Mówiąc wprost... to był możliwie najgorszy czas na osobiste dramaty. Zwłaszcza w obliczu przeprowadzonego podczas sabatu zamachu i jego wszystkich następstw. Najpoważniejszym z nich było to, że z rąk fanatyków zginęli niewinni ludzie i szalejąca wichura zdołała zerwać niejeden dach i przewalić wiele drzew. Również to spotkało jego drugi dom, ten w Dolinie Godryka. Na domiar tego po powrocie do domu zastał przerażone wierzchowce i dwa psidwaki oraz kilka przewalonych drzew owocowych. Dach domu i dach stajni wymagał naprawy. Drzewa można było usunąć. Zwierzętom będzie musiał poświęcić więcej czasu. Zdecydował, że psidwaki zabierze do swojej głównej siedziby. W Dolinie miały możliwość korzystania z podwórza i długich spacerów z ich opiekunem, natomiast tutaj on wszedł w tę rolę spacerując razem z nimi po zatłoczonej Ulicy Pokątnej.
Przejdźmy jednak do meritum, czyli osobistego dramatu. Jego przyczyną było odczuwane przez niego przygnębienie, za którego przyczynę można było uznać wyraźną tęsknotę za potencjalnym partnera, miłością i spełnieniem. Kawalerskie życie nieszczególnie mu przeszkadzało i można śmiało powiedzieć, że jedynym interesującym go spełnieniem było to osiągane przez niego w sypialni. W obecnej sytuacji to była pierwsza rzecz, którą wykorzystał dla polepszenia swojego samopoczucia. Bezskutecznie i to pomimo odpowiedniego towarzystwa do łóżka. Aż do teraz nie rozpatrywał swoich kochanek i kochanków w perspektywie potencjalnego partnera.
Jednak coś sprawiało, że skłaniał się ku wyobrażaniu sobie posiadania przy swoim boku kogoś szczególnego i dzielenia z taką osobą reszty życia. Równie przygnębiające było marzenie o romantycznych chwilach, odbywaniu pełnych wzajemnego zrozumienia czy chociażby dzielenia się każdą radością lub smutkiem. Rzecz zupełnie nowa dla niego w chwili doświadczania wymuszonej refleksji nad swoim dotychczasowym życiem. Życiem, które – zdaniem jego brata (tak, tego samego, którego on uważał za nudziarza i moralizującego palanta) – było puste przez oparcie go na takich, a nie innych fundamentach.
Tym, do czego nigdy by się nie przyznał, było to, że ten dupek ma rację w kwestii jego życia. Nie da mu tej satysfakcji. Towarzyszyła mu też niepożądana zazdrość o (o zgrozo!) to, że ten czarodziej ma żonę, rodzinę i tym podobne. Zdążył już znienawidzić ten stan, w którym się znalazł. Na trzeźwo się nie dało.
— Słuchaj tego, Jo... przeszedłem się na miejsce, w którym postawiono słupy majowe, te od wianków. Ku swojemu zdziwieniu, w tym roku swój wianek dostałem od Loretty. Pamiętasz ją, przed pięcioma laty była moją kochanką a że pod tym względem było nam dobrze to przyjąłem ten wianek i zarzuciłem go na ten pal. Kompletnie nie rozumiem zachowania tej kobiety, bo po wszystkim nie zamierzała odprawić ze mną tego rytuału. Machnąłem na to ręką, bo zachowanie byłej i nie mogło popsuć mi świętowania — Zaczął opowiadać od samego początku, dla lepszego oddania sprawy. Z Lorettą przed pięcioma laty łączył go burzliwy romans bez szczęśliwego zakończenia. Lestrange zwykle nie zachowywała się logicznie i to był kolejny dowód na to. Oczywiście, mogła zrobić to aby mu zwyczajnie dopiec. Niemniej w chwili wręczania mu wianka wyglądała na zdecydowaną albo nawet zdesperowaną. Wypowiadając te słowa, leżał na plecach na stojącej w salonie kanapie. Na jego brzuchu usadowił się jeden z psidwaków, którego głaskał po grzbiecie prawą dłonią. W lewej trzymał szklankę wypełnioną ognistą whisky. Drugi zwierzak spał na swoim legowisku.
— Niedługo potem dopadło mnie przygnębienie... jak na złość utrzymuje się do tej pory. Od tego czasu również rozmyślam o swoim życiu towarzyskim... może powinienem znaleźć sobie kobietę, z którą będę mógł zrobić więcej rzeczy, niż tylko uprawiać seks. Poszedłbym w ślady tego palanta będącego moim starszym bratem — Dodał starając się naświetlić przyjacielowi ten problem bez zdradzania mu tych wszystkich najskrytszych uczuć i myśli. To byłoby zasadne podczas wizyty u terapeuty. O swoim bracie też nie lubił wspominać, zwłaszcza gdy on ma słuszność. Potencjalnego stałego związku z mężczyzną nie rozpatrywał z tego względu, że nie byłoby to jawne i mogłoby być przyczyną wielu problemów. Zabawić się to, co innego. Co prawda mogłoby wyjść na jaw i zszarpać jego reputację, ale... zawsze mógł się wszystkiego wyprzeć.