• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 14 Dalej »
[18.05.1964] Jęcząca Marta

[18.05.1964] Jęcząca Marta
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#1
18.10.2023, 05:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 14:58 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty

Koniec roku szkolnego zawsze wiązał się z decydującymi meczami Quidditcha. Niektórzy zaciekle uczyli się do zbliżających egzaminów, przesiadując całymi dniami albo w bibliotece, albo w pokojach wspólnych z nosami w książkach i kolejnymi piętrzącymi się obok nich na stosach. Nieliczni jednak zakładali ochraniacze, łapali za miotły i biegli na szkolne boisko, ćwicząc póki mieli jeszcze czas, zanim zostanie rozegrany ostatni mecz i okaże się, który to dom objął w tym roku prowadzenie.
To właśnie też robił Atreus, niemal codziennie uciekając na szkolną murawę i z potrzeby wypadnięcia na ostatnich meczach jak najlepiej, ale też z samego faktu, że przecież był kapitanem i nawet jeśli sam aktualnie nie śmigał na miotle, to wciąż starał się czuwać nad treningami swoich kolegów i koleżanek z drużyny. Coś takiego miał właśnie za sobą - ostatnie dwie godziny spędził na boisku, najpierw samemu ćwicząc, a potem jeszcze został z resztą, kiedy rzucali sobie kafla. Teraz jednak, kiedy słońce powoli czerwieniło niebo na zachodzie, wracał do szkolnych murów, które witały chłodem rozgrzane od wysiłku fizycznego ciało. Zajrzał jeszcze na krótko do Wielkiej Sali, łapiąc coś do jedzenia, ale szybko jego kroki poprowadziły go dalej, ku schodom prowadzącym do lochów i korytarzy pośród których ukryte było wejście do dormitorium domu Węża.
Pokonał ostatni stopień i skręcił za winkiel, kiedy z drugiego korytarza wyszła na niego ślizgonka. Rok młodsza, ale śliczna, co parę razy już wcześniej zauważył w myślach, nie do końca świadomy magicznego uroku, jaki wokół siebie rozsiewała. Przeszedł tak parę kroków obok niej, myśląc w sumie tylko o tym, żeby zdjąć z siebie z ubranie treningowe, kiedy uświadomił sobie, że coś było nie tak z idącą obok niego panną Malfoy. Zmarszczył brwi, potrząsnął głową, niekoniecznie chyba wierząc w to co widzisz, aż wreszcie obejrzał się na nią, bezpardonowo przyglądając się jej od stóp do głów.
- Ej, Lorraine - zagadał, przystając na chwilę, kiedy się tak na nią gapił. - Ktoś cię wrzucił do jeziora, czy o co chodzi? - bo w przemoczonej szacie tak właśnie wyglądała, kiedy zostawiała za sobą ślad wilgotnych kropel na kamiennej posadzce.
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#2
22.10.2023, 01:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.02.2025, 11:47 przez Lorraine Malfoy.)  
Lorraine cudem tylko zdusiła w sobie trzeci dzisiaj atak paniki, zanim wypadła z łazienki, trzaskając drzwiami, mokruteńka od stóp do głów. Szept litanii przekleństw, które mełła na ustach, nie mógł zagłuszyć chichotu Jęczącej Marty, więc dodatkowo odwróciła się na pięcie i z całej siły kopnęła w drzwi toalety, a potem pomaszerowała gniewnie w stronę pokoju wspólnego, coby zgarnąć suchą torbę na przemoczone przybory.

Lorraine obudziła się z twardym postanowieniem, że cały dzisiejszy dzień spędzi ucząc się do egzaminów, które już od miesiąca spędzały jej sen z powiek. Lorraine niemożebnie przeżywała zbliżające się SUMy, ponieważ zależało jej, aby otrzymać jak najlepsze oceny. Czas wolny poświęcała albo na siedzenie w książkach, albo na gromadzenie zapasów eliksirów wspomagających koncentrację na okres SUMów - wtedy zawsze miała świetną klientelę. Sobie aplikowała natomiast eliksir na uspokojenie, ponieważ irytowało ją teraz absolutnie w s z y s t k o. Pierwsze miejsce pośród irytujących ludzie należało natomiast do Aveliny Paxton i Anthony'ego Borgina, którzy zdecydowali się... wrzucić ją do jeziora, kiedy uczyła się na błoniach.

Cóż, może gdyby nie była taka wredna wobec tej dwójki, uniknęłaby kąpieli.

Wyszła z jeziora jak rusałka, i popędziła do mało uczęszczanej łazienki Jęczącej Marty - nie chciała, by ludzie widzieli jąw takim stanie - aby doprowadzić się do porządku. Kapryśna zjawa rozwaliła jednak armaturę i zalała (znowu!) nie tylko Malfoyównę, ale i zawartość całej jej szkolnej torebki, którą dziewczyna nieopatrznie cisnęła na podłogę, kiedy to przepełniona furią wpadła do toalety na trzecim piętrze, z szatami pokrytymi rzęsą z jeziora. Zostawiła wierzchnie okrycie i zalane rzeczy w łazience, a teraz po nie wracała.

- Nie, po prostu robię się taka mokra na widok zabójczo przystojnych graczy z drużyny Quidditcha. - rzuciła ironicznie Lorraine, połechtana jednak atencją Atreusa. Chociaż Quidditcha szczerze nie znosiła, jego graczy tym bardziej - a jednemu z pałkarzy Gryffindoru, który ośmielił się ją podrywać, powiedziała, że latanie na miotle powoduje raka prostaty - wobec Bulstrode'a, który był rok starszy (!!), należał do Slytherinu i mógł się pochwalić akuratną buźką, pokusiła się jedynie o taki wygłoszony słodkim tonem komentarz zaprawiony flirtem szkolnej queen bee. Bo to jednak taki boost do pewności siebie, kiedy czujesz się jak coś, co przeżuła i wypluła kałamarnica, a taki ładny chłopiec i tak patrzy w ciebie jak w obrazek! Co za różnica, czy to był obrazek z Kalendarza Miss Mokrego Podkoszulka... No a wspominałam, że nienajgorzej wyglądał w stroju kapitana?

- To znaczy tak, jezioro. - poprawiła się od razu półwila, nawet nie mrugnąwszy okiem na nagłą zmianę tonu na bardziej neutralny. Uwielbiała ten przywilej płci pięknej, że wszystkie takie niegrzeczne odzywki uchodziły jej na... sucho, haha. - Anthony i Avelina trochę zażartowali moim kosztem. Ale chwilę potem, kiedy już prawie się wysuszyłam i tylko poprawiałam makijaż w łazience... - zamrugała gwałtownie, po trosze świadoma tego, że wygląda jeszcze ładniej, kiedy zbiera jej się na płacz (a Atreus wyglądał na takiego, co nawet po przeleceniu na miotle maratonu nie wahałby się pomóc damie w potrzebie), a po trosze dlatego, że naprawdę była wściekła i sfrustrowana całą tą sytuacją. - ...Jęcząca Marta znowu wysadziła krany. Zniszczyła mi wszystkie notatki z eliksirów na egzamin!

Ale wtopa...
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#3
28.10.2023, 04:10  ✶  
- Ha. - odpowiedział jak kretyn, wpatrując się w nią przez chwilę i zastanawiając się, gdzie podział się jego język w gębie. Czy ona właśnie nazwała go zabójczo przystojnym? Jego umysł obrócił tę informację w głowię parę razy, ale jakże szybko, bo zaraz na jego twarzy pojawił się lekki, ale jakże głupkowaty uśmiech. Tak jak każdemu innemu nastoletniemu chłopakowi, niewiele mu było potrzeba, żeby wywołać podobną reakcję.
- Antoś? - uniósł lekko brwi na brzmienie tego konkretnego imienia, niby to tak jak gdyby nigdy nic przysuwając się do panny Malfoy o parę kroków i zmniejszając dystans, który wcześniej ich dzielił. - No no, kto by się spodziewał, że tak się chłopak rozzuchwali - zacmokał z dezaprobatą, jednak doskonale było słuchać pobrzmiewające w niej rozbawienie. Bo nawet jeśli na papierze podobne zachowanie mogło się wydawać karygodne, to w praktyce co drugi uczeń Hogwartu pływał w jeziorze wbrew swojej woli już na pierwszym roku. Była to dość popularna rozrywka dręczących, biorąc pod uwagę że zaraz po tym zwykle ofiarę czekał jeszcze spacer wstydu po szkolnych korytarzach. Jemu samemu pewnie nie starczyłoby palców obu rąk żeby zliczyć razy, kiedy niby to niechcący, niby specjalnie wepchnął kogoś do wody. Co więcej, nie mógł tego Borginowi wytykać, bo aktualnie to on patrzył na przemoczoną Lorraine.
- Ah, Marta - rzucił nieco kwaśno, wzdychając przy tym niemal boleściwie, jakby chcąc koleżankę wesprzeć w tym całym bólu do wszechświata. - Mam wrażenie, że w okresie egzaminów robi się o wiele bardziej drażliwa. W zeszłym roku też skończyłem z dwoma rolkami pergaminu notatek do wyrzucenia, bo zrobiła coś podobnego - co dokładnie robił w łazience dla dziewcząt, szczególnie tej rzadko uczęszczanej i zapewniającej jako taką prywatność, że w ogóle musiał ubolewać nad straconymi notatkami, to była już zupełnie inna kwestia. Niemniej jednak wypowiedział te słowa dokładnie tak, jakby utyskiwał na fakt, że złapała go burza kiedy wracał przez błonia do zamku, zupełnie pomijając fakt, że wracał z zakazanego lasu i w środku nocy. Czyli z pełną niewinnością w oczach i absolutnym oburzeniem na warunki atmosferyczne, a nie własne postępowanie. To, że mogła to być jego wina, absolutnie nie wchodziło w grę.
- Na rozpłakanego ducha niestety nic nie poradzę, ale jeśli chcesz to mogę następnym razem wepchnąć Borgina do jeziora w twoim imieniu. I przy okazji zabrać mu różdżkę, tak na wszelki wypadek, żeby przypadkiem za szybko się nie wysuszył - uśmiechnął się do niej kącikami ust, ale jakże szelmowsko, absolutnie nie posiadając wyrzutów sumienia co do ewentualnego mszczenia się na przyjacielu za krzywdy, które niekoniecznie go dotyczyły.
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#4
06.11.2023, 06:54  ✶  
Chociaż Lorraine dołożyła starań aby wyglądać jeszcze bardziej na zrozpaczoną damę w opałach aniżeli wyglądała do tej pory - co nie było takie znowu trudne w przemoczonym mundurku i wodą kapiącą z nosa, ale jeszcze dla podkreślenia dramatyzmu swojego położenia intensywnie zamrugała, żeby w jej oczkach pojawiła się obietnica tych sławetnych kobiecych łez, które roztapiały nawet najtwardsze męskie serca - to widząc trochę za bardzo rozanielony uśmiech Atreusa, miała po prostu ochotę... Parsknąć śmieszkiem.
A po głowie zaczęła jej krążyć uparta myśl, aby teraz zaserwować chłopakowi zimny prysznic jakimś niewybrednym komentarzem, bo taką miała już przewrotną naturę: raz, bo była trzpiotowatą nastolatką, dwa, bo ten cielęcy wzrok Bulstrode'a był taki słodki, że aż skoczył jej poziom cukru we krwi!!!

Ostatecznie zdusiła w sobie dziewczęcy chichot, zanim ten zdążył wydostać się na zewnątrz, co nie było jednak mądrym posunięciem: ów chichocik, tak brutalnie zdławiony, zagnieździł się zamiast tego w brzuszku Lorraine, gdzie uległ przemianie w głupie, wyjątkowo natrętne motylki, kiedy Atreus zmniejszył dzielący ich dystans. Widać bycie wilą stanowiło czasami broń obosieczną. Ale motylki szybko przemieniły się we wściekłe osy, ponieważ rozbawiony ton Atreusa przypomniał jej, jaka jest wŚciEkŁa na Antoniego, Avelinę i Martę!!

- Przyjaźnicie się z Antonim, nie powinien tak brać dobrego przykładu ze starszego kolegi? - westchnęła boleśnie Lorraine, odciskając mokre pukle na palcach z nadmiaru wody. Niechybnie zaczną się kręcić od wilgoci. - Chyba, że jednak nie jesteś takim wzorem cnót, na jakiego wyglądasz... - zmrużyła oczka, rzucając Atreusowi cwane spojrzenie, ale na jej ustach szybko zagościł uśmiech, kiedy - niby przypadkiem - wspomniał o swoich perypetiach w damskiej toalecie, potwierdzając jej domysły. Ale wcale nie wydawała się z tego powodu niezadowolona, zwłaszcza, kiedy konspiracyjnym tonem obiecał jej zemstę.

- Zapomnij, proszę, o tym, co mówiłam, jesteś najlepszy, nic nie poprawiłoby mi humoru bardziej niż Borgin ujeżdżający kałamarnicę. To co, jutro o tej samej porze na błoniach? Mam dać ci pukiel włosów czy inny fant, żeby wesprzeć cię w tym pojedynku? - przewróciła z rozbawieniem oczami, teraz wyciskając wodę z krawata. Zrobiło jej się zimno od tego stania w mokrym ubraniu, i czuła, że jeszcze chwila, a zacznie drżeć. Rzuciła Bulstrode'owi przeciągle spojrzenie, rozważając pewną myśl.

- Hej, Atreus, wiesz co... Mógłbyś ze mną pójść do tej łazienki? Uśmiechnałbyś się do Marty tak ładnie, jak do mnie teraz, odwrócił jej uwagę, a ja uratowałabym resztę swoich rzeczy przed powodzią. Ta Marta jest na mnie szczególnie cięta... To może mieć związek z tym, że kazałam jej zagrać w połącz-kropki na piegach na nosie, zamiast straszyć niewinnych przechodniów. - Zmarszczyła lekko brwi, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak wredny przytyk rzuciła zakompleksionemu duchowi; choć znając Lorraine, prędzej zastanawiała się, czy sama nie powinna reaplikować serum przeciwsłonecznego, bo może zmyło się po ostatniej kąpieli, i jej cerze też groziło niebezpieczeństwo okropnych piegów?? - Zresztą, nie potrzebujesz się też odświeżyć po... cokolwiek za wygibasy robicie podczas treningów? - poprosiła grzecznie. - Ewentualnie możesz zrobić parę dodatkowych pompek i wtedy spacyfikować Martę zapachem potu. - Puściła mu figlarnie oczko, jak gdyby nigdy nic.


Yes, I am a master
Little love caster
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#5
17.11.2023, 06:01  ✶  
Stojący przed Lorraine Atreus wcale nie potrzebował, żeby ta wydusiła z siebie te kobiece łzy i wkroczyła tym samym na zupełnie nowy poziom damy w opresji, bo już teraz znajdował się w siódmym niebie. Jakaś jego część zdawała sobie chyba sprawę z tego, jak żałośnie musiało gdzieś z boku, ale akurat ten drobny i jakże irytujący głosik, w tym konkretnym momencie nie miał zbyt dużej siły przebicia. Nie kiedy na przeciwko niego stała Lorraine, na której nie było suchej nitki.
O tyle o ile jej zduszony chichot zagnieździł się gdzieś w brzuchu, podrygując niczym stado roztańczonych motyli, tak jego serce tłukło się oszalałe w piersi, niczym przysłowiowy ptaszek klatce. Jeszcze trochę i słyszałby tylko szum w uszach, przetykany dudnięciem tętna. Na całe szczęście dla niego, występy przed publiką i robienie z siebie kretyna miał w małym palcu, a przez to trema nie była w stanie zapanować nad nim całkowicie. Jeszcze.
- Antoni wiele rzeczy powinien, ale niestety dla wszystkich, jest niereformowalny - oznajmił z tym głupim uśmiechem przyklejonym do twarzy, który w jego mniemaniu był jakże szelmowski i chwytający za niewieście serca. - O tym natomiast, ile i czy cokolwiek mam na sumieniu, rozmawiać nie mogę. Nie można przecież zdradzać wszystkich swoich sekretów - oznajmił z pełnym przekonaniem, przestępując z nogi na nogę, jakby nagle droczył się z nią nie tylko uśmiechem, ale i całym sobą, niby to się od niej oddalając, kiedy zmienił środek ciężkości, ale po chwili wracając do poprzedniej pozycji - czyli bliżej niej i nieco przechylając głowę w jej stronę.
- Brzmi jak randka - odpowiedział, niby to nawet nie mrugnąwszy okiem, ale w głowie właśnie chyba zobaczył gwiazdy, zszokowany własną pewnością siebie. - Ale nie martw się, pukiel włosów możesz zachować, byłoby ich niezmiernie szkoda. Ale jak na coś wpadnę, to dam ci znać - mrugnął do niej porozumiewawczo, pozwalając sobie na rozbawione parsknięcie pod nosem.
- Naprawdę jej to powiedziałaś? - uśmiechnął się, autentycznie rozbawiony. - Mocne słowa - jak na piątoklasistkę. - Ale szanuję. Niech będzie, pomogę ci, co mam do stracenia. Obawiam się jednak, że nawet parę kolejnych pompek nie pomoże w spacyfikowaniu jej - nawet się nie przejął, że definitywnie próbowała go właśnie tutaj wyśmiać, bo akurat jego obecny stan był w jego mniemaniu niezwykle chwalebny, biorąc pod uwagę jak okrutnie napracował się podczas treningu. Gdyby powiedziała mu to w każdej innej sytuacji to pewnie by się tym nawet przejął. - Ale nie za darmo. Co powiesz na buziaka? Może być po tym, jak się już umyję - tym razem to on puścił do niej figlarnie oczko, mimo że miał wrażenie, że to kołatające serce to właśnie w ogóle przestało się ruszać i nie zostało nic, tylko dzwonienie w uszach, po którym nastąpi zgon.
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#6
05.12.2023, 06:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.02.2025, 11:46 przez Lorraine Malfoy.)  
Lorraine nigdy nie ucinała awansów ze strony lawirujących wokół niej młokosów, nigdy też jednak nie przekraczała granic niezobowiązującego flirtu, którego łatwo można by się było wyprzeć czy zrzucić na karb wzajemnego niezrozumienia swoich intencji; doświadczenia starszych koleżanek, jak i natrętny głos do bólu zasadniczej przybranej matki rozbrzmiewający w jej głowie obelgami typu wszystkie wile to kurwy (thanks, mom), zawsze wstrzymywały ją przed zrobieniem tego decydującego kroku.
Pochlebiała jej atencja Atreusa, i podobało jej się, jak z nią rozmawiał: jak stał obok niej – nagle tak blisko, że jeszcze chwila, a ich ramiona mogłyby się zetknąć, gdyby przeniosła ciężar ciała na tę drugą nogę… – a za moment przestąpił z nogi na nogę, i zwiększył dzielący ich dystans. Co za casanova, pomyślała czule Malfoy kiedy jej instynkt zdobywcy zaczął kłócić się z próżną, acz wybitnie dziewczęcą potrzebą bycia zdobywaną. Z trudem powstrzymywała się od nieustannego uśmiechania się, bo już niemal czuła, jak na jej twarzy pojawiają się zmarszczki!!

– Randka… – przez chwilę obracała to słowo na ustach, rozkoszując się jego niespodziewanie słodkim brzmieniem, a trochę igrając na niepewności: chociaż trzepot skrzydeł motylków w brzuchu nie pozwalał jej stwierdzić, czy bawiła ją bardziej niepewność Atreusa, czy jej własna. Bardziej niż niepewna, Malfoy była jednak przekorna. – Czy ty przypadkiem nie masz dziewczyny? – zapytała leniwym tonem, ślizgając się na nieostrej granicy pomiędzy pozornie niewinną ciekawością, a dosyć zbereźnym flirtem, bo – chociaż stanowiło to poważne naruszenie girl code – chyba trochę słychać było, że w swojej piętnastoletniej megalomanii nie uważa tego za przeszkodę. W końcu była Lorraine Malfoy, i nie wypadła nundu spod ogona.
Mogłaby jednak przysiąc, że nie dalej jak kilka dni temu słyszała, jak Bulstrode swoimi słodkimi słówkami doprowadza do chichotu jakąś dziewczynę ze Slytherinu – i wcale nie przyjrzała się jej potem dyskretniej, szukając w jej postaci niedostrzegalnych na pierwszy rzut oka mankamentów coby sobie humor poprawić, a potem przebłysku tego czegoś, co przyciągnęło zainteresowanie przystojnego Ślizgona, aby nakarmić wewnętrznego krytyka, który zawsze gdzieś tam głęboko w psychice Lorraine jednak siedział, i podsuwał dziewczynie coraz to nowe kompleksy – choć jego towarzyszka była śliczna, Malfoy złośliwie stwierdziła, że zapewne zwracał się do niej per kochanie, bo zwyczajnie zapomniał, jak tamta ma na imię…

– Poza tym gdybyśmy wybierali się na randkę, zdecydowanie wolałabym, aby nie przeszkadzał nam jakiś tam Antoni – zaprotestowała. – Za bardzo lubię być w centrum uwagi. Ty nie? – Obdarzyła go porozumiewawczym uśmiechem, ciekawa, czy bezwstydnie przyzna, że lubi być bożyszczem dziewcząt, czy może będzie zgrywał skromnego? – Chyba, że dasz radę topić go w jeziorze jedną ręką, a drugą – zrywać mi kwiatki przy brzegu.
Mimowolnie pomyślała o tym, jak ona i Maeve wymknęły się nad jezioro nocą, i prawie potopiły się, próbując zerwać lilie wodne… podobne ukłucie w sercu, co słuchając śmiechu Maeve, czuła, patrząc w niebieskie oczka Atreusa. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, jak to musiało zabrzmieć: zupełnie nie tak, jakby to mówiła "dorosła kobieta" (duh), za którą młodociana półwila już powoli zaczynała się uważać, a za którą już na pewno chciała uchodzić! Poczuła, jak niepewność rozlewa się na jej policzkach rumieńcem zawstydzenia. Atreus był starszy, i praktycznie większość czasu otaczał go wianuszek dziewcząt, które przy ludziach robiły do niego maślane oczy, a w schowkach na miotły pewnie-…
– …Czy cokolwiek robi się na randkach – dodała, nieco ciszej, zbliżając się do niego troszeczkę bardziej niż nakazywałoby to koleżeństwo, ale nie przerwała ani na chwilę ich spojrzenia. Mimo wszystko, czuła niezwykłą łatwość w rozmowie z Atreusem, co było dla niej zaskakujące. – Ale zgaduję, że przekonam się na miejscu, bo nie możesz od razu zdradzić wszystkich swoich sekretów? – Wątpiła, by pod jego szaloną czupryną mogły gnieździć się jakieś poważne tajemnice, bo Bulstrode wszystkie swoje uczucia miał teraz pięknie wypisane na twarzy, co nie znaczy jednak, że nie chciałaby zanurzyć rączki w jego blond włosach!!

– Mniej więcej. Nie osądzaj mnie, byłam zła – żachnęła się Lorraine, nagle nieco zirytowana sobą, bo nie chciała w jego oczach być jakąś wulgarną siksą, tylko damą, którą się po rączkach całuje, i dla której ginie się w pojedynkach z innymi rycerzami!! Była jednak szczerze wdzięczna za propozycję pomocy z upierdliwym duchem. – Na pewno coś wymyślisz, aby ją zająć, zwłaszcza z taką muzą u boku – dodała przekornie, zaraz uzupełniając: To znaczy, z Martą. Heh.

Choć cielęce oczka płci brzydszej śledziły ją przez całe niemal życie, ale Lorraine szybko zrozumiała, że tak naprawdę jej nie widzą; jak inaczej wytłumaczyć, że im bezczelniej oszukiwała ich przy eliksirowej dealerce, oni tym chętniej wciskali jej do ręki pieniądze za amortencję? Lubiła przecież te spojrzenia, choć wcale nie przejmowała uczuciami ich właścicieli, bo do tej pory żaden z nich nie miał w sobie wystarczająco dużo odwagi, by podrywać ją(!!!) tak… otwarcie; zaraz potykali się o słowa albo całkiem odbierało im zdolność mowy. Teraz mimowolnie zapatrzyła się na twarz Atreusa, wodząc wzrokiem od jego oczu aż po usta, które miały wbrew pozorom normalny kolor, choć spodziewała się błysku złota, bo taki był z niego kawaler złotousty i wygadany!

– W takim razie, miejmy nadzieję, że Marta sprawi ci porządny prysznic, panie Bulstrode, bo nie lubię zalegać z długami – wypaliła, w przerwie między jednym uderzeniem serca a drugim, zanim zdążyła wymyślić coś bardziej powściągliwego… Ach, jebać to. Jej dłoń nieśmiało zetknęła się z dłonią Atreusa, i pozwoliła by ich paluszki się splotły w uścisku. – Chodź, zanim dostanę hipotermii – poprosiła wesoło, i pociągnęła go lekko w stronę łazienki.


Yes, I am a master
Little love caster
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#7
14.12.2023, 07:07  ✶  
Atreus chyba nie był w sumie świadomy tego, jak wielką niechęcią taka wila mogła być obdarzana przez przedstawicielki płci chętnej pięknej. Dla niego wszystkie baby były trochę takie same, a przynajmniej te, które mógł oglądać najczęściej i które z zasady uwielbiały ziemię po której stąpali przystojni, popularni i wysportowani chłopcy. Zazdrosne. Czasem wręcz aż do bólu i zawiści, obrabiające sobie dupy przez własne kompleksy i z nadzieją, że to im da chociaż odrobinę radości w życiu. Był na tyle światły, by nie była to pierwsza myśl, jaka pojawiała mu się w głowie gdy widział kliki dziewczyn, ale też nie stała na końcu kolejki.
W jego głowie tkwiło też takie przekonanie, że takie wile to musiały mieć adoratorów na pęczki, więc tak samo jak i jej schlebiało jego zainteresowanie, on był w siódmym niebie, że Lorraine w ogóle jakkolwiek na nie odpowiadała. Nie przywykł w sumie do tego, że dziewczyny mu odmawiały, ale zawsze kiedy próbował z nimi flirtować, gdzieś na dnie żołądka osiadała trema, która gotowa była wszystko doszczętnie popsuć.
Bulstrode uśmiechnął się do niej lekko, w standardowym dla siebie stylu, czyli niezwykle szelmowsko. Dziewczyny przychodziły i odchodziły, a na całe szczęście dla niej tak się składało, że aktualnie żadna oprócz niej nie znajdowała się przy jego boku. I dosłownie i metaforycznie.
- Zapewniam cię, nie jestem z tych, którzy tak bezczelnie kogoś podrywają, mając dziewczynę - odparł, z podobną do niej manierą ukrytą w głosie, czy to ją nieco podpuszczając, czy też zwyczajnie zapewniając. Mógł uchodzić już teraz za tego czarującego chłopaczka, który nic nie robił, tylko uganiał się za dziewczynami, ale prawda była taka że starał się(!) zachowywać umiar, kiedy faktycznie z którąś chodził. Mimo rozbujałego ego i tego, że schlebiała mu nadmierna uwaga, nie był aż takim osłem i gnojem, żeby bezdusznie łamać młode serduszka.
Prawda też była taka, że absolutnie nie pamiętał imienia tej ślizgonki, którą jeszcze parę dni temu podrywał. Ale ona przecież nie była Lorraine i to się absolutnie nie liczyło!
- Proszę cię - machnął ręką lekceważąco na jej wątpliwości. - Antoni akurat nie jest osobą, która w takich rzeczach przeszkadza - wybacz mi Antoś. Ale teraz Atreus musiał pokazać się w jak najlepszym świetle. Jako ten nieustraszony, który wcale nie czuł się zagrożony obecnością przyjaciela, ani też nie był kolesiem, który nie poświęcałby swojej dziewczynie chociaż grama uwagi w obecności kolegów. Nawet się trochę przy tym zapewnieniu wyprostował, jakby to miało mu w czymkolwiek teraz pomóc. - Jak zrobimy to w odpowiednim miejscu, to nieco zajmie mu wrócenie na brzeg - zapewnił ją, niczym znawca pierwszej klasy, który w tym akurat temacie był niebywale wręcz zaznajomiony. Ale prawda była taka, że jeśli ktoś nie był zbyt zaślepiony jego czarującą osobą, to był świadomy czego czasem dopuszczał się z kolegami. Badanie stromizny brzegu jeziora przy pomocy kujonów należało do jednych z wielu rozrywek.
Nie było też po nim widać, żeby to wspomnienie o kwiatkach jakkolwiek na niego wpłynęło. Zwyczajnie uśmiechnął się na koniec do niej, bo no kurczę, nie ona pierwsza go o kwiatki prosiła i nie pierwsza miała takowe dostać. Nawet już udało mu się dowiedzieć, że te zbierane własnoręcznie na niektórych pannach robiły większe wrażenie, niż zamówiony, profesjonalnie sklecony bukiet.
- Oczywiście, że tak - uśmiechnął się do niej zadziornie. - Przecież w tym cała zabawa, prawda? We własnoręcznym uchylaniu rąbka tajemnicy - i te słowa wybrzmiały naprawdę pewnie, jakby wkradła się w nie nadmierna szczerość i przekonanie, a flirciarski Bulstrode, który chciał zrobić na niej tylko dobre wrażenie, gdzieś nagle zniknął. Ale akurat odkrywanie zagadek to chyba miał we krwi, bo przecież od najmłodszych lat jego rodzina uczyła go jak je rozwiązywać. Był dociekliwy i odkrywanie niewiadomych było dla niego formą zdobywania. Matka natomiast nauczyła go, by nigdy nie pokazywać kart, które miało się na ręce, więc nawet jeśli absolutnie nie wiedział co się dzieje lub co zrobić, całkiem sprawnie blefował.
- Nie martw się, daleko mi do tego - bo przecież nie chciał sobie popsuć u niej szans, przez jakieś tam pochopne wyciąganie wniosków. - Zapytam jej, czy mogę policzyć jej piegi, to zawsze działa. Nie wiedzieć czemu, strasznie się denerwuje, kiedy ktoś o nich wspomni - wzruszył ramionami, nawet niekoniecznie rozbawiony. Jakby za dużo razy już to sprawdzał i przechodził.
- Czasem im dłużej wyczekana, tym słodsza nagroda - uśmiechnął się do niej tajemniczo i w sumie to trudno było odgadnąć czy bardziej mówił teraz o sobie, czy może o niej, jawnie podpuszczając ją i prowokując. Kiedy poczuł jej dłoń, pochwycił ją chętnie, splatając z nią lekko palce, a w kąciki ust wkradł się zadowolony wyraz. Nie poprzestał jednak na zwykłym trzymaniu się za ręce, bo zaraz uniósł swoją, jakby chciał nią zakręcić, przekładając ramię nad jej głową, tylko po to, by kiedy znalazły się po drugiej stronie, opuścić ich złączone dłonie i chwyciwszy ją w talii, przysunąć ją nieco bardziej do siebie. To była jasna deklaracja, nawet nie dla niej, ale chyba dla wszystkich, którzy mogli ich na tej drodze przez korytarze i schody zobaczyć.
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#8
30.12.2023, 03:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.12.2023, 03:46 przez Lorraine Malfoy.)  
– Zrobimy? – W głosie Lorraine przebrzmiało rozbawienie, kiedy Atreus zdecydował się zacząć mówić w liczbie mnogiej. Wydawało się to tak przyjemnie poufałe, tak naturalne zarazem – jakby nie rozmawiali o tym, gdzie najlepiej utopić jego przyjaciela, a o tym, jak podzielić się pracą nad jakimś projektem na zajęcia – na pewno nie było to nieprzyjemne doznanie, wręcz przeciwnie!, ale Malfoy nie zamierzała pozostawiać tego bez komentarza, skoro on flirtował tak otwarcie. Chciała zobaczyć, czy Atreus Bulstrode potrafi się zarumienić. Sama prawie spąsowiała na tę myśl. Nagle, plan zawstydzenia starszego ślizgona wydał jej się o wiele bardziej złowrogi niż perspektywa przerobienia Antoniego Borgina na pokarm dla rybek… I o wiele bardziej pociągający. – Myślałam, że będziesz gotowy pobrudzić dla mnie ręce, a ty sugerujesz współudział w zbrodni?
Musiała z niechęcią przyznać przed sobą, że ten image bad boya – który Bulstrode nosił równie nonszalancko, co zblazowany uśmieszek – działał na nią równie silnie, co na resztę hogwarckiej populacji płci pięknej. Może powinnam była spytać o kartotekę, nie o dziewczynę, pomyślała, trochę z rozbawieniem, trochę z autoironią. Pewnie w głowie Atreusa już była spisana na straty, biorąc pod uwagę, jak szybko odpowiedziała na jego flirt – jej samej zrobiło się przez to wszystko trochę cieplej, choć cały czas ściekała z niej lodowata woda – pewnie myślał o niej to samo, co o reszcie tych głupich dzierlatek, które przecież nieustannie go ścigały po szkolnych korytarzach… Powiedzieć jednak, że Lorraine się zmartwiła, to byłoby za dużo. To tylko chłopak, żachnęła się, zirytowana własną płochliwością. Ale… Bardzo ładny chłopak, dopowiedział za chwilę w jej głowie cichy, bardzo natrętny głosik. Podejrzewała, że Atreus chciał przed nią pokazać się w dobrym świetle, z całym tym swoim współczuciem, godną podziwu rycerskością i zwyczajną, ludzką życzliwością – przecież słyszała w jego głosie tę dumną manierę chłopięcej buty – ale i ona chciała wypaść równie dobrze w jego oczach! – Na kolejnej randce pewnie poprosisz by ci pomóc w kradzieży tego twojego srebrnego znicza, czy o co tam gracie na miotełkach? – I o ile sformułowania „kolejna randka” użyła z premedytacją nastoletniego dziewczęcia, które świadome jest, że taką obietnicą łatwo może zbałamucić otaczających je chłopców, tak nie czuła się jakoś za specjalnie pewnie, czy nie zostanie przypadkiem wyśmiana. Ale te motylki w brzuchu nie pozwalały jej się skupić!! Zresztą, zawsze mogła zrzucić swoją śmiałość na karb żartu. A co było prawdą? Cóż, aby się przekonać, trzeba by było własnoręcznie uchylić rąbka tajemnicy.

– Prędzej pomyśli, że z nią flirtujesz – westchnęła Lorraine, dramatycznie przewracając oczami, kiedy Atreus przestawił jej swój plan na spacyfikowanie Marty, ale widać było, że więcej wkłada w to teatralności niż realnie oskarża go o jakieś tam podrywanie duchów. – Jeżeli to zadziała, czemu nie – dodała. Zdała sobie sprawę, że oprócz notatek i zeszytów, w łazience został też między innymi jej stary przepiśnik z eliksirami na sprzedaż, i zapewne trochę kontrabandy, więc lepiej żeby Bulstrode skupił całą swoją uwagę na Marcie, niż żeby przeglądał, co za głupotki nosi ze sobą w szkolnej torbie, pomyślała, nieśmiało splatając swoją dłoń z dłonią chłopaka…

…Ale ten przerwał jej rozważania, obracając nią nagle jak w tańcu. Te ruchy były dla niej instynktowne – ale już uczucia, które nagle zalały jej serduszko, nie. Dobry jest, pomyślała mimowolnie Lorraine, nawet bardzo dobry, i przez chwilę była to jedyna myśl, jaka kołatała w jej główce. No, prawie jedyna. Bo reszty troszkę się wstydziła, choć były to myśli na wskroś niewinne: zastanawiała się, czy zawsze miał takie niebieskie oczy; czy sam potargał swoją czuprynę, żeby wyglądać lepiej, czy zrobił to za niego wiatr; wreszcie, myślała o pewnym wierszu z nieprzyzwoitego tomiku poezji, który był najnowszym nabytkiem w jej czytelniczej kolekcji po ostatniej wizycie w skrzydle szpitalnym… Nawet nie zwróciła uwagi na innych uczniów, przemykających obok nich korytarzem. Za bardzo przejęła się tym, że Bulstrode pierwszy wywołał na jej twarzy rumieniec. – Postaram się zapamiętać, Atreusie – odpowiedziała miękko, z jakąś nieśmiałością w głosie, której chyba jeszcze żaden chłopak w zamku nie miał okazji usłyszeć.– A szkoda – dodała po chwili, wyswabadzając się z jego objęć. – Już chciałam sugerować, że te nasze przyszłe paskudne występki przeciwko Marcie też powinniśmy nazwać randką – stwierdziła, ciągnąc go za sobą do łazienki dziewcząt. – Ale rzeczywiście… – Odwróciła się do niego, kiedy stali już pod drzwiami toalety. – …Im rzecz dłużej wyczekiwana, tym słodsza. Czy coś. Uśmiechnęła się delikatnie, i zaczęła odliczać przed nim na palcach do trzech.

Spodziewała się, że kiedy wejdą do łazienki, Marta będzie w nich ciskać wodospadami wody, szarpać za spłuczki i trzaskać drzwiami od kabin.
Nie spodziewała się, że duch będzie zanosił się głośnym płaczem, lewitując w miejscu. Nie spodziewała się, że nie będzie chciał odpowiedzieć na ich słowa, zbyt pochłonięty szlochem.
– Och, Marta, na miłość Matki, przestań beczeć. Zatopisz cały zamek. Jezioro wystąpi z brzegów i wszystkich zaleje. Nasza kałamarnica nie może żyć w środowisku słonowodnym! Co ci się stało? – spojrzała bezradnie w stronę Atreusa, a jej oczy wyraźnie mówiły pomóż: Lorraine nie była najlepsza w pocieszaniu płaczących koleżanek, a już na pewno nie duchów z depresją.


Yes, I am a master
Little love caster
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#9
03.01.2024, 06:33  ✶  
Zrobimy. Chyba dopiero kiedy powtórzyła to jedno słowo, szczególnie z rozbawionym tonie, w jego głowie nabrało ono zupełnie nowego, pełniejszego sensu. Wiele razy przecież mówił komuś, że coś razem zrobią. Mogli razem potrenować, wepchnąć kogoś do jeziora, zapalić fajki za szklarnią lub obtłuc jakiemuś irytującemu puchonowi twarz. Wszystkie te jednak zrobimy różniły się od tych, które popełniał nie z kolegami, a z koleżankami wszelakiej maści. Spotkania w zaułku za Biblioteka, skradziony całus na Wieży Astronomicznej czy też trzymanie się za rączki na błoniach, tak żeby wszyscy widzieli. Zdał sobie sprawę z tego, że chyba całkiem przypadkiem i z rozpędu zaliczył Lorraine właśnie do kategorii 'partnerów w zbrodni', ale prawdę powiedziawszy, jakoś mu do tego zwyczajnie pasowała. Nie był tylko pewien, czy i tego typu partnerstwo jej odpowiadało.
- Cóż... - odparł, ewidentnie zmieszany, kiedy tak zwyczajnie przyłapała go na gorącym uczynku, zamiast grzecznie odwrócić wzrok i udać, że wcale tego nie słyszała. Bardzo chciał jej w tym momencie odpowiedzieć, że brudzić ręce to on sobie może, ale dla swojej dziewczyny, a z tego co pamiętał, to ani mu jeszcze tego buziaka nie dała, ani tym bardziej nie został jej nadany oficjalny tytuł. Może i by się jej spytał, co ona na to, ale zrobiło mu się jakoś tak strasznie głupio i nie chciał, żeby zrobiło mu się jeszcze głupiej, kiedy by te słowa z siebie próbował wydusić. - Współudział wydaje się o wiele bardziej pociągający. Chociaż miałem na myśli w tym wypadku raczej, że będziesz tylko podziwiać dzieło - powiedział, ale nie tak gładko, jak przychodziło mu to do tej pory. Może odrobinę się zaczerwienił, ale nie było to bezwstydne oblanie rumieńcem.
Nie lubił takich sytuacji, bo zwyczajnie wybijały go z rytmu i odnosił wrażenie, że jego kluczowy atut, czyli chodzący jej po głowie image bad boya, pryskał niczym mydlana bańka pod wpływem mocniejszego powiewu wiatru. A o to akurat wydawał się dbać, by prezentować się w dość konkretny, jakby wyuczony sposób, który jednak przychodził mu niezwykle naturalnie, będąc wynikiem wrodzonej arogancji i ciekawości. Każdą rozmowę, o ile prezentowała się dla niego obiecująco, traktował niczym swoista grę, a umiejętność grania w takowe, wypił natomiast z mlekiem matki i pragnął ich nieustannie z całego serca. Lubił więc wywoływać w swoich rozmówcach, a w szczególności rozmówczyniach, odpowiednie reakcje, co traktował jak małą wygrana. Kiedy jednak to jemu ktoś naciskał na nieodpowiednie punkty, czuł się jakby nagle trzymane w ręce karty okazały się niewystarczające.
- Złotego. Złotego znicza - poprawił ja niemal machinalnie, z pewnym zawodem przyjmując fakt, że i ona nie dawała nawet złamanego knuta zainteresowania Quidditchowi. Ale tak było bardzo często, niestety, chociaż Atreus nie był do końca pewien, czy panny robiły to niechcący czy może celowo grały głupie, żeby im wszystko wytłumaczyć i żeby mógł im opowiadać i opowiadać. Albo po prostu do nich mówić i obdarzać je uwagą. Czasem go to męczyło, a czasem, tak jak można by się tego spodziewać, nie zamykały mu się usta. Szczególnie zaraz po meczach.
To przezwanie złotego znicza wywarło chyba na nim większe wrażenie, niż mógł się spodziewać, bo zaraz po tym jak ją poprawił, nastąpiła pauza, podczas której chyba potrzebował chwili aby przetrawić, co właściwie jeszcze zawarła w tym zdaniu.
- Niemniej jednak, nigdy nie kazałbym kobiecie zniżać się do czegoś takiego. Z resztą, to akurat rola Louvaina i nigdy nie odebrałbym sobie i jemu tej przyjemności wytykania mu wszelkich błędów z tym związanych - ale na całe szczęście nie było tych momentów zbyt dużo, bo Lestrange akurat był fenomenalnym zawodnikiem i szukającym.

- Flirtuję? Proszę cię - prychnął, jakby opowiedziała właśnie mało śmieszny żart. - Marta nie widzi niczego więcej poza czubkiem własnego nosa. Nawet gdyby flirt uderzył ją prosto w twarz, to by tego w ogóle nie zauważyła - powiedział nieco zniesmaczony. Rozrzewniony duch drażnił go w pewien sposób i prawdę powiedziawszy, sam starał się jej unikać, jeśli tylko istniało ryzyko, ze pojawi się w zasięgu wzroku. Kiedyś próbował z nią rozmawiać razem z kolegami, głównie przez jakiś głupi zakład, ale niewiele to przyniosło ponad to, ze wszyscy skończyli tak samo mokrzy, jak teraz była Lorraine. Dodatkowo któremuś z nich wypadł podręcznik do zielarstwa (tak naprawdę to został rzucony z zabójczą precyzją prosto w ducha, ale przeleciał przez Martę i wylądował w muszli klozetowej otwartej kabiny) i  zalało wtedy połowę korytarza prowadzącego do łazienki. Woźny pieklił się wtedy jak nigdy, ale rozwrzeszczana Marta była tak rozbeczana, ze nikt ze ślizgonow za to nie beknął.

Jego matka miała taką mała szkatułkę ustawioną na komódce w pokoiku przytulonym do sypialni jej i ojca. Było to bogato inkrustowane puzderko, które po otworzeniu okazywało się pozytywką z laleczką w środku i misterną scenką wymalowaną na wnętrzu wieczka. Krajobraz przedstawiał brzeg jeziora oblany blaskiem księżyca i gwiazd, a zaklęty malunek poruszał delikatnie wodą, podczas gdy gwiazdy mrugały leniwie na nieboskłonie. Laleczka natomiast ozywała, okazując się zaklętą wilą, która pląsała urokliwie po wnętrzu pozytywki do wygrywanej przez nią melodii. Kiedyś myślał, że matka wygrała ja w karty, bo cały dom był zawalony drobiazgami, które udawało jej się zdobyć. Jej małymi trofeami, jak to lubiła określać z zadziornym uśmiechem, kiedy rozdawała kolejną partię kart. Potem jednak powiedziała mu, ze akurat tę pozytywkę, dostała dawno temu od własnej matki, jako prezent ślubny i nawet jeśli była przepiękna i warta wiele, to dla niej bezcenna. Często otwierała ja, kiedy uczyła go grać i nuciła sobie pod nosem pobrzękującą melodię, która zdawała się w niezwykły sposób spajać całą scenerię w tle i tancerkę.
Kiedy tak zakręcił Lorraine, przypomniało mu się to puzderko i tańcząca wila, zamknięta na tle nocnej scenki. Nie byli ani nad brzegiem jeziora, ani nie grała im teraz muzyka, ale zdecydowanie poczuł ten roztaczający się dookoła urok, nie będąc w sumie pewnym czy to konkretnie jej magia, czy może powoli wpada niczym śliwka w kompot w coś, na co nie do końca był chyba gotowy. Nie tylko Lorraine myślała sobie w tym momencie rzeczy, których troszkę się wstydziła, bo w tej kwestii mogliby sobie teraz przyklasnąć i od tego wszystkiego to Atreus się chyba nawet trochę zarumienił, ale nie odwrócił od niej wzroku nawet na moment, patrząc na nią z delikatnym uśmiechem, tym o wiele mniej wyuczonym i o wiele bardziej prawdziwym, na który pozwalał sobie niezwykle rzadko.
- Zacząłem już myśleć, ze na randkach chcesz być wielbiona, a nie stawać się partnerka w zbrodni - rzucił, uśmiechając się jeszcze do niej, kiedy powtórzyła jego nie tak dawno wypowiedziane słowa i zaczęła swoje odliczanie. W tym momencie chyba odrobine żałował tego, że w ogóle coś takiego powiedział, bo słysząc to teraz skręcał się trochę w środku, bo przecież wcale nie chciał czekać.

Nie miał jednak szansy na to, by jakoś dłużej obracać w głowie myśl, jak to bardzo mu teraz szkoda i zamiast do łazienki Jęczącej Marty powinien ją namówić na wycieczkę do tego przyjemnego zakątka za szkolną Biblioteką. Duch zanosił się płaczem, jakby coś ją właśnie zamordowało, a przecież była martwa już od dawna, wiec w mniemaniu Atreusa nie miała się już nad czym tak użalać. Wisiała tak na środku łazienki, niczym wisielec pozbawiony drzewa i roniła swoje transparentne łzy.
Spojrzał na Lorraine równie bezradnie, co ona na niego. Czego właściwie tutaj oczekiwała? Eksperta? Jego umiejętności pocieszania ograniczały się często do bycia, a i to wychodziło mu średnio, bo nie wiedział co niby miał zrobić z płaczącą dziewczyna. Machnął ręką w kierunku Lorraine, wskazując jej łazienkę i poruszając przy tym głową, żeby zbierała te swoje rzeczy, a nie się przejmowała. Mieli okazję, a ona tutaj się w jakieś zgłębianie tajemnic chciała bawić. Jemu natomiast było śpieszno ją stąd jak najszybciej zabrać.
- Marta, no już już, powiedz co tym razem się stało - westchnął, bo już go głowa zaczynała boleć od tego płaczu, który po ich pytaniach wydawał się zanurkować w jakieś dziwne, gwałtowniejsze rejony.
- Irytek, ten okropny Irytek - zajęczała i zaczęła się kręcić w kółko, jakby się przechadzała. - Znowu mnie dręczył. On zawsze tylko dręczy. Jest prawie... prawie tak okropny j...jak Oliwiaaa! - zajęczała, na końcu znowu zanosząc się koszmarnych szlochem.
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#10
05.03.2024, 00:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.03.2024, 00:47 przez Lorraine Malfoy.)  
Srebrny znicz, złoty znicz... Co za różnica, pomyślała Malfoy, czując, jak ogarnia ją irytacja; nagły natłok irracjonalnych emocji początkowo wycelowany był w stronę chłopaka, ale ostatecznie odbił się rykoszetem, godząc tylko i wyłącznie w jej osobę i poczucie miłości własnej. Znacząca, Lorraine; znacząca różnica - tak jak ta między syklem a galeonem, choć dla kogoś takiego jak ty, kto dawno nie miał takich pieniędzy w rękach, może nie być taka oczywista - ty skończona idiotko, dodała jadowicie, łajając się w myślach. Przez chwilę zdawało się jej, że ta głupiutka odzywka - zamiast brzmieć z lekka zblazowanie, może trochę wyzywająco, kiedy tak zarzuciła prowokacyjnie żartem - zabrzmiała po prostu słabo. Tak, jakby była kompletną ignorantką, która nie potrafi odróżnić, gdzie jest przód, a gdzie tył miotły.

Gdzieś bardzo głęboko, w samym środeczku, Lorraine zmartwiła się, że zwyczajnie wygłupiła się przed Atreusem; że swoją wyniosłością spłoszyła go, jak to czasami z młodzianami z urażoną dumą bywało, bo przecież tak nagle zamilkł... - złoty znicz, no tak; złote były także jego usta, przyozdobione w zadziorny uśmiech, kiedy tak sypał komplementami na prawo i na lewo; takim samym złotem mieniła się również tafla jej włosów, kiedy zaplątywały się w nie jaskrawe promienie wiosennego słońca, choć teraz wolałaby, by to palce Atreusa wplotły się pośród sfalowane pasma - ...a przecież zawsze miał jej tak wiele do powiedzenia!

Czyżby na treningu wzleciał na miotle zbyt blisko słońca, i żar stopił jego złote usta?

Lorraine wyczekująco przechyliła główkę na bok, i obdarowała chłopaka łaskawym, lepiącym spojrzeniem, starając się opanować pieszczotliwy uśmiech - który sam cisnął się jej na usta - oraz nerwowe trzepotanie płochliwego serca. Zepchnęła gdzieś na peryferie umysłu obawę, że to z winy jej wiłowej mocy piękny młodzian mógł doznać chwilowego pomieszania zmysłów. Nie mogła przecież zmienić swojej natury, a chciała tylko słodko zrobić mu na przekór...

Och. Och.

Lorraine nagle ucieszyła się, że Avelina i Anthony zafundowali jej kąpiel w jeziorze: czuła teraz, że trochę dygocą jej kolana - bo kiedy Bulstrode był tak blisko, czuła, że traci kontrolę nad reakcjami swojego ciała, oddając dowodzenie instyktom wili - nie potrafiła do końca zapanować nad tym nieśmiałym drżeniem, mogła je zrzucić jednak na karb zbyt długiego stania w mokrym ubraniu. Nieprzyjemne zimno zdążyło już przeniknąć głęboko do skóry dziewczyny, ta jednak, nie odczuwała zanadto tego dyskomfortu, bo za bardzo paliły ją teraz policzki: nie pierwszy raz pozwalała sobie na takie flirciarskie igraszki, także z Atreusem, ale uświadomiła sobie, że chyba nigdy wcześniej nie pozwoliła żadnemu chłopakowi na więcej niż trzymanie się za rączkę. Nawet koleżanki mówiły, że jest niedotykalska: z jednej strony Lorraine nie przepadała bowiem za kontaktem fizycznym, ale z drugiej, z wypiekami na twarzy czytała o subtelnych, niby to przypadkowych muśnięciach dłoni bohaterów romantycznych powieści, o wspólnych tańcach na uroczystych balach i spojrzeniach, wymienianych ukradkiem ponad bankietowym stołem, marząc w skrytości ducha, by takie miłosne uniesienia kiedyś stały się jej udziałem... Ale kiedy Bulstrode był tak blisko, nie myślała o kolekcji harlekinów w schowku hogwarckiej pielęgniarki.
Tak po prawdzie, to nie do końca była w stanie logicznie myśleć. Nie mogła nawet zastanowić się porządnie nad wypowiadanymi słowami - bo irytowała się, że tak szalenie rozpraszał ją uśmiech ślizgona, i ta porywcza część jej natury dochodziła do głosu. Działała trochę na autopilocie, tak, jakby grali w szachy błyskawiczne, a nie zwyczajnie rozmawiali.

Bardzo chciała mu w tym momencie odpowiedzieć, że partnerką zbrodni to ona sobie może być, ale dla swojego chłopaka, a z tego co pamiętała, to Atreus od razu chciał targować się o jej buziaki i sprawił jeszcze, że w głowie jej się kręciło, co nie brzmiało jak najlepszy czas na podejmowanie poważnych decyzji... biznesowych.

- Chcę obu tych rzeczy. - W głosie dziewczyny zabrzmiała pewność siebie, kiedy zdjęła dłoń z łazienkowej klamki, mimo, że właśnie padło nieme "trzy", po którym mieli wkroczyć do akcji. - Ale... - uciekła na chwilę wzrokiem przed intensywnym spojrzeniem Atreusem, tylko po to, by na powrót wsunąć się zgrabnie w objęcia chłopaka. Głos nieco jej zadrżał, podobnie jak i serce. - Wolałam nie robić sobie nadziei. - Lorraine zamrugała niewinnie, mając cichą nadzieję, że jej powłóczyste spojrzenie sprawi, że Atreus nie wyłapie tego początkowego zawahania w jej na powrót lekko ironicznym tonie.
- Widzę bowiem, że nie masz najlepszej podzielności uwagi: chwali się, że nie mylisz kroków w tańcu, ale trzymałeś mnie w objęciach tak długo, że teraz oboje jesteśmy mokruteńcy. Spójrz, jak ci szata zamokła... - Lorraine oparła dłonie o klatkę piersiową Atreusa, przebiegając palcami po wilgotnym materiale, który troszeczkę zamókł po tym, jak uwiesiła się mu na szyi. Co najlepsze, wydawała się kompletnie niepomna faktu, że tym razem to ona oplotła Bulstrode'a w słodkim, bluszczowym uścisku, i tylko pogarszała całą sytuację: mówi się, że tonący brzytwy się chwyta, a podtopiona wila...?

- Przeziębisz się, i kto niby wrzuci Anthony'ego do jeziora w moim imieniu? - zapytała, a kąciki jej ust zadrgały, kiedy próbowała powściągnąć uśmieszek. - Zresztą, macie chyba niedługo jakieś tam mistrzostwa-- a co, jeżeli kichając, zamkniesz oczy, i przypadkiem oberwiesz tłuczkiem w tę swoją przystojną buźkę? Czułabym się winna. Nie mogłabym się skupić na nauce do SUMów, dręczona wyrzutami sumienia... I suchotniczym kaszlem. Bo teraz, na domiar złego, nie masz żadnej suchej bluzy, którą mogłabym ukraść, żeby się choć trochę nagrzać. - Lorraine wycelowała niby to oskarżycielsko palcem w pierś Atreusa, ale ręka dziewczyny szybko podążyła wyżej, w górę, tak, że delikatnie chwyciła go za podbródek, i przytrzymała, by dalej patrzył jej prosto w oczy.
Sama nie wiedziała do końca, co robi. W głowie jej huczało, ale Malfoy tylko się uśmiechała.
- Skup się, Atreusie Bulstrode - dodała miękko. - Jeżeli chcesz być moim partnerem w zbrodni - i mnie wielbić, dopowiedziała w myślach - jesteś mi potrzebny w jednym kawałku.

Po Marcie można się było w końcu spodziewać absolutnie wszystkiego.

Malfoy natychmiast rzuciła się do zbierania swoich rzeczy z podłogi, pozostawiając Atreusa na łaskę i niełaskę płaczącego ducha. Zaczęła pakować do wybebeszonej torby rozrzucone zeszyty, zaraz po tym, jak odzyskała szczęśliwie nieuszkodzoną różdżkę, którą pozostawiła przypadkiem w kieszeni wierzchniej szaty, odłożonej na parapet na chwilę przed katastrofą powodziową w wykonaniu Jęczącej Marty. Jakimś cudem, przepiśnik z eliksirami Malfoyówny wylądował jednak na drugim końcu łazienki: aby go odzyskać, musiała jakoś przemknąć obok magicznej projekcji martwej uczennicy.

Ale Lorraine miała plan. Jaki? Kurwa sprytny.

- Olivia? A to wstrętna... żmija. Tylko by wszystko i wszystkich oceniała tymi swoimi wężowymi oczkami. Współczuję ci, Martusia - posłodziła jak gdyby nigdy nic Lorraine, przybierając przy tym swoją najlepszą minę kłamczuchy: twarz dziewczyny, która nie wiadomo skąd znalazła się znowu u boku Atreusa, zdradzała szczere zainteresowanie problemami, z jakimi mierzył się duch brzyduli. Anielski uśmiech Malfoy przywodził na myśl uduchowioną kapłankę kowenu niosącą bliźnim ewangelię miłosierdzia, ale jakiś dziwny rys pretensjonalnego okrucieństwa dostrzegalny po sposobie, w jakim unosiła brwi, i harde spojrzenie intensywnie niebieskich oczu, tchnących nienaturalnym zimnem, wskazywał na to, jak bardzo nieszczera była przyjęta przez nią poza pocieszycielki strapionych.

Lorraine daleko było do Atreusa, który o reputację niegrzecznego chłopca dbał z równym poświęceniem, co ona o wizerunek hogwarckiej baronessy (jak to kiedyś określił Stanley Borgin), ale Malfoy nie bez powodu otaczała się wianuszkiem wrednych dziewczyn, z Lorettą Lestrange na czele. Nie wrzucała, co prawda, kujonów do jeziora, nie eskalowała też niepotrzebnych konfliktów z kim popadnie, i prawie nigdy nie okazywała swojej wrogości otwarcie: miała inne sposoby, by uprzykrzyć życie tym, którzy w jakiś sposób jej podpadli, i bynajmniej nie czuła wyrzutów sumienia, kiedy widziała, że koleżanka, o której rozsiała po cichu obrzydliwe plotki, wypłakiwała potem oczy w łazience. Także i dla Anthony'ego Borgina szykowała już jakąś małą zemstę... Na początek, zamiast tej obiecanej butelki ognistej - którą to właśnie podniosła, nieuszkodzoną, z łazienkowej podłogi - sprzeda mu wywar z pędzistolca zmieszany z najostrzejszą chilli na rynku. A oryginalna ognista...
Może przyda im się z Atreusem, gdyby kiedyś potrzebowali się rozgrzać, na przykład, po kolejnej wizycie w łazience Jęczącej Marty? A może w przyjemniejszych okolicznościach przyrody?

Najwyżej opchnie to komuś innemu, mała strata, phi.

- Aaaa... która to właściwie ta Olivia? Ta z szóstego roku? Kochanie - zwróciła się do Atreusa, wiedząc, że to pieszczotliwe określenie na pewno zwróci jego uwagę. Lorraine ruszyła porozumiewawczo brwiami. - Czy ty przypadkiem nie chodzisz z jakąś Olivią na zaklęcia? Może dałoby się zrobić coś z tą wstrętną żmiją, która dokucza Marcie? Jakieś zaklęcie, które trafiłoby ją rykoszetem... Wypadki się zdarzają - kiedy Marta wybuchła nowym potokiem łez i jękliwych skarg, Lorraine wcisnęła szybko Atreusowi w ręce zabezpieczoną butelkę i trzy ciężkie, obłożone wściekle różowym papierem podręczniki z eliksirów - obdarzyła przy tym chłopaka spojrzeniem przepraszającym i pełnym determinacji zarazem, nie miała bowiem czasu, by roztkliwiać się nad płaczliwym duchem, a nie chciała wychodzić stąd bez swojego przepiśnika. Torbę z zeszytami bezpiecznie przewiesiła przez ramię, ale książki oddała pod opiekę Bulstrode'owi, nie chciała bowiem, by największe z posiadanych przez nią skarbów wylądowały z powrotem na mokrej, łazienkowej posadzce, gdyby akurat Marta zechciała znowu wybuchnąć obok niej jakąś umywalkę, albo, co gorsza, muszlę klozetową. Widać, że książki były szalenie hołubione przez ich właścicielkę po samej gustownej obwoluty (na grzbietach miały wyrysowane z niesłychaną starannością szpalery ciemnoróżowych serduszek). Niestety, po tym jak się zmoczyły, zdobiący je papier porwał się, i widać było, jak w złym stanie są podręczniki kupione po taniości z drugiej ręki. Ale Lorraine była zbyt skupiona na misji, by to zauważyć.

- To nie... O-o-liwia... Ani Irytek... Te oczy to... W-wąąąąąż...!!! On-on-o-o... - zaczęła jąkać się Marta, nie przestając ani na chwilę chlipać.


Yes, I am a master
Little love caster
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Atreus Bulstrode (4739), Lorraine Malfoy (5774)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa