Zawsze lubiła drobiazgi. Nawet w tak paskudne dni jak ten dziś, gdy mieli za sobą mrok i mgłę nawiedzonego statku, starała się nimi cieszyć.
Norze pozwoliła wybrać najpierw. Fiołki alpejskie zapachniały i przez moment panna Figg czuła powiew górskiego wiatru. A potem Brenna uśmiechnęła się zawadiacko do brata, gdy spytał, czy i dla niego miała jakiś wianek.
- Pewnie, jak mogłabym zapomnieć o moim ukochanym braciszku? I wyglądasz świetnie, ale... nie dość po królewsku. Zabrakło mi czasu, żeby wykombinować koronę, więc dziś zadowolisz się wiankiem, ale następnym razem dostaniesz najmniej diadem - obiecała Erikowi, wspinając się na palce, by osobiście założyć mu kwiecistą plecionkę na blond głowę. Gdy ta została udekorowana polnymi kwiatami, Erik poczuł nie tylko ich zapach: zdawało mu się, że czuje i dotyk słońca na skórze i jakiś... leniwy spokój.
Drgnęła, kiedy balon pękł z hukiem, omal nie upuściła kolejnego wianka, bo dłoń odruchowo chciała powędrować do różdżki. Odetchnęła, gdy pojęła, że to tylko kotek i balon. Nie żadne zaklęcie. Nie żaden atak. Odetchnęła i odpowiedziała uśmiechem na słowa Patricka. Nie odezwała się jednak - bo to nie był dobry moment na wspominanie o grobowcach, krwi i wampirzych kłach.
- To tylko kwiaty. Nie musisz ich przecież zachowywać. Kiedy kwitną tylko przez jedną noc też są piękne - zapewniła Brenna, podając Laurentowi jego wianek. Bławatki miały głęboką, niebieską barwę i na moment przypomniały szczęśliwe wspomnienie.
Żółte tulipany dostały się Thomasowi, niosąc ze sobą jakby powiew nadziei - że coś się uda, że spotka go coś dobrego? Brenna mrugnęła do niego i cóż, jeśli chciał porozmawiać o nowym projekcie, to mogli zaraz siąść na boku i o nim pogadać lub umówić się na omówienie tego później.
Brenna na koniec ułożyła resztę plecionek na blacie, by kto jeszcze chciał mógł sobie jakąś wybrać, poprawiła własny, koniczynowy wianek, cały zielony w jej brązowych, splątanych włosach, porwała w jedną rękę babeczkę, polecaną przez gospodynię, a w drugą pączka, o którym wspomniała wcześniej Nora. Bo wbrew temu, co sądził jej kochany braciszek, to wcale nie tak, że panna Longbottom przestała jeść. Opadła na najbliższe krzesło z pewną ulgą, nieświadoma, że właśnie ją tu oskarżają o jakieś niecne zapędy wobec biednego Laurenta i wpakowała sobie kwiatową babeczkę do ust. A potem - zaczęła rozglądać się za... tak. Kawą. Bardzo, bardzo potrzebowała kawy. Najlepiej dożylnie.
!ciastko z kwiatkiem
Jeśli nie zauważyłam, że ktoś wziął wianek, to krzyczcie albo wymyślcie sobie efekt
