• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 9 10 11 12 13 14 Dalej »
[08/1962] Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka || Erik & Brenna

[08/1962] Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka || Erik & Brenna
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#1
14.04.2023, 22:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2023, 20:18 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

—Sierpień 1962—
Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka
Erik Longbottom & Brenna Longbottom


Lato było okresem, gdy większość ludzi wolała byczyć się na tarasie lub odpoczywać na zagranicznych wycieczkach, co by wykorzystać ostatnie tygodnie wakacji i zapomnieć o tym, że niedługo czeka ich przykry powrót do szarej rutyny codziennego życia. Młodsza część społeczeństwa miała rozjechać się po akademiach magii, a dorośli na powrót zostać zarzuceni zwiększoną ilością obowiązków służbowych. Niektórzy woleli jednak wykorzystać te kilka ostatnich gorących dni, aby odwiedzić krewnych, zanim ci znajdą całą masę wymówek odnośnie do tego, czemu nie mogą wpaść na niedzielny obiad. Właśnie dlatego w tym konkretnym dniu praktycznie cała familia Longbottomów wyniosła się z posiadłości w celu odwiedzenia dalszej rodziny, pozostawiając dom pod opieką Erika i Brenny. A oni już dobrze wiedzieli, jak wykorzystać te okoliczności.

Na czas nieobecności rodziców i dziadka salon zmienił się w salę treningową. Wszystkie meble zostały odsunięte pod ściany, sprawiając, że na parkiecie było mnóstwo miejsca, pozwalając na swobodny ruch ćwiczących. Przez uchylone okna wdzierały się kolejne powiewy świeżego powietrza, łopocząc zasłonami i firanami, a także przynosząc do środka zapach jabłek z lokalnych sadów. Oprócz tego do środka wpadały ciepłe promienie sierpniowego słońca, oświetlając sylwetki rodzeństwa, które wymieniało między sobą kolejne ciosy. Erik skrzywił się nagle, gdy przy drobnym piruecie słońce go oślepiło. Jego pole widzenia zostało zalane przez kolorowe plamy. Brenna zgrabnie wykorzystała ten moment niuwagi, dźgając go czubkiem szpady treningowej w pierś.

— AŁA! — syknął z pretensją Erik, odskakując w tył. Na szczęście bluza pełniąca funkcję ochraniacza była obłożona zaklęciami obronnymi, dzięki czemu poczuł co najwyżej dyskomfort. Jedna z wielu przewag, na którą mogli liczyć czarodzieje angażujący się w ten sport. Mugole nie mogli liczyć na taką taryfę ulgową. Ściągnął z głowy czarną maskę z białymi elementami, które pod wpływem wieloletniego użytku nieco pożółkły, tracąc barwę szpitalnej bieli. — Brenna! — Wycelował w nią palec, nachylając się do przodu i ściągając brwi. Twarz dwudziestolatka wyrażała irytację. — To było niesportowe, wiesz? Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił na twoim miejscu! Robimy przerwę.

Wywrócił wymownie oczami, podchodząc do ławy i nalewając sobie z dzbanka wody z cytryną, miętą i lodem. Schłodził gardła, wydając z siebie pełne zadowolenia westchnienie. Nie oznaczało to jednak, że zapomniał o tej zniewadze w wykonaniu własnej siostry! Spojrzał na nią, również i dla niej nalewając odświeżającego napitku.

— Wiesz, co by powiedział dziadek Godryk, gdyby cię teraz zobaczył? — spytał, drapiąc się po ogolonym policzku. — To się nie godzi, młoda panno. Nie możesz tak traktować swojego ulubionego brata, bo w pewnym momencie zamknie się w sobie i już nie będziesz miała z kim ćwiczyć. — Wziął łyk wody. — Masz pojęcie, jakie straty mogłoby to przynieść naszej rodzinie?

Starał się zachować powagę, jednak jego uraza równie szybko, co się pojawiła, tak równie prędko zniknęła, ustępując rozbawionej minie, która wstąpiła na jego twarz. Oczywiście zmyślał. Dziadek pewnie prędzej jemu zwróciłby uwagę, że nie powinien się tak łatwo rozpraszać. Ach, te problemy z percepcją w młodym wieku. Cóż, dobrze że zadbali o kostiumy ćwiczeniowe, bo inaczej faktycznie rodzina mogłaby go stracić. Raczej nie byliby z tego zadowoleni, biorąć pod uwagę, że po wielu staraniach udało im się go wepchnąć do brygady uderzeniowej w zeszłym roku.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
14.04.2023, 22:41  ✶  
Bez wątpienia mama byłaby wściekła, gdyby zobaczyła, co wyprawiają. Z drugiej strony tato zapewne byłby bardzo dumny. Brenna jednak nie myślała ani o gniewie matki, ani o zadowoleniu ojca, zamiast tego z ogromnym entuzjazmem poświęcając się najpierw usuwaniu mebli (wciąż jeszcze cieszyła się tym, że skończyła siedemnaście lat i może czarować w wakacje) pod ściany, a następnie odpieraniu ataków brata i wyprowadzaniu własnych.
Erik był od niej wyższy i bez wątpienia silniejszy. Z drugiej strony ona była szybsza i zręczniejsza. To czyniłoby to starcie w miarę wyrównanym, gdyby nie dwie rzeczy: Erik miał opory, a Brenna… żadnych. Wiele osób mówiło, że jest nieodrodną Longbottomówną, i tak było faktycznie, ale w istocie odziedziczyła też mnóstwo po Potterach. Pakowała się w kłopoty. Pakowała innych w kłopoty.
I bywała przebiegła, jak teraz.
Uśmiechnęła się szeroko, bardzo z siebie zadowolona, gdy czubek ostrza dotknął klatki piersiowej Erika. Zasadniczo, zwykle wygrywał jednak on, przynajmniej do niedawna – był starszy i uczył się dłużej. Własna wygrana wprawiła więc ją niemalże w euforię. A połajanki i narzekania brata sprawiały tylko, że ten uśmiech się poszerzał i poszerzał, aż zaistniało ryzyko, że zaraz pęknie jej od tego twarz.
- Bo jesteś za porządny, braciszku. A wiesz, co się dzieje z porządnymi ludźmi, którzy naprawdę trafiają na pole walki? Umierają, bo się kłaniają, a ten nieporządny przeciwnik odcina im wtedy głowę! – oświadczyła, po czym dokonała kolejnego niecnego posunięcia, czyli zagarnęła szklankę, od której Erik nalał wody, wywinęła się z nią i wypiła duszkiem zawartość. Zmuszając, by sobie nalał nowej.
Ach, nieznośne młodsze siostry. Ich obowiązek to zamienianie życia braci w piekło.
- Hm… powiedziałby… - zastanowiła się przez chwilę, po czym zaczęła naśladować ton dziadka. – Że to był całkiem niezły ruch, ale przy poprzednim wypadzie omal się w pośpiechu nie potknęłam i żebym nie próbowała w walce być w trzech miejscach na raz, bo jeszcze nikomu nie udało się rozdwoić, nie mówiąc już o roztrojeniu?
W przypływie trudnej do opanowania energii, wywołanej może radością z wygranej, Brenna odstawiła szklankę, po czym… wskoczyła na odsunięty pod ścianę stół, a z niego przemieściła się kolejnym skokiem na gzyms kominka. Tuż obok miecza Godryka Gryffindora.
- Straszne i okropne. Gdybym nie mogła ćwiczyć z tobą, męczyłabym innych, a że ty mnie najlepiej znosisz z rodziny, wszyscy mogliby zbiorowo zrzucić się z jakiegoś klifu – oświadczyła z udawaną powaga, a potem wskazała na miecz Gryffindora. – Nie uważasz, że to strasznie głupie, że mamy j e d e n taki gobliński miecz? Powinny być najmniej dwa. Żeby można było ćwiczyć takimi walkę. Może powinniśmy zamówić jeszcze jeden. Tylko wtedy musisz stać się sławny, żeby potem wisiały obok siebie przez kolejne setki lat, jako „miecz śmiałego Godryka Gryffindora” i „miecz odważnego Erika Longbottoma”. Bo jak nie będziesz sławny, to każdy będzie chciał ten Godryka, a nie ten drugi.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
16.04.2023, 02:50  ✶  

Zbity z tropu, wbił wzrok w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się jego szklanka. Zacisnął pięść, jakby podświadomie sądził, że naczynie wciąż znajdowało się w jego dłoniach, tylko stało się niewidzialne. Przeniósł zniesmaczony wzrok na Brennę, która w tym czasie piła sobie w najlepsze jego napitek. Teraz to dopiero zacznie dowcipkować, jak może czarować jak normalny człowiek, pomyślał, jednak nie skomentował jej zachowania. Zamiast tego spokojnie nalał sobie kolejną porcję chłodzonej wody i upił spory łyk.

— Masz rację. Porządni ludzie siedzą na wzgórzu, gdy na dole ich wojska prowadzą bitwy na śmierć i życie. Dzięki temu mogą się potem zaopiekować rannymi i wynegocjować odpowiednie warunki kapitulacji drugiej strony, gdy ta zorientuje się, że przez własną zuchwałość stracili dużą ilość wojsk — rzucił obronnym tonem na jednym wdechu, nie chcąc dać się z miejsca zdominować młodszej siostrze. Wystarczyło, z go ograła w pierwszej rundzie pojedynku. Nie potrzebował jeszcze jej popisów z zakresu oratorstwa. — Więc czym mnie to czyni? — Spojrzał na nią pytająco. — Głupcem o złotym sercu i duszy romantyka, który chciał skosztować adrenaliny? — Westchnął teatralnie. — I jeszcze te dekapitacje... W jakim towarzystwie ty się obracałaś w szkole, odkąd skończyłem naukę?

Otaksował czujnie sylwetkę siostry, gdy ta zaczęła imitować ton głosu ich starszego krewnego. Zagryzł dolną wargę, próbując nie parsknąć śmiechem. Musiał przyznać jej rację względem przewidywań co do słów dziadka. Oboje siedzieli w tym hobby od tylu lat, że usłyszeli z ust członków rodziny najróżniejsze wskazówki, pochwały, ale także i krytycyzmy. Te zazwyczaj nie były wyjątkowo agresywne, ale potrafiły ukłuć wyjątkowo wrażliwe ego młodych ludzi. Nawet Longbottomów.

— Za wysokie progi jak na twoje nogi, siostrzyczko — odparł, kręcąc głową, jakby nie wierzył, że jest na tyle... naiwna, że sięgnie po miecz Gryffindora. — Poczekaj parę lat. Dorośnij. Zmądrzej. Dojrzej. I przestań fantazjować o odcinaniu bratu głowy w środku lata. Wiem, że bywa ostatnimi czasy gorąco, ale chyba ci trochę główkę przypiekło...

Ponownie zamoczył usta w zimnym napoju, a gdy dopił ostatnie krople, odstawił szklankę na bok. Oparł głownię szpady na ramieniu. Ta nie była wyjątkowo ciężka, toteż nie musiał się przejmować tym, że zrobi sobie krzywdę, a w ten sposób przynajmniej mógł jakoś zająć ręce.

— To zabytek. W każdym tego znaczeniu — stwierdził po krótkim namyśle. — Poza tym gobliny chyba teraz za nami nie przepadają. Musielibyśmy znaleźć bardzo zaufanego goblińskiego kowala, który nie wepchnąłby nam podróbki lub jakiegoś niedorobionego egzemplarza. — Wzruszył ramionami. — Huh? — Spojrzał zdziwiony na Brennę. — A czemu mamy go nazywać po mnie? Nie możemy go nazwać „miecz Brenny Longbottom zwanej Nieustępliwą”? Moim zdaniem nazwa bardzo pasuje.

Mrugnął do siostry porozumiewawczo, jednak błyszczące w naturalnym świetle ostrze zaczęło skupiać na sobie także i jego uwagę. Wypuścił powietrze przez nos. Jakby się tak nad tym zastanowić, to faktycznie przykro było patrzeć, że miecz się poniekąd marnował. Ile razy na rok go wyjmowali? Dwa, trzy? Pięć? Dziadek pewnie go wykorzystał parę razy, chociażby po to, aby pasować nowego członka Srebrnych Różdżek z wysoko postawionego rodu. Jakieś wielkie okazje rodzinne też były dobrą wymówkę do tego, aby przypomnieć wszystkim o tym, co się znajdowało w ich posiadaniu. Ale poza tym?

— Ciekawe, kiedy po raz ostatni widział prawdziwą walkę — mruknął, rozprawiając na głos nad kwestią, która aktualnie zajmowała jego umysł.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
16.04.2023, 10:41  ✶  
- Doskonale. W takim wypadku już mamy podział na przyszłość. Ty będziesz siedział za biurkiem i planował akcję, a ja będę zuchwale i dzielnie… ścigała kieszonkowców, bo wybieram się do BUM, nie do aurorów – stwierdziła Brenna wesoło. Ogólnie rzecz biorąc, nie miała wielkich złudzeń, co do tej pracy, choć wiedziała też, że często bywa niebezpiecznie. Nie spodziewała się jednak wielkich śledztw.
Biedna, naiwna Brenna. Jeszcze nie dostrzegała chmur gromadzących się na horyzoncie. I nie była świadoma, jak skomplikowana stanie się praca w Departamencie tuż po tym, jak ona ukończy wszystkie wymagane szkolenia i staże.
- Złe pytanie. Powinieneś zapytać, kto zadaje się ze mną, żeby potem tych osób unikać, bo straszliwie je zepsułam – odparła bez mrugnięcia okiem, opadając na gzyms kominka. Gdy na nim usiadła, zamachała beztrosko nogami, a potem zaczęła wyliczać, odginając kolejne palce. – Była Mavelle, ale w tym roku już jej nie będzie. I Nora, i Castiel, i Cynthia, i Victoria, i Dani, i Theseus, i Isolde, i Cecily, i Cedric, i Nicholas, i Astoria… - wyliczała, wymieniając kolejne imiona, aż okazało się, że Brenna zadaje się tak z „mniej więcej osiemdziesiąt procent Hogwartu od trzeciego rocznika w górę, czy to jakiś problem?”
- Ależ ja już jestem pełnoletnia i właśnie pokonałam mojego braciszka, uważam, że to absolutnie wystarczy. Poza tym jak typowy Gryfon, pcham się do przodu, nawet jak to nie jest mądre, jestem pewna, że nasz śmiały przodek by mnie za to pochwalił i był bardzo dumny. I nic mi nie przypiekło, ja tak na co dzień, rok beze mnie i już zdążyłeś zapomnieć, mój kochany braciszku? – parsknęła Brenna, chociaż tak naprawdę wcale nie planowała chwytać za miecz Gryffindora, choćby dlatego, że zaklęte ubrania by nie wystarczyły, a jej brat miał w ręku rapier, którym ciężko było walczyć przeciwko mieczowi. – Nie możemy. Ty jesteś głównym bohaterem tej rodziny – oświadczyła ze stanowczością i niezmąconym spokojem. Trudno powiedzieć, co wykształciło w niej takie przekonanie. Może to, że był jej starszym bratem, może fakt, że po prostu większość rodziny wokół niego skakała, bo był w tym domu jedynym chłopcem w całym stadzie bab. Kuzyn Frank z nimi nie mieszkał i był w dodatku gówniarzem.
Brenna odbiła się dłońmi od gzymsu i zeskoczyła na podłogę, po czym jedną ręką ujęła szpadę, drugą – różdżkę. Ale nie, nie po to, by podwójnie zaatakować brata, a transmutować tę w drewniany miecz.
- Kiedyś możesz go wziąć i pokazać kolegom. Ale w takim razie powinniśmy też więcej ćwiczyć z mieczami, nie uważasz? – spytała, uśmiechając się szelmowsko, po czym odłożyła różdżkę na kominek. Tak, zachęcała Erika tym razem do bitki na miecze. Drewniane, by przy okazji nie pozabijali się nawzajem.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#5
16.04.2023, 23:37  ✶  

Doskonale. W ten sposób oboje będziemy robić to, w czym czujemy się najlepiej, pomyślał, nawet nie zdając sobie sprawy, że w przyszłości pomimo dosyć efektownego awansu w drabinie Ministerstwa Magii, tak naprawdę nie zawsze będą mogli robić akurat to, co będą chcieli. Pewne obowiązki będą po prostu spadać na ich barki, a oni będą musieli je zaakceptować, ze wszystkimi pozytywnymi, jak i negatywnymi aspektami danego zlecenia.

— Dobrze. Zrób mi tę przyjemność i powiedz, kogo zdołałaś spaczyć — stwierdził, jakby w ten sposób liczył, że zdoła jej coś udowodnić. Skoro sama się w tym momencie podkładała, to czemu miałby tego nie wykorzystać. — No dalej, pochwal się. — Machnął sztywno dłonią, jakby dawał jej oficjalne pozwolenie. — Nie mogę się doczekać, aż usłyszę, komu powinienem wysłać kartę z przeprosina...

Zamarł z otwartymi ustami, gdy Brenna postanowiła mu brutalnie przerwać i to na dodatek bez żadnego uprzedzenia. Najwyraźniej była na tyle znudzona jego przydługim wstępie, że postanowiła po prostu przyspieszyć bieg ich rozmowy. Zmełł w ustach przekleństwo, którego pewnie i tak by nie wypowiedział. Co jak co, ale miał trochę klasy i rzucanie mało przyjemnymi dla ucha epitetami nie było w jego naturze. Chociaż w pracy przyłapywał się na tym, że do jego słownika wpadło kilka ostrzejszych wyrażeń. To, że był pełnoletni od kilku lat, nie oznaczało, że mógł być chamem. Takie zachowanie miało swoje konsekwencje.

— Dobry Merlinie — Zasłonił palcami usta, rumieniąc się lekko z zażenowania. — Jeszcze rozumiem wciąganie w to krewnych, ale ludzie spoza rodziny?! Lupinowie? Figgowie włącznie z Norą? — Pokręcił głową. Jego umysł momentalnie uległ jakże dramatycznej wizji, gdzie ci uczniowie zostali zmienieni przez Brennę w członków gangu, którzy zamiast skupić się na nauce, to szukali guza. — Chociaż powiedz, że o nich dbasz, Brenno! Bo dbasz, prawda? — Uderzył się w pierś. — Musisz o nich dbać, skoro bierzesz odpowiedzialność za ich moralne bądź niemoralne prowadzenie się!

Korytarze Hogwartu pod jego nieobecność musiały wyglądać jak cyrk objazdowy. Tak to jest, jak zostawi się wielkie zamczysko pod opieką młodszego rodzeństwa. Szkoła już nigdy nie będzie taka sama. Przynajmniej nie zaraża pierwszaków swoimi pomysłami, pomyślał, mając nadzieję, że pod wymienionymi przez dziewczynę imionami nie kryją się twarzyczki dwunastoletnich dzieci, które do momentu spotkania Brenny były słodkie i niewinne. Zasznurował usta, powstrzymując się w ten sposób przed kontrargumentem. Cóż, jeśli charakter Godryka faktycznie pokrywał się z legendami, to na pewno byłby zadowolony z brawury Longbottom.

— Nie zapomniałem. Po prostu dramatyzuje, aby ukryć, że będę tęsknił — odparł szczerze. Prawda czasami była najlepszą dłonią. Mało spodziewaną, przez co potrafiła rozbroić przeciwnika. — I nie mów tak o mnie. Przy ludziach też nie. Potem się rumienię — Wbił wzrok w parkiet salonu. — Ostatnio musiałem odpowiadać na pytania dziennikarzy na konferencji w atrium. Skomplementowali moją fryzurę. Potem byłem czerwony jak burak.

Trwał w przekonaniu, że zrobili mu wtedy masę zdjęć. Opierał się jak mógł, żeby nie wychodzić do ludzi, ale jakoś tak wyszło, że żaden z oficerów prasowych akurat nie był dostępny, a „on tak ładnie wypada przed kamerami”. Jak miałby się nie zgodzić? Poza tym był dosyć młody, jeśli chodziło o staż pracy, więc nie chciał podpaść starszym rangą kolegom czy wysoko postawionym urzędnikom w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów.

— Wolałbym... — Pokazywać im co innego, przemknęło mu przez myśl, jednak zanim wydał z siebie te kilka słów, w głowie zapaliła mu się czerwona lampka. To zdecydowanie nie brzmiało dobrze i nie określało tego, co miał na myśli. Najwidoczniej był nieco bardziej świadomy od swojej starszej wersji i jednak nieco zastanawiał się nad tym, co wygadywał na głos. — Tak. Masz rację. Przydałby mi się trening.

Uśmiechnął się półgębkiem, rzucając na szpadę to samo zaklęcie transmutujące co Brenna. Oręż prędko zmienił swą formę, co sprawiło, że i jego waga uległa zmianie. Erik zamachnął się parę razy drewnianym mieczem, przerzucając go dwukrotnie z jednej dłoni do drugiej, po czym, gdy dłoń przyzwyczaiła się do nowej broni, ukłonił się przed siostrą. Następny ruch był tak naprawdę prosty; natarł na swą oponentkę.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
17.04.2023, 00:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.04.2023, 00:37 przez Brenna Longbottom.)  
- Oczywiście, że tak - powiedziała Brenna absolutnie nieświadoma, co chodzi bratu po głowie. Przecież nie pozwoliłaby robić Norze (albo Cedricowi i wielu innym osobom) czegokolwiek niebezpiecznego! Nie utworzyła żadnego gangu - po prostu wlokła różne osoby w różne miejsca, dostosowując rodzaj wyjść i zajęć do tego, z kim miała do czynienia... - Pewnie, że o nich dbam! Każdego częstuję czekoladowymi żabami, i pożyczam im książki, i upewniam się, że niczego nie potrzebują - odparła z pewnym oburzeniem, bo jak Erik mógł w ogóle sugerować, że nie dbałaby o rodzinę oraz przyjaciół!
Miała kontakty z pierwszakami. Była w końcu prefektem - do dziś zakładała, że profesorka po prostu na ślepo uderzyła różdżką w listę dziewcząt z ich rocznika. I do obowiązków w pewnych sprawach podchodziła poważnie, na przykład prowadzała wszystkich z pierwszego roku do klas, tłumaczyła, jak dostać się do Wielkiej Sali oraz wycierała im nosy, kiedy płakali z tęsknoty za rodzinami.
Ale ich nie demoralizowała.
Za wolno biegali, aby wciągać ich w wycieczki do Zakazanego Lasu i tym podobne.
- Erik, to chwyt poniżej pasa - parsknęła Brenna, oskarżycielsko celując w niego mieczem. Znała swojego brata aż za dobrze, aby nie wiedzieć, że czasem uciekał się do takich podłych, podłych sztuczek, jak powiedzenie po prostu prawdy. - Ja za wami też. Troszeczkę - przyznała. Rok temu ubył Erik, teraz Mavelle. Na całe szczęście, pozostawała jeszcze cała ta masa ludzi, których Brenna musiała dopadać o losowych porach dnia i nocy, by przypadkiem nie poczuli się bezpieczni od jej skromnej osoby. Cud, że znajdowała czas na naukę. (Chociaż właściwie, często po prostu ciągnęła kogoś, by pouczył się z nią, zwłaszcza praktyki.)
- Poważnie? – zdumiała się na słowa o tym, że był czerwony jak burak. – Ale czemu? Masz świetną fryzurę. Jesteś w połowie Potterem – przypomniała mu. Nie widziała w takim komplemencie absolutnie nic złego, przywykła, że rodzinka ze strony Potterów dość często omawia stan włosów, używane perfumy oraz środki do twarzy. – Nawet JA mam włosy we wspaniałym stanie i w ogóle, a twoje jeszcze nie sterczą na wszystkie strony świata i zwykle nie masz w nich liści, pajęczyn, gałęzi i tak dalej.
Zaraz jednak Brenna zaprzestała gadania widząc, że Erik także przerobił swoją szpadę na drewniany miecz. Skłoniła się mu, nieco teatralnie, a gdy ten zaatakował - spróbowała wywinąć się spod ciosu. Udało się o włos, miecz musnął leciutko jej ramię, za to Brenna zyskała okazję do wyprowadzenia pięknego kontrataku.

Rzut Z 1d100 - 39
Slaby sukces...

Rzut Z 1d100 - 71
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#7
17.04.2023, 01:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.04.2023, 02:10 przez Erik Longbottom.)  

Odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że dziewczyna nie wpędza swych znajomych w żadną podejrzaną działalność. I jeszcze ich karmiła słodkościami! To też był dobry znak, chociaż podejrzewał, że za prowiant podczas spotkań odpowiedzialna była przede wszystkim Nora. W końcu była istnym wirtuozem w kuchni.

— Nieprawda! — zaprzeczył momentalnie, nachylając się do przodu, powstrzymując się od wymachiwania palcem przed twarzą siostry. — To się nazywa strategia. Nie moja wina, że nie jesteś alfą i omegą. Każdy ma jakieś słabości, to nie powód do narzekań. — Gdyby nie wisiała nad kominkiem, to pewnie poklepałby ją po ramieniu w geście pocieszenia. — Och, naprawdę? „Troszeczkę”? Stos listów z zeszłego roku mówi co innego.

Parsknął, wznosząc oczy ku niebu, jakby dzięki temu listy zgromadzone w pokojach innych lokatorów miały opuścić biurka, szafki i inne skrytki, a następnie przeniknąć przez podłogę i zacząć wirować wokół nich. Co jak co, ale Brenna nie szczędziła raczej pergaminu w roku szkolnym na coraz to nowe doniesienia z Hogwartu. Jedna z wielu cech, która pozostanie z nią w życiu dorosłym. Zasypywanie wszystkich listami musiało jej sprawiać sporo radości. Odbiorcom ich treści też. Erikowi wprawdzie zdarzało się nie odpisywać na niektóre wiadomości, ale czytał wszystkie. Po prostu zdarzało mu się po prostu przyjąć określone informacje do wiadomości, nie dopytując o szczegóły i akceptując w ten sposób panujący stan rzeczy.

— Nie w tym rzecz. Wiem, że dobrze wyglądałem. — Złożył ręce na piersi. — Byłem trochę onieśmielony, tak? — fuknął pod nosem. — Przekazywałem prasie informacje na temat toczącego się śledztwa, a oni zaczęli komplementować mój wygląd i jakoś tak — Złożył dłonie w piramidkę, obijając o siebie nawzajem palce obu dłoni — nie wiedziałem, co im powiedzieć. Raczej nie wypadłem zbyt dobrze. Ugh, mam nadzieję, że nie było tam nikogo z Czarownicy.

Początek jego kariery w Ministerstwie Magii zdecydowanie był dopiero preludium do jego wybuchu popularności w późniejszych latach. Może tu i ówdzie jego nazwisko przewijało się w kilku informacjach prasowych czy artykułach, jednak prawdziwy wzrost rozpoznawalności miał dopiero nadejść. W końcu jeszcze niedawno był nastolatkiem, a wtedy media znały go jako dzieciaka Longbottomów od akcji charytatywnych lub „tego ugryzionego przez wilkołaka”. Erik nachmurzył się na wspomnienie tego przecieku do prasy.

Cóż, może nie powinien pędzić do przodu na złamanie karku już na początku pojedynku. Najpierw powinien wybadać jaką strategię będzie chciała wykorzystać Brenna. Niestety mleko się rozlało i Erik musiał się pogodzić z tym, że siostrze udało się uciec przed pierwszym cięciem. Było to do przewidzenia, biorąc pod uwagę jej refleks. Była mniejsza i szybsza od niego. Może i był w dobrej formie, ale słuszny wzrost i postura ciała sprawiały, że w porównaniu z nią mógł wydawać się nieco ociężały w swych ruchach.


(Aktywność Fizyczna) Unik przed atakiem Brenny + kontratak
Rzut Z 1d100 - 88
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 81
Sukces!

Instynkt podpowiedział Erikowi, że powinien odskoczyć w bok i bardzo dobrze, że się posłuchał, gdyż pozwoliło mu to na uniknięcie ataku ze strony siostry. Uśmiechnął się z satysfakcją, wywijając drewnianym orężem w powietrzu, po czym dokonał próby ponownego skrzyżowania kling, chcąc zmusić siostrę do tego, aby oddała pola i wycofała się o kilka kroków w tył. Zepchnięcie jej na pozycję obronną wydawało się dobrym pomysłem.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
17.04.2023, 10:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.04.2023, 10:41 przez Brenna Longbottom.)  
- Erik, nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale stos listów dostała też ode mnie Mavelle. Która mieszkała w sąsiednim dormitorium – roześmiała się Brenna. Ba, Bones dostawała nawet więcej wiadomości od nich, ponieważ od chwili, kiedy Brenna nauczyła się tworzyć z liścików fruwające samolociki, mogła męczyć ludzi będących dość blisko geograficznie nie tylko słowem, a i pismem. Dzięki temu Mavelle mogła dostawać na przykład dziesięć krótkich wiadomości dziennie. Z kolei do domu zazwyczaj panna Longbottom wysyłała paczkę listów raz na trzy, cztery dni, aby nie przemęczać swojej sowy.
Co wcale nie oznaczało, że nie tęskniła za domem. Z jednej strony kochała Hogwart i szkolnych znajomych, z drugiej brakowało jej domu, rodziców, brata i innych członków rodziny. Niemniej świadomość tego, że pójdzie do szkoły z internatem, towarzyszyła jej od zawsze, więc łatwiej było to znieść.
- To magia Potterów – poinformowała Brenna, uśmiechając się z rozbawieniem. – Następnym razem powiedz, że doceniasz ich komplement, i rodzina ze strony matki będzie niewątpliwie dumna, ale przy takich okazjach wolisz, aby skupili się, co jest w twojej głowie, nie na głowie – pouczyła go z powagą. Tak, to mniej więcej w tym okresie zaczęła wykształcać w sobie pewne umiejętności, na przykład „jak dbać o dobrą opinię mojego brata”.
Chwilę później jednak skupiła się na innej umiejętności, mianowicie „jak spróbować pobić mojego brata”.
Jego atak był udany, to trzeba przyznać – zdołała go zablokować i zepchnąć jego miecz po krawędzi własnego, by nie pozwolić mu na zepchnięcie ją w tył. Erik był niestety silniejszy i w efekcie Brenna musiała cofnąć się o pół kroku. Nie wyszło mu jednak aż tak dobrze, jakby sobie życzył i nie uniemożliwił jej także kontrataku. Gdy już zdołała puścić jego miecz bokiem – zaatakowała ponownie własnym, celując w jego rękę. Tym razem jednak, ze względu na zachwianie równowagi, nie był to najbardziej umiejętny atak na świecie.


Sparowanie ataku (wynik Erika minimalnie lepszy, więc uznaję, że nie wyszło mu tak, jak chciał, ale cofnęła się o pół kroku)
Rzut Z 1d100 - 78
Sukces!


Kontratak
Rzut Z 1d100 - 37
Slaby sukces...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#9
17.04.2023, 21:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.04.2023, 22:07 przez Erik Longbottom.)  

Faktycznie, dziewczyna była bardzo miłosierna, skoro starała się, aby jej sowa nie przemęczała się bardziej, niż musiała. Należało jednak pamiętać, że paczka listów w przypadku Brenny rzadko kiedy oznaczała dwa lub trzy krótkie liściki. Jak już pisała do hurtowo, a Erik nie raz nie dwa podczas śniadania czy kolacji musiał sortować listy pośród dzbanków i półmisków, rozdzielając poszczególne wiadomości między lokatorów. W końcu nie chciałby, aby na przykład dziadek odczytał korespondencję adresowaną do swojego wnuka. Chociaż rodzeństwo Longbottomów nie miało zbyt wielu tajemnic przed swymi krewnymi na tym etapie życia, tak prywatność czasami wypadało zachować.

— A to mnie akurat w ogóle nie dziwi — odbił piłeczkę z lekkim uśmieszkiem na ustach. — Nie od dziś wiadomo, że najłatwiej dręczyć osoby, które są najbliżej nas. — Wywrócił teatralnie oczami, jednak koniec końców uniósł kąciki ust w szerokim uśmiechu. — Wiesz, jeśli będziesz bardzo za nią tęsknić i już teraz wiesz, że będziesz często pisać, to możemy załatwić drugą sowę. W Hogwarcie to pewnie nie zrobi dużej różnicy. Sowiarnia jest spora.

Na co dzień kręciło się tam mnóstwo ptaków pocztowych, a jedna żerdź zajęta przez kilka godzin dziennie raczej nie powinno wzbudzić wielkiego oburzenia wśród kadry pedagogicznej szkoły. Poza tym zbliżał się koniec edukacji Bren; dyrekcja mogłaby jej pójść na rękę, biorąc pod uwagę, że na pewno będzie bardzo ciężko przygotowywała się do letnich egzaminów. Wszystko dla dobrze wyedukowanej młodzieży, czyż nie? Poza tym Longbottomowie wiele mogli załatwić. Erik wprawdzie wolałby załatwić to oficjalnymi kanałami, ale przemycenie sowy pod szatą lub w jakimś zaklętym kufrze też zdałoby egzamin. Wszystko, żeby pomóc młodszej siostrze!

— Czyli odpowiedź „na kod promocyjny #ERIK1962, rabata -30% na artykuły pielęgnacyjne z drogerii Potterów” tylko ich zachęci? — spytał, żałując, że nie ma przy sobie żadnego notatnika, aby spisać te światłe sugestie. Brenna całkiem nieźle się spisywała za zarządzeniu jego wystąpieniami publicznymi. Nie ma to tamto. — Okej, okej. Zapamiętam. Trzymać się faktów i nie spoufalać się z padlinożercami. Może te sępy mnie nie zadziobią do przerwy świątecznej.

Pojedynek był całkiem wyrównany, co w gruncie rzeczy nie powinno nikogo dziwić. Nie mieszka się z drugą osobą przez całe życie tylko po to, by w sytuacjach bojowych nie rozpoznać jej sztuczek. Znali się na tyle dobrze, że byli świadomi swych nawyków i tego, jak ich ciała reagowały niemalże podświadomie na niektóre bodźce. Potrafili przeprowadzić kontrę do tych ruchów bez większego zastanowienia. Erik zazgrzytał zębami, gdy nie udało mu się zepchnąć Brenny w tył sali, a tej jeszcze udało się wyprowadzić atak.


(Aktywność Fizyczna) Obrona + Unik
Rzut Z 1d100 - 5
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 11
Akcja nieudana

— AŁA! Serio? Znowu?! — syknął z niezadowoleniem, gdy oberwał drewnianym mieczem w ramię.

Momentalnie złapał się za obite miejsce, czując, że nabił sobie siniaka. Przez to dodatkowo wypadł z rytmu i dostrzegł w ruchach Brenny coś, co wyglądało, jak zamach. Pierwsze, co przyszło mu na myśl, to zrobienie uniku i... Jak pomyślał, tak też zrobił. Z tą różnicą, że ich walka przeniosła się na tyle blisko rozstawionych pod ścianami mebli, że uderzył o etażerkę, na której stała misternie zdobiona waza. Erik potknął się o nóżkę mebla i upadł na podłogę, sprawiając, że jedna z ulubionych ozdób ich matki rozbiła się na kawałki o salonowy parkiet. Przynajmniej odłamki nie uderzyły prosto w twarz Longbottoma.

— No pięknie! — Podniósł się niezgrabnie, jednak nie wstał, opierając się dłońmi o podłogę i przyglądając się zniszczeniom. Podrapał się po głowie. — Myślisz... Myślisz, że zauważą zmiany po zaklęciu naprawiającym? — Wbił pytający wzrok w siostrę.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
18.04.2023, 00:34  ✶  
- Nie, nie, nie. To wyszłoby zaraz na „uprzywilejowanie pewnych rodzin”. Poza tym jest kilka szkolnych sów, z których mogę skorzystać. A co do odpowiedzi, babcia byłaby zachwycona, ale obawiam się, że zaraz podniosłyby się głosy, że wykorzystujesz poważne okazje i zbrodnie dla zarobku – odparła z taką powagą, jakby faktycznie wierzyła, że Erik mógłby powiedzieć coś takiego podczas konferencji. (Chociaż nie sądziła, by to zrobił, na taki żart pozwoliłby sobie raczej tylko w określonych warunkach.)

Erik i Brenna nie pojedynkowali się po raz pierwszy, drugi, dziesiąty, a nawet pięćdziesiąty. Znali swoje mocne i słabe strony, pewne zagrywki, jedno z nich polegało na sile, drugie na zręczności, więc i owszem, ich walki były zwykle wyrównane – choć przynajmniej do zeszłego roku najczęściej to większy Erik miał przewagi.
Najwyraźniej jednak doświadczenie Brenny wzrastało, ewentualnie panicz Longbottom miał dziś pecha. Musiał nie spodziewać się, że siostra zaatakuje tak szybko, bo chociaż atak był dość niezgrabny, sięgnął celu bez większego problemu, a jeszcze potem, nim Brenna zdążyła ucieszyć się tym sukcesem, spróbował umknąć dalej i…
…rozległ się trzask.
- O ja cię– wymamrotała Brenna, a uśmiech zamarł jej na ustach. Opuściła miecz. A potem go rzuciła na ziemię i czym prędzej skoczyła ku różdżce. – Nie ruszaj się! Nawet nie drgnij! Jak wejdziesz na kawałki i je jeszcze bardziej połamiesz, to nic z tym nie zrobimy i mama zamorduje nas oboje! W bardzo, bardzo okrutny sposób!
Obawiała się w duchu, że nawet mimo tego, może się okazać, że przy takich zniszczeniach jej zaklęcie nie będzie dostatecznie trwałe. Ale musiała przynajmniej spróbować. Prawda?
- Reparo! – Wskazała różdżką na wazę. Wzięła się za to sama, bo akurat transmutacja zawsze szła jej lepiej niż Erikowi – miała w sobie ewidentnie trochę więcej z Potterów niż on (choćby skłonność do wpadania w kłopoty), a i przyłożyła się mocno, pragnąc zostać animagiem. Wykonała ruch nadgarstkiem i odłamki wazy znów się połączyły…
…ale Brenna miała wrażenie, że wzór był odrobinę nierówny. Poza tym co, jeżeli za parę dni to znowu się rozpadnie?
- Dobra, robimy tak – zadecydowała. – Codziennie odnawiam zaklęcie, a w międzyczasie wyciągam kieszonkowe, ty pensję, i szukamy po antykwariatach podobnej wazy, żeby ją odkupić. Albo piękniejszej, żeby przyznać, że tę stłukliśmy i od razu wręczyć mamie nową – oświadczyła. Cóż. Miewała w sobie czasem coś i ze Ślizgona…
Uniosła wzrok na brata, przypominając sobie, że on właściwie zawsze był Gryfonem z krwi i kości.
- Chyba, że chcesz przyznać to mamie dzisiaj i pokornie przyjmiemy gromy, jakie spadną na nasze głowy. Ale przypominam, że ja zaraz wracam do szkoły, a ty tu z nią zostaniesz i będziesz o tym słuchać aż do Yule…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (3361), Brenna Longbottom (2375)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa