26.11.2023, 17:39 ✶
Magiczne więzy spętały Kevina, a chwilę potem Vincent poderwał się z fotela i w iście pięknym stylu cisnął zaklęciem oszałamiającym. Dobrze, przynajmniej szybko poszło i jego siostrzeniec będzie się wkurzał tylko przez parę sekund.
- Dzięki za tatuaż! - zawołała Brenna, wygrzebując z kieszeni banknot. Poleciał na podłogę, gdy Vincent schwycił ją za rękę i wyciągnął na zewnątrz, ale cóż, zapłacili za usługę, prawda? Nie wypadało w końcu uciec bez tego.
Nie protestowała przeciwko ucieczce - bo o ile zwykle owszem, nie chciała zostawiać za sobą bałaganu, tak tutaj nie przyszła przecież jako Brygadzistka. Jej wygląd był zmieniony, wątpliwe, aby Kevin miał szansę ją później rozpoznać, a sam Vincent? Co takiego zrobił? Ot przecież to Kevin zaatakował pierwszy, on go tylko oszołomił. Zasadniczo nie zrobili absolutnie niczego nielegalnego, bo włamania nikt im nie udowodni, atak przeprowadził ktoś inny, magii nie użyli przy mugolach, okna salonu były zasłonięte, a i Brenna szczerze wątpiła, by ktoś tak mocno zamieszany w nielegalnych interesach jak jak Azjata, postanowił skarżyć się Brygadzie Uderzeniowej.
A dostała dokładnie to, czego chciała.
Kiedy oddalili się kawałek, przyhamowała Prewetta, zwalniając do szybkiego marszu. Ludzie biegnący wzbudzali podejrzenia, ludzie po prostu wędrujący - już nie.
- Tego i owego - oświadczyła, ale szelmowski uśmieszek, który mu posłała, świadczył o tym, że i owszem, dowiedziała się i ani trochę nie żałowała, że nie mieli okazji uciąć sobie pogawędki bezpośrednio z Kevinem. - Muszę sprawdzić kilka rzeczy, skontaktować się z pewną osobą, ale myślę, że w najbliższym czasie nawiedzi mnie gwałtowna i trudna do opanowania chęć urządzenia sobie spaceru do lasu. Konkretnego lasu i konkretnego miejsca... - stwierdziła, chociaż nie miała zamiaru teraz mówić Vincentowi, jakiego konkretnie, bo przecież znając go pobiegłby tam warować już teraz, z nadzieją, że dorwie jakiegoś kłusownika.
- Spisałeś się, Sherwood. Chodź, idziemy na makaron, zjemy coś i pokażesz mi, za co zapłaciłam jakieś... eee... to chyba była pięćdziesięciofuntówka. Mam nadzieję, że to naprawdę dobry tatuaż - oświadczyła z rozbawieniem, ciągnąc go przez Chinatown ku jednej z Azjatyckich knajp.
- Dzięki za tatuaż! - zawołała Brenna, wygrzebując z kieszeni banknot. Poleciał na podłogę, gdy Vincent schwycił ją za rękę i wyciągnął na zewnątrz, ale cóż, zapłacili za usługę, prawda? Nie wypadało w końcu uciec bez tego.
Nie protestowała przeciwko ucieczce - bo o ile zwykle owszem, nie chciała zostawiać za sobą bałaganu, tak tutaj nie przyszła przecież jako Brygadzistka. Jej wygląd był zmieniony, wątpliwe, aby Kevin miał szansę ją później rozpoznać, a sam Vincent? Co takiego zrobił? Ot przecież to Kevin zaatakował pierwszy, on go tylko oszołomił. Zasadniczo nie zrobili absolutnie niczego nielegalnego, bo włamania nikt im nie udowodni, atak przeprowadził ktoś inny, magii nie użyli przy mugolach, okna salonu były zasłonięte, a i Brenna szczerze wątpiła, by ktoś tak mocno zamieszany w nielegalnych interesach jak jak Azjata, postanowił skarżyć się Brygadzie Uderzeniowej.
A dostała dokładnie to, czego chciała.
Kiedy oddalili się kawałek, przyhamowała Prewetta, zwalniając do szybkiego marszu. Ludzie biegnący wzbudzali podejrzenia, ludzie po prostu wędrujący - już nie.
- Tego i owego - oświadczyła, ale szelmowski uśmieszek, który mu posłała, świadczył o tym, że i owszem, dowiedziała się i ani trochę nie żałowała, że nie mieli okazji uciąć sobie pogawędki bezpośrednio z Kevinem. - Muszę sprawdzić kilka rzeczy, skontaktować się z pewną osobą, ale myślę, że w najbliższym czasie nawiedzi mnie gwałtowna i trudna do opanowania chęć urządzenia sobie spaceru do lasu. Konkretnego lasu i konkretnego miejsca... - stwierdziła, chociaż nie miała zamiaru teraz mówić Vincentowi, jakiego konkretnie, bo przecież znając go pobiegłby tam warować już teraz, z nadzieją, że dorwie jakiegoś kłusownika.
- Spisałeś się, Sherwood. Chodź, idziemy na makaron, zjemy coś i pokażesz mi, za co zapłaciłam jakieś... eee... to chyba była pięćdziesięciofuntówka. Mam nadzieję, że to naprawdę dobry tatuaż - oświadczyła z rozbawieniem, ciągnąc go przez Chinatown ku jednej z Azjatyckich knajp.
Koniec sesji
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.