8 września 1872r. - Noc
Magiczny Londyn / ul. Pokątna / Mieszkanie Renigalda
Wieść o szerzącej się przez lato plotce, jakoby Renigald miał za narzeczoną mieć Weasleyową, dotarła także do jego dziadka, mieszkającego we Francji. Damien Malfoy, były pracownik Ministerstwa Magii, postanowił swoją emeryturę spędzić we Francji, zakładając swoją działalność gospodarczą, w magicznej części danego kraju.
Pod koniec sierpnia mężczyzna z żoną, postanowili odwiedzić syna z jego rodziną, w celu przeprowadzenia surowej rozmowy z Renigaldem. Blondyn oczywiście się pojawił na polecenie ojca w domu rodziców. Chcąc nie chcąc, musiał wysłuchać dziadka kazań i upomnień, jaki wstyd przyniósł zadając się w ogóle z Weasleyową. Tym samym zarzucił mu brak odpowiedzialności i rozwoju zawodowego. Zasugerował wnukowi, aby bardzo poważnie zastanowił się nad sobą i swoją przyszłością, inaczej może pożegnać się z dostępem do skarbca rodzinnego, a także zapomnieć o należeniu do rodziny. Po tym spotkaniu i pouczającej rozmowie, poważniej zaczął podchodzić do swojej sytuacji. Praca w Ministerstwie go nie interesowała. Ale posiadanie czegoś własnego, już bardziej.
Musiał jednak podszkolić się w pewnych dziedzinach zarządzania firmą. Zdobyć więcej umiejętności tego, co chciał robić. Tworzyć. Samo szkicowanie strojów, to jedynie projekt. Jego trzeba wdrążyć w życie. Miał wyruszyć z początkiem września. Jednakże było coś, co powstrzymywało go od wyjazdu. Odwlekał go.
Tej zbliżającej się nocy, siedział w swoim pokoju biurowym pisząc list. Właściwie to szósty z kolei, nie potrafiąc się skupić nad treścią. Zaczynał i przerywał. Niszczył papier i wyrzucał za siebie. Pisał do niej. Wyjaśnienie. Mógłby się pojawić w jej sklepie, ale umówili się, żeby za często się tam nie pojawiał. List powinien wystarczyć. Westchnął pocierając kark, czując już zmęczenie. Ostatnia próba.
Zamoczył koniec pióra w kałamarzu. Następnie przeniósł na papier, pisząc ten list. Natchnienie go wypełniało, że w końcu mu się udało. Napisał. Zadowolony z siebie, odłożył pióro. Przeciągnął się, kiedy nagle usłyszał huk w jednym ze swoich pokoi. Zmarszczył brwi. Sięgnął po różdżkę i wstał z krzesła, omijając biurko. Otworzył drzwi, kiedy rozległo się kolejne wybicie szyby. Wychodząc na korytarz, kierując się do salonu, był w szoku. Zastał tam, ogień.
Nie zastanawiając się zbyt długo, zaczął rzucać zaklęcia na wodę. Aby go ugasić. Nie było to proste zadanie, kiedy dym rozprzestrzenił się po całym pomieszczeniu. Mało tego. Zaatakowana owym żywiołem była także jego ukochana sypialnia. Gdy tylko udało mu się ugasić pożar w salonie jadalnym z kuchnią połączonym, udał się szybko do sypialni, gdzie otworzył drzwi. Buchnęło prawie na niego dymem, gdzie w porę zrobił unik, wywalając się na podłodze. Również i tam skierował różdżkę z zaklęciami wytwarzającymi wodę, aby ugasić pożar. Gdy ledwie się udało, znów śmignęła smuga ognia.
- Komu tak odpierdoliło.Był już podirytowany tym faktem, że znów pozbierał się, aby ugasić pożar, jaki zaatakował część jadalno- kuchenną. Było to zajęcie męczące, kiedy przebywało się w pomieszczeniu zadymionym, doprowadzającym do kaszlu i duszności. Lecz wybite szyby w oknach, pozwalały na przepływ powietrza. Czy może raczej, większego smogu? W całym tym chaosie, dał radę wypuścić swoją sowę, aby znalazła jakieś schronienie.
Jak tylko ostatnie płomienie ugasił, skierował się w stronę okna z rozbitą szybą. Niczym automat je po prostu otworzył i wychylił się wściekły, spoglądając na chodnik, szukając winnego.
- Który to bezczelny gnój rzucał ogniem?! Oskarżę cię o niszczenie… mienia…Ostatnie zdanie wypowiedział już będąc w stopniowo narastającym szoku. To nie tylko jego mieszkanie uległo zniszczeniu. Takich było więcej. Gdzieś widział, że palił się dach. W innym miejscu, zawalił się mały domek. Nad niektórymi kamienicami widniał Mroczny Znak.
- Przegapiłem coś?
Cofnął się do swojego mieszkania, szukając wiszącego kalendarza na ścianie, czy było jakieś święto w kalendarzu, którego nie zapisał, albo zapisał. Ale, kalendarza żadnego nie było. Bo przecież spłonął.
Rozejrzał się po swoim mieszkaniu, które nie było już tak czyste sterylnie, jak kochał. Większość białych mebli, straciła swoje barwy. Wszędzie był popiół. Większość zwęglona. Pomijając też to, że zmoczona przez jego zaklęcia związane z wodą. A on sam? Wyglądał koszmarnie. Przeszedł się w kierunku sypialni, gdzie miał także swoją garderobę. Pomieszczenie wyglądało koszmarnie.
- To chyba jakiś pierdolony sen.Ten widok go przeraził. Łóżko było doszczętnie zniszczone. Nie miał gdzie spać! A kiedy spojrzał w kierunku swojej szafy z ubraniami, przeraził się jeszcze bardziej.
- Ja ich kurwa zabiję. Pożałują swojej jebanej rewolucji.
Wściekły był na mugoli, mugolaków, szlamy, zdrajców i tego podobnych. Nie pomyślał od razu, że to były działania Czarnego Pana, mimo skojarzenia Mrocznego Znaku z nimi. Myślał, że jakaś banda mugolaków postanowiła mu uprzykrzyć życie. Powinien wezwać Aidana, aby zrobił z nimi porządek, zanim sam weźmie sprawę w swoje ręce.
Wściekły, opuścił mieszkanie. Nawet nie spojrzał na siebie w lustrze, aby się bardziej nie przerazić swoim wyglądem. Cały był od popiołu i brudu. Było mu z tym źle, niedobrze, niewygodnie.
Przemierzał ulicę Pokątną. Starając unikać się jakiejkolwiek konfrontacji. Szukając sprawców zniszczenia jego własności, aby pociągnąć do odpowiedzialności.
- Malfoy! Zadowolony z siebie jesteś?!Usłyszał gdzieś nieopodal czyjś głos. Jakiegoś czarodzieja, który w niego łypił zielonymi tęczówkami.
- Nie marnuj mojego czasu.
Odparł w odpowiedzi, ruszając dalej przed siebie.
- Egoiści. Aroganci. Potwory bez serca!
Krzyczał za nim, ale Renigald nie pozwalał sobie na zaczepki. Miał konkretny cel. Pierw udać się do butiku matki, jeżeli przetrwał tę inwazję. Przebrać się, jakoś ogarnąć, potem sprawdzić…
- Pomocy!
Znów czyjś krzyk zagłuszył jego plany myślowe. Rozejrzał się, kto tym razem wrzeszczy. Jakaś dziewczyna próbując wyciągnąć ojca z pod gruzów. Wywrócił oczami i nie zbliżył się do nich. Nie znał ich. Nie byli czysto krwistymi.
- Dziewczyna woła, pomógłbyś.
Kolejny inny głos. Który zwrócił na niego uwagę.
- To Malfoy. Arystokraci potrafią tylko pieniądze brać.
Odezwał się kolejny mężczyzna.
Gdy Renigald znów się obejrzał, czuł że nie jest sam. Kilka osób zbiegło się pomóc mężczyźnie przygniecionemu przez wielki głaz. Użyli w tym magii. Ale część go obserwowała. Z różdżkami w pogotowiu. Jakby obawiali się, że to on zaatakuje.
"Nie zniżaj się do ich poziomu… Nie zniżaj się do ich poziomu… Ten plebs musi wyginąć…"
Do rękoczynów, może i nie doszło. Ale za każdym razem, który to mugolak czy inny czarodziej brudnej krwi przeklinał go i wyzywał, w pewnym momencie Renigald nie wytrzymał i cisnął w jednego z nich zaklęciem cruciatusa. Nie poprawiło to jego sytuacji. Przerwał zaklęcie, kiedy widział że czarodzieje brudnej krwi zmierzają w jego kierunku. Nie zastanawiając się dłużej, teleportował w okolice ulicy Śmiertelnego Nocturnu, w skrzyżowaniu z Aleją Horyzontalną. Zmienił plany. Pierw chciał sprawdzić, co z Penny.
Jej nie zastał. Ale za to, zniszczony sklep. Mógł to przewidzieć. Czego się spodziewał? Przecież jej rodzina była inna. Szlamolubcy. Zdrajcy.
Nic tu po nim. Wrócił do mieszkania, aby zabrać ze sobą cokolwiek z ocalałych przedmiotów i rzeczy. Z sypialni nie miałby co zabierać. Prawie nic nie przetrwało i nadawało się do użytkowania. Nie miał się także, w co przebrać. Ocalało jedynie jego biuro i część łazienki. Niby był przekonany, że zabrał co mógł, coś jednak nie dawało mu spokoju. Krzesło. Jedno nieszczęsne krzesło, stojące w innej części pomieszczenia, niż pamiętał, że stało przy stole. Nie wyglądało na spalone ale jakby, ochronione?
- Dobra… To już mnie w ogóle nie bawi.Jeżeli się okaże, że to jego mieszkanie jest teraz nawiedzone, albo naznaczone klątwą rebeliancką, to on nie chce tu już mieszkać. Teraz żałował, że nie wyjechał do Francji wcześniej…
Renigald zabierając ze sobą torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami, nie wiedział do końca, gdzie ma się udać. Nie uśmiechało mu się wracać do domu rodziców, a butik matki, nieco ucierpiał przez ataki. Sama w sumie Pokątna nie wyglądała najlepiej, jak to widział, kiedy przemieszczał się ulicami. Gdzieniegdzie zmierzając się z atakami jak i wyzwiskami w jego kierunku. Nie oszczędzał brudnokrwistych i nie udzielał nikomu pomocy, kto według niego na to nie zasłużył.
Czy były miejsca, gdzie mógłby się ukryć? Najpewniej tak. Miał burdel na Nocturnie. Rodzina miała tam swoje interesy. Miał też możliwość sprawdzić, czy u rodziców wszystko w porządku. Wiedział, gdzie jest główna posiadłość Malfoyów. Ale czy miał na tyle dumy, żeby prosić się o pomoc rodziny? Zebrał z mieszkania swojego wszystkie galeony jakie miał. Po większą potrzebę, powinien udać się do banku. Czy on przetrwał? Nie miał pojęcia.
Z ulicy Pokątnej przeniósł się na Nocturn. Nie wyglądał zachęcająco, tak jak wcześniej widział. Jakby za bardzo nie starano się go uszkodzić? Czy miał lepsze magiczne tarcze ochronne? Nie istotne. Tutaj był znany. Tutaj może gdzieś znajdzie schronienie. Na jak długo? Nie miał pojęcia.
Wszedł do znanego sobie burdelu, gdzie właściciel go już znał. Malfoy postanowił się tymczasowo tutaj zatrzymać, póki czegoś nie wymyśli. Chcąc przeczekać sytuację do rana. Mógłby ukryć się w sklepie Weasleyowej, ale jeżeli ktoś by go tam znalazł, mógłby zrodzić nowe plotki. Miał tylko nadzieję, że Penny dała sobie radę i zdążyła uciec. Nie powinien przejmować się jej losem. A jednak przejmował.
Pozostawał w ukryciu do samego rana. Wtedy też mając wrażenie, że sytuacja na mieście ucichła, wyszedł na zewnątrz, aby zbadać skalę zniszczeń. Wrócić do swojego mieszkania, które nietknięte było przez brudną krew, ale pozostawało w takim samym stanie klątwy, jak je opuszczał.
To upierdliwe krzesło.To jedno upierdliwe krzesło.
Wzdrygnął się, kiedy usłyszał szelest zwierzęcych skrzydeł. Obejrzał się i zmrużył leniwie oczy. Poznał stworzenie.
- A ona czego chce…Rzekł ni to do siebie, ni do sowy. Podszedł, aby odebrać list. Przeczytać i być może odpisać z ciężkim westchnięciem.