• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[30.08.1972] Bad dream | Brenna & Laurent

[30.08.1972] Bad dream | Brenna & Laurent
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
16.02.2025, 15:19  ✶  

Nie spodziewał się, że tak szybko przyjdzie mu prosić Brennę o pomoc. Ostatnio mówiła, że naprawdę chciałaby mu się odwdzięczyć. Przeszło mu przez głowę, że to przecież idealna okazja - a nie był człowiekiem, który rozliczał innych z jakichś... przysług. Poszedł do niej nie oczekując, że dostanie coś w zamian. I to się nie zmieniło. Jakoś wszystko toczyło się nie po jego myśli. Kiedy udawało się wyprostować jeden problem, pojawiało się pięć kolejnych. Hydra rosła - miała się doskonale. Czasem się zastanawiał, jakim cudem potrafi jeszcze stać i się uśmiechać. Że nadal potrafił dostrzec barwy tego świata i cieszyć się z rzeczy takich małych jak tamte jaszczurki. Bardzo dosłownie małych - przecież to nie były wielkie maluchy. Powinien się przejmować, że w ogóle taka myśl się pojawiła? Niepewność i niepokój, fałszywe uderzenia serca, przygryzanie dolnej wargi - bo czy na pewno się zgodzi? Gdyby nie miała się zgodzić - Victoria by nie ujawniła po konsultacji jej sekretu.

Oczekiwał Brenny stojąc przy drzwiach. Nie wypadało, to było nienormalne, ale niepewność i stres go zżerała. Jeśli przyjdzie... i jeśli się zgodzi. Na pewno przyjdzie, bo przecież odpisała, że przyjdzie i że się zgadza. Więc: KIEDY przyjdzie i dostanie te listy... kiedy zobaczy, co w nich jest... będzie chciała pomóc? Będzie szczera? Nie chciał powtarzać sytuacji z Victorią i Atreusem. Wolał liczyć na siebie i na to, co własnymi rękoma może wypracować, a nie innych. Nie chciał nawet tym obciążać Florence. Szukał pomocy u ojca, ale nie było tutaj zdziwienia - jak zwykle go zawiódł. Chyba nie czuł się tak bezradny nawet wtedy, gdy jego związek z Dante był o wiele bliższy. Co ona tam zobaczy? Czy będzie spoglądać na niego oskarżająco?

Bardzo wielką próbą charakteru było dla niego nie otworzenie drzwi od razu, kiedy rozbrzmiał dzwonek - albo pukanie do tych drzwi. Już miał wyciągniętą rękę. Już prawie złapał za klamkę. I powstrzymał się. Z trudem powstrzymał się, bo przecież nie mógł wyjść na TAKIEGO desperata, prawda? Ależ skąd. Mógł. Nie tego jednak uczył go ojciec. Liczył więc uderzenia serca. Jedno. Drugie. Piąte - otworzył. Z uśmiechem na ustach - jak to tylko on chyba potrafił się uśmiechać.

- Dzień dobry, Brenno! Proszę, wejdź. - Gestem zaprosił ją do środka. I tak jak u niej przywitał go jej pies, tak tutaj, na końcu korytarza prowadzącego do jadalni, kuchni i salonu (bo stanowiły tu one połączony pokój) stał Duma. Wielki jarczuk stał w pozycji zaalarmowanej, uważnie przypatrując się gościowi, który wyszedł zza rogu drzwi wejściowych i ujawnił swoją obecność. - Sprawa jest bardzo delikatna, rozumiem, że chcesz swoje umiejętności zachować w sekrecie... rozumiem to. Victoria prosiła, bym i ja zachował to dla siebie. Chciałem cię jednak zapewnić, że ten sekret jest ze mną bezpieczny. - Może trochę za dużo gadał? Stresował się, starał się tego nie okazywać, ale nawet jak na siebie miał wrażenie, że naszedł go jakiś słowotok. - Mam dwa osobne listy do odczytania i przyznam, że nie bardzo nawet wiem, czego się spodziewać... jeden został zapisany przez mojego, ehm... partnera... - Tutaj powiedział to trochę ciszej, odbiegając na moment wzrokiem w bok. I bardzo szybko przeszedł dalej z tematem, żeby się tu nie zatrzymać. - Być może jeden niczego nie ujawni, mógł być napisany przez Oklumentę, nie bardzo wiem, jak to działa... - Peplał dalej, wprowadzając ją do salonu. Widać tu było Divę śpiącą pod oknem przy otwartych drzwiach tarasowych. Zwinęła się w kulkę i nawet nie raczyła oka otworzyć. Duma odsunął się nieco na bok, robiąc im przejście, kiedy zorientował się, że nic złego się nie dzieje.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
16.02.2025, 17:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.02.2025, 17:54 przez Brenna Longbottom.)  
Widmowidzenie Brenny nie było najpilniej strzeżoną tajemnicą na świecie, bo używała go w pracy – ale i w Departamencie wiedzieli o nim tylko ci, którym widmowidz był akurat potrzebny, kiedy ona znalazła się pod ręką, i raczej nie było to coś, o czym opowiadała przyjaciołom nad kawą. Niezbyt lubiła rozmawiać o tym, widywała w dymie świec. Nie chciała, by przestępcy automatycznie zakładali, że na miejsce zbrodni mogą sprowadzić widmowidza i starali się lepiej usuwać ślady. Poza tym zwyczajnie w ostatnich latach sytuacja w kraju robiła się niebezpieczna i chwalenie się swoimi umiejętnościami nie wydawało się Brennie dobrym pomysłem: nawet w Departamencie wolała więc pozować na widmowidza potrafiącego mniej niż faktycznie potrafiła.
I zwyczajnie nie chciała zwykle brać prywatnych zleceń. Ale to był trochę inny przypadek, zwłaszcza jeśli miał być związany z tym, że ostatnimi czasy w New Forest najwyraźniej często działy się złe rzeczy.
– Cześć – powiedziała, uśmiechając się do niego na przywitanie, a potem na moment spojrzała na jarczuka. – Cześć, Duma – przywitała się, rozkładając lekko ręce i przez moment stojąc po prostu w bezruchu, jakby demonstrowała, że nie planuje się na nikogo rzucać, a na pewno nie na Laurenta. Nie próbowała ruszać do zwierzaka, chociaż lubiła zwierzęta, bo zwykle nie była na tyle głupia, aby naruszać granice jakiegokolwiek psa, który nie podchodził do niej sam, a już na pewno nie takiego szkolonego do walki, o którym wspomniano jej niedawno, że nie miał ostatnio dość czasu na wybieganie się.
Spojrzenie ciemnych oczu Brenny zaraz wróciło do Laurenta. Zwykle to ona gadała na powitanie, teraz jednak, gdy słowa posypały się z jego ust, milczała po prostu, wsłuchując się w kolejne zdania. Nijak nie zareagowała na wspomnienie o partnerze: nie, nigdy nie miała powodów podejrzewać, że Laurent Prewett wolał mężczyzn, więc prawdopodobnie zaskoczyło ją to nagłe wyznanie, ale cokolwiek o tym pomyślała, nie uwidoczniło się to na jej twarzy. Było to wyznanie, którego wagę być może powinna w tym momencie w pełni zrozumieć i jakoś zareagować, ale gdy się odezwała, mówiła jak na siebie bardzo rzeczowo i skupiając się na konkretach.
– W przypadku listów sama nie jestem pewna, czego się spodziewać. Jest z nimi trochę trudniej niż z osobistymi rzeczami, które ktoś długo miał przy sobie i mogę nie dać rady, ale wyciągałam już z takich wspomnienia. Oklumentów… czasem udaje mi się przebić, czasem nie. Ale jeżeli na przykład rozmawiał z kimś nad tym listem, mogę zobaczyć czy usłyszeć drugą stronę – Jej umiejętności oscylowały w tej chwili gdzieś przy tym poziomie, który pozwalał próbować, ale wcale nie gwarantował sukcesu, bo pracowała nad nimi wiosną i latem między innymi dlatego, że chciała tę barierę przebić… gdy jednak ostatnio się na nią natrafiła, usłyszała słowa Dante (co za zbieg okoliczności – to samo imię, choć inna osoba) i Halla, nie zobaczyła twarzy i potem skończyła półprzytomna na podłodze. – Spróbować nie zaszkodzi. Im świeższe wspomnienia, tym łatwiej je wyciągnąć. I pomoże, jeśli wskażesz, czego szukać. Miejsca? Twarzy? Słów? Kto je napisał? Kto je wysyłał? Konkretnych haseł?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
17.02.2025, 23:53  ✶  

Jarczuk uniósł łeb jeszcze wyżej, kiedy Brenna uniosła ręce... a kiedy nic się nie stało, a on poznał znajomy już zapach, zamachał ogonem na boki i podszedł do niej, wyciągając pysk w jej stronę, by trącić ją nosem na powitanie. To nie był pies kanapowy, który wskakiwałby po to, by dopraszać się o wieczne pieszczoty. Mimo to krótkiego przywitania sobie nie odmówił. A po przywitaniu - wrócił na swoje legowisko i wyłożył się na nim, spokojniejszy. Chociaż złote ślepia ciągle śledziły Brennę. Pozornie całkowicie swobodnie. Laurent normalnie zostawiał Dumę na jego wybiegu, na zewnątrz, gdzie miał swoją budę... choć ta buda przez większość nazwana byłaby po prostu szopą. Wolał nie ryzykować, że ktoś głupotą sprowokuje psa gończego. Byłoby to niebezpieczne nawet w przypadku normalnego psa, co dopiero jarczuka. Natomiast do Brenny miał już to zaufanie, że nie wątpił w jej rozsądne zachowanie.

Wkroczyli więc do tego salonu, a Laurent gestem wskazał jej, żeby usiadła. W jadalni, przy stole. Leżała tam koperta, w kopercie były dwa listy. Dwa listy od dwóch różnych osób. Było to widać już po pierwszym rzucie oka. Stylem pisma można się bawić, można go modyfikować, ale do jakiego stopnia można go było zmieniać? Ograniczonego. W tym wypadku różnica aż biła po oczach.

- Napijesz się czegoś? - Zapytał na wstępie. Alkohol, herbata, kawa - cokolwiek by sobie nie zażyczyła. Usiadł zaraz za nią, bo jeśli chciała się czegoś napić - zawołał Migotka, który po przywitaniu się z Brenną zajął się przygotowaniem napitku. - Nawet namierzenie sowy i skąd wylatywała byłoby pomocą. Albo miejsce, w którym były pisane, przez jakie dłonie się przewijały... prawdę mówiąc - cokolwiek. Nie mam wielkich oczekiwań. Nie miałem nigdy do czynienia z widmowidzeniem. - Była to jedna z fascynujących sztuk, ale jakoś brakowało mu w pełni psychiki na to, żeby się tym zachwycać i wypytywać, jak to działa, czy nie czyni jej problemów, czy jej nie przeszkadza. Czy to nie boli. Albo czy nie jest jakkolwiek nieprzyjemne, skoro już ją narażał na te potencjalne niedogodności.

Czego szukać..? Zamyślił się nad tym. Nie wiedział, że to ma znaczenie, że to jest poszukiwanie czegoś konkretnego. Odetchnął cicho.

- Prawdę mówiąc... nie wiem sam. Potrzebuję... czegokolwiek. Wiem, kto napisał listy. Ale - skąd? Czy da się wyłuskać jakieś inne twarze oprócz tego? Może oprócz twórcy listu ktoś jeszcze go trzymał, przenosił. Więc... tak, może w tym kierunku. - Trochę żałował, że nie wiedział, jak to widmowidzenie działa, bo może Brenna wtedy nie musiałaby się tak wysilać. Ale on sam nie wiedział, na co liczyć. Przesunął kopertę w jej kierunku. We wnętrzu były dwa listy - od Kierana z 21.08 zapraszający na spotkanie pod Fontannę Syreny oraz od Dante.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
19.02.2025, 10:30  ✶  
Pogłaskała Dumę, gdy się zbliżył – nie potrafiłaby zignorować zwierzaka, który sam postanowił się przywitać, zwłaszcza że ten nie był jednym z największych pieszczochów na świecie – a potem ruszyła za Laurentem i zajęła wskazane jej miejsce.
– Dzięki, nie trzeba – odparła odruchowo. Nie pomyślała, by akurat Laurent postanowił jej coś podać, ale to był już zwyczaj zakorzeniony w Brennie bardzo mocno, i nawet się nad nim nie zastanawiała: przyjmowała jedzenie i picie od bardzo niewielu osób, a jeśli sytuacja towarzyska absolutnie wymagała, aby faktycznie przystała na propozycję napicia się czegoś, najczęściej decydowała się na wodę.
Widmowidzenie było… kapryśne. Nawet Brenna, która całe swoje życie się go uczyła, w ostatnich latach wykorzystywała je wyjątkowo często, a od ładnego pół roku usiłowała osiągnąć więcej, nie czuła się uprawomocniona, aby powiedzieć, że wie wszystko. Czasem słyszała głosy, czasem przychodziły obrazy. W Windermere niespokojna magia przynosiła ze sobą wspomnienia niby fale, mimo braku świec i dymu. Bywało, że cudze emocje zdawały się odbijać echem w jej głowie, i nie była pewna, czy faktycznie to pozostałość tego, co czuli ludzi, na których patrzyła, czy jej własny umysł płata figle. Bywało, że przeszłość sama pchała się jej w ręce, jakby chciała zostać zobaczona – i bywało, że Brenna musiała walczyć o każdy mały fragment, wydzierać go, że nie przychodziło nic albo prawie nic. Czasem z nosa płynęła krew, a oczy przestawały widzieć to, co już teraz. Więc nie, nie mogła przewidzieć rezultatu, nigdy, chociaż była dobrym widmowidzem.
Mogła tylko próbować i starać się osiągnąć więcej.
– Czyli cokolwiek, ale nie chodzi o samą tożsamość autorów listu. To już pomocne.
Kiwnęła głową, z pewnym namysłem. Inaczej pewnie próbowałaby zobaczyć moment pisania listu, ale najwyraźniej lepiej było spróbować skupić się na momencie ich wysłania – kto to zrobił, skąd list został nadany? A może ktoś rozmawiał, trzymając go w dłoniach, prosił kogoś innego, aby nadał sowę?
– Muszę rozstawić na podłodze krąg świec. Zobaczymy, co da się zrobić – stwierdziła, pochylając się, by sięgnąć po listy. Otworzyła je, choć nie na tyle szybko, by Laurent nie mógł jej powstrzymać, jeśli miałby taką ochotę: sama koperta była po prawdzie bardziej bezosobowa niż list, któremu zwykle towarzyszyły jakieś emocje. A Brenna nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to co widuje w widmowidzeniu związane jest z życiem, z energią, z emocjami – i dlatego tak trudno było zobaczyć widma z Kniei, gdy mogła sięgnąć ku ich ofiarom. Nie zamierzała nawet ich czytać, ale biorąc pod uwagę, że drugi list składał się z jednego zdania, ciężko było nie zauważyć, co na nim napisano.
Ani nie zrozumieć, że była to groźba.
Ramiona Brenny zesztywniały na moment, a potem zwróciła na Laurenta uważne spojrzenie ciemnych oczu.
To nie tak, że się tego nie spodziewała, w New Forest nie było ostatnio bezpiecznie, ale trochę coś innego spodziewać się, a co innego wiedzieć. Przez kilka sekund obserwowała twarz młodego Prewetta w milczeniu, zanim w końcu się odezwała.
– Spróbujemy najpierw z jednym, później z drugim. Nie podchodź do kręgu, proszę. Nie pozwól na to Dumie. Dźwięki mogą mnie rozproszyć, więc lepiej, żeby Migotek niż nic nie robił. Możesz otworzyć okno, jeśli przeszkadza ci dym. Nie przejmuj się, gdyby popłynęła krew i nie próbuj mi przerywać, póki się nie odezwę, dobrze?
Nie bez powodu bardzo nie lubiła używać widmowidzenia przy innych. Wędrując w przeszłość, była bezbronna. Czasem widywała rzeczy, po których naprawdę trudno było zachować kamienną twarz. Bywało, że nadużycie talentu odbijało się po prostu na widmowidzu fizycznie, a i dochodziła czysto praktyczna strona – rozproszenie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
24.02.2025, 20:47  ✶  

Skinął głową twierdząco, kiedy uznała, że ta... wskazówka? Czy w ogóle to można tak nazwać? Że jego instrukcja była jakkolwiek pomocna. Nie zmniejszyło to wcale jego niepewności, bo przecież powstało pytanie - czyżby? Czy może tak mówiła, żeby go uspokoić jakkolwiek? Była specjalistką, a w takim wypadku - specjalistom należało ufać. Nie zamieniać się control freaka, który zawsze musi dodziergać życie na modłę ulubionej serwetki. Chciałby. Chciałby, żeby to było prostsze, żeby wiedział, czego szuka i żeby mógł pomóc Brennie lepiej niż tylko stojąc, patrząc, nic nie robiąc. Sam jednak wiedział, że takie rytuały wymagają skupienia, że nic tu po kimkolwiek, skoro nie zna się na robocie. Zresztą - Trzecie Oko było czymś tak niesamowitym, że pewnie nikt nie mógł pomóc - nawet drugi posiadacz takiej samej genetyki.

- Mam świece do rytuałów, jeśli ci potrzeba. - Nie przewidział, że to będzie potrzebne, bo nie wiedział, jak to w ogóle się odbywa. Słyszał o widmowidzach, słyszał o możliwości spoglądania w przeszłość, widzeniu obrazów, słyszeniu głosów. Chyba wyobrażał sobie to bardziej tak, jak działała myśloodsiewnia. On zobaczy wielkie nic, podczas gdy ona będzie się kręcić po obrazkach różnego rodzaju i próbować wyłapać dźwięki otoczenia. Wyobrażenia od rzeczywistości często dzieliła wielka przepaść. - Koperta jest moja. Schowałem w niej te kartki. - Uprzedził, widząc, że na nią spogląda. - Zakryte na dole... to dopisek zostawiony przez mojego partnera. Zignoruj go, proszę. - Był co najmniej wstydliwy, nawet nie wpadł na to, że Flynn postanowi popisać kartkę, którą zostawi mu na stole z informacją. Było w ruchu Laurenta coś sugerującego, że gotów był zabrać tę kartkę, jakby się tego wstydził, ale to był tylko drobny ruch. Jego ręka nie sięgnęła w stronę Brenny. Drobne drgnięcie zakończyło się, nim dobrze się zaczęło.

To była ciężka chwila ciszy. Wiedział aż za dobrze, co zobaczy, kiedy otworzy kopertę, wyjmie kartki. Groźba. Ciężka - szczególnie ważąc niedawne popioły rozsypujące się po New Forest ze spalonej stajni, o której pisano w Proroku. Nie udało się to miesiąc temu - udało się teraz. Tylko że miesiąc temu naprawdę próbowali się tutaj wtrącić Śmierciożercy. Nastała cisza. Ich skrzyżowane spojrzenia brzęczały w całkowitej ciszy, którą przerywał tylko stukot psich pazurów o podłogę. Na twarzy Laurenta widać było zmęczenie, zmartwienie i na końcu - zrozumienie. Wiem, o czym myślisz. Wiem, co trzymasz w ręku, wiem, co przeczytałaś. Do pewnego stopnia było to oderwane, bo przecież - powinien panikować. Śmierciożercy nie powiedzieli ostatniego słowa, a teraz osoba trzecia dołączyła do tego tańca.

- Dobrze. - Cisza została przerwana przez Brennę, ale głos Laurenta w pierwszym słowie nadal był lekko napięty. - Potrzebujesz specjalnego miejsca? - Podniósł się z krzesła, kiedy ona zaczęła przygotowywać sobie przestrzeń. - Wyprowadzę Dumę. - Poinformował ją i ruszył do jarczuka, żeby zabrać go na dwór i do jego zagrody. - Migotku. Masz wolne. Odpocznij. - Skrzat usłużnie skłonił się i zniknął. A sam Laurent usiadł na krześle, przesuwając sobie je tak, żeby nie przeszkadzać, ale jednocześnie żeby mieć wgląd na Brennę. I przede wszystkim - żeby nie przeszkadzać.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
26.02.2025, 11:31  ✶  
– Zabrałam własne. Wystarczy kawałek podłogi.
Niemal się bez nich nie ruszała, a teraz wiedziała, że będą potrzebne. Nie przyszło jej do głowy, że Laurent pewnie takie posiada, chociaż powinno: w końcu widziała, jak wykorzystywał je, aby skomunikować się z duchami. Po prawdzie jednak za mało wiedziała o sztuce przywoływania duchów czy egzorcyzmów, aby mieć pewność, że te świece są identyczne.
Przejrzenie teraz części jej myśli pewnie nie było szczególnie trudne. Zastanawiała się, kto groził Laurentowi, co ten miał zamiar z tym zrobić, dlaczego nie złożył oficjalnego doniesienia. Ale mogła odpowiedzieć sobie przynajmniej na część pytań – zazwyczaj nie szedłeś do Ministerstwa, jeśli mu nie ufałeś, albo jeżeli się bałeś. A lęk mógł wynikać z wielu różnych przyczyn, choćby obawy, że jeśli wpadnie z tą kartką do BUMu, to ktoś faktycznie zginie: i nawet nie mogła go zachęcić, żeby postąpić inaczej, bo jeżeli ta groźba była poważna… to niby jak mieliby ochronić wszystkich, których Laurent kochał?
– Muszę spytać – mruknęła po chwili milczenia, już klęcząc na podłodze i rozstawiając świece. Robiła to tak często, że nie musiała nawet szczególnie się starać, żeby utworzyć równy krąg i zachować odpowiednie odstępy między świecami. – Czy ten list ma coś wspólnego ze śmierciożercami?
Skoro wiedział, kto go wysłał, to prawdopodobnie nie. Nie chciała uwierzyć, ze Laurent Prewett, nawet jeśli wywodził się z czystokrwistego rodu i trafił do Slytherinu, kryłby kogoś, kto ma powiązana ze śmierciożercami – pozwalając działać i… cóż, mordować. Zdawało się to mieć prędzej jakieś związki z interesami rodzinnymi, bo kasyna i wyścigi konne były przecież czymś, co często szło w parze z działaniami jeśli nie nielegalnymi, to przynajmniej dość niebezpiecznymi. Ale po tym ostatnim ataku, wywiadzie, nie wiedząc nic o ciemnym okresie w życiu Laurenta, nie mogła mieć pewności.
A jeśli chodziło o śmierciożerców, to… to niewtrącanie się bardziej niż on tego chciał miało być trudne, jeśli nie niemożliwe.
Uniosła na moment wzrok znad świec, spoglądając na Laurenta, zanim weszła do środka, z listem w dłoni – na razie tym, w którym zapisano pogróżkę - by w dymie spróbować poszukać odpowiedzi: jak wyglądał moment wysłania listu, i czy toczyły się nad nim jakieś rozmowy?

percepcja (rzucam z Z, bo dzień później ma PO, ale chyba tu jeszcze Z się liczy)
Moment wysłania listu Dante:
Rzut Z 1d100 - 79
Sukces!

Próba podsłuchania jakiejś pogawędki
Rzut Z 1d100 - 49
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
11.03.2025, 11:30  ✶  

Wbrew pozorom w tym domu wcale nie było tak dużo podłogi do użytku, jakby się wydawało. To nie był duży dom. Śmiesznie niemal mały, jeśli znało się standardy bogaczy, co dopiero Prewettów. Laurentowi było tu jednak dobrze. Co prawda do czasu, ale było mu dobrze. Ograniczona przestrzeń dla jednej osoby była idealna, żeby uciec od wyobrażeń pustych i głuchych korytarzy Keswick. Tym nie mniej - kawałek się znalazł. Szczególnie po wyprowadzeniu Dumy, kiedy nie kręcił się wokół, przestrzeń między sofą a wejściem (zamkniętym) do sypialni była idealna. Sam Laurent wolał sobie robić miejsce między kanapą a kominkiem - ale tam wymagało to przesuwania mebli i dywanu stojącego pod stolikiem kawowym.

Pokręcił przecząco głową na jej zapytanie.

- Nie. - I to chyba gorzej niż lepiej. Oznaczało to tyle, że wrogowie byli nawet bliżej niż dalej. Byli liczniejsi, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać patrząc na anielską twarz Laurenta. Sam Laurent nigdy by nie powiedział, że taka Brenna zamieszana była w tak wiele spraw dyktujących o śmierci i życiu. Zakon Feniksa, bryugada uderzeniowa, ciężar niesionych doświadczeń, które powaliłyby najmężniejszych. Tymczasem ona stała tutaj i jej oczy nadal nie były martwe. Wciąż potrafiły świecić i wciąż potrafiła się uśmiechać. A może to było już tylko widmo tego uśmiechu? Wyuczona pamięć mięśniowa? Jeśli tak było to Laurent znał ją zbyt mało i zbyt rzadko się widywali, żeby móc to ocenić.

Usiadł na krześle z lekkim napięciem. Nie rozsiadł się nawet wygodnie - siedział tak, jak każdy człowiek, który gotowy był do reagowania. Wbrew temu, co zostało powiedziane, bo przecież Longbottom wyraźnie mówiła, żeby się nie wtrącał cokolwiek by się nie zadziało. I nie zamierzał się wtrącać, ciało zdradzało jednak jego emocje, których chwilowo nie próbował nadmiernie kontrolować czy się z nimi kryć. Po co? W końcu wyraźnie już powiedział, że nigdy nie brał udział w czymś takim. Żadne życie nie było mu obojętne, a tym bardziej nie była mu obojętna Brenna. Nawet jeśli ta relacja rzeczywiście się rozluźniła - pozostała wdzięczność. Z tych szkolnych lat, kiedy tej kobiecie brakowało tylko miecza w dłoni, by stać się wzorcem rycerskości.

Nie wiedział, czego oczekiwał, ale ciągle miał poczucie, że czegoś tu brakuje. Jakiegoś niesamowitego efektu, jakiegoś drżenia magii. Czegokolwiek. Tak samo nudno wyglądały sesje z duchami - nic się nie działo. Komunikacja z magią zachodziła na zupełnie innym poziomie niż ten możliwy do postrzegania percepcją. W zaciszu własnych myśli prosił więc tylko Matkę o to, by Brennie nic się podczas tego nie stało.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
13.03.2025, 09:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.03.2025, 09:53 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna nie była pewna, czy to źle, czy dobrze, że śmierciożercy nie byli w to zamieszani. Na pewno niedobrze, że Laurent miał jakieś kłopoty: ale żyli w świecie, w którym problemy miał właściwie każdy.
Weszła do kręgu, ściskając list i utkwiła w nim spojrzenie, gdy świece zapłonęły wokół niej.
– Pokój, średniej wielkości, ściany we wzory, tapeta albo farba, trudno określić z powodu półmroku – zaczęła, odruchowo unosząc dłoń, jakby palcem próbowała pokazać, jaki wzór znajdował się na ścianach. Mówiła rzeczowo, przedstawiając każdy szczegół, jaki mogła wyciągnąć z
Wizji
: przywykła już do tego przez lata w pracy. – Masywne biurko, ciemne drewno, zdobione, złote świeczniki na blacie, to one oświetlają pokój. Chyba nie ma okien albo są osłonięte. Mężczyzna za biurkiem… – kontynuowała, opisując wszystko, co była w stanie dojrzeć: rysy twarzy częściowo tonęły w półmroku, ale mogła dostrzec zmrużone oczy, ubiór, włosy, a potem drugiego mężczyznę, który wszedł do środka. – Wchodzący spytał „Lukrecja”, ten za biurkiem kiwa głową. Dłonie… – podjęła, opisując te ręce, pewnie niepotrzebnie, Laurent w końcu wiedział, kto napisał ten list, ale przywykła do szukania każdego szczegółu i wyrzucania ich z siebie od razu, na świeżo, póki była w stanie utrzymać skupienie, a szczegóły nie zamazały się jeszcze w pamięci. Opisała mu i gablotę – czy regał – ciągnącą się aż do sufitu, pojemniki i książki, jeśli jakaś okładka czy tytuł rzucał się w oczy, to i ten. Masywny kryształ wypełniony whiskey, a wreszcie… – „Jeszcze to” – powtórzyła za tajemniczym głosem w wizji. – Chodziło mu chyba o bukiecik, z identycznych, białych kwiatków… masz ten bukiet? Pojawił się znikąd, ale chyba nie mógł go wyczarować na stałe. A potem wszystko się urywa – dokończyła, spoglądając przez chwilę na Laurenta. Jakby trochę przepraszająco: nie wyglądało na to, żeby echo przeszłości przyniosło ze sobą jakieś specjalne rewelacje, a przynajmniej ona nie widziała tutaj niczego, co mogło Laurentowi dużo powiedzieć.
Przestąpiła ostrożnie przez krąg świec, by oddać Laurentowi list, a potem sięgnąć po ten drugi: zapraszający na spotkanie.
– Spróbuję z tym – powiedziała, wracając do kręgu, gotowa poszukać mniej więcej tego samego: miejsca, w którym go pisano czy echa rozmów, jakie się nad nim toczyły.

percepcja, widmowidzenie
Rzut Z 1d100 - 19
Akcja nieudana


Tym razem jednak po chwili pokręciła głową.
- Przepraszam. Niczego nie mam - mruknęła, bo chociaż wpatrywała się w dym: ten nie przyniósł więcej odpowiedzi.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
21.03.2025, 18:52  ✶  

Bardzo chciał wstać. Nie czuł się komfortowo w tym bezruchu. Nie chciał też jej rozpraszać, więc do tego trzymania tyłka na krześle się zmuszał. Wpatrywał się w nią tak, jak wierzący w statuetkę Matki Boskiej. Ta, co zaraz może zapłakać krwawymi łzami nad bólem świata tego. Brenna nie płakała. I dobrze, bo bardzo nie chciał, by uroniła nawet jedną, samotną łzę.

Żaden niepokój nie wkradał się między ściany. Fałszywe cienie nie mamiły wzroku. Świecie tańczyły spokojnie, a ich pomarańczowe ciepło cieszyło swoim blaskiem. Nie czekał wcale długo, kiedy usta kobiety się otworzyły i popłynął spomiędzy nich dźwięk. Wstrzymał sam swój oddech. Nie był nawet świadom tego, że napiął się jak struna i patrzył. Wiercił ją niemal swoimi przenikliwymi, jasnymi oczyma, jakby mógł od niej ukraść wizję tego, co widziała. I... i..? I?!

I nic.

Powietrze z niego uszło niemal ze świstem, miał wypieki na twarzy, a to ciepło zalane zostało rozczarowaniem. I nic. Zupełnie nic. Żadnego... objawienia, które mogłoby pomóc w czymkolwiek. Z tym drugim liścikiem wiązał większe nadzieje - niestety, jak widać, ten drugi przyniósł NIC jeszcze większe. Ostrzegała go, mówiła, przestrzegała, jak kapryśna jest ta moc i jak niewiele może ze sobą przynieść. Czegokolwiek.

- A jakieś... emocje? - Zapytał cicho, ostrożnie, chwytając się tej małej nadziei, że chociaż to mu coś podpowie. Cokolwiek. Jak to w ogóle działało, że Dante, będąc oklumentom... - Osoba, która to pisała, jest oklumentom. Jak to możliwe, że byłaś w stanie to rozczytać? - Może to nie było w ogóle istotne, ale spodziewał się, że niczego nie zobaczy. Tymczasem niczego nie zobaczyła w tym drugim skrawku papieru. - Nie mam już tego bukietu. Trzymałem go przez dłuższy czas, ale... ktoś go dla mnie... wyrzucił. - Powiedział trochę ostrożnie, trochę niepewnie. Teraz sądził, że to błąd. Nie pomyślał jednak, że bukiet kwiatów mógłby mieć większe znaczenie ponad pisany list. Czemu? Bo list był dokładnie tym - czymś PISANYM? Przekazem? Była jeszcze druga wiadomość od Kierana, ale pisana we wcześniejszym czasie... nie, ona na pewno już gdzieś przepadła w płomieniach kominka. Kolejny błąd. Albo i nie? Męczenie Brenny może tutaj było zupełnie niepotrzebne. Niewskazane wręcz. - Dziękuję za fatygę, Brenno. - Uśmiechnął się do niej ciepło, a przynajmniej spróbował dać z siebie wszystko, by uśmiech ten jak najcieplej wyszedł.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
25.03.2025, 10:01  ✶  
– Nie. Zwykle przychodzą tylko głosy i obrazy – odparła Brenna z westchnieniem. Żałowała, że nie mogła pomóc Laurentowi bardziej: najwyraźniej nie była w tym dostatecznie dobra albo szukała nie tego, co potrzeba. I naprawdę martwiło ją, że nie była w stanie dać mu niczego, czego by potrzebował, aby jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Czuła się w tej chwili wybitnie bezużytecznie, ale to nie był pierwszy raz w jej życiu. – Od paru miesięcy… próbuję przebijać tę barierę – przyznała z pewnym wahaniem, kiedy Laurent zdradził, że człowiek, który napisał tę wiadomość, był oklumentą. Starała się rozwijać widmowidzenie od dawna, choć nie chwaliła się tym jakoś, nie tylko by nie było wiadome, ile umie, ale też ot na wypadek, gdyby poniosła porażkę. A szczególnie mocno zależało jej na tym odkąd na początku maja spróbowała z różdżkami, a one okazały się dobrze zabezpieczone, prawdopodobnie przez oklumentów właśnie. – Przepraszam, może ktoś bardziej wrażliwy na wszystkie aspekty trzeciego oka będzie mógł ci pomóc bardziej. Chociaż możliwe, że hm… ci ludzie spodziewali się, że spróbujesz czegoś takiego i po prostu zachowali ostrożność.
Sama tak robiła. Jeśli coś komuś chciała podarować, pilnowała, by nie mieć tego przy sobie przy żadnych rozmowach, uważała na osobiste przedmioty, których zresztą nie miała bardzo wiele, listy wysyłała zwykle natychmiast po napisaniu.
– Na przyszłość, takie rzeczy jak ten bukiet też mogą być przekaźnikiem. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale mam trochę wrażenie, że chociaż nie czuję emocji, to zwykle właśnie kiedy te są przy czymś silne, odciskają swoje piętno.
A trzymając taki bukiet ten mężczyzna pewnie je odczuwał. W końcu nie bez powodu postanowił wysłać go Laurentowi: to nie była tylko groźba, a coś, co miało pewnie Prewettem wstrząsnąć. Zła wola mogła pozostać na tych płatkach.
– Mogę pomóc ci jeszcze w jakiś sposób? – spytała, rozkładając ręce, trochę bezradnie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2164), Laurent Prewett (2312)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa