Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic
- ...i jakkolwiek to głupio nie zabrzmi, możliwe, że transakcji dokonano tutaj... w łazience. Podobno kupiec to jakiś stały klient - zrelacjonowała Brenna bratu, spoglądając na knajpkę przy ulicy Horyzontalnej.
Było wcześnie - niebo dopiero niedawno poszarzało, a sprzedawczyni ledwo co zmieniła tabliczkę z "zamknięte" na "otwarte". To dawało szansę na to, że przez chwilę nie pojawią się żadni inni klienci, zwłaszcza jeśli "niechcący" zablokują za sobą drzwi. Lokal był niewielki, średnio popularny, ale jeżeli wierzyć otrzymanemu cynkowi, syn właścicielki handlował tutaj nie do końca legalnymi substancjami. Kłopot polegał na tym, że nie było dowodów, nie było punktu zaczepienia, a nawet nie mieli pewności, czy faktycznie doszło do jakichś transakcji - była to w końcu typowa sytuacja "słowo przeciwko słowu". Informator, kolega syna zresztą, mógł po prostu chcieć zemścić się na koledze.
Brenna na szczęście miała jednak dwie tajne bronie w zanadrzu.
Pierwszą było widmowidzenie. Skoro synalek podobno sprzedał coś komuś zaledwie wczoraj, w tutejszej łazience, pięć minut spokoju powinno wystarczyć, aby zobaczyła to, co zobaczyć powinna.
Drugą był uroczy, starszy brat, drugi na liście najbardziej pożądanych, angielskich kawalerów. Zatrudniona w sklepie sprzedawczyni była - jak wynikało z krótkiego wywiadu - kilka lat po dwudziestce, samotna, niedawno w dodatku rozstała się z chłopakiem. Czy istniał ktoś, kto lepiej wyciągnąłby z niej informacje na temat synka właścicielki niż Erik? Brenna mogła nieco za bardzo wierzyć w swojego brata, ale była niemal pewna, że kobieta da się mu zagadać. Może nie od razu zakocha się w nim na śmierć i życie, ale dlaczego miałaby nie ponarzekać na syna właścicielki albo nie odpowiedzieć na pytanie, czy kręcił się tutaj wczoraj? Zebranie informacji o chłopaku mogło być jeszcze cenniejsze niż widmowidzenie… o ile to w ogóle się uda.
- Plan jest taki. Ty rozmawiasz z tą panią, a ja w tym czasie zabarykaduję się w łazience i zobaczę… no nie wiem, co zobaczę, mam nadzieję, że transakcję, a nie dziwne rzeczy, jakie ludzie robią w łazienkach w knajpach – mruknęła. Jako widmowidz doskonale wiedziała, że ludzie niekiedy w samotności robili faktycznie bardzo, bardzo dziwne rzeczy. – Zamów jakąś kawę, ciastko, daj jej duży napiwek, zamrugaj oczami, jestem pewna, że powie ci wszystko, co tylko zechcesz, Misterze Magii – powiedziała, zadzierając głowę, by uśmiechnąć się do brata. Odrobinę przebiegle. Chociaż tak naprawdę daleka była od wesołości: jej dobry humor nie miał wrócić jeszcze przez kilka dni. Śmierć Jasona i sprawa Catherine wciąż ją dręczyły. Nie oznaczało to jednak, że da to po sobie poznać.– Będę potrzebowała jakichś pięciu minut, więc gdyby ktoś nagle tutaj wpadł i koniecznie chciał wejść do tej łazienki, to nie wiem, podstaw mu nogę, czy coś? Co o tym sądzisz? W sensie, o całokształcie, nie o podstawianiu komuś nóg.