14.08.2023, 17:57 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:14 przez Mirabella Plunkett.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka
wiadomość pozafabularna
Scenariusz Sumy: Należy się za talerzykBrenna wcale nie wybierała się tego wieczora na wesele. A jednak, jakimś cudem trafiła do restauracji przy ulicy Horyzontalnej, wypełnionej po brzegi czarodziejami i czarownicami, ubranymi w eleganckie stroje. Pod sufitem fruwały zaczarowane gołąbki – origami, a we wszystkich kątach stały skomplikowane, kwiatowe dekoracje. Ktoś wręczył jej tort (a Brenna zasadniczo nie odmawiała tortu, tu zaś jedli go wszyscy), ktoś inny kieliszek z szampanem (w tym ledwo umaczała usta), a potem pociągnięto ją do grupowego zdjęcia. Zaraz po nim, kiedy podano kolację (tajemnicze, zagraniczne danie, które było bardzo smaczne) jakaś starsza, trochę podpita już czarownica, wyjaśniała jej, że „Robert w ogóle nie zasługuje na Catalinę, bo…” (i wyjaśnienia wygłoszono w takim tonie, że Brenna nagle odkryła, że usiłuje bronić absolutnie nieznanego sobie Roberta i zapewniać, że jest godny absolutnie nieznanej jej Cataliny).
Była początkowo trochę oszołomiona rozwojem sytuacji, ale dość szybko poczuła się całkiem swobodnie. Mimo tego, że nie znała nie tylko Roberta i Cataliny, ale też ich rodziców, rodzeństwa i przyjaciół. Na sali mignęły jej dwie znajome osoby z Ministerstwa i jedna luźno kojarzona z Hogwartu, wciąż jednak większość ludzi (sądząc po akcencie spora część gości była ze Szkocji, a druga ich część z kolei zdawała się pochodzić jakoś z Włoch, co wyjaśniało, dlaczego prawie nikogo nie rozpoznawała), pozostawała dla niej obca. Po prawdzie cała sytuacja zaczynała ją coraz bardziej bawić.
A wszystko zaczęło się od tego, że wyszła po prostu z pokazu nowych perfum w sklepie Potterów i elegancko ubrana zmierzała do punktu aportacyjnego. I ot po drodze wmieszała się w tłum weselników. Dwie pary, które ją zaczepiły, były tak przekonujące w swojej wierze, że Brenna to jedna z gości, że przez chwilę sama zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem faktycznie skądś się nie znają, a ona jakimś cudem o tym zapomniała. Zagadała się z nimi na tyle, że nawet nie spostrzegła, kiedy znaleźli się na progu restauracji i chociaż naprawdę chciała się wycofać, to pociągnęli ją do środka i trochę głupio było nagle oznajmić, że w sumie to ona jest tutaj przypadkiem… I potem to już jakoś poszło…
Wtapiała się w tłum. Nie była ubrana jakoś szczególnie strojnie, ale to tylko pomagało: bo błękitna, elegancka, ale pozbawiona zbyt wielu ozdób szata pozwalała perfekcyjnie utrzymywać się na drugim planie.
Mimo to ucieszyła się szczerze, gdy zobaczyła w tym tłumie kogoś, kogo znała na tyle, by kojarzyć jego imię, nazwisko i zawodów.
- Patrick! – zawołała, przeciskając się przez tłum akurat w momencie, w którym z jakichś powodów zaczęto wzywać wszystkie młode damy na parkiet. Brenna postanowiła to zignorować, bo była młoda, ale w gruncie rzeczy mało kto uznałby ją za damę. – Zupełnie cię ciebie tutaj nie spodziewałam. Mam dla ciebie bardzo, bardzo ważne pytanie… - oświadczyła Brenna, pochylając się ku niemu, by usłyszał ją tylko on. Kolejne słowa wygłosiła może nie szeptem, wszak na sali było bardzo głośno, ale zniżając nieco głos. – Kim są państwo młodzi?
W końcu, skoro się tutaj pojawił, to pewnie wiedział. A ona pomyślała, że skoro już zjadła ich tort i jakąś przedziwną, włoską potrawę, to powinna im później przesłać pocztą prezent.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.