• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[17.05.1972, Marunweem] Nienasycony głód - Brenna & Patrick

[17.05.1972, Marunweem] Nienasycony głód - Brenna & Patrick
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#1
31.08.2023, 00:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.09.2023, 18:48 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II

Niewiele spraw było tak dziwnych, tak głupich i jednocześnie tak interesujących jak ta, którą Patrick Steward otrzymał dzięki pewnemu wyjątkowo namolnemu duchowi, który sam siebie określał tak długim i pokręconym opisem, że Steward wciąż miał trochę problemów z jego prawidłowym zapamiętaniem. A jednak morderstwo, o którym opowiadał Wolfgang Johannes Marselis de Berkeley, trzeci ale ślubny syn, Williama Marselisa de Berkeleya, pierwszego czarodzieja w rodzinie od strony ojca, piętnastego od strony matki, rzeczywiście miało miejsce. Zwiedziony przez piękną wampirzycę Wolfgang dość nieopatrznie pomógł jej w zamordowaniu swojej siostry. Zapłacił za to zresztą własnym życiem.
Być może na to, że Patrick zdecydował się zabrać za próbę odnalezienia Dolores Riddle, Dione Hobbs, czy jak naprawdę nazywała się wampirzyca, akurat w połowie maja 1972 roku znaczący wpływ miało to, że po prostu próbował gorąco zająć czymś swój umysł z nadzieją, że to pomoże mu w utrzymaniu siedzącego w jego głowie seryjnego mordercy na miejscu (na nieszczęście również ojca Patricka). Jak Brenna zdążyła wybadać, trop w sprawie wampirzycy prowadził do niewielkiej wioski o nazwie Marunweem, która wydawała się epicentrum wszystkich niezidentyfikowanych, dziwnych śmierci w czasie ostatnich piętnastu lat.
Otwierając małą, czarną, skrzypiącą furtkę prowadzącą na miejscowy cmentarz, Patrick wyglądał bardziej jak przypadkowy odwiedzający niż auror Biura Aurorów. Nie miał na sobie munduru, żeby nie przyciągać spojrzeć miejscowych (zawsze przecież istniała szansa, że trochę się mylili i Dolores / Dionne / niebieskooka wampirzyca) wcale nie mieszkała w jakiejś trumnie, w jedynym mauzoleum na cmentarzu, ale żyła sobie całkiem wygodnie w jakiejś ciemnej piwnicy, miejscowego sługusa, który wierzył, że pewnego dnia wynagrodzi jego lojalność. Steward miał na sobie wygodne, ciemne jeansy i rozpinaną bluzę z kapturem (odkąd stał się sławny, z wyjątkową chęcią nosił bluzy z kapturem, bejsbolówki i wełniane czapki).
- No dobra, zobaczymy czy ona naprawdę tutaj jest – rzucił w stronę towarzyszącej mu Brenny Longbottom. – Ten cmentarzyk nie wygląda na specjalnie często uczęszczany – zauważył jeszcze.
Steward i tak użył dość łagodnego określenia. Rosnąca tu trawa była wysoka i od dawna niekoszona, lekko pożółkła z braku wody. Spomiędzy niej wystawały fioletowe główki chwastów. Metalowy płot okalający cmentarz częściowo zardzewiał, częściowo brakowało w nim przęseł. Idąc wąską ścieżką, między spękanymi, powykrzywianymi przez czas płytami nagrobnymi z niewielu z nich dało się wyczytać kto spoczywał w mogile. Na jeszcze mniejszej części leżały przyniesione przez kogoś zeschnięte kwiaty.
- Z jednej strony bardzo tu spokojnie – wymamrotał pod nosem. – A z drugiej przygnębiająco. To chyba dobre miejsce na przyczajenie się dla niezarejestrowanego wampira, co? – zapytał Brennę, podbródkiem wskazując na górujące nad tym miejscem mauzoleum. Wejścia do niego broniły porośnięte mchem rzeźby nimf.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
31.08.2023, 00:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.08.2023, 01:06 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna zajęła się sprawą wampira, bo to leżało w jej naturze. Dostała zgłoszenie, więc je sprawdziła – nieważne, jak idiotyczne się zdawało i że zgłaszający był trupem. Nie wspominając o tym, że złożyła natrętnemu duchowi obietnicę, a bardzo nie lubiła łamać danego słowa.
Nie było to może najbardziej absurdalne śledztwo, jakie toczyła, znalazłoby się jednak w dziesiątce. Niemniej, Brenna nie była ani trochę zaskoczona, że spotkanie na jednym cmentarzu, grzebanie w aktach, kolacja na Horyzontalnej i kolejne grzebanie w aktach, ostatecznie doprowadziło ich tutaj: na drugi cmentarz.
- Powiedziałabym „mało prawdopodobne”. Ale mam wrażenie, że świat ostatnio działa tak, że jeżeli powiem to „mało prawdopodobne”, okaże się, że w okolicy mieszka nie jedna, a trzy wampirze siostry, od lat siejące zamęt w okolicy – stwierdziła Brenna pogodnie. Ten lekki ton nie oznaczał jednak, że Brygadzistka straciła czujność. Choć był dzień i nie spodziewała się, że wampir wyskoczy zza jakiegoś nagrobka, to i tak przypatrywała się podejrzliwie każdemu zakamarkowi, ziemi, a także, przede wszystkim, mauzoleum.
Ona też nie wyglądała tego dnia na Brygadzistkę. Ani nawet na czarodziejkę. Miała na sobie jeansy podobnie jak Patrick i też postawiła na przydużą bluzę z kapturem – po pierwsze, bo nie chciała, aby ktoś miejscowy mógł ją potem opisać, po drugie, ponieważ mogła ukryć pod nim nóż. A Beltaine i widok śmierciożerców, szukających różdżek w piachu przed Harper Moody, nauczyły ją jednego: bardzo niedobrze zostać bezbronnym, kiedy się rozbroją.
– Marunweem lata świetności ma za sobą, więc możesz mieć rację. Chyba rzadko kogoś tu chowają, a krewnych osób już pochowanych w większości zabrał czas – dodała, spoglądając na najbliższą płytę. Ostatnio cmentarze przygnębiały ją szczególnie: bo w pamięci wciąż miała niedawny pogrzeb, małego ducha oraz wszystkie ofiary czarnoksiężnika z bagien i Beltane. – Łatwo sprawdzić, czy ktoś się tutaj kręci – dodała. Rozejrzała się jeszcze raz, upewniając, że są tu sami – że żaden czarodziej albo mugol nie dojrzy ich zza ogrodzenia starego cmentarza. Potem, tak dla pewności, przykucnęła jeszcze za jednym z omszałych nagrobków.
Dwie sekundy później wybiegła zza niego wilczyca.
Brenna węszyła. Okręciła się wokół własnej osi, sprawdzając, czy wyczuje świeże, ludzkie… albo nieludzkie tropy na ścieżce. A potem cicho przemknęła przez trawę, ku mauzoleum. Wampiry nie pachniały już jak ludzie: nie pociły się, w ich ciałach nie zachodziły naturalne procesy. Ale to nie oznaczało, że nie miały zapachu wcale. Nosiły ubrania, czasem używały perfum, przylgnąć mogła do nich woń miejsc, w których bywały i nade wszystko – piły przecież krew. Szukała więc czegokolwiek, co nie byłoby zapachem ziemi, trawy oraz jakiejś przypadkowej nornicy.

Rzut Z 1d100 - 74
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#3
31.08.2023, 01:50  ✶  
Patrick posłał Brennie smętne spojrzenie, wsunął ręce w kieszenie bluzy, w których spoczywał drewniany kołek, znak, że wziął radę Florence do serca. Przy jednym z nagrobków latał bąk. Steward ominął go ostrożnie, a potem obrócił się za siebie, by sprawdzić, czy owad nie poleciał za nimi, ale ten zajęty był własnymi sprawami. Było tu swojsko, tak swojsko, że wydawało się prawie niemożliwe, że mogła tu mieszkać wampirzyca. Ale może o to właśnie chodziło?
- A to akurat całkiem prawdopodobne – wymruczał. – Trzy siostry mogłyby narobić więcej szkód niż jedna. A jeśli są podobne, możemy się mylić i istnieje i Dionne, i Dolores i Diana, czy jakkolwiek inaczej byśmy ją nazwali – mimo, że głos miał raczej poważny, coś w jego oczach wskazywało na to, że na chwilę obecną byłby raczej rozbawiony wizją aż trzech krwiożerczych wampirzyc a nie jednej.
Podniósł wzrok na mauzoleum. Omszałe nimfy miały dość frywolne pozy jak na umieszczone w tak smutnym i mającym skłonić do rozmyślań miejscu. Jedna z nich rozlewała wodę w jakimś tańcu. Druga trzymała w rękach włócznię. Gdyby nie kuse sukienki i wianki we włosach, można by je było uznać za strażniczki.
- W takim razie to idealne miejsce na kryjówkę – poprawił się.
Widział już Brennę zamieniającą się w wilka. I to nie raz. A jednak, za każdym razem przemiana wywierała na nim spore wrażenie. Przystanął, po prostu obserwując jak wilczyca obwąchiwała teren wokół mauzoleum.
Tymczasem nos Brenny szybko wyczuł więcej niż zapach wody kolońskiej Stewarda (i to raczej użytej rano, machinalnie po goleniu, niż żeby ładnie pachnieć na spotkaniu z wampirzycą) lub rozkładającego się wróbla. W powietrzu unosił się dużo cięższy, bardziej egzotyczny zapach drzewa sandałowego pomieszanego z ciepłymi nutami wanilii, bursztynu i cierpkiej, kwaskowatej pomarańczy. Woń była mocna, ciągnęła Brennę w stronę głównego wejścia do mauzoleum.
Innego wejścia do środka nie było.
Patrick powoli ruszył za nią. On nie wyczuwał tego zapachu, ale zakładał – po zachowaniu wilczycy, że ta podjęła jakiś trop. Przystanął przed samymi drzwiami. Wyglądały na ciężkie, mosiężne, zdobione metalowymi intarsjami przedstawiającymi świece i wieńce, ale brakowało w nich kłódki.
Być może nie było w tym niczego dziwnego, bo mauzoleum, jak i cały cmentarz, było raczej stare. Ale jednocześnie Steward nie mógł się oprzeć nieprzyjemnej myśli, że to się tak wygodnie składało dla kogoś, kto chciałby się skryć w środku. Zapomniany cmentarz w zapomnianej wiosce a w nim zapomniane mauzoleum.
- Wiesz, Brenno… - zaczął cicho, nie odwracając się w stronę wilczycy. – Tak sobie myślę, że jeśli tylko uda nam się doprowadzić tę sprawę do końca, trzeba będzie odesłać Wolfganga do limbo. Jego zadanie zostanie ukończone, nie ma najmniejszego sensu, by dalej tu pozostawał – z jakiegoś powodu, Patrick uznał, że duch się z nimi zgodzi, że sprawa zamordowanej siostry była jedyną, która trzymała go tutaj.
Obejrzał się za siebie. Popatrzył w stronę wioski, ale nie dostrzegł tam żywego człowieka. Najbliżej ich pasły się dwie krowy, ale i one pozostawały oddalone o dobry kilometr. Chyba mogli wchodzić do środka.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
31.08.2023, 09:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.08.2023, 09:25 przez Brenna Longbottom.)  
Uśmiechnęła się tylko na opowieść Patricka. Gdyby to była książka, a oni byliby jej bohaterami, zapewne faktycznie okazałoby się, że na cmentarzu mieszkają trzy siostry – albo trzy pokolenia wampirzyc, babka, matka i córka, i jeszcze każda z nich posiada inny talent (chociaż widmowidzenie, aurowidzenie i jasnowidzenie prawdopodobnie zanikało po przemianie). I że spodziewały się ich nadejścia.
Na szczęście nie żyli w książce, a gdyby naprawdę wpadli na aż trzy wampiry, Brenna chyba uznałaby wreszcie, że jest przeklęta.
Chwilę później podążyła za zapachem, węsząc, najpierw przy ziemi, a potem w powietrzu. Trop był wyraźny, świeży i… oczywisty. Niezbyt wierzyła przecież, że jakiś krewny postanowił przyjść na ten cmentarz i wejść do mauzoleum, by powspominać zmarłych. Wycofała się: był dzień. Wampirzyca prawdopodobnie spała. Jeżeli tak, Brenna nie chciała przebudzić jej za wcześnie, gadaniem na progu „domu”.
Sekundę później pomiędzy nagrobkami znów stanęła kobieta.
– Mieszkańcy Little Hangleton na pewno będą wdzięczni – powiedziała cicho, podnosząc się. Teraz, w ludzkiej postaci, nie czuła już tropu, ale zdawało się jej, że mocny zapach perfum wciąż wwierca się jej w nozdrza. Drzewo sandałowe, wanilia, bursztyn, pomarańcza… Brenna pomyślała, że to pasuje do wampirzycy z opowieści. I że wcale nie będzie dziwne, jeżeli nieco przeorganizowała wnętrze grobowca. Piękne suknie, kwiaty, perfumy, romantyczna duszna. – Nigdy już nie użyję perfum z drzewem sandałowym – stwierdziła, uśmiechając się do Patricka, chociaż nie był to naprawdę wesoły uśmiech. Wszak właśnie informowała Stewarda, że mieli rację.
I że tego dnia czeka ich walka z wampirzycą.
Uniosła rękę i wycelowała różdżką w mauzoleum, a potem skinęła głową. Tak, jest tu.
Brenna nie brała nawet pod uwagę, że uda się załatwić sprawę polubownie. To nie była wampirzyca, która próbowała „uczciwie” żyć pośród ludzi – jak Brandon, albo chociaż udawać, że to robi – jak Rookwood. Mordowała, i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Rosaline, siostra Wolfganga, była tylko jedną z wielu ofiar, że ostatnia padła tutaj. Nie podda się bez walki, a po jednej bójce z wampirem Brenna jednego była pewna: oni też nie mogą się hamować, bo bardzo ciężko obezwładnić wampira.
I chociaż trochę gryzło ją sumienie, była tutaj. Bez munduru. Bez oficjalnego wpisu, dokąd poszła i dlaczego. Na wszelki wypadek. Bo zakładała, że wiele może pójść nie tak. Że będą musieli podjąć drastyczne środki. W imię wyższego dobra.
Bo gdyby nie udało się jej aresztować…
Już bez słowa skierowała się ku wejściu. Chciała je sprawdzić: i jeżeli jakaś magia broniła przejścia, spróbować rozproszyć, a jeśli trzeba było je odblokować, potraktować alohomorą. Kolejny ruch ręką - silenco, tłumiące dźwięki. Takie drzwi miały skłonności do otwierania się ze zgrzytem, a ona nie życzyła sobie żadnego zgrzytu.
Pchnęła je z całych sił. Wciąż pozostając na granicy światła i cienia, zajrzała do środka.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#5
01.09.2023, 01:14  ✶  
Ciężkie, mosiężne drzwi otworzyły się powoli. Snop światła wpadł do środka, rozjaśniając wąskim przesmykiem kawałek wnętrza mauzoleum. Wbrew oczekiwaniom Brenny wyglądało… zwyczajnie. Były tu kamienne schody prowadzące w dół, gdzie ustawiono trzy kamienne sarkofagi. Wszystkie wyglądały na solidnie zapieczętowane i we wszystkich pewnie skrywały się drewniane (lub metalowe, jeśli zmarły, zmarł na chorobę zakaźną) trumny. Na każdym sarkofagu był napis, ale brakowało u ich stóp kwiatów lub zniczy. Na podłodze leżało tylko trochę zwiędłych liści i kilka gałązek, być może przyniesionych tu jeszcze w czasie jesieni.
Stojący za Brenną Steward poruszył się niespokojnie. Zmarszczył brwi a potem przestąpił kilka kroków, by dotknąć ramienia brygadzistki.
- Pozwolisz, że ja pierwszy? – zapytał cicho.
Jeśli się nie mylili, Dolores lubowała się we krwi kobiet, nie mężczyzn. I chociaż, pewnie, mordowała nie tylko płeć piękną, Patrickowi jakoś wydawało się, że będzie miał trochę większe szanse od Brenny, jeśli wampirzyca jednak nie spała a on zostanie przez nią zaatakowany.
Machnął różdżką, mamrocząc pod nosem ciche lumos. Chciał rozgonić ciemność, przyjrzeć się lepiej zakamarkom tego miejsca. Chyba i on sądził, że te pierwsze trumny mogły być tylko preludium do czegoś większego, może do jakiejś innej, pełnej przepychu komnaty.
Ale wydawało się, że nie były, choć po wejściu do środka i rozświetleniu wnętrza wyczarowanym przez niego bladym światłem, mogli dostrzec, że było tu mniej skromnie niż wydawało się na pierwszy rzut oka.
Przede wszystkim, wnętrze wciąż pozostawało utrzymane w tym samym dziwnym, niby starogreckim a jednocześnie onirycznym stylu. Gdzieniegdzie ustawiono kamienne wazy, w których dawniej albo trzymano po coś wodę (albo krew?), albo rosnące w mroku rośliny. Każdą ze ścian zdobiły płaskorzeźby przedstawiające mitologiczne sceny.
Patrick nie miał pojęcia, na ile Brenna znała się na kulturze i historii mugoli, ale on bez trudu rozpoznał wariację na temat Perseusza trzymającego triumfalnie w ręku głowę meduzy – w tym konkretnym przypadku to meduza zwyciężyła Perseusza. Na kolejnej ścianie Medea uciekała na latającym rydwanie przed ścigającym ją wściekłym tłumem. Była też wreszcie Hekate, przedstawiona najbardziej klasycznie jak się dało: w postaci kobiety o trzech twarzach, o u której stóp warowały psy i węże. Trzymała w rękach pochodnie i patrzyła na nich oceniająco.
- Bardzo tutaj… kobieco – wymamrotał pod nosem Patrick.
Podniósł głowę do góry, jakby spodziewał się, że wampirzyca patrzyła na nich ukryta w jakiejś wnęce przy suficie. Ale nie dostrzegł jej.

!steward4
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#6
01.09.2023, 15:35  ✶  
Usłyszałeś trzepot skrzydeł. Był na tyle głośny, że momentalnie odwróciłeś się w tamtym kierunku, żeby zobaczyć, co się dzieje, a kiedy to zrobiłeś... Nie widziałeś tam absolutnie nic, co przykułoby twoją uwagę. Ten dźwięk przywołał jednak jakieś wspomnienie. Jedno z tych, które były ukryte głęboko w czeluściach twojej świadomości. Ten dźwięk brzmiał niemal identycznie do tego, który usłyszałeś kiedy twój syn obudził w sobie potencjał magiczny.

Był wtedy jeszcze taki młody, za młody, żeby ktokolwiek mógł go kontrolować. Smarował kredkami po szeregu kartek rozłożonych na stole i wydawał niespokojne dźwięki. Kiedy skończył, podnosił papier do góry, rzucał go, stękał jeszcze głośniej, kiedy kartka opadała na ziemię zgodnie z prawem grawitacji. Później marszczył czoło, próbował się na czymś skupić i... za którymś razem mu się udało. Kartka nie opadła - zwinęła się kilka razy w mały, wysmarowany różnymi kolorami kłębek, a później rozprostowała do czegoś, co przypominało bardzo grubego, miniaturowego gołębia i próbowała machać skrzydłami.

Był tak mały, że nie potrafił poprawnie trzymać sztućców. Ołówek wypadał mu z ręki. A jednak tworzył i był niezwykle wrażliwy na piękno. Kiedy o tym myślałeś, czułeś wzruszenie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
01.09.2023, 15:41  ✶  
Brenna zmarszczyła brwi, spoglądając na Patricka przez ramię. Przez chwilę walczyły w niej dwie, różne silne tendencje. I nie mowa tutaj nawet o tych samobójczych i skłonnościach do pakowania się na przód. Nie. Jedną było słuchanie rozkazów Stewarda jako Prawej Ręki Dumbledore’a i osoby, którą była jedną z lepszych strategów, jakich znała. Drugą… potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa Prawej Ręce Dumbledore’a. Nie mogła pozwolić, żeby nie wyszedł żywy z tego grobowca.
W końcu, z pewnym ociąganiem, przesunęła się, pozwalając, by to on wszedł dalej jako pierwszy.
Wsunęła się do środka tuż za nim, palce mocno zaciskając na różdżce. Wzrok przemknął po malowidłach, nie poświęciła im jednak dużo uwagi. Nie tylko dlatego, że nie rozpoznała wszystkich – część tak, bo uwielbiała mugolską literaturę, a w tej niekiedy występowały Meduza i Medea, ale już na przykład nie Hekate, boginię magii oraz ciemności i Perseusz, Brenna była wszak nieco mniej zorientowana niż Patrick – ale dlatego, że takie obrazki nie były groźne.
Prawdziwie groźna była mieszkanka tego miejsca. A ona raczej tkwiła w jakiejś skrytce albo w którymś z sarkofagów, im więc Brenna poświęciła szczególnie dużo uwagi: spoglądając na napisy oraz to, czy któryś wygląda na naruszony.
- Być może uważa się za jedną z nich – powiedziała, bardzo cicho. Skojarzenie nasuwało się same. Brenna nie była może najmądrzejszą istotą pod słońcem, ale lubiła analizować ludzkie zachowania: u tych, których kochała, u tych, których nienawidziła… i u tych, których sprawy prowadziła. I Dolores zdawała się mieć skłonności do opowieści, romantyzmu i wysokie zdanie o sobie. – Piękne, potężne… i potworne. Oraz… skrzywdzone przez mężczyzn?
Taka była Meduza, zamieniająca w kamień, której włosy stały się wężami, bo… skrzywdził ją mężczyzna i to ją za to ukarano. Taka była Medea, królowa – czarodziejka, porzucona przez kochanka. Brenna nie miała pojęcia, jak było z Hekate, bo tej postaci na podstawie samego wizerunku nie była w stanie skojarzyć, brakowało jej wiedzy, ale te węże sugerowały pewien schemat... i zważywszy na patronat nad ciemnością i magią, nawet istniał.
Powoli postąpiła dwa kroki za Patrickiem. Odruchowo wciągnęła głębiej powietrze, chociaż jako człowiek wyczuwała głównie kurz, zapach stęchlizny, a aromat perfum był raczej wspomnieniem tego, co wychwytywał wilczy nos niż faktyczną wonią, jaką mogła wyłapać jako człowiek.
A jeżeli on się poruszył, obejrzał… to zrobiła to i ona, zakładając, że właśnie zobaczył ich wampirzą Zagadkę…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#8
04.09.2023, 02:58  ✶  
Patrick wzruszył ramionami. Mimowolnie się spiął, jakby podświadomie wyczuwając, że nie tylko te spoglądające na nich z płaskorzeźb kobiety ich obserwują. Weszli do loży wampira, naprawdę miał nadzieję, że może być inaczej?
- Te tutaj raczej nie są skrzywdzone przez mężczyzn – zauważył z cieniem rozbawienia w głosie. Mówił cicho, dość cicho, a jednak przez miejsce, w którym się znajdowali, jego głos roznosił się bardziej niżby tego chciał. - To raczej one… skrzywdziły mężczyzn.
I wtedy do jego uszu dotarł trzepot skrzydeł. Steward odwrócił się momentalnie w tamtym kierunku, spodziewając się (a jakże, oczywiście, że tak) dojrzeć lecącego w ich kierunku nietoperza ale go nie zobaczył. A zamiast tego poczuł… dumę?
Zamarł. Zmarszczył brwi, mrugając szybko. Wspomnienie uderzało w niego raz za razem. Było miłe. W swoim wydźwięku gorzkie, bardzo gorzkie, ale miłe, tak bardzo miłe, że prawie zachciało mu się upić z żalu. A Patrick chyba nie spodziewał się, że cokolwiek, co przeżył jego ojciec mogło być miłe. I mogło pokazywać, że kochał swojego syna. Tak, pewnie gdyby nie Beltane, Steward zgodziłby się, że ojciec musiał go jakoś kochać, ale dużo plastyczniej potrafił sobie wyobrazić, że nie myślał o nim w ogóle, że wolał poświęcić się Grinewaldowi, bo był takim samym wariatem jak on. Ale to wspomnienie było miłe. Ciepłe. Przyjemne. Patrick sam poczuł dumę. Ba, był pewien, że właśnie tak kochałby własne dziecko.
- Kurwa – wymamrotał pod nosem, bardziej do samego siebie niż do Brenny.
Ta nie dostrzegła, by któryś z sarkofagów był naruszony. Wszystkie wyglądały jednakowo bezosobowo, cudownie białe i prostokątne z łacińskimi sentencjami wyrytymi obok dwóch najważniejszych dat życia: dnia narodzin i śmierci.
- Jak rodzina to pozdrówcie – usłyszeli leniwy, ciepły głos dobiegający z kąta mauzoleum. Stała tam kobieta o ciemnych włosach i jasnej skórze. Ubrana była bardzo współcześnie, w elegancką koszulę w pepitkę oraz czarną, ołówkową spódnicę do połowy łydki. Była bardzo atrakcyjna i wyglądała trochę nazbyt strojnie jak na okazję, w której się znajdowała. – Jest jakiś powód, czemu postanowiliście się włamać do tego rodzinnego mauzoleum? – zapytała, a potem skupiła uwagę na Brennie. – Nie jesteś z rodziny. Gdybyś była, wiedziałabym.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
04.09.2023, 17:16  ✶  
- Myślę, że to zależy od tego, kto opowiada historię – stwierdziła Brenna z pewnym zamyśleniem, bo miała nieodparte wrażenie, że ukarany za napaść w świątyni powinien zostać Neptun, nie jego ofiara. Ostatecznie jednak… czy nie wpisywało się to w pewną wizję starożytnych?
Nie była pewna, co właściwie się stało. Gdyby patrzyła na Patricka, prawdopodobnie by się domyśliła – widziała w tym stanie już Mavelle, widziała Victorię – ale że odwróciła się w tej samej chwili, co on, nie miała okazji spojrzeć na jego twarz. Ten nagły ruch, moment rozproszenia, „kurwa”, skierowały wprawdzie jej myśli ku limbo i wspomnieniom… ale nie miała pewności, a to nie była dobra chwila na pytania.
Właściwie, wolała chyba nie pytać wcale.
Zaraz zresztą jej całkowitą uwagę przyciągnęła kobieta, stojąca w kącie mauzoleum.
Brennę wciąż wytrącało z równowagi, jak bardzo ludzkie były wampiry – a raczej jak ludzkie się wydawały na pierwszy rzut oka. Do niedawna wyobrażała je sobie głównie jako potwory z bajek, a potem do jej gabinetu wkroczył Cody Brandon, w areszcie wylądował Sauriel Rookwood i wreszcie stała przed nią Dolores, którą na ulicy wzięłaby za zwykłego przechodnia. Nie wiedziała – nie umiała powiedzieć – ile jest w tym gry, mimikry, a ile prawdziwego człowieczeństwa. W przypadku tej wampirzycy zdawała sobie jednak sprawę z tego, że miała na koncie przynajmniej kilka ofiar i na pewno nie posiadała zbyt wielu skrupułów.
Pamiętała, jak zmienił się Rookwood w pokoju Victorii. Rosaline i Lily z pewnością były świadkami podobnej przemiany w wykonaniu Dolores.
Gdyby chcieć to załatwiać zgodnie z procedurami, powinna teraz się wylegimitować i zażądać poddania się. Ale nawet Brenna, niekoniecznie będąca najmądrzejszą istotą pod słońcem, nie była tak naiwna, by zakładać, że to jest ten przypadek, gdy powinni ściśle trzymać się litery prawa. I chociaż pewnie wolałaby aresztować wampirzycę niż ją mordować, zdawała sobie sprawę z tego, że raczej nie ma co liczyć na takie załatwienie sprawy.
Nie jesteś z rodziny.
Do licha, czy rodzina dalej utrzymywała kontakty z tym czymś...?
– Byłam ciekawa – powiedziała uprzejmie, przesuwając się lekko, głównie z jednego powodu: przed nią stał Patrick, a przecież nie mogła zaatakować, mając Stewarda na linii strzału. – Jakie kwiaty w swoich grobowcach trzymają wampirzyce.
Szybkim ruchem uniosła różdżkę, a czerwony promień oszałamiacza pomknął ku Dolores. Oczywiście, nie mogło jednak pójść za łatwo. Wampirzyca poruszyła się i czar walnął tylko w ścianę budynku.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#10
08.09.2023, 02:24  ✶  
Patrick obrócił się w stronę Dolores, gdy usłyszał jej melodyjny głos. Zapatrzył się na nią trochę zaskoczony tym jak kobieco i niewinnie wyglądała. Tak, kompletnie nie pasowała do tego miejsca, ale jednocześnie, gdyby miał sobie ją wyobrazić to opisy gadatliwego ducha nijak do niego nie przemawiały.
A teraz nagle zrozumiał, że kryło się w nich sporo prawdy. Gdyby spotkał ją w środku nocy w pubie, chętnie postawiłby jej drinka albo nawet dwa a jeśliby odmówiła, pewnie spędziłby dobrych kilka godzin na szkicowaniu jej twarzy, jej oczu, jej sylwetki. Była jak magnes. Przyciągała uwagę.
Zwilżył językiem dolną wargę, by się odezwać, ale Brenna zrobiła to pierwsza a potem… potem zaatakowała. Steward sięgnął po różdżkę. Wzrokiem szukał wampirzycy.
- A fe, myślałam, że się zaprzyjaźnimy – Brenna usłyszała jej szept tuż za swoimi plecami, ale kiedy się obejrzała za siebie, nie dostrzegła nikogo.
Patrick też się rozglądał, szukając miejsca, gdzie teraz przyczaiła się Dolores. I jemu również nie udało się jej dostrzec.
- Masz takie ładne oczy. Jak jelonek albo wilczek – kontynuowała uwodzicielskim szeptem.
Mauzoleum zaczęła wypełniać mgła. Auror i brygadzistka czuli przepełniający ich strach. Brenna widziała poruszający się między nagrobkami cień Dolores. W tej chwili wampirzyca trochę straciła na uroku. Jej sylwetka wyostrzyła się, pojawiły się dłuższe pazury a gdy się uśmiechała, wciąż uwodzicielsko, jakby zapraszała na kolację (tylko zapomniała poinformować, że zaproszony jest daniem głównym) widać było jej ostre kły.
- Brenna, ona coś kombinuje – ostrzegł Steward.
Jakimś cudem znalazł się kilka metrów od Longbottom. Dolores znowu przemknęła między nimi. Poruszała się zwinnie i szybko, prawie tak, jakby tańczyła. Ba, jakby tańczyła w parze i to z Brenną.
- Non, ja dopiero coś zrobię – sprostowała. – Skup się na mnie, Miła, to nie musi być bolesne dla żadnej z nas. On nie ma znaczenia.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3389), Patrick Steward (3525), Pan Losu (183)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa