• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[Jesień 72, 8-9.09 Spalona Noc, Erik & Milles] Good Company

[Jesień 72, 8-9.09 Spalona Noc, Erik & Milles] Good Company
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#1
31.05.2025, 17:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 12:10 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic
9.09
przed trzecią

Za oknami piekło. W środku - nadpalone ściany.

Klubokawiarnia jednak najwidoczniej przetrwała najgorsze, chociaż ktoś mógłby stwierdzić że najgorszym był tłok. Mnóstwo ludzi, mniejszych i większych, poupychanych gdzie się dało. Trzeba było zaopiekować się każdym - nie tylko mugolakami, zgodnie z Zakonową agendą, ale pomoc nieśli wszystkim którzy potrzebowali. Zresztą... już dziś udało jej się uratować jedną czystokrwistą pannę. Już dzisiaj udało jej się pewnie powstrzymać pożar trawiący inny czyściuszkowy kram. Ten czy ów...

Adrenalina wciąż w niej buzowała, a jednak Miles z zaskoczeniem odkrywała, że jest w niej też swoisty spokój. Satysfakcja z dobrze wykonanej pracy, chociaż praca najprawdopodobniej dopiero się zacznie. Potarła dłonią czoło i rozmazała kolejny czarny ślad. Dres i t-sirt ufajdane, ścięte na boba włosy zdawały się chaotyczną czarną strzechą dookoła głowy. Tylko złoto w jej oczach tliło się... jak część kamienic na zewnątrz. Nie straciły swojego blasku. W ogólnym rozrachunku wyglądała jednak wciąż jak córka kominiarza łachmaniarka, dziewczynka niekoniecznie z zapałkami tylko z wunglem na sprzedaż. Nawet zdawało jej się, że słyszała raz czy dwa o tym właśnie duchu nawiedzającym ulice magicznego Londynu i trochę zastanawiała się jak duchy w ogóle zniosły ten ogień, ten pożar, to wszystko... Trochę myślała o wszystkim po trochę. Trochę myślała o tym ile nowych duchów zasili Limbo. Nie była dobra w liczby, ale mnóstwo zdawało się wartością, której szukała.

Pozostawiła Thomasa i Basiliusa samych sobie, i poszła podpytać ludzi, czy czegoś by się nie napili. Natrafiła przy tym na Erika, który zdawał się być równie wyjebany co ona.

– Hej wielkoludzie, jak tam życie? – zapytała prosto tak, jakby widzieli się po służbie. Zawsze dobrze im się współpracowało. Nie inaczej było dzisiaj jak ewakuowali jedną rodzinkę. Oni gdzieś tutaj powinni być. Zawinięci. Rozmyślający o tym pewnie co przyniesie jutro. Cieszący się tym, że jakieś jutro będzie w ogóle. – Idę rozdać ludziom napar do picia, może poświecisz swoimi białymi zębami i podpytasz, czy trzeba im czego jeszcze? Prędzej powiedzą mi niż Tobie przystojniaku. – zaproponowała, zgarniając tacę z randomowymi kubkami. – W ogóle udało mi się ściągnąć tutaj Prewetta. Wiesz... Bazyliszka z naszego roku. Potrzebujesz jakiejś pomocy? Medycznej w sensie? – dopytała się nim wyszli do ocaleńców. Zastanawiała się... jeśli ktoś przeżył powódź to był powodzianinem. Ale pożar? pożaroninon?
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#2
31.05.2025, 18:18  ✶  
!Strach przed imieniem
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
31.05.2025, 18:19  ✶  
Chociaż nie doznajesz żadnych omamów słuchowych, nie jesteś w stanie wydusić z siebie Jego imienia. Kogo? Sam-wiesz-kogo... T-tego, którego imienia nie wolno wymawiać... Tego, który zasiał w ludziach strach.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#4
31.05.2025, 22:37  ✶  
— Och, jest cudownie, Mills — rzucił z wyraźną nutą sarkazmu w głosie, zeskakując ze stołu. — Bawię się wręcz wyśmienicie. Dokładnie taki wieczór planowałem. Brakuje mi tylko drinka z ozdobną parasolkę i mogę świętować cudowną noc. Pogrążoną w ogniu, pyle i dymie.

Noc Dymu i Łez? Może tak zostanie zapamiętane to wydarzenie przez mieszkańców Londynu? Z Beltane ludzie nie mieli tego problemu. Krążyły różne wersje: atak na Polanę Ognisk i tym podobne, ale jednak to nazwa samego wydarzenia przylgnęła na stałe do tamtej katastrofy. Ale co z pożarami, które obecnie trawiły stolicę? Jak one zostaną zapisane na kartach ich historii?

— Mam wrażenie, że akurat dzisiaj moja popularność może nie zdać się na zbyt wiele — odezwał się powoli, próbując wysunąć swój argument w rozmowie. — Większość z nich jestem w takim szoku, że to, czy rozmawiają ze mną, z tobą, z Norą czy z jakimś lekarzem lub brygadzistą raczej nie robi im wielkiej różnicy. Liczy się chyba tylko to, kto może coś dla nich zrobić.

Nie chodziło mu o oportunistów, którzy mogliby próbować wykorzystać taką ''znajomość''. Po prostu trwał kryzys. Ogromny kryzys, który raczej nie dobiegnie końca wraz ze wschodem słońca. Większość z tych ludzi nie potrzebowała w tej chwili dobrego słowa, a raczej tego, że ktoś udzieli im faktycznej pomocy. Materialnej? Może. W formie porady? Niewykluczone. Kryjówki? Azylu? Bardziej niż pewne, skomentował bezgłośnie Erik, przejmując od Millie tacę ze zbiorem kolorowych kubeczków.

— Nie, wszystko w porządku — stwierdził niemrawo, starając się utrzymać spojrzenie na ustach Millie, jakby w ten sposób łatwiej mu było skupić się na tym, co do niego mówiła. — Poza tym, nawet gdybym jej potrzebował, to nie ma to teraz większego znaczenia. Mamy tutaj ludzi, którzy powinni otrzymać ją dużo szybciej.

Rozejrzał się na prawo i lewo, jakby próbował znaleźć Basiliusa pośród tych wszystkich ludzi.

— Zasugerował coś od strony... organizacyjnej? — zagaił niepewnie. — Ktoś musi być przeniesiony do Szpitala św. Munga?

Może on musi się tam znaleźć?, pomyślał, uciekając jednak po chwili od tej myśli. Mieli szczęście, że trafił tutaj jakikolwiek medyk, biorąc pod uwagę sytuację w magicznych dzielnicach Londynu. Wprawdzie w Szpitalu św. Munga mógł być teraz równie potrzebny, ale żeby pogodzić potrzeby szpitala i Prewetta z ocalałymi, którzy schronili się w klubokawiarni musieliby chyba ewakuować cały lokal. Eh, chyba lepiej było po prostu robić krok za krokiem i po prostu liczyć, że jakoś pójdzie.

— No to ten... Idę — zapowiedział, kiwając głową do Moody.

Spróbował przywołać na twarz jeden ze swoich firmowych uśmiechów, jednak niezbyt mu to wychodziło. Był już po prostu zmęczony tym wszystkim. Miał dosyć. Kiedy wieczorem opuszczał Dolinę Godryka, żeby odwiedził Manchester nie spodziewał się, że zaledwie parę minut później wyląduje w samym środku takiego... piekła. Nie potrafił się przestawić. Tylko dlaczego? Przecież od lat pracował w Brygadzie Uderzeniowej. Widział nie jedno, a współpraca z Zakonem Feniksa tylko rozszerzyła jego wachlarz doświadczeń. Powinien lepiej to znosić.

— Hej — zaczął niepewnie, zbliżając się do grupy trzech młodych kobiet, którym towarzyszył młody chłopak. Dosiadł się do nich i zaczął bez słowa przesuwać w ich stronę naczynka z naparem na bazie (zapewne) jakichś ziół. Przesunął powoli wzrokiem po ich twarzach. — Wiem, że to nie najlepsza pora, biorąc pod uwagę, to wszystko, co dzieje się na zewnątrz, ale czy jest coś z czym... Możemy wam jakoś pomóc? Potrzebujecie jakichś leków? Czegoś do jedzenia? Sprawdzić co się dzieje z waszymi bliskimi? Wysłać jakąś wiadomość? Sytuacja niedługo powinna zacząć się stabilizować, więc przy odrobinie szczęścia możemy was jakoś... wspomóc.


(Charyzma) Czy gadka Erika zdaje egzamin? x1
Rzut Z 1d100 - 54
Sukces!


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#5
04.06.2025, 17:44  ✶  
– To zupełnie tak jak ja! Drink! Że też o tym nie pomyślałam! Kurwa, Ty to jednak masz łeb jak sklep Longbottom– robiła też kawę. Sobie, chłopakom... mogła dołączyć jeszcze czwarty kubek i udekorować go wyczrowaną palemką. Szkoda tylko, że nie była dobra w kształtowaniu i jej palemka wyglądała raczej jak zdechły patyczak z przyczepionymi zielono-różowymi liśćmi. Erik mógł sobie zamieszać cukier w środku.

– Wiesz, moim zdaniem to nawet nie chodzi jak ludzie znają Twoj ryj, tylko że masz kutasa. Jak byłyśmy z Olivką w drugim punkcie, to chuja się udało wskórać, ale ledwie Liszek otworzył ryja, to od razu wszyscy nagle zaczęli wyciągać ręce po leki i jego fachowe oko. Nie żeby miał jakieś do wyciągania. Thomas może będzie miał. – Przełknęła ślinę i upiła czarnego wrzątku. – No ale nic jebać, idź z nimi gadać, ja rozdam napary, a potem najwyżej zaciągnę go do oglądania rannych jeszcze. – czy to był dobry pomysł? Już teraz wyglądał jak młodszy brat śmierci. Nie mieli czasu odpocząć. Jeszcze nie. – Ale no, szedł od razu do Figga, ale potem zrobi obchód. Jakby co mogę przeskoczyćz rannymi. – zasugerowała, choć nie miała na to ochoty. – W ogóle dobrze kojarzę, że ma być potem jakieś zebranie? Tu czy u Tessy? Bo nie pamiętam? – dopytała jeszcze nim wyszli do ludzi.

Potem jednak się rozdzieli i nieco z oczekiwaniami Moody ludzie - zmęczeni, brudni i nieszczęśliwi, rzeczywiście reagowali pozytywnie na Longbottoma.
– Jeśli by zdało trochę chłodzącej maści, musimy wymienić sobie opatrunki, możemy zrobić to sami, ale słoiczek który dostaliśmy już się skończył – padła prośba możliwa do zrealizowania od ręki.
– Czy pan też tego doświadczył? Jak kto zaśnie to przychodzą duchy i zaciskają dłonie! – zaczepił go kto inny staruszek, którego na gardle rzeczywiście ułożone były czarne ślady jakby dłoni. – Może kto jest egzorcystą? Ja boję się pytać...
– A weź Ty i Twoje zwidy!– skarciła go żona, od której mocno pachniało spalonym włosiem. Choć... tak po prawdzie to wszystko wkoło pachniało teraz spalenizną.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#6
04.06.2025, 22:16  ✶  
— Czy ja dobrze rozumiem, że w samym środku tego chaosu trafiłyście akurat na mizoginów? — Zmarszczył czoło, a rysy jego twarzy wyraźnie się zmieniły, wystawiając na światło dzienne, minę pełną niesmaku. — Musiałyście mieć pecha. Ewentualnie społeczeństwo zdążyło się tak mocno zradykalizować w ciągu ostatniej doby. Biorąc pod uwagę to, co się dzieje w tym mieście, chyba nie powinno mnie to nawet dziwić.

Owszem, niektóre gałęzie co bardziej konserwatywnych rodzin traktowały kobiety jak przysłowiowe ''krowy rozpłodowe'', których jedynym zadaniem było uzyskać dobrą pozycję społeczną przez małżeństwo, ale Erik lubił wierzyć, że była to mniejszość. Sam postrzegał kobiety i mężczyzn jako równych sobie, a w trakcie tej okropnej nocy... Nie wyobrażał sobie, aby ktokolwiek przy zdrowych zmysłach mógł odmówić czyjejś pomocy tylko ze względu na płeć. To by było czyste wariactwo. Czy te przekonania naprawdę były warte tego, aby ryzykować swoje zdrowie lub życie?

— Wydaje mi się, że teraz nie ma takiej potrzeby — mruknął pod nosem. Co więcej, mógł powiedzieć, skoro na dobrą sprawę nie miał za sobą specjalistycznego szkolenia medycznego? Potrafił założyć podstawowe opatrunki, ale dawkowanie lekarstw czy określenie priorytetu stanu niektórych ofiar spalonej nocy było poza sferą jego umiejętności. Musiał się tym zająć specjalista. — To znaczy... Skoro tyle już tu wytrzymali, to powinni dotrwać do czasu aż sytuacja na zewnątrz trochę się nie uspokoi. Aż nie zaczną kursować zespoły pogotowia ze szpitala.

Wzruszył sztywno ramionami.

— Tutaj, tak myślę — potwierdził po chwili zamyślenia. — Większość ludzi przewija się przez klubokawiarnię... Prawda? — Uniósł wymownie brwi, rozglądając się na prawo i lewo, jakby próbował odszukać argumenty w formie ludzi, którzy po raz kolejny odwiedzili tej nocy Norę Nory. — Więc tutaj będzie łatwiej skoordynować działania. Albo zebrać myśli do kupy. Albo w ogóle dojść do siebie po tym, co się dzisiaj wydarzyło.

Słuchał w spokoju podenerwowanych czarodziejów i czarownic. Gdyby nie otaczający ich koszmar być może nawet zebrałby się na to, aby wybrać jakiekolwiek stanowisko w toczonej dyskusji. Zapewnić jedną ze stron, że ta druga wcale nie miała nic złego na myśli. Że jej obawy i przemyślenia z pewnego punktu widzenia były dość zasadne. Ale teraz? Po prostu słuchał, starając się wyłuskać z tego najważniejsze informacje. W końcu wypuścił głośno powietrze z płuc, chwytając mocniej za tacę.

— Na państwa miejscu nie przejmowałbym się teraz duchami. Nawet jeśli jakieś krążą teraz po Londynie, to na pewno są w równie dużym szoku, co i my — zaczął ciężkim głosem. — A co do maści... Zobaczę, co da się zrobić. Może zostało coś jeszcze na zapleczu. Zaraz sprawdzę i w razie czego przyniosę zapas.

Podniósł się na równe nogi, jednak zamiast skierować się od razu na zaplecze klubokawiarni, ruszył w kierunku Millie. Na ten moment nie ufał sobie; nie był pewny, czy o czymś nie zapomni lub czegoś nie pominie. Wolał więc dla pewności skonsultować poruszoną z cywilami kwestię z drugą osobą.

— Zostały nam jeszcze jakieś smarowidła chłodzące? — zapytał Millie. — Chcą zmienić sobie opatrunki, ale skończyła im się poprzednia partia. Rozdaliśmy już wszystko, czy udało się coś zachomikować za ladą?


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#7
05.06.2025, 10:01  ✶  
Miles Pieprzony Anioł Miłosierdzia Moody skończyła rozdawać picie i z parą wrzących kubków kawy oraz z papierowym workiem upchanymi pod pachą (były w nim pączki, albo obecnie była w nim masakra pączkowa) szła do Thomasa i Basiliusa, żeby zobaczyć jaki był finał tego całego opatrywania. Bazyliszek nie wydawał się być aż tak zdewastowany stanem Figga, ale chuj wie, może robił dobrą minę do złej gry? W przejściu zatrzymał ją jednak Erik z pytaniem które sprawiło, że jej brwi powędrowały wysoko ku górze.

– Czy ja Ci kurwa wyglądam na Nore? Włosy mam ujebane popiołem, że mnie wziąłeś za blondynkę? Przecież nie umiem odróżnić smalcu od wazeliny, a co dopiero w tych wszystkich mazidłach się poorientować, z resztą Erik błagam, przesiadujesz tutaj częściej niż ja – prychnęła ostro, ale potem widząc jego zbolałą minę dwumetrowego zbitego szczeniaczka westchnęła tylko ciężko. – Pójdę zapytać Liszka, pewnie ma jakieś takie gówno w swojej magicznej lekarskiej torbie, ale serio zapytaj Norki albo Olivki – urwała, po czym zniknęła w korytarzu prowadzącym do miejsca gdzie opatrywany był szklany jeż, znaczy brat gospodyni.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#8
06.06.2025, 23:49  ✶  
— Uspokój się i przestań panikować! — syknął Erik, wypuszczając głośno powietrze z ust. — Skoro nie wiesz, co jest na stanie, to wystarczyło po prostu powiedzieć ''nie wiem''. Ostry język mogłaś sobie darować. To i tak już nie jest zbyt dobra noc. Ale niech będzie! — Rozłożył ręce w wymownym geście, przygryzając lekko dolną wargę. — Przepraszam, że jeszcze w ogóle żyję. Postaram się już dzisiaj nie wchodzić ci pod nogi.

Westchnął ciężko i ruszył w stronę części pracowniczej lokalu. O ile takowa jeszcze istnieje, pomyślał przelotnie, prześlizgując się za ladę. Jeśli sytuacja w mieście się nie poprawi, to niedługo klubokawiarnia wypełni się kolejnymi rannymi lub zagubionymi czarownicami, a wtedy może być ciężko ze znalezieniem, chociaż skrawka wolnej podłogi. Tyle dobrego, że jak do tej pory raczej nie byli zmuszeni do żadnych drastycznych wypadków magiczno-medycznych. Tyle i aż tyle.

Wprawdzie idąc za ''radą'' Moody powinien zakręcić się wokół Nory lub Basiliusa, aby uzyskać potrzebne informacje, jednak... Nie za bardzo chciał ich teraz nękać. Bądź co bądź, musiał tylko znaleźć odpowiedni medykament. Nie musiał go nikomu aplikować. A odszukanie go nie powinno być jakieś trudne. To była tylko maść. A one zazwyczaj występowały w tubkach. Albo okrągłych pudełeczkach z wieczkiem. A na wieczkach często była nawet nazwa danego remedium. Tak, to by go naprowadziło na odpowiedni trop i...

Eureka! Parę minut później Longbottom wygrzebał z jednej z szuflad potrzebną maść. Nie był pewien, czy był to produkt, który wyszedł spod rąk Nory Figg czy raczej wytwór z apteki Lupinów, ale... Najważniejsze, że był. Teraz raczej nikt nie będzie narzekał na jakość czy markę. Tak długo, jak lek po prostu zadziała. Erik zaniósł lekarstwo poprzedniej grupie czarodziejów i już miał skierować się ku kolejnej zbieraninie upchniętej przy jednym ze stolików, gdy nagle ktoś wpadł mu pod nogi.

Albo to raczej Erik na kogoś wpadł. Najgorsze, że w pierwszej chwili nawet nie wiedział, co mu zablokowało drogę. Dopiero kiedy opuścił wzrok zdał sobie sprawę, że miał do czynienia z małą ciemnowłosą dziewczynkę. Przez moment wydawała mu się nawet podobna do Brenny za młodu, jednak zaraz zwrócił uwagę na różnicę: nieco zbyt krzywe zęby, ciemne oczy i...

— Hej, wszystko w porządku? — Przykląkł na jedno kolano, przyglądając się uważnie dziewczynce. Nie mogła mieć więcej jak osiem lat. — Twoi rodzice gdzieś tutaj są?

Rozejrzał się dyskretnie na prawo i lewo. Czemu ktoś zostawił tu tak dziecko samopas? Kto w ogóle mógłby wpaść na taki pomysł i... Dziewczynka nagle wskazała palcem za siebie, a Erik podążył spojrzeniem za jej ruchem. W rogu sali na jednym ze stołów przysiadła na oko trzydziestoparoletnia kobieta, a nieco starszy facet... Chyba opatrywał jej ranę na czole? Dezynfekował ranę? Przykładał kompres? Ach, musieli odsunąć dziecko na bok, żeby może się za bardzo nie wystraszyło!

— Chcesz się może czegoś napić? Albo zjeść coś? — zagaił, zerkając przez ramię. — Powinniśmy mieć jeszcze trochę jakiegoś soku. Albo herbaty. Herbata zawsze się znajdzie.

(Charyzma) Czy gadka Erika zdaje egzamin vol. 2? x1
Rzut Z 1d100 - 41
Slaby sukces...


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#9
09.06.2025, 19:17  ✶  
Miles jego calusieńką tyradę skomentowała li tylko wysoko uniesionym środkowym palcem, nim zniknęła w korytarzu zająć się swoimi sprawami.

Słowa Longbottoma spłynęły po niej jak po kaczce (po gęsi?). Nie pierwszy nie ostatni raz wyzywali się w chwili kryzysu, ale to wcale nie oznaczało, że nie mogli na siebie liczyć, że nie mogli nazwać się przyjaciółmi choćby nie wiadomo ile kółek Erik zatoczył oczami, choćby nie wiadomo ile razy Miles srkała na niego, że nie będzie mu długiego tyłka podcierać. Byli razem, tkwili w tym razem od pierwszej klasy. W domu Gryfa. W drużynie Quidditcha. W BUmie na patrolu. W Zakonie. Byli totalnie różni, mieli totalnie różne postrzeganie świata, ale w sumie jakby się zastanowić, znali się od zawsze, zaś Miles lubiła jak ludzie nie kładli na niej krzyżyka nawet jeśli mieli szansę nie raz i nie dwa oglądać najgorszą wersję jej samej. A Erik po tych prawie dwudziestu latach miał okazję tę najgorszą wersję oglądac calkiem sporo razy.

Może nie naj naj najgorszą, ale no.

Jeszcze wypłynęłyby mu od tego oczy czy coś.

Myśli o Eriku z resztą wywietrzały momentalnie kiedy znalazła się w towarzystwie dwóch loczkowanych jegomościów, którym w ferworze zmęczenia zaproponowała wspólne mieszkanie w najbliższym czasie. Już nawet nie pomstowała na siebie czy coś. Już nawet jej to z bardzo nie dziwiło.

Tymczasem dzielny pan Detektyw wykoncypował gdzie znaleźć maści, dostarczył je potrzebującym głównie po to by zostać... niańką dla kogoś nie tak ładnego, a jednak podobnego do Brenny.

Dziecko patrzyło na niego wyczekująco, ale kiedy doń przemówił totalnie i absolutnie się zacięło, wyraźnie speszone faktem, że jednak coś do niej powiedział i najwidoczniej oczekiwał odpowiedzi.

Twarz dziewczynki wyrażała więcej niż tysiąc słów - zaciśnięte usteczka nikły na umorusanej węglem twarzy, wielkie, niemalże gigantyczne oczy momentalnie zeszkliły się, jakby sekundy dzieliły ją od wybuchnięcia płaczem. Cisza między nimi gęstniała, bo najwidoczniej układ nerwowy jego rozmówczyni nie dawał rady, a stres całej nocy, ranny ojciec i matka, która skupiona na opatrywaniu rady kompletnie nie zwracała na nią uwagi zdecydowanie nie pomagały.

W końcu po czasie trwającym eony - kilkukrotnie, ledwie zauważalnie skinęła głową. Jej ręce powędrowały do przou, a palce nerwowo zaczęły wywijać i miętosić brudne i wymiętoszone za wczasu ubranko.

- Zgubiłam swojego kotka. Swojego pluszowego kotka. Nie mam. Nie mam mojego kotka i... - wydukała na granicy słyszalności, a broda jej zadrgała. Moment później pod czarną warstwą brudu doszła kolejna - czerwona. Zeszklone oczy stały się od razu pełnoprawnymi zapłakanymi ślepiami, gdy dziecku w końcu udało się wydusić swoje małe, ogromne dziecięce zmartwienie. Potoki łez i smarków ciekły strugą zmywając popiół nieszczęsnej dziewczynki. Rodzice nawet nie zauważyli, że to ich dziecko płacze. W sali było tłoczno, jej głos niknął wśród rozmów i płaczu innych...

Erika natomiast mógł poczuć, że jest obserwowany. Kątem oka miał szansę dostrzec, że Moody zdążyła wrócić ze swojego "obchodu", już bez kawy i pączków pod pachą. Mógł dostrzec, że Basilius ją wyminął i zaczął też swój lekarski obchód po pacjentach tego prowizorycznego szpitala. Ale to nie Prewett zachowywał się dziwnie, a właśnie jego koleżanka ze szkoły. Miles zdawała się nie oddychać. Jej twarz przypominała woskową maskę, na której ktoś obmalował zastygłą grozę, której nie dało się wyrazić słowami. Stała nieruchomo, choć pewnym było, żę wzrokiem obejmowała całą scenę, w napięciu czekając cóż też Erik zrobi.

Nie mógł wiedzieć, o traumie, która złapała za wrażliwsze, ukrywane na co dzień struny jej duszy, nie mógł wiedzieć o wewnętrznym dziecku Miles, tej małej dziewczynce, której też kiedyś zgubiła się zabawka. Nie mógł wiedzieć, dlaczego Miles tak nienawidzi przebywać w otoczeniu dzieci, dlaczego jak ognia unika Mabel. Jej istnienie ukute było z zazdrości, która wyznaczała kurs jednej akcji za drugą. Jej istnienie było zazdrością. O uwagę. O serce. O łagodność. O pozwolenie drugiej stronie na to, by mogła być słaba. O otarcie łez, zamiast krzykiem wymuszanie uspokojenia się. Zamiast krzykiem wbijanie w poczucie winy. Zamiast krzykiem. Miles była krzepka, była brawurowa i nieustraszona, była niezabijalna.

Miles była krucha, jak porcelanowa laleczka.

Nim Erik zdążył cokolwiek zrobić, odwróciła się na pięcie i uciekła na powrót do Thomasa. Nie chciała widzieć czegoś, co nigdy nie było i nie mogło być jej życiem. Nie chciała patrzeć w wystawę sklepu z zabawkami na kolejkę, której nigdy nie znalazła pod choinką. Nie chciała czuć zionącej dziury, przepaści, która dzieliła ją od dzieci kochanych i tych, które powinny umrzeć razem z matką na łożu boleści.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#10
09.06.2025, 21:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.06.2025, 21:38 przez Erik Longbottom.)  
I jak zwykle zostaje ze wszystkim sam, pomyślał przelotnie Longbottom, obracając w dłoniach opakowanie z maścią. No, ale przecież musiał sobie jakoś radzić. W pobliżu nie było Brenny i Nory, a Millie dość dosadnie odmówiła mu udzielenia wsparcia. Typowe. Jak tylko sytuacja się zaogniała, to kobiety znikały z pola widzenia, żeby - Merlinie broń - ktoś nie poprosił ich o pomoc. Erik wzdrygnął się na tę myśl. Stres wywołany wydarzeniami tej nocy musiał rozbudzić na chwilę mizoginistyczne czysto-krwiste odruchy sprzed paru pokoleń. Kto wie, może wraz z nadejściem ranka zacznie dyskryminować jakąś grupę społeczną? Sarknął cicho pod nosem.

— No, to chodź, poszukamy go — zadecydował Erik, wyciągając dłoń ku dziewczynce. — Zgubiłaś go gdzieś w środku? — Na szczęście odpowiedziało mu kiwnięcie głową. — W takim razie na pewno sobie jakoś poradzimy ze znalezieniem go.

Potencjalnie mógł zorientować się, że ktoś się w niego wpatruje, jednak jego skupienie zdecydowanie nie było w tej chwili na najwyższym poziomie. Myślami był w dziesięciu miejscach na raz, dywagując na co najmniej tuzin różnych scenariuszy i próbując jakoś poradzić sobie z otaczającą go rzeczywistością. Nie zwrócił więc większej uwagi na to, że Millie wpatruje się w niego z taką miną, jakby co najmniej oczekiwała od niego zbawienia całego świata. Niezły z ciebie brygadzista, skomentował bezgłośnie mężczyzna, prowadząc dziewczynkę przez lokal, co raz wykręcając głowę to w prawą lub lewą stroną. Gdzieś ten misiek musiał być.

Po raz pierwszy od opuszczenia Doliny Godryka zaczynał cieszyć się z tego, że przez większość nocy trzymał się z dala od jakichkolwiek zespołów Ministerstwa Magii i Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Wprawdzie zobowiązania zawodowe i chęć dołączenia do reszty Brygady Uderzeniowej dawały o sobie znać co jakiś czas, jednak... Chyba nie był teraz w na tyle dobrym stanie, aby sensownie wesprzeć zespół. Bones i Moody na pewno poradzą sobie sami z koordynowaniem najważniejszych działań, czyż nie? Nie potrzebowali do tego Longbottoma. Albo dwóch Longbottomów. Byłoby to naprawdę żałosne, gdyby fundamenty departamentu opierały się wyłącznie na jego rodzinie.

— Wiesz co... Wydaje mi się, że go widzę! — zauważył Erik, zbliżając się do drzwi lokalu.

Jedno z okien zostało ''zabarykadowane'' poprzez wstawienie na stół dodatkowych krzeseł, a czarny pluszowy kot wylądował na samym szczycie tej ręcznie wykonanej wieży. Erik sięgnął po zabawkę i oddał ją młodej właścicielce, wzdychając ciężko, gdy ta momentalnie odbiegła od niego, wracając do rodziców. Cóż, i tak nie spodziewał się jakichś wylewnych podziękowań. I tak mieli przed sobą jeszcze sporo roboty. To jest, o ile dożyją poranka. Heh. Heh.

Koniec sesji


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (2004), Pan Losu (29), Millie Moody (1629)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa