23.11.2023, 18:43 ✶
Ulica Śmiertelnego Nokturna nie byłaby tą, na której Darcy szukałby malarzy. Pewnie o istnieniu Lavinii Degenhardt nie dowiedziałby się nigdy, gdyby nie zobaczył jej obrazu u znajomego, akurat wtedy, gdy był na etapie poszukiwania Prezentu Idealnego i w jego głowie nie zrodziła się Idea.
Wprawdzie wolałby płótno jakiegoś bardzo znanego artysty, ale Lavinia miała trzy ważne zalety - potrafiła swoje obrazy zaklinać emocjami, była na pewno nieco tańsza niż te największe sławy (a Darcy, choć stawał się powoli bogaty, jeszcze nie rzucał złotem na prawo i lewo) i przede wszystkim: istniała większa szansa, że zgodzi się przyjąć pilne zlecenie od kogoś, kto nie mógł poszczycić się bardzo znanym, czystokrwistym nazwiskiem. Lockhartowie może i byli czarodziejami od kilku pokoleń, ale nie mieli takich wpływów jak Blackowie, Malfoyowie czy Lestrangowie, więc istniała szansa, że tacy snobistyczni Avery nie zechcieliby rozmawiać z nim o zleceniu.
I tak oto na początku czerwca Darcy, po wymianie liścików z panią Degenhardt w sprawie namalowania portretu, znalazł się na Nokturnie. Nieco zdenerwowany, bo był jednak porządnym chłopcem, któremu mama zawsze powtarzała, że nie powinien zapuszczać się na Nokturn i który zwykle jej przestróg słuchał. W dodatku był chłopcem z bujną wyobraźnią, łatwo więc mógł zobaczyć oczyma tejże wyobraźni samego siebie okradzionego, napadniętego albo nawet zabitego pośród ciemnych ulic. Nie pasował tutaj: nie pasował tutaj zupełnie, ze swoją sympatyczną buzią, z jasnobrązowymi, starannie uczesanymi włosami, z nowiutkim, ciemnym płaszczem i z subtelnym zapachem wody kolońskiej, który go otaczał. Nawet gdyby bardzo się postarał, nie umiałby wtopić się w tłum na Nokturnie. Nawet tej jego części tuż przy Horyzontalnej, gdzie jeszcze sięgało światło latarni i gdzie poruszały się wciąż brygadowe patrole.
Aportował się więc też pod budynkiem, który wskazano mu jako adres – i wpadł do środka czym prędzej, dłoń kurczowo zaciskając na różdżce, by chwilę później zapukać do drzwi. Powtarzał sobie, że często genialni artyści byli biedni i niedoceniani, więc może taki był przypadek Lavinii? Może też była genialna, biedna i niedoceniana, i dlatego mieszkała na Nokturnie. Kolega by go chyba tak nie wrobił, prawda…? A poza tym obraz, który widział, był naprawdę dobry! A on potrzebował Prezentu Idealnego.
@Lavinia Degenhardt
Wprawdzie wolałby płótno jakiegoś bardzo znanego artysty, ale Lavinia miała trzy ważne zalety - potrafiła swoje obrazy zaklinać emocjami, była na pewno nieco tańsza niż te największe sławy (a Darcy, choć stawał się powoli bogaty, jeszcze nie rzucał złotem na prawo i lewo) i przede wszystkim: istniała większa szansa, że zgodzi się przyjąć pilne zlecenie od kogoś, kto nie mógł poszczycić się bardzo znanym, czystokrwistym nazwiskiem. Lockhartowie może i byli czarodziejami od kilku pokoleń, ale nie mieli takich wpływów jak Blackowie, Malfoyowie czy Lestrangowie, więc istniała szansa, że tacy snobistyczni Avery nie zechcieliby rozmawiać z nim o zleceniu.
I tak oto na początku czerwca Darcy, po wymianie liścików z panią Degenhardt w sprawie namalowania portretu, znalazł się na Nokturnie. Nieco zdenerwowany, bo był jednak porządnym chłopcem, któremu mama zawsze powtarzała, że nie powinien zapuszczać się na Nokturn i który zwykle jej przestróg słuchał. W dodatku był chłopcem z bujną wyobraźnią, łatwo więc mógł zobaczyć oczyma tejże wyobraźni samego siebie okradzionego, napadniętego albo nawet zabitego pośród ciemnych ulic. Nie pasował tutaj: nie pasował tutaj zupełnie, ze swoją sympatyczną buzią, z jasnobrązowymi, starannie uczesanymi włosami, z nowiutkim, ciemnym płaszczem i z subtelnym zapachem wody kolońskiej, który go otaczał. Nawet gdyby bardzo się postarał, nie umiałby wtopić się w tłum na Nokturnie. Nawet tej jego części tuż przy Horyzontalnej, gdzie jeszcze sięgało światło latarni i gdzie poruszały się wciąż brygadowe patrole.
Aportował się więc też pod budynkiem, który wskazano mu jako adres – i wpadł do środka czym prędzej, dłoń kurczowo zaciskając na różdżce, by chwilę później zapukać do drzwi. Powtarzał sobie, że często genialni artyści byli biedni i niedoceniani, więc może taki był przypadek Lavinii? Może też była genialna, biedna i niedoceniana, i dlatego mieszkała na Nokturnie. Kolega by go chyba tak nie wrobił, prawda…? A poza tym obraz, który widział, był naprawdę dobry! A on potrzebował Prezentu Idealnego.
@Lavinia Degenhardt