• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
« Wstecz 1 2 3
[09.05.72] Na Nokturnie spodziewaj się wszystkiego

[09.05.72] Na Nokturnie spodziewaj się wszystkiego
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
10.07.2023, 13:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.09.2023, 21:30 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II

Kontynuacja wątku śmierci Cody'ego Brandona.

W marcu 1972 roku Cody Brandon zginął, aby odrodzić się na nowo.
To, że stał się wampirem nie zmieniało jednak jednego faktu: ktoś go zamordował. A to, że ofiara ostatecznie powstała z martwych, nie zwalniało Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejskiego z obowiązku ścigania mordercy.
W kwietniu Brenna przygotowała wszystkie informacje i miała zacząć współpracę w tym temacie z pewnym aurorem, ponieważ wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że Codyego zabił śmierciożerca, czarnoksiężnika, używając czarnej magii. Nie wspominając o tym, że ktoś potem użył zakazanej nekromancji, by zamienić go w wampira. Pech chciał, że aurorowi podczas przeszukiwania lasu przydarzyło się coś złego. Coś na tyle złego, że wziął urlop zdrowotny, a istniała szansa, że – ponieważ do emerytury został mu mniej niż rok – nie wróci już na służbę wcale. A ta sprawa nie mogła czekać, przynajmniej w oczach Brenny. Zwłaszcza w tym całym chaosie po Beltane, bo do licha, to był śmierciożerca i kto wie, czy nie brał udziału w wydarzeniach na polanie? W dodatku na razie dysponowała tylko jednym tropem, który należało natychmiast sprawdzić – i tak przesunęło się to, w związku z atakiem na Beltane – zanim się on zdezaktualizuje. Nie mógł zrobić tego auror, ona nie miała chwilowo wsparcia Heather, przebywającej na zwolnienia ze względu na stan zdrowia. Ostatecznie Brenna poprosiła o asystę Mavelle – bo nawet ona przyznawała, że samotne pchanie się na Nokturn w takich okolicznościach byłoby głupotą.
- Archibald Jenkins, lat trzydzieści trzy, handluje eliksirami, prawdopodobnie także nielegalnymi – relacjonowała cichym głosem kuzynce, kiedy znalazły się w uliczce na Nokturnie, pod budynkiem, w którym na parterze znajdowało się mieszkanie (czy raczej klitka) i przy okazji miejsce interesów Archibalda. Brenna nie miała na sobie munduru. Jedynie nijakie, ciemne ubrania. Takie, które pozwalały się jej nie wyróżniać jakoś nadmiernie pośród bywalców. – Niczego nie udowodniono, więc nie mamy podstaw do jego aresztowania. Ale, jak udało mi się dowiedzieć od Morgana, podobno pod koniec marca zabrakło mu Szkiele – Wzro, które miał dostarczyć. Ktoś odkupił je parę dni wcześniej. A to musiał być nagły zakup. I kupujący prawdopodobnie był… przekonujący, skoro Jenkins wystawił stałego odbiorcę. Cody Brandon, zanim zginął, zdołał pozbawić śmierciożercę jednej kości.
Brenna widziała śmierciożercę, który zabił Brandona – ale znała tylko jego wzrost, postawę, wygląd dłoni i kolor włosów, które wymknęły się spod kaptura. Poza tym ta usunięta kość była jedynym tropem. Potrzebował Szkiele Wzro i uzdrowiciela. Dlatego chodziła po klinikach, aptekach i informatorach z Nokturna. Był to ślad słaby, bardzo słaby wręcz, bo mężczyzna mógł w końcu mieć jakiegoś zaufanego wytwórcę eliksirów pośród samych śmierciożerców – kogoś, kto w świetle dnia był szanowanym obywatelem. Ale informacja o tym, że Archibald sprzedał (lub oddał) swoje Szkiele Wzro w tym właśnie czasie, mogła wskazywać na to, że po wielu godzinach bezowocnej pracy na coś trafili. Albo ktoś skusił go większymi pieniędzmi, albo zaszantażował, a obie te rzeczy pasowały do śmierciożerców.
– Przy odrobinie szczęścia grzecznie sobie z nimi pogadamy i coś uzyskamy – powiedziała Brenna z miną wskazującą na to, że nie liczy na to szczęście. – Jeśli nie, spróbuję go zaszantażować. Raczej powinno obejść się bez walki, sam Jenkins to tchórz. Ale to Nokturn, więc…
Nie musiała chyba mówić, co „więc”. Musiały być gotowe na wszystko.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#2
13.07.2023, 22:37  ✶  
Beltane wybuchło wszystkim w twarz, w ten czy inny sposób – praktycznie każdy czarodziej odczuwał jego reperkusje. Nawet nie musiał być na Polanie Ognisk, żeby magia kaprysiła, a sieć Fiuu najzwyczajniej w świecie nie działała. Żegnajcie, szybkie podróże; pozostawało odkurzyć miotły, przeprosić się z Błędnym Rycerzem, ewentualnie przypomnieć sobie, że własne nogi służą również i do wędrówek dalszych niż jedynie do jakże ustronnego miejsca.
  I choć wszystko stanęło na głowie – jednocześnie czas nie zamarł, życie toczyło się dalej. A skoro tak – wciąż pozostawały sprawy, którymi należało się zająć, niezależnie od tego, jak bardzo chciało się po prostu zwinąć w kłębek, zniknąć, zapomnieć i zostać zapomnianym. Bo tak, Bones odkrywała „przyjemności” nagłego skoku popularności. Popularności, której sobie nie życzyła, ale i też jakoś ciężko wymazać nagle pamięć każdemu czarodziejowi, który przeczytał cholerne artykuły w Proroku (może lepiej, żeby ich autorzy nie wchodzili Mav w oczy) czy po prostu rozmawiał z innymi na ten temat. Cóż, pozostawało jedynie zacisnąć zęby i…
  … nadal robić to, co do niej należało. Bo przecież tak naprawdę nie mogła wszystkim rzucić, jak za pstryknięciem palców.
  - Interesujący zbieg okoliczności – mruknęła cicho, pod nosem, przyglądając się budynkowi. Tak jak i kuzynka, nie miała na sobie munduru, tylko ubrania, które z pewnością nie były krzykiem mody i przynależały do najprzeciętniejszej możliwej kategorii. Słowem: nie powinny przykuć niczyjej uwagi. I tak, z całą pewnością nie mogła Brenny samej zostawić z taką sprawą – jeszcze tylko tego brakowało: zapuszczania się niczym samotny wilk na Nokturn. Miejsce nieszczególnie bezpieczne, przypominało to trochę wchodzenie do paszczy lwa, zwłaszcza gdy należało się do przedstawicieli prawa (o twarzy zbyt rozpoznawalnej ostatnimi czasy, którą tuż przed chwilą „poprawiła” lekko zaklęciami transmutacyjnymi – tak, daleko im było trwałością do eliksiru wielosokowego, ale zawsze lepsze to niż jedno, wielkie nic), którzy bynajmniej nie planowali zanurzyć się w „rozkoszach” tego miejsca.
  - Uśmiechniemy się ładnie, złapiemy potem za fraki, szybko powinien zmięknąć – wymruczała, pół-żartem, pół-serio. Bo jakkolwiek by nie patrzeć, Mav jednak miała w sobie to „coś” – niby zwykle bywała ciepła i przyjazna, ale czasami… czasami pokazywała inną twarz, co mogło się przydać w sytuacji takiej jak ta – … więc oczy szeroko otwarte – dokończyła za kuzynkę. Nigdy nic nie wiadomo. Może wchodziły właśnie w jakąś większą sieć, może ktoś uzna, że dwie kobiety to łatwy kąsek, może… różnie bywało.
  - To co, idziemy? – spytała, zerkając na Longbottom, gotowa załomotać w drzwi Jenkinsa.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
13.07.2023, 23:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.07.2023, 23:10 przez Brenna Longbottom.)  
– Prawda? – mruknęła Brenna, wciąż spoglądając w niewielkie okno pracowni Jenkinsa.
Miewała problemy z instynktem samozachowawczym. Ale w rodzinnym domu wbito jej do głowy już dawno temu: Longbottomowie nie grają solo. Samotne wilki zwykle ginęły szybko, i prawdziwa siła leżała w stadzie. Wprawdzie przyprowadzanie całej sfory na Nokturn też nie byłoby najlepszym pomysłem, ale już druga osoba mogła się tutaj przydać.
– Nie, nie. Inaczej. Ja uśmiechnę się ładnie, ty będziesz łapała za fraki i szczerzyła kły – pouczyła ją Brenna, również odrobinę żartobliwie. Bo Brenna nie umiała być straszna. Przynajmniej nie do momentu, w którym rzucała się już komuś do gardła. Miała sympatyczną twarz, nie potrafiła robić min, nawet kiedy bardzo chciała kogoś zabić, nie otaczała jej nieprzyjemna atmosfera. Takie sztuczki znacznie lepiej wychodziły Mavelle.
Za to Brenna nieco lepiej potrafiła podchodzić ludzi, przekonując ich, że właściwie to chce dla nich wszystkiego, co najlepsze.
Żart więc żartem, ale… była w tym odrobina prawdy. W zabawie w dobrego i złego glinę, zwykle to Brenna grała tego pierwszego.
– Jasne. Żadnego skradania, w końcu nie przyszłyśmy go aresztować – mruknęła, chociaż rękę trzymała tak, by w razie potrzeby błyskawicznie sięgnąć po różdżkę. Ruszyła do wejścia – skrzypiące drzwi były otwarte i wpuściły je na niewielki, bardzo brudny i bardzo zaśmiecony kawałeczek podwórka, z którego wchodziło się do trzech klatek. Brenna skręciła w jedną z nich, a potem po schodkach skierowała się wprost do lokum Jenkinsa, leżącego na wysokim parterze. Zapukała, raz, drugi, trzeci, ale nikt nie odpowiadał. Zmarszczyła brwi, trochę zaskoczona. To nie tak, że nie spodziewała się żadnych problemów, ale mężczyzna prowadził tutaj interes, więc zasadniczo wpuszczał do środka ludzi, a one nie miały wypisanego na czole, że są Brygadzistkami. (Brenna dbała o szczegóły do tego stopnia, że nawet buty, jakie założyła, były najstarszymi i najtańszymi, jakie posiadała. Takich jak one, często na Nokturnie zdradzało obuwie…)
– Jenkins?! Przyszłyśmy od Leona! – zawołała, rzecz jasna kłamiąc wierutnie i podając nazwisko ot jednego z zielarzy z okolicy, bo przyszła od Morgana. I Jenkins pewnie w kłamstwie łatwo by się zorientował, gdyby zaczął zadawać jakieś pytania, ale na razie żadne nie padły…
Zamek w końcu szczeknął, akurat w momencie, w którym Brenna zaczęła rozważać inne scenariusze, włącznie z tym, jakie będą miały kłopoty za próbę włamania. Pomiędzy framugą a skrajem drzwi ukazała się blada, podłużna twarz Archibalda.
– Za… zamówień… nie realizuję – wykrztusił. – Idźcie… do kogoś innego.
– Co? – oburzyła się Brenna. Przez głowę przeszła jej nieprzyjemna myśl, że być może jednak zapas Szkiele Wzro nie wyszedł mu dlatego, że oddał go śmierciożercy. Może chodziło o coś bardziej prozaicznego. – Znowu skończył ci się towar? Chyba nie cały, co? Potrzebujemy tylko środka na gnomy ogrodowe, nic wielkiego – powiedziała, a przyszło jej to głównie dlatego, że kupowała taki środek całkiem niedawno właśnie na Nokturnie.
– N…nie mam. Idźcie s-stąd.
– Świetnie – sarknęła, przewracając oczami. – Dobra, to chociaż poradź, u kogo dostaniemy ten środek? W sumie przydałoby się też Szkiele Wzro…
Wzmianka o Szkiele Wzro chyba sprawiła, że Jenkins się zdenerwował, spróbował drzwi zatrzasnąć Brennie przed nosem. Stopa, wsunięta między nie a futrynę, temu zapobiegła: te odskoczyły, otworzyły się nieco szerzej i ujawniły fragment pomieszczenia. A także kogoś, kto stał, do tej pory poza zasięgiem widoku.
Brenna błyskawicznie pojęła dwie rzeczy.
Po pierwsze, znała tę twarz: ze zdjęć. Prawdopodobnie nie był śmierciożercą (jego krew była na to o wiele "za brudna"). Ale gość był poszukiwany w ich Departamencie za napaść, a podejrzewano także, że maczał palce z zabójstwie.
Po drugie, celował w drzwi różdżką. Albo przyszedł po coś do Jenkinsa, albo ten go ukrywał – i zapewne kazał spławić gości, a na wszelki wypadek trzymał różdżkę w pogotowiu…
Brenna gwałtownym ruchem uchyliła się, wpadając przy tym na kuzynkę. Zaklęcie oszałamiające zamiast w jej głowę, trafiło we framugę. Brenna sięgnęła natychmiast po własną różdżkę – a to samo zrobił Jenkins…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#4
15.07.2023, 22:19  ✶  
Żarty żartami, ale w tym, jakkolwiek by nie patrzeć, Brenna zdecydowanie miała rację – z nich dwóch Mavelle lepiej szczerzyła kły i „przekonywała” delikwentów metodami mało dyplomatycznymi, opierającymi się na strachu.
  - Tak, dokładnie tak – zgodziła się bez mrugnięcia okiem – Niby nie, ale jeśli okaże się, że trzeba... – wzruszyła ramionami. Choć z drugiej strony – był tu i teraz incognito, może lepiej areszt odłożyć na później, nawet jeśli przyłapałyby go teraz na warzeniu czegoś mocno nielegalnego. Ot, priorytetem w tej chwili były informacje, nie zapełnianie aresztu coraz to kolejnymi delikwentami.
  Podążyła za Brenną; gdyby należała do bardziej wydelikaconych osób, to zapewne właśnie po prostu by ją cofnęło – podwórze nie zachęcało do wejścia głębiej, to pewne. W zasadzie nie tylko by ją cofnęło – nawet nie bylaby wtedy brygadzistką; jakkolwiek by nie patrzeć, w tym zawodzie trzeba było cechować się mocnym żołądkiem.
  - Jakie są szanse, że po prostu wyszedł? – mruknęła cicho, gdy drzwi się nie otwierały o wiele za długo. Samo to w sobie odpalało alarmowy dzwonek w głowie, z drugiej strony…. Nie musiał siedzieć cały czas w swoim domu, prawda? Sprawunki na mieście, mniej lub bardziej legalne, konieczność pozyskania jakiegoś składnika, równie dobrze mógł nawet cierpieć na dolegliwości irytującej natury i siedzieć w ustronnym miejscu, przez co dotarcie do drzwi było problematyczne. Odpowiedź Longbottom nie musiała paść – bo zaraz się jednak okazało, że Jenkins siedział w swojej norze. I praktycznie od razu widać było, że tak łatwo to nie pójdzie. Na wszelki wypadek dyskretnie – po raz kolejny – upewniła się, że jest w stanie bez problemu sięgnąć po różdżkę. Na sprawdzaniu się nie skończyło – „towarzyska” wizyta właśnie wybuchła z hukiem. „Pacjent” nie był sam, a jego gość…
  … Brenna na nią wpadła – odskoczyła, starając się złapać równowagę i nie spaść z tych cholernych schodów, jednocześnie wyszarpując własną różdżkę i ciskając oszałamiaczem w stronę delikwenta, który nie otrzymał zaproszenia na dzisiejsze spotkanie,,

!longbottom3
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#5
15.07.2023, 22:19  ✶  
Sprawdziłaś trzy razy, czy nikt za tobą nie idzie, ale korytarz był pusty. To, co chciałaś powiedzieć nestorowi nie będzie tajemnicą już za kilka dni, ale teraz... teraz nikt nie powinien wiedzieć. Skinęłaś do niego głową, zamykając za sobą drzwi jego samotni w podziemiach posiadłości. Nie miałaś czasu na nic innego.

- To się stało, Borginowie postanowili zabić Crawleyów, a ja nie mogę się tak po prostu z tym pogodzić i...

- Wiem.

- Kto przekazał ci te wieści?

- Persefona. Podjąłem w związku z tym ryzykowną decyzję, Mavelle, nikt nie może się o tym dowiedzieć.

I wtedy to do ciebie dotarło - wpadliście na to samo. Znowu. Ale Godryk był już o krok do przodu, ponieważ z szuflady dębowego biurka wyciągnął mapę, na której zakreślił palcem wasz dom i teren go otaczający. Zmarszczyłeś brwi, nie do końca rozumiejąc, dlaczego ci to pokazywał.

- Kupiłem to od Bagshotów, żeby się upewnić, że na pewno jej tu nie widać. Spójrz, pochyl się. - No to pochyliłaś się i zobaczyłaś szereg wstążek. Widziałaś was - Godryka, siebie, chociaż wstążka opisana jako „Mavelle Bones” była jakoś dziwnie rozmazana... - No i co? Nie widać jej. - Kogo? - Persefona przebywa aktualnie w salonie. - Spojrzałaś jeszcze raz. W istocie nie było jej na mapie. Zamrugałaś.

- I co, zamierzasz to nałożyć gdzieś, czy...

- Nie, dobrze rozumiesz. Przeprowadzimy ich tutaj.

- Jak... jak to zrobiłeś?

Jego usta poruszały się, ale ty słyszałaś wszystko w zwolnionym tempie. Poczułaś strach, który zalał cię całkowicie, odebrał mowę. Nie mogłaś przypomnieć sobie, co dokładnie mówił, bo od razu zaczynała boleć cię głowa, ale pamiętałaś ruch warg. To było, jakby powiedział, że oni wszyscy...

Twoja postać traci przytomność na jedną turę.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
15.07.2023, 22:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.07.2023, 22:54 przez Brenna Longbottom.)  
Wszystko działo się błyskawicznie.
Jenkins dobył różdżki, Mavelle dobyła różdżki i... zamarła nagle, wpatrując się gdzieś w przestrzeń. Już w kolejnej sekundzie trzy rzeczy wydarzyły się jednocześnie.
Poszukiwany - Harold Swift, którego sprawę prowadziła dwójka znajomych Bumowców - wycelował w Brennę i cisnął zaklęcie.
Jenkins - rzucił czar w Mavelle.
A Mavelle... straciła przytomność: upadła z hukiem na ziemię, nietknięta przez zaklęcie Jenkinsa, nie podejmując próby obrony. Schwytana w szpony przeszłości, nie swoich wspomnień, zapadła się w wizji. Czar, mający trafić w nią, przeleciał górą, gdy ona się przewróciła.
Cichy okrzyk wydostał się z ust Brenny, chyba bardziej wywołany myślą, że Mavelle oberwała (jeszcze nie dotarło do Longbottom w pełni, że czar uderzył w balustradę, nie Bones, że to nie przez niego straciła przytomność) niż o tym, że w jej stronę też leci czar. Machnęła różdżką, wyczarowując tarczę, ale rozproszenie okazało się za słabe. Zaklęcie przebiło się przez protego i odrzuciło ją w tył, tak, że stoczyła się po stopniach. Na jej szczęście - były na parterze, spadła dosłownie z kilku schodków, nie skończyło się więc to złamaniami ani rozwaleniem tego durnego łba, ale i tak boleśnie się poobijała, a z rozciętego łuku brwiowego popłynęła krew. Poderwała się jednak niemal natychmiast, po pierwsze świadoma, że w tej chwili nie może pozwolić sobie na leżenie i pojękiwanie, po drugie... że jej nieprzytomna kuzynka została tam, pod drzwiami.
Machnięcie różdżki i czarodziejskie łańcuchy pofrunęły ku Jenkinsowi, wiążąc go. Harold był w tej chwili poza zasięgiem wzroku i zaklęć Brenny, wciąż w mieszkaniu.
- MAV!
Jakieś drzwi piętro wyżej otworzyły się, po czym niemal natychmiast zamknęły z trzaskiem, gdy lokatorzy zrozumieli, że na dole trwa regularna bitwa. Ktoś zza innych wyklinał głośno i gdyby Brenna miała czas się nad tym zastanawiać, modliłaby się pewnie, aby żaden sąsiad nie przyszedł alchemikowi z pomocą. W tej chwili jednak jej myśli były skupione wyłącznie na walce... i zimnym strachu o kuzynkę, ale... bogowie... nie było zielonego światła, nie było zielonego światła...

/rzuty pod odpis, ten zrobiony na ich podstawie jest/

Rozproszenie
Rzut N 1d100 - 23
Akcja nieudana


Kształtowanie
Rzut PO 1d100 - 65
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#7
16.07.2023, 14:13  ✶  
Mavelle po Nokturnie spodziewała się wielu rzeczy. Potencjalnych napastników, którzy w teorii mogliby uznać dwie kobiety za łatwe ofiary. Złodziei, awantur, tego, że Jenkins bynajmniej nie będzie uszczęśliwiony ich wizytą bądź wręcz przeciwnie – zacznie wokół nich skakać, żeby zrealizować fikcyjne zamówienie i otrzymać wypłatę. Ewentualnie właśnie wyceluje w nie różdżkę i stawi opór. Niby nie powinien, skoro został sklasyfikowany jako tchórz, niemniej nawet najbardziej bojaźliwe zwierzę zacznie kąsać, gdy zostanie zagonione w róg, chwytając się już desperackich sposobów na wyjście z matni.
  W to wszystko raczej nie wliczyła możliwości, że pojawi się kolejne wspomnienie – od ostatniego minęło już parę dobrych dni, a nawet jeśli miałoby wypłynąć następne? Cóż, jak wysokie prawdopodobieństwo było, że pojawi się właśnie w chwili największego zagrożenia, kiedy bynajmniej nie próbowała czegokolwiek wygrzebać z odmętów umysłu, niczego nie wspominała, po prostu… reagowała.
  Bo natrafiły na przeszkodę, zagrożenie, jak zwał, tak zwał – nie mogły złożyć różdżek i czekać grzecznie, aż mężczyźni zrobią sobie z nimi co chcą. Wypuściła to cholerne zaklęcie i… nawet nie wiedziała: trafiła, spudłowała? Bo stało się dokładnie to, co nie powinno, a przynajmniej nie w tej chwili. I pół biedy, gdyby było tak, jak wcześniej: parę sekund zawieszenia i powrót do rzeczywistości. Tym razem powrotu nie było, wspomnienie wciągnęło ją głębiej, o wiele głębiej, aż się zdziwiła, że wcześniej tego nie pamiętała. Tej rozmowy z dziadkiem, Persefony w salonie, mapy Bagshotów, i w końcu… jak, do cholery, dziadkowi udało się tego dokonać? Pojawił się za to ból głowy – nagły, mocny, na tyle, że się zachwiała, uniosła wolną dłoń do skroni (jakby coś to miało pomóc!) i…
  … i nastała ciemność.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
16.07.2023, 16:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2023, 16:40 przez Brenna Longbottom.)  
Rzuty na npc - krytyczny sukces npc.

Jenkins był opleciony łańcuchami. Nie należał do najbardziej utalentowanych magów na świecie, a nawet na tej ulicy czy w tym budynku. A kiedy wykonał kolejny gest różdżką, Brenna rzuciła własne zaklęcie rozpraszające - udane.
Mimo to strach najwyraźniej dodał mu sił, wyzwalając w nim zdumiewające moce magiczne. Może to był ten jeden, jedyny raz w jego życiu, gdy rzucił perfekcyjny czar. Pomimo tego, że Brygadzistka osłabiła siłę zaklęcia, podłoga pod stopami Brenny i tak załamała się z trzaskiem i kobieta spadła wprost na jakieś drewniane meble w suterynie. Straszliwy huk, czyjś krzyk, przekleństwa Brenny (oddalone, bo była teraz poziom niżej), która bardzo boleśnie się poobijała - te wszystkie dźwięki przywitały Mavelle, ledwo zaczęła odzyskiwać przytomność.
A Brenna, pod którą zaczęły łamać się meble... teleportowała się. Na całe szczęście (dla niej, bo nie dla Jenkinsa) zdołała to zrobić niemal perfekcyjnie i wylądowała tuż za jego plecami. Wciąż w pozycji siedzącej, w jakiej była na dole. Bardzo boleśnie poobijana, wściekła jak całe stado os, dalej przerażona tym, że Mavelle wciąż nie przyłączyła się do walki...
Nie rzucała tym razem zaklęć. Kopnęła po prostu z całej siły, zbijając mężczyznę - wciąż, choć czar puszczał, częściowo skrępowanego, więc nie mającego dużej szansy na uniknięcie tego manewru - z nóg. Tym razem to on stoczył się te parę stopni, i potoczył, zatrzymując tuż przy dziurze wybitej w podłodze. Odległość była na tyle niewielka, by nie miało to większych szans go zabić, zwłaszcza, że gdy wypuścił z dłoni różdżkę, mógł trochę osłonić się ręką, by ochronić głowę.
Tyle że to wcale nie był koniec.
Mavelle, wciąż leżąca tuż obok, po odzyskaniu przytomności (i usłyszeniu tylu pięknych hałasów) mogła zobaczyć, jak jej kuzynka się aportuje, jak Jenkins spada, ale też jak Harold przesuwa się, rzuca ku drzwiom, celując w Brennę.

Rozproszenie
Rzut N 1d100 - 73
Sukces!


Translokacja
Rzut N 1d100 - 84
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#9
16.07.2023, 22:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2023, 23:08 przez Mavelle Bones.)  
Cokolwiek się właśnie stało – to chyba nie mogła już trafić na gorszy moment z tym mdleniem. No dobrze, mogła, gdyby odbywała się powtórka z Beltane i cały ten chaos – ale wciąż, takie atrakcje na ten dzień bynajmniej nie zostały przewidziane.
  I nie były też pożądane.
  Nie była pewna, jak długo pozostawała bez świadomości, nawet nie wiedziała, dlaczego tak naprawdę leży na podłodze, której czasy czystości prawdopodobnie bezpowrotnie minęły. Do świadomości przedzierały się jakieś krzyki, huki, wszystko to jednak było dość bardzo odległe… aż w końcu zrozumiała, że to nie są żadne majaki z pogranicza snu i jawy, tylko to wszystko dzieje się naprawdę. Że nie tkwi w przedziwnym śnie, a na Nokturnie, przyszła tu przecież z Brenną…
  … z Brenną…
  Gdzie była Brenna?
  Myśl ta otrzeźwiła lepiej niż najlepsze sole trzeźwiące, jakie istniały i kiedykolwiek mogły zaistnieć. Wystarczyło już niewielkie uchylenie powiek, żeby się zorientować, że różdżka i owszem, wypadła z dłoni, jak najbardziej, na szczęście jednak nie potoczyła się daleko, trzeba było tylko się wyciągnąć najszybciej jak potrafiła, złapać i…
  … tak, kuzynka nie wyparowała, wciąż tu była, walczyła. I – na ile Mav udało się zauważyć – znalazła się teraz w jeszcze większym niebezpieczeństwie, bo teraz za plecami miała Harolda, a mężczyzna wyciągał różdżkę…
  … nie zastanawiała się, zadziałała instynktownie. Tak, ostrość wzroku jeszcze nie w pełni wróciła, jakieś mroczki latały, ryzykowała, że trafi Brennę, ale jeszcze większym ryzykiem było, iż Longbottom oberwie. Oszałamiacz pomknął, chybił, trafił we framugę (chwała niech będzie Pani Księżyca, że nie w towarzyszkę!); głuche warknięcie wydobyło się z piersi Bones, gdy miotnęła kolejnym czarem. Grube zwoje liny owinęły się wokół Harolda, zupełnie jakby był szynką szykowaną do wędzenia, unieruchomiając go – i uniemożliwiając, póki co, wypuszczenie zaklęcia.
  - Ja pierdolę – wychrypiała, zbierając się z podłogi. W skroni jeszcze pulsowało, nogi nie zdawały się być jeszcze zbyt pewne, więc i niedziwne, że wolną ręką starała się jeszcze podeprzeć o ścianę. Przynajmniej ta nie powinna nagle runąć, uniemożliwiając tym samym podparcie się.
  Zamrugała, usiłując się zorientować na nowo w sytuacji. Było ich dwóch – jednego właśnie związała, a drugi…?

zauroczenie
Rzut N 1d100 - 26
Akcja nieudana


kształtowanie
Rzut Z 1d100 - 74
Sukces!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
16.07.2023, 23:27  ✶  
Mavelle ocknęła się w samą porę. Inaczej Brenna jak nic oberwałaby jakąś paskudną klątwą. Nie miała szans zareagować: nie, kiedy siedziała, kopnęła właśnie Jenkinsa, i wciąż była częściowo oszołomiona od upadku, a Harold znalazł się za jej plecami. Nie zdążyłaby się odwrócić.
Na całe szczęście, chociaż Bones straciła przytomność w najgorszym momencie, to odzyskała ją w najlepszym. Mężczyzna, wyklinając głośno, padł z hukiem na ziemię tuż obok Brenny, a ta - bardziej wiedziona odruchem niż świadomą myślą - natychmiast porwała jego różdżkę.
- Ja pierdolę i jasny szlag - wykrztusiła, po czym przesunęła się po podłodze. Wciąż klęcząc wycelowała w Jenkinsa, leżącego na dole, by odnowić zaklęcie wiążące. Nie odważyła się próbować wstać, nie od razu. Kręciło się jej w głowie, a krew zalewała twarz i co gorsza oko. Rozcięcie łuku brwiowego nie było głębokie ani groźne, ale szczypało jak jasny szlag i mocno krwawiło. A wszystkie jej poobijane kości i siniaki na rękach, nogach oraz żebrach wygrywały wspólnie melodię bólu. Nie miała stu procentowej pewności, że jeżeli teraz nie wstanie, to nie zemdleje.
- Co wy tu wyprawiacie?!!! KURWA MAĆ! JA WAS POZABIJAM! - Jeden z sąsiadów postanowił najwyraźniej wreszcie wychynąć, chyba przekonawszy się, że walka dobiegła końca. Nie celował jednak w nie różdżką. Brenna przymknęła oczy, bo wrzask odbijał się echem w jej głowie.
Wiedziała, że czeka ją bardzo, bardzo dużo roboty papierkowej. I wyjaśnień, na przykład czy zrzucenie Jenkinsa ze schodów było absolutnie konieczne, i czy nie dało się uniknąć zniszczenia mienia - jakby to ona rozwaliła tę podłogę, a nie sam mężczyzna...
Sięgnęła do kieszeni i cisnęła w sąsiada sakiewką. Były tam tylko sykle, nie trzymałaby majątku na wierzchu na Nokturnie, ale liczyła, że to wystarczy, aby przynajmniej chwilowo nie wściekał się o zniszczenia.
- To sprawy Brygady, wynocha, chyba że chcesz zeznawać - wycedziła, i tym razem wyjęła odznakę. Nie musiała dwa razy powtarzać, ledwo błysnął charakterystyczny herb, drzwi się zamknęły. Sakiewka oczywiście znikła razem z sąsiadem.
Nie zapadła jednak cisza. Jenkins łkał. Harold przeklinał. A Brenna poczołgała się po podłodze ku kuzynce, chwilowo ignorując to wszystko: spływającą jej po twarzy krew, dwóch związanych mężczyzn, rozwaloną podłogę. Wpatrywała się w Mavelle - jednym okiem, bo lewe musiała przymknąć - upewniając się, że ta jest cała, zdrowa, że nic jej nie jest. Strach, jaki odczuła, gdy uświadomiła sobie, że Bones straciła przytomność, wcale nie odpłynął. Wciąż wił się gdzieś we wnętrzu Brenny, mroził od środka. Ten chłód był znacznie gorszy niż ból w poobijanym ciele.
Bo teraz już widziała wyraźnie, że czar nie trafił Mavelle. Uderzył w balustradę. Kobieta zemdlała... ot tak, po prostu, po chwili zawieszenia, wpatrywania się w przestrzeń... jak tamtego dnia na polanie...
Czy to limbo upominało się o tę, która została z niego wyrwana?
- Mav... - zaczęła i zacięła się. - Mav, już dobrze? Co tu się stało, do cholery?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Mavelle Bones (1749), Brenna Longbottom (2657), Pan Losu (283)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa