06.03.1972
Ministerstwo Magii
Erik i Ashsling
Stos papierów na jej biurku rósł z każdą chwilą, ale po prawdzie, nawet jej to nie przeszkadzało. W końcu każda dobrze wykonana akcja (te złe również, niestety) oznaczała, że skończy przy biurku, jednak w przeciwieństwo do innych nie miała problemów z wypełnianiem potem raportów. Wszystko musiało być opisane tak aby potem nie było żadnego niedomówienia. Jeżeli Wizengamot miał sądzić tych ludzi, musiał mieć solidne podstawy, a bez odpowiednio wypełnionych raportów…cóż, wszystko było jasne.
Spojrzeniem spotkała się z jedną współpracowniczką, która rzuciła jej dość współczujące spojrzenie. Sama też powędrowała wzrokiem do najbliższego odbicia, wzdychając cicho, bo nawet jeżeli urodą się tak nie przejmowała, zmarnowanie przez pełnię odbijało się na jej twarzy dość widocznie. Większość osób nie wiedziała, co dokładnie jej dolegało, inni zaś przewidywali, że jednak coś się zadziało, ale nie wiedzieli, co dokładnie. Teraz jednak nie miała wyboru aby przychodzić do pracy, nie chciała jej też pomijać. Z wilkołactwem zresztą walczyła już parę dobrych lat, więc nauczyła się żyć z konsekwencjami ugryzienia. A przynajmniej tak sobie lubiła wmawiać.
Wróciła do papierów, nosem niemal nurkując po kolejnych stronach, gdy nagle zatrzymała się, z piórem uniesionym w połowie drogi. Próbowała wpatrywać się w kolejne strony jakby wcześniej wypisane zdania czarnym atramentem nagle miały się zmienić, ale prawda była oczywista – przed sobą miała raport, to był fakt, ale raport nie należał do niej. Ba, cała sprawa nie należała do wydziału aurorów i im dłużej wczytywała się w rozpisane słowa, tym bardziej była pewna, że te papiery powinny trafić do kogoś z Brygady Uderzeniowej.
Na nowo rozejrzała się po okolicy, nie widziała jednak nikogo z innego działu kto mógłby pomóc jej w rozwikłaniu zagadki, ostrożnie więc zgarnęła każdą stronę, upewniając się, że nie zapodziała nic, podnosząc się od swojego biurka i przechodząc pomiędzy korytarzami, rozglądała się za jakimś pracownikiem brygady gdy znalazła się w okolicy miejsca gdzie zazwyczaj można było ich znaleźć.
Spojrzenie świdrowało okolicę i gdy znajoma twarz mignęła jej wśród przechodzących, ruszyła wprzód aby zatarasować przejście, jednak na tyle wcześnie aby nie spowodować wpadnięcia na nią i zderzenia.
- Przepraszam, że zatrzymuję. – Jej spojrzenie prześwidrowało Erika tak, jakby nie była pewna, co robi, ale jednocześnie upewniając się, że nie przeszkadza mu w…czymkolwiek co właściwie teraz robił. – Potrzebuję pomocy członka Brygady Uderzeniowej odnośnie dokumentów i istnieje prawdopodobieństwo, że sprawa będzie pilna. – Nie chciała brzmieć tak..sztywnie, ale jednak brzmiała. Wzdychała na to w duchu, ale jej umiejętności socjalne pozostawiały naprawdę wiele do życzenia.
- Jeżeli masz chwilę, chciałabym się upewnić wobec nich. – Chyba, że nagle się okazało, że prawie-znajomy-nieznajomy jednak się tym nie zajmuje. Wtedy musiała na nowo ruszyć na, hah, łowy.