27.11.2023, 13:27 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 17:01 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V
Krzyczały mewy.
Ich nawoływania mieszały się z hukiem fal, raz po raz rozbijających się o pobliskie skały pośród bałwanów białej piany. Nadmorski wiatr niósł ze sobą zapach wodorostów i wilgoci. Niebo tego dnia było błękitne, pozbawione choćby jednej chmury - i na setkach angielskich plaż odpoczywały zapewne dziesiątki mugoli, ale to miejsce było właściwie opuszczone. Może dlatego, że w pobliżu znajdowała się tylko wymierająca już powoli miejscowość, niegdyś rybacka osada, gdzie zostało zaledwie kilku mieszkańców, zbyt starych lub zbyt upartych, aby szukać nowego życia gdzieś indziej. Może bo ten fragment brzegu był stromy, niedostępny, a zamiast białego piasku i łagodnego zbocza, pełno było tutaj skał, wygładzonych przez morską wodą.
A może z powodu opowieści, jakie krążyły o tym miejscu? Leżącym nie jakoś daleko od Londynu, może dwie godziny pociągiem, ale zdającym się trochę... jak z innego świata.
Kiedyś mieszkała tutaj czarownica, lubili mawiać miejscowi, kiedy jeszcze czasem pojawiał się ktoś - turysta zwykle - kto by ich słuchał.
- Była tak piękna, jak okrutna, i tak okrutna, jak piękna - mruknęła do siebie Brenna, lewą dłonią przysłaniając ciemne oczy przed słońcem i spoglądając ku stromemu zboczu. W prawym ręku trzymała za związane sznurówki swoje trampki. Spodnie miała obcięte tuż pod kolanami, ale ich dół i tak zamókł trochę, gdy wdrapywała się na jeden z wilgotnych, śliskich głazów, zanurzonych częściowo w wodzie, by lepiej widać miejsce, w którym...
Wydrążyła magią jaskinię w skale i tam sprowadzała swoje ofiary, ale wejścia do niej nie mógł dostrzec żaden śmiertelnik...
- ...albo żaden mugol - wymruczała kobieta, bo kiedy patrzyła uważnie, bardzo, bardzo uważnie, widziała cień, mogący być wejściem. Choć nie dostrzegłaby pewnie nawet ona, gdyby nie wiedziała gdzie patrzeć.
Nie przyciągnęła jej tutaj ta konkretna historia ani chęć przespacerowania się po plaży, na której nie będzie tłumów: choć wędrówka nad morskim brzegiem była na swój sposób przyjemna i Brenna czerpała z niej przyjemność, bo była to odmiana po korytarzach Ministerstwa, zaułkach Nokturnu, hałasie Pokątnej czy nawet po ukochanym przez nią sadzie Longbottomów. Artykuł w mugolskiej prasie o tajemniczym wypadku, któremu uległ fotograf, robiący w okolicy zdjęcia. Opublikowana fotografia skał, na której – jeżeli uważnie się przyjrzałeś – widziało się znaki. Brenna nie znała się na starożytnych runach i pieczęciach, nie umiała takich czytać ani stawiać, ale potrafiła je rozpoznać i te na takie wyglądały.
Może było głupie, że się tutaj znalazła z samego rana, tuż po tym, jak słońce wyłoniło się z wody. To przecież nie tak, że miała nadmiar czasu i nie powinna przecież zajmować się bzdurami. Ale niezbyt umiała odpuszczać, a ten przypadek… jakoś budził dzwonki alarmowe w jej głowie. A ostatecznie teleportowanie się tutaj zajęło jej zaledwie chwilę, i jeżeli nic nie znajdzie, zmarnuje najwyżej pół godziny. Ostatecznie wpadła tutaj przed pracą, po godzinach (czy raczej przed godzinami), skoro oficjalnie nie uznano tego za na tyle poważne, by ktoś to sprawdzał, więc nikt jej nie oskarży o marnowanie czasu na służbie, a spacerować wolno kazdemu...
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.