• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[14.05.72, popołudnie] Seria niefortunnych zdarzeń

[14.05.72, popołudnie] Seria niefortunnych zdarzeń
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
17.07.2023, 23:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:14 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka

wiadomość pozafabularna
CIASTECZKO Z WRÓŻBĄ Przechadzając się przez ulicę Pokątną natrafiłeś na cykliczny, niedzielny festyn. Wśród straganów dostrzegłeś wózek chińskiej wieszczki, która sprzedawała ciastka z wróżbą. Skusiłeś się na jedno z nich. Po odwinięciu papierka ukazał ci się napis: Rzut Symbol 1d258 - 146 Niemowlę (seria drobnych kłopotów) Przepowiednia, którą znalazłeś w środku, spełniła się tego samego dnia.

W jednej chwili Brenna wędrowała przez Pokątną, zatłoczoną w „normalnym” stopniu – przemieszczając się z domu jednego światka, ku kamienicy na Horyzontalnej, gdzie miała nadzieję dopaść kolejnego – a w kolejnej znalazła się w kolorowym tłumie, znacznie gęstszym niż ledwo parę kroków stąd. Masa straganów, która wyrosła tutaj jakby znikąd, wielu ludzi… dopiero po trzydziestu sekundach zdumienia Brygadzistka przypomniała sobie, że jest niedziela, a to oznaczało tutaj festyn.
Lubiła takie festyny. Jeszcze trzy tygodnie temu. Kiedyś. W innym życiu. Teraz były wypchnięte z jej głowy przez tysiąc jeden innych spraw – od żałoby i codziennego przeklinania Voldemorta, przez spadanie ze schodów na Nokturnie aż po rozmyślanie, jak wysłać Matce Księżyca zażalenie na dzwonki alarmowe w głowie, reagujące na zdradę faceta, nie będącego przecież jej facetem. Jakoś nie spodziewała się, że na świecie w ogóle dalej odbywają się festyny, chociaż przecież powinna.
Przeciskała się przez tłum. Nie miała na sobie munduru – czasem potrzeba było odrobiny dyskrecji, była więc odziana w zwykłe szaty, jakie nosili na co dzień czarodzieje o przeciętnym statusie majątkowym, obliczone pod to, by nie zwracać specjalnej uwagi. Ciemne włosy ściągnęła w krótki kucyk. Nie zamierzała początkowo się zatrzymywać, nie kusiły jej ani magiczne zabawki, ani wata cukrowa, ani stoisko z piwem… ale kiedy prawie wpadła na wózek z ciasteczkami, ostatecznie skusiła się na jedno. Dopiero kiedy odwinęła papierek i jej oczom ukazała się karteczka, Brenna zrozumiała, że to chińskie ciasteczka z wróżbą.
- Jak miło – wymamrotała do siebie, z pewnym przekąsem. Bo wróżba, która się jej trafiła, wcale nie należała do gatunku tych, które człowiek ma ochotę zobaczyć. Seria drobnych kłopotów. Powinna chyba się cieszyć, że wróżba wspominała o „drobnych”, a nie „wielkich” kłopotach. I w to, że chociaż Brenna wierzyła w moce jasnowidzów, a nawet wiedziała, że wróżbiarstwo w ich świecie niekoniecznie było jednym wielkim oszustwem, to jednak… ciasteczka z wróżbą wydawały się jej mało wiarygodnym źródłem informacji.
Wrzuciła papierek do kieszeni, a ciasteczko wsunęła sobie do ust. Nawet jeżeli zwiastowało pecha, było w końcu ciasteczkiem, więc nie mogła pozwolić, aby się zmarnowało. Ruszyła dalej, kierując się ku Horyzontalnej i wtedy…
Może to był przypadek.
A może przepowiednia zaczęła się spełniać, chociaż rzecz jasna Brennie w tej chwili nie przyszło to do głowy.
Jakiś dzieciak upadł jej centralnie pod nogi, zmuszając do gwałtownego zatrzymania się, by go nie stratować. To z kolei sprawiło, że jakiś mężczyzna idący z tyłu, wpadł na nią. W efekcie Brenna, usiłując uniknąć zadeptania dziecka, zatoczyła się, wpadła na pobliski stragan, a starając się nie zmieść całej jego zawartości – rąbnęła na ziemię. I syknęła z irytacją, nie dlatego, że się obiła, ale dlatego, że tarcza ukochanego, wiekowego zegarka, jaki nosiła na nadgarstku, pękła. Cudownie, będzie musiała zanieść go do naprawy…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Sztafaż
Jestem inny niż wszyscy. I nigdy nie będę miał wyrzutów sumienia z tego powodu.
Mierzy 183cm wzrostu. Kolor jego włosów jest blond, przy lepszym padaniu światła, wydają się jaśniejsze. Charakterystyczne dla niego jest ubranie, gdyż rzadko zdarzy się, aby ubierał jednolicie. Kolory często mogą nie być ze sobą dobrze zgrane, przez co jego wygląd zewnętrzny może innym się nie spodobać lub wyglądać na dziwaczny. Zawsze pogodny i uśmiechnięty. Na szyi zawsze nosi ulubiony i wręcz ważny dla niego naszyjnik z zawieszką przypominającą Insygnia Śmierci. Trójkąt prostokątny, jakby podzielony na pół kreską, z okręgiem w środku.

Xenophilius Lovegood
#2
23.07.2023, 13:39  ✶  

Festyny były czymś wspaniałym, kolorowym i tętniącą życiem społecznością. W takich miejscach nikt nie musiał się niczym przejmować. Może jedynie tym, że ubrudzi sobie ubranie jedzeniem, albo zabraknie mu monet na kupienie czegoś wymarzonego. Sama już obecność w tak wspaniałym miejscu, jest czymś wyjątkowym. Nie trzeba przejmować się polityką, brudami świata oraz innymi własnymi problemami. Ten tutejszy czas można spędzić samemu, w gronie znajomych czy rodziny. Xenio nie zamierzał przegapić okazji pojawienia się w takim miejscu. Po pierwsze, może znajdzie coś interesującego i unikatowego, mieszczącego się w jego budżecie. Z drugiej, mógł obserwować społeczność, przeprowadzić nawet krótkie wywiady i pomyśleć nad artykułami dla swojego kwartalnika.

Przechadzając się uliczkami, nie przejmował tym, jak był ubrany. Sam bowiem miał wrażenie, że nie jedyny miał na sobie wręcz kolorową szatę. Może jego rzucała się bardziej w oczy? Nie przejmował się tym. Jego spodnie były w kolorze bordowym, zaś szata wyjściowa niebieska ze złotymi elementami ornamentów. Włosy miał rozpuszczone, sięgające ramion. Mógł związać je w kitę, ale nie chciał. Wygodniej czuł się, gdy miał rozpuszczone. Zatrzymywał się przy prawie każdym straganie, degustując smakołyki, oglądając wyroby. Minął także stragan z ciasteczkami, zawierającymi życzenia. Jednakże nie skusił się na żadne z nich. Los wystarczająco sprawiał mu niespodzianki nawet bez hasła wyczytanego na magicznych karteczkach, które mogły ale nie musiały się spełnić.

Wtedy zaś, szedł za jakąś dziewczyną. Nie patrzył przed siebie za bardzo, gdyż uwagę przykuł mu stragan z kolorowymi wiatraczkami dla dzieci. Na długo nie patrzył w ich stronę, gdyż swoim ciałem od przodu uderzył w plecy osoby przed sobą, która gwałtownie stanęła. Automatycznie łapał równowagę i spojrzał przed siebie co się dzieje i na kogo wpadł. Dziewczyna, która wyhamowała, przetoczyła się dziwnie na bok, taranując jeden ze straganów. Od razu do niej podszedł, nie zwracając uwagi na szokujące spojrzenie sprzedawcy, który zaniepokoił się stanem swoich towarów.

- Wszystko w porządku?
Zapytał z troską i wyciągnął dłoń w kierunku nieznajomej panny, która musiała obić się upadając o podłogę. Przekonany będąc, że mogła zrobić sobie krzywdę. Nie myślał, że jej wyraz twarzy sugerował zniszczenie jej własności materialnej.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
23.07.2023, 15:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.07.2023, 16:22 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna po prawdzie wolałaby nabić sobie kilka siniaków niż uszkodzić ten zegarek. Nie chodziło o jego wartość materialną – miała ten luksus, że przyszła na świat w majętnej rodzinie, jej matka była bogaczką, a dziadek Potter zostawił wnukom całe stosy złota. Był jednak dla niej ważny. Nosiła go, odkąd miała siedemnaście lat, a był w rodzinie dużo dłużej. Przy okazji ubrudziła sobie także spodnie, ale to już nie miało znaczenia. Miała nadzieję, że uda się naprawić tę tarczę…
Uniosła głowę, kiedy usłyszała czyjś głos. Kolorowy ptak, przyszło jej przez myśl na widok jego szaty. Sama, jak zwykle, gdy poruszała się po niemagicznym Londynie, była odziana w nijakie szarości, nie przyciągające uwagi. Był chyba młody: ale Brenna miała nieładną tendencję uważać parę lat młodsze od siebie osoby za niemalże dzieciaki, podczas gdy wcale nie miała się za dużo młodszą od tych, którzy mieli te parę lat więcej.
– Żyję, nie jestem połamana, nie zdeptałam dziecka i udało mi się nie rozwalić straganu tego miłego pana obok, więc chyba można powiedzieć, że tak, wszystko w porządku – zapewniła. W stylu Brenny, czyli używając dwudziestu słów tam, gdzie ktoś poprzestałby na jednym. Lakoniczne wypowiedzi stosowała głównie, kiedy uważała to za konieczne.
Ujęła jego rękę, bo odrzucenie przyjaznego gestu byłoby niegrzeczne i dźwignęła się na nogi. I omal natychmiast znów ich nie potrącono.
– Straszny tu tłok, prawda? Chyba wszyscy koniecznie chcą spróbować ciasteczek z wróżbą. Próbował ich pan? Nie polecam, moje zwiastowało kłopoty. Albo chcą kupić… eee… chustkę – rzuciła, spoglądając na asortyment najbliższego stoiska. Była trochę zdziwiona, że tyle osób zdecydowało się na udział w jarmarku po Beltane. Miała wrażenie, że ostatnie dwa tygodnie wszędzie było jakoś… mniej tłoczno. I może to o chodziło? Ludzie czuli potrzebę, aby znowu ruszyć się z domów? – Obawiam się, że jeśli tu zostaniemy, to nas stratują – powiedziała, obdarzając go uśmiechem. I sama ruszyła na bok, by skręcić z Pokątnej w alejkę łączącą dwa światy: Pokątną i Nokturn. Dopiero na Horyzontalnej tłum nagle się przerzedził – z oddali dobiegały wprawdzie odgłosy świadczące o tym, że Fontanna Szczęśliwego Losu jak zwykle ma wielu klientów, ale nikt już ich nie potrącał, a po okolicy kręciło się ledwo kilka osób, głównie spieszących do domów.
Brenna zaczęła otrzepywać ubranie po upadku, i… zamarła na moment, po czym wsunęła dłoń do kieszeni. Z jej ust wydobyło się westchnienie.
Bo właśnie odkryła, że przewracając się, prawdopodobnie zgubiła sakiewkę. Ewentualnie gdzieś w tym tłumie kręcił się Edgar – kieszonkowiec i nie zauważyła, że jego ręka zanurkowała w jego kieszeni. Chociaż wersja z wypadnięciem, zdawała się bardziej prawdopodobna. Na całe szczęście, nie było tam wiele pieniędzy, ale wciąż wydarzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Zwłaszcza, że zamierzała wstąpić do sklepu, więc... narobiło jej to trochę kłopotów, bo albo zrezygnuje, albo wpadnie najpierw do banku.
– Chyba mam dziś pecha – mruknęła, być może bardziej do siebie niż do niego. Jej dłoń zamiast na sakiewkę natrafiła bowiem na kartelusik z napisem „Seria drobnych kłopotów”


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Sztafaż
Jestem inny niż wszyscy. I nigdy nie będę miał wyrzutów sumienia z tego powodu.
Mierzy 183cm wzrostu. Kolor jego włosów jest blond, przy lepszym padaniu światła, wydają się jaśniejsze. Charakterystyczne dla niego jest ubranie, gdyż rzadko zdarzy się, aby ubierał jednolicie. Kolory często mogą nie być ze sobą dobrze zgrane, przez co jego wygląd zewnętrzny może innym się nie spodobać lub wyglądać na dziwaczny. Zawsze pogodny i uśmiechnięty. Na szyi zawsze nosi ulubiony i wręcz ważny dla niego naszyjnik z zawieszką przypominającą Insygnia Śmierci. Trójkąt prostokątny, jakby podzielony na pół kreską, z okręgiem w środku.

Xenophilius Lovegood
#4
28.07.2023, 17:35  ✶  

Xenophiliusowi bardziej chodziło o to, czy nieznajoma nie zrobiła sobie jakiejś krzywdy tym całym upadającym nieszczęściem. Czy tylko skończyło się na drobnych obiciach, które po sobie pozostawią siniaki. Pomógł podnieść się młodej damie, która po wyliczeniu cudów, jakie uniknęła nikomu nie robiąc krzywdy, to jest dziecku i straganowi, było w porządku. Przyjrzał się jej, jakby badał, czy może chodzić i utrzymuje równowagę. Jeszcze nie miał pojęcia, że pech ją spotkał przez wróżbę.

- Nic nie boli? Taki upadek może pozostawić po sobie siniaki.
Zapytał z troską i przytrzymał młodą damę, gdyby miała znów się przewrócić albo być potrącona o coś. Nieznajomą jednak bardziej interesował denerwujący tłum i chciała odejść gdzieś w spokojniejszą część festiwalu. Wtedy dowiedział się, że winnym jej dzisiaj pechowego dnia jest wróżba.
- Mijałem stragan z ciasteczkami, ale stwierdziłem, że dzisiaj nie będę próbował tych wróżb.
Wytłumaczył się, jakby miał tutaj inny cel przybycia. Nie skomentował słów o chustce, ale zrobił trochę zdziwioną minę. Tutaj wszystko może się zdarzyć. A że było tłoczno po Beltame, to najprawdopodobniej dlatego, że wielu chce zapomnieć o tym wydarzeniu. Próbują wrócić do codzienności. Nawet, jeżeli ich bliscy przebywają w szpitalu nadal, kurują się w domach, czy spoczywają w grobach.
- Wystarczy mieć oczy dookoła głowy. Na festiwalach zawsze jest tłoczno.
Stwierdził, ale kobieta najwyraźniej miała inne zdanie i nawet w jego obecności, nie chciała przeciskać się przez stragany. Westchnął, ale odwzajemnił uśmiech ruszając za nią w miejsce mniej zatłoczone. Skoro już na siebie spadli, nie zostawi jej samej, w razie gdyby wróżba znów miała zwiastować jej pecha.
Oddalając się od kolorowego miejsca, tętniącego życiem, rozglądał się na różne strony, jakby badał otoczenie. Kiedy zatrzymali się, aby kobieta mogła otrzepać swoje spodnie. Sądząc po jej minie, jak czegoś szukała i nie znalazła, zaniepokoił się nieco.
- Coś zaginęło?
Zapytał, bowiem nie powiedziała wprost, a widział, że szukała czegoś, macając kieszenie, czy raczej swoje schowki w ubraniu.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
29.07.2023, 13:55  ✶  
- Pewnie jakieś się trafiły, ale bycie posiniaczoną to już dla mnie stan naturalny – odparła Brenna Lovegoodowi całkiem pogodnym tonem, jakby absolutnie jej to nie przeszkadzało. Jeżeli przyjrzeć się jej dokładnie – faktycznie dało się dostrzec ślady po starych obrażeniach, jak na przykład po niemal już wygojonej ranie na łuku brwiowym. (Wyglądała, jakby nie była poważna albo odniesiono ją ze dwa temu – w istocie była paskudna i sprzed paru dni, ale magia na szczęście działała cuda).
Tłum nie tyleż ją denerwował, ile nie miała ochoty zaliczyć kolejnego upadku. Nie planowała też ciągnąć mężczyzny za sobą, jeżeli życzył sobie coś kupić – chociaż doceniła, że poszedł za nią, bo przyjęła to jako prawdopodobną chęć upewnienia się, że faktycznie nic się jej nie stało przy padnięciu na glebę.
– Obawiam się, że oczy dookoła głowy nie pomogą, gdy nagle pod twoimi nogami przewraca się dzieciak. Jestem prawie pewna, że niektóre z tych straganów ustawiono tu nielegalnie i naruszają przepisy – oświadczyła, oglądając się za siebie, choć z Horyzontalnej już nie mogła widzieć wiele więcej niż skrawek zatłoczonej Pokątnej. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy nie powinna iść tego skontrolować, ale zaraz przypomniała sobie, że ma tego dnia inne rzeczy do zrobienia. A szybkie zerknięcie na tarczę uszkodzonego zegarka jasno pokazywało, że nie ma czasu chodzić teraz od stanowiska do stanowiska.
Odnotowała sobie za to, by zrzucić to zadanie na młodszych Brygadzistów, dopiero zaczynających karierę. Sadwik prawdopodobnie powinien sobie z tym poradzić. Chyba. Może. Kto wie…
– Może jeśli pan spróbuje, będzie miał więcej szczęścia niż ja. Ta jest moja – powiedziała, unosząc karteczkę, by mu ją pokazać. Narysowano na niej małe dziecko, a według napisu wyjaśniającego znaczenie symbolu – ten miał zwiastować serię drobnych kłopotów. – I chyba kiedy się przewróciłam, upuściłam sakiewkę – dodała z westchnieniem.
Otworzyła usta, chcąc jeszcze raz grzecznie podziękować i się pożegnać, bo i ona miała swoje sprawy, i jak zakładała on, kiedy… jedno z pobliskich okien się otworzyło.
Trudno powiedzieć, dlaczego ktoś uznał, że wodę z wiadra najlepiej wylać na ulicę, nie do kanalizacji albo usunąć ją magią – tak czy inaczej, jakiś mieszkaniec Horyzontalnej chlusnął tę przez okno. Prosto na… Brennę. Ta zaskoczona w pierwszej chwili sięgnęła po różdżkę, najwyraźniej instynktownie odbierając to jako atak. W kolejnej zamarła, gdy dotarło do niej, co się stało. I tkwiła tak po prostu przez dwie albo trzy sekund niby skamieniała, ociekając sobie wodą, która zmoczyła jej włosy, marynarkę i koszulę, niepewna, czy śmiać się, wściekać, próbować dorwać winowajcę czy starać się osuszyć.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Sztafaż
Jestem inny niż wszyscy. I nigdy nie będę miał wyrzutów sumienia z tego powodu.
Mierzy 183cm wzrostu. Kolor jego włosów jest blond, przy lepszym padaniu światła, wydają się jaśniejsze. Charakterystyczne dla niego jest ubranie, gdyż rzadko zdarzy się, aby ubierał jednolicie. Kolory często mogą nie być ze sobą dobrze zgrane, przez co jego wygląd zewnętrzny może innym się nie spodobać lub wyglądać na dziwaczny. Zawsze pogodny i uśmiechnięty. Na szyi zawsze nosi ulubiony i wręcz ważny dla niego naszyjnik z zawieszką przypominającą Insygnia Śmierci. Trójkąt prostokątny, jakby podzielony na pół kreską, z okręgiem w środku.

Xenophilius Lovegood
#6
30.07.2023, 12:30  ✶  

Mężczyzna poniekąd mógł czuć się trochę winny temu, że na nią wpadł i mógł doprowadzić do poważnego uszczerbku na jej życiu i zdrowiu. Nie widział, że przed nią jakieś dziecko wpadło pod nogi i próbowała wyhamować, robiąc dość interesujące salto, manewrując tak, aby nie uszkodzić za bardzo najbliższego straganu. Być może to też dlatego, czarodziej postanowił dotrzymać jej towarzystwa na część, jeżeli nie resztę festiwalu. Przyglądając się, dostrzegł pewne blizny, pomyślawszy, że kobieta nie ma jakość szczęśliwego życia.

Kobieta wyjaśniła w swojej teorii, dlaczego oczy dookoła głowy nie pomogą, zwalając winę na nieodpowiednie ustawienie straganów, jakby ktoś celowo taki układ wymyślił, lub jak dopowiedziała, postawił nielegalnie. Jakby czarodzieje sami się wprosili ze swoim towarem. Według Xenophiliusa, organizator imprezy wie co robi i raczej nielegalnym by nie pozwolił tutaj oferować usług czy sprzedawać towar. Słowa o dziecku, Xenio wziął chyba zbyt dosłownie, gdyż spojrzał pod swoje nogi, ale tam dziecka żadnego nie było. Złapał jednak, że tamten wypadek jej upadkiem, mógł być spowodowany właśnie tym dzieckiem. Wróżba, pech aż westchnął.

- To festiwal. Jestem przekonany że nikt tam nie jest nielegalnie. Zwykła nieostrożność albo przestawiony stragan mogły być wynikiem tego nieszczęśliwego wypadku.
Nie chciał dodawać, że mogło to też być związane z pechową wróżbą, aby nie zdenerwować czasem kobiety. Te bywały czasami nieobliczalne. Uśmiechnął się nawet do niej życzliwie, jakby chciał uspokoić, że wcale nie musi to być wina ciasteczka z wróżbą. A dzieci to jak wiemy, potrafią nie patrzeć gdzie biegną przed siebie.
Mając przed nosem karteczkę z wróżbą, jego usta wyglądały jak jedna pozioma kreska. Kobieta wciąż pewna była, że wróżba zepsuła jej dzisiejszy dzień i będzie to się mogło ciągnąć do końca dnia. Uniósł otwarte dłonie na wysokości swojej klatki piersiowej, jakby chciał ją uspokoić.
- Może bezpieczniej będzie, jeżeli będę Pani towarzyszyć? Poniekąd to też z mojej winy straciła Pani równowagę.
Podrapał się po tyle głowy, patrząc na nią przepraszająco, ale z uśmiechem. Tak chciał wytłumaczyć ten niekontrolowany incydent z dzieckiem, którego kobieta doświadczyła.
- Z drugiej strony, można odczytać to jako ostrzeżenie. Niekoniecznie jako złośliwość losu.
Wyjaśnił jej swoją teorię odczytując zapis i rysunek na karteczce.
Gdyby pewnie tak nie stali i nie rozmawiali a spacerowali, nie stałoby się nic więcej. Chciał jej zaoferować pomoc z poszukaniem sakiewki, ale nagle ni stąd, ni zowąd, wodospad wody spadł prosto na kobietę, co sprawiło, że Xenio zrobił oczy ze zdziwienia. Uniósł głowę wyżej, dostrzegając winnego, który po opróżnieniu miski czy wiadra, zamknął skrzydła. Wrócił spojrzeniem na rozmówczynię, po czym podszedł bliżej, dotknął jej dłoni, w której trzymała różdżkę i powoli opuszczał jej kończynę w dół. Żeby czasem nie zrobiła nikomu innemu krzywdy, bądź sobie. Kto wie, czy rzeczywiście wróżba na dzień dzisiejszy dla niej jest prawdziwa, że nawet różdżka może ją zdradzić.
- Może… Odpuść sobie dzisiaj czarowanie.
Zaproponował z lekkim uśmiechem wyrozumiałości i wsparcia. Zdjął swoją szatę i narzucił ją na jej plecy, aby nie przeziębiła się. Na sobie miał seledynową koszulę bez rękawów ze złoto obszytymi brzegami. Używając swojej zdolności używania magii bezróżdżkowej, zrobił charakterystyczny gest dłoni, jakby lekkie machnięcie i użył niewerbalnego zaklęcia osuszania.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
30.07.2023, 12:49  ✶  
- Och, oczywiście, że to festiwal. Ale właśnie o to chodzi. Zwykle, by na takim się wystawić, potrzebujesz pozwolenia oraz odpowiedniej opłaty. I większość sprzedawców je ma. Ale są osoby, które korzystają z tego, ile jest osób, i że to rzadko jest sprawdzane, i po prostu rozstawiają niewielkie stragany obok, sprzedając na przykład kwiaty z ogródka i tak dalej. Bez zgody, bez opłaty dla organizatorów. I zwykle to nie jest prawdziwy problem, ale dziś jakoś zrobiło się ich więcej – wyjaśniła Brenna. I była wściekle pewna, że gdyby miała na sobie mundur Brygadzistki, ten i ów na jej widok mógłby zgarnąć rzeczy i rzucić się do ucieczki. Zwłaszcza ci ze straganu, na którym leżały rzeczy wyglądające jak nowości Rosierów, a że Brenna miała w szafie jedną szatę z tej kolekcji, była pewna, że to podróbki.
– Obawiam się, że tam, gdzie idę to niemożliwe – stwierdziła, raczej rozbawiona niż rozzłoszczona ideą pojawienia się obok tego kolorowego ptaka w mieszkaniu przy Horyzontalnej dziewczyny, którą miała nadzieję przesłuchać w sprawie Williama Watchera. Zresztą, Brenna wcale nie wierzyła, że to wróżba sama w sobie ściągała jej kłopoty na głowę. W ogóle nie wierzyła w takie wróżby, na pewno nie w ciasteczkach: brała to wszystko raczej za…
-…lub dziwaczny zbieg okoliczności – odparła odnośnie tego ostrzeżenia. – Chyba niezbyt wierzę we wróżby, przynajmniej nie w te z ciasteczek szczęścia.
Gdy Lovegood chciał sięgnąć ku dłoni, w której trzymała różdżkę, Brenna jednak dość stanowczo zablokowała go drugą ręką. Nie agresywnie, nie tak, by zrobić mu krzywdę, ale by uniemożliwić dotknięcie ręki i co za tym idzie różdżki.
Nie miała zamiaru zrobić krzywdy ani temu, kto sprawił jej kąpiel, ani jemu, ani sobie. Ale była Brygadzistką, Longbottomówną i przy okazji członkinią Zakonu. Pakowała się w tarapaty średnio trzy razy w tygodniu, miała lekką paranoję i nigdy nie pozwoliłaby, aby ktoś obcy zyskał tak doskonałą okazję do jej rozbrojenia. I akurat czas reakcji w takich sytuacjach miała całkiem niezły, wyrobiony tymi wszystkimi okazjami, gdy zareagowała za wolno i na przykład zleciała ze schodów albo walnęła o ścianę.
– Bez obaw, nie mam zamiaru nikogo zabijać za to, że skąpał mnie wodą – powiedziała bardzo łagodnie, posyłając mu przy tym uspokajający uśmiech, jakby chciała nieco złagodzić efekt tego, w jaki sposób zareagowała. Sama wsunęła różdżkę z powrotem do kieszeni. Początkowo zamierzała użyć jej, by się osuszyć, ale zdecydowała się na jej schowanie, by przypadkiem go nie straszyć, że ma złe zamiary. – Magia bezróżdżkowa? Nieźle – rzuciła, unosząc lekko brwi, kiedy machnął różdżką i otoczył ją powiew ciepłego powietrza. Może nie doprowadziło ją to do porządku całkiem, ale chociaż marynarka i włosy częściowo wyschły. Brennę naszła myśl, że to już trzeci raz w ciągu miesiąca, gdy wymagała suszenia.
– Dziękuję za pomoc – stwierdziła, po czym gdy już czar zadziałał, zdjęła szatę, by mu ją oddać. – A teraz muszę biec dalej. Dla pana lepiej, żeby moje drobne kłopoty nie stały się jego udziałem, a ja mam tu coś do załatwienia – powiedziała z uśmiechem, zastanawiając się, czy te drobne kłopoty nie zadziałają tak, że te sprawy strasznie się skomplikują. Ale tym bardziej nie chciała wciągać w coś takiego przypadkowego przechodnia.
– Życzę miłego dnia! – dodała, po czym ruszyła do jednej z pobliskich kamienic.
Postać opuszcza sesję


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Sztafaż
Jestem inny niż wszyscy. I nigdy nie będę miał wyrzutów sumienia z tego powodu.
Mierzy 183cm wzrostu. Kolor jego włosów jest blond, przy lepszym padaniu światła, wydają się jaśniejsze. Charakterystyczne dla niego jest ubranie, gdyż rzadko zdarzy się, aby ubierał jednolicie. Kolory często mogą nie być ze sobą dobrze zgrane, przez co jego wygląd zewnętrzny może innym się nie spodobać lub wyglądać na dziwaczny. Zawsze pogodny i uśmiechnięty. Na szyi zawsze nosi ulubiony i wręcz ważny dla niego naszyjnik z zawieszką przypominającą Insygnia Śmierci. Trójkąt prostokątny, jakby podzielony na pół kreską, z okręgiem w środku.

Xenophilius Lovegood
#8
02.08.2023, 23:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.12.2023, 16:27 przez Xenophilius Lovegood.)  
Xenophilius stał i słuchał, co też kobieta mówiła, na temat prawnego wystawiania się ze stoiskiem podczas festiwalu. Wyglądało na to, że miała naprawdę zły dzień, z powodu tej wylosowanej wróżby. Przykro było słuchać o tym, jak bardzo nie podobało się jej to, że ludzie biedniejsi od pozostali, chcieli w sposób nielegalny coś zarobić, sprzedając to co posiadali. Trzeba umieć takich oddzielać. Biednych od chciwych. Właśnie tak to widział Xenio. Jeżeli wśród tych, co zgodnie z zasadami prawa o wystawianiu stoiska na festiwalu, znaleźli się Ci co ominęli przepisy i sprzedawali coś, aby zarobić na jedzenie, nie powinno się ich dyskryminować. Jakie miała do tego podejście, nie wiedział. Nawet tego, kim była z zawodu. Może po mundurze by rozpoznał. Nie skomentował jej słów, uważając, że nie dostrzega w tym innych aspektów społeczeństwa. Tylko to, aby ukarać. Przykre.
Nieznajoma z imienia, odmówiła także jego towarzystwa, gdzie zaoferował się aby jej towarzyszyć przez resztę dnia, w ramach rekompensaty za upadek. Tych wydarzeń jednak zdawało się być więcej. Stracona sakiewka z monetami oraz oblanie wodą z któregoś piętra. Być może nie należała ona do zbyt cierpliwych osób, a bardziej nerwowych. Chciał więc zapobiec przez nią używania magii, ale odtrąciła jakby jego dłoń, opuszczając swoją, w której trzymała różdżkę. Użyczył swojej szaty i osuszył w miarę możliwości jej ubrania. Zainteresowanie wykazała w momencie, w jakim użył magii, bez różdżki. W odpowiedzi posłał jej serdeczny uśmiech.
Młodej damie było widocznie spieszno do miejsca, do którego nie chciała go zabrać.
- Miłego dnia…
Odparł, ale nie był pewny czy usłyszała. Stał jeszcze przez chwilę, trzymając w dłoniach swoją szatę. Westchnął, lekko zasmucony jej zachowaniem, ale też współczuciem, że przez wróżbę i dziwne przypadki, jej nastrój został zepsuty. Brak jej było cierpliwości i spokoju ducha. Nie będzie zadręczał się jej problemami. Ubrał szatę i wrócił na festiwal. Przeszedł się jeszcze po kilku straganach. Porozmawiał z interesującymi osobami. Kupił kilka potrzebnych mu składników, jak i również dziwacznych ozdób do swojego pokoju. Lubił kolekcjonować najdziwniejsze rzeczy, przedmioty. Wyobraźnia ludzka nie miała granic. A każda stworzona rzecz, przedmiot, posiadały w sobie dar osoby, która je stworzyła. Swoją duszę. Zanim wrócił do siebie, kupił kilka przekąsek dla siebie i swojej narzeczonej.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1964), Xenophilius Lovegood (1538)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa