14.01.2025, 12:39 ✶
Brenna też nie wiedziała, co dolega chłopakowi: rozumiała tylko tyle, że było to coś złego i prawdopodobnie o magicznym podłożu. Mogłaby jeszcze zakładać, że upił się i oszalał, ale nie w sytuacji, w której wcześniej tyle było tutaj utonięć i w pewnym sensie w sprawę były zamieszane osoby powiązane z magicznym światkiem.
Przemieściła się błyskawicznie ku swojemu plecakowi, wciąż skrytemu w krzakach, żeby chwycić kajdanki, chociaż nie skuła na razie niedoszłego topielca: ot chciała mieć je pod ręką. Nie wiedziała, czy Thomas zdoła odczarować mugola nie zdejmując z niego zaklęcia rozpraszającego, a i nie mogła być pewna, jak długo chłopak i bez tego zostanie nieprzytomny. Na wszelki wypadek machnęła różdżką, zagęszczając nieco powietrze pomiędzy nimi a jeziorem – wprawdzie teleportowali się tutaj właśnie po to, by zwiększyć odległość między nimi, a bawiącymi się na drugim brzegu, ale gdyby młodzieniec zaczął krzyczeć naprawdę, naprawdę bardzo głośno… mogliby go usłyszeć.
A potem Brenna odsunęła się, po prostu czekając aż Thomas skończy działać. Czekała w pobliżu, gotowa w każdej chwili dopaść do chłopaka, gdyby trzeba było go obezwładnić.
Początkowo nic się nie działo.
Zerknęła na Figga pytająco, kiedy skończył rzucać swoje czary, niepewna, czy podziałały, czy nie. A potem przyklękła przy chłopaku, gdy jego powieki lekko zadrgały, a z ust wydobyło się jęknięcie.
– Hej, słyszysz mnie? – spytała. – Pamiętasz, co się stało?
Otworzył oczy i spojrzał na nich, trochę nieprzytomnie, ale spojrzenia nie miał już tak pustego, jak wcześniej. Zakasłał, a potem usiadł, rozglądając się wokół z pewną paniką.
– Co… co się stało?
– Wyciągnęliśmy cię z jeziora – przypomniała. – Pamiętasz, jak do niego wpadłeś?
Wciąż wszyscy byli mokrzy, chociaż już nie tak jak chwilę wcześniej: ciepły wiatr, który przez chwilę ich owionął, trochę wysuszył ubrania. Chłopak zacisnął palce na swojej wilgotnej koszulce i odsunął się trochę, jakby chciał zwiększyć pomiędzy nimi odległość.
– Ja… – zaczął, zaciął się na chwilę i pokręcił głową, trochę bezradnie. – Poszedłem w krzaki, no wiecie… a potem… potem ktoś mnie wołał? Brzmiał jak Crystal, ale ona…
Urwał nagle i zacisnął wargi, zerkając na nich z nową paniką.
– Musiałem wypić piwo za dużo. Może się potknąłem? Dzięki. Za pomoc. Gdzie są moi przyjaciele? – spytał, spróbował nawet wstać, chociaż musiało się mu zakręcić w głowie, bo niemal natychmiast opadł z powrotem na trawę.
Brenna sięgnęła ku niemu, łapiąc go za ramię, tak na wszelki wypadek. Dzwonki alarmowe już nie tylko dzwoniły w jej głowie, a wygrywały stały rytm. Jeśli słyszał Crystal i sam nie był pewien, jak trafił do wody, prawnie na pewno został zaklęty: a coś w jego zachowaniu zdawało się po prostu ogólnie rzecz biorąc podejrzane.
– Zniosło cię kawałek, nie wstawaj lepiej jeszcze, pójdę po nich – zapowiedziała po szybkiej kalkulacji. Nie chciała zostawiać tutaj z nim Thomasa samego, ale też gdyby się zamienili i jeśli ona posłałaby go do Ministerstwa, zanim zdołałby zgarnąć kogoś, kto mógł w razie potrzeby zahipnotyzować mugola, minęło za dużo czasu. – Sprowadzę pomoc – dodała, zwracając spojrzenie na Thomasa, chcąc mi niewerbalnie przekazać, że ta pomoc wcale nie oznaczała, że pobiegnie na miejsce, w którym bawiła się reszta, a do Biura.
Przemieściła się błyskawicznie ku swojemu plecakowi, wciąż skrytemu w krzakach, żeby chwycić kajdanki, chociaż nie skuła na razie niedoszłego topielca: ot chciała mieć je pod ręką. Nie wiedziała, czy Thomas zdoła odczarować mugola nie zdejmując z niego zaklęcia rozpraszającego, a i nie mogła być pewna, jak długo chłopak i bez tego zostanie nieprzytomny. Na wszelki wypadek machnęła różdżką, zagęszczając nieco powietrze pomiędzy nimi a jeziorem – wprawdzie teleportowali się tutaj właśnie po to, by zwiększyć odległość między nimi, a bawiącymi się na drugim brzegu, ale gdyby młodzieniec zaczął krzyczeć naprawdę, naprawdę bardzo głośno… mogliby go usłyszeć.
A potem Brenna odsunęła się, po prostu czekając aż Thomas skończy działać. Czekała w pobliżu, gotowa w każdej chwili dopaść do chłopaka, gdyby trzeba było go obezwładnić.
Początkowo nic się nie działo.
Zerknęła na Figga pytająco, kiedy skończył rzucać swoje czary, niepewna, czy podziałały, czy nie. A potem przyklękła przy chłopaku, gdy jego powieki lekko zadrgały, a z ust wydobyło się jęknięcie.
– Hej, słyszysz mnie? – spytała. – Pamiętasz, co się stało?
Otworzył oczy i spojrzał na nich, trochę nieprzytomnie, ale spojrzenia nie miał już tak pustego, jak wcześniej. Zakasłał, a potem usiadł, rozglądając się wokół z pewną paniką.
– Co… co się stało?
– Wyciągnęliśmy cię z jeziora – przypomniała. – Pamiętasz, jak do niego wpadłeś?
Wciąż wszyscy byli mokrzy, chociaż już nie tak jak chwilę wcześniej: ciepły wiatr, który przez chwilę ich owionął, trochę wysuszył ubrania. Chłopak zacisnął palce na swojej wilgotnej koszulce i odsunął się trochę, jakby chciał zwiększyć pomiędzy nimi odległość.
– Ja… – zaczął, zaciął się na chwilę i pokręcił głową, trochę bezradnie. – Poszedłem w krzaki, no wiecie… a potem… potem ktoś mnie wołał? Brzmiał jak Crystal, ale ona…
Urwał nagle i zacisnął wargi, zerkając na nich z nową paniką.
– Musiałem wypić piwo za dużo. Może się potknąłem? Dzięki. Za pomoc. Gdzie są moi przyjaciele? – spytał, spróbował nawet wstać, chociaż musiało się mu zakręcić w głowie, bo niemal natychmiast opadł z powrotem na trawę.
Brenna sięgnęła ku niemu, łapiąc go za ramię, tak na wszelki wypadek. Dzwonki alarmowe już nie tylko dzwoniły w jej głowie, a wygrywały stały rytm. Jeśli słyszał Crystal i sam nie był pewien, jak trafił do wody, prawnie na pewno został zaklęty: a coś w jego zachowaniu zdawało się po prostu ogólnie rzecz biorąc podejrzane.
– Zniosło cię kawałek, nie wstawaj lepiej jeszcze, pójdę po nich – zapowiedziała po szybkiej kalkulacji. Nie chciała zostawiać tutaj z nim Thomasa samego, ale też gdyby się zamienili i jeśli ona posłałaby go do Ministerstwa, zanim zdołałby zgarnąć kogoś, kto mógł w razie potrzeby zahipnotyzować mugola, minęło za dużo czasu. – Sprowadzę pomoc – dodała, zwracając spojrzenie na Thomasa, chcąc mi niewerbalnie przekazać, że ta pomoc wcale nie oznaczała, że pobiegnie na miejsce, w którym bawiła się reszta, a do Biura.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.