18.09.2023, 02:02 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.10.2024, 12:19 przez Mirabella Plunkett.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III
Rozliczono - Lorraine Malfoy - osiągnięcie Piszę więc jestem
Rozliczono - Lorraine Malfoy - osiągnięcie Piszę więc jestem
grudzień 1962, Hogwart, skrzydło szpitalne
Lorraine przejrzała się krytycznie w łyżeczce od herbaty, której kubek stał na stoliku obok, i z niezadowoleniem wydęła wargi. Tyle dobrego, że twarzyczce o perfekcyjnie regularnych rysach tchnących arystokratyczną nie mogła niczego zarzucić... jednak idealna tafla srebrzystoblond włosów wydawała się nieco przyklapła po romansie z poduszką w jednym z łóżek w skrzydle szpitalnym, co było absolutnie niedopuszczalne!!! Obudziła się przed chwilą, i trochę kręciło jej się w głowie. Przeczesała włosy palcami, rozdzielając splątane pasma i kontynuowała inspekcję swojego odbicia w posrebrzanej łyżeczce.
Nie zauważyła żadnej blizny po lobotomii. Dziękować Bogom. Już się bała, że hospitalizowali ją dlatego, że wreszcie dostrzegli, że jest poważnie chora na łeb!!!!
Tak się ucieszyła z tej rewelacji, że jakoś mimowolnie posłała promienny uśmiech dziewczynie, która zajmowała łóżko obok. A potem lekko zmrużyła oczy, jakby dopiero teraz odzyskała poczucie czasu i przestrzeni.
Albo za mocno uderzyła się w główkę, albo była sama w skrzydle szpitalnym z nikim innym, tylko z Brenną Longbottom.
Tak, tą Brenną Longbottom, którą spokojnie można było nazwać jedną z najpopularniejszych dziewczyn w szkole, tą, której starszy brat był obiektem westchnień większej części żeńskiej populacji zamku, tą, której bajecznie bogata rodzina (czystej krwi, co warto podkreślić) urządzała wystawne bale charytatywne, o których Lorraine zawsze chciwie czytała w periodykach subskrybowanych przez jej koleżanki.
Chcąc nie chcąc, większość potomków rodów czystej krwi mimowolnie kojarzyła w niewielkim stopniu innych ludzi ze swojego środowiska, więc dziewczyny mimo różnicy wieku świadome były swojego istnienia. Chociaż zdarzyło im się parę razy gawędzić - ba, niedawno Brenna nadzorowała jeden z rzadkich szlabanów, który przypadł Lorrie w udziale, więc wymieniły kilka uprzejmych słów - nie były sobie w żaden sposób bliskie. Wpadały na siebie na szkolnych korytarzach, czasem nawet padało cześć, no wiecie, po prostu kojarzyły się.
Gdyby tylko starsza dziewczyna wiedziała, że powoduje w głowie Lorraine podobny zamęt co rozwścieczony rogogon węgierski, któremu coś przyczepiło się do ogona, zapewne byłaby tym niezwykle ubawiona.
Prawda była bowiem taka, że Brenna Longbottom była dla Lorraine pieprzoną zagadką.
Bo w ogóle jak można być dla wszystkich takim miłym???? Jaki Brenna ma w tym wszystkim cel!!! Wielokrotnie Lorraine była świadkiem jak ta biega po zamku szczęśliwa jak niuchacz w kopalni złota, pełna energii i entuzjazmu, zawsze gotowa nawiązać z kimś rozmowę, rzucić coś zabawnego, co doskonale pasowało do sytuacji. I nie, Lorraine wcale nie stalkuje ludzi, a już na pewno nie Brennę!! Po prostu mimowolnie analizuje większą część społecznych interakcji, jakich jest świadkiem. I autentyzm, z jaką Brenna odgrywała rolę upersonifikowanego felix felicis przerażał ją.
I nie, w głowie Malfoy odpowiedź "bo może ma dobre serce, duh", nie była wystarczająca!! Powszechnie wiadomo, że wszyscy ludzie są źli i chcą cię wykorzystać, tak ją w końcu mamusia nauczyła.
Na szczęście światło w kanciapie pielęgniarki było zgaszone, co oznaczało, że mogły mieć trochę prywatności. Lorraine poruszyła się na łóżku, i nagle zdała sobie sprawę, że upadając - tak, przypomniała sobie, że upadła w męskiej łazience, dokąd wymknęła się zapalić, żeby trochę ulżyć ssaniu w żołądku - musiała sobie skręcić kostkę, która teraz powiększyła swój obwód, zawinięta opatrunkiem.
- Przez chwilę myślałam, że odwaliłam Jęczącą Martę. - Z jej języka zamiast śliny jak zwykle skapywała ironią przemieszana z rozbawieniem. Bo w sumie, Lorraine nawet się cieszyła z całego tego zamieszania. Miała teraz doskonałą wymówkę, żeby nie wracać na święta do domu.
- I cześć, Brenno. Wiesz może, jak długo spałam? - Uśmiech na twarzy Lorraine był teraz delikatny, tak jak normalnie. Jasne, mogła być zielona z zazdrości o Longbottomównę, ale nie warto robić sobie wrogów, prawda?
- Jak długo tu w ogóle jesteś? - Obrzuciła dziewczynę taksującym spojrzeniem, próbując dociec, czemu i ona musi kurować się w skrzydle szpitalnym. Nie zauważyła, co było problemem na pierwszy rzut wszechwiedzącego oka szkolnej plotkary, ponieważ chyba jeszcze jej się trochę kręciło w główce, po tym jak przywaliła w umywalkę.