Stanley Andrew Borgin & Brenna Longbottom
"Zemsta cukiernika"
Święta miały to do siebie, że były jednymi z lepszych możliwych dni, aby mieć nocne dyżury - oczywiście według Stanleya. No bo nie oszukujmy się, co ludzie mogli wtedy zgłaszać? Kuzyn napluł mi do barszczu? Wujek zjadł mojego pieroga? Siostra polizała mi babeczkę, którą miałem upatrzoną od wczoraj? Bez szans, aby ktokolwiek zareagował na takie bezsensowne zgłoszenie.
W takim obrocie spraw, nie pozostawało nic innego jak siedzieć, pić kawę i pisać jakieś zaległe raporty, a może i zagrać partyjkę w karty jak czas pozwolił. Najważniejsze jednak było to, aby unikać jednej osoby - Brenny Longbottom i jej wszystkich nadgodzin.
Z części tablicy, która była dostępna dla brygadzistów, wynikało, że akurat ta przewspaniała osoba musiała mieć dyżur też tego dnia. Nic nowego. Zawsze ma dyżur. Wariatka Stanley komentował to jakże słusznie i poprawnie we własnych myślach. No bo na brodę samego Merlina, mogła sobie chociaż raz odpuścić dla dobra wszystkich. Dla zdrowia psychicznego Borgina.
W tym jakże wspaniałym dniu, była tylko jedna rzecz, która niepokoiła Stanleya. Mianowicie tablica z obecnościami, według której wynikało, że... tylko on i Brenna znajdują się aktualnie w budynku Ministerstwa, a reszta gdzieś wybyła na patrole czy została oddelegowana do innych zadań. Nosz kurwa mać. Jakim cudem... Sprawdźmy jeszcze raz...
Niestety. Tablica się nie myliła. Stinger na Pokątnej z Greegrassem. Buckhold wraz z Averym. Smith i Johnson na Horyzontalnej... A reszta? Też gdzieś chodziła.
Wszystko wskazywało na jedno - jeżeli cokolwiek by się wydarzyło, Borgin, musiałby interweniować wraz z Longbottom. Nie pozostawało mu więc nic innego jak modlić się, aby nic się tego wieczora nie stało i nikt więcej nie potrzebował ich pomocy. Stanley niewiedzał jeszcze jak bardzo się mylił. A mylił się bardzo...
Chwilę po godzinie 22 przyszła wiadomość z prośbą o sprawdzenie sklepu cukierniczego "S.Łodka & B.Ułka", który należał do małżenstwa pochodzącego gdzieś z Europy Wschodniej. Według zgłoszenia, było słychać jakiś huk i krzyki ze środka, co zaniepokoiło innych mieszkańców w okolicy.
Nazwiska nie brzmiały na angielskie, ale to nie było najgorszym w tym wszystkim. Dużo gorsze było polecenie, które padło niedługo później, a brzmiało krótko i zwieźle... Longbottom i Borgin, sprawdźcie to... W tym momencie, Stanleyowi nie pozostało nic innego jak zrobić znak krzyża i modlić się, aby to jakoś poszło.
Pod wskazany adres dotarli dosyć szybko, drzwi do cukierni były zamknięte, a ze środka nie było widać żadnego światła. Nieopodal jednej klatki stała jakaś kobieta, która po podaniu swoich danych osobowych, zaczęła wkrótce opowiadać co usłyszała i co ją zaniepokoiło.
- Siedziałam sobie jak gdyby nigdy nic podczas kolacji wraz ze swoimi dziećmi i cały czas coś tam tłukło. Ale to tak tłukło... Łiłiiiłii łeełeee... I tak bez przerwy. Merlinie. Ani spać, ani się położyć... Co tu zrobić? - żaliła się - Więc postanowiłam zawiadomić brygadę uderzeniową o tym... A to bardzo miłe małżeństwo było. Pomocne. Kochali się przecież. Trochę bił żonę, ale wypieki pierwsza klasa... - zakończyła, wycierając swój nos w bawełnianą chusteczkę. Kobieta wyglądała na bardzo przejętą zaistniała sytuacją.
Stanley odnotował to co powiedziała w swoim notatniczku i żałując, że tamta pani przestała już mówić, zwrócił się do swojej - niestety - współtowarzyszki wieczorku.
- Ekhhmmm... Cóż... - odchrząknął - Chyba powinniśmy wejść jakoś do środka, aby sprawdzić co tam zaszło? - zapytał Brenny, spoglądając w kierunku klamki od drzwi do tego przybytku. Wparowanie siłowe zawsze brzmiało jak jakieś rozwiązanie.
- Ja bym uważała na państwa miejscu, bo Brunon krzyczał coś, że... - kobieta ściszyła odrobinę głos, chcąc mieć pewność, że nikt inny jej nie usłyszy - To jeszcze nie jest moja finalna forma... - powtórzyła, rozglądając się odrobinę panicznie po ulicy - Mówił to z jakimś takim... Nie wiem... Fanatyzmem w głosie? Proszę na siebie uważać - dodała jeszcze, oddalając się z powrotem do swojej klatki. Nie miała zamiaru przeszkadzać.
- Nie brzmi to zbyt ciekawie. Jakieś porachunki cukierników? A może wojna ciastkarzy? - zaproponował, wyciągając różdżkę przed siebie, wszak nie chciał ryzykować, a i tak zapewne musieli wykorzystać przymusowe wejście do lokalu. Wszystko w imię zasady - służyć, chronić i pomagać... czy jak to tam szło.
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972