14.06.2023, 22:52 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.09.2023, 16:34 przez Morgana le Fay.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Niektóre decyzje były trudne do podjęcia. Nieprzyjemnie drażniły umysł. Budziły wstręt, zmuszając do ujawnienia się tej części natury, której istnienia można się było nawet nie spodziewać. Taka była ta dotycząca szantażystki Emily Hill i jej syna Lyndona.
Jakaś część Stewarda wcale nie chciała go odnaleźć. Chciała się po prostu odwrócić, umorzyć śledztwo i powiedzieć ojcu charłaczki, że przypomniał sobie o córce o miesiąc za późno by można było cokolwiek zrobić. Emily nie żyła a jej syna zabrano do Francji. Ładna i całkiem wiarygodna wersja. Ale druga, bardziej prawa i jednocześnie bardziej zdeprawowana część Patricka wiedziała, że musiał działać. Musiał zrobić to, co należało, nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku będzie przegranym.
Była noc. Całkiem przyjemna listopadowa noc. Od zgłoszenia minęło osiem dni. Osiem długich dni. Patrick przymknął oczy. W wieczornym mroku nie było tego widać, ale wyglądał na zmęczonego. I bardzo spiętego. Ukryty w cieniu, opierał się plecami o ścianę magazynu, uspokajając oddech. Wyciągnął z kieszeni dwa, osobliwie symetryczne kamienie. Ścisnął je mocno w ręce a potem z cichym trzaskiem rozpłynął się w powietrzu.
*
Brenna dostała wiadomość nad ranem. Za oknem było jeszcze ciemno, gdy niewielka, sówka ministerialna zastukała dziobem w okno. Ptak był dość uparty. Stukał w szybę tak długo, aż udało mu się obudzić brygadzistkę. Do nóżki miał przywiązany niewielki zwitek papieru. Krzywo wydarty, z fragmentem rysunku po jednej stronie, zapisany szybkim, mało starannym charakterem pisma brzmiał:
Bren, czekam w mugolskim Londynie. Chyba mam informacje, gdzie jest mały Hill. P.S.
Poniżej znajdowały się wypisane przez Stewarda współrzędne do aportacji.*
Uliczka, w której Brenna się aportowała była wąska i dość zaniedbana. Z uwagi na porę, chodniki niemal na jej całej długości zastawiono zaparkowanymi samochodami. Znajdowała się w tej mniej przyjaznej części Londynu, właściwie na obrzeżach. Było tu dość brudno i raczej obskurnie. Stare magazyny stały obok przeznaczonego do rozbiórki bloku. Wybudowane tu domy sprawiały jednak dość schludne wrażenie, nawet jeśli rosnąca na podwórkach trawa była wysoka, klomby nieprzycinane a na niewysokich płotkach łuszczyła się biała farba. W większości w oknach było ciemno, co oznaczało najpewniej, że ich mieszkańców albo nie było w środku, albo – z uwagi na porę – spali.
Steward opierał się plecami o ścianę magazynu. Miał założone na piersiach ręce.
- Możliwe, że są tam – powiedział cicho, wskazując brodą na budynek znajdujący się po jego lewej stronie. Piętrowy dom z białym sidingiem – w jednym z jego okien widać było słabe światło. – A przynajmniej tak twierdził informator. I to się może zgadzać. Brytyjka. Dwójka Francuzów. Wprowadzili się niecałe dwa miesiące wcześniej. Małżeństwo Daquin i Jamier Roche – opisał cicho. – Roche swobodnie pojawia się w magicznym Londynie. Daquinowie nie. Był w aptece. I w sklepie z kadzidłami i świecami. Zrobił dość duże zakupy.
Patrick zmrużył oczy. Rozprostował ręce a potem odepchnął się od ściany.
- Z jednej strony, najchętniej wpadłbym tam z połową biura aurorów, ale z drugiej… - pokręcił głową. – To nie zbrodnia być Francuzem i wynajmować dom w Wielkiej Brytanii – zauważył. – A nie mam żadnych dowodów, że oni w ogóle mieli coś wspólnego z Hill.
Steward zamilkł, najwyraźniej oczekując, że Brenna domyśli się reszty. Chciał wejść do środka. Chciał sprawdzić czy dzieciak był w środku. Chciał wiedzieć, czy trafili na właściwy trop, czy też jednak informator się mylił.