• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[12.07.1972, wieczór] Kości zostały podrzucone | Olivia, Brenna

[12.07.1972, wieczór] Kości zostały podrzucone | Olivia, Brenna
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#1
15.11.2023, 11:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2024, 20:48 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Olivia Quirke - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III

Olivia stała przed posiadłością Longbottomów, niepewna tego, czy dobrze zrobiła. Zawsze kojarzyła Brennę jako taką dziewczynę z sąsiedztwa, kogoś do kogo się zwrócisz w potrzebie, kto ci pomoże, wesprze cię i poczęstuje ciepłą herbatą. Nigdy nie lokowała Brenny w tak potężnej posiadłości, którą właśnie miała przed sobą. Bo i owszem, znała jej nazwisko i wiedziała, że Longbottomowie mają pieniądze, ale co innego mieć to z tyłu głowy, a co innego stać przed namacalnym dowodem takiego stanu rzeczy.

Stała więc tak, z torbą którą dostała od kobiety-złodziejki (tak, nie znalazła tego portfela), niepewna jak w ogóle wejść do tej twierdzy. Brenna ją zaprosiła, więc raczej nic jej tu nie trzaśnie zaklęciem ochronnym, ale mimo wszystko Olivia poczuła się mocno przytłoczona. Wychowała się w tym samym małym mieszkaniu, co mieszkała teraz, nie bywała na przyjęciach i w zasadzie teraz czuła się jak żebrak, który stoi i się gapi jak cielę w niemalowane wrota. Westchnęła ciężko i weszła na teren posiadłości, mając w planach kulturalne zapukanie i przepraszanie osoby, która jej otworzy, że nie wzięła ze sobą żadnego upominku poza tymi psimi.

Z tyłu usłyszała szczekanie, gdy tylko zbliżyła się do furtki. Uniesiona ręka zamarła w połowie ruchu zamykania jej, gdy w oddali mignęła jej psia sylwetka. Przecież te psy ją zagryzą, jak tu wejdzie. O nie.
- BRENNAAAA, RATUUUJ - w panice zaczęła szukać piłeczek, które miała w torbie. - Ej, lubicie zabawki, nie? Ciocia Olivia wam coś przyniosła! Patrzcie jakie fajne!
W jej dłoni znalazła się gumowa piłeczka w kolorze intensywnej żółci.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
15.11.2023, 12:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.11.2023, 13:25 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna na co dzień rzeczywiście nie wyglądała na bogatą. Pracowała w Brygadzie i miała skłonności do brania nadgodzin, a po pracy w magicznym Londynie chodziła zwykle w nijakich szatach, zaś w Dolinie Godryka często włóczyła wręcz w porwanych spodniach i mugolskich koszulkach. Jedyną biżuterią, jaką zwykle nosiła, był wisiorek od Mavelle z połową słońca i zegarek - po którym widać było, że był drogi, ale... jakieś trzydzieści czy czterdzieści lat temu. Te pieniądze było po niej widać dopiero, kiedy szła na przyjęcie i wyciągała z szafy sukienkę od Rosierów (bo wbrew pozorom wcale się w takich ubraniach nieswojo nie czuła) albo nagle wpadała do kawiarni i składała zamówienie na sto pączków.
Nie było specjalnie zaskakujące, że ktoś o tym, ile Brenna ma pieniędzy - odziedziczonych zresztą głównie po dziadku Potterze - zapomniał. Nawet stojąc przed tą posiadłością, wielką, ale jednak nie tak onieśmielającą jak choćby Malfoy's Manor, otoczoną sadami, z ogrodem na tyłach, i należącą nie do Brenny przecież, a jej dziadka.
- Już idę!!! - zawołała z daleka, gdy najpierw psy wystrzeliły ku bramie wejściowej, a potem rozległ się krzyk Quirke. Brenna właśnie wyprowadziła całą tę hałastrę - cztery psy, pośród nich Łatek, kundel, którego wiele osób wzięłoby za najpaskudniejszego psa świata, golden Gałgan, wielki, ciemny Ponurak, a także Brownie, który niedawno dołączył do stada - na wieczorny spacer. A raczej taki miała zamiar. Pogoniła teraz za nimi w te pędy i po chwili Olivia mogła dostrzec, jak Brenna nadbiega: w krótkich, wyblakłych szortach, szarej, zbyt obszernej koszulce i kolorowych, znoszonych trampkach. Ciemne włosy po całym dniu sterczały na wszystkie strony, a nawet ostało się w nich jakieś źdźbło trawy: niewykluczone, że ledwo co tarzała się po niej z psami. Nasadziła też na nią czapkę z daszkiem z napisem.
- Nie przejmuj się, myślę, że udziabać to mógłby tylko Ponurak i to tylko, gdyby ktoś mu kazał - uspokoiła Olivię, a Gałgan, jakby chcąc potwierdzić jej słowa, stanął na dwóch łapach i szczekanie zamieniło się w proszące piszczenie, a jego wielkie oczy wpatrzyły się w piłeczkę. - Ale ten tu... och, on mógłby spróbować zalizać cię na śmierć. - oświadczyła z rozbawieniem, pochylając się, by chwycić Gałgana za obrożę jedną ręką, kiedy drugą sięgnęła ku klamce. - Dam ci szansę i go przytrzymam, zanim się na ciebie rzuci. I ostrzegam, ta piłeczka to bardzo, bardzo zły ruch, on będzie chciał, żebyś mu ją rzucała przez najbliższe... no tak od dwóch do pięciu lat. A w ogóle to cześć, miło cię widzieć - wyrzuciła z siebie z prędkością karabinu maszynowego. Gałgan szarpnął się w jej uścisku, wciąż wpatrzony w piłeczkę, Brownie podszedł do Olivii, wyraźnie zaciekawiony. Łatek, nieco nieśmiały, trzymał się z boku, a Ponurak - który naprawdę wyglądał jak ten Ponurak ze złych omenów - obserwował Olivię z cienia, jaki rzucał mur.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#3
15.11.2023, 15:59  ✶  
Psy były ciekawymi zwierzętami. Odpowiednio wytresowane mogły wyrządzić naprawdę wiele szkód osobom, które jakimś cudem dałyby radę tu wejść. Chociaż czy ktokolwiek dałby radę włamać się do jednego z najlepiej strzeżonych domów w Anglii? Raczej nie, ale jakby ktoś jednak próbował... Olivia nawet nie chciała o tym myśleć. Obróciła piłeczkę w palcach, patrząc z niejakim zaskoczeniem na scenę, która się przed nią rozgrywała. Brenna nie pasowała jej do tego miejsca, zwłaszcza teraz, gdy wyglądała... No - jak Brenna.
- Gdy mówiłaś mi, że masz kilka psów, to nie podejrzewałam że jest to kilka dużych psów - powiedziała, opuszczając rękę z piłeczką. Podsunęła ją pod nos Brownie, z niepokojem patrząc na szarpiącego się Gałgana. Psy miały to do siebie, że nierzadko nie zdawały sobie sprawy ze swojej siły. A były cholernie silne, szczególnie te większe. Jeden ruch i mogły kogoś przewrócić, a łażąc po nim - boleśnie wbić łapy w miękkie części ciała, które zdecydowanie nie chciały być naciskane. - Nie wyprowadzasz ich na smyczach?
Kucnęła przy Brownie i wyciągnęła rękę, żeby pies miał szansę zapoznać się z jej zapachem. Nie każdy zwierzak lubił to, jak pachniała, głównie ze względu na przeżarte zapachem tytoniowym ubrania Olivii.
- Mam wszystko, co mi ta kobieta dała. Nie wiem skąd to miała, ale jest tego masa. Piłki, gryzaki i te śmieszne patyki - poturlała jedną piłeczkę po ziemi i sięgnęła po patyk. Był gruby, grubości jej przedramienia, i długi. - Wygląda ci to na zabawkę dla szczeniaka? Bo mi nie. Ale sprawdziłam i to żaden podstęp, no może poza tym, że mnie franca okradła. Może to też kradzione? Nie wiem, ale nie mam psa a to ewidentnie psi szpej.
Zerknęła na Ponuraka i przekrzywiła głowę. Patrząc na jego pysk i wzrok już wiedziała, skąd to imię. Nie chciałaby spotkać go w jakimś ciemnym zaułku, gdy się tak patrzył.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
15.11.2023, 17:09  ✶  
Zapytana o to, pewnie uważałaby, że zawsze wygląda jak Brenna. W mundurze w Ministerstwie, w porwanych spodniach w sadzie, w starej szacie na Nokturnie i w eleganckiej na spotkaniu biznesowym, w sukni na balu - zawsze czuła się jednakowo sobą. Ale jeżeli ktoś znał ją tylko z jednej strony... to i pewnie miał pewne prawo czuć momentami odrobinę dysonansu.
- Łatek nie jest znowu aż taki duży - roześmiała się Brenna, wciąż ściskając obrożę Gałgana. Łatek, ten nieśmiały, który trzymał się nieco na tyłach, był kundlem, nie małym, ale też nie jakimś bardzo wielkim. - Wiesz, poszliśmy do schroniska po jednego psa. To znaczy ja i mój brat. Ale Erik podszedł do pierwszego boksu, w którym był Gałgan i sam rozumiesz, jak już dał mu nadzieję, nie mogliśmy go tam zostawić, prawda? A ja zobaczyłam tego tutaj, i uznałam, że po prostu nie mogę go w tym schronisku zostawić. No i potem zerknęliśmy na Ponuraka, który siedział w tej klatce tak na boku, i okazało się, że ma nieduże szanse na adopcje, bo jest... no taki ponury i wycofany, i gdyby któreś z nas było tam osobno, to pewnie okazalibyśmy rozsądek, ale doszło do zjawiska rozproszenia odpowiedzialności, i wyszliśmy stamtąd z trzema psami - zrelacjonowała. Ta opowieść też w gruncie rzeczy sporo o stanie majątkowym rodzeństwa mówiła: nie znali w pewnych sprawach umiaru, bo znać go nie musieli.
Sięgnęła po jedną z zabawek, które przyniosła Olivia, by najpierw podstawić ją pod nos Gałganowi, a potem ją rzuciła. Pies, uwolniony z uścisku, natychmiast za nią pognał. Za to Brownie, radośnie merdając ogonem, schwycił w zęby piłeczkę.
- Jeśli idę za bramę z więcej niż z jednym, idą na smyczach. Co czasem kończy się różnie, ostatnio na przykład zobaczyły zająca i skończyłam oplątana czterema smyczami. Myślałam, że już nigdy się nie uwolnię - powiedziała, prostując się. Jak dość często z nią bywało: mówiła trochę zbyt dużo i trochę za szybko. - Na razie puściłam je do sadu, żeby się trochę wybiegały, ale zaraz zabieram je na spacer na wrzosowisko, dzisiaj moja kolejka. Chcesz iść ze mną? Możesz wziąć Brownie, jest względnie grzeczny i raczej przyjacielski, bo Ponurak to jest trochę nieufny, Łatek boi się jeszcze obcych, a Gałgan... no on wtedy najbardziej entuzjastycznie gonił za tym zającem, zresztą...
Urwała, by sięgnął po zabawkę, którą Gałgan z powrotem ku nim przyniósł i cisnęła ją ponownie.
- Sama widzisz, ma aż za dużo energii. I obawiam się, że mogła tu ukraść, ale nawet ja nie będę zaczynała śledztwa w sprawie psiej piłeczki, pewnie uznano by mnie za szaloną.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#5
16.11.2023, 10:05  ✶  
Słuchała tej historii z lekkim niedowierzaniem, ale gdy tak mocniej się zastanowiła nad tym, JAK to się stało, że mają aż cztery psy, to wydało jej się to w sumie logiczne. Dokładnie z tego samego powodu nigdy nie odwiedzała schronisk czy przytułków dla zwierząt - bo nie potrafiłaby wybrać tylko jednego z nich. Wszystkie tam potrzebowały kochających domów. Brenna mogła sobie pozwolić na wzięcie tych psów, ona by nie mogła takiej zgrai utrzymać w mieszkaniu: i chyba pękłoby jej serce.

- Z chęcią się przejdę, zwłaszcza jeśli dzięki temu unikniemy zaplątania w smycze - wyciągnęła ostrożnie rękę do Browniego i musnęła go po głowie z zachwytem. - Jaki on delikatny!
Zachwyciła się, ostrożnie głaszcząc psiaka po głowie. Psy miały naprawdę różne temperamenty i nie wiadomo dlaczego ale spodziewała się, że Brenna będzie miała same postrzelone zwierzęta. Takie jak Gałgan. Zerknęła na ganiającego za zabawką psiaka.
- Jak się ma Erik? Nie miga się od psich obowiązków, mam nadzieję? - zwłaszcza że sam przyłożył rękę do tego, żeby mieszkała tu taka zgraja. Nie znała brata Brenny, ale często pojawiał się w jej opowieściach, wydawał się być dobrym człowiekiem, chociaż tak samo kopniętym, co Brenna. Przynajmniej w niektórych sprawach. Ale czy mogła się dziwić rodzeństwu, które przyprowadziło psy do domu? Przecież sama zrobiłaby dokładnie to samo. - Z ciekawości: jak zareagowali rodzice na to? I w ogóle mieszkańcy domu. Psy to obowiązek i dużo hałasu. Miłości też, ale no. Wiesz o co chodzi.
Sięgnęła do reklamówki po kostkę owiniętą brązowym papierem. Ostrożnie ją rozpakowała i podsunęła Łatkowi, pilnując się, żeby się nadto nie zbliżyć, bo przecież nie chciała psa spłoszyć, a tylko dać mu coś do jedzenia. Kości dobrze robiły na psie zęby.
- Zwłaszcza że była mugolką, tak mi się wydaje. Ale nie mam pewności. Londyn jest duży a stało się to w jego niemagicznej części. Sprytna jednak była, bo mi wcisnęła tę bajeczkę o szczeniaku i cyk, nie ma portfela. Ale miałam tam tylko kilka funtów, więc w sumie nic się nie stało. Po naszej ostatniej przygodzie postanowiłam zabierać ze sobą mugolskie pieniądze, gdybym znowu pomyliła moją siostrę z kimś innym.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
16.11.2023, 14:30  ✶  
Brenna i Erik głównie dlatego bardzo szybko wyszli ze schroniska, biorąc te psy, które rzuciły się im w oczy na początku, bo istniała realna obawa, że inaczej wrócą z całą sforą. Bren nawet nie zamierzała się wypierać tego, jak słaby jest jej charakter pod tym względem.
- W domu jest sporo osób, więc zawsze ktoś się nimi zajmie. Wypuszczamy je do sadu, i staramy się, żeby ktoś wziął każdego na dłuższy spacer przynajmniej raz dziennie… nie zawsze jestem to ja. Ponurak lubi dotrzymywać towarzystwa Erikowi, a Gałgan zazwyczaj siedzi u Mavelle - wyjaśniła Brenna, zerkając za tym najbardziej żywotnym z psów. Cóż, ktoś, kto spodziewałby się, że "jaki pan, taki kram", mógł faktycznie oczekiwać, że wszystkie zwierzaki będą postrzelone. Co ciekawe jednak, najbardziej przywiązany do niej wydawał się ten najbrzydszy, najbardziej niepozorny i najbardziej nieśmiały. Łatek nawet teraz, gdy Olivia wręczyła mu zabawkę, wahał się długą chwilę nim podszedł, a kiedy już to zrobił, najpierw obwąchał prezent z odrobiną podejrzliwości.
- Och... mama chyba już po prostu przywykła. Obawiam się, że odkąd byłam mała, przyprowadzałam do domu jeże, ptaszki ze złamanymi skrzydłami, kolegów, którzy zapomnieli klucza albo znienacka przywoziłam z Hogwartu koleżanki, które nie mogły z jakichś powodów wrócić do domu na święta - roześmiała się Brenna. Zresztą nie zarzuciła tych zwyczajów i teraz. Nie tak dawno temu oświadczyła przecież nagle, że zamieszka z nimi Charles... znaczy się Jules... a jeszcze wcześniej przyprowadziła tutaj Thomasa. - A co do taty, oświadczył, że zgadzał się na jednego psa, powinnam przemyśleć swoje postępowanie i on z tymi zwierzakami nie chce mieć nic wspólnego. Kolejnego dnia przyłapałam go na oswajaniu Łatka za pomocą plastrów bardzo drogiej szybki - opowiedziała, uśmiechając się do Quirke szelmowsko. - To fakt, bardzo sprytna. Jeśli faktycznie miałaby szczeniaka, to chyba byłaby największa rasa pod słońcem. Daj mi chwilę, przyniosę smycze, zostawiłam je na ganku.
Brenna obróciła się i pobiegła w stronę domu, by zgarnąć stamtąd smycze, a następnie założyć je psom. O ile Łatek i Brownie pozwolili na to bez większych protestów, o tyle Ponurak spojrzał na nią spode łba – naprawdę nie lubił chodzić na smyczy – a Gałgan z kolei kojarząc „smycz” i „spacer” wykazał się takim entuzjazmem, że zapięcie tej smyczy stanowiło spore wyzwanie.
– Pójdziemy na wrzosowiska. Kiedyś zabierałam je w stronę lasu, ale teraz nie jest tam zbyt bezpiecznie… a… i daj mi momencik… – Uniosła różdżkę, szepcąc dwa zaklęcia. Jedno rzuciła na smycze, miało jej ułatwić opanowanie psów.
Drugim sprawdzała, czy nie wykryje w pobliżu posiadłości ludzkiej obecności.
Nie bez powodu na spacery chodzili jednak zwykle we dwoje – Brenna pewnie gdyby nie Olivia, zawołałaby ojca – i wybierali na nie różne godziny, różne miejsca, a przed wyjściem weryfikowali, czy ktoś nie kręci się w pobliżu. Wywiad Erika po Beltane obudził w Brennie odrobinę paranoi.
– Świetnie, możemy iść – oświadczyła, wręczając kobiecie smycz, na której był teraz uwiązany Brownie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#7
16.11.2023, 22:02  ✶  
Olivia roześmiała się głośno.
- Typowy ojciec. Najpierw nie chce psa, a potem on i pies po tygodniu śpią razem w łóżku - nie znała tego z autopsji, ale z tego co mówili jej znajomi dokładnie tak właśnie było. Olivia wcisnęła jeszcze Brennie psie podarunki, zanim ta poleciała po smycze, a potem grzecznie poczekała, łypiąc na psy z ciekawością. Bawiły się, patrzyły i stały gapiąc się na nią w odwecie. Quirke poczuła ukłucie zazdrości o to, jak dobrze byłoby mieć zwierzaka. Na psa nie było mowy, ale kot... Będzie musiała porozmawiać z Aveliną, bo może i przyjaciółka zmieniała się w kota, ale to przecież nie to samo, prawda?

Gdy Brenna podała jej smycz, Olivia wzięła ją w rękę i zmarszczyła brwi, patrząc jak kobieta rzuca zaklęcia.
- Wszystko dobrze? - zapytała, patrząc na różdżkę w ręku Brenny. Ona sama nie nawykła do takiej ostrożności, chociaż gdy wspomniała o lesie... Olivii po grzbiecie przeszedł dreszcz. - Gerry mówiła mi, co się stało w Kniei.
Powiedziała poważnie, wychodząc za Brenną w stronę wrzosowiska. Nadal czuła przeraźliwe zimno na myśl o tym, że mogłaby kiedyś tam zawędrować. Poza tym byli jeszcze mugole, którzy widzieli... rzeczy. Nie wpadła na to wcześniej, że to przecież w Dolinie Godryka. A przecież sama tego doświadczyła. Jej mózg z początku nie połączył faktów.
- Głupie pytanie, przecież musicie być ostrożni. Mam wrażenie, że teraz nigdzie nie jest bezpiecznie. Ciągle słyszę o całych rodzinach, które znikają. I być może po prostu uciekają, ale wiesz... Wierzę w przypadki ale nie tak dużo w tak krótkim czasie. To chyba średnio możliwe, prawda? - westchnęła, poprawiając dłoń na smyczy. Nie szarpała psa, pozwalała mu trzymać nos przy ziemi, jeśli potrzebował. Było w takim spacerze coś odprężającego.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
17.11.2023, 12:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.11.2023, 12:09 przez Brenna Longbottom.)  
- W Kniei stało się wiele rzeczy – mruknęła Brenna, chowając różdżkę. Na moment uśmiech znikł z jej ust.
Sylwetki w maskach. Pokrwawiona Heather w jej ramionach. Nora i Cameron zagubieni w Kniei. Duch chłopca i krew na drzewie. Zasuszone ciało Derwina. Płonący las i widmowe sylwetki na jego tle. Strach i gorycz na postarzałej nagle twarzy Mildred. Echa krzyków pary, która nie zdołała uciec przed zjawami i twarz chłopca, spoglądająca z magicznych plakatów.
– Ale nie martw się, nie zbliżymy się do niej – obiecała, znów unosząc wzrok na kobietę i na powrót pogodnie się uśmiechając, jak gdyby nigdy nic. – To zaklęcie zapobiega plątaniu się smyczy, uwierz, spacer z taką gromadą nie jest łatwy. Dlatego praktycznie zawsze chodzimy we dwójkę albo we trójkę, żeby wiesz, nie skończyć tak jak ja przy tym zającu – oświadczyła lekkim tonem, nie kłamstwo, ot jedna z wielu jej półprawd. Bo przecież rzuciła to zaklęcie, ot kolejne miało sprawdzić, czy mają towarzystwo. A na spacery wychodzili grupą, w różnych godzinach, w różne miejsca, sprawdzając najpierw, czy nikt nie obserwuje domu – bo sama tak zarządziła, po wywiadzie Erika świadoma, że ten może stać się celem dla śmierciożerców. Nie bez powodu psy głównie wypuszczali do sadu, i nie bez powodu kiedy Brenna chciała pobiegać czy pobyć sama, zamiast chodzić na długie wędrówki po okolicy, teleportowała się teraz sprzed samego domu gdzieś, gdzie raczej nikt by jej nie szukał. I dokładnie to samo doradzała całej reszcie.
Ale nie zamierzała obarczać tymi zmartwieniami Olivii. Quirke była czystej krwi i trzymała się od konfliktu z dala. W teorii była bezpieczna.
W praktyce, oczywiście, mogła przyjść na takie Beltane i zginąć przypadkiem, bo jak udowodnili śmierciożercy, mało ich takie ofiary obchodziły… ale wciąż, mogła trzymać się od tego z daleka.
– Większość tych, którzy znikli bez śladu, faktycznie ucieka – powiedziała, zamykając starannie za nimi bramę i ruszając ścieżką ku wrzosowisku. O ile Ponurak, Łatek i Brownie szły dość grzecznie, to Gałgan wyrywał na przód, wyraźnie podekscytowany spacerem. – Śmierciożercy lubią podpisywać swoje dzieła, zostawiać ciała albo mroczny znak na niebie. Ale nie ma co o tym mówić. Byłaś już kiedyś na tutejszych wrzosowiskach? O tej porze roku nie robią takiego wrażenia, ale pod koniec sierpnia zdają się płonąć fioletem. Są tam też ruiny, które bardzo lubię, podobno kiedyś zaklęte przez Godryka Gryffindora. Wiele po nich nie zostało, ale kiedy tam jestem, prawie czuję... echa tej dawnej magii. Kiedy byłam młodsza, uwielbiałam wspinać się po nich i ćwiczyć tam zaklęcia.
Wciąż było to zresztą jedno z jej ulubionych miejsc treningów, kiedy opuszczała dom. Także dlatego, że zła magia działała tam jakby gorzej.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#9
17.11.2023, 14:20  ✶  
Quirke była czystej krwi, ale jej zainteresowanie mugolami było czymś, co mogło wpędzić ją w tarapaty. Na dodatek bujała się z osobami, które pozytywnie wypowiadały się o mugolakach, podobnież nie stroniła od ich towarzystwa. Ale nie wyglądało na to, by się przejmowała konsekwencjami czy w ogóle zdawała sobie z nich sprawy. Kręciła się głównie po bezpiecznym Londynie i w jego okolicach, do Doliny Godryka niespecjalnie zaglądała, bo... Poza Brenną nie miała żadnego powodu, by tu bywać. A i teraz był to pierwszy raz. Tak, była bezpieczna. Raczej.

- Nie zawsze są w stanie zdążyć. Kiedyś, lata temu, przez jednego wylądowałam w Mungu. To były chyba początki ich działalności - mruknęła, pocierając odruchowo żebra. Potrząsnęła jednak głową, odpychając od siebie te wspomnienia. Żyła, nic jej się większego nie stało i to było najważniejsze. - Nie, tak naprawdę to rzadko kiedy odwiedzam Dolinę Godryka. Wiesz, nigdy mi tu nie było po drodze, a potem przez te wszystkie wydarzenia jakoś trzymałam się z daleka.
Nie chciała wyjść na tchórza, ale z drugiej strony przed Brenną nie musiała udawać. Wolała trzymać się z daleka, bo ostatnio gdy się tu wepchnęła ze wścibskim nosem, skończyło się nieomal tragedią. Na wspomnienie dziwnego spotkania z gwiazdą quidittcha tylko się uśmiechnęła. Na jego miejscu sama sobie dałaby sobie po głowie.
- Ruiny? Ruiny czego? - gdyby była psem, zatrzygłaby uszami. Ale tak to tylko odwróciła głowę w stronę Brenny i uniosła brwi w pytającym geście. - Kocham takie miejsca! Weźmiesz mnie tam kiedyś?
Zapytała z nadzieją, wiedząc że teraz raczej nie było możliwości, żeby z psami mogły się szwendać po jakichś ruinach. Zresztą to byłoby chyba dla nich zbyt niebezpieczne. Zerknęła na Brownie i uśmiechnęła się. Jak ładnie chodził! Zaszczebiotała coś do niego zachęcająco, ale głównie rozglądała się po okolicy.
- Spuszczasz je ze smyczy na takich spacerach? Czy nie są odwoływalne?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
17.11.2023, 17:37  ✶  
Dolina Godryka jeszcze dwa lata temu zdawała się Brennie najbezpieczniejszym, najlepszym miejscem na ziemi. Mieszkali tu mugole i czarodzieje, stare rody, które brały swój początek od Hufflepuff, jak Abbottowie, i od Gryffindora oraz Paverellów, jak sami Longbottomowie. To miejsce zdawało się wręcz przyciągać dobrą magię.
Ostatnie lata udowodniły jednak, że nigdzie już nie było bezpiecznie, a Beltane, wichura i zjawy odarły ją z resztek złudzeń.
W Dolinie Godryka ludzie cierpieli i umierali jak wszędzie indziej.
– Przykro mi – powiedziała miękko, kiedy Olivia wspomniała, że parę lat temu miała do czynienia ze śmierciożercami. Może w innych warunkach pomyślałaby, że ta byłaby dobrym nabytkiem do Zakonu – ale zwyczaje nie była pewna i nie chciała w to Quirke wciągać. Ta nie miała powodów do walki, mogła jeszcze związać się z kimś, kto stoi po drugiej stronie, a chociaż była utalentowana w dziedzinie warzenia mikstur, oni mieli już w swoich szeregach mistrzów eliksirów. Nie było powodów, aby ją narażać.
– Ruiny starej twierdzy, porośnięte bluszczem. Nikt już chyba nie pamięta, co mieściło się tam pierwotnie, ale chociaż się rozsypały, wciąż utrzymują się zaklęcia, przez które nie mogą podejść mugole. Są starsze od wioski. Jako dzieciak lubiłam sobie wyobrażać, że to stara warownia Gryffindora. Kto wie, może nawet rzeczywiście tak było? A nawet jeżeli nie, dobrze tak to sobie wyobrazić, prawda? I jeżeli chcesz, możemy przejść taką trasą, żebyś sobie na nie popatrzyła – oświadczyła, przystając, kiedy psy zaczęły węszyć coś przy drodze. – Tylko jeśli jestem z maksymalnie dwoma albo ktoś jest ze mną. I tylko na wrzosowiskach albo w lesie.
Tam mogła się upewnić najpierw, że nikogo nie ma w pobliżu. Psiaki były jeszcze u nich za krótko, aby odważyła się pozwolić im biegać wolno po wiosce albo w miejscach, gdzie kręcili się mugole.
Skręciła ścieżką, która zaprowadziła je na wzgórze, a potem coraz dalej od wioski. W przeciwną stronę niż ta główna część Kniei. W końcu na horyzoncie zamajaczyły im ruiny – nie miały dachu, spora część ścian skruszyła się, a ocalałe części murów pokrywał bluszcz. To poza nimi ciągnęły się wrzosowiska: miejsce, gdzie nocami tańczyły błędne ogniki, a pośród roślin ponoć grasowały psotne chochliki. I gdzie niekiedy o zmierzchu ci, których los obdarzył Trzecim Okiem, widzieli w oddali przechadzającą się postać.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3079), Olivia Quirke (2295)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa