Brenna czekała na Geraldine w tym samym miejscu, co ostatnio. Stała, zapatrzona na granicę pobliskiego lasu. Stłumiła ziewnięcie - była wyjątkowo niewyspana, i właściwie najchętniej poszłaby po prostu się położyć, ale dziś akurat udało się znaleźć miejsce w kalendarzu tak, by pasowało to także Yaxley.
A Brenna chciała dowiedzieć się więcej o Kniei i o Charliem Dafoe.
Nie prowadziła tego śledztwa. Pewnie dostał je ktoś u aurorów, a może nikt. Ale Dolina Godryka była jej domem, teraz grasowały w nim potwory i Longbottom wcale nie ufała, że ktoś w Ministerstwie zadziała na tyle szybko, by nikt więcej nie ucierpiał. Rozpaczliwie potrzebowała informacji: szukała ich właściwie od początku miesiąca, ale każda odpowiedź, jaką znajdowała, niosła ze sobą tylko kolejne pytania. Tak, przeczytała raport z poszukiwań Charliego, ale ten był lakoniczny, a Brenna... po prostu chciała wiedzieć więcej. Mogłaby pójść do Borgina, i początkowo nawet planowała, ale miała trochę za dużą ochotę go udusić - wystarczyło, że rozmawiała z nim w sprawie mordercy ze snów, a o tym, że to on znalazł chłopca, dowiedziała już po tej rozmowie. Jeżeli szło o Charliego, ostatecznie Brenna uznała, że woli porozmawiać z Yaxleyówną.
Little Hangleton niekoniecznie było najlepszym miejscem na spotkanie. Brenna ostatnio bywała tu aż nazbyt często i zaczynała mieć wrażenie, że należałoby tę wioskę podpalić, podobnie jak cmentarz i pobliski las, a potem dopilnować, by nikt więcej się tutaj nie osiedlił. Ale Knieja była teraz jeszcze bardziej niebezpieczna, a Brenna wolała nie rozmawiać o pewnych sprawach zbyt wiele na takiej Pokątnej. Niemagiczny Londyn z kolei... jakoś niezbyt widziała Geraldine, płynnie wtapiającą się pomiędzy mugoli. Chociaż może ulegała uprzedzeniom, na temat jej rodziny?
- Cześć, Ger! - zawołała, kiedy usłyszała kroki drugiej kobiety. Odwróciła się w jej stronę i uśmiechnęła lekko. - Dzięki, że znalazłaś czas na spotkanie. Sama rozumiesz, te paskudztwa tkwią praktycznie pod moim płotem, więc... temat żywo mnie interesuje.