Nie spodziewał się, że tak szybko przyjdzie mu prosić Brennę o pomoc. Ostatnio mówiła, że naprawdę chciałaby mu się odwdzięczyć. Przeszło mu przez głowę, że to przecież idealna okazja - a nie był człowiekiem, który rozliczał innych z jakichś... przysług. Poszedł do niej nie oczekując, że dostanie coś w zamian. I to się nie zmieniło. Jakoś wszystko toczyło się nie po jego myśli. Kiedy udawało się wyprostować jeden problem, pojawiało się pięć kolejnych. Hydra rosła - miała się doskonale. Czasem się zastanawiał, jakim cudem potrafi jeszcze stać i się uśmiechać. Że nadal potrafił dostrzec barwy tego świata i cieszyć się z rzeczy takich małych jak tamte jaszczurki. Bardzo dosłownie małych - przecież to nie były wielkie maluchy. Powinien się przejmować, że w ogóle taka myśl się pojawiła? Niepewność i niepokój, fałszywe uderzenia serca, przygryzanie dolnej wargi - bo czy na pewno się zgodzi? Gdyby nie miała się zgodzić - Victoria by nie ujawniła po konsultacji jej sekretu.
Oczekiwał Brenny stojąc przy drzwiach. Nie wypadało, to było nienormalne, ale niepewność i stres go zżerała. Jeśli przyjdzie... i jeśli się zgodzi. Na pewno przyjdzie, bo przecież odpisała, że przyjdzie i że się zgadza. Więc: KIEDY przyjdzie i dostanie te listy... kiedy zobaczy, co w nich jest... będzie chciała pomóc? Będzie szczera? Nie chciał powtarzać sytuacji z Victorią i Atreusem. Wolał liczyć na siebie i na to, co własnymi rękoma może wypracować, a nie innych. Nie chciał nawet tym obciążać Florence. Szukał pomocy u ojca, ale nie było tutaj zdziwienia - jak zwykle go zawiódł. Chyba nie czuł się tak bezradny nawet wtedy, gdy jego związek z Dante był o wiele bliższy. Co ona tam zobaczy? Czy będzie spoglądać na niego oskarżająco?
Bardzo wielką próbą charakteru było dla niego nie otworzenie drzwi od razu, kiedy rozbrzmiał dzwonek - albo pukanie do tych drzwi. Już miał wyciągniętą rękę. Już prawie złapał za klamkę. I powstrzymał się. Z trudem powstrzymał się, bo przecież nie mógł wyjść na TAKIEGO desperata, prawda? Ależ skąd. Mógł. Nie tego jednak uczył go ojciec. Liczył więc uderzenia serca. Jedno. Drugie. Piąte - otworzył. Z uśmiechem na ustach - jak to tylko on chyba potrafił się uśmiechać.
- Dzień dobry, Brenno! Proszę, wejdź. - Gestem zaprosił ją do środka. I tak jak u niej przywitał go jej pies, tak tutaj, na końcu korytarza prowadzącego do jadalni, kuchni i salonu (bo stanowiły tu one połączony pokój) stał Duma. Wielki jarczuk stał w pozycji zaalarmowanej, uważnie przypatrując się gościowi, który wyszedł zza rogu drzwi wejściowych i ujawnił swoją obecność. - Sprawa jest bardzo delikatna, rozumiem, że chcesz swoje umiejętności zachować w sekrecie... rozumiem to. Victoria prosiła, bym i ja zachował to dla siebie. Chciałem cię jednak zapewnić, że ten sekret jest ze mną bezpieczny. - Może trochę za dużo gadał? Stresował się, starał się tego nie okazywać, ale nawet jak na siebie miał wrażenie, że naszedł go jakiś słowotok. - Mam dwa osobne listy do odczytania i przyznam, że nie bardzo nawet wiem, czego się spodziewać... jeden został zapisany przez mojego, ehm... partnera... - Tutaj powiedział to trochę ciszej, odbiegając na moment wzrokiem w bok. I bardzo szybko przeszedł dalej z tematem, żeby się tu nie zatrzymać. - Być może jeden niczego nie ujawni, mógł być napisany przez Oklumentę, nie bardzo wiem, jak to działa... - Peplał dalej, wprowadzając ją do salonu. Widać tu było Divę śpiącą pod oknem przy otwartych drzwiach tarasowych. Zwinęła się w kulkę i nawet nie raczyła oka otworzyć. Duma odsunął się nieco na bok, robiąc im przejście, kiedy zorientował się, że nic złego się nie dzieje.