Zwał jak zwał. Dla jednych to były głupoty, dla drugich może było w tym coś nawet mądrego, a dla samego Stanleya to było wszystko obojętne. Był sobą, dobrze się bawił i niczym się nie przejmował. Nie zważał na swoje słowa i mówił to co mu przyszło na język. To chyba było w tym momencie najważniejsze, czyż nie? Borgin oczywiście mógł udawać, być kimś kim nie jest, a może nawet mieć tego przysłowiowego "kija w dupie" ale czy to było coś z czego był znany? Raczej nie... i ludzie też by prędzej czy później zdali sobie sprawę, że ten po prostu udaje i zapewne strasznie się z tym męczy.
- No to bym poszedł na urlop. Proste, nie? - zapytał retorycznie, nie oczekując odpowiedzi od Atreusa, ponieważ ta była dobrze mu znana - "tak". Gdyby tak się zastanowić to może właśnie było to czymś czego w tym momencie potrzebował? Wyjechać na miesiąc, może dwa tygodnie w nieznane. W miejsce gdzie będzie miał święty spokój od tego wszystkiego co się działo w ostatnim czasie. Miejsca gdzie nikt go nie będzie niepokoił.
No i trafiła kosa na kamień. Miło było słyszeć, że Bulstrode zabrania mu jakiegokolwiek zwalniania się i w ogóle na to nie zezwala... jednak trzeba było sobie zdać sprawę, że to było trochę marzenie ściętej głowy. Jego dalsza i przede wszystkim dłuższa kariera w Ministerstwie została skreślona ponad rok temu, kiedy to za namową swojej rodziny, postanowił dołączyć do tej, a nie innej organizacji. Prawda też była taka, że po tegorocznym Beltane to była tylko kwestia czasu kiedy raz na dobre opuści ten urząd albo świat. Najśmieszniejsze w tym wszystkim był jednak fakt, że teraz w najlepsze przygotowywali sobie kiszonki, a trochę ponad dwa miesiące temu walczyli niemal przeciwko sobie w wielkiej bitwie na tamtym święcie... co za przekorność losu.
Sam zainteresowany, a raczej osoba o której cała ta debata się odbywała, nie zabrała głosu. Stanley uznał, że prościej będzie przemilczeć temat, może udać, że się czegoś nie usłyszało... w końcu dzielenie kopru było takie zajmujące i takie głośne, że nie dało się usłyszeć tego co mówili inni, czyż nie? Jedno trzeba było jednak przyznać Saurielowi - to co mówił to była prawda. Borgin rozwiązywał sobie krzyżówki, czytał jakieś gazety, spędzał lepiej czas, niż na tych raportach co się wszystkim wydawało, że tak skrzętnie je robił.
Przyjrzał się jak Ogórkowidząca odmierzyła idealną ilość ogórków i niemal otworzył buzię z podziwu. Kurwa, te kocie ruchy... tak bez miarki, wagi i linijki odmierzyć... Szok nadal nie dowierzał temu co ujrzał - Jasne, się robi szefowa - oznajmił i czym prędzej zabrał się do perfekcyjnego wymierzania ogórków. Przez dłuższą chwilę nosiło go pójście po jakieś przyrządy pomiarowe ale wygrał z samym sobą, a może wręcz przegrał i zdał się na swój "sokoli" wzrok - Pyk, cyk, voila - pochwalił się, kompletując jeden słoik, a następnie wziął łyk ze swojej szklanki - Kiszone krzesełka... Brzmi dobrze - pokiwał głową na zgodę by po chwili przenieść wzrok to na Sauriela, to na Atreusa. Czym jest kurwa zalew? - Kiedyś słyszałem, że ktoś miał wylew... Ale to chyba nie jest to samo... A może? - zapytał, odmierzając kolejną dawkę ogórasków niczym jakiś narkotykowy baron. Może i nie narkotykowy ale ogórkowy - ogórkowy Baron. Tak, to brzmiało bardzo dobrze.
Ten zalew czy tam wylew, nadal nie dawały mu spokoju. Ktoś musiał mieć wylew aby zrobić zalew? zastanawiał się sam ze sobą. W końcu musiał się zapytać kogoś mądrego, a wiadomo kto z całego grona był ekspertem w tych wszystkich umysłowych gierkach - Ślimaki też kisimy? Gwarantuję Wam, że miny wszystkich ludzi, którym zaproponujemy kiszone ślimaki, będą warte każdego ogórka poświęconego sztuce Rookwooda - przyznał z pewną dumą w głosie na poczynania Sauriela, a w głowie już widział zdziwioną Maevę, która patrzy na niego jak na debila kiedy oferuje jej takiego ślimora do zjedzenia.
Przygotował ostatnią porcję normalnych ogórków, zostawiając jednak kilka słoików na Rooktwory - czyli twory Rookwooda (nazwa robocza nad którą jeszcze pracował) - Można zalewać, wylewać, wlewać... - wzruszył ramionami znad swojej szklanki - Robić to co trzeba - dodał i po raz kolejny wziął zwycięski łyk z okazji całego trudu jaki właśnie poniósł.
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972