Odkrywanie Doliny Godryka było fascynujące, ale szybko się skończyło. To jednak malutka miejscowość, tym bardziej w porównaniu z Londynem. Marquez miał jeszcze miejsca, których nie odwiedził nigdy, nawet w poprzednim życiu.
Jednym z nich było China Town. Dlaczego się tam wcześniej nie pojawił? Zazwyczaj było tam niesamowicie tłoczno i jakoś tak obco. Co brzmi dziwnie w ustach pół Japończyka. Bo przecież z całego Londynu to właśnie tam mógł wtopić się w tłum. Cóż, mógłby. Gdyby nie cudaczne włosy, do której dołączył martwy odcień cery.
Ururu wybrał się tam okryty letnim płaszczem jednorzędowym — kolejnym odzieniem otrzymanym w "spadku" od ojca Heather. Zbyt duże odzienie sprawiało, że Ururu wyglądał jeszcze młodziej niż... wyglądał, bo i tak wyglądał znacznie młodziej niż wskazywała na to data urodzenia. Czarodziej okrył włosy mugolskim kapeluszem z rondem. Opadający z niego cień przysłaniał nieco dziwne spojrzenie miodowych oczu. I bardzo dobrze, bo w tłumie osób z ciemnymi tęczówkami, bardzo rzucałoby się to w oczy. Poza tym, było już po zmroku. Ururu obserwował tętniące życiem bary i stoiska z jedzeniem. Sam skusił się nawet na jakieś smażone mięso na patyku. Smakowało bardzo dobrze, ale nigdy czegoś takiego wcześniej nie spróbował. Niestety, gdy spytał sprzedawcę, co to było, ten tylko zaszczekał. Widocznie nie znał angielskiego i próbował się porozumieć psim. Cóż za dziwak.
Marquez przechodził obok parku. Było tam spokojniej, a także powietrze miało większą swobodę przepływu. Co kilkanaście metrów porozstawiane było więcej budek z jedzeniem, czy piciem. Ta część miasta zdecydowanie nie chodziła wcześnie spać.