31.05.2025, 17:02 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 12:10 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic
9.09
przed trzecią
przed trzecią
Za oknami piekło. W środku - nadpalone ściany.
Klubokawiarnia jednak najwidoczniej przetrwała najgorsze, chociaż ktoś mógłby stwierdzić że najgorszym był tłok. Mnóstwo ludzi, mniejszych i większych, poupychanych gdzie się dało. Trzeba było zaopiekować się każdym - nie tylko mugolakami, zgodnie z Zakonową agendą, ale pomoc nieśli wszystkim którzy potrzebowali. Zresztą... już dziś udało jej się uratować jedną czystokrwistą pannę. Już dzisiaj udało jej się pewnie powstrzymać pożar trawiący inny czyściuszkowy kram. Ten czy ów...
Adrenalina wciąż w niej buzowała, a jednak Miles z zaskoczeniem odkrywała, że jest w niej też swoisty spokój. Satysfakcja z dobrze wykonanej pracy, chociaż praca najprawdopodobniej dopiero się zacznie. Potarła dłonią czoło i rozmazała kolejny czarny ślad. Dres i t-sirt ufajdane, ścięte na boba włosy zdawały się chaotyczną czarną strzechą dookoła głowy. Tylko złoto w jej oczach tliło się... jak część kamienic na zewnątrz. Nie straciły swojego blasku. W ogólnym rozrachunku wyglądała jednak wciąż jak córka kominiarza łachmaniarka, dziewczynka niekoniecznie z zapałkami tylko z wunglem na sprzedaż. Nawet zdawało jej się, że słyszała raz czy dwa o tym właśnie duchu nawiedzającym ulice magicznego Londynu i trochę zastanawiała się jak duchy w ogóle zniosły ten ogień, ten pożar, to wszystko... Trochę myślała o wszystkim po trochę. Trochę myślała o tym ile nowych duchów zasili Limbo. Nie była dobra w liczby, ale mnóstwo zdawało się wartością, której szukała.
Pozostawiła Thomasa i Basiliusa samych sobie, i poszła podpytać ludzi, czy czegoś by się nie napili. Natrafiła przy tym na Erika, który zdawał się być równie wyjebany co ona.
– Hej wielkoludzie, jak tam życie? – zapytała prosto tak, jakby widzieli się po służbie. Zawsze dobrze im się współpracowało. Nie inaczej było dzisiaj jak ewakuowali jedną rodzinkę. Oni gdzieś tutaj powinni być. Zawinięci. Rozmyślający o tym pewnie co przyniesie jutro. Cieszący się tym, że jakieś jutro będzie w ogóle. – Idę rozdać ludziom napar do picia, może poświecisz swoimi białymi zębami i podpytasz, czy trzeba im czego jeszcze? Prędzej powiedzą mi niż Tobie przystojniaku. – zaproponowała, zgarniając tacę z randomowymi kubkami. – W ogóle udało mi się ściągnąć tutaj Prewetta. Wiesz... Bazyliszka z naszego roku. Potrzebujesz jakiejś pomocy? Medycznej w sensie? – dopytała się nim wyszli do ocaleńców. Zastanawiała się... jeśli ktoś przeżył powódź to był powodzianinem. Ale pożar? pożaroninon?