• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[13.05.72] Wspomnienie wody

[13.05.72] Wspomnienie wody
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#1
05.08.2023, 10:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.04.2024, 21:56 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Florence Bulstrode - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty

Florence obserwowała linię wody z daleka. Wiatr sprawiał, że morze tego dnia – nie błękitne czy zielone, a stalowe – burzyło się, a fale z hukiem raz za razem zalewały plażę i przybrzeżne skały, pozostawiając po sobie ślad białej piany. Z bezpiecznej odległości  widok był nawet imponujący. Choć niebo przejaśniło się, wyjątkowo nie padało, a gdyby nie porywisty wiatr, można by powiedzieć, że jest ciepło, Florence nie miała najmniejszej ochoty podchodzić bliżej wody. Na pewno nie kiedy żywioł zdawał się tak niespokojny. W okolicy nie było wielu ludzi: pogoda ostatecznie nie sprzyjała jeszcze kąpielom, a nie wybrali żadnej z najpopularniejszych plaży.
Rzadko bywała nad wodą. Jakkolwiek wodą. Nie przepadała za nią, a bodaj najbardziej traumatyczne wspomnienia jej lat nastoletnich, to był ten dzień, kiedy okrutny olbrzym (który potem okazał się niezbyt rozgarniętym gajowym o dobrym sercu) zmusił ją, aby przeprawiła się do Hogwartu przez jezioro i ten dzień, gdy matka zmusiła ją do opieki nad kuzynostwem nad rzeką. Nie żeby miała coś przeciwko opiece nad kuzynostwem, ale dodanie do tego rzeki i jej lęku przed wodą oraz małego chłopca, udającego że tonie…
Mogła jednak patrzeć na nią ze skał i to było całkiem przyjemne. Poza tym po prostu chciała spotkać się z Patrickiem, obojętnie w jakich okolicznościach przyrody i upewnić się, że radzi sobie z tym… wszystkim. Zamieszaniem, jakie zaistniało po ataku na Beltane. Nagłym zainteresowaniem prasy i ludzi (gdyby wiedziała, który uzdrowiciel z namiotów w Kniei powiedział za dużo, już zadbałaby o to, aby wyleciał z Munga z hukiem słyszalnym aż po drugiej stronie globu). Chłodem, który osiadł w jego ciele. Nie była pewna, czy postanowił przynieść herbatę, bo naprawdę miał na nią ochotę, czy może ta choć na chwilę rozpraszała to zimno?
Florence powoli przeszła parę kroków wzdłuż plaży. Nie oddalała się z miejsca, w którym się umówili. Wiatr szarpał błękitną spódnicę i bawił się ciemnym warkoczem. Kapelusz – jak zwykle u niej, bardzo starannie dobrany do reszty stroju, bo zmysł estetyczny Florence po prostu nie znosił żadnych nie grających ze sobą elementów ubioru – musiała przytrzymać ręką. Spojrzenie jasnych oczu na moment zatrzymało się na molo, na starych, ciemnych, może nawet zbutwiałych deskach. Zastanowiła się, kto o zdrowych zmysłach chciałby wejść na taką konstrukcję.
A potem jej uszu dobiegł śpiew.
Florence zamarła. Dłoń osunęła się, wypuściła kapelusz, pozwalając mu ulecieć wraz z wiatrem. W ostatnim przebłysku świadomości, uzdrowicielka próbowała sięgnąć po różdżkę. Ale choć miała silną wolę i zajmowała się łamaniem klątw… to nie była oklumentą. Różdżka też wysunęła się jej z palców, opadając na piach.
Zahipnotyzowana ruszyła za pieśnią, ku molo, ku wodzie. Nie myślała racjonalnie. Nie myślała wcale, bo strach inaczej by ją powstrzymał. A choć niczego nie bała się tak jak wody, ujęła rękę wyciągniętą spomiędzy fal i pozwoliła pociągnąć się w dół. Niżej, coraz niżej, w głąb, i nawet gdy uświadomiła sobie, że zaciskają się na niej szponiaste palce, nawet gdy szarpnęła się, uwalniając z tego uścisku… nie miała szansy wypłynąć na powierzchnię i to mimo tego, że wcale nie znajdowała się daleko od brzegu ani bardzo głęboko.
Florence wszak nie potrafiła pływać.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#2
08.08.2023, 00:30  ✶  
Ciężko powiedzieć, co Patrick miał w głowie, gdy zapraszał Florence na wypad nad morze. Z jednej strony, chyba chodziło o wspomnienie wody, które nawiedziło go w Błędnym Rycerzu albo o to, że tu już prawie nikt nie chodził a on potrzebował spokoju, albo o to, że ostatnio chciał spędzać trochę więcej czasu z uzdrowicielką.
Nie, nie jakoś przesadnie więcej. To nie tak, że Patrick nagle zaczął bez przerwy myśleć o Florence lub głośno do niej wzdychać. A jednak łapał się na tym, że czasami jego myśli bezwiednie podążały ku niej. Tak jak z obrazem, który malował. Bulstrode wcale nie miała być jego bohaterką, ale to jej twarz stała się jakoś wyraźniejsza na tle reszty postaci.
Ostatnio wszędzie czuł się nie tak jak powinien a jego obecność wzbudzała niepotrzebny zamęt. Florence była jedną z niewielu osób, przy których zaczynał się odprężać i wcale nie myślał o tym, że Lord Voldemort zdobył moc ognisk. Odwrotnie. Cieszyła go myśl, że będą puszczać latawce, że posiedzą obok siebie i porozmawiają o głupotach.
Dopiero będąc na miejscu dotarło do niego, że idealna pogoda na puszczanie latawców, była również idealną by załapać przeziębienie. On ciągle pozostawał zimny, ale nie chciał by Florence również niepotrzebnie zmarzła. Ostatnio chciał się nią bardziej opiekować.
Więc pomyślał o herbacie, tak jakby herbata miała wynagrodzić zimno jego własnej skóry.
Szedł z papierowymi kubkami w rękach w stronę molo. W głowie czuł przyjemną lekkość, zastanawiał się nawet czy nie spędzić tego dnia na głupotach, zamiast znowu wałkować temat wydarzeń sprzed kilku ostatnich dni. Wiedział, że przy Florence wszystko będzie dobrze. Przy niej jednej na pewno.
I wtedy to poczuł. Uścisk w żołądku, jakby nagle ktoś zawiązał go w supeł. Patrick zmarszczył brwi, zmrużył oczy, szukając spojrzeniem sylwetki uzdrowicielki. Coś było nie w porządku. Czuł, że było bardzo, bardzo nie w porządku. Odnalazł ją jak szła po molo a wiatr zsunął jej kapelusz z głowy. I chociaż wyglądała jakby nie groziło jej niebezpieczeństwo, Steward zdał sobie sprawę, że groziło. I było gigantyczne.
Przecież powiedział jej, żeby nie chodziła sama na molo. A potem zabrał ją na molo. Nie umiała pływać. A on zostawił ją na molo, bo chciał przynieść gorącą herbatę. To było jak proszenie się o kłopoty.
Patrick ruszył biegiem w stronę pomostu. Kubki z herbatą poleciały na trawę, ale nie zwrócił na nie najmniejszej uwagi. Uścisk w żołądku nie zelżał a nasilił się, gdy dostrzegł jak Florence pochylała się w stronę morskich fal.
- Nie! – wykrzyknął, ale było za późno.
Jego buty zadudniły o drewno, gdy wbiegał na drewniane molo. W głowie szumiały mu nieprzyjemne, krzykliwe myśli: utopi się, nie potrafi pływać, to stworzenie topiące ludzi ciągle tu jest, ona umiera, zabijasz ją, bo zachciało ci się puszczać latawce nad wodą.
Ściągnął skórzaną kurtkę i rzucił ją na pomost tylko dlatego, że w kieszeni miał różdżkę a potrzebował różdżki, by wyczarować sobie bąbel powietrza wokół głowy. A potem skoczył do wody, prosto w pieniące się fale. Woda była lodowato zimna, ale od czasu pobytu w Limbo, Patrick też był lodowato zimny. Nie wyczuł przesadnej zmiany temperatur. Ruszył kraulem w stronę Florence, jeszcze szybciej gdy zauważył mknącą w stronę uzdrowicielki morską postać. Posłał w stronę wodnego przeciwnika wiązkę energii, by go odepchnąć w głąb morza, a potem złapał Florence ręką w pasie, przyciągnął do siebie i wypłynął na powierzchnię. Serce waliło mu głośno w piersiach, gdy ruszył z nią w stronę brzegu.
- C-co t-ty s-sobie m-myślałaś? - zapytał, gdy wyczuł że oboje mieli grunt pod nogami. Głos mu drżał, ale nie od chłodu a z nerwów. Mimo tego, że mógł ją już puścić, ciągle trzymał dość mocno, jakby obawiał się, że gdy tylko ją puści, Bulstrode rzuci się z powrotem w morskie fale.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#3
08.08.2023, 00:45  ✶  
Podobno przed śmiercią całe życie przesuwa się człowiekowi przed oczami.
Florence widziała jednak tylko wodę, zarys sylwetki, a czuła wyłącznie narastającą panikę. Nie mogła oddychać, nie mogła czarować – nawet gdyby nie zgubiła różdżki, nie zdołałaby chyba rzucić zaklęcia pod wodą – a w końcu zachłysnęła się wodą. Płuca eksplodowały bólem, kiedy kończyło się jej powietrze, ten ostatni oddech zaczerpnięty, nim wciągnięto ją między fale. Nagle schwytana i pociągnięta w górę nie próbowała walczyć, bo nie miałaby na to już siły.
A potem znów mogła oddychać.
W pierwszej chwili znaczenie słów, jakie wypowiedział Patrick, do niej nie docierało. Ani nawet to, że znów ma grunt pod nogami. Wpatrywała się tylko w niego, szeroko otwartymi, nagle pełnymi paniki oczyma, spazmatycznie chwytając powietrze. Wczepiła jedną rękę w ubranie Patricka, zaciskając palce na mokrym materiale jego koszuli, jakby to miała być kotwica, utrzymująca ją na powierzchni. Drżała, zarówno ze strachu, jak i z zimna, i o dziwo, jej pierwszą świadomą myślą nie było, że żyje, że już wszystko dobrze, że Patrick ją uratował, tylko że bardzo się cieszy, że nikt z pracy teraz jej nie widzi. Bo jako żywo, od dawna nikt nie miał okazji widzieć aż tak roztrzęsionej Florence Bulstrode.
- Nie… myślałam – wykrztusiła w końcu z siebie, gdy była już w stanie uporządkować myśli. A chociaż ciągle się bała, bo stali pośród fal, zalewających ich raz po raz po szyję, to nie była już taka panika, bo był tu Patrick i wszystko będzie dobrze. Powinna była od razu wiedzieć, że przecież się pojawi. Oczywiście, że nie dałby jej umrzeć: nie Patrick. To było może głupie i naiwne myślenie, ale dla oszalałego ze strachu umysłu Florence wyglądało to zupełnie inaczej. – To chyba było selkie. One umieją śpiewać. Omamić. Opętać umysł.
W jej własnej kuchni siadał niekiedy syn selkie, obdarzony anielską buzią i syrenim głosem. Laurent potrafiłby sprawić, że zobaczysz coś, czego nie ma – może umiałby też ogłuszyć tak, jak ogłuszono ją? Przecież nigdy, przenigdy, za żadne skarby, nie weszłaby pomiędzy fale, gdyby nie uwiodła jej ta pieśń.
– Bogini – powiedziała, obejmując na moment Patricka, opierając czoło na jego ramieniu. Uratował ją: powinna mu podziękować, ale na razie jeszcze nie była w stanie. Nie, kiedy wciąż byli w morzu. Nie, kiedy obawiała się, że ta istota, to coś, selkie, syrena albo jakiś potworów, którego nie znała, znów do nich podpłynie. Albo co gorsza zaśpiewa i tym razem to Steward rzuci się w morskie fale. – Wyjdźmy z tej wody, proszę. I… moja różdżka… na plaży zgubiłam różdżkę…
Tak, powinna teraz bardzo spokojnie oznajmić, że wracają na brzeg i sama go tam poprowadzić. Ale woda była jedyną rzeczą, która niszczyła pewność siebie Florence.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#4
08.08.2023, 21:54  ✶  
Patrick potrząsnął głową. Strach, który czuł powoli zaczynał w nim ustępować. Może przez to, że wreszcie miał Florence obok siebie i mógł namacalnie poczuć, że żyła i nie groziło jej już żadne niebezpieczeństwo. Nie utonęła w morzu. Nie odeszła od niego. Starał się opanować targający nim, podszyty lękiem, gniew. Nadal czuł się nieswojo, wyraźnie zaniepokojony z mocno łomoczącym w piersiach sercem, ale myśli miał już czystsze i bardziej racjonalne. Pokręcił głową, z trudem opanowując się przed chęcią złapania ją palcami za brodę i zmuszenia do spojrzenia sobie w oczy. Ale co miałby jej wtedy powiedzieć? Że nie mogła utonąć, bo Clare utonęła? Zamrugał, starając się skupić na tym, co było tu i teraz. A tu i teraz obydwoje stali w morskiej, zimnej wodzie a istota, która zaatakowała Florence, pływała gdzieś w pobliżu.
- Nie zniosę, jeśli i ciebie zabierze mi woda – wydusił z siebie w końcu. Jego głos wciąż pulsował wściekłością, ale spojrzenie już zdążyło złagodniej. – Najpierw trzeba cię wysuszyć, a potem poszukamy twojej różdżki – wymamrotał.
Wciąż ją obejmował, gdy wychodzili z wody – tylko uścisk jego palców stawał się mniej desperacki, im mniej sięgały ich wzburzone fale. Wreszcie, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Florence naprawdę była bezpieczna a obydwoje szli już po coraz suchszym piasku, wypuścił ją z uścisku kompletnie. Niedaleko nich leżały porzucone papierowe kubki, tkwiąca w nich gorąca herbata dawno już zdążyła wsiąknąć w ziemię. Nieprzyjemny, zimny wiatr smagał ich twarze, policzki, ubrania. Machnięciem zaklęcia najpierw wysuszył swoją towarzyszkę a potem samego siebie.
Patrick zacisnął usta, odwracając się w stronę wzburzonego morza. Potrzebował chwili na prawdziwe uspokojenie się. Resztki strachu, który wcześniej tak bardzo ściskał go w środku, ulatywały w niebyt. Wszystko było dobrze. Nic jej się nie stało. Powinien czym prędzej wrócić do sprawy grasującego w pobliżu molo potwora, a gdy następnym razem będą nad molo, Florence będzie bezpieczna. Florence nie chciała popełniać samobójstwa, po prostu została omamiona przez morskiego potwora.
Zachowuj się jak dorosły, Steward, nie jak rozkapryszone dziecko – upomniał się w myślach. I chyba to ostatnie sprawiło, że nabrał głęboko powietrza a potem wypuścił je powoli, by znowu obrócić się ku uzdrowicielce i powiedzieć:
- Wezmę moją kurtkę i możemy poszukać twojej różdżki.
Nie chciał się na nią wściekać. Źle się z tym czuł. Wiedział, że nie zasłużyła ani na jego irytację, ani na oschłe potraktowanie, ani na odstawianie fochów. Nie było jej winą, że dała się omamić syrenie, selkie, czy innemu morderczemu, wodnemu stworzeniu. Nie tak dawno (choć teraz wydawało mu się jakby to było tak naprawdę w jakimś innym życiu) sam dał się omamić.
Szedł w stronę pomostu by zabrać z niego swoją skórzaną kurtkę.

!steward3
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#5
08.08.2023, 22:40  ✶  
Poczułeś nagły przypływ euforii, kiedy przypomniałeś sobie to, jak właściwie dołączyłeś do tej organizacji. Kilka długich sekund wpatrywałeś się w nicość, kiedy do twojej głowy wracały sceny. To, jak odkleiłeś twarz od rozgrzanej od zaklęcia ziemi. To, jak bardzo bolały cię kolana, kiedy podnosiłeś się na równe nogi i... wtedy go zobaczyłeś.

- Patricku - obraz mężczyzny, który do ciebie mówił był bardzo rozmazanej. W pierwszej chwili mogłeś przysiąc, że był to Dumbledore, tylko nie mogłeś przypomnieć sobie tego, co właściwie się wtedy stało, ale... to nie był Dumbledore. Kto więc? Momentalnie rozbolała cię głowa, tak mocno, że pewnie byś wrzasnął na całe gardło, gdyby nie to jak bardzo cię to dusiło.

Grindelwald.

Stał przed tobą Grindelwald.

Trzymałeś go za rękę, którą podał ci przed chwilą, kiedy nie mogłeś złapać równowagi. Był tak samo dostojny, tak samo przerażający jak zawsze, ale ty nie czułeś przerażenia - zamiast tego opanowała cię świadomość tego, że to człowiek zdolny do poprowadzenia was do zwycięstwa. Nie za wszelką cenę, nigdy nie chciałeś iść do przodu za wszelką cenę, ale skąd miałeś wiedzieć, co postawi przed wami los? Byłeś pewien tylko jednego - mogłeś mu zaufać.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#6
08.08.2023, 22:43  ✶  
Doskonale rozumiała, co miał na myśli mówiąc „i ciebie”. Nie pomyślała o tym wcześniej, nie miała prawa pomyśleć, gdy sama była tak bardzo spanikowana. Jak mogłaby w takim stanie dopatrzeć się tutaj jakiegoś podobieństwa, pojąć, co dla niego oznaczał Ale kiedy wypowiedział te słowa, zrozumiała natychmiast.
Clare.
Florence miała wrażenie, że jej cień jest zawsze obecny przy Stewardzie, że nie wyszedł z niego i pewnie nigdy nie wyjdzie. Ludzie przeżywali żałobę, z czasem godzili się ze stratą, ale w jego przypadku było inaczej. Kordelia Avery tkwiła w nim jak cierń. Może z powodu tego ciernia Florence nigdy nie spojrzała na niego inaczej niż jak na przyjaciela – bo zawsze Clare była obok, a gdy już jej nie było, to w głowie Florence… pozostawała w pobliżu. I gdzieś na dnie umysłu uzdrowicielki czaiła się myśl, że nigdy więcej nie byłaby niczym więcej niż zastępstwem. Za tę weselszą, bardziej uroczą, bardziej utalentowaną, bardziej lubianą Krukonkę – której jednak Florence zwykle wcale nie zazdrościła, bo być taka jak ona, musiałaby odrzucić stal, jaką w sobie nosiła. Ktoś taki jak Florence nie potrafiłby zaakceptować roli zastępstwa. Nie mógłby walczyć z duchem. Właśnie dlatego nawet nie przyszłoby jej do głowy przekroczenie jakichkolwiek granic.
Może zapomniała o tym na sekundę albo dwie przez ognie Beltane. I może to przez te ognie poczuła coś, jakby odrobinę żalu, gdy już sobie przypomniała. Ale kiedy przeszli parę kroków ku lądowi, wciąż spleceni w uścisku, kiedy woda nie zalewała ją już dalej niż do pasa, uniosła wreszcie głowę i spojrzała na Patricka. Spojrzenie znów miała przytomne i spokojnie, przynajmniej pozornie. Teraz umiała już zdusić własny strach i skupić się na tym jego. Zakorzenionym znacznie głębiej niż lęk Florence, bo wynikającym z głębokiego poczucia straty.
Był jej przyjacielem. Najlepszym przyjacielem. Może nawet bratnią duszą. I powinna go wspierać, nie dodawać zmartwień, kiedy wszystko w jego życiu zdawało się coraz bardziej walić.
– Jestem tutaj. Nigdzie się nie wybieram. Nie zabierze mnie żadna woda. Uratowałeś mnie. Wszystko będzie dobrze, Patrick – obiecała, na moment ściskając go mocniej, zanim pozwoliła, by się cofnął. Objęła się ramionami, drżąc z zimna, bo była teraz przemoczona od stóp do głów, a wciąż wiał chłodny wiatr. Spódnica przylepiła się do nóg, włosy przylgnęły do policzków i szyi, i Florence Bulstrode teraz na pewno nie wyglądała idealnie: prawdę mówiąc większość znajomych pewnie by jej nie poznała. Wciąż czuła się trochę słaba, w końcu po głowie odbijała się jej myśl, że mogła nie wyjść z tej wody żywa, ale nie chciała taka mokra siadać na piasku.
Milczała, kiedy osuszył ją zaklęciem, rozejrzała się tylko, zarówno za własną różdżką, jak i by sprawdzić, czy nikogo nie ma w pobliżu. Nie odzywała się, gdy spoglądał w stronę morza. I kiedy ruszył ku molo, patrzyła za Patrickiem, ale, choć miała ochotę prosić, by nie odchodził, nie zrobiła tego i nie próbowała pójść za nim. Bo przecież ta kurtka może była tylko pretekstem – może choć przez chwilę chciał być sam. Potrzebował czasu, by okiełznać wszystkie demony, jakie ta sytuacja obudziła w jego głowie.
Wciąż czuła na wargach smak soli. W jej uszach rozbrzmiewał szum fal, krzyk mew i echo pieśni wodnej istoty.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#7
10.08.2023, 02:20  ✶  
Patrick zdążył zamrugać, gdy uderzyło w niego wspomnienie. Przystanął skonsternowany. Patrzył na spienione morze, ale go nie widział. Nagły przypływ euforii mieszał się w nim z bólem kolan. Ciało Stewarda zachwiało się, jakby nie wiedziało, nie potrafiło zrozumieć w jakiej właściwie pozycji powinno się znajdować (bycie i nie bycie, stanie, klęczenie, wstawanie z klęczek – wszystko mieszało się w jedno), ale nie upadł, bo nóg wcale nie miał jak z waty. Odwrotnie, były jak z ołowiu, ociężale stały w miejscu, kompletnie niezdolne i niechętne do wykonania jakiegokolwiek kroku.
Dumbledore, Grinewald, on sam, nie to ojciec? Ojciec?! Patrick bezwiednie spojrzał na swoją rękę. Niemal czuł w niej uścisk innej dłoni. Co to, kurwa, miało być? Dlaczego to pamiętał?
Odpowiedź napłynęła sama. Bones miała rację. Nie była jedyną, która przyciągnęła kogoś z limbo. On też to zrobił. W dodatku zabrał ze sobą swojego ojca. Ze wszystkich przebywających tam duchów… Pieprzonego, pierdolonego ojca, który najwidoczniej był tak pojebany, że nie był tylko wiernym wyznawcą Grinewalda, ale… Ale działali razem? Może się przyjaźnili? Wspierali? Na pewno się dobrze znali?
O jak słodko. Dwóch morderców wspierających się po popełnieniu jakiejś zbrodni.
Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa.
Patrick znowu poczuł uścisk w żołądku. Tym razem inny, nie pełen przerażenia i strachu o życie Florence, ale targającego nim obrzydzenia. Uniósł ręce by palcami dotknąć głowy. Wciąż pulsowała z bólu.
Wypieprzaj. Wypierdalaj stamtąd – krzyczał w myślach do własnego ojca. Tylko czy ten mógł go usłyszeć? Na jakiej zasadzie to w ogóle funkcjonowało? Musiał istnieć jakiś sposób, żeby pozbyć się wspomnień tego człowieka. Nie chciał by zlewały się z jego własnymi. Nie obchodziło go, co ten fanatyk czuł i myślał za życia. Nie chciał poznawać łączącej go z Grinewaldem więzi.
Zapomniał o swojej skórzanej kurtce. Przestał myśleć o pływającej w pobliżu molo morskiej istocie. Machinalnie obrócił się do Florence, zrobił kilka kroków w jej stronę – twarz miał bladą i przestraszoną.
- Ja… - zaczął i urwał. Jak w ogóle dało się powiedzieć takie rzeczy? Jak można było wyjaśnić to, co się najwidoczniej stało? Jak miałby się przyznać, że w jego głowie mógł właśnie siedzieć morderca i ten morderca był jego ojcem? Czy w ogóle dało się opowiedzieć o takich rzeczach? – Ja chyba powinienem wrócić do siebie. Potwornie rozbolała mnie głowa – tłumaczył się, irytując się jeszcze bardziej na siebie, że tak bardzo drżał mu głos, że całym sobą musiał zdradzać, że coś było nie w porządku, że zmarnował to spotkanie, że wszystko się nagle tak okropnie skomplikowało.
Florence mogła sobie teraz myśleć co chciała i jak chciała, ale Patrick potrzebował jej obecności jeszcze bardziej niż wcześniej. Najchętniej schowałby głowę w zagłębieniu jej szyi, albo zamieniłby się w małe dziecko, które mogłaby objąć rękami.
- Chyba jeszcze nie do końca doszedłem do siebie po pobycie w limbo – skłamał i powiedział jednocześnie prawdę.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#8
10.08.2023, 11:08  ✶  
Florence bezwiednie wykonała krok za Patrickiem, gdy dostrzegła, że ten się zachwiał. Zaraz odzyskał równowagę, ale i tak… działo się coś dziwnego. Jego gesty, sposób, w jaki złapał się za głowę, to, że zdawał się zapomnieć o kurtce. Przez moment uderzyła w nią panika, bo pomyślała, że to znów ten śpiew, a po prostu ona go nie słyszy i nie miała różdżki, mogłaby tylko patrzeć, jak ta istota wciąga Stewarda pod wodę.
Ale odwrócił się zaraz ku niej. Blady, przerażony, chyba jeszcze bardziej niż przed chwilą, jednak spojrzenie miał przytomne. Odruchowo wyciągnęła rękę, ale złapała go tylko za rękaw, wcale niepewna, czy Steward nie chce być teraz jak najdalej od niej. Skąd miała w końcu wiedzieć, że w jego głowie właśnie szalały wspomnienia martwego człowieka? Człowieka, który podjął kilka bardzo złych decyzji i na pewno nie był „dobrym”? Zdawało się jej, że jest wściekły na nią. Nie przeprosiła jednak. Nie przeprosiła, bo była mu wdzięczna, że ją uratował i trochę zła na siebie, że uległa magicznej pieśni, ale Florence nie należała do osób przepraszających za sam fakt tego, że żyje. Ostatecznie to nie była jej wina, że potwór postanowił ją obrać sobie za cel. Że ta kreatura zepsuła im obojgu cały dzień.
- Jesteś pewien? Nie wyglądasz dobrze. Nie powinieneś teleportować się w takim stanie. Może chcesz na chwilę usiąść? Albo przejdziemy do najbliższego punktu Fiuu – powiedziała. Sama wciąż była jeszcze bledsza niż zwykle i nie całkowicie spokojna, chociaż odzyskała już względnie kontrolę nad własnymi emocjami. Przypatrywała się mu nie ze strachem, a z uwagą.
I odruchowo spróbowała spojrzeć w przód.
Dla wielu byłoby to niedopuszczalne naruszenie prywatności. Może takim było. Ale Florence przychodzi to naturalnie, czasem nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, co robi, a teraz frustrowało ją, że nie jest pewna, jak zareagować. I czy z Patrickiem faktycznie wszystko w porządku… a raczej jak bardzo nie w porządku jest, bo przecież słyszała, jak drżał mu głos. Coś było nie tak. Może podtopił się, kiedy za nią skoczył?

Rzut Z 1d100 - 76
Sukces!
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#9
11.08.2023, 13:26  ✶  
Patrick nie był wcale pewien, jak powinien się zachować w tym momencie. Czuł się tak, jakby właśnie stanął na środku oblodzonego jeziora i z każdej strony do jego uszu dolatywało, że lód właśnie zaczął pękać. Miał odcięte wszystkie drogi ucieczki.
Pokręcił głową.
Nie wiedział nawet, jakie możliwości miał tkwiący w jego głowie ojciec. Czy mógłby go zmusić do zrobienia czegoś, czego Steward sam z siebie nigdy by nie zrobił? Czy dało się go usunąć z głowy? Najlepiej w taki sposób, by nikt nie wiedział, że kiedykolwiek tam tkwił? Gorzej, czy jego ojciec mógł przejąć nad nim kontrolę i wyjawić wszystkim kim był za życia? Albo przyłączyć się do Lorda Voldemorta? I Voldemorta, i Grinewalda łączyły przecież podobne idee.
Steward przełknął głośno ślinę. Na tę ostatnią myśl tkwiący w jego żołądku supeł tylko się zacisnął. Czy w ogóle mógł sobie ufać? Może powinien trzymać się jak najdalej od Zakonu Feniksa, bo ojciec mógłby tę przynależność jakoś wykorzystać? Albo od Florence. Albo od dziadków, przecież przez kłótnię z dziadkiem rodzice przenieśli się na stałe do Francji.
- Ja… Twoja różdżka – rzucił bezsensu. Ale musiał jakoś uciec od niechcianych, natrętnych myśli, które teraz torpedowały jego głowę. Nie powinien zostawać sam. I jednocześnie nie powinien nie zostawać sam. Czy mógł stanowić zagrożenie dla otoczenia? – Powinniśmy znaleźć twoją różdżkę. – Żebyś się mogła bronić.
Czy to już była paranoja? Czy przesadzał? Pozbawił życia dwie osoby, byle brudny, rodzinny sekret pozostał tylko brudnym, rodzinnym sekretem. Ale teraz czuł, że zrobił za mało i być może jedynym sposobem, by zachować tajemnicę w tajemnicy byłoby samobójstwo.

Jasnowidzenie Florence


Ciemne miejsce. Śmierć. Ostre, długie zęby. Rozkładające się truchła myszy. Śmierć. Patrick przesuwa dłonią po kamiennej tabliczce. Zeschnięte liście. Krew ścieka na posadzkę. Śmierć tu jest mnóstwo śmierci. Dwie kobiety. Jedna ma złe zamiary. Śmierć to kraina śmierci.

Patrick potrząsnął głową. Wspomnienie bladło. I gdyby przyszło do niego takie, chyba przyjąłby je dużo spokojniej.
- Przepraszam, ja chyba cię straszę - rzucił miękko do Florence. - To przez tę wizytę w limbo. Mam wrażenie, że mi po niej trochę odbija.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#10
11.08.2023, 14:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.08.2023, 17:03 przez Florence Bulstrode.)  
Wiedziała, że coś się dzieje, ale nie miała pojęcia co. Może dobrze, bo gdyby poznała myśli Stewarda, przeraziłoby ją to: nie tylko to, że miał w głowie obce wspomnienia człowieka, który stał po stronie czarnej magii, ale przede wszystkim to… jak Patrick do tego podchodził. Niechętnie oderwała wzrok od jego twarzy, na moment, odwracając głowę w stronę, z której przyszła.
- Chyba zgubiłam ją gdzieś tam - powiedziała z pewnym zastanowieniem. Różdżka leżała gdzieś w piasku, w miejscu, w którym Florence usłyszała pieśń. – Może spróbujesz z accio? – poprosiła, znów wracając wzrokiem ku mężczyźnie.
I w tym momencie zadziałał jej dar.
Chciała się upewnić, że wszystko w porządku. Sprawdzić, czy Patrick nie planuje zrobić czegoś... głupiego. Zamiast tego zobaczyła... śmierć.
Florence stała po prostu przez chwilę, w bezruchu, zapatrzona w przyszłość, to, co Patrick zamierzał zrobić, co miało go spotkać. Tabliczka. Dwie kobiety: jedna raz czy dwa mignęła już Florence, druga była nieznana.
Ta druga była śmiercią.
Nie idź tam.
Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Nie mogła o to prosić. Nie miała prawa. Jeżeli zamierzał zrobić coś takiego, to dlatego, że był aurorem. Do tego grobowca prowadziła jego ścieżka. Ostre zęby. Ciemność... Florence wiedziała co nieco o nekromacji, o magicznych stworzeniach i całkiem niedawno natknęła się na wampira, twierdzącego, że jest jej krewnym, który rozpłynął się w mroku nocy, zostawiając po sobie tylko pytania, na które szukała odpowiedzi...
Wyjdź stamtąd żywy.
Nie odpowiedziała na jego przeprosiny. Uniosła ręce, sięgając ku jego twarzy, palce przesunęły się po policzkach. Spojrzenie, zazwyczaj bardzo uważne, miała zamglone.
- Legendy kłamią - powiedziała miękko. Kompletnie irracjonalne słowa w obliczu dotychczasowej dyskusji. - Nie zabijesz jej kołkiem w sercu. Musisz uszkodzić głowę albo spalić w blasku słońca. Mgła, cienie i strach, które ją otaczają, też są kłamstwem.
Jej dłonie opadły. Florence potrząsnęła głową, próbując skupić się na tu i teraz.
– Przepraszam – szepnęła, bo tym razem tak, tym razem chyba miała za co przepraszać.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eutierria (1), Florence Bulstrode (2139), Patrick Steward (2199), Pan Losu (191)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa