• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
« Wstecz 1 2
20.03.72 Knieja Mavelle i Brenna

20.03.72 Knieja Mavelle i Brenna
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
15.02.2023, 18:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.09.2023, 18:42 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II

Wilczyca wpadła na polanę, spomiędzy krzewów. Drobne listki i gałązki czepiły się futra. Przebiegła kawałek i skoczyła ponad obaloną kłodą... w skoku już zamieniając się w człowieka. Na ziemię, w przyklęk, opadła już Brenna, nie zwierzę. Z różdżką w ręku, z liśćmi w niemożliwie rozczochranych włosach, z łopianem przyczepionym do bluzy.
Longbottom wstała i obróciła się ku kuzynce, która - rzecz jasna - została z tyłu. Nie mogło być inaczej, skoro na ostatnich metrach biegu, ot zwykłej przebieżki, dla zachowania sprawności fizycznej - oraz dotarcia na polanę, na której nie będą obserwowały ich żadne wścibskie oczy, położonej w pobliżu strażnicy Zakonu - Brenna zamieniła się w wilka.
Dla czystej radości biegu, ale też demonstracji. W napiętym rozkładzie zajęć ostatnich miesięcy Brenna znajdowała akurat dość czasu, aby pobiegać, przez co jednak zaniedbywała nieco inne umiejętności. A pojedynki były ważnie nie tylko ze względu na rodzinne tradycje. Nie w tych czasach. Nie wspominając już o tym, że z pewnych rodzajów magii Brygadzistka używała ostatnio za rzadko i wypadało odświeżyć umiejętności.
W końcu od nich mogło zależeć ich życie.
- Za pierwszym razem będziesz się przemieniać wolno. Dużo wolniej. Nie próbuj robić tego tak jak ja teraz, bo możesz utknąć w półprzemianie, a zdarzało się, że takiej nie udało się odwrócić - powiedziała, ledwo Mavelle ją dopędziła. - Ćwiczyłaś  Amato Animo Animato Animagus?
Uniosła różdżkę, wykonując nią odpowiedni gest. Nie podparła go inkantacją, ani w myślach, ani wypowiedzią, więc w powietrzu zostały jedynie ślady po czerwono - złotych iskrach.
- Chociaż gwarantuję... najgorsze jest trzymanie tego liścia miesiąc pod językiem - oświadczyła Brenna niemalże radośnie. Czy bawiło ją, że Bones przejdzie te same katusze, co ona? Oczywiście. Chociaż ona miała gorzej: robiła wszystko w końcu początkowo nielegalnie...
- To co? Mały pojedynek? - zapytała, przeciągając się. Dała sobie moment na złapanie oddechu po biegu przez las. Jako wilk zbytnio się nie męczyła, ale lwią część drogi pokonała na dwóch nogach, w postaci człowieka. - Czy może najpierw dalszy ciąg rozgrzewki, trochę ćwiczeń, zanim zaczniemy na poważnie?
Tym razem wycelowała w najbliższy kamień. Z jego rozwaleniem nie miałaby prawdopodobnie problemów. W prostej rozwałce Brenna była całkiem niezła. Tyle że w walce przydawały się także inne wybiegi. Dlatego spróbowała z czymś, co sprawiało jej nieco więcej trudności.
Za pomocą translokacji chciała unieść kamień, a potem czarem odpychającym cisnąć w kolejny głaz.
Za pierwszym razem - bez efektu. Za to za drugim głaz uniósł się i z dużą siłą zderzył z drugim kamieniem.

Rzut O 1d100 - 5
Akcja nieudana

Rzut O 1d100 - 96
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#2
19.02.2023, 20:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.02.2023, 21:19 przez Mavelle Bones.)  
Wypadła zdyszana na polanę, dobre parę chwil później po wilczycy. O ile w ludzkiej formie, jak najbardziej, mogła z Brenną konkurować w bieganiu, tak gdy kuzynka zmieniała formę… wszelkie marzenia o zwycięstwie – choć tak właściwie trudno nazwać ich trening wyścigiem o cokolwiek – odchodziły natychmiast w zapomnienie.
  - To nieuczciwe – wydyszała, choć bardziej z rozbawieniem niż rzeczywistą pretensją odnośnie przemiany Brenny. Zwłaszcza że jeszcze trochę – choć trudno było do końca przewidzieć, ile właściwie (niestety burze nie pojawiają się na zamówienie) – i sama będzie mogła biec obok Longbottomówny. Może nawet z psią gromadką. Może nawet urządzą sobie jakieś wyścigi…? Wszystko to jednak jedynie pieśń przyszłości, bliższej wprawdzie niż dalszej, ale jednak. O ile w ogóle uda się dożyć – wszak czasy wybitnie niespokojne i nie była nijak w stanie określić, czy nagle nie wydarzy się coś, co przekreśli wszystkie te plany.
  - … nie zachęcasz do przemiany jako takiej – zaśmiała się cicho. Wizja utknięcia w półprzemianie brzmiała… no cóż, bardzo, bardzo kiepsko, to raz. Dwa – szczęściem, nie była nastolatką, która musiała komukolwiek coś udowodnić ani aż w tak gorącej wodzie kąpana, żeby próbować odstawiać takie rzeczy od ręki. Zwłaszcza że nawet nie była pewna, jak w ogóle pójdzie pierwsza przemiana! - Oczywiście że ćwiczyłam. Ćwiczę. Będę ćwiczyć, – zapewniła, gdy złapała porządnie oddech – Amato Animo Animato Animagus – wyrecytowała zaraz, na potwierdzenie swoich słów. Choć też rzuciła spojrzenie z gatunku „i jak mi poszło?” - jakby się upewniała, że na pewno nic a nic nie przekręciła.
  - Wierzę. Im dłużej o tym myślę, tym mniej jestem pewna, czy to rozsądne. Jak ci się w ogóle udało utrzymać ten liść pod językiem? Jeść, mówić i tak dalej... – pokręciła powoli głową. Ten punkt chwilami wydawał się być niemożliwy do zrealizowania, ale z drugiej strony? Nie była pierwszą czarownicą, jaka postanowiła odkryć swoją zwierzęcą stronę. Tak że to nie mogło być AŻ TAK trudne, prawda? ...prawda…?
  Nie mówiąc już o tym, że tak jak kuzynka – Mavelle naprawdę niespecjalnie planowała zgłaszać się do rejestru animagów. W zasadzie wcale. Średnio to licowało z funkcją, jaką przecież pełniła – jako brygadzistka powinna stać na straży prawa i tym samym samej go przestrzegać co do joty. A praktyka… praktyka pokazywała, że jest wiele odcieni szarości, nie zaś jedynie biel i czerń.
  - Może jednak najpierw rozgrzewka – zdecydowała, wyciągając różdżkę i rozejrzała się po polanie, szukając celu. No dobrze, skoro kuzynka na pewien sposób rzuciła wyzwanie – co niekoniecznie musiało tym właśnie być, oczywiście, ale dlaczego nie miałaby w sumie sprawdzić przy okazji, która sobie lepiej radzi z tym zadaniem…? - to też dopadła jeden z głazów. Za pierwszym razem – nic. Za drugim? Nooo, poderwał się łaskawie, ale tak, jakby mu się baaardzo nie chciało i koniec końców spadł na ziemię, zanim doszło do zderzenia.
  - No nie wierzę, jeszcze trochę tak, a zaraz stwierdzę, że nie powinnam się teleportować. Nigdy. – oświadczyła, po czym wymierzyła różdżkę w znacznie mniejszy kamyk. Czy uda się go przeobrazić w motyla…? Och, wyglądało na to, że tak – wkrótce barwny owad poderwał się do lotu.
  - No co, uznałam, że przyda się trochę więcej wiosny – rzuciła lekkim tonem.

508


translokacja
Rzut O 1d100 - 21
Akcja nieudana

Rzut O 1d100 - 51
Slaby sukces...


transmutacja
Rzut Z 1d100 - 96
Sukces!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
19.02.2023, 21:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.02.2023, 21:58 przez Brenna Longbottom.)  
Pod względem aktywności fizycznej mogły ze sobą konkurować. Stały na podobnym poziomie od najmłodszych lat. I może po części dlatego, z bardzo licznego kuzynostwa, Brenna – choć dla wszystkich jednako miła, i wszystkich zamęczająca swoim gadulstwem – najbardziej przyjaźniła się z Mavelle. Bliskość wieku tylko to ułatwiała. Bones była po prostu jedyną w rodzinie, która bez większych problemów potrafiła dotrzymać kroku Brennie, ruchliwej i energicznej od najmłodszych lat.
Oczywiście, dotrzymywała jej kroku, póki Brenna biegła na dwóch nogach, nie na czterech.
- Życie nie jest uczciwe, skarbie – roześmiała się na uwagę Mavelle. – Całkiem nieźle. Piękny akcent – pochwaliła ją.
Nie, nie zachęcała. Ale i nie zniechęcała. Niemniej, gdy zaczęła uczyć Mavelle animagii – a padło na nią, bo Bones chciała zrobić to w sekrecie – zadbała, by ta wiedziała o ryzyku. I podjęła wszelkie kroki, aby je zminimalizować. Sama Brenna dopiero teraz, z perspektywy lat wiedziała, jak bardzo ryzykowała, ucząc się animagii w szkole. Ta była przydatna, ze względu na Erika, ale i pracę – Brenna po ukończeniu Hogwartu zarejestrowała się, by używać zdolności dla Brygady. Nie żałowała więc, niemniej wiedziała, ile miała szczęścia.
U Mavelle trzeba było zadbać, aby nie chodziło o szczęście. Zwłaszcza, że nie mogły prosić nikogo o pomoc. Teraz czasy były inne i brak rejestracji mógł być… dogodny ze względu na Zakon.
- Och, to była najgorsza część. Bo widzisz, nie udało mi się. Dwa razy. Raz połknęłam go przez sen po dwóch tygodniach. A raz podczas gadania, kiedy został mi jeden dzień. Jeden dzień. Wyobrażasz sobie moje cierpienie? – spytała dramatycznym tonem Brenna, gdy jednocześnie uderzała skałami o siebie nawzajem. – W ogóle to było straszne, bo nie dość, że musiałam uważać, co jem i jak mówię, to wszyscy się dziwili, że nagle mniej jem i mniej mówię!
W przypadku Mavelle miało być łatwiej. Większość uwierzy w wymówkę, w domu nikt się jej nie czepi. Ale Brenna miała piętnaście lat, ukrywała, co robiła, więc koledzy z Hogwartu, nauczyciele, a podczas świąt i rodzina zastanawiali się, dlaczego nagle Brenna nieco ogranicza dwie z trzech (obok biegania wszędzie, gdzie popadnie) swoich ulubionych czynności: jedzenie i gadanie.
Brenna machnęła różdżką, znów wprawiając w ruch kamienie, tym razem sprawiając, że kilka mniejszych zawirowało wokół nich. Translokacja nigdy nie była jej ukochaną dziedziną magii, ale ostatnio skandalicznie ją zaniedbała. Tymczasem powinna ćwiczyć choćby ze względu na teleportację…
Zachęcona tym sukcesem wycelowała w wyczarowanego przez Mavelle motyla, ale tym razem miała znacznie mniej szczęścia. Wyszeptane cicho finite nie trafiło celu i barwny motyl odleciał po prostu, gdzieś ponad drzewa Kniei Godryka.
- Dobrze, że Erik tego nie widział, powiedziałby, że skandalicznie się opuściłam i to na pewno przez to, że tracę czas na te wszystkie komiksy – rzuciła do kuzynki, pozwalając wreszcie głazom opaść. – Krótkie starcie czy ścigamy się, która szybciej zdejmie cele?
Przeszła się wzdłuż polany, machając różdżką ku kamieniom i zamieniając je w ruchome cele, po trzy dla niej i dla Mavelle, jeśli Bones wybrała właśnie tę formę „zabawy”. Transmutacja, na szczęście, szła Brennie zawsze dobrze, więc tym razem nie musiała się wstydzić niepowodzenia.


Rzut O 1d100 - 72
Sukces!

Rzut N 1d100 - 40
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 70
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#4
26.02.2023, 18:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.02.2023, 18:41 przez Mavelle Bones.)  
Całkiem nieźle? Kamień z serca. Wyszczerzyła się więc do Brenny, ale.. mimo wszystko istniała w tym łyżka dziegciu.
  - I tak się boję, że jak przyjdzie co do czego, to to skopię – przyznała, zaraz pochmurniejąc. Jakkolwiek by nie patrzeć, wolała uniknąć przeciągania zyskania możliwości przemiany wskutek niepowodzeń – bo a to właśnie coś źle wypowie, a to… och. Och. To naprawdę nie brzmiało dobrze! Znaczy, od połknięcia liścia tak naprawdę nie działa się tragedia, niemniej to spowoduje spore opóźnienie, a to też nie tak, że burze występowały przez calusieńki rok, prawda?
  Zwłaszcza że obawiała się, iż zdolność ta przyda się prędzej niż później, choć tak trochę miała nadzieję, że może jednak nie. No i nie miała całkowitej pewności co do formy, jaką przybierze – wprawdzie patronus stanowił wskazówkę, to jednak… jednak pozostawał cień niepewności. Co, jeśli się okaże być tak naprawdę owadem? To nie tak, że byłoby to całkowicie nieprzydatne, ale, ale… nie tak to sobie, w ostatecznym rozrachunku, wyobrażała.
  - O Merlinie – jęknęła cicho, gdy Brenna ją uświadomiła, jak bardzo trudne to mogło być zadanie. Jak w zasadzie było. A przecież to też nie tak, że będzie w stanie przez ten miesiąc całkowicie zamknąć usta na kłódkę (halo, nie weźmie sobie nagle urlopu na aż tak długi okres…), jak również przestawienie się na fotosyntezę nie należało do rzeczy możliwych – Nie ryle wyobrażam, co wręcz poczułam. Bo jeśli to skopię i to nie raz czy dwa, to mogę przegapić sezon burz… No nic, jak ty dałaś radę, to ja tym bardziej powinnam dać – podsumowała. W końcu nie była tak rozpaplana jak Brenna, choć w przypadku snu…? - Może powinnam sobie już teraz znaleźć jakiś liść i ćwiczyć spanie z nim – stwierdziła z pewnym namysłem. Z drugiej strony…? Nie wyglądała na szczególnie przekonaną co do tego pomysłu; musiałaby chyba całkowicie zapomnieć o tak ważnej czynności, jaką był sen, żeby mieć pewność, iż ta część mandragory nie skończy po prostu w żołądku, zanim zostanie przerobiona na eliksir.
  - Tak, oczywiście, komiksy, książki i wizyty w mugolskim kinie. Samo zło, droga Brenno, najwyższa pora z tego zrezygnować – zażartowała; sama wszak przecież również nie spędzała znowu tak mało czasu na obcowaniu z mugolską kulturą popularną. Nie tyle, co Brenna – rzecz jasna – niemniej wpływ kuzynki był bardzo wyraźny. O czym świadczył chociażby coraz pokaźniejszy stosik literatury; z drugiej strony nierzadko się zastanawiała, czy to wszystko aby na pewno mugole sami wymyślili, czy też przypadkiem któryś z czarodziejów nie paplał zbyt dużo. Bądź pokazywał zbyt wiele.
  - Może najpierw się ścigamy, a potem jednak starcie? – zasugerowała, namierzając cel. Trzy-czte-ryyyyy iiii…! Kilka szybkich machnięć różdżką. Może nawet zbyt szybkich, może nie oszacowała odpowiednio, odległości i tempa, w jakim poruszały się kamienie. A może nie mogła się odpowiednio skupić? Najnowsze rewelacje związane z przemianą nie nastrajały jakoś szczególnie optymizmem. W każdym razie, z trzech zaklęć, trafiło tylko jedno – ostatnie.
  Kamień upadł na ziemię.
  Cóż, ponowienie próby zdjęcia pozostałych kamieni za…

480/988


kształtowanie
Rzut Z 1d100 - 18
Akcja nieudana

transmutacja
Rzut Z 1d100 - 33
Akcja nieudana

rozproszenie
Rzut Z 1d100 - 99
Sukces!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
27.02.2023, 14:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.03.2023, 13:29 przez Brenna Longbottom.)  
- Jeśli ja dałam radę? No doprawdy, Mavelle, obrażam się na ciebie śmiertelnie – zapowiedziała Brenna, chociaż mimo powagi deklaracji, to ton miała żartobliwy. Jakby nie było, gadała znacznie więcej niż panna Bones. I jadła też więcej niż ona. I chyba trochę więcej biegała, a wtedy też ciężej było pamiętać, że trzeba uważać na ten cholerny liść pod językiem.
Trochę martwiła się o kuzynkę, nie w kontekście liścia, a samej transformacji, chociaż powtarzała sobie, że skoro ona dała radę w szkole, to Mavelle tym bardziej da radę teraz. Była w końcu znacznie lepsza od Brenny, która w pełni opanowała umiejętność zamiany w wilka na siódmym roku Hogwartu…
- Nie wiem, czy jest sens się męczyć wcześniej. I tak się trochę pomęczysz. A ja będę nad tobą stała i się śmiała – oświadczyła z udawaną powagą. – Ehem, o mugolskim kinie mu nie powiedziałam. Wystarczy, że ostatnio patrzył na mnie marszcząc brwi, kiedy przyniosłam w marcu te nasze zakupy do domu. Chociaż akurat do kina zdołałam pójść w ciągu ostatniego roku cały raz, więc to nie tak, że cokolwiek specjalnego ukrywałam…
Jej czas wolny kurczył się powoli, ale stale. Coraz więcej pracy w Brygadzie, coraz więcej pracy na rzecz Zakonu i coraz więcej pomagania matce w jej obowiązkach – to wszystko składało się w historię ograniczania snu i rozrywek. Zwłaszcza, że Brenna chciała mieć też parę chwil dla krewnych i przyjaciół. Niestety więc, włóczęgi po mugolskim Londynie stały się rzadsze niż kiedyś. Nie dotyczyło to tylko jej, nie mogła więc narzekać, ale powolutku zaczynała czuć się zmęczona.
Liczyła jednak, że może uda się to zmienić. A jeżeli nie to, to chociaż wyjechać na parę dni, najlepiej w towarzystwie kuzynek i przyjaciółki. Gdzieś daleko. Z dala od wiszącej nad nimi wojny, zastanawiania się, co myśli ktoś, z kim mają kontakt, ale też po prostu odpocząć od pracy. Ta w Brygadzie bez urlopu mogła przecież wykończyć je obie, a Nora też zdecydowanie po tych szaleńczych tygodniach przygotowywania kawiarni do otwarcia oraz później, starając się ją prowadzić na takim poziomie, by zdobyć klientów, zasługiwała na wypoczynek.
Oby się udało.
Kiedy Mavelle zaczęła atakować swoje cele, Brenna zrobiła to samo. Pierwszy kamień potraktowała strumieniem ognia, rozgrzewając go do czerwoności, kolejny transmutowała, zmieniając jego rozmiar tak, że opadł na ziemię. W ostatni po prostu wycelowała i rzuciła zaklęcie rozpraszające – dzięki czemu zaklęcie, które utrzymywała go w powietrzu, przestało działać. Celowo starała się używać różnych dziedzin magii, aby poćwiczyć je wszystkie. W końcu istniały sytuacje, w których dane zaklęcie nie musiało się sprawdzić, a Brenna trochę za mocno polegała na magii kształtującej...
– Wygląda na to, że tym razem wygrałam – powiedziała, gdy spojrzała w stronę kamieni „przydzielonych” Mavelle i okazało się, że dwa cele zostały minięte przez zaklęcia o włos.


Rzut PO 1d100 - 49
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 47
Sukces!

Rzut N 1d100 - 66
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#6
05.03.2023, 23:51  ✶  
- ... i tak wiem, że mnie kochasz - zaśmiała się cicho, doskonale zdając sobie sprawę z tego, iż o obrazie w tej chwili naprawdę nie mogło być mowy. Zresztą, rzeczywiście - fakty mówiły same za siebie. O ile Mavelle potrafiła czasami się rozgadać, to mimo wszystko daleko jej było do poziomu gadulstwa Brenny - choć może to i lepiej, bo jakby dwie takie rozgadane pannice znajdowały się pod jednym dachem, to chyba wszyscy rezydenci by osiwieli. Lub nauczyli się rzucać zaklęcia wyciszające, być może nawet robiąc w tym jakieś zawody...?
  Tak że brygadzistka podchodziła do przemiany w zwierzęcą formę z dość ostrożnym optymizmem - ostrożnym, bo o ile po części być może łatwiej jej będzie uniknąć pewnych podejrzeń, to mimo wszystko te wizje, jakie właśnie roztoczono przed jej oczyma? Brrr, wzdrygała się na samą myśl, iż może być zmuszona robić kilka podejść - co oznaczało nic innego, jak wydłużenie okresu wykręcania się wszelkimi możliwymi sposobami i generowało ryzyko wpadki.
  Może jednak pomysł rzucenia wszystkiego w cholerę i udania się na jakieś odludzie nie był znowu taki idiotyczny... może.
  - Zero litości, co? - parsknęła z rozbawieniem, kręcąc głowa. Cóż, w najgorszym przypadku rzuci w stronę kuzynki poduszką, ale na dłuższą metę wątpiła, żeby ta "groźba" doszła do skutku, a nawet jeśli - żeby tak mocno dopiekła. Zwłaszcza że dla Longbottomówny jakimś cudem miała niezmierzone pokłady cierpliwości.
  Uniosła brwi.
  - W sumie nie musi przecież wiedzieć o wszystkim - stwierdziła lekko, ale, ale... mugolskie kino tylko raz? RAZ? Nie no, tak nie mogło zostać. Owszem, czasu - niestety - coraz mniej, co widziała choćby i po sobie (oczywiście nie narzekała - miała to na swoje własne życzenie. I naprawdę nie wyobrażała sobie, że miałaby ot tak rzucić Zakon i zostawić potrzebujących tylko i wyłącznie z powodu wielkiej chęci zakopania się pod kołdrą i przespania tak z całej doby. Albo zapełnienia całego szkicownika. Czy coś w ten deseń - W każdym razie tego tak nie mogę zostawić. Koniecznie trzeba wyskoczyć do kina! - oświadczyła. Ukrywanie zamiarów niezbyt miało sens, jeśli wziąć pod uwagę, że obie musiały zsynchronizować swoje kalendarze...- … mam tylko nadzieję, że mają coś, co jest warte uwagi – dodała po krótkiej chwili reflektując, iż repertuar równie dobrze może należeć do tych ubogich i niespełniających kryteriów obu kobiet.
  - Nie da się ukryć – przyznała, nieznacznie się krzywiąc. Nie, nie dlatego że Brenna wygrała – takie pudłowanie po prostu było niewybaczalne. Zwłaszcza gdy od celności mogło zależeć tak naprawdę wszystko – W każdym razie wygląda, że najwyraźniej muszę poćwiczyć celowanie. To co, rewanż? – spytała, podrywając ruchem różdżki kolejne kamienie. Tym razem bardziej się skupi i zdecydowanie trafi, tak!

435/1423
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
08.03.2023, 13:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.03.2023, 13:39 przez Brenna Longbottom.)  
- Kocham? Ależ skąd. Ja po prostu uwielbiam, wprost uwielbiam, mówię, cię dręczyć. Ja zresztą ogólnie lubię dręczyć ludzi, ale ty przed tym dręczeniem uciekasz najbardziej niemrawo – odparła Brenna lekko.
Zaklęciem uciszającym grożono jej już w życiu wielokrotnie. Parę razy nawet go przeciwko niej użyto. Czy Brenna mogła za to winić ludzi…? Cóż, może i mogła, chociaż prawda była taka, ze trochę trudno się dziwić, że ktoś mógł mieć odrobinę dość powodzi słów, wylewających się z jej ust.
- Myślę, że by osiwiał, gdybym zaczęła mu codziennie rano dostarczać mój plan zajęć – roześmiała się Brenna, celowo trochę wyolbrzymiając. To nawet nie była kwestia chęci krycia czegokolwiek przed bratem, po prostu oboje byli dorośli i byłoby wręcz dziwne, gdyby Longbottomowie opowiadali sobie o absolutnie wszystkim. Też nie wypytywała nagminnie, z jakim kolegą się spotykał na piwo czy z kim szedł na randkę. (No dobrze, co najwyżej czasem mogła podpytać, co akurat robił, a potem długo rozwodzić się o kolejnym numerze, jaki zrobiła pani Turpin, ale to było równie naturalne…) – Ehem. Żeby tylko potem się nie okazało, że my siedzimy w mugolskim kinie i nagle wpada do niego sowa z Ministerstwa, bo Super Ważna Sprawa. Albo patronus materializuje się na środku Sali i zaczyna mówić – stwierdziła kobieta. W tej chwili taka wizja nawet ją bawiła. Oczywiście, tylko dlatego, że się nie sprawdziła. Gdyby jednak faktycznie coś takiego się przydarzyło, byłoby przeżyciem z gatunku tych przerażających, bo nie wiadomo, czy bieg za wiadomością, czy najpierw próbować wszystkich wyłapać i zmodyfikować im pamięć…
– Pewnie, zawsze i wszędzie. Dawaj, Mavy.
Gdy kamienie ponownie się uniosły i zaczęły krążyć, Brenna spróbowała dwa z nich potraktować szybko rzuconymi drętwotami. Rzecz jasna czar nie mógł podziałać na kamień tak, jak na człowieka, ale już jego moc, celność i samo rzucanie warto było potrenować. Pierwszy czerwony promień nie sięgnął celu, chybiając okropnie. Drugi trafił już w kamień idealnie, niemal natychmiast po pierwszym pudle, przy okazji przerywając zaklęcie rzucone przez Mavelle: niewielka skała opadła na ziemię. Wreszcie Brenna za pomocą kształtowania cisnęła w trzeci niewielki strumień ognia, osmalając jego powierzchnię.
W powietrzu pozostał jeden kamień.
- Hm… pięć celów z sześciu – powiedziała z namysłem, przysiadając na trawie. Czy wynik był dobry? Bardzo dobry, jej zdaniem przynajmniej. Brenna zasadniczo nigdy nie była czarownicą, która była perfekcyjna we wszystkim, co robi i nawet do tego nie dążyła. Kiedyś.
Bo czy ten wynik był zadawalający?
Nie w obecnych, niespokojnych czasach, kiedy jedno pudło mogło decydować o życiu lub śmierci.
– To co? Parę drętwot, protego, a potem kolejna przebieżka po lesie? Obiecuję, że tym razem nie będę biegać na czterech łapach. Uczciwy wyścig, z równą liczbą nóg. Może jeśli po przemianie wyhodujesz sobie dodatkowe dwie, to wtedy możemy się uczciwie ścigać na czterech.
Zasadniczo, patronus Mavelle sugerował, że podobnie jak Brenna, będzie się ona zmieniać w wilka. Ale kto wie, jak będzie to wyglądało w przypadku animagii? Chociaż wilk zdawał się całkiem do Bones pasować, przynajmniej zdaniem Brenny. Zdarzały się jednak przypadki zmiany patronusa, a forma animagiczna była jednak stała, więc mogła nastąpić pewna różnica.
Brenna podniosła się więc z trawy i otrzepała spodnie. Stoczyły później z kuzynką mały, pozorowany pojedynek, rzucając drętwoty i parę innych drobnych czarów, i testując siłę tarcz. A potem, kiedy skończyły, Brenna poczekała aż Bones będzie gotowa i pobiegła w stronę lasu, by teraz urządzić niewielki wyścig, która z nich pierwsza zdoła dotrzeć do rezydencji Longbottomów… i oczywiście później czekała je jeszcze jedna przebieżka, tym razem z psiakami.

[postać opuszcza lokację]




zauroczenie, drętwota
Rzut O 1d100 - 27
Akcja nieudana


ponownie
Rzut O 1d100 - 97
Sukces!


kształtowanie, ogień
Rzut PO 1d100 - 70
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#8
12.03.2023, 16:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.03.2023, 16:33 przez Mavelle Bones.)  
Przyłożyła teatralnym gestem dłoń do piersi.
  - Och, aż mnie serce zabolało. Więc mówisz, że to tylko dręczenie i nic więcej? – wygięła usta w podkówkę. Ale oczy się śmiały, a sama podkówka też nie należała do gestów wywołanych emocjami, z którymi się zwykle wiązała.
  Fakt, uciekała najbardziej niemrawo. W zasadzie to wcale. Swą kuzynkę wszak uwielbiała i nie wyobrażała sobie, że mogłaby przed nią zwiewać, gdzie pieprz rośnie, nawet jeśli Brenna miałaby zagadać ją na śmierć.
  Co nie uważała za możliwe, nie w odniesieniu do siebie samej.
  - A to swoją drogą – zgodziła się z bladym uśmiechem na wargach. Inna sprawa, że niespowiadanie się z każdego punktu w planie dnia było czymś… naturalnym? Może i byli rodziną, co nie oznaczało, że każde musiało wiedzieć w każdej sekundzie, gdzie znajduje się drugie. I to w zasadzie odnosiło się do wszystkich relacji, nie tylko tych zamykających się w obrębie posiadłości rodziny Longbottom – … zagrożę wszystkim, że choćby się waliło i paliło, to mają czegoś takiego nie robić, bo potem przenicuję, jak przeszkodzą nam w ten sposób. I sami będą musieli to sprzątać – oznajmiła dość lekkim tonem. Po części żart, po części – no, mogłaby być do tego zdolna. Nie do dosłownego przenicowania, oczywiście, wszak Bones nie należała do grona jakichś psychopatów, żeby dokładnie tak postąpić, ale uprzedzenie, że wtedy i wtedy mają czas tylko dla siebie i koniec, kropka, nie wolno, bo przy okazji narazicie istnienie czarodziejskiego świata w tajemnicy?
  To już prędzej.
  Skoro zaś Bren zgodziła się na rewanż – po poderwaniu kamieni sama zaczęła rzucać zaklęcia, starając się, żeby tym razem wynik był lepszy niż poprzednio. Pierwszy miał zostać opleciony siecią i ściągnięty na dół, kolejny, podobnie jak Brenny – potraktowany drętwotą, a jeszcze następny? Chciała po prostu go przenieść. A raczej miotnąć w stronę innego głazu.

kształtowanie
Rzut Z 1d100 - 75
Sukces!


zauroczenie
Rzut N 1d100 - 64
Sukces!


translokacja
Rzut O 1d100 - 100
Krytyczny sukces!







  Sieć oplotła pierwszy z celów i ściągnęła go na ziemię; promień trafił kamień, a ostatni… o, to było zaklęcie perfekcyjne w każdym calu: skała trafiła w inną skałę dokładnie w ten sposób, w jaki sobie zamierzyła Mavelle.
  Kobieta uśmiechnęła się triumfalnie – w istocie druga runda należała do niej i wyraźnie się zrehabilitowała po sromotnej porażce w poprzedniej!
  ­ Wygląda na to, że tym razem zwycięstwo jest moje – stwierdziła oczywistą oczywistość. W punktowym ujęciu nadal przegrywała, bo choć teraz wyszło jej perfekcyjnie, to w poprzedniej rundzie chybiła aż dwa razy. Niemniej, można rzec, że osiągnęły teraz remis i był to w miarę satysfakcjonujący wynik, zwłaszcza że przed nimi był jeszcze… pojedynek.
  - Oczywiście że tak – potwierdziła. Ćwiczenie celowania jako takiego było przydatne, niemniej problem był taki, że kamienie były tylko tym: kamieniami. Nie mogły uskakiwać, stawiać tarczy, kontratakować. A to można było ćwiczyć jedynie w pojedynku – Prawdę powiedziawszy, zdziwię się, jeśli po przemianie nie wyhoduję sobie dodatkowych nóg – przyznała. Patronus dość dobitnie świadczył, jakie zwierzę było kobiecie najbliższe, nie mówiąc już o węchu, jakim się szczyciła.
  Pojedynek zdawał się trwać tyle co mrugnięcie okiem, choć w rzeczywistości był o wiele dłuższy. I choć był pozorowany, to nie tak, że Bones się do niego nie przykładała, wręcz przeciwnie.
  Wyścig zwieńczył trening, niemniej nie oznaczało to, że mogły sobie już klapnąć i nic nie robić – psiaki dobrze wiedziały, że teraz nadeszła pora na ich spacer…

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Mavelle Bones (2021), Brenna Longbottom (1977)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa