Naelektryzowany (dosłownie) i wypełniony energią Sauriel dobrze wiedział, na co tę ponadprzeciętną moc (bez żartów...) wykorzystać.
Londyńskie zoo było miejscem, którego nie spodziewał się odwiedzić podczas Beltane. A JEDNAK. Życie potrafiło absolutnie zaskakiwać, a on miał je do obskoczenia jeszcze zanim zapadnie zmrok. Super. Więc powstaje pytanie: po co iść do zoo podczas Beltane? Sauriel stał i gapił się na kozy górskie, które właśnie zderzały się ze sobą porożem. Nie znał się na zwierzętach, nigdy nie był na klasycznej wsi, a najgorszym jego koszmarem były gęsi. Wydawało mu się jednak, że nie wszyscy czarodzieje muszą ten koszmar podzielać. I niekoniecznie gęś będzie zwierzęciem, które będzie siało popłoch. Chociaż... Czy w zoo mają gęsi? Sauriel pokręcił się chwilę przy kozach. Tak, koza też była zwierzęciem, które uważał za atencyjne dziwki, które będą próbowały ci odgryźć dupę. Aby bezpiecznie przetransportować zwierzęta na teren Beltane, skombinował magiczną torbę do ich przeniesienia. Potrafiła ujarzmić nawet magiczne bestie, więc hej, chyba poradzi sobie z kozą, gęsią i... jakimś dokaźnym innym zwierzakiem, co? Rozumiał niby, po co to. Żeby wprowadziły chaos. Te zwierzęta. A były o wiele łatwiejsze do wyrwania niż złapanie magicznych bestii. Sauriel miał sporo "ale" do tego planu, ALE nie zamierzał się sprzeciwiać, kłócić czy dyskutować. Był tu od sprzątania, nie myślenia. I co najwyżej mógł popyskować i skomentować, jak bardzo mu się to nie podoba, albo jak bardzo posrane jest. Ale zazwyczaj od tych komentarzy też stronił.
Jako pierwsza do kolekcji trafiła koza. No wspaniała kozica, młoda, silna! Jak kogoś nie ugryzie w dupsko to Sauriel będzie zawiedzony.
Numerem dwa miała być gęś. Ale Sauriel przeszedł przez to zoo, naszukał się, a poznajdywał tylko jakieś kaczki i inne lemury. A lemuty nawet nie były ptakami. Przynajmniej nie wyglądały. Ale przy okazji natknął się na pawiany. Ich czerwone dupy były idealnym dodatkiem do Beltane, więc ze trzy też złapał.
Szlachetne trzecie miejsce dostał... bawół. No to krówsko robiło po prostu wrażenie! Ale większe zrobiło na Saurielu, kiedy na tabliczce przeczytał, że nazywają go "czarną śmiercią" w Afryce. Przez ich agresję, kiedy czują się zagrożone, masę, jaką niosą ze sobą i ostre rogi. To znaczy - to był miły dodatek. Bo Sauriel po prostu chciał zabrać na Beltane krowę.
Czwarty do kolekcji dołączył słoń. Come on, to musiał być słoń. Po prostu musiał. Mógł być najbardziej leniwym słoniem na świecie, ale takie wielkie bydle zrobi zamieszanie tak czy inaczej.
Jak ktoś wyjaśni zniknięcie tych zwierząt z zoo - w to już nie wnikał.
Piąte były hieny, a nazwał je kolejno Ed, Edd i Eddy. Tak, tak, zabrał wszystkie trzy.
Sauriel jest ubrany jak na włamywacza przystało - skórzane rękawiczki, płaszcz z kapturem, ubranie choć cienkie to zasłaniające każdy kawałek ciała. Tupta grzecznie między cieniami. W razie potrzeby ma miksturę od Victorii chroniąca przed słońcem.
Niekoniecznie pan wampir radzi sobie z tym, co widzą mugole, bo nie robi nic na widoku. Jest popołudnie, pod wieczór, zazwyczaj o tej porze zoo jest zamknięte. A w każdym razie Sauriel czekał na zamknięcie. Sauriel się trzyma z dala od oczu pracowników.
A co do torby - no jest ta taka super magiczna torba z książki o magicznych zwierzętach. Jakie panują tam warunki - ja nie wiem, Sauriel nie wie (wiedzy o przyrodzie to on nie ma), dla Sauriela istotne jest, że działa, że może złapać zwierzęta i potem je wypuścić.
^
Tak miało być w idealnej wersji wydarzeń. Przyjść, posprzątać, pozamiatać, wrócić na Beltane. Tylko że ku temu przedsięwzięciu towarzyszył szereg problemów. Głównie tych czasowych. A jeśli nie czasowych to czysto słonecznych. Pogoda sprzyjała, ale nie takim jak on. Na szczęście po magicznej herbatce niee był taki zamulony i rozdrażniony samym faktem, że musi się kręcić w promieniach dnia.
Problemem okazało się też to, że w zoo było w pizdu ludzi. Ale to W PIZDU. Godziny szczytu, popołudnie, chujnia z grzybnią generalna. Czarnowłosy był rozdrażniony, bo szczerze mówiąc zupełnie nie wiedział, co ma z tym fantem zrobić i jak się w ogóle do tego zabrać. Kombinował. Trochę kombinował, ale przy tej ilości oczu... kiedy robisz coś na ostatnią chwilę to nie masz szans się przygotować. Takie coś powinno być zaplanowane o wiele wcześniej. Ale nie było. Po dłużsyzm pokręceniu się, kiedy już czas gonił Rookwooda - odpuścił. Po prostu wrócił na Beltane.
don't worry
don't cry
drink vodka
& fly