20.08.2023, 22:58 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.09.2023, 18:39 przez Morgana le Fay.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Brennie zdarzyło się już przyjąć śledztwo zlecone przez ducha, przez kota i przez człowieka, który zgłosił własną śmierć.
Podążanie tropem domniemanych trucicieli, bo zgłoszenie złożył wampir, który ją wcześniej pobił, nie było może zupełnie typowe nawet wedle standardów Longbottom, ale też nie mieściło się jeszcze na skali pięciu najdziwniejszych sytuacji z ostatniego roku. I chociaż wobec Rookwooda była nieufna, dla Brenny nie miało znaczenia, kto składał zawiadomienie i w jakich okolicznościach. Takie podejście wpajali jej ojciec i dziadek. Musiała to sprawdzić. I musiała znaleźć Williama Watchera, nawet i bez tego zawiadomienia – choćby po to, by dowiedzieć się, czy życzył sobie składać zeznania w sprawie napaści.
Znalezienie Williama okazało się zaskakująco proste. Chlapnął trochę za wiele swojej koleżance, której mieszkanie przy Horyzontalnej Brenna wczoraj odwiedziła. Parę rozmów, sprawdzenie kilku rzeczy i tego ranka stanęła na jego progu.
Co zabawne, ułatwił sprawę, od razu sięgając po różdżkę na widok Brygadzistów. Kiedy już pięć minut później wyjaśniła mu uprzejmie, że właściwie chciała jedynie porozmawiać z nim o pobiciu w Dziurawym Kotle, ale chętnie dowie się więcej o tych wszystkich przedmiotach w jego mieszkaniu, chyba zrobiło się mu nieco głupio. Na tyle głupio, że nawet sypnął to i owo, zapewne z nadzieją zwalenia winy na kolegę. To, czego nie sypnął, zdołała wyciągnąć za pomocą widmowidzenia. I ostatecznie trop doprowadził ich tutaj, na Nokturn, do miejsca, którego mieli używać do produkcji i rozprowadzania substancji. Ledwo parę godzin później, z nadzieją, że koledzy Watchera nie zdążą uciec. Brenna była tym bardziej zacięta, że przez notatki znalezione w mieszkaniu Watchera, zastanawiała się, czy to przypadkiem nie kadzidła Williama i jego kumpli sprawiły, że swego czasu skończyła błądząc w alejce przy Pokątnej, na wpół oszalała od halucynacji.
– Nie jest nas za mało? – spytał nieco nerwowo Sadwik. Brenna westchnęła. Wcale nie miała ochoty zgarniać tutaj młodego Brygadzisty, ale mieli absolutne braki w zespole. Jej własna partnerka wciąż dochodziła do siebie. A nie zamierzała ryzykować i iść tu sama albo tylko z Mavelle. Nie na Nokturn, nie, kiedy nie znali pełni skutków wycieczki do Limbo, nie, kiedy mogło dojść do walki.
– Nas jest piątka, a ich w najlepszym razie dwójka – wyjaśniła cierpliwie, przyciszonym głosem, spoglądając w okna kamienicy, na której piętro mieli właśnie się teleportować, by potem wtargnąć do mieszkania. Oni stali tu we trójkę, pozostała dwójka – z drugiej strony budynku, przy głównym wejściu i tamci mieli wparować tamtędy. Żadne z nich rzecz jasna nie miało na sobie mundurów Brygady. Niektórzy ot nijakie ciuchy, a Apollo posunął się nawet do założenia szmat, w których wyglądał jak wariat – co tylko świadczyło o tym, że nim nie był i doskonale potrafił wtopić się w tło. – Z tego, co wygadał Watcher, nie są mistrzami pojedynków ani okrutnymi czarnoksiężnikami. To nie śmierciożercy, Michael. Poza tym istnieje spora szansa, że nawet ich nie zastaniemy. Apollo obserwował mieszkanie i nikogo nie widział.
Mogli siedzieć w środku, naćpani własnymi produktami. Mogli akurat robić coś na mieście. Albo mogli – chociaż ta opcja nie podobała się Brennie ani trochę – usłyszeć o tym, że Brygada zgarnęła Williama i na wszelki wypadek zniknąć bez śladu.
– Gotowi? Teleportujemy się na trzy. Raz… dwa…
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.