• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[08.03.1972] "Kości, kamienie i urojenia"

[08.03.1972] "Kości, kamienie i urojenia"
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#1
16.08.2023, 12:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2024, 20:06 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III

Znaleziono kurhan w Wendover Woods. Nie było to nic niezwykłego, takie mogiły występowały dość często na terenach zalesionych, lecz ten szczególny przyciągnął uwagę wujka, który od razu kazał Kaydenowi pojawić się na terenie wykopalisk, zanim zainteresuje się nim Ministerstwo. Nie oponował, właściwie to zebrał się natychmiast, kiedy tylko usłyszał, że dotyczyło to Starożytnych Run. Wykopaliskami zajmowali się mugole, lecz wykopane tam obiekty archeologiczne zdecydowanie nie były zwyczajne. Plotki dotarły do firmy dość szybko... Cokolwiek tam było, narobiło bałaganu. Mugole zaczynali mieć zwidy, halucynacje. Słyszeli i widzieli dziwne rzeczy, po czym wstrzymali na chwilę prace, tłumacząc to wszystko zmęczeniem, lub rozsianymi po lesie roślinami; bieluniem, lulecznicą czy pokrzykiem, które były halucynogenne. Czego to mugole nie wymyślą, żeby znaleźć jak najbardziej racjonalne wytłumaczenie... Dobrze chociaż, że nic poważniejszego się nie stało - to znaczy nikt nie zginął.

Kayden pojawił się na miejscu dość wczesnym wieczorem, kiedy róż i pomarańcz przechodziły gradientem w ciemny błękit. Ubrany w czarny płaszcz, bo noc miała być chłodna. Z fajką w gębie i rękami w kieszeniach, ruszył między drzewa, żeby znaleźć teren wykopalisk. Nie był to strój idealny do babrania się w piachu, ale Kay chyba nie potrafił już ubierać się zwyczajnie... Chwilę błądził po lesie, aż w końcu natknął się na taśmy, które doprowadziły go do celu. Skupisko kamieni, piachu i ziemi. Obszedł powoli rozkopany kurhan, przyglądając się strukturze wewnętrznej architektury. Zdecydował się dopalić wpierw papierosa... Gdyby ktoś z jego firmy dowiedział się, że wlazł tam z petem, oh... wolałby nie. Jeszcze by coś podpalił niechcący... Miał też nadzieję, że nie ma tam żadnych klątw.

Rozejrzał się wokoło, nasłuchując dźwięków lasu. Cichy szept koron drzew, odległe śpiewanie ptaków, tańczący wiatr... i chrobot liści?



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
16.08.2023, 14:19  ✶  
Liście szeleściły pod butami Brenny, dając znać o jej obecności, nim pojawiła się i ona sama – w szaro białym mundurze Brygady, pozbawionym jedynie charakterystycznej peleryny (wszak po okolicy mogli kręcić się mugole). Dowolny czarodziej mógł ten strój jednak rozpoznać: Brygada Uderzeniowa. Aportowała się w okolicy już jakiś czas temu, rozmawiała z tym i owym, obejrzała parę rzeczy, a wreszcie w rozpaczy wysłała stażystę z powrotem do Ministerstwa, by dopytał o szczegóły, bo najwyraźniej na miejscu nie czekała osoba, która czekać miała, a sama szukała… kogoś, kto będzie w stanie wyjaśnić jej co i jak.
Na widok Kaydena rozpromieniła się podwójnie, bo po pierwsze Brenna nawet lata po Hogwarcie lubiła dręczyć swoich szkolnych kolegów i koleżanki, nieważne w jakich okolicznościach, po drugie – skoro tu był, może będzie mógł udzielić informacji!
- Cześć! – przywitała się, podchodząc do niego. Jak zwykle robiła długie, szybkie kroki: Brenna rzadko poruszała się inaczej niż w błyskawicznym tempie. Gdyby stał tutaj jakiś obcy archeolog, zapewne zaprezentowałaby swoje oficjalne podejście i twarz Uprzejmej, Kompetentnej Brygadzistki, ale że był to Delecour, weszła w tryb Huragan Brenna. – Mam nadzieję, że nie jesteś przypadkowym przechodniem, który postanowił niecnie zakraść się na teren wykopalisk, tylko tu pracujesz? Bo szukam kogoś, kto orientuje się, o co w tym wszystkim chodzi. Brygada ma stąd zabrać artefakt, niewykluczone, że czarnomagiczny. Tyle że gość, z którym rozmawiałam, nie umie mi go wskazać. A ja i mój czarujący asystent Michael… znaczy się mój stażysta, ale chyba można go uznać za czarującego… nie potrafimy się zorientować, który to. Ani gdzie leży. Obawiam się, że przespałam wszystkie lekcje historii magii i to dla mnie tylko kupa starych kamieni.
Tu Brenna wskazała kciukiem na kurhan. Nie miała zresztą nawet pojęcia, czy rzeczony artefakt nadal jest gdzieś w ziemi. Może go wykopali. Tyle że nie umiałaby go odróżnić od stery innych rzeczy, jakie zapewne wydobyto tutaj z ziemi.
– A tak, czekaj, formalności… – dodała jeszcze, wydobywając odznakę, by zamachać mu nią przed nosem. – Detektyw Brygady, Brenna Longbottom, blablabla. Mam cytować przepisy, czy to wystarczy? I może wiesz, gdzie jest Hansington? Bo niejaki Hansington miał podobno na nas czekać i wszystko wyjaśnić, ale postanowił rozpłynąć się w powietrzu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#3
17.08.2023, 09:38  ✶  

Kayden śledził uważnie wzrokiem osobę, która pojawiła się w lesie w mundurze Brygady, zastanawiając się już nad odpowiednią wymówką co do miejsca jego pobytu, ale gdy tylko zobaczył znajomą twarz, wykrzywił wargi w lekkim uśmiechu i wypuścił dym ustami. - Witaj Brenno. - Przywitał się spokojnie, jeszcze raz badając ją srebrnymi oczami. Jemu też nie przeszkadzało wcale napotkanie przypadkowych znajomych ze szkoły, chociaż niewielu kojarzył. Za to Brennę rozpoznałby z kilku metrów, choć pewnie prędzej by ją usłyszał, niż zobaczył. U niej prawo szybkości rozprzestrzeniania się dźwięku nie działało. Najpierw słychać było grzmot, później błysk.

- Nie spodziewałem się, że Ministerstwo wyśle właśnie ciebie. Jestem mile zaskoczony... - Powiedział to całkiem szczerze, bo łatwiej dogadać się ze znajomą twarzą, niż zupełnie obcym Brygadzistą. Jak się okazało, wcale nie musiał długo rozmyślać nad wymówką. Pojawiła się sama... - Tak, pracuję. - Powiedział, naginając nieco prawdę. Teoretycznie, to były jeszcze godziny jego pracy, a nawet nadgodziny. No i przyszedł tu z polecenia... Więc co złego, to nie on! Nie zmieniało to faktu, że teren nie został jeszcze zabezpieczony, więc teoretycznie rzeczywiście nic złego nie robił. - Rozumiem... Cóż, z tego co wiem, wykopaliska prowadzone były przez mugoli, dopóki nie zaczęli mieć wszyscy halucynacji... To zapewne przez ten artefakt. Ah, jakże się wspaniale składa, że nie spałem na historii, tylko na eliksirach...

Dopalił papierosa i zgniótł go dokładnie butem, żeby czasem las nie spłonął. Jeszcze tego brakowało... - Nie, nie musisz, pani detektyw... - Dodał z lekkim rozbawieniem, marszcząc na chwilę brwi, kiedy zamachnęła mu odznaką przed nosem. - Skąd mam wiedzieć, czy to nie podrobiona odznaka? Nie wycięłaś jej szasem z kalarepy, czy coś? - Wyszczerzył zęby, po czym wzruszył ramionami. - Kto to jest Hansington? To ktoś z Ministerstwa? Nie znam... - Podszedł bliżej rozkopanego kurhanu i przyjżał się murkowi z kamieni. Nie podchodził jednak za blisko, mrużąc oczy z powątpiewaniem. - Oh, pani detektyw, myślę, że sami świetnie sobie poradzimy~ Mówiłaś coś o czarnej magii? - Dopytał, ciekaw, czy Brenna wie coś jeszcze.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
17.08.2023, 11:12  ✶  
Brenna w szkole zawsze była trochę tłem, podobnie zresztą jak po Hogwarcie, ale za to tłem gadatliwym i ruchliwym, więc absolutnie nieskromnie – nie zdziwiła się więc, że Kayden rozpoznał ją z daleka. Obdarzyła go szerokim uśmiechem.
– Dlaczego nie? Sądzisz, że chowają mnie w piwnicy, żeby przypadkiem nie pokazać ludziom i nie zepsuć opinii Ministerstwa? Się obawiam, że gorzej i tak już być nie może, poza tym jak wypuszczą mnie z Biura, nie dręczę innych pracowników, więc wiesz… wypuszczają mnie z niego tak często, jak się da – odparła, jak zwykle wypowiadając znacznie więcej słów niż było to konieczne. Brenna pod tym względem nie zmieniła się od czasów szkolnych: dalej lubiła paplać. Enigmatyczna stawała się głównie wtedy, gdy sytuacja była poważna.
– Tak, to się zgadza… Mugoli chwilowo zdjęto z terenu, póki wszystko nie zostanie sprawdzone – powiedziała. Pracownicy wykopalisk nagle przypomnieli sobie o masie bardzo istotnych rzeczy, nie cierpiących zwłoki, i tego dnia nikt nie pojawił się na terenie prac. A raczej: nikt niemagiczny. Brennę aż bolała głowa na samą myśl, ile wysiłku to wymagało od specjalistów od zauraczania. – Eliksirach? Cholera, Kayden, jesteś odważniejszy niż ja. Binns to nic, w moim planie jego lekcje opisywałam jako „czas drzemki”, ale nie odważyłabym się zasnąć na lekcji ze Ślimakiem. I w sumie nawet bym nie mogła, bo Tori albo Cyn na pewno ustawiłyby mnie do pionu.
W końcu tę lekcję Gryfoni mieli ze Ślizgonami – przynajmniej do szóstego roku, gdzie zaczęto łączyć wszystkie zajęcia. Prawdopodobnie niektórym to przeszkadzało, ale dla Brenny było tylko okazją, aby dać od siebie odpocząć znajomych z roku Gryffindoru, a samej wtarabanić się do jednej ławki z Cynthią i Victorią.
– To byłby całkiem niezły pomysł, ale niestety, ostatni raz widziałam kalarepę w bukiecie od ciebie. To znaczy chyba widziałam ją też na talerzu, ale jakoś nigdy nie umiałam rozpoznać. – Brennie zdarzało się gotować. Nigdy jakieś wymyślne potrawy, ale nieraz wyręczała skrzatkę w jakichś drobiazgach. Ale warzyw do tego używała już podstawowych. – Musiałam tym razem zabrać prawdziwą – oświadczyła, wsuwając odznakę do kieszeni. – Nie. Mam. Zielonego. Pojęcia. Ani żadnego innego. Z Hensingtonem rozmawiał pracownik Ministerstwa, który został wysłany tutaj wcześniej. I podobno on miał przekazać mi szczegóły, nie ma Hensingtona, nie ma szczegółów, są jakieś paskudne halucynacje. Wiesz, gdzie szukać tego artefaktu? I czy wasza ekipa już go zabezpieczyła?
Zbliżyła się do muru za Kaydenem, chociaż też nie pchała się za blisko. Nie znała się na pieczęciach, runach i pułapkach, ale przede wszystkim: nie chciała, aby okazało się, że stanie przypadkiem na jakiejś bardzo cennej wazie z III wieku naszej ery, którą mieli delikatnie stąd wydobyć, a teraz dostaną tylko kupę starych kości…
– Artefakt wywołujący taki efekt może być czarnomagiczny. Dlatego mamy to skonfiskować i podrzucić aurorom.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#5
17.08.2023, 13:39  ✶  

Widać tło rozpozna tło szybciej niż pierwszy plan. Niewielu kojarzył za czasów szkolnych, ale niektórzy wbijali się głęboko w pamięć. I to wcale nie musieli robić nic szczególnego, wystarczyło słowo warte zapamiętania. Brenna była jednak taką osóbką, którą Kay dobrze kojarzył, mimo że zbyt wiele o niej nie wiedział. Miał wrażenie, że pojawia się to tu, to tam, jak niuchacz szukający złota. W pewnym sensie było to urocze...

- Uważałbym to za nierozsądne posunięcie... Pewnie i tak byś się z tej piwnicy jakoś wydostała. - Przekręcił lekko głowę w zaciekawieniu. - Lubisz pracę w terenie? Czy wolisz zagadywać ludzi w Biurze? - Zapytał, chcąc się dowiedzieć nieco więcej o pracy pani detektyw. Zastanawiał się, gdzie ona mieściła w pamięci te wszystkie imiona i nazwiska i czy znała wszystkich Brygadzistów. Nie zapytał jednak o to.

- A to dlaczego? Slughorn był w porządku... a przynajmniej jak już zrobiło się to, co miało się zrobić. Bardziej bym się bał zasnąć u Binnsa... jeszcze by w ciebie wleciał... - Zadrżał lekko, bo nienawidził tego uczucia zimna, które przelewało się przez ciało, gdy przeniknął przez ciebie duch. Strasznie nieprzyjemne... Upiornie wręcz. - Naprawdę? Ah, czyli muszę wysłać więc kolejny... Prosto do Biura. Śpiewający telegram też chcesz? - Zapytał z rozbawieniem, mrużąc lekko oczy.

Później spoważniał na chwilę, słuchając Brenny z uwagą. - Nie, nic nie zostało zabezpieczone... - Mruknął. - Wygląda mi to na zwykły kurhan... pewnie większość urn została już wydobyta. Chyba że to cmentarzysko szkieletowe. - Namyślił się chwilę, po czym spojrzał na Brennę. - Co, jeśli mugole zabrali przedmiot do laboratorium? - Zapytał, podchodząc bliżej środka murku, zataczającego krąg. Wszystko było już rozkopane. Kay kucnął, zapalając światło różdżką, błądząc wzrokiem wśród piachu i kamieni. Ziemia pod nogami była jakaś dziwna... dziwnie miękka.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
17.08.2023, 17:39  ✶  
- Pewnie tak. Tata kiedyś przez przypadek zamknął mnie w piwnicy w domu. Wydostałam się, ale do dziś nie wiem, czemu nie dostałam kary za skorzystanie z magii poza Hogwartem, dziadek musiał remontować ścianę, a mama omal nie udusiła taty – powiedziała Brenna, a na ustach zaigrał jej uśmiech. Piwnica domu Longbottomów była doskonale chroniona, właściwie stanowiła magiczny loch (nie to, że się tym chwalili), a Brennie udało się z niej wydostać tylko dlatego, że po pierwsze akurat miała przy sobie różdżkę, po drugie, jako domowniczka znała jej słabe punkty. – Uwielbiam oba, najlepiej w równych proporcjach. Najgorsza jest papierologia. Nikt nie lubi papierologii. Poważnie, połowa naszej pracy do wypełnianie raportów. A ty? Lubisz takie… hm, niezwykłe przypadki?
Machnęła ręką w stronę rozkopanej ziemi, jakby chcąc podkreślić, o jaki niezwykły przypadek chodzi. Właściwie nie miała pojęcia, na czym dokładnie polega praca Delacoura. Siedział w biurze i oglądał przyniesione mu przedmioty? Pojawiał się na takich wykopaliskach? Mozolnie wybijał wzory w amuletach, by uczynić je pieczęciami? Jej wyobrażenia mogły być dalekie od prawdy. A właściwie ją to ciekawiło: od dziecka była nieco nadmiernie ciekawska, i może po części stąd wzięła się jej gadatliwość. Bo zaczynało się od zadawania stu pytań na minutę rodzicom oraz potem bratu.
– W ramach szlabanów kazał czyścić kociołki. Paskudztwo – odparła, a potem uśmiechnęła się tylko jeszcze szerzej na jego pytanie, rozbawienie zdawało się też iskrzyć w ciemnych oczach. Tak, bawił ją tamten bukiet, nawet jeżeli wiele osób wzięłoby to za okrutny żart. Tyle że dla niej to był żart, owszem, ale właśnie doskonały, w dodatku świetnie dobrany do osoby. – Nie zapomnij o marchewkach. Czy próbowałeś wręczać sałatę innym, czy jednak postanowiłeś zostać przy tradycyjnych różach? – spytała.
Rozbawienie szybko jednak zgasło, a jej brwi zmarszczyły się, kiedy oświadczył, że nic nie zostało zabezpieczone.
– Cholera, jak dorwę zajmującego się tą sprawą… – mruknęła bardziej do siebie niż do niego. Miała odebrać artefakt. Odebrać!!! A tymczasem okazywało się, że nie był zabezpieczony. I nikt nawet nie wiedział, gdzie jest? Doszło tu do karygodnego niedopatrzenia, co Brennie się nie podobało, bo mimo bardzo swobodnego stylu bycia, to do pracy podchodziła poważnie. – Gdzie reszta twojej ekipy? A jeżeli zabrali go stąd, to cóż, czeka mnie wizyta w dziale odpowiedzialnym za mugoli i później włamywanie się do laboratorium – westchnęła.
Zaraz jednak spojrzała podejrzliwie na ziemię, która przyciągnęła uwagę Kaydena.
I pociągnęła nosem.
- Czujesz popiół? – spytała, niepewna, czy to faktycznie zapach czarnej magii, czy jedynie woń papierosa, którego Delecour niedawno wypalił.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#7
21.08.2023, 22:06  ✶  

Kay prychnął śmiechem. - Wysadziłaś w powietrze ścianę piwnicy? Widać, że Brygadzistka z powołania... - Pokręcił głową z lekkim rozbawieniem. Raczej żartował z tą całą ucieczką z piwnicy, ale jak zwykle zdołała go Brenna zaskoczyć. Spojrzał na rozkopany kurhan. - Też nie przepadam za papierologią, ale lubię analizować znaleziska. Nie lubię za to babrania się w ziemi... Chyba że mam akurat do czynienia z dużymi obiektami, co się nieczęsto zdarza... - Kayden nie cierpiał siedzieć w rozkopanym dole i grzebać w piachu, żeby znaleźć malutkie trinkety. Oczyszczać je, badać i przeprowadzać renowację, owszem, ale nie wykopywać. Taka praca była mozolna i strasznie męczyła, nie mówiąc już nic o stanie jego ubrań pod koniec zmiany. Za to przepadał za zagłębianiem się w świątyniach, katakumbach, lochach i cokolwiek by tam jeszcze nie znaleźli. W takich kurhanach jednak możliwości było niewiele... urny, kości i ewentualne drobnostki, z którymi chowano zmarłych. Nic szczególnego. Nic, co spędzałoby mu sen z powiek.

Kayden uśmiechnął się półgębkiem na odpowiedź Brenny. - Powiedzmy, że nie miałem okazji na podarowanie komuś bukietu witamin... Ale jeśli będę miał, wystrugam z marchewek róże. - Dodał z rozbawieniem w oczach. To był oczywiście żart, bo taki bukiet niekoniecznie zostałby przyjęty tak, jak przyjęła go Brenna, jako niewinny żart. Wręcz przeciwnie, zostałoby to odebrane jako niegrzeczne, a nawet obraźliwe. Nie był pewny, czy w ogóle znajdzie jeszcze kogoś, kto cieszyłby się z takiego prezentu. W tym wypadku Brenna była wyjątkowa.

- Reszta? O tej godzinie pewnie w domu... - Westchnął Kayden, po czym zaczął grzebać między kamieniami, rozkopując kurhan nieco głębiej. Przerwał jednak pracę, gdy został wspomniany popiół. Zerknął na papieros, który zostawił wgnieciony w ziemię, ale nic się z niego nie paliło. - Popiół? - Pociągnął nosem. Czuł tytoń, ale przecież niedawno palił... Nie był taki wyczulony na czarną magię, jak Brenna, więc dla niego popiół to był jedynie popiół. - To tylko mój papieros... - Mruknął, machnąwszy ręką na niedopałek i wznowił rozgarnianie ziemi, odciągając kamienie na bok jedną ręką, która nie oświetlała skał. Może gdzieś było tu coś jeszcze, jakiś mały naszyjnik, broszka, pamiątka rodowa czy cokolwiek, co mogli zakopać kiedyś w cmentarzysku. Nie sądził, żeby ktoś tę rzecz ze sobą zabrał, bo raczej byłaby z tego sensacja w laboratorium. Nagle kilka osób naraz dostałoby halucynacji.

Kayden wstał na równe nogi jak poparzony, gdy spod ziemi coś zaczęło łomotać i tłuc, jakby ktoś został tam żywcem zakopany. Wycelował różdżkę w ziemię z wytrzeszczonymi z zaskoczenia oczami jak dwa srebrne, migoczące paciorki i zmarszczył brwi, ale stukot się nie powtórzył. No bez jaj... Chyba tu nikogo nie zakopali... prawda? - Sprawdzałaś może zaklęciem, czy jest tu więcej ludzi? - Zapytał szeptem Brennę, obchodząc powoli kurhan i czekając na kolejny łomot. Ziemia była jednak milcząca.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
21.08.2023, 22:41  ✶  
- Tylko jej fragment – powiedziała Brenna obronnym tonem. Mały kawałeczek, bo i więcej nie dałaby rady, akurat w sam raz, aby uparta nastolatka mogła się przez niego przecisnąć. Chociaż po prawdzie nie musiała, bo huk oczywiście zwabił natychmiast skrzatkę oraz mamę i otworzono jej drzwi. Wyszła stamtąd umorusana, z pyłem na włosach i zażądała, aby natychmiast dać jej coś do jedzenia – bo uwięziona w piwnicy przez dwie godziny, przegapiła kolację. – Babranie się w ziemi. Hm, rzadko babram się w ziemi, za to często wpadam do dołów. Jeżeli jest tu jakaś dziura albo pułapka, to prawdopodobnie w nią wpadnę. Lojalnie uprzedzam – poinformowała Brenna. Brzmiało to jak żart. Ale żartem było jedynie po części.
Bo Brenna dość często wpadała do takich dołów, a w kolejnych miesiącach – czego nie była jeszcze świadoma – czekało ją przynajmniej kilka tego typu przypadków.
– Genialnie w swojej prostocie. Ale mam inny pomysł, podaruj takiej sałatę, a w środku schowaj coś srebrnego. Wtedy oprawa jest wyjątkowa, a na srebro nie będzie narzekać nawet taka, której nie spodobają się warzywa – zaproponowała Brenna lekkim tonem. To już jednak prawdopodobnie był żart. Ostatecznie nie była aż tak naiwna, aby nie zdawać sobie sprawy z tego, że kobiety chciały być obsypywane różami, nie warzywami. Chociaż popularności róż nie do końca pojmowała: kwiaty były ładne, owszem, ale te róże zdawały się jej nazbyt wszechobecne, a w dodatku nawet nie pachniały szczególnie ładnie.
Przymknęła oczy, kiedy Kayden powiedział, że reszta jest w domu. Oznaczało to, że artefaktu wywołującego halucynacje… nie zabezpieczono. Poczuła, że nagle zaczyna ją boleć głowa na myśl o tych wszystkich lukach – musiała sprawdzić, kto w Ministerstwie miał to ogarnąć, a potem zabrać na poważną rozmowę w temacie obowiązków służbowych.
– Kayden, nie za bardzo się na tym znam, ale czy przypadkiem… nie grozi nam, że… – zaczęła, ale nie zdążyła zadać pytania. Dźwięk sprawił, że natychmiast sięgnęła po różdżkę, a potem wepchnęła się przed Delecoura, między niego a miejsce, z którego dobiegało dudnienie. Nie chodził o to, że nie wierzyła w jego umiejętności: to był odruch absolutnie bezwarunkowy. Brenna postąpiłaby tak samo, gdyby stało tu dziecko, przypadkowa kobieta czy doskonały czarodziej: póki ktoś nie był w BUM albo aurorach, miał łatkę „cywil”, a cywili należało ochraniać.
Nic jednak nie wyszło spod ziemi. I grunt nie rozstąpił się, ani nie wyłoniły się spod niego żadne ręce. Nic się nie działo. Brenna wpatrywała się w kurhan z podejrzliwą miną, kiedy Kayden zaczął powoli się przemieszczać. A potem uniosła różdżkę i poszła jego śladem.
- Appare vestigium – mruknęła, a z różdżki zaczął sypać się złoty pył, który pokrywał okolicę. Pojawiły się w nim ich własne ślady: trasa, jaką niedawno pokonali. Odciski stóp jeszcze kogoś, kto musiał być tu niedawno i kręcił się w okolicy, w której teraz stali.
A potem zawinął się i zaczął znikać, poczynając od jednego miejsca: tego, z którego dobiegło dudnienie. Może nie człowiek, ale coś tam bez wątpienia było.
– To może być artefakt? – spytała Brenna. Nie miała w końcu pojęcia, co ustaliła ekipa archeologiczna. Może było tu coś jeszcze magicznego…?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#9
31.08.2023, 01:13  ✶  

W takim wypadku dobrze by było znać zaklęcia, które te pułapki wykryją, czyż nie? - Zapytał. - Albo chociaż coś do wyczarowania drabiny, liny, cokolwiek... - Kay się na tym nie znał, choć zapewne powinien, zważywszy na jego pracę, ale nie miał do tego smykałki. Od tego mieli łamacza zaklęć, który wpierw badał teren, a dopiero później wpuszczał resztę archeologów, żeby szukali znajdziek. - W każdym razie jak znajdziesz dziurę, to uprzedź przed wpadnięciem w nią. Inaczej wpadniemy razem... - Poprosił żartobliwie.

Nie wiem, czy to dobry pomysł... Jak będzie się zajadać sałatą, to może przypadkiem połknąć błyskotkę... - Pokręcił głową z rozbawieniem, choć rozbawienie to bardziej dotyczyło tej konwersacji, która zważywszy na okoliczności spotkania, zapewne nie powinna mieć tu miejsca. Kobieta miała jednak w sobie taka aurę, która wprawiała w Kaydena w nastrój na bezsensowne pogawędki i żarty. Od czasów szkolnych widać niewiele się zmieniło.

W pewnym sensie lekka atmosfera prysnęła jak iskra z różdżki, barwiąc wszystko niepokojem i ostrożnością. Powaga sytuacji stała się nagle dość ciężka i Kayden nagle miał ochotę machnąć na to ręką i wrócić do domu. Nie z tchórzostwa, bardziej z tego, że takie sprawy nie należały do kręgu czegoś, z czym miał zwykle do czynienia. Przyszedł tu obejrzeć artefakt, a nie łamać klątwy i babrać się w czarej magii. - Artefakt, który zaczyna łomotać w ziemię? Powiem ci szczerze, nie spotkałem się z takim, ale jeśli rzeczywiście to coś niebezpiecznego, to chyba nie powinniśmy się pchać w to na ślepo... Chyba że... - Zastanowił się chwilę, marszcząc lekko brwi. - Chyba że to tylko jakaś halucynacja dźwiękowa? - Spojrzał na ślady, któro odsłoniło zaklęcie Brenny. - Może to odciski stóp tego twojego... Hensingtona? - Za dużo tu było pytań i gdybań. Kay nasłuchiwał jeszcze chwilę, ale odgłos dudnienia się nie powtórzył. Zaczął więc odciągać kamienie z miejsca, w którym wcześniej kopał, tyle, że zaklęciem lewitującym. - Uhm... Tam chyba coś jest... - Mruknął, wyciągając nieco szyję, bo wydawało mu się, że zobaczył błysk czegoś metalicznego. Podszedł nieco bliżej i zobaczył fragment... jakby jakiejś pordzewiałej płyty z narysowanymi tam znakami? Jakby pod kurhanem coś zakopano. Jak na razie, Kayden znaków nie rozpoznawał ni cholery.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
31.08.2023, 15:46  ✶  
- Och, znam takie zaklęcia. Z tych lin często korzystałam. Wykrywające… do tej pory nie wynaleziono złośliwie takiego, które mogłoby sprawdzić cały wielki las – zapowiedziała Brenna. – Nie, to tak nie działa. Idę i nagle jestem na pułapce. Jest tylko jeden sposób, żebyś był bezpieczny, trzymaj odległość minimum dwa metry ode mnie – poradziła, dość żartobliwie. Rozmowa może nie była stosowna do okoliczności, ale póki wokół nie leżały trupy, Brenna zachowywała pogodę ducha nawet w sytuacjach, które mogłoby się wydawać skłaniają do powagi. Trochę leżało to w jej charakterze, trochę wynikało z podejścia do życia i ludzi, a trochę – od jakichś dwóch lat – stanowiło swego rodzaju tarczę i maskę zarazem, tak mocno przylegającą, że stała się częścią samej Brenny.
- Nieee, musiałbyś umówić się z królikiem. Nawet ja nie zjadłabym sałaty tak łapczywie, jestem więc pewna, że ciężko znaleźć kogoś, kto zje ją prędzej – zapewniła jeszcze.
*
Nie znała się na artefaktach, nie miała pojęcia, czy mają w zwyczaju dudnić w ziemię ani czy mogą wywoływać halucynacje dźwiękowe. „Halucynacje” brzmiały jednak prawdopodobnie o tyle, że przecież właśnie dlatego ją tutaj przysłano. Ponieważ miał tu być jakiś przedziwny, magiczny przedmiot, wywołujący u pracowników halucynacje. Tyle że…
- Wtedy słyszelibyśmy oboje to samo? – spytała podejrzliwie. – Może lepiej poczekajmy na resztę twojej ekipy…? Albo na powrót Michaela? Może uda się coś ustalić w Ministerstwie – zasugerowała. Zazwyczaj była więcej niż chętna do pchania się na przód, ale tym razem obawiała się, że pchając się na przód, może skończyć się to tak, że ona i Kayden tutaj zginą. Było to może bardzo niegryfońskie podejście, ale gdzieś w jej głowie odezwał się głosik – może po babce, która Gryfonką nie była – powtarzający cicho „poczekaj, zostań, pomyśl”. Były to myśli dziwne jak na Gryfonkę, ale wciąż w umyśle Brenny czasem się pojawiające.
Dlatego, kiedy Delecour zaczął usuwać głazy, a potem zbliżył się do dziwacznej płyty, złapała go za rękaw.
– O nie, nie podchodzisz do niej bliżej. Jestem pewna, że jak tylko podejdziesz bliżej, okaże się, że jest przeklęta. Albo że pod spodem jest dół, i to jeszcze wypełniony piraniami, takimi magicznymi i dlatego wytrwały tyle lat pod kurhanem w Irlandii. Albo coś równie absurdalnego – oświadczyła stanowczo, gotowa przytrzymać go w miejscu choćby przemocą. – Chcę mieć tu klątwołamacza. I Hensingtona. Znajdę go, choćbym miała wygrzebać gościa spod zie…
W tym momencie ziemia w pobliżu ich stóp zaczęła się obsypywać…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2586), Kayden Delacour (2714)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa