• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[21.05.1972 wieczór] shopping queens | Norka i Brenka

[21.05.1972 wieczór] shopping queens | Norka i Brenka
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#1
31.08.2023, 21:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.09.2023, 18:44 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II

Pamiętała o tym, że umówiła się z Brenną. Musiała więc skupić się na tym, żeby szybko wykonać wszystkie pilne sprawy w cukierni. Nie było łatwo. Wendy którą niedawno zatrudniła radziła sobie jako tako, ale wiele jeszcze brakowało jej do samodzielności. Ciężko było Norce zostawić swój dobytek z kimś, kto nie do końca wzbudzał jej zaufanie, cóż jednak innego mogła zrobić? Nie miała możliwości być w cukierni dwadzieścia cztery godziny na dobę, chociaż bardzo by chciała. Musiała czasem gdzieś wyjść, czy udać się na zakupy. To wszystko było zdecydowanie prostsze, kiedy Salem czuwał nad porządkiem. Nie było go już jednak, Beltane przyniosło mu śmierć, musiała sobie więc radzić sama.

Przed wyjściem z Nory na szybko jeszcze raz podzieliła się instrukcjami z Wendy. Miała nadzieję, że wszystko zapamięta, chociaż wiedziała, że może być zupełnie inaczej. Oby miała do czego wrócić.

Maj nie był specjalnie przyjemny. Gdy wyszła za drzwi cukierni oberwała w twarz zimnym podmuchem wiatru. Nie mogła się doczekać, kiedy przyjdzie lato. Potrzebowała już słońca, pogoda tylko pogłębiała smutek i melancholię, jaka pojawiła się po Beltane. Panna Figg poprawiła swój różowy płaszcz tak, żeby zakryć szyję i ruszyła przed siebie. Na szczęście nie padało, chociaż chmury, które można były zobaczyć na niebie świadczyły o tym, że w krótkim czasie może się to zmienić.

Była umówiona na spotkanie z Brenną. Wiedziała, że muszą się przygotować na to, co może nadejść. Śmierciożercy przestali się chować, zaatakowali sabat. Norka musiała się zaangażować w istotne sprawy. Eliksiry były dosyć ważne, mogły pomóc członkom zakonu. Jako, że sama nie potrafiła walczyć, zamierzała działać właśnie w ten sposób. Szczególnie, że Brenna wspomniała o tym, że jej ostatnie mikstury się przydały. To zachęcało ją do kolejnego działania.

Do wykonania eliksirów były potrzebne różne składniki, nie wszystkie miała w swojej spiżarni i nie wszystkie mogła znaleźć na własną rękę. Część z nich była dosyć droga, a Longbottom nie chciała, żeby Nora dokładała do tego interesu. Dlatego też umówiły się przy Alei Horyzontalnej, aby razem wybrać się na zakupy. Panna Figg pojawiła się w miejscu docelowym chwilę przed czasem. Miała w kieszeni kilka ciastek, bardzo ładnie zapakowanych. Czekała na Brennę oparta o ścianę przed jednym ze sklepów.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
31.08.2023, 22:45  ✶  
Brenna pojawiła się na miejscu dokładnie minutę przed czasem – teleportowała się w pobliżu, w punkcie aportacyjnym i pod sklep alchemiczny dotarła już pędem. Życie po Beltane ogólnie upływało jej w wiecznym biegu – ale Brenna dostosowała się do tego całkiem płynnie, bo ogółem była osobą, która zawsze próbowała być w kilku miejscach na raz.
Miała za sobą poranną wizytę w Kniei, kilkanaście godzin dyżuru, a teraz czekały ją zakupy. O dziwo jednak, nie była zmęczona. Może poruszała się aż tak szybko, że zmęczenie nie zdążyło jej dzisiaj dogonić. Nie wyglądała też na znużoną, może była to zasługa tych dwóch kaw, wypitych na zmianie, a może magicznego pudru, jaki ostatnio podkradała matce, ot żeby ludzie się nie czepiali.
Zdążyła przebrać się z munduru – nie lubiła chodzić w nim po mieście poza patrolami, bo zwracał nadmierną uwagę. Założyła zwykłą szatę, z gatunku tych absolutnie rzucających się w oczy, którą trzymała w szafce w Ministerstwie, i szary, nijaki płaszcz. Przy Norze, w jej kolorowych ubraniach, Brenna ginęła. I dobrze, bo chociaż kiedyś absolutnie nie przeszkadzało jej, jeżeli trafiała w blask świateł – zwykle jako siostra Erika, córka Elise i Jeremiaha, a czasem jako ta, która widowiskowo spadła ze schodów – tak po Beltane starała się zniknąć.
- Cześć, skarbie – przywitała się, dobiegając do czekającej już Nory. Zerknęła odruchowo na zegarek, chcąc sprawdzić, czy przypadkiem się nie spóźniła, ale na całe szczęście, wyrobiła się idealnie. – Mam nadzieję, że nie czekasz długo. Mabel nie idzie z nami? – spytała, ujmując Norę pod rękę. – Prowadź, bo ja nie mam pojęcia, od czego zacząć. I co będzie potrzebne, więc sprawa wygląda tak, że ty pokazujesz palcem, co chcesz, mówisz sprzedawcy te wszystkie dziwno brzmiące nazwy, a ja kiwam głową z mądrą miną i potem wyciągam sakiewkę. To potrafię – powiedziała lekko, bo cóż, jej wiedza o eliksirach i ziołach zatrzymała się na etapie Hogwartu. A w końcu nie zamierzały przygotowywać prostego eliksiru powodującego zaniki pamięci czy wywołującego czkawkę. Tutaj to Nora miała potrzebną wiedzę i umiejętności. Brenna miała pieniądze, zasób, który nie był jej zasługą, ale który wykorzystywała bez oporów dla Zakonu i w sytuacjach takich jak Beltane. Razem tworzyły więc na tych zakupach duet idealny.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#3
31.08.2023, 23:15  ✶  

Tak naprawdę Norka nie pilnowała jakoś specjalnie umówionej godziny. Nie byłaby zła na Brennę, gdyby się spóźniła. Wiedziała, że ma aktualnie sporo na głowie, chociaż Longbottom raczej nigdy się nie spóźniała - zawsze była na czas. Minęło może pięć minut, szczęśliwi czasu nie liczą, więc Norka nie umiałaby powiedzieć ile faktycznie, kiedy Brenna znalazła się tuż obok niej.

Figg odsunęła się od ściany i ruszyła w stronę przyjaciółki. Przytuliła ją na przywitanie. Ostatnio nie do końca miały kiedy się spotykać, więc doceniała i ten wypad na zakupy. Uśmiechnęła się serdecznie, kiedy wypuściła ją ze swoich ramion. - Cześć, słońce. Dobrze wyglądasz. - Zagaiła jeszcze. Od razu sięgnęła po mały pakunek, który miała w kieszeni, wręczyła go swojej towarzyszce. - Spróbuj, nowa receptura. Z malinotruskawkowym dżemem. Wiedziałaś, że istnieje taka roślina? Malinotruskawka? W zeszłym roku się z nią spotkałam. - Wiedziała, że z Brenny jest spory łasuch, więc nie powinna odmówić jej degustacji. - Nie czekałam długo, nie masz się czym martwić. Mabel jest dzisiaj u Lizzy. Mam sporo pracy w cukierni, przez co często jest w Dolinie. Wiesz, tam ciągle ma ktoś na nią oko. Połowa z mojego rodzeństwa mieszka jeszcze w domu. - Jakoś tak było prościej, tyle, że Norka tęskniła. Te rozstania nie były dla niej aż takie przyjemne, może zyskiwała czas na to, żeby zadbać o cukiernie, miała jednak wrażenie, że traci coś ważniejszego. Nie łatwo było być samodzielną matką, a przy tym przedsiębiorczynią. Ciągle próbowała to jakoś połączyć i miała wrażenie, że radzi sobie raczej średnio.

- Czyli jesteś dzisiaj moim sponsorem. - Mrugnęła do Brenny porozumiewawczo. - Jeśli chodzi o rośliny, to dosyć sporo zbieram sama. Teraz jest sezon na kwiaty, które suszę, żeby móc z nich korzystać. Wiosną jest wszystko łatwiej dostępne. Największy problem mam z tymi komponentami zwierzęcymi, pazury, włosy i inne takie. - To wydawało się jej być większym problemem, chociaż na pewno znajdą się też inne składniki, które będą mogły się przydać. - Może zacznijmy od sklepu Tobiasa Felixa, z tego, co wiem, jest dosyć dobrze wyposażony. - Przynajmniej zawsze tak było. Skoro Brenn ujęła ją pod rękę to ruszyła dosyć szybkim krokiem w jedną z bocznych uliczek. Tam znajdował się sklep.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
31.08.2023, 23:53  ✶  
- Ty też, płaszcz idealnie ci pasuje – rzuciła Brenna. Szczerze, bo raczej unikała kompletów, których nie uważałaby za prawdziwe. I sama też zamierzała potraktować tę wyprawę raczej jak radość i spotkanie towarzyskie niż obowiązek. A że nie kupowały ubrań albo kosmetyków, a składniki do eliksirów? To już nie miało znaczenia. Mogły połączyć przyjemne z pożytecznym.
Uśmiechnęła się lekko, gdy Nora wręczyła jej ciastka. Nie protestowała, bo nie chciała jej urazić. Sama dziś nic nie przyniosła – przybiegła prosto z pracy, więc drobne prezenty musiały poczekać na inną okazję. Wyciągnęła jedno ciastko, by spróbować i przy okazji zrobić przyjaciółce przyjemność: nie chciała jeść ich więcej, kiedy szły ulicą i zaraz miały wpakować się do sklepu.
- Nie miałam pojęcia, ale ponieważ uwielbiam i maliny, i truskawki, nie będę narzekać na jej istnienie. Pyszne, ale ja nie jestem obiektywna. Mnie smakuje absolutnie wszystko, co przygotujesz – oświadczyła Brenna, kiedy wędrowały ulicą. Wzięła Norę pod rękę i po to, by łatwiej dostosować do niej prędkość poruszania. Sama miała skłonności do chodzenia zbyt szybko. – Zawsze może wpaść też do nas. Jeżeli nawet mnie i Erika nie będzie, to mama albo tata pewnie tak.
A jeżeli nie oni, to ktoś inni. W domu Longbottomów również zawsze ktoś się kręcił. Brenna miała wyrzuty sumienia, że w tym miesiącu spędza z Mabel mniej czasu niż zwykle i obiecała sobie, że w najbliższych dniach jeżeli nie zdoła wpaść do niej w weekend, to przynajmniej wyśle jakąś paczkę.
– Pewnie, złotko. Kupię wszystko, czego zapragniesz. Poza hipogryfem. Ktoś w tej rodzinie musi być rozsądny – oświadczyła, nawiązując rzecz jasna do pomysłu Erika, by sprezentować coś takiego Mabel. Posłusznie dała się pociągnąć Norze pod jeden ze sklepów i przesunęła spojrzeniem po ladzie. – Zawsze nie cierpiałam tej części eliksirów. Wiem, że to trochę hipokryzja, bo w końcu jem mięso, ale niektóre z tych składników strasznie mi się nie podobają – wyznała, po czym pchnęła drzwi. Odruchowo pociągnęła nosem za progiem. Miała węch może nie tak czuły jak swojej kuzynki, ale dość wyczulony z racji na wystawianie go od najmłodszych lat na perfumy od Potterów, a potem jeszcze przemiany w wilka.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#5
01.09.2023, 09:05  ✶  

Uśmiechnęła się promiennie do Brenny. Różowy był jednym z ulubionych kolorów Norki. Zastanawiała się, czy powinna go nosić, po śmierci Salema, ale stwierdziła, że nie pozwoli na to, żeby Śmierciożercy stworzyli czarno-biały świat. Potrzebował on kolorów i Norka nie zamierzała zaprzestawać ich wprowadzać na te smutne, szare ulice. To była jej osobista misja. Nie wiedzieć czemu od najmłodszych lat uwielbiała pstrokate barwy, co dało się też zauważyć w jej wyrobach cukierniczych. Od razu było wiadomo spod czyjej ręki wyszły. Uważała, że to ważne, mogli połączyć jej nazwisko z najlepszymi słodyczami już na samym początku.

- Masz rację. Nie jesteś idealnym materiałem na degustatora. - Odparła trochę rozczarowana. To nie tak, że nie cieszyła się, że jej smakuje, ale... Brennie faktycznie smakowało wszystko. Nigdy chyba nie miała innej opinii. Norka powinna znaleźć kogoś, kto bardziej się nadawał do tej funkcji, jednak wśród jej znajomych było o to ciężko. Wszyscy zazwyczaj po prostu mówili, że im smakuje. Jak miała się rozwijać i wprowadzać zmiany, kiedy nie słyszała nawet słowa krytyki? To nie było wcale takie łatwe, można było szybko zasiąść na laurach. Panna Figg miała jednak głowę na karku i dążyła do tego, żeby tworzyć coraz bardziej skomplikowane receptury.

Musiały zabawnie wyglądać, kiedy szły razem pod rękę. Brenna była od Nory zdecydowanie wyższa. Od tyłu pewnie można je było wziąć za matkę z córką. - Dziękuję za propozycję, chociaż myślę, że wasza rodzina potrzebuje trochę spokoju. Wiesz, po tym wszystkim. - Była na tyle rozsądna, że nie zamierzała im dorzucać opieki nad Mabel, która bywała dosyć absorbująca. Musieli przecież poukładać sobie wszystko na spokojnie po śmierci ojca Danielle.

- Rozczarowałaś mnie. Hipogryf idealnie by pasował do mojej cukierni. Można by go wprowadzić na sam środek. - Zaśmiała się w głos, pamiętała o tym, że Erik chciał kupić Mabel to zwierzę. Wtedy trochę spanikowała, miała nadzieję, że z czasem Longbottom zrobi się trochę bardziej rozsądny, jednak nadal zdarzało mu się prześcigać z Brenną o to, kto ma lepszy prezent. Nie mogła sobie wymarzyć lepszych rodziców chrzestnych dla Mabel. Interesowali się dziewczynką i opiekowali, czego mogła chcieć więcej?

Weszły do środka sklepu. Był on pełen półek, na których znajdowały się najróżniejsze składniki do eliksirów. Niektóre w wielkich słojach. Mogły przerażać, bo były tam i oczy i skrzydła i uszy. Na Norce nie robiło to wrażenia. Zupełnie przywykła do tego, że musi z nich korzystać jeśli chciała stworzyć jakieś mikstury. - Niby rozumiem, a trochę nie. Ja nie myślę o tym, wiesz, co wrzucam, to po prostu jeden składnik z wielu, którego muszę użyć, żeby to zadziałało. - Już w czasach Hogwartu przestała myśleć o tym, w jaki sposób były one zdobywane. Tak już był skonstruowany ten świat.

Dzień dobry!!! - Rzuciła jeszcze na wejściu, aby przywitać się z właścicielem sklepu. Tobias Felix wyglądał na mężczyznę po sześćdziesiątce. Włosy trochę siwiały, na twarzy pojawiły się zmarszczki, oczy jednak błyszczały mu jak u młodzieńca. - Dzień dobry, jak wiem nie potrzebują panienki pomocy. - Powiedział, bo znał Norkę. Była tu częstym bywalcem i po prostu sama przemierzała wszystkie półki i wybierała z nich po kolei to, co było jej potrzebne. Figg nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo.

- Koszyczek nam potrzebny, bo trochę tego będzie. - Sięgnęła po niego i ruszyła w stronę alejek ze składnikami zwierzęcymi. - Skrzydła nietoperza, oczy kobry, śledziona szczura, ogony jaszczurek. To te bardziej pospolite, powinny być tutaj. - Rozglądała się przy tym uważnie. - O mam! Brenna sięgniesz tam na górę, ten słoiczek jest dla mnie zbyt wysoko - Próbowała się wspiąć na palcach, no ale jej nie wyszło. Na szczęście miała obok swoją przyjaciółkę. - Tam dalej... - Zaczęła mówić, właściwie to chyba nawet bardziej do siebie niż do Brenny. - Tam powinna być skórka boomslanga, łuski hipokamusa i części trytonów. - Na szczęście na niskiej wysokości, więc była w stanie sama sobie z tym poradzić. - Do wiggenowego będą nam potrzebne śluz gumochłona i sok z chrobotka, weźmy może wszystkie, jakie jest? - Odwróciła się, aby zobaczyć, co o tym sądzi Brenna, bo nie chciała też przesadzić, a wydawała nie swojego pieniądze.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
01.09.2023, 10:25  ✶  
- Za to idealnym na klienta – powiedziała Brenna, spoglądając na Norę (czyli nieco w dół) z rozbawioną miną. Nic nie mogła na to poradzić: nie miała wysublimowanego podniebienia. Kochała krewetki oraz homary równie mocno, co pizzę z mugolskich knajp. Uwielbiała gulasz mięsny i sałatki. Ciasteczka z orzechami pochłaniała równie chętnie, co te z kremem czy galaretką. – Ale pamiętaj, że nie jestem aż tak nieczuła, żeby nie widzieć różnicy między twoimi wypiekami, a innymi. Od wieków na pączki z kafeterii patrzę z miną pod tytułem „jak śmiecie nazywać się pączkami”, bo rozpuściły mnie te twoje – oświadczyła pogodnie.
Zamyśliła się na chwilę po kolejnych słowach Nory. Ona sama też nie nosiła już żałoby, a przynajmniej nie cały czas. Być może powinna: ale w jakimś sensie nie czuła, że ma do tej prawo, poza tym chociaż nie chciała, by ludzie zapomnieli o Derwinie, wolała, by nie myśleli o nim w tym kontekście, że to Brenna kogoś straciła i zasługuje na współczucie.
Ale na ulicach nie brakowało czerni i nieraz mijając kogoś w takiej szacie, Brenna zastanawiała się, czy ten stracił kogoś podczas Beltane. W dniu święta radości, miłości i ognisk.
Westchnęła, kiedy jej myśli mimowolnie podryfowały w jeszcze innym kierunku. Straty i wejście na nowy etap wojny były najistotniejsze, ale dodatkową konsekwencją był fakt, że tegoroczne Beltane… popsuło jej głowę. I to tak poważnie.
– Mabel jest zawsze mile widziana. Ale… może i lepiej, by nie bywała za dużo w Dolinie Godryka. Jest ciekawska, a dziś właśnie ogłoszono zakaz wstępu do Kniei – powiedziała. Wprawdzie z domu Longbottomów nie zdołałaby wyjść ot tak sobie, ale co, gdyby jednak skorzystała z okazji? Albo uciekła spod oka babki Nory? Historia Charliego Dafoe, znalezionego wczoraj w lesie, nie dawała jej spokoju. Podobnie jak wspomnienie Mildred Found.
Brenna spróbowała jednak odepchnąć od siebie te myśli, miały przecież potraktować ten wypad jak towarzyskie wyjście…
– Uważaj, bo Erik to usłyszy i sprawi ci takiego na urodziny – stwierdziła, a kąciki jej ust drgnęły w uśmiechu. O tak, niedawno były urodziny Mabel, a chociaż nie mogła brać w nich udziału, przesłała wcześniej paczki, starając się zadbać o to, aby zakasować brata. W konsekwencji prezentów było tyle, ile lat miała Mabel, po jednym za każdy rok. A pośród nich znalazła się i książeczka, która miała bawić i ułatwić zapamiętywanie podstawowych inkantacji – na I roku w Hogwarcie może przydać się jej umiejętność wymawiania „leviosa”, i niewielka walizka, która po otwarciu okazywała się dużym domkiem dla lalek, i kosz ze słodyczami z Miodowego Królestwa, i dziecięca miotła, która uniemożliwiała wzlecenie zbyt wysoko i zbyt szybko, ale pozwalała potrenować…
– Dzień dobry – przywitała się ze sprzedawcą, a potem przejęła koszyk, by trafiały do niego kolejne zakupy. Oczywiście, od razu sięgnęła też po słoik, o który poprosiła Nora, później zaś ładowała do koszyka wszystko, co Figg wskazała. – Pewnie – skwitowała tylko słowa o całym zapasie. – Ma pan więcej na magazynie? – dopytała, ładując do koszyka kolejne słoiki i pojemniki bez żadnych oporów. Brenna może na to nie wyglądała na co dzień, ale była bogata – równie bogata co Malfoyowie, i gdyby miała fantazję przerzucić na licytacji dwadzieścia tysięcy galeonów, mogłaby sobie na to pozwolić. I po prawdzie nie miała żadnych oporów wobec wykorzystywania swojego dziedzictwa, nie czuła się winna z jego powodu, i jedyne, co starała się pilnować, to aby nie stanęło między nią a mniej zamożnymi znajomymi. Bo miewała tendencje do rzucania pieniędzmi we wszystkie problemy, a przecież wiedziała… że istniało coś takiego, jak duma i chęć bycia samodzielnym. Próbowała więc niekiedy nad sobą panować.
Ale tutaj? Sama poprosiła o zapasy…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#7
04.09.2023, 00:18  ✶  

- Tak. Na klienta oczywiście, ale co mi po kliencie. Potrzebuję krytyków z prawdziwego zdarzenia! - O takich było zdecydowanie trudniej niżeli o klientów. Miała wrażenie, że wszyscy w jej otoczeniu tak bardzo kochają słodycze, że nie są w stanie podzielić się żadną konstruktywną krytyką, a szkoda. Norka musiała zaufać tylko i wyłącznie własnym zmysłom i przeczuciom i nimi się kierować. Póki co, szło jej to całkiem nieźle. Może powinno tak pozostać? Uśmiechnęła się do przyjaciółki, gdy usłyszała kolejne słowa padające z jej ust. Miód na serce panny Figg. Mimo swojego sporego apetytu i upodobań Brenna odczuwała różnicę. Jeśli ona ją czuła, to każdy inny musiał mieć podobnie. To było ważne, bardzo ważne, żeby wiedzieli, jak smakuje najlepsza jakość. - Bardzo dobrze. Może w kafeterii zechcieliby zmienić dostawcę pączków? - Norka zyskałaby stałych klientów, a Brenna mogłaby zadbać o swoje podniebienie. Sytuacja, w której każdy wygrywa.

Przystanęła na moment, gdy Longbottom wspomniała o tym, że jest zakaz wejścia do lasu. Nie słyszała o tym wcześniej, dobrze, że przekazała jej tę informację. - Zakaz wejścia do lasu? Dlaczego? - Próbowała połączyć fakty. Brenna pytała ją ostatnio o jakieś stworzenia. Może dlatego nie powinno się wchodzić do lasu? Skoro to coś zabiło ojca Danielle. Nie znaleźli go jeszcze, przynajmniej nic jej o tym nie było wiadomo. Zapewne zamieszkało w lesie, chociaż jaką mieli pewność. Zamknięcie lasu nie wróżyło nic dobrego.

- Masz rację, Erik jest niereformowalny. Jeszcze by to wziął do siebie i faktycznie pojawił się u mnie z tym wielkim stworzeniem. Trzeba uważać na słowa. - Pamiętała ich rozmowę o tym, że hipogryf nie jest idealnym prezentem dla jej córki. Bardzo trudno było mu wyperswadować ten pomysł z głowy. Miała wrażenie, że Erik i Brenna trochę prześcigają się w tym, kto kupi lepszy prezent dla Mabel. Nora musiała często pilnować, aby nie przesadzali. Z czasem nauczyli się trochę wybierać odpowiednie prezenty, co do wieku, wydawało jej się jednak, że gdyby mogli to uchyliliby Mabel nieba.

Figg zwinnie pakowała najpotrzebniejsze składniki. Co chwila sobie przypominała o czymś ważnym. Koszyk robił się coraz cięższy. - Tak, mam już idę. - Odparł jeszcze Tobias do Brenny po czym zniknął na zapleczu w poszukiwaniu śluzu gumochłona i soku z chrobotka. Pojawił się po dłuższej chwili ze skrzynką, w której znajdowały się słoiki z tymi ingredientami. Oznajmił swoją obecność głośnym uderzeniem skrzyni o ladę.

- Myślę, że mamy wszystko Brenn. - Nie spodziewała się nawet, że tak sprawnie im to pójdzie. - Jeśli mi czegoś zabraknie, to sobie zorganizuję. Naprawdę z tego co uzbierałam będzie można uwarzyć bardzo dużo. - Zamierzała rozpocząć produkcję już dzisiaj, przecież mikstury mogły się przydać lada dzień, a niektóre naprawdę wymagały sporo pracy i czasu.

Figg zbliżyła się do lady ze swoim koszyczkiem, który dzierżyła w ręce. Był on naprawdę ciężki, miała problem, żeby podnieść go i postawić na górze. Po dłuższej chwili się jej udało. Rozejrzała się jeszcze za sprzedawcą, żeby zobaczyć, czy o czymś nie zapomniała. - Bezoar! - Krzyknęła, jakby nad jej głową zaświeciła się żarówka. - Tego też poprosimy jeszcze z siedem sztuk. - Dobrze było mieć antidotum pod ręką na wszelki wypadek.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
04.09.2023, 10:52  ✶  
- Co ci po kliencie? Nora, jesteś chyba jedyną prowadzącą kawiarnię, która rzuca takie stwierdzenia – roześmiała się Brenna, chociaż rzecz jasna rozumiała, że pannie Figg nie do końca chodziło o to, a raczej o pragnienie konstruktywnej krytyki. – Większość ludzi chyba po prostu ma swoje ulubione słodkości i smaki, więc moim zdaniem wystarczy, jeżeli utrzymasz stosunkowo szeroką ofertę, wystawiając najwięcej tych rodzajów, które sprzedają się najlepiej. Takie eklerki na przykład? Wszyscy je kochają. Ciasteczka? Łatwe do zapakowania w pudełko albo torebkę. Pączki z budyniem? Wszędzie są tylko z marmoladą, więc to świetne urozmaicenie oferty. A co do pączków, byłabym zachwycona, ale obawiam się, że Ministerstwo stawia na tanią masówkę, więc to raczej by nie wyszło… poza tym jakby zaczęli kupować twoje, nie wyciągnęliby Brygadzistów z kafeterii – paplała, pakując kolejne składniki do koszyka. Humor jednak zaraz trochę się jej zważył, kiedy Nora zapytała, dlaczego zakazano wejść do lasu.
– Znaleziono kolejne ciała – powiedziała w końcu, bardzo cicho. Nie chciała opowiadać o Charliem Dafoe, małym chłopcu, któremu ukradziono życie ani o widmach, które zamieszkały w domu Mildred Found… nie w tej chwili przynajmniej, bo pewnie powinna podzielić się szczegółami. Niekoniecznie jednak w sklepie. – One tam dalej są. Wykradają energię z ciał i dusz – dodała, również szeptem, korzystając z chwili, w której sprzedawca był na zapleczu. Kiedy wrócił, uśmiechnęła się do niego, jak gdyby nigdy nic, a potem przyjęła skrzynkę. Musiała ją na moment odstawić, aby wygrzebać z kieszeni sakiewkę i wręczyć sprzedawcy zapłatę. Nie komentowała już słów odnośnie hipogryfa i Erika, bo w głębi serca… podejrzewała, że żarty żartami, ale jej brat naprawdę byłby zdolny do sprawienia Norze takiego prezentu.
Sama Brenna postawiła raczej na londyńskie mieszkanie. Przyda się teraz, a w przyszłości trafi do Mabel.
– W razie czego pamiętaj, że nie ma wielkiego pośpiechu. Wiggenowy jest chyba najważniejszy, cała reszta może poczekać – zapewniła, bo Nora miała na głowie kilkuletnią dziewczynkę oraz biznes, który musiała prowadzić. Co teraz, bez Salema, stało się przecież podwójnie trudne. – Może wezmę też ten koszyk? – zasugerowała, kiedy galeony zostały przekazane sprzedawcy, a do koszyka trafiło jeszcze kilka bezoarów. Wyjątkowo, nawet Brenna wiedziała, o co z nim chodzi, ponieważ tego uczyli się już na I roku w Hogwarcie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#9
06.09.2023, 20:41  ✶  

Spojrzała na Brennę, jakby dopiero do niej dotarło, co właściwie powiedziała. - To nie tak! To znaczy, klient ważna rzecz, wiadomo. - Broniła się jak mogła, naprawdę nie o to jej chodziło! No nie dokładnie. - Ale krytyk kulinarny jest jeszcze cenniejszą. - Zawsze dobrze było mieć kogoś kto z sensem wypowie się na temat nowych słodkości. Większość z jej przyjaciół jadła co popadnie, znaczy nie dokładnie co popadnie, bo jej wypieki, a wiadomo, że one były z górnej półki, jednak zależało jej na tym, żeby osiągnąć jeszcze wyższy poziom.

Słuchała uważnie tego, co mówiła przyjaciółka, wszak sprawa była dosyć istotna. - Niby tak, ale z drugiej strony, jeśli masz zbyt dużo produktów do zaoferowania, to są one raczej średnie. Lepiej zawęzić asortyment i pracować nad tym, żeby był on doskonały. Faktycznie takie podstawowe wypieki to chyba najlepsze, co można im zaoferować, chociaż może z lekką nutą wariacji. - W tym się zgadzała. Nie wszyscy lubili próbować czegoś zupełnie nowego, ale takie standardowe słodkości ze szczyptą jej artystycznego szaleństwa to mogło być to, czego Londyn potrzebował.

- Wiesz, natchnęło mnie ostatnio, żeby otworzyć filię cukierni w Dolinie, nie wiem jednak, czy to dobry czas. - Nie dzieliła się jeszcze z nikim tym pomysłem. Udało jej się sporo zarobić przez te dwa miesiące, nie spodziewała się takiego zysku. Wolałaby to w coś zainwestować. - Martwi mnie jednak, że mogłabym nie być w stanie odpowiednio doglądać obu miejsc. - Nie mogła się rozdwoić, a pracownicy byli różni. Nie mogła od nich oczekiwać, że jak ona oddadzą serce miejscu, które stworzyła.

Przystanęła w miejscu, gdy Brenna wspomniała dlaczego nie można wchodzić do lasu. Westchnęła ciężko. Czyli to się nie skończyło, niebezpieczeństwo nadal było gdzieś obok. - Ciekawe, kiedy to wszystko się skończy. - W jej głosie było słychać nostalgię. Miała dość tego wszystkiego, co działo się wokół. Wiedziała, że spokój nie nadejdzie szybko i bardzo mocno ją to bolało. Ile jeszcze bliskich stracą nim to wszystko się skończy?

W przeciwieństwie do swojej przyjaciółki ona miała problem z szybkim przeskoczeniem na pozytywny ton głosu. Nie umiała tak żonglować swoimi emocjami, nie potrafiła grać. Longbottom uiściła opłatę za wszystkie składniki, które wybrała Figg. Koszyk faktycznie był ciężki, a przyjaciółka miała lepsze predyspozycje do targania tobołów. - Jeśli możesz, to jak najbardziej. - Nauczyła się już przyjmować pomoc.

- Tak, zamierzam zacząć właśnie od wiggenowego, on może ratować życia, później cała reszta. - Norka na pewno znajdzie czas, aby zapewnić zakonowi odpowiednie mikstury, czuła się zobowiązana. Szczególnie, że był to jedyny sposób w jaki mogła im pomóc, do niczego innego się nie nadawała.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
07.09.2023, 10:03  ✶  
- Może w takim razie stała oferta najbardziej ulubionych produktów, menu sezonowe i powiedzmy codziennie dwa dodatkowe desery? Jeden w ramach eksperymentów, jeden sprzedawany w konkretny dzień tygodnia? - podsunęła Brenna. Niekoniecznie znała się na kuchni, ale to pozwalałoby udoskonalić do perfekcji te rzeczy najczęściej wybierane, menu sezonowe dostosować je do tego, co akurat sprzedawało się najlepiej i skorzystać z artykułów z danej pory roku - jak dyniowe paszteciki jesienią czy tarty truskawkowe latem - a jakiś deser dnia, przyciągałby uwagę i dał Norze szansę do eksperymentowania z nowymi smakami. - Och... byłoby wspaniale, ale... myślę, że w tej chwili na to za wcześnie - powiedziała ostrożnie. Cieszyła się, że interes idzie na tyle dobrze, że Figg zaczynała kombinować nad jego rozwojem, ale Brenna po pierwsze bała się, że Nora się przemęczy, po drugie... Dolina Godryka nie była teraz bezpiecznym miejscem. - Mało kto poza miejscowymi tam teraz przyjeżdża. Po Beltane. A większość miejscowych... chyba nie ma rodziny, która w ogóle by nie ucierpiała.
Ranni, martwi. Jeżeli ktoś miał szczęście i uniknął najgorszej tragedii, to często musiał naprawiać dom. Ludzie z obawą zerkali ku Kniei. Trzymali się w grupach, unikali lasu, rzadko przesiadywali na mieście tak długo, jak wcześniej.
Brenna wiedziała, że kilka budynków wystawiono na sprzedaż.
Sama jeden kupiła.
- Pewnego dnia na pewno - wyszeptała na kolejne słowa Nory. Pewnego dnia. Wierzyła w to. Musiała w to wierzyć, bo inaczej po co w ogóle by walczyli? Ale wiedziała też, że ten "pewny dzień" nie nadejdzie szybko. Że póki Voldemort chodził po świecie, spokój nie był im pisany i że Beltane to tylko początek.
Prawdziwa wojna dopiero się rozpoczęła.
Odetchnęła i sięgnęła po koszyk, by przerzucił go sobie przez ramię, a potem przywołała na twarz uśmiech.
- Świetnie, w takim razie kierunek twoja pracownia? Mogę z tobą zostać jeszcze trochę i pomóc ci przy pracy. Nie umiem robić eliksirów, ale nie wiem, jakbyś chciała, żeby ci coś posiekać czy coś… świetnie siekam. To jedyna rzecz, jaka naprawdę dobrze wychodziła mi na eliksirach w szkole – stwierdziła z pewnym rozbawieniem. Owszem, zdała SUMa, owszem, zdała OWUETEma, ale poza poziom Hogwartu nigdy nie wyszła i był to dla niej najtrudniejszy egzamin. Ale z nożem obchodzić się umiała. I mogła jeszcze pogadać trochę z Norą, bo dręczyła ją myśl, ze ostatnio nie poświęca przyjaciołom dość czasu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2401), Nora Figg (3324)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa