Stanleyowi bardzo miło mijał czas. Kubek za kubkiem, pytanie za pytaniem. I tak to jakoś leciało. Dzięki temu spotkaniu mógł się dowiedzieć dosyć dużo szczegółów o Stelli i odwdzięczyć się tym samym, uchylając rąbka tajemnicy o swojej osobie.
- Wiadomo, że nie jesteś byle kobietą… Zresztą nie w takim kontekście mi chodziło… - zaczął się tłumaczyć. Chyba niefortunnie dobrał słowa - Ale masz rację. Zapomniałem. Jesteś krwiożerczą bestią, która żywi się ludzką krwią - przyznał jej całkowitą rację kiedy wspomniała o tym, że może być niebezpieczna. Jak on w ogóle śmiał o tym zapomnieć. Oby tylko nie miała zamiaru się teraz na nim zemścić i pożreć go w całości, nie pozostawiając po zbrodni żadnych śladów.
- Nie no. Kim ja jestem aby to jej odebrać. Niech też ma coś od życia - odparł na słowa dotyczące przejęcia roli ulubionego dziecka. Skoro się dobrze dogadywały to nie było celu aby to popsuć na siłę.
Powstrzymywał się przez chwilę, aby odpowiadać dalej na dość drażliwy temat. Po dwóch łykach zdecydował się jednak skomentować - No według mnie tak. Zawsze warto walczyć za coś na czym Ci zależy. Tym bardziej jeżeli nie czujesz się z czymś szczęśliwa - zawahał się przez chwilę - Znaczy wiesz… - zaczął gestykulować - Albo nie ważne. Mniejsza o to. Głupota - stwierdził, a następnie ciężko westchnął. Raczej nigdy nie zrozumie tego podejścia. Według Stanleya było to po prostu swego rodzaju ograniczanie wolności innego człowieka. Ale nie jemu było to do końca oceniać. Jeżeli Stelli było z tym dobrze, to nic mu do tego.
- No kiedyś może mi powie. Prędzej czy później musi w końcu. Nie będzie przecież całe życie mi zabraniać aby się z nim spotkać - powiedział - Sam pewnie cokolwiek znajdę niż ona mi powie. Ale jestem gotowy na takie poświęcenie - dodał - Taki trochę cel - przyznał. I w zasadzie to tak było. Obok zostania aurorem, to był chyba jego kolejny cel, który chciałby kiedyś spełnić.
- Zastanawiasz się czasem… Dobre sobie… - poczuł się lekko urażony - Zawsze się zastanawiam… Nawet jeżeli tego po mnie nie widać - zapewnił. Nie czuł się jednak tak za długo. Za dobrze się teraz bawił aby czuć jakąś urazę.
- Wiesz… - uśmiechnął się zawadiacko - Tak się składa,że znam adres i może mógłbym podać ale… Obawiam się, że woli mężczyzn… - uniósł głowę do góry jakby przez chwilę się nad czymś zastanawiał - Więc niestety obawiam się, że nie masz żadnych szans u niej. Przykro mi strasznie - zrobił smutną minę przez chwilę. Ale co innego miał z tym począć? Kobeta z tamtego adresu raczej nie przyjęłaby jej zbyt chętnie… Tym bardziej, że jakby miała przyjąć samą siebie?
Zaczął się bawić przez chwilę kubkiem kiedy jej słuchał. Zauważył, że Stella ma już chyba dobrze od tego alkoholu. Z drugiej strony nie znał jej limitów, nie miał pojęcia ile jest w stanie jeszcze wypić. Ale skoro była jeszcze w stanie konstruować zdania, to nie mogło być aż tak źle.
- No popatrz. Mania kontroli i nie pracujesz w ministerstwie. Dlaczegóż tak? Tam przecież jest pełna kontrola nad wszystkim - stwierdził zgodnie z prawdą. Sam Stanley w BUMie miał nawet dużo kontroli nad sprawami. A już na pewno jeżeli dochodziła kwestia patroli. Wtedy to oni byli wyrocznią i mogli kontrolować niemal do woli.
Kiedy usłyszał odpowiedź na drugie pytanie to zamyślił się na chwilę. Sam nie do końca wiedział jak ma się odnieść do tego co przed chwilą powiedziała. Wszak wino na pewno rozwiązywało im w pewnym stopniu języki - No jak to co? Siedzimy… Pijemy grzane wino… Rozmawiamy… - zaczął jej wymieniać bo chyba nie dała rady tego zauważyć. Borgin jednak zdawał sobie sprawę, że to nie o to jej raczej chodzi - Co rozumiesz przez to? - zapytał, kładąc akcent na to słowo - Możesz też inaczej odpowiedzieć… Czym miałoby być według Ciebie albo czym chciałabyś aby było? - zapytał. W zasadzie było to całkiem niezłe pytanie. I prędzej czy później musiałoby paść. Stanley wolał jednak najpierw dać się w pełni wypowiedzieć osobie pytanej, a dopiero później się do tego odnieść
Na odpowiedź dotyczącą trzeciego pytania tylko pokiwał popijając wina. Miała w tym rację.
Wstał na chwilę, aby dorzucić kawałek drewna do ognia, ponieważ ten zaczął już lekko przygasać. Kiedy wracał do stolika zauważył, że w zasadzie siedzieli tutaj sami, bo właściciel krzątał się gdzieś po zapleczu - No to tak… - przejechał językiem po ustach kiedy wracał do stolika - Nie jestem za dobry w te wiesz… Wszystkie uczucia i takie tam… - przetarł ręce - Zgaduję, że tak. Tak mi się wydaje - ciężko mu było to stwierdzić. Nie był ekspertem od tego typu spraw, jednak wydawało mu się, że odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Hmm… To dobre pytanie… - zastanowił się przez chwilę - Może minister magii? Poczuć taką pełnię władzy przez jeden dzień to musi być świetne uczucie. Masz wpływ na wszystko co się dzieje w naszym świecie - przez słowa “nasz świat” rozumiał oczywiście magiczny świat - Podpisać sobie jakąś ustawę… Usiąść za biurkiem… Może nawet wziąć udział w jakiejś sprawie w Wizengamocie? - rozmarzył się na chwilę. Długo to jednak nie trwało. Po chwili był z powrotem wśród żywych. To pytanie jednak dało mu trochę do myślenia. Czy wymienił stanowisko na którym chciałby się kiedyś znaleźć? Czy była to po prostu czysta ciekawość związana z tą posadą?
- No tutaj to Cię pewnie nie zaskoczę za bardzo - przyznał - Piwo zawsze jest świetne. Nie jestem zbyt wymagającym koneserem - zaśmiał się - Wystarczy mi trochę słodu jęczmiennego z wodą i chmielem. To tworzy idealną kompozycję - wytłumaczył. Zapewne gdyby nie siedział tutaj ze Stellą to właśnie spożywałby taki złoty trunek. Wtedy też zapewne już dawno skończyłby pod stołem. I z tej rozmowy by już nic nie było.
Wstał od stolika i wziął swoje krzesło - Może usiądziemy bliżej ognia? - zaproponował, a następnie poszedł postawić jedno krzesło. Przy kominku postawił też jeden pieniek pionowo. Po niedługiej chwili przyszedł po drugie, a następnie zasiadł na jednym z nich. Miał jeden cel - ogrzać sobie stopy. Tak też zrobił. Zdjął buty, a następnie wyciągnął stopy w czerwonych skarpetkach na ustawiony wcześniej kawałek drewna. Teraz mógł kontynuować rozmowę.
Wskazał Stelli ręką, aby też tak zrobiła jeżeli tylko ma ochotę.
- Spodobało mi się Twoje pytanie także… Zadam takie samo… - rozpoczął swoją serię - Czy byłaś kiedyś zakochana? - spojrzał jakby próbował zajrzeć w głąb jej duszy. Kobiety dużo łatwiej rozumiały i okazywały emocje, a przynajmniej takie zdanie miał o tym Borgin. On sam nigdy nie kwapił się do tego, aby być zbyt wylewnym na ten temat. Może mógłby się o tym czegoś od niej nauczyć?
- Drugie pytanie… - wziął łyk, a następnie wyciągnął ręce przed siebie w kierunku ognia - Jakbyś dostała wolną rękę w tym Waszym całym obrządku dotyczącym… - zaczął, jednak nie wiedział jak dokończyć. Nie wypadało raczej powiedzieć hodowaniu żon - No… Tradycji… - znalazł odpowiednie słowo - To wybrałabyś sama czy czekała mimo wszystko, aż rodzice odnajdą Ci tego jednego, idealnego kandydata - zapytał. Stanley nie bawił się w branie jeńców. Był już w takim stanie, że nie posiadał prawie żadnych oporów co do pytań. Pytał o to, co go interesowało.
- A trzecie to… Skoro tak bardzo jesteś zależna od tylu decyzji swoich starszych… To czemu mieszkasz sama? Nie powinnaś mieszkać z nimi jako ta idealna córeczka? - spojrzał oczekując odpowiedzi.