Kupiłeś lub otrzymałeś w prezencie paczkę bombonierek. Po spróbowaniu jednej z czekoladek nie czułeś się dziwnie... aż do momentu, w którym postanowiłeś się odezwać. Przez dziwne zaklęcie, do końca dnia wszystko co mówiłeś rymowało się.
- ...popatrz, mam kolejną Rowenę Ravenclaw - stwierdziła Brenna z zamyśleniem, wyciągając z opakowania czekoladowej żaby obrazek przedstawiający jedną z założycielek Hogwartu.
To że Brenna kolekcjonowała karty i uwielbiała czekoladowe żaby, na pewno nie było dla Nory tajemnicą. W końcu zaczęło się już w Hogwarcie, i wynikało zarówno z jej zamiłowania do słodyczy, jak i dlatego, że po prostu... gdy już zaczęła, nie mogła przestać. A może po prostu było dla niej coś fascynującego w tych wszystkich sławnych czarodziejach? Że coś po nich pozostało? Poza widmami, które mogłaby dostrzec swoim Trzecim Okiem?
Teraz wprawdzie nie była już tak zapaloną kolekcjonerką, jak kiedyś, ale wciąż nosiła w kieszeniach czekoladowe żaby, gotowa podarować je każdemu, kto miałby gorszy dzień.
I od czasu do czasu sprawdzająca, jaką ma kartę.
- To już chyba ósma. A wiesz, ze Godryków Gryffindorów mam tylko trzy? Za to Salazar Slytherin mnie prześladuje, tego to mam chyba ze dwadzieścia sztuk - powiedziała nieco kpiąco, po czym schowała kartę do kieszeni i sięgnęła po kremowe piwo. W Fontannie Szczęśliwego Losu, ich częstym miejscu spotkań, zamówienie go zakrawało niemalże na zbrodnię, ale Brenna się tym nie przejmowała. Nie mogła sobie pozwolić na to, aby szumiało jej w głowie. Nie piła wcale już od dobrych dwóch lat, a niemal wcale dużo dłużej. A z kolei po prostu lubiła atmosferę tego miejsca... I nie chciała zawsze spotykać się z Norą w klubokawiarni. Ta też powinna móc się wyrwać, choćby na trochę. Nawet jeżeli spotykały się dzisiaj, bo Brenna miała odebrać partię eliksirów, to i tak przy okazji chciała poświęcić trochę czasu przyjaciółce. Obiecała sobie w końcu, że tak będzie, przy ich ostatnim spotkaniu.
Uśmiechnęła się do Nory znad kufla.
- Mam nadzieję, że Mabel podobały się jej prezenty urodzinowe? I widzę, że coś przyniosłaś. Jeżeli będziesz mnie tak dokarmiać słodkościami na każdym kroku, w końcu nie będę chodzić, a się toczyć - stwierdziła samokrytycznie. Chociaż mogła poszczycić się dobrą przemianą materii: tak dobrą, że musiała zażywać nawet więcej eliksirów niż inni ludzie. A poza tym i tak ciągle była w biegu, dzięki czemu mimo częstego pochłaniania wypieków Nory nie zamieniła się jeszcze w kulkę... Ale zaczynała się zastanawiać, czy jej to nie grozi. - I... hm... - zawahała się. Przez moment chciała zapytać o rytuał podczas Beltane, ale nie bardzo wiedziała, jak ugryźć temat. Cynthię, Victorię czy Mavelle mogła zapytać wprost, ale z Figg było trochę trudniej. Po prostu... nie chciała w żaden sposób jej zranić. - Widziałaś się ostatnio z Erikiem? Nie zaniedbuje was? - zapytała w końcu, decydując się wyjść z tematu w ten sposób.