12.11.2023, 16:48 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 17:01 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V
Lato nałożyło się na lato. Prompt: Rwałem dziś rano czereśnie. W ogrodzie było ćwierkliwie, słonecznie, rośnie i wcześnie
*
Słońce dopiero wychyliło się zza horyzontu, barwiąc niebo złotem i błękitem. Trawę w sadzie Longbottomów pokrywała rosa, ptaki wybudzały się ze snów i zaczynały świergotać, a nocny chłód przemijał powoli, rozpływając się w promieniach wschodzącego słońca. Zegar w salonie pokazywał, że godzina jest wręcz nieprzyzwoicie wczesna - ale Brennie szkoda było dnia, nawet jeśli służbę dziś zaczynała dopiero o dziesiątej i planowała wybrać się z Heather do Lasu Wisielców w Little Hangleton. Poza tym ktoś musiał wypuścić psy.
Pchnęła drzwi wejściowe, a cała, psia sfora, wypadła na zewnątrz, trzy z nadmiarem wręcz energii, gotowe do żartobliwych zabaw pomiędzy drzewami, czwarty - Ponurak - jak zwykle trzymając się nieco z boku, i piąty, nie odstępujący Brenny na krok. Podwinęła nogawki jeansów, by nie zamokły w rosie - trawa w tym roku zdawała się rosnąć jakby odrobinę szybciej i ich trawnik nie wyglądał na szczególnie zadbany... - i zeskoczyła z ganku. W dłoni trzymała wielką michę, do której zamierzała narwać czereśni.
- Jak myślisz, czy Erik wpadnie teraz w pychę, skoro został numerem dwa Czarownicy, czy w absolutną rozpacz, bo jest tylko numerem dwa i prześcignął go kierowca Błędnego Rycerza? - spytała swoją towarzyszkę, gdy zatrzymały się pod jednym z drzew czereśni. Zwykły temat, nic dotykającego spraw takich jak morderstwa w snach, widma w lesie, śmierciożercy i cała masa innych nieprzyjemnych rzeczy.
Bo czasem dobrze było mieć po prostu miły, zwyczajny poranek.
- Dalej mnie bawi, że na listę trafił Nott, zwłaszcza po tym, co opowiadała o nim Dani. Poważnie, umiejętność latania na miotle chyba w tym kraju daje każdemu mężczyźnie jakieś bonusy do popularności. Za żadne skarby tego nie rozumiem, większość ludzi wygląda na miotle jak kura na grzędzie...
A potem uniosła różdżkę i lewitowała miskę ku koronie drzewa, by tam się tam zatrzymała. Bo w sadzie Longbottomów nie rosły te niewielkie, czereśniowe, karłowate drzewka, z których łatwo było zbierać owoce wyciągając dłoń: było tu kilka drzew czereśniowych tak starych, że pewnie spoglądał na nie już ich pradziadek jeśli nie prapradziadek, a kto wie, czy nie przetrwały tak długo wyłącznie magii.
Brenna mogłaby oczywiście po prostu ściągać te czereśnie zaklęciami, ale każda okazja była dobra, aby poćwiczyć swoje umiejętności wspinaczki, prawda? Skoro dziś zrezygnowała z biegania na rzecz rwania owoców, mogła potrenować w inny sposób. Chwyciła więc najsolidniej wyglądającą gałąź, poszukała butem oparcia i podciągnęła się w górę.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.