśmiechał. Na jego twarzy było skupienie. Ukierunkowanie na cel, które śmiało można było nazwać determinacją. Tylko tej determinacji brakowało nieco światła i mocy. Jadł - rano i wieczorem, w południe bywało różnie. Wpadł w funkcjonowanie, które poniosło go na fali pewnej rutyny - a odzyskanie rutyny i kontroli nad tym, co się dzieje, od pstryknięcia palcem dobrze na niego wpłynęło.


Czego się jednak nie spodziewał to tego, że wejdzie do domu i zobaczy tam makietę. W pierwszym momencie to było wpadnięcie do środka w celu przebrania się i ruszenia dalej. Byłoby tak, gdyby Flynn go nie zawołał. Gdyby nie wszedł do salonu i nie zobaczył tego. Zdębiał i znieruchomiał w pierwszej reakcji. Kiedy prosisz kogoś o zbudowanie ci domu to spodziewasz się szkicy, tak. Spodziewasz się, że będzie cię oprowadzał po wnętrz i prezentował swoje pomysły. Powiedział mu nawet, że chce, by mu pokazał pomysł, ale... to? ]To? Czy on w ogóle spał przez te ostatnie dni?

Zbliżył się do tej makiety powoli. Skradający się kot, który miękko i ostrożnie stąpa na opuszkach. To tylko skupisko śmieci - no przecież! A Laurent pochodził do tego z fascynacją i podziwem. Miniaturowa wersja jego domu błyszczała w jego oczach mimo tego, że była... było to zwyczajnie brzydkie, gdyby rozważać to walorystycznie. Te dziwaczne połączenia kolorów w niektórych momentach wołały o pomstę do nieba.

- Sam to wszystko przygotowałeś..? - Zapytał z tą nutą zachwytu ciągnącą za harfy struny jego głosu. Stanął nad makietą, szkicami i tym wszystkim, co Flynn przygotował. Zerknął na niego, ale widząc, jak ucieka spojrzeniem, znów skupił się na projekcie. Na każdym elemencie po kolei.

- Wspaniały dobór drzewa. Są bardzo melancholijne. Z moją pomocą urośnie tak, że stanie się altaną, w które będzie można usiąść z książką. - Przesunął palcami po zdjęciu wierzby. Z początku chciał to zostawić w swojej głowie... ale nie. Przecież kiedy ktoś się tak napracował to zasługiwał na każde malutkie westchnienie pochwały. - Oooch... Flynn, co za wspaniały pomysł. - Wskazał palcem na "tę dobudówkę, której imienia czarnowłosy nie znał. - Ta oranżeria. Wspaniały! - Przyłożył dłoń do policzka czując, jak wzbiera w nim ciepło. Pojawiły się rumieńce. Laurent zaczynał błyszczeć. - Co za pomysł z tą ziemią... naprawdę ją "trochę" przesunąłeś. - Błysnął na niego rozweselonymi oczami. - Niezwykły popis kreatywności. - Wchodzenie do domu od piętra, nie od parteru... ALE... - Czy tu ni będzie przez to za ciemno? - Pochylił się nieco nad parterem, próbując sobie zwizualizować tę stronę domu zakopaną pod ziemią w aktualnym zamyśle. To był taki mały paradoks - Laurent kochał ciemność morza, ale ciemne,, głuche pomieszczenia? Niektóre potrafiły być bardzo romantyczne i klimatyczne... Czy to było jedno z tych? - I co z wilgocią? - Być może Flynn to wszystko przemyślał, może były zaklęcia chroniące przed tym, zabezpieczenia - na budownictwie blondyn nie znał się nic a nic. Ale praktyczność mocno do niego przemawiała - mimo marzeń o domku z bajek. A ten domek wydawał się z bajki. - A te schody? - Pułapka na mnie? Uśmiechnął się lekko. - Wyglądają jak schodki dla rycerza biegnącego do komnaty z najwyższej wieży. - Dlatego było to urocze. - Podoba mi się też to. - Wskazał właśnie murek. - Oooch... genialne! - Powiedział z podziwem, kiedy usłyszał wyjaśnienie dodatkowo tego miejsca.


Przeniósł się na część kolejną.

- Bardzo dobre wykorzystanie pięter. Sądziłem, że ten dom będzie za duży... ale wydaje się teraz idealny. - Przyłożył na moment dłoń na poziom serca z uczucia ciepła. - Ta biblioteka... jest jak z bajki. - To był znowu moment, w którym miał ochotę piszczeć i skakać w miejscu - a zamiast tego na chwilę zamarł i westchnął tęsknie. - Hmm... nie jestem tylko pewien, czy tutaj garderoba będzie wygodna... z drugiej strony... skoro tutaj jest kominek... - To były sprawy do rozważenia. Przeszedł do sypialni na parterze. W międzyczasie nie umknęły mu inspiracje - którymi też się zachwycił, a wręcz w nich zakochał. - Czy łóżko jest ustawione z jakiegoś konkretnego powodu w takim punkcie? - Niekoniecznie symetrycznie, tak... specyficznie. A jak widział - chyba nic się tu przypadkowo nie działo. - Właściwie cieszę się, że kuchnia i jadalnia pozostały razem. Dobry wybór. - Potwierdził jego przemyślenia. Wędrował dłonią dalej, nie dotykając niczego, ale badając każdy element, każdy najmniejszy. Zatrzymując się na każdym pomieszczeniu, poświęcając wszystkiemu czas. Ale kiedy dotarł do tej jaskini... och, kiedy dotarł do tej jaskini... - Aaa... - Nawet wymsknęło się z jego ust. Możliwe było zamienienie się w mokrą plamę? Rozpłyniętą na ziemi? Taką do pozbierania? Nie wiedział, czego się spodziewać po Flynnie, ale to..? Czegoś takiego nie był sobie w stanie wyobrazić w snach. Tutaj zatrzymał się na długo. Nabrał nawet większego tchu. Drugi pokój gościnny nie był koniecznie potrzebny, ale molo? Molo to był PRZEWSPANIAŁY pomysł! Co też mu przekazał. Powachlował twarz. Teraz już nie było ciepło, było gorąco.

Zgrozo, chyba mu stanął.

Obszedł ten stół i wepchnął się na nogi Flynna, siadając na nim okrakiem.

- To jest tak piękne, że aż mnie majteczki uciskają. - Był rozpalony, rozkochany, rozanielony. Zachwycony. - Takie piękne... Flynn, masz taki talent, taki piękny umysł, jesteś taki piękny...



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#3
04.01.2025, 21:41  ✶  
Nie milczał. Odpowiadał na zadane mu pytania, rozwiewał wątpliwości. Oczywiście, że istniało wiele aspektów magicznego budownictwa, w których musiałby się sporo nauczyć, ale z pewnością nie należało do tej kategorii wkopywanie się w ziemię i łamanie praw rządzących światem, aby zbudować korytarze pozbawione duchoty i zgnilizny. Może jeszcze ludzie, dla których to budował, go słuchali, to ludzie na Ścieżkach żyliby bez wiecznej groźby zawalenia się sufitu. Więc mówił. Z wielkim trudem, niewyraźnie, ale dosyć rzeczowo. Bardzo świadomie pomijał wszystko związane ze swoimi emocjami. Nie był w stanie wydusić z siebie tego, że niektóre te rzeczy tworzył myśląc... o sobie. Oczywiście, że to drzewo miało mieć swoje funkcje, to wszystko było przemyślane i niosło większy sens niż jego zadowolenie, ale on lubił takie rozłożyste drzewa - wspinał się na nie i ucinał sobie drzemki w ich cieniu. Mógłby na nim leżeć i obserwować jak Laurent pracuje na balkonie, jednocześnie nie przeszkadzając mu w wypełnianiu papierologii.

Opowiedział mu więcej o tych planach i prawdziwie zawahał się dopiero przy tym łóżku.

- Tutaj - powiedział cicho, zabierając rękę ze swojej twarzy po to, żeby przesunąć palcem po kartce - da się dobrze zamontować hak i lustro. Chciałeś, żebym c-ci po kazał, co lubię. - I tak... ktoś, kto znał go tylko pobieżnie, mógłby pomyśleć, że go to w jakiś sposób krępowało, dlatego się zająknął, ale to absolutnie nie była prawda. Potrafił rzucać tak sprośnymi tekstami, że nawet Laurent złożyłby się w pół od usłyszenia niektórych - nie przerażała go wizja podzielenia się z nim swoimi fantazjami. Ale te komplementy... To właśnie one były powodem tego, że odwracał wzrok i nie potrafił na niego patrzeć. Zalewające go fale gorąca wbrew pozorom nie miały wiele wspólnego z wypitym alkoholem - miały swoje źródło w wylewnych komplementach, odbieranych przez drzemiącego w nim zodiakalnego lwa jako oddanie hołdu.

Siadając na nim okrakiem i czując to, jak sam Flynn był cholernie podniecony, Laurent mógł odkryć moc własnych słów. Wcale nie potrzebował zdejmować mu spodni - kilka kolejnych słodkich epitetów, a mężczyzna, na którym siedział - stęknął, zaciskając mocno palce na jego tyłku i usadzając go tak, żeby mieć go najbliżej jak się tylko dało. Wystarczyło drgnąć, ocierając się o niego, żeby usłyszeć jęknięcie pełne uznania.

- Kurwa mać, to było warte tej chwili - chociaż się spocił przy tym niemożebnie i na pewno nie został do końca zrozumiany, skoro nie widział żadnych kolorów. - Gdzieś tam ci pojebani magowie w długich pelerynkach prowadzą badania nad tym, jak to jest czuć eutierrię, a jedyne co musieli zrobić, żeby się dowiedzieć, to zapytać mnie jak to jest cię rżnąć. - I powinien się go pewnie zapytać, czy czuł się już lepiej, co dzisiaj jadł, czy dzisiejszy dzień nie wykończył go doszczętnie tak jak każdy poprzedni, po którym głaskał go po włosach, układając do snu, ale nie - mógł być dobrym człowiekiem i się starać, to nie oznaczało posiadania w sobie tyle cierpliwości, żeby nie skorzystać z okazji. Napiął się, przygryzając płatek jego ucha i natrętnie wręcz przejechał po nim językiem, zamykając chłopaka w ciasnym uścisku silnych ramion. - Tak cholernie tęskniłem za tymi twoimi zboczonymi tekścikami - powiedział w ten charakterystyczny sposób, przy którym nie trzeba było widzieć czyjejś twarzy, żeby wiedzieć, że się uśmiecha. Chciał go pocałować i zrobił to, chociaż wciąż smakował wypitym chwilę temu, cierpkim i gorzkim ginem.

Nawet jeżeli jutro na tych szkicach miała pojawić się masa wyrysowanymi czerwonym markerem korekt, przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie. W jednym momencie potrafił czuć się tak, jakby kończyło się jego życie i nie ubolewał nad tym przez okrucieństwo wszechświata, a w drugim - niespodzianka - gdyby nie ograniczenia durnego uniwersum błagałby go teraz, żeby stworzył z nim nowe, w dodatku gdzie on się przed chwilą wybierał, skoro tyle jeszcze mieli do odkrycia... Może powie mu dzisiaj. A może wciąż się nie odważy.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#4
05.01.2025, 02:26  ✶  

Do tego jeszcze dotrą, bo do tego jeszcze wróci sam Laurent. Kiedy opadną pierwsze emocje i ten absolutny zachwyt domkiem jak z bajki, który był mu prezentowany. Dostał w swoim życiu wiele darów, ale to? To? Można powiedzieć: ale Laurent, to nie dar. To praca. Przecież powiedział Flynnowi wyraźnie - pracuj dla mnie, ja ci dam za to pieniądze. Pracuj. Zrobił to z pobudki zupełnie odskakującej od ich aktualnej rzeczywistości - zrobił to w nadziei, że to da Flynnowi jakąś szansę na coś... innego. Człowiek potrzebował pracy i zajęcia - mówił to jako pracoholik, zgadza się, ale w tym roku bardzo mocno zrozumiał, że przecież praca to nie wszystko. Te galeony, które tak panicznie zbierał i które niby kochał - to nie wzięło się z niczego. Cała ich potrzeba wzięła się z tego, żeby był niezależny od Edwarda Prewetta, który nie powie mu, że ma robić tak i tak, bo inaczej odetnie pieniążki. Więc może Flynn też tego potrzebował - jakiejś dozy niezależności, stabilności, bezpieczeństwa. Czegoś normalniejszego poza tym zwariowanym cyrkiem, który go przytłoczył po ledwo dwóch wizytach. Tak było wtedy. A to "wtedy" było przecież niecały miesiąc temu. Wydawało się minionymi eonami, między którymi kiełkowała ta ich wspólna rzeczywistość w kompletnie szalonych kierunkach.

Będą musieli do tego wrócić, bo w tym domu nagle "my" miało znaczenie. Gdzie ten pokój do ćwiczeń? Mógłby patrzeć, jak Flynn się wygina... a gdzie jakiś warsztat do jego majsterkowania? Ewidentnie to lubił... A gdzie on będzie trzymał swoje rzeczy? Wydawało się to irracjonalne, ale emocje i logika nigdy nie szły ze sobą w parze. Irracjonalne, żeby myśleć z tej perspektywy, że ten dom powstanie nie dla niego, a dla nich. Bo przecież jakie "my"? Po tygodniu, dwóch? Ludzie potrafili żegnać się po latach znania, bo jednak odkrywali, że do siebie w ogóle nie pasują... Lecz cóż - mądrość też nie była ich najmocniejszą stroną.

- Hak i lustro taaak..? - Och, jakże to rozbudzało wyobraźnię! I cóż tam lubił wyczyniać? Lubił wieszać, czy może być wieszanym? Lubił obserwować każdy fragment swojego ciała, czy obserwować każde drgnięcie czyjegoś? - Miałbym ochotę, żebyś pokazał mi teraz... ale chyba nie podołasz... - Otarł się o niego, poruszając biodrami raz i dwa. Ostatnie, o co go podejrzewał to wstyd - bogactwo językowe Flynna i to, co pokazał pod kątem sprośności całkowicie to wykluczała. Za to pokazał doskonale, jaki potrafi być zawstydzony, gdy przychodziło do komplementów. Ciekawe, czy kiedyś do nic przywyknie? Może powinien być w nich bardziej oszczędny? Nie, chyba by nie mógł... chciał go tymi komplementami zasypywać jak pocałunkami. Takimi samymi, jakimi teraz zasypywał jego szyję. Naprężył się, przyciągnięty bliżej, wyginając nieco plecy. Plecy, które zaraz zgiął, by samemu go opatulić i zrezygnować z jakiejkolwiek wolnej przestrzeni między nimi. Oddech mu przyśpieszył wraz z rytmem serca. Uśmiechnął się szeroko słysząc te słowa. Przesunął swoją dłoń w dół, po jego plecach, by wsunąć palce pod spodnie, na pośladek...

- Twoja eutierria ma bardzo szeroko rozwarte nogi. - Jeśli chcesz jej doświadczać. Westchnął i zachęcająco przechylił swoją szyję, zapraszając do jej eksploracji. Ale zaraz złapał jego włosy i odsunął od siebie, by unieść się na moment wyżej i spojrzeć w jego oczy. Rozpalone. Żywe. Ogień okiełznany. Naprawdę lubił obserwować go z tej perspektywy. Naprawdę lubił te loki na czole i to spojrzenie pragnące go do szaleństwa, gotowe na każde skinienie paluszka.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#5
05.01.2025, 13:38  ✶  
wiadomość pozafabularna
Ten pieprzony bachor to jest moja próba przetłumaczenia you fucking brat, ale to chyba nigdy nie zabrzmi w polskim tak samo jak w angielskim więc to trzeba czytać, pamiętając, że gram człowiekiem z Birmingham a nie z Sopotu.

Hak i lustro. Do różnych rzeczy, niekoniecznie ze sobą powiązanych, ale wcale nie chciał o tym teraz opowiadać. Czuł się w obliczu takiej rozmowy trochę tak, jakby nie jadł nic od kilku dni i wreszcie miał szansę na pierwszy posiłek, a ktoś zadawał mu pytania o ulubione, wytworne potrawy. Takie potrawy miały swoje specjalne okazje i wymagania, potrzebne było wprawić się do nich w odpowiedni nastrój, mieć na nie ochotę i to zwyczajnie nie był dzień, w którym chciał widzieć Laurenta orientującego się, że nie jest w stanie się poruszyć, a każde drgnięcie zaciska na nim linę coraz mocniej. Oczywiście, że powiedział to, chcąc go na siebie nakręcić, ale od dawna nie powiedział czegoś tak prawdziwego - wszystko co można było w nim dostrzec, krzyczało głośno, że ostatnie ruchy swoich bioder zwieńczy głośnym, mocnym warknięciem pełnym zwyczajnej ulgi. Nie myślał głęboko o kontekście, zwyczajnie chciał go brać. A później usłyszał tę zaczepkę, to palące w dumę nie podołasz i musiał obrócić to w głowie kilka razy dla pewności, że ta drwina była wiatrem podsycającym płomień, a nie czymś, co mogłoby ukruszyć jego wolę. Jęk, jaki wydostał się z jego ust, zdecydowanie nie pomógł obrazowi kogoś, kto miał to wszystko w garści, ale jeżeli istniało miejsce, w którym Crow dominował ponad każdym, seks był niewątpliwie jednym z głównych kandydatów.

- Oh ty pieprzony bachorze... - Złapał go mocniej, zaciskając palce na bladej skórze gdzieś na granicy bólu. - Mów mi tak dalej, to na pewno cię zwiążę, a później pójdę do Rejwachu grać w brydża. - I może brzmiało to bardziej jak żart niż groźba, powiedział to całkowicie poważnie i taki też był ton jego głosu. Poważny, chociaż ta powaga ledwo przebijała się przez głębokie podniecenie. - Moja eutierria... - mruknął, korzystając z zaproszenia do ponownego zbadania jego szyi, ale w przeciwieństwie do Laurenta złożył na niej tylko dwa drobne pocałunki - pójdzie teraz szybko się przygotować i przyjdzie do swojej sypialni po niespodziankę, ale tylko jeżeli ładnie powie „proszę”. - Popłynął w tym dalej. Tym dwóm pocałunkom zawtórowały dwa kolejne, później dołączył do nich język, ale szybko ustąpił zębom zaczepiającym go wszędzie, wodzącymi po ciele kiedy jego dłonie wsuwały się pod ubranie blondyna. Złapany za włosy spojrzał na niego znacząco, oczekując odpowiedzi. Mógł spełnić dowolną z próśb, które dostrzegał w krótkiej, zaczepnej wypowiedzi. Pokazać mu jak ślicznie wyglądał i wypieścić go jak nigdy wcześniej naprzeciwko lustra kradzionego z jego własnej garderoby, albo po staremu przewalić go na plecy i dosadnie przypomnieć jak to jest znaleźć się pod spoconym cielskiem faceta, który mógłby złamać cię na pół, ale nie zrobi tego nigdy, bo perspektywa tego co mogłeś mu dać, doprowadzała go do wariactwa.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#6
05.01.2025, 15:18  ✶  

Okoliczności, jakie ich nastały w ostatnich dniach, pozwoliły mu wręcz zapomnieć, jak bardzo tęsknił za tym dotykiem, jak go potrzebował, jak był go głodny i jak mocno świat nie miał żadnego sensu, kiedy go brakowało. Flynna? Czy Flynn był tutaj
niezbędny? Czy to po prostu dotyk, jakikolwiek, czyjkolwiek. Czy Flynnowi był niezbędny Laurent? Czy liczyła się tylko ulga? Rozluźnienie napięcia, które zejdzie z człowieka całkowicie po chwili spełnienia? Odpowiedź mogłaby być brutalna. Przecież był ten drugi. Laurent mógłby pójść uśmiechnąć się do kogoś - kogokolwiek - dać sobie postawić drinka w eleganckiej restauracji i położyć dłoń na swoim kolanie. Flynn mógłby iść do baru i przebierać w możliwościach - kobiety, mężczyźni - miał w sobie magnes dzikiego zwierzęcia, które chciało się złapać za ramiona i pozwolić się unieść. A jednak byli tutaj. A jednak Flynn nigdzie nie uciekł w objęcia kogokolwiek innego mimo frustracji w nim wzbierającej. A jednak Laurent nie chciał żadnego innego spojrzenia - tylko te brązowe oczy. Żadnych innych dłoni - tylko te szorstkie, poznaczone bliznami. Usta o smaku cierpkiego ginu. Gorzkiego. Ciekawe - alkoholi nie lubił słodkich..?

Westchnął tęsknie w drżeniu, które przetoczyło się po jego ciele pod tym naciskiem. Uśmiech na jego twarzy nie był niewinny - był wymalowaną satysfakcją. Gdzieś wyszedł tym z roli, ale jakoś zupełnie nie była ona istotna w drodze do tego, czego chciał. Może powinien sobie darować zaczepkę, skoro sam nakręcił się w takim tempie, że niewiele mu było tego potrzeba, ale z drugiej strony... z drugiej strony wcale nie chciał teraz ściągać spodni, by wszystko potrwało chwilę przez nadmiar zebranego oczekiwania i napięcia między nimi.

- I po co? Tam nie znalazłbyś nic piękniejszego niż ja. - Arogancja, a jednak zabrzmiało to tak naturalnie, jakby prawda objawiona tego świata nie mogła mieć innej odpowiedzi. Więc po co ten Rejwach? - Lepiej skup się na tym wiązaniu, kochanie. - To zaś zabrzmiało już dokładnie tak, jak powinno - z tym powłóczystym spojrzeniem pytającym, czy naprawdę podoła wyzwaniu. Tak, ten człowiek, który bez wątpienia był zdolny do wielu rzeczy, jeśli chodzi o seks. Do wszystkiego? Laurent był bardzo ciekaw - czy go kiedyś zaskoczy czymś? Ale wcale nie wątpił w to, że Flynn by nie dał rady. Sapnął w urwanym oddechu przy kolejnym pocałunku i dłoniach, którym nie przeszkadzał materiał koszuli - wysunęły ją ze spodni i wsunęły się pod nią. Ale nie na jego nogach teraz chciał się wić. Ucałował powoli jego usta, przygryzł dolną wargę, czując pustkę na skórze po wędrówce jego zębów i języka po własnej szyi. Wcale niezadowalającą pustkę. - Proooszę... bardzo ładnie proszę, Flynn. - Musnął jego usta i szybko zsunął się z jego nóg, wyplątał z jego objęć. Uśmiechnął się zalotnie, obrócił i szybciutko pobiegł do swojej garderoby.

W jego sypialni było lustro - duże, stojące, zdobione złotem lustro ustawione między zielonymi roślinami, by móc przejrzeć się w nim po wstaniu. Koniecznie - bo przecież nawet po pobudce trzeba wyglądać idealnie. Właśnie - idealnie. Laurent zrzucił z siebie koszulę i spodnie i wsunął się w samą bieliznę - zdobioną, oplatającą ciało delikatnym materiałem i wstążkami - ale wsunął ją na siebie bardzo szybko. Bo i taką wybrał. Nie czułby się dobrze stygnąc teraz, by się stroić, przedłużać te chwile. Więc zaraz drzwi garderoby otworzyły się, a ciekawskie i wypełnione pragnieniem spojrzenie Laurenta wyszukały Flynna. Tak jak szukały jego ciepła. Jego ramion, jego ud przy swoich udach i ciemnych włosów przy swojej platynie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#7
05.01.2025, 18:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.01.2025, 20:56 przez The Edge.)  
- To prawda - potwierdził, bo ani w Rejwachu, ani w żadnym innym miejscu nie był w stanie odnaleźć kogoś, kto dorównywałby mu urodą. Może gdyby trafił na wiłę lub inną leśną zjawę, to przyrównałby ją do Laurenta. I nie, nawet to porównanie nie dało mu wiele do myślenia.

- Pokażę ci. Ale dzisiaj bez wiązania.

Cmoknął go ustami, klepnął w tyłek kiedy zaczął iść w kierunku innego pomieszczenia i odetchnął głęboko. Sam siedział w tym miejscu jeszcze kilka sekund, zanim ruszył do sypialni. Zauważywszy lustro na miejscu, zwyczajnie przesunął je niebezpiecznie blisko łóżka i pozwolił mu zawisnąć, oprzeć się na translokacyjnym zaklęciu, żeby ich ruchy nie uszkodziły zdobionej ramy. Później dopił ten gin przyniesiony z salonu zostawiając co najwyżej łyk gdyby Laurent chciał się poczęstować i zrobił coś, co w przypadku ubierania się w ten sposób warto było zrobić samemu - rozebrał się. Ściągnięcie tych spodni kiedy zdążył się już nieco spocić, było łatwiejsze niż zszarpywanie ich z siebie w pośpiechu, chcąc dobrać się do kogoś na szybko, ale wciąż sprawiło mu lekki problem. Prychnął pod nosem, odłożył te ubrania i poczekał grzecznie, zdając sobie sprawę z tego, jak istotne dla tego człowieka było bycie czystym.

Leżał plecami na łóżku, z nogami wciąż przytwierdzonymi do podłogi, obracając w głowie już nie zaczepkę sprzed chwili a słowo kochanie. Dudniło mu teraz pomiędzy uszami jak dzwon. Dwa tygodnie, tak? Nie, to już było więcej niż dwa tygodnie. Stracił poczucie czasu. Dużo rzeczy przy nim tracił, ale miał wrażenie, że sporo też zyskiwał. Widok, jaki przywitał go po usłyszeniu otwierających się drzwi, zaliczał do jednej z tych rzeczy.

Trigger warning: erotyka, praise kink
- Kurwa, ale ty jesteś prześliczny - powiedział miękko, przyciągając go do siebie za jedną ze wstążek. I zaczął się nim delektować. Jego usta rozpoczęły swoją wędrówkę i wraz z uszczypnięciami palców demaskowały ze wszystkich brudnych myśli z ostatniego tygodnia. Wiedział dobrze, że większość ludzi uznałaby tak silne i bezgraniczne cenienie jego ciała za coś nieszczególnie godnego pochwały, bo przecież miłość i związki to było coś więcej, tak? Wygląd, uroda, to wszystko miało przeminąć, ale nic co mówili, nie było w stanie przemówić do kogoś, kto już dawno uzależnił się od przygodnych zbliżeń w obskurnych pubach. Wygląd się liczył tak samo jak czyjś czar. Wszechświat ofiarował mu właśnie swoje największe arcydzieło, a on nie zamierzał udawać, że nie potrzebował tego do funkcjonowania. Budzenie się z biodrami przy jego tyłku było jednocześnie zajebistą męką kiedy uświadamiał sobie, że nie mógł zrobić nic więcej, ale również najsłodszą nagrodą - bo doczekał się - mógł wreszcie wsadzić mu ręce w majtki, ocierać się o niego ile chciał, wylizać go i przygotować do tego, co zamierzał z nim zrobić, kiedy przesuwanie łap po nagim ciele im się znudzi. Laurent był skarbem.

Wrócił z nim do pozycji, w której znaleźli się wcześniej na kanapie. Podrzucił go do góry, żeby niezdarnie na niego upadł, przylgnął do niego ciałem i musiał przytrzymać się rękoma wytatuowanych pleców, żeby zachować resztki równowagi. I wtedy Laurent mógł to zobaczyć - idealny kadr na swoją twarz i pokryte czarnymi skrzydłami plecy Crowa. Nie odkleił go od siebie, ani nie pozwolił mu się rozsiąść. Jego ręce utrzymywały go w takiej pozycji, jednocześnie masując go olejkiem i przygotowując do tego co miało się stać. Tym i szeptem. Odwrócił głowę tak, żeby jego usta znalazły się przy jego uchu. Widzisz tę śliczną buźkę, Laurent? Tak wygląda moje szczęście. Jak twoje rozchylone wargi i przyspieszony oddech. Jesteś przepiękny. Dużo dziewczyn było o ciebie zazdrosnych, bo wszyscy faceci wokół woleli ciebe? Ci wszyscy ludzie szaleją za tobą, bo nie istnieje nikt piękniejszy od ciebie i jeżeli ktoś mówi ci inaczej, to kłamie albo wyparł to, bo wiedział, że nigdy go nie zechcesz i zdecydował się związać z kimś poziom niżej od ciebie z czystej desperacji. Nie dziwi mnie, że ten człowiek zrobił z ciebie dziwkę, bo jesteś spełnieniem marzeń każdego, kto cię dotyka. Tylko tak stałeś się osiągalny dla tych wszystkich idiotów, którzy nigdy nie zasługiwali na to, żebyś na nich spojrzał. Nie potrafili o ciebie zadbać. Za to ty zasługujesz na to wszystko, co masz i jeszcze więcej. Osiągniesz wszystko, czego pragniesz. Tylko spójrz na siebie. Zobacz jak pięknie wyglądasz kiedy w ciebie wchodzę. Nie potrafię zapomnieć dnia, w którym pierwszy raz się ze mną puściłeś i tego dnia też nie zapomnę. Trzymając go za biodra zaczął poruszać się powoli, nie ujmując fali coraz silniejszych zdań. Im szybciej to robił, tym bardziej wulgarny się stawał, ale nigdy nie zboczył z tematu, wychwalając go jako obiekt największego pożądania i chwalił go za absolutnie wszystko, co go nim czyniło, podkreślając wyraźnie fakt tego, że możliwość widzenia go takim uważał za niesamowity dar. Nic degradującego. Zalewał go falami uzasadnionych (swoim zdaniem oczywiście) komplementów i błagał o to, żeby „dawał mu się używać”. W międzyczasie położył się na plecach, dając mu możliwość oglądania całokształtu tejże doskonałości w połączeniu ze wdzięcznymi przesunięciami dłoni Crowa narzucającego rytm ruchów, ale nie oszczędzającego na dotykaniu go wszędzie gdzie tylko mógł. W ten sposób chciał zaprowadzić go na szczyt. Czerwonego jak diabli, wlewając mu do głowy tak dużo sprośności ile tylko potrafił, bo przecież musiał wiedzieć, że wspanialszy widok zwyczajnie nie istniał. Pozwolił mu opaść na pościel nim otoczył go rękoma i poprosił o jeszcze chwilę cierpliwości, bo potrzebował jeszcze kilkunastu sekund spędzonych na szybkich ruchach żeby do niego dołączyć. I pojawiło się - westchnienie głębokiej ulgi i dociśnięcie do niego bioder.

Kilka kolejnych, głębokich sapnięć. I nie było już z jego strony żadnych słów. Zwyczajnie chciał być blisko. Przytulić się i trwać tak. W tym czasie lustro bezdźwięcznie odfrunęło na swoje miejsce i osiadło tam skąd je zabrał. Bawił się jedną ze wstążek stroju. Czy powiedział mu, że ten strój też był śliczny? Miał nadzieję, że tak, ale wszystkie wylane z siebie słowa rozmywały się kiedy tylko wdychał zapach jego włosów.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
05.01.2025, 22:38  ✶  

Chciał mu się podobać tak samo, jak on się podobał jemu. Nie, bardziej. On chciał podobać mu się bardziej. Być objawieniem, fenomenem niebios, tylko dla niego, tylko z nim, na przekór światu, na przekór wszystkiemu. Nowy gwiazdozbiór zebranych świecidełek z granatu firmamentu nie powinno być dla tych brązowych oczu bardziej atrakcyjnych niż on. Kiedy więc wypadasz z garderoby, wręcz zamaszyście, z tym mocno bijącym sercem, a na wstępie słyszysz jesteś prześliczny to reagujesz w jeden możliwy sposób - zachwytem. Zaczerpnął tchu i wręcz skoczył na Flynna pewien jak nic innego, że on go złapie. Przytrzyma, złapie, a łóżko odbierze ciężar jego ciała znajdujący się teraz nad czarnowłosym.

Trigger warning: soft

Miłość to było coś więcej niż dotyk ciała i pocałunki. Coś więcej ponad te słowa, które wypełniły jego uszy. Och tak, zdecydowanie była czymś więcej. Była ]ugotowaniem sałatki o bezbożnej godzinie, kiedy już słońce budziło się do życia, ale nadal trwała noc. Była wyciągnięciem ubrań, bo wiesz, że inaczej druga osoba zacznie wariować, jeśli sytuacja zastanie ją nieprzygotowaną. Przytrzymaniem w ramionach, kiedy potrzebowałeś nadmiernie długiej kąpieli i ubranie na ciebie spodni, kiedy nawet na to brakowało siły. Było wyniesieniem cię z dala od innych ludzi i poświęcenie czasu, żebyś znów stanął na nogach tylko dlatego, że wiedział, jakie to było dla ciebie ważne. I potem byliśmy w punkcie, kiedy Laurent tak cholernie doceniał nagość tego ciała pod sobą, z którym mógł zrobić... czego on nie mógł z nim zrobić? Czego nie dałby zrobić mu ze sobą?

Na przykład - dałby się związać? Albo unieść tak, by mógł spoglądać w lustro, które przez krótką chwilę przeniosło go do ciemnych pomieszczeń obitych czerwienią, gdzie ludzie w maskach chcieli zaznać tych przyjemności, jakich nie mogło im dostarczyć życie. Żony, mężowie, kawalerowie, dżentelmeni, mordercy. Mieszanka ludzi, których łączyło zepsute pożądanie i pieniądze. Nie było niczego dobrego w tym mdłym wspomnieniu. Widzisz tę śliczną buźkę, Laurent? Widział. Jak wcześniej widział i wędrował ustami po jego tatuażach, a ten na jego plecach - ten był jego ulubiony. Te skrzydła, które teraz mógł zarysować swoimi paznokciami. Wspomnienia nakryte rzeczywistością tak słodką i naprężającą jego mięśnie, nagradzające starania Flynna jękami, nie mogły być złe. Nie mogły go ostudzić, kiedy ta miłość była właśnie czymś więcej. Podwinął palce w tym napięciu, wyginając się, ocierając, łasząc i nie mogąc oderwać wzroku od własnych wielkich, niebieskich oczu. Przecież kochał morze - miałby nie pokochać samego siebie? Przecież kochał Fleamonta - miałby poczuć się zgorszony poematem, który mówił do niczego człowiek nie lubiący poezji? Głuche taak wydobyte z jego warg było jego koroną, jego wieńcem laurowym, który plótł Crow każdym swoim słowem. W końcu go zakończył i wsunął na jego skroń. Tak, zasługiwał na to wszystko. I na jeszcze więcej. Zasługiwał na każde z tych słów i na każdy wypełniony uwielbieniem gest. Och, jakie to było piękne, jak bardzo chciał tego słuchać, czuć to wszystko! Jak bardzo chciał więcej i więcej, jego apetyt rósł, nabierał rozpędu, jak napędzały się wzajem ich ciała. Łapało go w tym wszystkim jakieś szaleństwo. W tym, jak mocno biło jego ciało i jak wyłączał się umysł jednym wielkim lśnieniem. Jak mówił, że go kocha, że go pragnie, jak błagał, by go używał jak tylko tego zapragnie. Łamał się w tym tańcu i odnawiał na nowo, a w tym odradzaniu się na nowo nie było żadnego bólu. Rosła tylko przyjemność.

Chyba w tym momencie szczytu na milisekundę odjęło mu świadomość. Moment zaciśnięcia na nim mocniej ud i dłoni złączył się z chwilą, w której już leżał na łóżku i zalała go ostatnia fala gorąca.

Przymknął oczy chyba tylko na chwilę, kiedy drżał z rozprężenia po przyjemności. Tak mu się wydawało, że na chwilę. Miał nadzieję, że na chwilę. Wtulił się w niego z szeptem Flynn... na wargach. Inne ciepło go otoczyło. To nadal te same ramiona, ale w tej chwili jakby inne. Uśmiechał się, kiedy osunął się w płytki półsen, a kiedy się ocknął - on nadal był obok. Światło wcale nie przetoczyło się po pokoju sugerując, by ten krótki moment przedłużył się za bardzo.

- Bardzo mi się podobało... - Szepnął na westchnięciu, rozchylając powieki, by spojrzeć na twarz Flynna. - Jesteś naprawdę niezwykły.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#9
06.01.2025, 00:03  ✶  
Palce wciąż plątały mu się we wstążki i falbanki wyszukanego stroju. Podciągnął mu w górę przesunięte majtki, ale właściwie tylko po to, żeby teraz przesuwać palcami po ich krawędzi i bawić się materiałem, podszczypując go przy tym w pośladki. Przystopował dopiero w chwili, w której Laurent zaczął odpływać, ale nie darował sobie do końca - ostatnio miał mało okazji do badania ulubionych zakamarków jego ciała więc czerpał z tej studni aż nie ujrzy dna. Przykrył ich na moment kołderką i czerpał z tej chwili, aż chłopak do niego nie wrócił.

- Mi dalej się podoba - przyznał dość swobodnie, bawiąc się przy tym ramiączkami tego wyszukanego stroju. Sam wpadłby na to, żeby coś takiego założyć, ale chyba nigdy nie oczekiwał tego od kogoś innego. Teraz kiedy miał go obok siebie nie potrafił nie zastanawiać się nad tym, czy mogło to stać się jakąś normą. Naprawdę... Miał mieć go takiego jeszcze chociaż raz? Obawa, że ta sielanka miała swoje granice, że pewnego dnia ich relacja runie w dół i nie będzie miał go wcale, a co dopiero w tym stroju, nie opuszczała go nigdy, ale teraz w tym momencie rozkosznej błogości była skutecznie wypierana przez świadomość bycia obok. - Ty mi się podobasz. - Cmoknął go delikatnie. - Zajekurwabiście w tym wyglądasz - dodał wreszcie, nie dopuszczając takiego przeoczenia. Jedną z rąk wsunął mu pod głowę, żeby zatrzymać go w tej pozycji na dłużej, drugą, przeniósł na powrót na linię majtek, ale nie szanował jej. Bezczelnie wsuwał dłonie pod bieliznę, wyraźnie oczarowany niekoniecznie kunsztem jej uszycia, lecz tym co kryła pod spodem. Był zboczony, niewątpliwie. Aż za bardzo podobało mu się to, że mógł obmacywać jego tyłek chwilę po tym jak w nim doszedł. - Wiesz... - Zaczął i jak zwykle urwał. - Mhm. - To niestety było strasznie głupie. - Może nie powinienem w chwili, kiedy jest tak milutko, ale ostatnio miałeś dla mnie trochę mało czasu i - jednak mu gula stanęła w gardle i ostatnie słowa powiedział tak, jakby struny głosowe zadrżały mu od chrypy - nie narzekam na to, wiem co się stało, po prostu - powinien przestać się tłumaczyć - chciałem ci ostatnio coś zaproponować. - Wyjątkowo nieklimatycznie strzelił przy tym gumką jego majtek. - Żebyśmy sobie raz w tygodniu zostawiali takie kartki z faktami o sobie, których drugi nie wie, ale wiesz co... Nie jestem jednak... Aż tak cierpliwy jak myślałem... Lubisz grać w gry? - Przysunął go do siebie nieco zaborczo jak na zadane mu pytanie. - Grałeś kiedyś w prawda czy wyzwanie? Albo może prawda czy wyznanie, gdyby odpowiedź to było na ten moment za dużo...

Pozwoliłby mu nawet zacząć, ale przywołałby sobie tę butelkę. I szklankę z niedopitymi dwoma łykami też, chociaż ją chciał zaoferować leżącej przy nim blondi.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#10
06.01.2025, 01:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.01.2025, 01:51 przez Laurent Prewett.)  

Gdzieś w półsennym odruchu sięgnął do jego dłoni napinającej materiał, żeby ją przesunąć, rozluźnić to napięcie, gdzieś się poprawił, coś mruknął w stylu nie róób... Co wcale nie było niechęci do kontaktu. Skąd - poprawiając się wcale się od niego nie odsunął. Wtulił się w niego i schował twarz w miękkiej pościeli i przy jego ciele. Nie powinien mu się podobać ten zapach. Jego zapach. Zdecydowanie nie powinno mu się aż tak podobać...

Tak samo jak nie powinno mu się tak podobać przysypiać i budzić się w takiej swobodzie. Czuć nadal jego dłonie na swoim ciele i zupełnie nie myśleć o tym, że jest się tylko opakowaniem do zabawy, które po tej zabawie nie jest potrzebne.

- Masz rację. Mi też nadal się podoba. - Zerknął z dołu na mężczyznę z półuśmieszkiem, wprawiony teraz w senno-rozleniwiony stan, który do pełni szczęścia potrzebowałby już tylko wyniesienia do wanny. Żeby zatopić się w ciepłej wodzie, rozluźnić mięśnie. Zamiast tego zgiął nogę i zarzucił ją na tę jego - wychodząc na spotkanie jego dłoni. - Naprawdę? Pierwsze słyszę... - Obrócił głowę tak, by przyjąć wygodną pozycję na jego ręce, żeby móc przy tym na niego patrzeć. Ten dar, który sprowadził mu los do tego łóżka. Chyba nigdy by nie podejrzewał siebie, że jego głupota mogłaby doprowadzić do czegoś dobrego w takim stopniu - nawet jeśli tymczasowego. Wiara w "na zawsze i na wieczność" nie była jego najlepszą stroną. Flynna też nie. Nie była jego mocną stroną, kiedy mówił, że jest jego partnerem. Podjął kolejną grę z samym sobą, pytanie czy jak większość będzie wyniszczająca, czy jednak pozwoli mu tym razem wygrać. Poddawał w wątpliwości nawet działanie veritaserum, a jego uprawdopodobnienie było związane tylko z tym, że takie słowotoki wyznań nie przychodziły temu człowiekowi ot tak. Każdy ich wspólnie stawiany krok do przodu był dla niego tak strasznie cenny... bał się tylko tych, które mogły być regresami. Jak wtedy, kiedy widział, jak mocno Flynn się zezłościł na słowa, że spotkał się z Kieranem. Jedną z rzeczy, która tak szalenie cieszyła jego serce, było to, że Crow mówił. Daleko temu było do normalnej komunikacji, bo nadal było mnóstwo rzeczy pomijanych, przemilczanych, odpychanych, a nawet z części nie zdawał sobie sprawy. Pewnie nigdy nie będzie idealnie, ale on nie oczekiwał ideału. Jego oczekiwania już były spełnione - bo czarnowłosy się starał. I porozmawianie nagle nie było tak dramatycznym wydarzeniem, jak na początkach ich przedziwnego wznowienia znajomości. Dramatycznego wznowienia znajomości. - Bardzo się cieszę, bo staram ci się podobać. - Chociaż może powinien uderzać w inne tony. Czerwone sukienki - na przykład... ale tak, ten czas był jaki był - i Flynn zaraz to poruszył.

- Ał. - To nie był ten rodzaj "ała", który powinien wzbudzać alarm, raczej taki zapasowy - kiedy strzeliła gumka, a Laurent zamiast złapać powagę nadchodzącej chwili tylko się z rozbawieniem uśmiechnął. Tak, zdecydowanie było ciężko wczuć się w poważną pogadankę, kiedy w międzyczasie ktoś ciągnął go za majty. - Lubię... i nie lubię. Zależy od gry. - Ponieważ z grami miał bardzo przykre wspomnienia z Hogwartu. Zresztą nie tylko z niego. Z dzieciństwa ogólnie. - Czy oddychanie w tej proponowanej grze jest niedozwolone? - Zapytał ze śmiechem drżącym w tym pytaniu, kiedy Flynn go złapał tak, jakby Laurent miał zaraz uciekać. - Taak... kojarzę. - Odparł z trochę niepewną miną. - Przynajmniej kojarzę tę wersję z wyzwaniem. - I nie była to jego ulubiona zabawa. Uniósł się na łokciu, podciągając bardziej na siebie kołdrę, żeby odebrać szklankę i wypić łyk gorzkiego alkoholu. Wolał gin od whiskey, zdecydowanie. - Zdajesz sobie sprawę z tego, jak słabą mam głowę? - Przechylił trzymaną szklankę i dopił ostatni łyk. Dopiero pustą oparł o swoją skroń. Nieco się rozbudził - ale głównie przez to, że zaczął być podejrzliwy co do tej całe otoczki, jaką Flynn wobec tego robił.

- Mogę zacząć, jeśli mi objaśnisz tę drugą wersję. Brzmi jakby wymagała mnie ruchu - Usiadł powoli, oddając szklankę Flynnowi. A mniej ruchu było teraz wskazane, bo nadal nogi mu drżały. A kiedy Flynn mu w krótkiej formie powiedział o co chodzi to rzeczywiście mógł zacząć. Przez moment się zastanawiał. Głównej dlatego, że po głowie chodziło mu pytanie, którym nie powinien zabijać od startu tej zabawy. O Raziela. Potem o Alexandra. Potem o jego rodziców... ah. Dlatego nie lubił takich zabaw. - Jak lubisz spędzać swój wolny czas? Zakładając, że to czas w miarę spokojny. - Który nie wymaga siedzenia jak na szpilkach. I pomijając spędzanie go w łóżku.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: The Edge (10558), Laurent Prewett (11210)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa