19.10.2023, 12:34 ✶
1969 rok
Dzielnica czarodziejów
Dzielnica czarodziejów
Marsz Praw Charłaków nie był czymś, czego się nie spodziewała. Od zawsze słyszało się głosy, że tę grupę magicznej społeczności traktowało się jako trzecią kategorię. Jednak czy organizowanie marszu, który pewnie skończy się awanturą, było dobrym rozwiązaniem?
Olivia nie wiedziała. Postanowiła się przekonać się na własnej skórze, zakładając mugolskie ubrania, a rude włosy ukrywając pod czapką. I tak zwykle nie rzucała się w oczy, ale przy tak napiętej atmosferze lepiej było dmuchać na zimne. Dzisiaj nie musiała pracować, do dyskretnej obserwacji marszu przygotowywała się już od jakiegoś czasu. Nie powiedziała nawet matce, że wychodzi. Miała 25 lat, nie musiała jej się spowiadać. A ojca wezwali do Ministerstwa - kolejna interwencja, dotycząca bezsensownie wypuszczonych zwierząt… Jednak gdy teraz ruda się zastanawiała, poprawiając kurtkę na ramionach, to nie musiało być takie bezsensowne i przypadkowe. Może ktoś to zaplanował? Może miał w tym jakiś interes, by odciągnąć część pracowników Ministerstwa Magii od tego, co działo się w dzielnicy czarodziejów? A może po prostu nuda zdążyła jej się rzucić na łeb i wymyślała niestworzone rzeczy?
- Mamy prawa takie jak wy! Czujemy, myślimy, chcemy żyć!
Z daleka słychać było skandowane charłacze hasła. Nie musiała nawet wypytywać przechodniów o kierunek, w którym podążali - doskonale ich słyszała. Gorzej, że z boku, z alejki, po kolei wychylali się czarodzieje i czarownice, których zacięte miny i gniew w oczach nie świadczyły dobrze o ich zamiarach. Quirke przytuliła się do drzwi sklepiku, przepuszczając całkiem sporawy tłumek, który najlepiej określiłaby mianem kontrmarszu. Z obawą patrzyła na gniewne miny, zaciśnięte w pięści dłonie i różdżki, które dzierżyła grupa czarodziejów.