Wood to kochała. Nic nie sprawiało jej takiej przyjemności, jak latanie na miotle. Była do tego stworzona, miała to w genach, zdecydowanie było to widać. Jej rude włosy fruwały na wietrze na wszystkie strony. Wzbiła się w powietrze dosyć szybko, zapomniała o tym, że leci z nią Erik. Przypomniała sobie o tym, gdy była wysoko. Obejrzała się przez ramię i zobaczyła, że zostawiła go w tyle. Zatrzymała się na moment, czekała, aż do niej doleci. W końcu mieli razem przetransportować potrzebne przedmioty.
Szlak był popularny. Mijali wielu czarodziejów, w końcu Dolina Godryka miała stać się niedługo najbardziej obleganym przez czarodziejów miejscem. Leciała ostrożnie, nie chciała się z kimś zderzyć przez swoją brawurę, szczególnie, że wiozła rzeczy, które miały być przydatne do jakiegoś rytuału.
Zobaczyła, że są już nad Doliną, musiała przepuścić Erika przodem, aby pokazał jej skrót do ich rodzinnej posiadłości. - Leć przodem. - Powiedziała jeszcze. Trzymała się z tyłu, dosłownie siedziała na ogonie Longbottoma, żeby go przypadkiem nie zgubić, choć o to byłoby trudno.
Udało im się dolecieć do posiadłości, pierwszy raz chyba widziała ją w dzień, ostatnio była tutaj w nocy, podczas balu przez nich organizowanego. Ich dom robił jeszcze większe wrażenie za dnia, był ogromny.
Zaparkowała przed drzwiami wejściowymi. Ściągnęła z miotły zakupy, a następnie przekazała je Erikowi. Dotarły całe i zdrowe, bez najmniejszych problemów. - Nie będę już przeszkadzać, znikam, do zobaczenia na miejscu. - Uzyskała informacje gdzie i o której ma się pojawić przed patrolem w Beltane, wsiadła na miotłę i odleciała w stronę zachodzącego słońca.