Powietrze było rześkie, niebo pozbawione zbędnych chmur. Przyjemny, chłodny dreszcz przemknął po jej skórze, zostawiając gęsią skórkę, a błękitnooka uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, rzucając buty na trawę i wsuwając w nie stopy, ruszyła przed siebie. Nie chciała oddalać się daleko, nie znała przecież okolicy. Dom był usytuowany naprawdę ładnie, było mnóstwo pagórków i wrzosowisk dookoła, więc znalezienie odpowiedniego miejsca nie było trudne. Niewiele myśląc, usiadła na ziemi i odchyliła głowę do tyłu, przesuwając spojrzeniem po rozsypanych na niebie punktach. Byłaby naprawdę niemądra, gdyby nie skorzystała z możliwości, którą dostała od losu. Próbowała sobie przypomnieć treści książek astronomicznych, które pochłaniała jeszcze w latach nastoletnich, zauroczona wielkością wszechświata i tym, jak mało o nich wiedzieli mieszkańcy ziemi. Jej uszu dobiegł jakiś szelest, zerknęła w tamtym kierunku, ale uznała to jedynie za spłoszonego zająca. Dźwięk jednak powrócił ze zdwojoną siłą, a gdy z dość spokojnym i obojętnym wyrazem twarzy spojrzała w tamtym kierunku, dostrzegła dwa cienie, sylwetki jawnie męskie. Dotarły jej uszu również głosy, ale nie rozumiała słów targanych wiatrem i szumem otaczających ją wrzosów, więc jedynie wzruszyła ramionami, wciąż nie chcąc przeszkadzać - bo przecież ich spawy jej nie dotyczyły i znów odchyliła głowę do tyłu, spoglądając na niebo. Było dużo piękniejsze, niż to, co mogła zobaczyć z Londyńskich przedmieść lub ze Szkockiego domku letniego. Podobny widok malował się z pokładu statku jej ojca, jednak długo jej na pokładzie nie było. Ciekawe, gdzie teraz pływał Castiel i co działo się z Fergusem?
