• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[29.08.1972] Oprócz marzeń warto mieć papierosy. | Norka & Erik

[29.08.1972] Oprócz marzeń warto mieć papierosy. | Norka & Erik
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#1
24.10.2024, 23:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2025, 16:00 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III

Cóż, spotkanie Zakonu zakończyło się dosyć mocno dramatycznie. Nie do końca przewidywała taki rozwój sytuacji, zaniepokoiło ją to. Wychodziło na to, że każdy miał swoją inną wizję tej organizacji, mogły pojawić się spięcia, miała tego świadomość, tylko warto je było od razu wyjaśniać, w tej sytuacji niestety została wybrana inna opcja. Ludzie zaczęli wychodzić niezadowoleni z tego, co mówili inni. To nie było odpowiednie podejście. Strasznie ją to martwiło, bo niedopowidzenia nie wróżyły niczego dobrego.

Postanowiła skorzystać z okazji i znalazła się na gangu ze swoim najbliższym przyjacielem. Oni akurat nie unieśli się za bardzo podczas tej rozmowy, nie zmieniało to jednak faktu, że potrzebowała odreagować. Zamierzała palić papierosy! Nie zdarzało się to często, wręcz przeciwnie, raczej unikała nałogów, jednak bywały chwile jak ta, podczas których nie do końca sobie radziła z emocjami, które ją wypełniały i chciała dać im upust. Wiedziała, ze ta metoda przynosi ukojenie, dlatego postanowiła po nią sięgnąć.

Wyszli z Erikiem na zewnątrz, nie miała pojęcia, gdzie pobiegł Thomas, podejrzewała, że jest w tej chwili gdzieś z Millie, bo wspomniał jej o niej ostatnio, to też ją nieco martwiło, bo wydawało jej się, że akurat jemu przydałaby się jakaś stabilna osoba u boku, skoro sam ledwie sobie dawał radę ze swoimi emocjami, Moody nie była w najlepszym stanie, Nora obawiała się, że przy niej jej bratu może się jeszcze pogorszyć, wiedziała, że ostatnio nie był w najlepszym humorze, a kiedyś już skończyło się to nie najlepiej. To była kolejna rzecz, która ją martwiła.

Usiadła sobie na ganku, czekała, aż Longbottom zajmie miejsce obok niej, dobrze było go mieć obok siebie w takich sytuacjach, jego obecność przynosiła jej spokój, chociaż chwilowy.

Niebo już się ściemniło, nadszedł wieczór, księżyć oświetlał okolicę, no i gwiazdy, było je tu widać bardzo wyraźnie, nie to co w Londynie, gdzie zdecydowanie miejskie światła przeszkadzały w docenianiu piękna natury.

- Nie spodziewałam się, że to spotkanie, aż tak eskaluje. - Powiedziała cicho, wydawało jej się, że dobrze byłoby przegadać z nim to, co się właściwie przed chwilą wydarzyło.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#2
16.01.2025, 00:00  ✶  
Emocje nieco z niego opadły, kiedy opuścił duszne od emocji wnętrze Księżycowego Stawu. Za dużo sprzecznych opinii. Brak skupienia. Brak zrozumienia dla perspektywy innych. Może nawet rażący brak zainteresowania życiem postronnych, ale... Czy w sumie można było ich winić? Przez te wszystkie miesiące praca na rzecz organizacji stała się praktycznie ich drugą naturą. A ryzykowali bardzo dużo, stając w opozycji nie tylko wobec Śmierciożerców, ale też poniekąd Ministerstwa Magii. Chwilami. Czasami.

— Mhmm… A próba zachowania kapki zdrowego rozsądku w tym wszystkim tylko przyprawia o dodatkowy ból głowy — zawtórował Norze, dorzucając przy okazji swoje trzy knuty na temat całej tej sytuacji.

Wypuścił powoli powietrze z płuc i wysunął z kieszeni fajki, których nie zdołał wypalić tego lata. Aż dziwne, że cokolwiek się ostało, biorąc pod uwagę tę całą kaskadę niespodziewanych zdarzeń ostatnich tygodni. Chyba jednak znam jako tako pojęcie umiaru, skomentował bezgłośnie, obracając niepewnie paczkę w dłoniach, jakby zastanawiał się, czy sytuacja, w jakiej się znaleźli, faktycznie osiągnęła poziom krytyczny. Po chwili jednak podsunął przyjaciółce jednego papierosa. Nie było wyjścia; zapalenie było obecnie najzdrowszą opcją.

— Naprawdę potrafię zrozumieć obie strony, wiesz? — mruknął, wyciągając z drugiej kieszeni swoją zdobioną zapalniczkę, co by w razie potrzeby poratować pannę Figg ogniem. — Jesteśmy w nieciekawej sytuacji przez to wszystko, a ja... Ja naprawdę nie myślałem, że to wszystko będzie tyle trwać.

Wbił wzrok w ziemię, mimowolnie wracając myślami do pierwszych dni po Beltane, kiedy za każdym razem, gdy zerkał w niebo, spodziewał się, że ujrzy nad Doliną Godryka lub Londynem symbol Czarnego Pana i jego Śmierciożerców. Może i działania bohaterów z Polany Ognisk pokrzyżowały plany Voldemorta, co uratowało społeczność czarodziejów przed inwazją lub przewrotem politycznym, ale chyba nic nie przygotowało Zakonu Feniksa na to, jak uciążliwe będzie czekanie na to, co miało dopiero nadejść.

Przygotowania. Przygotowania. Przygotowania. I lizanie własnych ran w międzyczasie, kiedy wyszło na jaw, że rytuały kowenu namieszały jeszcze w życiu prywatnym wielu osób. O ile straszniejszy byłby świat, gdyby faktycznie znaleźli się pod okupacją czarnoksiężników, ale o ile prościej by było rozsądzić, jak powinni się zorganizować. Wówczas wszystko było prostsze, a większość odcieni szarości zapewne rozbłysłoby bielą lub nasiąknęłoby ciemnością. A tak? Wieczne niewiadome. Problemy z zaufaniem. Szafowanie bezpieczeństwem aktualnych członków organizacji, jak i ludzi, którzy potencjalnie mogliby pomóc.

— Potrzebujemy ludzi, co do tego nie mam wątpliwości, ale im dłużej trwamy w tym zawieszeni, tym bardziej się cieszę, że niektórzy po prostu nie muszą się z tym liczyć. Nieświadomość twoim błogosławieństwem, czy coś w tym guście. — Westchnął cicho. — To wszystko wyglądało inaczej na samym początku, a nie minęły jeszcze pełne dwa lata.

Uśmiechnął się niewesoło, przypominając sobie, jak wyglądało jego własne przyjęcie do Zakonu Feniksa. Plotki o zbierających się przyjaciołach. Nora, która poleciła mu rozmowę z Patrickiem. Niezmiernie ciekawe Yule w Warowni, kiedy faktycznie zaczęło do niego dochodzić to, że Brenna już wiedziała, co się święci i nie zamierzała patrzeć na to wszystko z boku. Dopóki żyli momentem od jednego zadania do drugiego, jednej próby wykazania się do drugiej było lepiej. Prościej.

— A jak ty się z tym czujesz? — spytał w oczekiwaniu, zapalając w końcu i swojego papierosa. — Bądź co bądź, jesteś w trochę innej sytuacji od większości. Brak przeszkolenia jak brygadzistka czy inna specjalistka od cholera-wie-czego, co się kryje w Departamencie Tajemnic. — Przekrzywił głowę, co by lepiej przyjrzeć się Norze. — Jesteś też bliżej ludzi. Takich no... Zwykłych. Przez klubokawiarnię.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#3
16.01.2025, 22:27  ✶  

Nora nie do końca nadążała za tym, co działo się podczas spotkania. Każdy miał do powiedzenia mniej lubi więcej, każdy uważał, że jego opinia była najważniejsza. Będzie musiała przetrawić to wszystko, co usłyszała, żeby znaleźć jakiś złoty środek, żeby spróbować określić swoją własną opinię, bo póki co chyba nie była w stanie tego zrobić. Zbyt wiele słów padło, żeby mogła od razu określi, co o tym wszystkim myśli.

- Tak, nie wiem, jak można zachować zdrowy rozsądek, gdy każdy ma coś do powiedzenia i każdy zupełnie inne zdanie. Powinniśmy to wszystko przegadać na spokojnie, albo po pijaku, po pijaku dochodzi się przecież do najlepszych wniosków. - Czasem też do bójek, gdy dyskusje robiły się nazbyt zaognione, ale kto by się tym przejmował. Danie sobie po twarzy raz, czy dwa mogłoby nieco uspokoić towarzystwo.

Sięgnęła do paczki papierosów, którą Erik przysunął w jej stronę, wyciągnęła z niej jedną fajkę i wsadziła ją sobie do ust. To było wyjątkowe, bo Nora naprawdę bardzo rzadko sięgała po papierosy, ale teraz musiała jakoś odreagować to, co się przed chwilą wydarzyło, to wydało jej się najprostszą metodą.

- Wiem, bo wydaje mi się, że ja też. - Ona i Erik byli chyba najmniej zaangażowani w ten spór, który się pojawił. Sama Figg zresztą nie czuła się na tyle upoważniona, aby mogła opinować na temat tego, czy komuś można było zaufać. Nie mogli nigdy być tego pewni w stu procentach.

- Myślę, że nikt się nie spodziewał. Najgorsze jest to, że póki co nie widać końca i mam wrażenie, że będzie tylko gorzej, bo oni dopiero pokazują na co ich stać. - Śmierciożercy przestali mieć jakiekolwiek granice, zaatakowali podczas Beltane, sabat - miejsce, gdzie było pełno różnych czarodziejów, tych czystokrwistych też. Najwyraźniej mieli już głęboko to, o co walczyli, bo przecież zginęli tam różni ludzie. Ci, którzy ich zdaniem mogli mieć prawo, aby żyć w magicznym świecie, jak i co, których chcieli się pozbyć.

- Tak, potrzebujemy ludzi, bo oni również rosną w siłę, nie poradzimy sobie bez dodatkowych różdżek, tylko skąd możemy wiedzieć, komu tak naprawdę powinniśmy ufać? Sam wiesz, jak jest. My wszyscy znamy się od lat, wiemy, że możemy na siebie liczyć. - Może nie ze wszystkimi była na równie bliskiej stopie, jednak Zakon przecież został założony bardziej jako grupa przyjaciół, znajomi, ich bliscy znajomi, osoby, które faktycznie mogli darzyć zaufaniem. Co jeśli wkradłby się do nich ktoś, kto by ich zdradził, kto wybrałby rodzinę, czy jeszcze kogoś innego? Co wtedy? Czy byli gotowi na to, aby stracić życie przez takie decyzje?

- Tak, dwa lata temu nie wydawało mi się, że może zrobić się, aż tak strasznie. - Śmierciożercy najwyraźniej przestali mieć jakiekolwiek opory przed tym, co robili.

- Jak ja się z tym czuję? - Co ona mogła mu teraz powiedzieć. Zawsze było jej głupio, że nie miała odpowiedniego przeszkolenia, że nie mogła im aktywnie pomagać, walczyć z nimi ramię w ramię na froncie. - Źle, jest mi cholernie trudno z tym, że jedyne co mogę robić to przygotowywać dla was eliksiry, że tak naprawdę do niczego więcej nie jestem przydatna. - Chyba jeszcze z nikim nie dzieliła się tym wprost. Jasne, czasem przynosiła pączki, zioła, kadzidła, wszystko co mogło podnieść morale, ale nie wydawało jej się, aby jej przynależność do Zakonu była równa z całą resztą, ona trzymała się najbardziej z boku ich aktywności.

- Jestem i wiem, że ludzie się boją, nikt nie wie, co może przynieść jutro, ale na to chyba nie możemy nic poradzić. - Bo właściwie w jaki sposób mieliby ich uspokoić?

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#4
19.01.2025, 17:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.01.2025, 17:58 przez Erik Longbottom.)  
— Tak. Wiem — przyznał gładko, próbując ukryć ciężar tych pojedynczych słów w swoim głosie.

Znał Norę od dziecka, podobnie jak znaczną część pierwszych kilku fal osób zrekrutowanych do szeregów Zakonu Feniksa. Tak to jest, kiedy wprowadzasz do organizacji znaczną część swojej najbliższej rodziny i ich sojuszników. Czy w takim razie powinien na przekór instynktowi przyklasnąć Morfeuszowi, kiedy wspomniał o Anthonym? Owszem, przydałby im się, jednak... Czy naprawdę powinni go stawiać przed tym wyborem? Czemu mieliby rościć sobie prawo do tego, aby stawiać inne prominentne osoby w sytuacji, gdzie musiałyby wybrać rzucenie się w wir niebezpieczeństwa?

Zerknął kątem oka na blondynkę. Czy i ona stanie niedługo przed podobnym wyborem? Chociaż znał Samuela stosunkowo od niedawna, tak wiedział, że z Norą i Brenną łączy go bardzo dużo. Może większość jego zdolności leżała w rzemiośle, ale przecież przy tym też mógłby się przydać. Czy i na nim kiedyś zawiśnie widmo prośby o pomoc ze strony Zakonu Feniksa i wprowadzenia do jego życia jeszcze większego chaosu, po tym, jak został przymusowo relokowany poza Knieję Godryka i musiał zmierzyć się na nowo z całym głośnym światem czarodziejów?

— Łatwo było zorganizować zryw, dopóki wiele się o nim nie myślało — mruknął, wypuszczając dym papierosowy przez usta ku fasadzie Księżycowego Stawu. — Albo inaczej: nie skupiało. Dopóki działaliśmy instynktownie, starając się po prostu robić coś dobrego z tym, co mamy było nieporównywalnie łatwiej. A teraz... Eh, struktura, struktura, struktura. I wybory. Trudne wybory.

Nie zazdrościł Brennie. Nie dziwił się, że presja wywierana na nią z tak wielu kierunków mogła jej narobić problemów. Jako Lewa Ręka tworzyła struktury organizacji od samego początku, ale była też swego rodzaju łącznikiem między Albusem a resztą jego sojuszników. Musiała bardzo ostrożnie postępować, co by zachować porządek w szeregach Zakonu Feniksa. Dopóki chodziło o pięciu-sześciu przyjaciół i krewnych było prosto, ale teraz wypływali na nieznane wody. Znajomi znajomych. Kontakty z którymi mieli się spotkać po raz pierwszy. Ludzie znani jedynie z reputacji.

— Przynajmniej kiedy kończysz warzyć jakiś eliksir i schować go do spiżarki Zakonu, to jesteś jako tako pewna, że odwaliłaś dobrą robotę — kontynuował Erik, starając się znaleźć jakiś jasny punkt pośród wątpliwości przyjaciółki. — Nie ciskasz zaklęciami jak Brygadzistka, ale twojemu kunsztowi nie powstydziliby się nawet pracownicy Świętego Munga. Możesz chomikować zapasy. Zawsze mieć nadwyżkę eliksirów. A bojówka? Ciągłe niewiadome, a trening nie zawsze cokolwiek daje.

Zamilkł na moment.

— Podczas walk na Beltane byłem jeszcze z dwoma innymi osobami, a i tak ledwo daliśmy radę jednemu Śmierciożercy, który próbował wyczarować jakiegoś... anty-patronusa — przypomniał sobie, mimowolnie wracając myślami do starcia w jakim brał udział w asyście Charlesa i Heather. — Doświadczenie z Brygady mogło mnie co najwyżej pokierować ku temu z czym mam do czynienia, ale nie pomogło mi zbytnio w samej walce z nim. Koniec końców trzeba było zdać się na los. I szczęście. Dużo szczęścia.

Wypuścił powoli powietrze przez usta.

— Odnoszę wrażenie, że od Beltane jesteśmy w kompletnym rozkroku. Wszystkich nosiło, żeby jakoś odpowiedzieć na śmierć Derwina, a na dobrą sprawę do niedawna był względny spokój. A przecież wszyscy czują, że ''coś'' się szykuje. Tylko nie wiadomo co i kiedy dokładnie.

Pokręcił powoli głową. Brzmiał zupełnie jakby chciał, żeby kraj pogrążył się w konflikcie. O ile łatwiej byłoby dać się ponieść emocjom zamiast ciągle gasić te same pożary i próbować podtrzymać morale. A jak sama wspomniała Figg, przecież nie mogli też tego robić na szeroką skalę. Nie mógł wyjść do dziennikarzy podczas przyjęcia charytatywnego i kłamać im w żywe oczy, że wszystko będzie dobrze. Trzeba było ostrzegać. Ale kto chciałby skupiać, skoro w ostatnich tygodniach największym problemem było to, że arcykapłanka kowenu próbowała poświęcić dziewczynę na ołtarzu?


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#5
19.01.2025, 23:04  ✶  

Zakon tworzył się naturalnie. Wciągali do niego swoich najbliższych, właściwie to przecież w większości znali się od zawsze. Rodzeństwa, przyjaciele, ci którym ufali najbardziej. Sama pamiętała, jak rozmawiała z Patrickiem, była mile zaskoczona, że postanowił wciągnąć ją do pomocy, bo nigdy nie wydawało jej się, że mogłaby być jakimś szczególnie atrakcyjnym nabytkiem dla osób, które faktycznie chciałyby się stawiać wrogom. Od razu się zgodziła, bo przecież Figgówna nie była w stanie zaakceptować tego, że niewinnym ludziom dzieje się krzywda, bez chwili zawahania zdecydowała się więc na to, że będzie im pomagać. Nie mogłaby postąpić inaczej, zwłaszcza, że później dołączyli do niej Erik czy Thomas, a okazało się również, że Brenna, Mavelle i cała reszta już działają aktywnie. Nie miała innego wyboru, to wydawało jej się być jedynym słusznym posunięciem.

- Tak, to brzmi pogmatwanie, za bardzo skupiamy się na tym co kto ma robić, zamiast po prostu robić. - Przynajmniej w oczach Nory. Nie, żeby była jakąś specjalistką, ale kiedyś wszystko wydawało się prostsze. Jasne, wtedy też Zakon miał mniejszą ilość członków, jednak może warto byłoby wrócić do korzeni i po prostu działać. Nie do końca wiedziała, jak powinni ustosunkowywać się do nowych członków, bo przecież ci, którym najbardziej ufali już dawno z nimi współpracowali, byli pierwszym, oczywistym wyborem, teraz? Teraz wszystko nieco bardziej się komplikowało.

Nie myślała o tym, czy powinna powiedzieć Samuelowi o tym, co robi w wolnym czasie, aktualnie wydawało jej się, że mogłoby to być dla niego zbyt wiele, w końcu musiał opuścić swój dom, do tego dowiedział się, że Mabel była faktycznie jego córką, to było wiele, nie chciała mu dokładać, nie wątpiła jednak, że kiedy pojawi się jakaś potrzeba to przyjdzie im z pomocą, nawet nieoficjalnie przecież mogli go prosić o przysługi. Wolałaby go trzymać od reszty z daleka.

Brenna miała sporo na swoich barkach, miała świadomość, że trudno jest zarządzać taką grupą ludzi, o takich różnych charakterach, każdy miał coś do powiedzenia, każdy próbował przepchnąć swoje racje, ale ktoś musiał być odpowiedzialny za podejmowane przez nich decyzje, Longbottomówna była rozsądna, Nora ufała temu, co zamierzała zrobić, na pewno nie pozwoliłaby, aby komuś z nich stała się krzywda.

- Cóż, to nie jest nic trudnego, wiesz, że od dziecka lubiłam się bawić eliksirami, w sumie to nie różni się zbytnio od gotowania, wystarczy trzymać się przepisów i już. - Nie uważała, żeby jej umiejętności były wybitne, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że nie każdy potrafił odnaleźć się między recepturami, czy magicznymi składnikami tak jak ona. Przychodziło jej to bardzo lekko i naturalnie, zresztą miała zamiar w najbliższym czasie nieco poeksmerymentować, aby stworzyć nowe receptury, które Zakon będzie mógł wykorzystywać. Musieli mieć możliwość zaskoczyć wrogów, chętnie byłaby za to odpowiedzialna, bo może nie była w stanie rzucać zaklęciami na prawo i lewo, ale akurat tutaj - tutaj naprawdę nie istniały dla niej praktycznie żadne granice.

- W Brygadzie nie musieliście walczyć z czymś takim, nic dziwnego, że nie do końca wiedzieliście, jak to robić. Teraz przynajmniej wiecie na co ich stać. - W końcu na co dzień nie spotykali się z takimi zaklęciami, nie wszyscy byli wyszkoleni do biegania za czarnoksiężnikami, a aurorów było zbyt mało, aby poradzić sobie ze wszystkimi. - Musicie próbować innych metod, cóż, oni sięgają po te najgorsze. - Nie miała pojęcia w jaki sposób powinni z tym walczyć, trochę nie do końca dobrą opcją było korzystanie z podobnych sposobów, co śmierciożercy bo przecież to była droga ku utracie swojego społeczeństwa, chociaż czasem, czasem nie było innego wyboru. Zresztą jej przyjaciele robili to z dobrych pobudek, chcieli chronić niewinnych.

- Tak, nie możemy przewidzieć tego, co się wydarzy, a właściwie to zawsze po prostu reagujemy na to, co oni robią. Może wypadałoby ten pierwszy raz spróbować być krok przed nimi, tyle, że nie wiem, jak moglibyśmy to zrobić, to oni rozdają karty. - Nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Też nie była na tyle doświadczona, aby znaleźć jakiś sposób na to, aby to się odwróciło. Wierzyła jednak, że nadejdzie ten moment, kiedy to się odmieni.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#6
26.01.2025, 20:55  ✶  
— Chciałbym wierzyć, że pewnego dnia nie obudzimy się z przysłowiową ręką w nocniku, kiedy okaże się, że wszystkie nasze działania okażą się daremne — mruknął pod nosem.

Z jakiegoś powodu scenariusz ten wydawał mu się aż nazbyt prawdopodobny. Nie wynikało to jednak z tego, że Zakon za mało robił. Bądź co bądź, w momencie, kiedy mogli nieoficjalnie zająć się po prostu doprowadzeniem swojego życia do porządku w ostatnich miesiącach... Działali. I to dosyć mocno. Misja na wyspie. Praca nad nową rezydencją Zakonu Feniksa. Szukanie potencjalnych kontaktów pośród znajomych. To też była swego rodzaju działalność. Może nie czatowali na Śmierciożerców i innych przestępców przy przejściu ze Śmiertelnego Nokturna na Pokątną, ale to dalej było coś... Prawda?

— O ile kuchnia i narzędzia z tobą współpracują. Ze mnie zawsze wolały sobie robić żarty — napomknął Erik, uśmiechając się niewyraźnie na wspomnienia korepetycji, jakich udzielała mu Nora w szkolnej kuchni, kiedy okazywało się, że receptura z podręcznika przerasta jego możliwości. — Gdybym miał się babrać w jakichś poważnych miksturach, to bym chyba zwariował. Zarówno przy samym przygotowaniu składników, jak i w oczekiwaniu na to, aż ktoś użyje mojego eee wyrobu. Żebym wiedział, że naprawdę działa.

A te wszystkie wyrzuty sumienia, gdyby dana mieszanka okazała się za słaba? Albo okazało się, że kluczowy efekt działa z opóźnieniem przez to, że źle rozdusił ziarna jakieś rośliny lub nieprawidłowo przecedził śluz ropuchy albo innego magicznego stworzenia? Ugh… Masakra.

— Globalna inwigilacja i sprawdzenie wszystkich pracowników Ministerstwa Magii niestety nie wchodzi w grę — skomentował słowa Nory. — Nawet gdyby tuż po Beltane pojawiła się okazja ku temu, aby przepchnąć podobną akcję, to Wizengamot najprawdopodobniej by ją odrzucił. A wątpię, żeby Bones i Moody jakoś chętnie wyszliby z podobnymi działaniami na własną rękę. — Westchnął ciężko. — Czasem się zastanawiam, o ile lepiej by nam się żyło, gdybyśmy nie spędzili ostatnich kilku lat, zastanawiając się, skąd nadejdzie nowe zagrożenie.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#7
27.01.2025, 22:46  ✶  

- Nie wydaje mi się, aby miały okazać się daremne, wiesz, sama świadomość, że cokolwiek robimy jest nie najgorsza. - Mogli być jak cała reszta, która ignorowała problem. Może działali nieco po omacku, ale przynajmniej nie siedzieli z założonymi rękoma. Jasne, efekty były ważne, ale czy najważniejsze? Istotne, że pomagali ludziom, którzy tego potrzebowali, może nie mogli uratować wszystkich, ale liczyło się to, że udało im się dać wsparcie chociaż niektórym jednostkom. Nie wszyscy byli skłonni ryzykować swoje własne życia po to, aby pomagać tym, którzy tego potrzebowali.

Może i działali nieco intuicyjnie, może nie do końca potrafili się w tym wszystkim odnaleźć, ale to nie powstrzymywało ich przed zaangażowaniem się w sprawę. Zresztą musieli walczyć z wrogiem, który się ukrywał, chodził między nimi, poplecznicy Voldemorta nie mieli nawet na tyle odwagi, aby oficjalnie opowiedzieć się po jego stronie.

- Każdy z nas jest inny, ma różne predyspozycje, chyba jesteśmy już w takim wieku, że powinniśmy się z tym pogodzić. - Mimo, że czasem było jej głupio, że nie była szczególnie przydatna podczas akcji w terenie, to nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogłaby próbować to zmienić. Nie miała pewnych umiejętności, pogodziła się z tym, wolała nie przysparzać swoim najbliższym kolejnych problemów, jeszcze tego brakowało, aby musieli się o nią martwić podczas tych wszystkich swoich zajęć.

Przysunęła papierosa do ust i zaciągnęła się dymem, właściwie to spora jego część się żarzyła, przez to, że pochłonęła ją rozmowa z przyjacielem. - Mam tego świadomość, ale jestem pewna, że mijasz wielu wrogów na korytarzu ministerstwa, kto wie, może też przychodzą do mnie po pączki. To jest okropne, że nie mamy pojęcia, gdzie i kiedy mogą się pojawić. Na szczęście oni również nie wiedzą kim jesteśmy. - To był spory plus zważając na to, że Figgówna nie byłaby sobie w stanie poradzić w bezpośrednim starciu chyba z nikim. Miała nadzieję, że pozostanie anonimowa tak długo, jak to tylko możliwe. Cóż, znała członków Zakonu, ufała im i wierzyła, że tak pozostanie.

- Tak, nie sądzę, aby chcieli się teraz wychylać, pewnie też nie chcą rzucać się w oczy. - Co było chyba całkiem rozsądne? Tak przynajmniej podejrzewała, ale ona nie za bardzo znała się na metodach walki, więc to mogło być błędnym myśleniem. - Myślisz, że naprawdę lepiej by się nam żyło? Nie sądzę. Chyba nie umiałabym siedzieć z założonymi rękoma, wiedząc, że ludzie umierają, to gryzłoby mnie od środka. - Jasne, droga, którą wybrali nie należała do najprostszych, ale jej zdaniem była odpowiednia.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#8
19.02.2025, 13:39  ✶  
— Trochę racji masz — stwierdził z lekkim oporem Erik, rozglądając się bacznie na prawo i lewo. — Chociaż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w ten sposób narzucamy na siebie jeszcze większy ciężar. Wystarczy spojrzeć na Beltane. Tyle przygotowań... Zarówno ze strony Zakonu Feniksa, jak i Ministerstwa Magii, a koniec końców po prostu ograniczyliśmy skalę tego, co się wydarzyło na Polanie. — Wypuścił powoli powietrze z ust. — I cały czas jedno i to same pytanie: czy dało się zrobić coś więcej.

Czy ściągnięcie do pomocy dodatkowych sił w czymkolwiek by im pomogło? Czy poinformowanie przedstawicieli kowenu o potencjalnym zagrożeniu zachęciłoby ich do tego, aby rozszerzyć ochronę Polany Ognisk? A może poleganie na osób wewnątrz organizacji okazało się błędem i gdyby już te parę miesięcy wcześniej byli bardziej otwarci na rekrutowanie nowych osób, to świeży narybek mógłby potencjalnie przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę? Czy którykolwiek z tych elementów układanki mógłby sprawić, że wuj Derwin przetrwałby tamtą majową noc?

— Oficjalnie nie wiemy o sobie nawzajem — rzucił od niechcenia Erik, krzywiąc się na własne słowa. — Jeśli ktoś bardzo głośno mówi o swoich poglądach, to ściąga na siebie uwagę. Tak jak ja wprost zaatakowałem Śmierciożerców w wywiadzie po Beltane, tak radykałowie mogą zrobić coś w drugą stronę. Oczywiście radykał nierówna się Śmierciożercy, tak samo, jak osoba będąca przeciw czarnoksiężnikom nie równa się zakonnikowi, ale... Chyba rozumiesz, o co mi chodzi.

Machnął od niechcenia dłonią.

— Ale czy informacje o tych wypadkach faktycznie wpływałyby na twoje codzienne życie? — Uniósł badawczo brwi. — Ludziom zawsze może przydarzyć się jakaś katastrofa. Wypadki związane ze Śmierciożercami odbieramy intensywniej przez naszą działalność, ale nie jesteśmy też w stanie zapobiec wszystkiemu. — Westchnął ciężko, obracając papierosa w ustach. — Parę tygodni temu arcykapłanka kowenu próbowała złożyć w ofierze jedną ze swoich uczennic. Wielka tragedia i spory skandal, ale raczej nikt nie mógłby tego przewidzieć, ale czy zmieniło to jakoś twoje lub moje życie? Zmieniło naszą rutynę? Dopóki nie dotyczy nas to bezpośrednio to po prostu... Kolejna zła informacja w morzu wielu innych.

Ludzie mieli wystarczająco dużo swoich codziennych problemów, aby nadmiernie przejmować się tym, co ich bezpośrednio nie dotyczyło lub czego nie mogli zmienić za pstryknięciem palcami. Gdyby Śmierciożercy nie działali tak otwarcie, a zamiast porwań i ataków trzymaliby się bardziej w cieniu, to kto wie, może po dziś dzień byliby jedynie miejską legendą, o której szeptało się co najwyżej w biurach Brygady Uderzeniowej i kwaterze głównej Aurorów.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#9
22.02.2025, 22:45  ✶  

- Gdyby dało się zrobić więcej, to na pewno byśmy to zrobili. - Figgówna wydawała się być bardzo pewna w tych słowach. Nie wątpiła w to, że każde z nich robiło, co w ich mocy aby ograniczyć działania Voldemorta. Dawali z siebie wszystko, nie byli bierni, próbowali jakoś sobie radzić ze zdecydowanie trudniejszym przeciwnikiem, do tego działali po omacku. Jej zdaniem może nie osięgnęli jakiegos spektakularnego sukcesu, bo nie była ślepo patrzącą na świat optymistką, jednak naprawdę zaangażowali się w to, aby pomóc niewinnym. Zresztą jak zawsze, starali się jak tylko mogli uratować jak najwięcej osób, przeszkadzać w działaniach poplecznikó Voldemorta. Co innego mogli robić? Nie mieli zbyt wielu opcji.

Czy faktycznie powinni ściągać do organizacji jak najwięcej osób, nawet tych, których nie byli do końca pewni? Nie wiedziała do końca co o tym myśleć, im więcej osób, tym więcej możliwości na to, że ktoś pęknie i przekaże informacje komuś, kto nie powinien czegoś wiedzieć. Nie znała się zresztą na planowaniu takich działań, nie była specjalistką od tego, jak powinni sobie radzić podczas wojny. Mogła tylko i wyłącznie gdybać co było dla nich lepsze, a i tak nie miała pewności, że te rozważania miały jakikolwiek sens.

- Tak, zdaje sobie sprawę, po dwóch stronach jest wiele niewiadomych. - Nie mogli być pewni kto faktycznie angażował się mocniej w działania którejś ze stron. Skąd mogła mieć świadomość, czy aby któryś z jej stałych klientów nie jest jedną z osób, która zabijała mugolaków? Aktualnie nic nie było pewne, mogli tylko i wyłącznie gdybać. Szczególnie, że świat kręcił się ciągle, jakby nic takiego się nie działo. Oni i ich przeciwnicy wiedli normalne życia, mieszali się ze sobą podczas każdego dnia. Niczego nie mogli być pewni.

- Myślę, że skoro te wypadki dzieja się coraz częściej, z coraz większą intensywnością, to nawet jeśli nie byłaby tutaj z wami to bym je zauważała. - Akurat Nora nigdy nie była obojętna na krzywdę innych, na pewnmo by to zauważyła i przeżywała. - To był jeden taki przypadek Erik. - Do tego Figgówna nie była jakoś szczególnie wierząca, nie interesowała się tym, co się dzieje w Kowenie. Dużo bardziej odczuwała to, co działo się ze zwyczajnymi ludźmi.

- Śmierciożercy atakują co chwilę, już się nawet nie rozdrabniają, obojętne im jest, czy sięgają po swoich, czy tych, których uznają za brudnych. - Miała tu na myśli to, że uderzyli w miejsce, gdzie odbywał się sabat, gdzie życia straciło naprawdę wielu ludzi. Kto wie, czy nie zamierzali tego powtórzyć? Wydawało się, że przestali mieć jakiekolwiek granice, martwiło ją to strasznie, bo tak naprawde aktualnie mogli zakładać tylko i wyłącznie najgorsze. Skoro taz to zrobili, to dlaczego mieliby tego nie powtórzyć.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#10
02.03.2025, 00:52  ✶  
— Skoro tak twierdzisz — rzucił ugodowo, postanawiając nie drążyć sprawy. Oczywiście, wiedział, że Nora miała dobre serce i nie przeszłaby obojętnie wobec cierpienia innych ludzi. Obcych. Sąsiadów. Przyjaciół. Rodziny. Mimo to wydawało mu się, że poza Zakonem Feniksa te wszystkie doniesienia nie uderzałyby w nią tak mocno. Czy w niego. Podobno do wszystkiego można było się przyzwyczaić. Może do tego też? — Ale czy ostatni? Kto wie, komu co chodzi teraz jeszcze po głowie. Za miesiąc ktoś może wypuścić na Pokątną stado dzikich zwierząt, które stratuje stragany i przechodniów.

Pokiwał głową. Trudno było nie zauważyć, że działania Śmierciożerców jeszcze bardziej się zradykalizowały w minionych miesiącach. Jeszcze rok temu wszyscy bez wahania przypięliby im łatkę porywaczy i agresorów, ale czy ktokolwiek wziąłby pod uwagę napad na sabat?

— Dobrze wiedzieć, że chociaż wszyscy mamy podobne spostrzeżenia, co do metodyki ich działań — skomentował z krzywym uśmiechem.

Nawet jeśli jeszcze parę miesięcy temu potrafił sobie wyobrazić, co mogło popchnąć niektórych ludzi do zaakceptowania ideologii szerzonej przez Czarnego Pana, tak odkąd zobaczył pokłosie ataku na Polanę Ognisk, wiedział jedno: Śmierciożercy za bardzo się zapędzili. A może sam Voldemort poszedł o krok za daleko w swoich próbach zdobycia przewagi nad Ministerstwem Magii i innymi obrońcami magicznej społeczności. Nawet jeśli ogniska czy też Limbo mogły mu zapewnić jakąkolwiek przewagę, tak sporo stracił od strony medialnej, jak głupio by to nie brzmiało.

Dopóki faktycznie skupiał się na mugolach, mugolakach i innych ludzi, którzy łapali się jego zdaniem do kategorii ''odmieńców'' faktycznie mógł skupić na sobie uwagę czarodziejów i czarownic, którym nie w smak była brudna krew w ich środowisku. Ale teraz? Gdy w ciągu kilku godzin udowodnił, że bronienie czystej krwi jest dla niego równe z rozpętaniem chaosu, w którym tak wielu straciło zdrowie i życie? Czy został tam ktokolwiek przy zdrowych zmysłach, a może po prostu sami wariaci i desperaci?, pomyślał Erik, wzdychając ciężko.

— Chcesz, żeby cię odprowadzić? A może masz coś jeszcze do załatwienia dzisiaj na mieście? — spytał, obracając w dłoni papierosa. — Dzisiaj chyba i tak nie rozwiążemy tego... Dylematu z rekrutacją. — Wypuścił głośno powietrze z płuc. — A ciągłe dywagacje też chyba nie wpłynął na nas za dobrze. Już i tak mamy sporo na głowie.

Czy chociaż jeden dzień pracy na rzecz Zakonu Feniksa nie mógłby być spokojny i prosty?


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (2265), Nora Figg (2836)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa