• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[29.05.72] W cieniu skradzionych żyć

[29.05.72] W cieniu skradzionych żyć
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
12.09.2023, 12:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 19:04 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
adnotacja moderatora
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic


Brenna czekała na Geraldine w tym samym miejscu, co ostatnio. Stała, zapatrzona na granicę pobliskiego lasu. Stłumiła ziewnięcie - była wyjątkowo niewyspana, i właściwie najchętniej poszłaby po prostu się położyć, ale dziś akurat udało się znaleźć miejsce w kalendarzu tak, by pasowało to także Yaxley.
A Brenna chciała dowiedzieć się więcej o Kniei i o Charliem Dafoe.
Nie prowadziła tego śledztwa. Pewnie dostał je ktoś u aurorów, a może nikt. Ale Dolina Godryka była jej domem, teraz grasowały w nim potwory i Longbottom wcale nie ufała, że ktoś w Ministerstwie zadziała na tyle szybko, by nikt więcej nie ucierpiał. Rozpaczliwie potrzebowała informacji: szukała ich właściwie od początku miesiąca, ale każda odpowiedź, jaką znajdowała, niosła ze sobą tylko kolejne pytania. Tak, przeczytała raport z poszukiwań Charliego, ale ten był lakoniczny, a Brenna... po prostu chciała wiedzieć więcej. Mogłaby pójść do Borgina, i początkowo nawet planowała, ale miała trochę za dużą ochotę go udusić - wystarczyło, że rozmawiała z nim w sprawie mordercy ze snów, a o tym, że to on znalazł chłopca, dowiedziała już po tej rozmowie. Jeżeli szło o Charliego, ostatecznie Brenna uznała, że woli porozmawiać z Yaxleyówną.
Little Hangleton niekoniecznie było najlepszym miejscem na spotkanie. Brenna ostatnio bywała tu aż nazbyt często i zaczynała mieć wrażenie, że należałoby tę wioskę podpalić, podobnie jak cmentarz i pobliski las, a potem dopilnować, by nikt więcej się tutaj nie osiedlił. Ale Knieja była teraz jeszcze bardziej niebezpieczna, a Brenna wolała nie rozmawiać o pewnych sprawach zbyt wiele na takiej Pokątnej. Niemagiczny Londyn z kolei... jakoś niezbyt widziała Geraldine, płynnie wtapiającą się pomiędzy mugoli. Chociaż może ulegała uprzedzeniom, na temat jej rodziny?
- Cześć, Ger! - zawołała, kiedy usłyszała kroki drugiej kobiety. Odwróciła się w jej stronę i uśmiechnęła lekko. - Dzięki, że znalazłaś czas na spotkanie. Sama rozumiesz, te paskudztwa tkwią praktycznie pod moim płotem, więc... temat żywo mnie interesuje.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#2
12.09.2023, 13:05  ✶  

Geraldine ceniła sobie bardzo znajomość z rodzeństwem Longbottom. Wiedziała, że jako jedni z nielicznych potrafią władać szpadą, co było dla niej ogromną zaletą. Chętnie się pojedynkowała, treningi z ojcem przestały jej wystarczać już dawno temu. Wolała stawać przed przeciwnikami, którzy mogli ją zaskoczyć. Tym razem dostała zaproszenie od Brenny, oczywiście nie zamierzała jej odmówić. Z ogromną radością zgodziła się na spotkanie, trochę ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Miała świadomość, że Longbottom tym razem chciała się z nią spotkać nie tylko, żeby powalczyć, ale również wypytać i to, co widziała w Kniei. Nie do końca lubiła być przepytywana przez służby, ale akurat Brennie mogła wyśpiewać wszystko, czego potrzebowała. W ramach rekompensaty za trening, wydawało jej się, że jest to dobry pomysł.

Little Hangleton było niezłym miejscem na takie spotkanie. Mugole raczej rzadko tutaj docierali, okolica była malownicza, bez problemu dało się znaleźć miejsce z dala od ciekawskich spojrzeń. Nie mogły trafić lepiej, aby się zmierzyć, ale też, żeby porozmawiać w spokoju. Gerry zdawała sobie sprawę, że atmosfera jest napięta. Sama nie określiła się jeszcze oficjalnie po żadnej stronie czarodziejskiego konfliktu, chociaż ci, którzy ją znali powinni wiedzieć, że już dawno wybrała, kogo zamierza wspierać. Pomimo swojego pochodzenia była bardzo otwarta, nie miała uprzedzeń praktycznie do nikogo. Nie podążała ślepo za założeniem, że w świecie czarodziejów powinno być miejsce tylko dla tych, którzy znają magię od lat. Ignorantami byli ci, którzy podążali za postulatami Voldemorta, przecież każdy ród kiedyś trafił do tego magicznego świata...

Teleportowała się w miejsce, w którym widziały się ostatnio ze szpadą przy boku. Nie była specjalnie delikatna, więc Brenna od razu ją zauważyła. Uśmiechnęła się promiennie na przywitanie. - Hej Bren. - Rzuciła głośno, zbliżając się do znajomej szybkim krokiem. - No, nie dziwię ci się. Chętnie pomogę się wam ich pozbyć, chociaż dla mnie to też coś nowego. Nigdy jeszcze nie spotkałam takich stworzeń. - Wcale nie ukrywała, że było inaczej.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
12.09.2023, 14:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.09.2023, 14:04 przez Brenna Longbottom.)  
- Bardzo chciałabym się ich pozbyć, ale obawiam się, że do tego daleka droga - powiedziała Brenna, opadając na trawę. Tak, mogła potrenować z Geraldine - lubiła to, bo Yaxley, skupiająca się głównie na aktywności fizycznej, była trudnym przeciwnikiem, a nie walczyły dość często, by znać na wylot wszystkie swoje sztuczki. Rozmowa o Charliem i Kniei była jednak w tej chwili ważniejsza. - Są w tym lesie, Ger. Jeśli ktoś wpadnie na nie w pojedynkę, jest praktycznie pewne, że nie wyjdzie z tego cały i zdrowy, nieważne, jak dobrym jest czarodziejem. Magia może co najwyżej je odstraszyć. Ataki fizyczne, jak sądzę, w ogóle ich nie sięgną. Zanim chociaż pomyślimy o likwidacji... musimy zebrać wszystkie informacje.
Wyjaśniała to z dwóch powodów.
Po pierwsze, nie chciała, aby Yaxley w swoim uporze postanowiła przypadkiem wbrew zakazom i patrolom Brygady sama wejść znowu do Kniei, ot z myślą, że zdoła pokonać jakieś widmo sama. Lubiła ją. Nawet jeżeli nie ufała rodzinie kobiety, a jej bliźniaczy brat stał się jedną z zadr w sercu Brenny, i podchodziła do niej z pewną ostrożnością, chciała wierzyć, że Geraldine jest inna i że pobyt w Gryffindorze pchnął ją w inną stronę. Nie chciała, aby spotkało Yaxleyównę coś złego.
Po drugie, wolała wytłumaczyć, dlaczego pyta. Bo nie, to nie było żadne oficjalne przesłuchanie. Brenna oficjalnie nawet nie zajmowała się tą sprawą. Ale nie umiała tego zostawić innym. Nie, gdy chodziło o jej dom.
– Wiem, że Charlie wyjechał na rowerku jako dziecko, a wrócił jako stary mężczyzna. Na wpół oszalały i pozbawiony młodości – dodała cicho. Jej uśmiech znikł bez śladu, ton brzmiał monotonnie, w oczach pojawił się jakiś chłód. To było dziecko. Te potwory dorwały dziecko. Byłoby może lepiej dla niego i dla jego rodziny, gdyby zginął. Teraz był uwięziony w tym starym, schorowanym ciele. Ukradziono mu całe życie, a rodzicom nałożono na ramiona nieznośne brzemię. – Chciałabym, żebyś mi opowiedziała, co dokładnie zobaczyliście. Co mówił. Mogłabym isć do jego rodziny, ale…
Urwała.
Nie chciała rozdrapywać tych ran jeszcze bardziej.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#4
12.09.2023, 14:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2023, 12:05 przez Geraldine Yaxley.)  

- Daleka, czy też nie, myślę, że mogę wam się przydać. - Odparła jeszcze. Wiedziała, że mało kto odnajdywał się w lasach tak jak ona. Była świetnym łowcą, i miała tego świadomość. Usiadła obok Brenny, miały trochę do przegadania i wypadałoby, aby załatwiły te wszystkie naglące sprawy. Widziała, że Longbottom to trapi, zamierzała więc jej pomóc.

- Wiem, zdaje sobie z tego sprawę. Nie będzie łatwo pokonać te stwory, ale nie ma rzeczy niemożliwych. - Jej ciekawość powodowała, że ogromnie zaczęło ją interesować, jak się tego pozbyć. Było to wyzwanie nawet dla niej, która miała ogromne doświadczenie w łapaniu magicznych stworzeń. Wiedziała, że są potężniejsze od tego, z czym już się mierzyła. Większość stworzeń mogła zabić przy pomocy miecza, tutaj jednak nie był on przydatny - wcale.

Geraldine potrafiła ocenić umiejętności przeciwnika. Nie zamierzała pakować się do Kniei w pojedynkę, miała przecież jeszcze całe życie przed sobą. Nie o to w tym wszystkim chodziło. Liczyła na to, że będzie miała jakiś wkład w pokonaniu tych istot. Po ludzku chciała pomóc, bo te stwory nie dawały żyć ludziom w Dolinie.

- Tak, szukaliśmy go dwa dni. - Dopowiedziała jeszcze. - Myślałam, że znajdziemy trupa, po tym, co słyszałam. - Wolała być szczera. Tamtego dnia nie miała nadziei, wydawało jej się, że szukają ciała chłopca, bo jakim cudem by przetrwał w Kniei tak dużo czasu, kiedy czaiły się tam najprawdziwsze potwory? - Znaleźliśmy ten rowerek, rzucony w krzaki, później Charliego, tyle, że właśnie, było tak jak mówisz. Postarzał się, ale tylko cieleśnie. Jego dusza dalej była młoda, jakby zmieniło się tylko to, co było na zewnątrz, środek pozostał nietknięty. - Może nie do końca, bo na pewno odcisnęło to nami piętno, jednak w środku nadal był małym chłopcem. - Chciał znaleźć się przy matce, on chyba nie wiedział, że się zmienił, aż tak. Opowiadał o tym strachu, strachu który pojawił się, gdy potwory się zjawiły. Mówił, że wypełnił całe jego ciało. - Miała wrażenie, że podobnie zachowywali się dementorzy. - Coś jak dementorzy, wiesz, gdy oni pojawiają się w pobliżu, to nagle wysysają całą radość z życia. Te stwory przyniosły ze sobą strach i zimno, wspominał o tym, że bardzo mu jest zimno, mimo, że pogoda nie była najgorsza. - Promienie słońca skutecznie przebijały się tego dnia, gdy go znaleźli przez chmury.

- Nie, nie idź do nich, to nie ma sensu. Nic więcej ci nie powiedzą, nie było ich na miejscu, a nie sądzę, żeby on chciał opowiadać o tym, co mu się przydarzyło. Mówił też, że one go obserwowały. - Próbowała sobie przypomnieć wszystko, o czym wspomniał chłopiec, nie było jednak tego zbyt wiele. Nie specjalnie chciał opowiadać o minionych wydarzeniach.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
12.09.2023, 14:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.09.2023, 14:36 przez Brenna Longbottom.)  
– Gdybym uważała, że nie da się ich pokonać, nie pytałabym – odparła Brenna w zamyśleniu, spoglądając na majaczące w oddali zabudowania Little Hangleton. Wszystko dało się pokonać. Zawsze istniał jakiś sposób.
Ale czasem, zanim udało się go znaleźć, ginęli ludzie. Wielu ludzi. Być może ona miała być jednym z tych, których właśnie to spotka. Wcale nie chciała, ale się z tym liczyła. I szukała. Może jeżeli będzie szukać dostatecznie wiele osób, ktoś w końcu coś znajdzie.
– Zimno, które wypełnia całe ciało… – powtórzyła bezwiednie. Myślała o chłodzie, jaki sama czuła, kiedy spotkała te stworzenia. I o tym, że Mavelle zawędrowała aż do Limbo, a potem wróciła, wypełniona zimnem.
Może miała rację i te stworzenia wciąż tkwiły częściowo w Limbo? Próbowały wykradać energię żywych… by się ogrzać? Albo przejść tutaj w całości? Od tego wszystkiego Brennę aż bolała głowa. Ne znała się na nekromancji i to wszystko ją przerastało.
– Miałam nadzieję. Ale chyba nie wiarę – westchnęła, kiedy Yaxley przyznała, że oczekiwali znaleźć trupa. Tak, Brenna miała nadzieję, że znajdą żywego chłopca, ale gdzieś w jej głowie tkwiła myśl, że natkną się raczej na kości. To, że był żywy… nie była pewna, czy to lepiej, czy gorzej. A to, że psychicznie pozostał dzieckiem też nie było zaskakujące. Dorastanie to skomplikowany proces, wymagał brania od otoczenia, zmian, a te widma przecież tylko zabierały. Charlie nigdy już nie dorośnie. Nie zdąży. – Może więc w przeciwieństwie do dementorów nie dotykają duszy, a przynajmniej nie od razu. Zaczynają od ciała. Jeżeli zabierają coś więcej, to na samym końcu – mruknęła i potarła skronie, bo aż zaczynała ją boleć głowa, kiedy o tym rozmyślała.
– Nie, nie chcę do nich iść. To byłoby okrutne z mojej strony. Dlatego pozwalam sobie męczyć siebie. Zauważyłaś coś jeszcze? Tam na miejscu? Jakieś nieprawidłowości? Cokolwiek, co mogłoby być kolejnym tropem? – dodała.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#6
12.09.2023, 22:36  ✶  

Geraldine wyciągnęła paczkę papierosów z kieszeni. Sięgnęła po jednego i zaczeła rolować go w dłoni. - Rozumiem, tylko póki co nie mamy pomysłu, jak ich pokonać. - Jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności uznała, że są w tym razem, chociaż Brenna pewnie nie to miała na myśli, kiedy się tutaj z nią spotykała. Gerry jednak nie zamierzała odpuścić, skoro już zaangażowała się w sprawę to doprowadzi ją do końca. Wsadziła papierosa do ust i odpaliła go swoją srebrną, mugolską zapalniczką Zippo. Zaciągnęła się dymem głęboko. Nie ma nic przyjemniejszego od fajki na świeżym powietrzu.

- Całe ciało, mimo słońca, które świeciło, jakby nie reagował na nic ten chłód. - Nie umiała nawet sobie wyobrazić tego, jak to jest. Nie rozumiała również do końca tego procesu. Słyszała, że stworzenia pojawiły się kiedy Voldemort namieszał podczas Beltane. Musiały się zjawić z zupełnie nieznanego im miejsca, może z innego wymiaru? O ile taki istniał, to było tylko gdybanie.

- Nie wiadomo do końca jakie piętno to na nim odcisnęło. Na pewno ogromne. Dziecko zostało uwięzione w ciele dorosłego. Zostało mu zabrane kilkadziesiąt lat życia, to takie niesprawiedliwe. - Od zawsze bardzo przeżywała krzywdę, która przytrafiała się dzieciakom. Dorosłych jeszcze jakoś mogła znieść, jednak dzieci... były takie niewinne, nie zdołały poznać świata praktycznie wcale, niczym nie zawiniły. No, ale mógł skończyć gorzej, przynajmniej żył. Nie widziała reakcji rodziców tego biednego chłopca na to, jak został do nich przyprowadzony. Musiało to być dla nich dramatyczne przeżycie. Nie przypominał już tej twarzy z plakatów.

- Może wcale nie potrzebują duszy? - Podzieliła się z Brenną swoimi przemyśleniami. Skoro czerpały energię z tej części materialnej, to może głównie ona im była potrzebna? - Może jest jakiś duch, na Beltane zginęło tyle ludzie, bardzo drastycznie, może ktoś wie coś więcej. - Nie, żeby wątpiła w sposób w jaki śladów szukała Brenna, ona przecież była funkcjonariuszem BUMu, ale może musieli poszukać jeszcze jakiegoś innego punktu zaczepienia.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
13.09.2023, 02:49  ✶  
- Odstraszyć się, uratować, owszem. Dużej grupie udało się oszałamiaczami. Skoro to istoty podobne do dementorów… - Tu Brenna wzruszyła ramionami, pozwalając, aby Geraldine dopowiedziała sobie resztę. Nie mogła przecież oficjalnie powiedzieć „skuteczne będzie zaklęcie patronusa”, skoro to było zakazane, a ona była Brygadzistką. – Ale pozbyć się ich raz na zawsze, by samotna osoba albo dziecko nie było zagrożone? Na razie nie wiemy.
Nie, Brenna niekoniecznie chciała Yaxleyównę w cokolwiek wciągać, ale też nie zamierzała na tym etapie próbować ją przekonać, by się absolutnie w to nie mieszała. W końcu ta zajmowała się magicznymi stworzeniami i polowaniami. Brenna wiedziała za mało – istniała spora szansa, że Geraldine się przyda. Chociaż w takie sprawy bardzo niechętnie wciągała cywilów, nieważne, jak bardzo utalentowanych.
– Najgorsze możliwe, jak sądzę – szepnęła, na chwilę opuszczając wzrok. Wpatrywała się we własne buty, a jej myśli mimowolnie uciekały do tego nieszczęsnego chłopca. Ile jeszcze żyć zniszczy czarna magia i pragnienie potęgi? – A winnym wszystkiego ostatecznie jest Voldemort – dodała martwym głosem. Nie, nie bała się tego powiedzieć. Nawet jeżeli Geraldine tylko by udawała dobrą postać w tej historii, nawet gdyby wyniosła to Yaxleyom, to czy nie było jasne, że Brenna i jej bliscy dawno już wybrali stronę w tym konflikcie? A czymkolwiek były te istoty, pojawiły się po tym, co stało się podczas Beltane.
– Nie sądzę, by były to dusze poległych podczas Beltane, Ger. Ale nie jest wykluczone, że to coś z tamtej strony. W każdym razie, uwierz, szukam w każdym możliwym miejscu. Specjaliści od magicznych stworzeń, od teorii magii, uzdrowiciele, Departament Tajemnic, znający się na… walce z czarnej magią, spirytyści, uderzałam albo planuję uderzyć do każdego – mruknęła Brenna. Wiedziała, że tradycyjna, policyjna robota tutaj nie wystarczy. To było coś nowego. Wszystko było zupełnie nowe. Te potwory stanowiły dopiero początek… bo przecież Voldemort… nawet jeżeli nie osiągnął wszystkiego, co pragnął w Limbo, to coś tam zdobył.
– Dziękuję – powiedziała w końcu i dźwignęła się z trawy, posyłając Geraldine szelmowski uśmiech. Nie było sensu dalej tego roztrząsać. Więcej żadna drugiej nie powie, Ameryki tutaj nie odkryją. Brenna sięgnęła więc po rapier, a potem wyjęła różdżkę, aby zabezpieczyć jego ostrze i upewnić się, że żadne cięcie nie skończy się raną. – To co, Ger? Gotowa trochę się rozruszać?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#8
13.09.2023, 10:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2023, 12:03 przez Geraldine Yaxley.)  

- Tak, patronus może pomóc. - Dokończyła myśl za Longbottom. Ona w przeciwieństwie do niej miała gdzieś zakazy ministerstwa. Szczególnie, że mogło to pomóc uratować kilka żyć, albo i kilkanaście. Samej Geraldine nigdy specjalnie nie pociągała nekromancja, mimo wszystko przydałoby się jednak wreszcie zainteresować tym tematem. Jak widać czasem i ta dziedzina magii mogła być przydatna. Będzie musiała pomówić z Nickiem, żeby jej co nieco pokazał. Miała nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko. Miała na niego swojego sposoby, pewnie tak, czy siak go urobi.

Cywil, czy nie, Geraldine już podjęła decyzję. Mogła zaangażować się w odkrycie zupełnie nowego gatunku, a nie oszukujmy się, kto nie lubił splendoru i chwały? Oczywiście też ważne było, aby te istoty dały spokój mieszkańcom Doliny, ale było to na drugim miejscu. Yaxley uwielbiała czuć adrenalinę, a nieznane jej ją oferowało. Wiedziała więc, że to dopiero jej początek przygody z tymi widmami.

- Tak, ale i Voldemory kiedyś zostanie zniszczony, jak każdy potwór, jego też da się zabić. - Powiedziała z ogromną pewnością w głosie. Naprawdę w to wierzyła, że już niedługo pozbędą się tego wrzoda na tyłu i wszystko wróci do normy. Miała świadomość, że gdyby ktoś z jej rodziny usłyszał, że mówi to na głos mogłyby się pojawić nieprzyjemne konsekwencje, ale nie bała się ich. Najważniejsze, że podążała drogą, którą wybrała dawno temu, kiedy tiara przydzieliła ją do Gryfonów. Ta śmieszna czapka bardzo dobrze wiedziała, co robi. Dostrzegła to, że Gerry jest inna od wszystkich członków jej rodziny.

- Nie do końca mi chodzi o to, że to są tylko dusze tych którzy polegli podczas Beltane, ale może jakaś dusza, którą zaatakowały te widma została na ziemi i mogłaby nam więcej powiedzieć. Tak tylko gdybam. - Dopiero uczyła się o tych stworach i szukała jakiejś dziury w tym wszystkim co się wydarzyło, aby znaleźć więcej informacji. - Wierzę Brenn, widzę, że ci zależy. - Nie dało się tego nie zauważyć, jak bardzo Longbottom zaangażowała się w tą sprawę. Nie dziwiła się wcale, w końcu te stwory czaiły się blisko jej domu.

Udało im się przebrnąć przez ten nie do końca wygodny temat i mogły zająć się teraz przyjemnościami. Ger przygasiła fajka, po czym wstała.- Zawsze gotowa! - Otrzepała sobie zad z trawy i sięgnęła po szpadę, którą miała u swojego boku. Złapała ją mocno, pewnym ruchem, stal błyszczała w świetle słońca. Podobnie jak Brenna potraktowała narzędzie serią zaklęć, aby przypadkiem nie ranić znajomej. Nie chciała mieć nikogo na sumieniu. Oddaliła się od niej szybkim krokiem i stanęła po przeciwnej stronie polany. Czekała tylko na znak, że Longbottom również jest gotowa. Skłoniła się nim zaczęły walczyć, jak przykazywało i ruszyła do ataku.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
13.09.2023, 11:43  ✶  
O tym, że Brenna miała w głębokim poważaniu zakazy i nakazy, kiedy szło o ludzkie życie, mieli okazję przekonać się ostatnio Laurent, Patrick oraz Victoria. A i Heather, wyciągnięta całkiem blisko tego miejsca, by poćwiczyć magię, mogła zorientować się, że jej partnerka wcale nie gra według ministerialnych zasad... zresztą, samo bycie w Zakonie wszystkie te zakazy łamano. Bo Brygadzista powinien podążać za szefem Departamentu oraz Ministrą Magii, a Brenna od dwóch lat wędrowała w ślad za Patrickiem Stewardem oraz Albusem Dumbledorem. Ba, nie rzuciłaby do Geraldine tej sugestii, gdyby było inaczej.
Ale nie mogła zachęcać kogokolwiek oficjalnie do używania takiej magii. A chociaż odwróciłaby głowę, widząc, że Yaxley to robi, ba, odwróciłaby głowę widząc, że ktokolwiek robi coś takiego, to było kilku Brygadzistów, którzy zwyczajnie by ją aresztowali. Niestety, jawne łamanie zakazów Ministerstwa nie kończyło się zwykle dobrze.
- Szczerze w to wierzę, Geraldine - powiedziała Brenna, spoglądając ku niebu. Gdyby było inaczej, nie próbowałaby przecież walczyć... Chociaż nie. Pewnie i tak by próbowała, po prostu przepełniona poczuciem beznadziei tak wielkim, że pozbawiałoby ją tchu. Można było mówić, że nadzieja, miłość i wiara to za mało, ale przecież to z nich czerpali siły żołnierze. Gdy ich zaczynało brakować, zmieniali się już w bezmyślne bestie, bazujące tylko na instynktach. - Ale nie stanie się to dziś, jutro ani pewnie za pół roku - stwierdziła. Czekała na ten moment i chyba zawsze sądziła, że to będzie Dumbledore. Że kiedyś go wytropią, schwytają dość śmierciożerców, że zdołają dotrzeć do Voldemorta i tym, który przed nim stanie, będzie Albus – i że tę walkę wygra. Ale nie łudziła się, że nastąpi to szybko. I nie miała pojęcia, że tak naprawdę nigdy nie miał to być dyrektor Hogwartu – i że przyjdzie im czekać jeszcze wiele, wiele lat.
Niektórym. Bo wielu tej chwili nigdy nie zobaczy.
A potem… Brenna schowała różdżkę. Poczekała aż Geraldine zrobi to samo i kiedy była już pewna, że Yaxleyówna jest gotowa do walki, skoczyła ku niej, całkiem entuzjastycznie, by przez chwilę myśleć tylko o tej walce, o tańcu ostrzy, o unikach, paradach i wypadach. Tak jak wtedy, kiedy była jeszcze młodą dziewczyną, jej ukochany las nie był pełen widm, a nad ich światem nie wisiał złowrogi cień.


Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1723), Geraldine Yaxley (1527)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa