• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[17.03.72] To tylko odrobina wody...

[17.03.72] To tylko odrobina wody...
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#11
24.02.2023, 01:45  ✶  

Tak naprawdę dzień jeszcze się nie zaczął, a Erik już miał pełne ręce roboty. Poszedł do pracy skoro świt, mając nadzieję na wcześniejsze wyjście po doprowadzeniu do porządku zaległych dokumentów i raportów. Gdzieś z tyłu głowy plątała mu się myśl, że mógł wziąć sobie wolne, jednak nie chciał, aby wyglądało to, jakby tracił kontrolę nad sytuacją. Wszystko musiało wyglądać naturalnie, gdyż wszystko było w jak najlepszym porządku.

Bal charytatywny, który miał się odbyć następnego dnia może i był w delikatnych rozjazdach, ale wszystko zmierzało ku dobremu. A przynajmniej Longbottom chciał, aby tak się wszystkim wydawało. Dzięki temu ewentualne wpadki nie będą wybrzmiewać tak mocno. Zostały już tylko szczegóły, drobne wisienki na torcie, który miały uświetnić uroczystość, ale wiele osób to właśnie na tych ostatnich poprawkach traciło głowę. Nie mogli do tego dopuścić.

Mężczyzna naprawdę wierzył, że ten dzień nie przyniesie mu wielu niespodzianek. Miejsce za biurkiem zajął przed siódmą, biuro było praktycznie puste, zgłoszenia jeszcze nie zaczęły przychodzić... Łatwizna. Machnie sobie parę raportów do piętnastej i spróbuje się ulotnić, zanim ktokolwiek zdąży go zatrzymać jakimś nagłym wezwaniem. Idealny plan pozbawionych jakichkolwiek mankamen...

— Zaraz, co? — mruknął, marszcząc czoło i czytając po raz drugi list, który jakaś obca sowa zostawiła na jego biurku. Ciało w mieszkaniu? Pani Weasley? Brak możliwości sprawdzenia, co było przyczyną zgonu? Czy ta wiadomość nie powinna czasem wylądować w szpitalu lub jakiejś klinice? Cóż, lepiej było dmuchać na zimne. W końcu to medycy powinni stwierdzić zgon.

Erik nakreślił na kolanie kilka słów do szpitala, załączając stworzoną naprędce magiczną kopię wiadomości. Oby zaklęcie wytrzymało wystarczająco długo, aby odczytano adres. Po załatwieniu tej kwestii mężczyzna opuścił biuro z innym pracownikiem, aby przy pierwszej możliwej okazji rozpłynąć się wraz z nim w powietrzu i wylądować pod kamienicą na Horyzontalnej. Nie minęło parę minut, a znaleźli się już w budynku, wspinając się na odpowiednie piętro.

Cóż, to na pewno tutaj, pomyślał, zawieszając wzrok na wyważonych drzwiach i wodzie, która wylewała się już przez próg na klatkę schodową. Longbottom zajrzał do środka, aż w mieszkaniu zamajaczyły mu dwie nieznajome sylwetki. Detektyw wszedł do środka nieco niemrawo.

— Dzień dobry państwu. Detektyw Longbottom z Brygady Uderzeniowej Ministerstwa Magii. A to jest... — wskazał gestem dłoni na towarzyszącego mu brygadzistę, przedstawiając im go. — Zdaje się, że — zerknął na Theodore'a, przypomniawszy sobie nazwisko z listu — Pan Lovegood, jeśli dobrze pamiętam, nas wezwał?

Zamrugał na widok kołdry na ramionach chłopaka. Swojemu towarzyszowi kazał sprawdzić łazienkę, ale absolutnie niczego nie dotykać. Drugi brygadzista, po potwierdzeniu, że ciało znajduje się w łazience, wyszedł na klatkę.

— Czy któreś z Państwa tu mieszka z Panią Weasley? — Sądził, że tak nie było, skoro list mówił o tym, że są sąsiadami, ale lepiej było potwierdzić wszystko na miejscu. — Zanim przystąpimy do jakichkolwiek czynności, musimy poczekać na służby medyczne, które stwierdzą zgon. Na ten czas prosiłbym o opuszczenie mieszkania i przejście na klatkę.

Przesunął się na bok, starając się nie dotykać żadnych mebli i wyszedł za dwójką mieszkańców budynku na klatkę. Zerknął kątem oka na zegarek. Jeśli ministerialna sowa okaże się jedną z tych szybszych, to za parę minut powinna tu trafić ekipa ze szpitala. W sumie to oni powinni wylądować tu jako pierwsi, ale ewentualne pouczenie postanowił sobie na ten moment darować. Bądź co bądź była szósta rana, a on chciał być wyrozumiały.

— Dobrze, to może opowiedzą Państwo, co się właściwie stało i jak dotarliście Państwo do Pani Weasley? I czy Pani Weasley mieszka tutaj sama? Znacie jej rodzinę, lokatorów, cokolwiek? — spytał, wyciągając z wewnętrznej kieszeni szarej szaty mały notesik.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Miotlara
Jasne włosy, niebieskie oczy, niezbyt wysoki wzrost - około 166 cm, szczupła, wysportowana sylwetka. Mówi niezbyt głośno, rzadko patrzy komuś w oczy, a w tłumie nie mówi za wiele.

Mackenzie Greengrass
#12
24.02.2023, 12:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.02.2023, 12:06 przez Mackenzie Greengrass.)  
- Tak sądzę. Chyba że twoim zdaniem powinniśmy zostawić ciało sąsiadki w łazience. I robić zakłady, kto znajdzie ją pierwszy? – spytała Mackenzie. Kiedy Lovegood ruszył do sowy, ona zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. Z uwagą, jaką zwykle okazywała tylko, kiedy chodziło o quidditch. Niczego nie dotykała, ale przyjrzała się zamkowi uszkodzonych drzwi – starając się ocenić czy zamknięto go od środka. Wychodziło jej na to, że nie, ale pani Weasley mogła zablokować drzwi sama, po prostu magią. Przesunęła wzrokiem po fotografiach na szafkach, na dłużej zatrzymując spojrzenie na tej, która przedstawiała dwie kobiety, w tym zdaje się ich trupa, i młodzieńca. Rodzina? Zajrzała do kuchni, a potem do salonu, gdzie był Theodore. Sprawdzała, czy ktoś czegoś tu szukał…
- Mam nadzieję, że pojawią się szybko. Ja o dziewiątej muszę być u Rosierów... - wymamrotała na słowa sąsiada, wykazując przy okazji absolutny brak empatii. Choć tak naprawdę chodziło po prostu o to, że Mackenzie, skoro miała się tam pojawić, nie wyobrażała sobie, by tego nie zrobić. Nie robi się takich rzeczy.
Poza tym później mogła się dowiedzieć, że sława uderzyła jej do głowy i ignoruje ludzi.
A potem pojawił się Brygadzista. Mackenzie przyjęła to z pewną ulgą, licząc, że ktoś bardziej kompetentny przejmie sprawę, a jej wolno będzie sobie pójść, ale sprawa oczywiście nie mogła być tak prosta.
Nie znała się na procedurach. Zmarszczyła brwi, gdy Erik wspomniał o potwierdzeniu zgonu. Wezwanie Munga nawet nie przyszło jej do głowy, bo no… lekarze nie pomogą trupowi, za to chyba funkcjonariusze zawsze powinni sprawdzić, czy kogoś nie zabito? Jej wiedza na ten temat była żadna.
- Mogę potwierdzić zgon – stwierdziła skonsternowana, wychodząc za Erikiem na zewnątrz. Nie pomyślała, że chodziło o to, że ktoś musi to zrobić oficjalnie. – Jest już fioletowa i w ogóle się nie rusza – uzupełniła, po czym chyba zdała sobie sprawę z tego, że to trochę źle brzmi i odetchnęła, by potem spróbować zdać w miarę sensowną relację.
„W miarę” było tutaj słowem kluczowym.
- Zalało mi ścianę. Poszłam sprawdzić, czy rura nie pękła u Theodora. Okazało się, że leci z góry. Potem dobijaliśmy się tutaj. Nie odpowiadała na wołania. Drzwi nie dało się otworzyć magią. Więc je wyważyłam. – Czy zostanie za to ukarana? Mandat byłby już bolesny (dla kogoś takiego jak Mackenzie: tak naprawdę pewnie nawet najwyższy mandat nie byłby problemem dla kogoś z jej zarobkami, ale Greengrass ostrożnie gospodarowała pieniędzmi), a jeśli ją aresztują?! Trener ją zabije, jeżeli nie pojawi się jutro na treningu… - Sprawdziliśmy mieszkanie. Pani Weasley leży w wannie. Pod wodą – uzupełniła jeszcze, jakby to nie było jasne. – Zakręciłam wodę. Nic więcej nie ruszałam. Nie znam jej rodziny. Czy to trafi do prasy?
Może było to pytanie absolutnie nie na miejscu, ale Mackenzie właśnie przyszło do głowy, ze jeśli sprawa trafi do prasy, to chyba przez najbliższy rok z domu wyjdzie tylko jako metamorfomag. Już widziała te nagłówki w rodzaju „czy zawodniczka quidditcha zabiła starszą panią, bo ta zalała jej mieszkanie?” Albo coś o tym niszczeniu mienia i wyważaniu drzwi. Wyważanie cudzych drzwi pewnie było nielegalne. Greengrass ze swoją znajomością czy raczej nieznajomością prawa nie miała pojęcia, czy okoliczności – zalanie w stanie postępującym i niewiedza, czy pani Weasley wyszła, czy zasłabła – ją usprawiedliwiają.
Lekkoduch
Wszystko jest możliwe, kiedy kłamiesz.

Theodore Lovegood
#13
01.03.2023, 15:30  ✶  
Zamiast przywitać ich uśmiechem, uścisnąć dłonie i podziękować za szybkie przybycie, jego ciało, domagające się snu, zmusiło go do głośnego i przeciągniętego ziewnięcia. Zasłonił usta dłonią, by nie pokazywać wszystkim wnętrza swojego gardła, a następnie zerknął sennie na Longbottoma.
- Dobry wieczór, tak, to ja jestem Lovegood. A to Mackenzie Greengrass – powiedział i kiwnął głową w stronę blondynki. Po przedstawieniu się przez moment przyglądał się obu brygadzistom, ciekawy tego, jak wyglądała ich praca. Nie było mu dane zobaczyć, jak wykonują policyjną robotę, bo zostali poproszeni o opuszczenie mieszkania. Nie protestował, choć bardzo chciał ujrzeć detektywów w akcji. Wyszedł powolnym krokiem za Mackenzie i ze znudzoną miną wysłuchał jej zeznania. 
- To może ja zacznę od samego początku – stwierdził, bo uznał, że streszczenie dziewczyny było pozbawione kilku szczegółów oraz brakowało mu emocji potrzebnych do tego, by słuchacz ekscytował się opowieścią. Oceniłby je góra na góra trzy w skali od zera do dziesięciu: pozbawione mimiki, gestów nie pozwalało wczuć się w sytuację. Chrząknął głośno gotowy na podjęcie lepszej, bardziej elektryzującej próby niż sąsiadka.
- Czy miał pan kiedyś sen tak żywy i ekscytujący, że wydawał się bardziej realistyczny niż rzeczywistość? Ja dzisiaj przeżyłem coś takiego. Proszę sobie wyobrazić ogromny statek, a ja stoję przy sterze, wszędzie, gdzie okiem nie sięgnąć, tylko morze, całe pod moim panowaniem… - Wyprostował się i wykonał szeroki ruch ręką, choć z kołdrą na ramionach, roztrzepanymi włosami i ze strugą wody pod nogami nie miał szans wyglądać jak wielki władca morza, niezależnie od tego, co by zrobił. Z jego punktu widzenia jego sen był bardzo ważnym elementem, może nawet jednym z najważniejszych w całym tym przykrym zdarzeniu. Śmierć pani Weasley kosztowała go nie tylko mokrą od wody ścianę, ale także kilka pięknych chwil spędzonych w łóżku. Niestety domyślał się, że brygadzista chciałby posłuchać, co działo się potem, więc Theodore przerwał opowieść o śnie (choć mógłby o nim mówić o wiele dłużej) i skupił się na rzeczach, których był świadkiem w następnej kolejności.
- Ale niestety został on przerwany przez tę oto moją sąsiadkę – mówiąc to zerknął podejrzliwie na swoją towarzyszkę i wskazał na nią oceniająco palcem, tak jakby powinna być wzięta pod uwagę jako potencjalny morderca, skoro już dopuszcza się tak okrutnych czynów jak urządzanie sąsiadom pobudki o nieludzkich porach.
- Dobijała się do mojego mieszkania, ponieważ została zalana. Nie zdziwiłem się specjalnie jej obecnością, ludzie często zwracają się do mnie o pomoc w kryzysowych chwilach. Okazało się, że moja ściana też jest cała mokra, doszliśmy więc do wniosku, że woda musi do nas przeciekać z wyższego piętra, z domu pani Weasley. W tempie błyskawicy pognałem na górę, ale zastaliśmy zamknięte drzwi – powiedział bardzo szybko, bo chciał się prześlizgnąć przez trochę nudniejszą w jego mniemaniu część opowieści. Dużo bardziej interesujące było samo odnalezienie ciała i wstrząs z tym związany.
- Czułem przez skórę, że coś jest nie tak – westchnął, a jego głos momentalnie zadrżał. Czuł, że to jest odpowiedni moment w zeznaniu, by pokazać swój aktorski kunszt - Miałem wrażenie, że to dalej sen, który zmienił się w koszmar. Tak bardzo się bałem, że z moją sąsiadką stało się coś złego! Waliłem w drzwi i prosiłem niebiosa, by z panią Weasley wszystko było w porządku! - krzyknął zmęczonym, rozemocjonowanym tonem. Skupił się przy tym na tyle, że aż oczy mu się zaszkliły, ale nie udało mu się uronić żadnej łzy. Nie był w pełni zadowolony ze swojego występu, czuł, że gdyby był wyspany i przygotowany, to poszłoby mu jeszcze lepiej. Złapał się za serce i westchnął głośno, udając, że próbuje w ten sposób się uspokoić.
- Koniec końców Mackenzie udało się otworzyć drzwi i dostaliśmy się do środka – Był to kolejny temat, przez który należało się prześlizgnąć. Gdyby dziewczyna dała mu okazję, to skłamałby i sprzedałby brygadzistom historyjkę o tym, jak heroicznie wyłamał drzwi, ale nie dostał na to szansy.
- Niestety przybyliśmy za późno, znaleźliśmy jej ciało. Zapamiętam to do końca życia, co za tragedia! To jest takie niesprawiedliwe, miała jeszcze tyle przed sobą! - po kolejnym emocjonalnym krzyku obrócił się do nich plecami i skierował swoją dłoń ku twarzy, udając w ten sposób, że próbuje ukryć przed nimi swoje łzy, które, nawet gdyby się pojawiły, to byłyby nieszczere, bo wszystkie jego emocje pokazywane brygadzistom były udawane.
- Kiedy tu się wprowadzałem, Pani Weasley mieszkała z siostrą, ale ona nie żyje już od dawna. Po jej śmierci mieszkała sama, od czasu do czasu odwiedzał ją młody chłopak, chyba jej wnuk – wyjaśnił wciąż obrócony plecami do Longbottoma. Znów się odwrócił dopiero wtedy, gdy Mackenzie spytała się o coś bardzo ciekawego.
- To bardzo dobre pytanie. Czy będzie prasa? Chętnie im to wszystko powtórzę – stwierdził z nadzieją w głosie. Smutek zniknął z jego twarzy, zastąpiony przez zaciekawienie.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#14
03.03.2023, 23:55  ✶  

Na widok ziewnięcia Theodore'a, sam Erik z trudem stłumił ten sam odruch. Cholerstwo bywało zaraźliwe, zwłaszcza o tak wczesnej porze.

— Uhh... Obawiam się, że potrzebujemy opinii specjalistów. To znaczy, ze szpitala. Oficjalnych. Wezwanych — powiedział niemrawo. Gdyby pierwsza osoba z brzegu mogła wystawić akt z gonu, to na pewno usprawniłoby to proces prowadzenia śledztw, jednak niestety na ten moment były to jedynie mrzonki. Poza tym sąsiadka nie musiała być nawet wyjątkowo bliska kobiecie, aby ta okazywała podenerwowanie sytuacją. Raczej nikt na siłę nie szukał takich wrażeń.

Skinął głową, przyjmując do wiadomości wyjaśnienia blondynki. Zmarszczył nieco brwi, gdy wspomniała o wyważonych drzwiach. Dobrze, że nie byli mugolami, więc ich naprawa nie stanowiła jakiegoś wielkiego problemu, aczkolwiek będzie musiał o tym wspomnieć w notatce służbowej. Cóż, na dobrą sprawę działali w dobrej wierze; nie tylko chcieli sprawdzić, czy z Panią Weasley jest wszystko w porządku, ale też chcieli ograniczyć skalę zalania mieszkań w budynku. Interwencja sąsiedzka powinna dobrze brzmieć, pomyślał, zapisując tę nazwę i podkreślając dwukrotnie w notatniku.

— Drzwi trochę szkoda — mruknął neutralnie — aczkolwiek ludzkie życie jest ważniejsze, czyż nie? Gdyby nie wy, mogłoby dojść do jeszcze większych zniszczeń. Lub znaleziono by ją jeszcze później.

Zaskoczyła go nieco ochoczość Lovegooda do tego, aby przedstawić sytuację z poprawką na masę dodatkowych szczegółów, ale nie miał zamiaru narzekać. W zależności od tego, jak potoczy się ewentualne śledztwo, warto mieć jakieś punkty zahaczenia. Ba, Erik na tyle zaufał Theodorowi, że faktycznie ma jakieś konkretne informacje, że pieczołowicie zapisywał jego słowa, aż w pewnym momencie zorientował się, że chłopak dosłownie opowiada mu swój własny sen. Wbił wzrok w swoje zapiski, po czym bardzo powoli podniósł wzrok na chłopaka, taksując go od stóp do głów. To tak na serio?

— Faktycznie, pozazdrościć takiego snu — odparł dobrotliwie, chociaż w jego słowach rozbrzmiała nuta sarkazmu.

Uśmiechnął się niemrawo, starając się znaleźć moment, w którym Lovegood będzie potrzebował chwili na złapanie oddechu.

— A więc to Pani pierwsza zauważyła, że coś jest nie tak? — skomentował, zerkając na Mackenzie. — Byłaby Pani w stanie podać mniej więcej godzinę, gdy coś, że tak powiem „przestało grać”? Może już w nocy coś było nie w porządku?

Bądź co bądź, to też była dosyć ważna informacja, zwłaszcza jeśli przyjdzie do ustalania przyczyn zgonu i określenia czasu, kiedy czarownica opuściła ten świat. Ludzie tragedie ludzkimi tragediami, ale porządek w papierach musiał być, więc ewentualne uwagi świadków, mogły pomóc w sporządzeniu dokładnego raportu.

— Rozumiem, czyli w gruncie rzeczy była samotna — Wysłuchał końcowych wyjaśnień Lovegooda, podsumowując je cichym westchnieniem. Nie było co ukrywać, brak innych lokatorów w mieszkaniu utrudniał im nieco pracę w tej sytuacji. Będą musieli jakoś skombinować adres do najbliższej rodziny Pani Weasley. W końcu lokum nie może zostać w takim stanie i ktoś będzie musiał się zająć kwestią ewentualnego pogrzebu. — Zakładam, że nie zna Pan tego chłopaka z imienia, podobnie jak innych krewnych?

Wątpił, aby aż tak im się poszczęściło, ale warto było spróbować. Chłopak wydawał się ponadprzeciętnie wygadany, a przy tym nad wyraz emocjonalnie podchodził do sprawy. Może znał się z kobietą nieco lepiej? Nie, żeby mógł to być jedyny powód jego poruszenia. Raczej mało kto budzi się nad ranem, spodziewając się, że w ramach interwencji sąsiedzkiej odnajdzie ciało kobiety, z którą jeszcze niedawno witał się na klatce schodowej. Mimo to czasami w takich kamienicach, lokatorzy zostawiali sąsiadom kontakt do rodziny w razie nagłych wypadków, chociażby na czas wyjazdu. Jeśli ta dwójka nic nie będzie wiedziała, to trzeba będzie popukać po sąsiadach, gdy dotrze tu ekipa z kliniki.

— To możliwe — uprzedził ostrożnie, gdyż wolał nie potwierdzać w stu procentach żadnej ewentualności. — O ile hie... dziennikarze dostali cynk, to mogą się pojawić. Aczkolwiek nie nastawiałbym się na długi wywiad — Zganił wzrokiem Theodore'a. — Wszystko na ten moment zależy od ustaleń medyków. Jeśli zależy Państwu na uniknięciu spotkania z reporterami, to radziłbym nie kręcić się w okolicy dłużej, niż to konieczne.

Co więcej mógł im powiedzieć? Jeśli uzdrowiciele stwierdzą, że przyczyna śmierci była naturalna, to raczej nie przyciągnie to uwagi mediów. Pewnie trafi to jakieś początkujący stażysta, żeby zebrać podstawowe informacje do artykułu, ale poza tym, raczej nie będzie to artykuł na pierwszą stronę. Gorzej, jeśli pojawią się komplikacje. To już może zachęcić tą bandę sępów do głębszego sprawdzenia całej sprawy. Erika aż przeszedł dreszcz na myśl o tym, że mogliby jeszcze zacząć zaczepiać funkcjonariuszy. Ugh. Oby dopisało im tym razem szczęście.

— Młody, rozejrzyj się po mieszkaniu i sprawdź, czy nie ma na wierzchu jakichś listów od rodziny, czy listy kontaktów. Tylko na Merlina, nie dotykaj niczego bez potrzeby. Jak nic nie znajdziesz, to przejdź się na wyższe piętra — poinformował młodszego kolegę z pracy, który bez zająknięcia zaczął wykonywać jego polecenia. Jakoś musiał się wdrożyć do tej roboty. — A jeśli o Państwa chodzi, to...

Jego wywód został przerwany przez zespół medyków ze św. Munga, który wpakował się do klatki schodowej i dołączył do ich grona. Longbottom powitał głównego ratownika mocnym uściskiem dłoni i skrócił mu w kilku słowach całą sytuację, wskazując wejście do mieszkania. Gdy ekipa się wpakowała do mieszkania Weasley, Erik odgrodził wejście do środka własny ciałem. Cóż, miał zabezpieczyć to miejsce i zadbać o swobodę działań lekarzy? A więc to właśnie miał zamiar zrobić.

— Raczej niezbyt pomyślny zaczęli Państwo dzień — mruknął, zerkając do swojego notesu. Chciał upewnić się, że poprawnie zapisał nazwiska obu świadków. — Pan Theodore Lovegood i Pani Mackenzie Greengrass, dobrze zapisałem? — Zmarszczył brwi. — Jeśli pojawią się jakieś utrudnienia w sprawie, możliwe, że będziemy musieli się do Państwa odezwać w sprawie sporządzenia szczegółowych zeznań. — Zerknął nieśmiało do środka mieszkania, które właśnie opuszczał jego partner, aby udać się na piętro. — Mógłbym jeszcze prosić o dokładne adresy do korespondencji? Piętro niżej, jak dobrze rozumiem?

Miotlara
Jasne włosy, niebieskie oczy, niezbyt wysoki wzrost - około 166 cm, szczupła, wysportowana sylwetka. Mówi niezbyt głośno, rzadko patrzy komuś w oczy, a w tłumie nie mówi za wiele.

Mackenzie Greengrass
#15
04.03.2023, 12:55  ✶  
Mackenzie obserwowała Theodore’a z nieodgadnioną miną, kiedy ten snuł swoją opowieść. Może gdyby nie była przy tym wszystkim obecna, nawet uwierzyłaby, że wyglądało to dokładnie tak, jak Lovegood opowiadał. Że walił w drzwi, że był straszliwie przejęty i że znalezienie ciała wstrząsnęło nim do głębi ducha. Ponieważ jednak była obecna… gdzieś w jej głowie powstała myśl, że już gdy przyznał się do ususzenia kaktusa, zaczęła go podejrzewać o bycie socjopatą.
Może miała rację?
Nie przerywała jednak, niczego nie próbowała sprostować. Odezwała się dopiero, kiedy chłopak zakończył już historię.
- Jest aktorem – powiedziała do Erika, jakby to miało wszystko wyjaśnić. Tak na wszelki wypadek, bo jeszcze gdy zbadają sprawę dokładniej, stwierdzą, że to Lovegood zamordował starszą panią, a jednak Mackenzie wątpiła, by ten zdołał zrobić coś takiego. Z pewną ulgą odnotowała też, że Longbottom zignorował jej nazwisko, co oznaczało, że prawdopodobnie zupełnie nie interesuje się quidditchem i nie ma bliskich związków z Greengrassami. Z jeszcze większą ulgą przyjęła, że Erik nie wyciągnął kajdanek na informację o tym, że wyważyła drzwi. – Drzwi mogę naprawić – wymamrotała jeszcze, unosząc różdżkę, którą wcześniej próbowała otworzyć wejście. Była niezła w transmutacji, reparo powinno więc podziałać. Nie rzucała go jednak oczywiście, bo być może dla Brygadzistów było ważne, aby drzwi pozostały wyważone… skoro potrzebowali aż medyka, żeby stwierdził, że martwa kobieta w wannie jest martwa… (Nie, to Mackenzie w głowie zupełnie się nie mieściło.)
- Plamę zauważyłam koło szóstej dziesięć. Ale musiało cieknąć już od jakiegoś czasu. Parę godzin. Zwłaszcza, że do mnie przesiąkło. Łazienka Theodora jest w gorszym stanie – wyjaśniła Mackenzie. Woda równie dobrze mogła tak sobie płynąć od trzeciej, od północy, jak od dwudziestej drugiej. Tego nie potrafiła ocenić, ale była pewna, że do takich zniknięć nie doszło w parę minut. – Wczoraj późnym wieczorem słyszałam jakieś walenie w podłogi, ale wyszłam z domu. Nie wiem, ile trwało. Wróciłam tuż przed północą i było cicho. Na komodzie są zdjęcia – dodała jeszcze, kiedy dopytywał o to, czy znają tego chłopaka. Mackenzie nawet jeśli kiedyś omal nie zabiła się o niego na schodach, pewnie by nie zdołała go rozpoznać, ale fotografie mogły pomóc.
Mackenzie skrzywiła się lekko na słowa o „cynku”. Nie była zbyt ekspresyjna, więc właściwie pierwszy raz zaprezentowała Erikowi nieco inną minę niż ta, z którą go przywitała. Miała naprawdę wielką nadzieję, że pani Weasley umarła z przyczyn naturalnych. Po pierwsze, bo wizja morderstwa w kamienicy nie napawała ją radością, po drugie, ponieważ wizja reporterów pod kamienicą nie podobała się je jeszcze bardziej.
- W takim razie mogę już sobie iść? – spytała, odnosząc się do tego, że lepiej by się tu nie kręcili. Będzie mogła wysuszyć wtedy ścianę i wprawdzie z porannego biegania po zwykłej trasie nici, ale może chociaż zrobi krótką przebieżkę i jeszcze zdąży do Rosierów. – Tak, Greengrass. Mieszkam piętro niżej, pod piątką – przytaknęła.
Lekkoduch
Wszystko jest możliwe, kiedy kłamiesz.

Theodore Lovegood
#16
11.03.2023, 22:38  ✶  
Lovegood nie wychwycił, że Erik mówił ironicznie o śnie chłopaka. Uśmiechnął się szeroko do brygadzisty, wyraźnie szczęśliwy, że ktoś uznał utratę snu za na tyle cenną, że aż zanotował jego treść. Bolało go to, że w wyniku zamieszania utracił szczęśliwe momenty we śnie i Longbottom po tym, z jakim zrozumieniem podszedł do tematu, wydał się Theodorowi nie tylko bardziej ludzki, ale również bardziej kompetentny.
- Proszę dopisać, że miałem wokół siebie marynarzy, którzy patrzyli na mnie jak na obrazek i czekali na moje rozkazy – zaznaczył z nieprzejednaną pewnością w głosie. Skoro już tyle zapisał, to dobrze byłoby, żeby miał w notesie wszystkie fakty, prawda?
- Ależ Mackenzie, pan jest świadomy, że jestem aktorem, bo z pewnością o mnie słyszał. Zgadza się? - Najpierw zerknął trochę surowo na sąsiadkę, a następnie przeniósł spojrzenie na brygadzistę, a w jego głosie można było wyczuć nutkę niepewności. Czułby się zdołowany, gdyby okazało się, że nie kojarzą jego nazwiska. Theodore nie potrafi do końca przyjąć do wiadomości, że patrząc na sprawę obiektywnie, to jest zdecydowanie za mało popularny, by oczekiwać, że każdy przypadkowy czarodziej go rozpozna.
- Nie znam go zbyt dobrze… - stwierdził z krzywą miną na pytanie o krewnego denatki, zastanawiając się, czy zmyślić jakąś fajną, nieprawdziwą historyjkę na ten temat. Może to przestępca, podejrzany o szereg morderstw? Aktor był pewien, że coś takiego, opowiedziane z właściwą ilością emocji i zmyślonych szczegółów, bardzo by się spodobało Longbottomowi, ale ostatecznie się rozmyślił i tym razem pozostał wyjątkowo przy prawdzie. - Wiem tylko, że też nosi nazwisko Weasley i że, co pewnie nie będzie zaskoczeniem, również ma rude włosy – stwierdził, z całego serca chcąc być bardzo pomocny, bo Erik był dotychczas dosyć miły, choć jego dzielona z Greengrass niechęć do spotkania dziennikarzy wydawała się chłopakowi bardzo dziwna. Lovegood wiele by dał, by się zainteresowali ciałem starszej pani, dokładnie wszystko opisali, porobili wszędzie i każdemu zdjęcia, w tym oczywiście, przede wszystkim, jemu.
- A ja mieszkam pod szóstką. Jeśli szanowni dziennikarze się pojawią, to proszę ich do mnie wysłać o ludzkiej porze, bardzo chętnie udzielę im wywiadu, nawet takiego krótkiego – powtórzył swoją ofertę z nadzieją w głosie. Bardzo mu na tym zależało: byłby gotów nawet dać łapówkę Erikowi, byle ten pomógł mu dostać się do najbliższych wydań gazet.
Kiwnął twierdząco głową jeszcze raz spytany o swoje nazwisko. Przez chwilę przyjrzał się z zaciekawieniem medykom, ale ci dosyć szybko zniknęli w mieszkaniu pani Weasley. Theodore chciał zerknąć na to, co robili w środku, ale brygadzista zasłonił mu widok, więc zamiast tego ziewnął, tym razem nie zasłaniając ust. Dał tym do zrozumienia, że podobnie jak blondynka również chętnie by sobie poszedł. Liczył na to, że jeśli niedługo się położy spać, to los pozwoli mu wrócić na statek płynący na wyspę pełną syrenek.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#17
13.03.2023, 00:32  ✶  

Nie dało się zaprzeczyć, że Theodore był nadzwyczaj przekonywający. Gdyby tylko nieco zmniejszył ilość szczegółów i dramatyzmu w swoim tonie głosu, pod koniec zeznań Erik byłby święcie przekonany, że chłopak mówił szczerą prawdę i że wydarzenia, które rozegrały się w kamienicy, wyglądały co do joty, jak twierdził. Na szczęście wzmianka o marynarzach tylko utwierdziła detektywa w przekonaniu, że akurat ta część zeznań nie wyląduje w raporcie. Może i rozbawiłoby to kilka osób w biurze, ale potem pewnie czekałaby go masa poprawek i przygotowanie drugiej wersji notatki służbowej. A na to niestety obecnie nie miał zbyt dużo czasu. Aby utrzymać pozory, Longbottom faktycznie nabazgrolił kilka dodatkowych słów.

— Tak. Oczywiście, że o Panu słyszałem — odparł bez zająknięcia, chociaż zanim kontynuował, zamyślił się na dłuższą chwilę. Maniera Lovegooda, zwłaszcza w kontekście wypowiadania się, zdawała się znajoma, chociaż nie był pewny, czy kojarzy ją z samym chłopakiem czy z dramatyzmem czarownic pracujących w dziale księgowości w Ministerstwie Magii. Biorąc jednak poprawkę na komentarz Mackenzie, że jej sąsiad para się aktorstwem... — Pan był ostatnio na plakacie reklamowym którejś z nowych sztuk w teatrze Selwynów.

Na moment uciekł wzrokiem w bok. Na szczęście pod koniec wypowiedzi głos mu się nie załamał, przez co zdanie wyglądało na stwierdzenie. Tak było w sumie bezpieczniej. Nie chciał obnażać swojej niewiedzy przed całym światem, a tak mógł po prostu powiedzieć, że nie ma ostatnio czasu na częste wizyty w teatrze. Raczej nie będą go przesłuchiwać z tego, jak definiuje określenie „ostatnio”. Dla osoby, która w teatrze nie bywa zbyt często, okres ten może się rozciągać nawet na rok lub dwa! Tak, lepiej było nie wzbudzać podejrzeń, bo jeszcze zostanie oskarżony o bycie ignorantem.

— Dobrze, bardzo dziękuję — powiedział do Greengrass z szacunkiem. — Będziemy mieli na uwadze przekazane przez was informacje.

Nie potrafił sobie wyobrazić lepszej współpracy z cywilami. W tym fachu można było trafić na różnych ludzi, a bywało, że nie każdy chciał pomagać służbom bezpieczeństwa. Mieszanie w zeznaniach, kłamstwa, niedomówienia... Pracę brygadzistów i aurorów można było utrudnić na masę sposobów, a nawet jeśli ktoś później decydował się na powiedzenie całej prawdy, z tyłu głowy zawsze pozostawał cień wątpliwości, czy dana osoba nie próbuje wywieźć detektywów w pole.

Przeniósł pełne zainteresowania spojrzenie na aktora. Pierwsze słowa dawały nadzieje, że ten faktycznie może coś wiedzieć, jednak szybko okazało się, że było wręcz odwrotnie. Erik się nieco zawiódł, jednak w sumie się temu nie dziwił. Gdyby mieszkał w takiej kamienicy, pewnie nawet nie znałby się ze wszystkimi sąsiadami, nie mówiąc już o rozpoznawaniu ich gości z imienia, nazwiska oraz wyglądu. Weasley i rude włosy, pomyślał. Cóż, kolor włosów był cechą charakterystyczną członków tej rodziny, więc niewiele mu to dawało. Eh, ktokolwiek będzie zmuszony go wytropić, nie będzie miał łatwej roboty.

— Na pewno będą zadowoleni, że znajdą tak dobrze poinformowane źródło — powiedział beznamiętnym głosem, starając się zbytnio nie krzywić. Zainteresowanie Lovegooda uwagą mediów nie było jego sprawą, ale osobiście miał nadzieję, że jeśli ktoś się tutaj przyplącze, to wtedy gdy medycy i Brygada skończą swoje działania. Wystarczyło mu, że będzie musiał znosić reporterów na balu. Ugh.

Już miał potwierdzić, że owszem, Mackenzie i Theodore mogą się oddalić do swoich mieszkań i wrócić do codziennych spraw, jednak w tym momencie głosy medyków w mieszkaniu znacząco się podniosły, a spod uchylonych drzwi buchnęło błękitne światło. Erik aż podskoczył i odwrócił się w stronę mieszkania. Chyba zaczynali uskuteczniać całkiem poważną magię, skoro robiło się tak głośno.

— Proszę wybaczyć, za moment wrócę — poinformował i wszedł do środka, aby wkroczyć do łazienki.

Omiótł wzrokiem pomieszczenie, w tym denatkę, która została przetransportowana na magiczne nosze. Zrobił dwa kroki w stronę lidera ratowników, chcąc dopytać, czy już coś wiedział.

— Udało wam się coś ustalić?

— Noo... Wiemy już parę rzeczy — potwierdził mężczyzna, przyglądając się świecącej na biało końcówce różdżki, jakby mógł z niej odczytać jakieś tajne informacje. — Chodzi o coś konkretnego?

— Udział osób trzecich. Mam na klatce schodowej dwójkę sąsiadów, którzy znaleźli ciało. Nie chcę ich tu trzymać dłużej niż to konieczne, a jak coś znaleźliście, to będę musiał posłać po większą ekipę, żeby zbadać mieszkanie i... — Nie zdążył nawet dokończyć, gdyż ratownik uniósł palec w górę.

— Nie znaleźliśmy nic świadczącego o udziale osób trzecich. Przeniesiemy ją do odpowiedniej placówki i tam się nią zajmą — powiedział, nakrywając ciało wyczarowaną płachtą. — Raczej serce jej nie wytrzymało. Starość, przyczyny naturalne. Oględziny wskazały, że miała sporo problemów ze zdrowiem. Szafka pełna leków. W każdym razie wykluczyliśmy, że [i]ktoś jej to zrobił.[/i]

— Okej. Jak już ogarniecie dokumentację, to podeślijcie ją do biura Brygady. Trzeba będzie zrobić z tym porządek. Ponoć kobieta mieszka sama. Znalezienie jej rodziny to będzie jak szukanie igły w stogu siana — Pokręcił głową. Weasleyów może i było sporo w Londynie, ale jeśli denatka wywodziła się z bocznej linii i była piątą wodą po kisielu, to ciężko będzie wytropić kogoś, kto faktycznie był z nią blisko.

Erik został z ratownikami do czasu, aż ci nie teleportowali się wraz z ciałem, po czym wyszedł z powrotem na klatkę schodową, aby dokończyć rozmowę z parą świadków.

— Tak, jak mówiłem, możecie się Państwo już zbierać. Drzwi doprowadzę z kolegą do porządku, a gdyby za jakiś czas okazało się, że jednak jeszcze czegoś od was potrzebujemy, to się zgłosimy. Nie będę zajmował Państwu dłużej czasu — Skłonił głowę przed Lovegoodem i Greengrass.

Gdy ci się już oddalili, przy pomocy odpowiednich zajęć naprawił drzwi, jednak wcześniej wykonał jeszcze kopie kilku zdjęć rodziny Pani Weasley. Może się przydarzą w toku poszukiwań jej krewnych? W każdym razie, po dokończeniu wszelkich czynności służbowych, Erik wraz ze swoim młodszym partnerem wrócił do Ministerstwa Magii, aby tam oddać się dalszej pracy dla społeczności czarodziejów i czarownic.


Postać opuszcza sesję
Miotlara
Jasne włosy, niebieskie oczy, niezbyt wysoki wzrost - około 166 cm, szczupła, wysportowana sylwetka. Mówi niezbyt głośno, rzadko patrzy komuś w oczy, a w tłumie nie mówi za wiele.

Mackenzie Greengrass
#18
13.03.2023, 13:57  ✶  
Gdyby Mackenzie chociaż trochę lepiej znała się na ludziach, być może zorientowałaby się, że Erik wcale nie zwracał uwagi na plakaty z teatru Selwynów, ale najwyraźniej albo był miłym człowiekiem, albo chciał mieć święty spokój. Ponieważ jednak Greengrass była… po prostu sobą, uznała, że najwyraźniej pan Longbottom był wielbicielem teatru i zwracał uwagę na to, co akurat znajduje się na afiszach.
- Koniecznie pod szóstkę – zgodziła się Mackenzie bez żadnych protestów, bo pod żadnym pozorem nie chciała ich pod piątką. – I proszę nie podawać mojego nazwiska. Ani w ogóle nie wspominać, że tu byłam.
Przy tych słowach patrzyła jednak raczej na Theodore’a niż na Erika. Miała dziwne wrażenie, że w swojej gadatliwości to Theo mógłby opowiedzieć coś o tym, jak jego sąsiadka w panice przybiegła do niego po pomoc, nie Longbottom wspomnieć za dużo o prasie. A wtedy Greengrass trafiłaby do Azkabanu, bo by nie zdzierżyłaby i udusiła sąsiada z zimną krwią. Mógł przypisać sobie wszystkie domniemane zasługi, byleby stało się to poprzez wykreślenie jej istnienia…
Czekała grzecznie, gdy Erik wszedł do mieszkania. Kusiło ją, by spytać, czy pani Weasley umarła sama z siebie, czy została zamordowana – bo ta druga ewentualność oznaczała, że mieli tu mordercę, który może wrócić, a to oznaczało, że warto było trochę bardziej uważać. Przeszło jej jednak przez myśl, że chyba Brygadzista nie może podawać szczegółów, za to wspomniał, że jeśli coś jest podejrzane, prasa się zainteresuje…
Cóż, w najbliższych dniach po prostu po raz pierwszy od wielu lat Mackenzie przeczyta w gazetach coś więcej niż kolumnę sportową.
- Dziękujemy – powiedziała tylko, chociaż sama nie była pewna, za co dziękuje. Może losowi za to, że będzie miała już spokój? Niemniej musiała szybciutko osuszyć choć trochę ścianę, wypić choć łyk swojego koktajlu i zrewidować plan dnia. Nie, nie zdąży już pobiegać i wziąć potem prysznica, więc musiała z biegania zrezygnować, co lekko ją denerwowało. – Najgorsze urodziny w moim życiu – mruknęła jeszcze do siebie, zbiegając ze schodów, by po chwili zniknąć w swoim mieszkaniu. Trup i wielka plama na ścianie. To przebijało nawet przyjęcie z okazji dziesiątych urodzin, które matka postanowiła zorganizować i na które nikt nie przyszedł. I te dziewiąte, o których Olivia zapomniała, i ósme, które całe przepłakała…
Lekkoduch
Wszystko jest możliwe, kiedy kłamiesz.

Theodore Lovegood
#19
13.03.2023, 19:00  ✶  
Spojrzał na Longbottoma tak, jakby chciał go uściskać. Co za zbieg okoliczności, trafił na swojego fana! Chętnie dałby mu autograf lub obiecał darmowy wstęp na przedstawienie, ale trochę nie wypadało, bo mężczyzna był w pracy. Szczerząc zęby, kiwnął głową w stronę brygadzisty na znak, że wszystko się zgadzało, a następnie zerknął z wyższością na Mackenzie. Jej policjant nie rozpoznał – Theodore był więc sławniejszy niż ona. Wygrał pojedynek na popularność z gwiazdą Quidditcha i to jeszcze przed premierą swojego wielkiego przedstawienia. Był z siebie dumny, czuł się tak, jakby napompowany samozadowoleniem miał zaraz unieść się w powietrze.
- Nie ma za co – Pycha nie pozwoliła mu sądzić, że podziękowania Erika za przydatne zeznania nie były skierowane również do niego, nawet jeśli w trakcie ich wypowiadania mężczyzna wyraźnie patrzył się jedynie w stronę Greengrass. - Do usług – dodał z radością w głosie, jakby był przekonany, że gdyby tylko nie on i jego senne opowieści, to brygadziści nie daliby rady wykonać swoich obowiązków.
Gdy Longbottom ich na chwilę opuścił, to spokojnie czekał na to, aż wróci. Po części myślał o tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami, ale przede wszystkim już planował, jak się zachowa oraz co powie, gdy dziennikarze zapukają do jego drzwi. Powinien z początku udawać zaskoczonego? Cy może lepiej od razu przejść do wyczerpującej opowieści? Zmyślić, że usłyszał ostatnie słowa denatki, nim wyzionęła ducha, czy może lepsza była wersja bliższa prawdy?
Na szczęście nie wiedział, że w tym czasie rozstrzygane było, że babcia Weasley umarła w sposób naturalny. Byłby rozczarowany, gdyby dowiedział się, że to zwyczajny przypadek, bo drastycznie zmniejszało to szansę na zainteresowanie mediów.
Gdy brygadzista wrócił, chłopak podziękował mu uśmiechem i skinięciem głowy, niczym skrzat, który po otrzymaniu ubrania od swojego pana, odzyskuje wolność.
- Dobranoc – powiedział do mężczyzn na służbie, po czym zerknął na Greengrass, która odeszła wspominając o swoich urodzinach. Theodore poczuł się strasznie głupio. Gdyby tylko wiedział, że to dla niej szczególny dzień… Nie zdążył nawet złożyć jej życzeń ani jeszcze raz upewnić się, że po makabrycznym spotkaniu ze śmiercią w łazience czuła się dobrze. Za szybko uciekła. W trochę gorszym humorze, ale nie tragicznym, gdyż nie stało się nic, co nie mógłby naprawić, wrócił do swojego mieszkania.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (2489), Mackenzie Greengrass (3440), Theodore Lovegood (3713)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa