31.08.2023, 00:32 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.09.2023, 18:48 przez Morgana le Fay.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Niewiele spraw było tak dziwnych, tak głupich i jednocześnie tak interesujących jak ta, którą Patrick Steward otrzymał dzięki pewnemu wyjątkowo namolnemu duchowi, który sam siebie określał tak długim i pokręconym opisem, że Steward wciąż miał trochę problemów z jego prawidłowym zapamiętaniem. A jednak morderstwo, o którym opowiadał Wolfgang Johannes Marselis de Berkeley, trzeci ale ślubny syn, Williama Marselisa de Berkeleya, pierwszego czarodzieja w rodzinie od strony ojca, piętnastego od strony matki, rzeczywiście miało miejsce. Zwiedziony przez piękną wampirzycę Wolfgang dość nieopatrznie pomógł jej w zamordowaniu swojej siostry. Zapłacił za to zresztą własnym życiem.
Być może na to, że Patrick zdecydował się zabrać za próbę odnalezienia Dolores Riddle, Dione Hobbs, czy jak naprawdę nazywała się wampirzyca, akurat w połowie maja 1972 roku znaczący wpływ miało to, że po prostu próbował gorąco zająć czymś swój umysł z nadzieją, że to pomoże mu w utrzymaniu siedzącego w jego głowie seryjnego mordercy na miejscu (na nieszczęście również ojca Patricka). Jak Brenna zdążyła wybadać, trop w sprawie wampirzycy prowadził do niewielkiej wioski o nazwie Marunweem, która wydawała się epicentrum wszystkich niezidentyfikowanych, dziwnych śmierci w czasie ostatnich piętnastu lat.
Otwierając małą, czarną, skrzypiącą furtkę prowadzącą na miejscowy cmentarz, Patrick wyglądał bardziej jak przypadkowy odwiedzający niż auror Biura Aurorów. Nie miał na sobie munduru, żeby nie przyciągać spojrzeć miejscowych (zawsze przecież istniała szansa, że trochę się mylili i Dolores / Dionne / niebieskooka wampirzyca) wcale nie mieszkała w jakiejś trumnie, w jedynym mauzoleum na cmentarzu, ale żyła sobie całkiem wygodnie w jakiejś ciemnej piwnicy, miejscowego sługusa, który wierzył, że pewnego dnia wynagrodzi jego lojalność. Steward miał na sobie wygodne, ciemne jeansy i rozpinaną bluzę z kapturem (odkąd stał się sławny, z wyjątkową chęcią nosił bluzy z kapturem, bejsbolówki i wełniane czapki).
- No dobra, zobaczymy czy ona naprawdę tutaj jest – rzucił w stronę towarzyszącej mu Brenny Longbottom. – Ten cmentarzyk nie wygląda na specjalnie często uczęszczany – zauważył jeszcze.
Steward i tak użył dość łagodnego określenia. Rosnąca tu trawa była wysoka i od dawna niekoszona, lekko pożółkła z braku wody. Spomiędzy niej wystawały fioletowe główki chwastów. Metalowy płot okalający cmentarz częściowo zardzewiał, częściowo brakowało w nim przęseł. Idąc wąską ścieżką, między spękanymi, powykrzywianymi przez czas płytami nagrobnymi z niewielu z nich dało się wyczytać kto spoczywał w mogile. Na jeszcze mniejszej części leżały przyniesione przez kogoś zeschnięte kwiaty.
- Z jednej strony bardzo tu spokojnie – wymamrotał pod nosem. – A z drugiej przygnębiająco. To chyba dobre miejsce na przyczajenie się dla niezarejestrowanego wampira, co? – zapytał Brennę, podbródkiem wskazując na górujące nad tym miejscem mauzoleum. Wejścia do niego broniły porośnięte mchem rzeźby nimf.